Gdzie ta chwila, gdy pospołu zasiadaliśmy do stołu twarzą w twarz – śpiewali melancholijni Starsi Panowie. I dalej wyliczali czary znakomitych potraw, wykwintnych trunków i wyrafinowanych deserów, z których odleciały róże. Róże odleciały dziś z tortów dwóch innych starszych panów, którzy postanowili, że ich naród ma zapomnieć o osobliwych zagranicznych smakach: prezydent Putin podpisał dekret o zakazie importu „wybranych” produktów spożywczych, a premier Miedwiediew już na jutro ma sporządzić detaliczną listę zagranicznej strawy, szkodzącej Rosjanom na wątrobę. Wiadomo ponad wszelką wątpliwość i bez tej listy pana premiera, że Rosjanom zaszkodzą wszystkie artykuły spożywcze z Ameryki. Już zapowiedziano, że mleko (niedawno wprowadzono w Rosji zakaz na wwóz ukraińskiego mleka i nabiału) będzie do Rosji przyjeżdżać z Brazylii. Mleko ma najszybszy transport, więc spokojnie dojedzie nieskwaszone z drugiej półkuli. Podobnie jak mięso.
Dekret Władimira Władimirowicza jest rosyjską odpowiedzią na sankcje nałożone przez Zachód na Rosję za nieprzyzwoite zachowanie się przy ukraińskim stole.
Już w marcu władze badały grunt, jak ludność odniesie się do przejścia na miejscową żywność. Okazało się, że 74% wyraziło przekonanie, że Rosja może wyżywić się sama, bez zagranicznej pomocy (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/03/27/zywnosc-klamstwa-i-kasety-wideo/).
No i już – po kompocie…
No cóż, nikt nie ma powodów do radości z wprowadzanych obecnie embarg. Z całą pewnością, nikt w Europie nie wierzył i nie wierzy, że taki macho jak pan prezydent Putin na wieść o wprowadzeniu sankcji ugnie się od razu. Czy te wzajemne embarga (które na pewno bardziej dadzą się odczuć Rosjanom niż w UE) spowodują zmianę stosunku Rosjan do swojego prezydenta i jego ekipy, i ewentualnie w jakiej perspektywie czasowej – nie wiem, zwyczajnie nie wiem. Na razie, w Rosji trwa patriotyczna euforia, damy_sobie_radę, #krymnasz itd. I można przypuszczać, że takie nastroje potrwają co najmniej kilka-kilkanaście miesięcy – choć wiele zależy od rozwoju sytuacji na Ukrainie.
Bardziej smutną konstatacją jest koniec pewnej epoki, epoki kiedy można było mieć nadzieję, że Rosja wybiera europejską drogę rozwoju. Można było przymykać oko na wiele niedobrych spraw, dziejących się w Rosji i w związku z Rosją, jeżeli się chciało wierzyć, że to pomoże w wejściu Rosji do wspólnoty państw, szanujących wartości europejskie, poszanowanie prawa, demokrację, otwartość itd. Polityka niedrażnienia niedźwiedzia (naturalnie, nie po to aby napełnić kieszenie forsą, tylko dla wyższego celu) została – póki co – odłożona na bok. Można być pewnym, że będzie wielu, bardzo wielu chętnych do jej powrotu, ale pan prezydent Putin już raczej nie będzie tak chętnie podejmowany w Berlinie, Rzymie czy Paryżu. Ta epoka się skończyła. Polecam taki dość krótki, acz treściwy artykuł:
http://www.themoscowtimes.com/opinion/article/russia-and-eu-are-signing-their-divorce-papers/504768.html
Putin sie wyzywi…:))