Między kalendarzem gregoriańskim i juliańskim różnica obecnie wynosi trzynaście dni i tak będzie do 2100 roku (potem różnica zwiększy się do czternastu dni). Państwo rosyjskie od czasów cara Piotra I zaczyna nowy rok – jak w Europie – od stycznia (wcześniej odliczanie nowego roku zaczynało się 1 września, „od stworzenia świata”); od stycznia 1918 roku żyje według kalendarza gregoriańskiego (nowego stylu). Rosyjska Cerkiew używa nadal kalendarza juliańskiego (starego stylu).
W Rosji 13 stycznia obchodzi się – trochę pół żartem, pół serio – tak zwany Stary Nowy Rok, swoisty przeżytek zmiany kalendarza z juliańskiego na gregoriański. Symbolicznie dzień ten kończy okres świąteczny zaczynający się 31 grudnia. W latach ZSRR wiele z tradycji związanych z Nowym Rokiem zostało utraconych. Po rewolucji zaniechano obchodzenia Bożego Narodzenia (według juliańskiego kalendarza przypadającego na 7 stycznia), próbowano oduczyć rządzący proletariat upajania się „opium”, za jaki oficjalnie uznano religię. Tradycję strojenia choinki obwołano „burżuazyjnym przeżytkiem”. Dopiero w 1935 roku partia dała zielone światło: można witać radośnie Nowy Rok. Część wypartych z przestrzeni publicznej tradycji bożonarodzeniowych przywrócono/wprowadzono/przeszczepiono jako tradycje noworoczne. To było święto dla rodziny, która zbierała się przy stole, dzieci mogły się cieszyć choinką i prezentami. Każde dziecko dorastające w latach trzydziestych w Kraju Rad wiedziało, że choinkę dał dzieciom towarzysz Stalin. Dopiero w 1947 r. 1 stycznia stał się dniem wolnym od pracy. Pojawiły się też nowe świeckie-sowieckie tradycje: sałatka Olivier, kremlowskie kuranty oznajmiające północ, nadawane początkowo przez radio, a potem przez telewizję na cały kraj i szampan. Potem powstały noworoczne filmy, które co roku są obowiązkowo tłuczone przez wszystkie telewizje (np. „Ironia sud’by” z Barbarą Brylską, pisałam o tym m.in. tu: http://labuszewska.blog.onet.pl/2009/12/31/z-biegiem-lat-z-biegiem-dni/).
Ze Starym Nowym Rokiem też związane są stare zwyczaje, które od kilku lat próbuje się w Rosji przypominać. I dzień ten staje się coraz popularniejszym świętem. Odżywają zapomniane tradycje kulinarne. „Małania”, jak nazywa się też nieoficjalnie 13 stycznia (według starego stylu to imieniny Małanii-Melanii), a potem następujący 14 stycznia Wasyl (dzień św. Wasilija) lubią dobrze zjeść: faszerowane karpiki, pieczone prosiaki, fantazyjnie doprawiony drób, bliny, kiełbasy.
To jeszcze jeden miły powód, by życzyć sobie pomyślności, z czego skwapliwie korzystam. Jeszcze raz: wszystkiego najlepszego.
Tym szampanem, chyba, jesteśmy najbardziej związani, by nie powiedzieć upojeni. Ongiś innego nie było jak tylko ów zza wschodniej granicy. Mawiano, ze najlepszy. Być może, nie gustuję. Skutki zdrowotne i samopoczucie podobno masakryczne. Filmy nawet lubiłam, niektóre z nich wzruszały mnie do łez. Melodia języka bez wątpienia miała tu swoje zasługi/urok. Ponadto uwodzicielskie krajobrazy pomimo szarzyzny codziennej prostego człowieka. To mnie urzeka również w prawosławnej liturgii. Chyba ona najtrafniej wydobywa dramaturgię spotkania bóstwa z człowieczeństwem.
To zaś, co udaje się w sferze religijnej, kompletnie zanikło w świeckiej.
A przecież napisane jest: „Piękno zbawi świat” . Jeśli to mają być życzenia noworoczne to cóż można życzyć lepszego(?)