Tej wojny nie ma, nie została wypowiedziana, choć przecież jest, toczy się, po obu stronach giną na niej ludzie. Moskwa od początku trzyma się narracji, zgodnie z którą konflikt na wschodzie Ukrainy jest wewnętrznym konfliktem ukraińskim, a nie wojną ukraińsko-rosyjską. Narracja rozsypuje się stopniowo jak domek z kart. Rosja bierze udział w tym konflikcie – jej żołnierze strzelają z jej broni. Jej żołnierze giną na tej wojnie. Kijów też ze swej strony nie ogłosił stanu wojennego dla wschodnich obwodów, ukraińska armia działa w trybie operacji antyterrorystycznej.
Wariant z zastosowaniem dyskretnych zielonych ludzików z Krymu okazał się nieskuteczny w warunkach Donbasu. Pamiętacie Państwo skargę Igor Girkina vel Striełkowa (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/20/sieroca-grupa-rekonstrukcyjna/), który w opublikowanym w internecie apelu przyznawał, że miejscowa ludność jakoś nie chce chwycić za broń i zasilić jego oddziałów. Na marginesie – kilka słów o losach samego Girkina. Żadnych oficjalnych komunikatów od niego lub o nim nie ma od dawna. Po sieci krążą pogłoski. Podobno został ranny. Ale nie na polu chwały, a w awanturze z krewkim Zacharczenką (nowym „premierem” donieckich samozwańców), który miał mu odstrzelić palec i zrobić dziurę w nodze. Zacharczenko miał potem oznajmić, że Girkin wypełnił swoją misję w Donieckiej Republice Ludowej i „przeszedł do innej pracy”. Ciekawe, jaką misję wypełnił na Ukrainie historyczny rekonstruktor i do jakiej pracy przeszedł.
Zasileniem oddziałów walczących na wschodzie Ukrainy zajęli się inni. Od wczoraj w internecie trwa intensywna dyskusja, czy żołnierze (podlegającej bezpośrednio prezydentowi) pskowskiej dywizji powietrznodesantowej zginęli na wschodzie Ukrainy. Dowódca wojsk powietrznodesantowych generał Szamanow twierdzi, że w jednostce wszyscy są żywi i zdrowi, rzecznik prasowy ministerstwa obrony oznajmił, że podawane przez stronę ukraińską dane o poległych rosyjskich żołnierzach są fałszywką. Tymczasem w ciągu ostatnich dwóch dni na cmentarzu w Wybutach pod Pskowem przybyły nowe groby, m.in. dwóch żołnierzy jednostki (Ukraińcy podawali, że w ich ręce pod Ługańskiem trafił transporter opancerzony z dokumentami oraz żołnierze pskowskiej dywizji). Pogrzeb(y) odbywał(y) się pod ochroną żołnierzy, osób postronnych nie wpuszczono (reportaż m.in. w „Nowej Gazecie” http://www.novayagazeta.ru/society/64975.html i tu http://www.echo.msk.ru/blog/schlosberg_lev/1387492-echo/).
Dzisiaj Kijów przedstawił materiały dotyczące zatrzymania dziesięciu rosyjskich żołnierzy na obszarze objętym działaniami zbrojnymi w obwodzie donieckim. Anonimowy przedstawiciel ministerstwa obrony Rosji odparł, że żołnierze najprawdopodobniej zabłądzili i znaleźli się na Ukrainie przypadkiem. Przypadki chodzą po ludziach, nie od dziś wiadomo. Ale czy akurat po tych umundurowanych ludziach – to już inna sprawa. Reakcja blogerów była błyskawiczna. Jewgienij Lewkowicz: „Pytają Władimira Putina: – Co z rosyjskimi komandosami? – Oni zabłądzili – pada odpowiedź” (nawiązanie do słynnej odpowiedzi Putina na pytanie Larry Kinga: – Co się stało z Kurskiem? – On utonął). Blogerzy proponują też, by Ukraińcy przekazali zabłąkanych żołnierzy Putinowi dzisiaj w Mińsku – przed kamerami, żeby się nie mógł wykręcić.
A o samym mińskim spotkaniu – w następnym wpisie (gdy to piszę, spotkanie dopiero się zaczyna), a tymczasem jeszcze garść szczegółów o zabłąkanych zielonych owieczkach ze strony internetowej Radia Swoboda: „Ogłoszono ćwiczenia taktyczne w nocy z 23 na 24 sierpnia, grupa wyruszyła w stronę Ukrainy, bez utrzymywania łączności. Grupa przekroczyła granicę i udała się w kierunku Iłowajska. W skład grupy, według zeznań zatrzymanych rosyjskich żołnierzy, weszły dywizjon artylerii, kompania zwiadu i logistyka, ogółem 350-400 osób, 30 pojazdów desantowych i inne pojazdy, łącznie 60. W czasie marszu dwa pojazdy odbiły się od grupy, zostały okrążone przez wojsko ukraińskie. Zatrzymani byli ubrani w mundury bez znaków rozpoznawczych”. Dane żołnierzy i zapis ich zeznań można obejrzeć m.in. tutaj: http://www.svoboda.org/content/article/26550561.html
Minister spraw zagranicznych Rosji z wystudiowanym kamiennym wyrazem twarzy oznajmił, że takie wiadomości są efektem wojny informacyjnej. Minister zapowiedział ponadto, że Moskwa organizuje kolejny konwój z pomocą humanitarną dla Donbasu.
Pierwszy biały konwój nie mógł się doczekać na zgodę Kijowa i kontrolę Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża i bez zezwoleń i kontroli wjechał na Ukrainę. Ile dokładnie kamazów przekroczyło granicę – nie wiadomo. Co wwiozły – też nie wiadomo. To było na odcinku granicy niekontrolowanym przez Ukraińców. Rosyjska telewizja pokazała, jak jakieś ciężarówki gdzieś rozładowują, może w Doniecku, może w Ługańsku, a może jeszcze gdzie indziej. W ciężarówkach były białe worki. Następnie po rozładunku ciężarówki ruszyły z powrotem do kraju. Strona rosyjska zapewnia, że puste. Strona ukraińska utrzymuje, że wywieziono w nich sprzęt, zdemontowane linie produkcyjne zakładów w Ługańsku. Może ciała zabitych rosyjskich żołnierzy. Może, może… Tak czy inaczej, na podstawie doniesień mediów trudno się zorientować, jak to z tym trojańskim konwojem było. Pierwszy konwój, który wjechał i wyjechał, stworzył ważny precedens: można jeździć, można wozić, co się chce. Rosjanie „woszli wo wkus” i zrobią teraz biały wahadłowiec, kursujący wedle uznania do Ługańska-Doniecka i z powrotem. O ile będzie to potrzebne. Zaczekajmy na wyniki rozmów w Mińsku.
Komendant, który wysłał wezwanie poborowe synowi Turczynowa stracił pracę, dobrze, że nie życie przez piłowanie piłą na pół. Ale kto tam wie, na ile władza banderowców jest pamiętlwa. To apropos żołnierzy „niewypowiedzianej wojny”
Ale co tam jeden poborowy uratowany przez tatusia. Banderowska hunta od tego nie ucierpi, gorzej, że Zakarpacie nie chce dawać poborowych, na razie w srumediach o tym cicho sza, na razie…
Trwające od blisko miesiąca wystąpienia Rusinów i Węgrów na Zakarpaciu skierowane przeciwko rządowi w Kijowie wchodzą w decydującą fazę. Spontaniczne akcje blokowania dróg i autostrad w regionie oraz uniemożliwianie pracy komisjom poborowym skutecznie sparaliżowały egzekwowanie nakazów poboru ludności z regionu do sił walczących przeciwko Noworosji.
Młodzieżowy Ruch 65 Komitaty (Hatvannégy Vármegye Ifjúsági Mozgalom) i Jobbik zorganizowały 8 sierpnia manifestację pod ambasadą Ukrainy.
Występujący na niej przedstawiciel mniejszości rusińskiej, Anatolij Szava, zapowiedział, że w obliczu planów mobilizacji 80 tysięcy osób z regionu zakarpackiego, ludność domaga się pokojowego uznania wyników referendum z 1991 roku gwarantującego autonomię regionu. W przeciwnym razie region całkowicie wypowie posłuszeństwo Kijowowi. Karpato-Rusini wierzą, że Węgry nie pozwolą banderowcom na takie ludobójstwo jakie ma miejsce w Noworosji – podkreślił Szava.
Podżegaczom wojennym z polskojęzycznych mediów pod rozwagę i połykaczom ich mundrości [pobożne życzenia, wiem]:
=====
Czytanie gazet we współczesnej Polsce jest zajęciem traumatycznym. Można oczywiście traktować je w kategoriach zabawy i rozrywki, ale zawsze nie do śmiechu będzie, kiedy uświadomimy sobie, że wielu ludzi bierze te wypociny i brednie za dobrą monetę.
Rzecz jasna tematem numer 1 panów i pań redaktorów jest Władimir Władimirowicz Putin – prawdziwa obsesja dziennikarskiej czeredy, prześcigającej się w obelgach i wymysłach.
Stadku dziennikarzy towarzyszą dzielnie ich rozmówcy, udzielający wywiadów i strojący się na największych na świecie znawców Rosji, rosyjskiej duszy, rosyjskiej historii, rosyjskiego umysłu i rosyjskich niecnych zamiarów. A tym zamiarem, realnym i namacalnym jest… wywołanie III wojny światowej. Obwieszczali to już niesławnej pamięci generałowie w stanie spoczynku, którzy przedłużają swój publiczny żywot wygadywaniem kompletnych nonsensów w mediach. Na czoło wysuwa się gen. Waldemar Skrzypczak, dostatecznie skompromitowany w latach minionych, ale za to pełniący teraz rolę „eksperta” od straszenia. To od niego dowiedzieliśmy się, że w razie ataku Rosji na Polskę padniemy w trzy dni. W jego ślady idzie kolejny pisowski generał Roman Polko. Ten też słynie z wygłupów medialnych, choć ostatnio zadał sobie pytanie… ale niby po co Rosjanie mieliby wchodzić ze swoim wojskiem do Polski?
No właśnie – po co? Żeby wyjść naprzeciw pragnieniom panów Macierewicza, Wildsteina i innych? To chyba ciut za mało, żeby podejmować tak brzemienne dla świata decyzje.
Wątpliwości nie ma za to Romuald Szeremietiew, był szef resortu obrony. Uważa on, że „skoro na Kremlu postanowiono, że narzędziem polityki zagranicznej Rosji będą siły zbrojne, to przywódcy Rosji muszą zakładać, że w konsekwencji mogą wywołać wojnę światową”. I na poparcie tej tezy wywód „cywilizacyjny”: „Rosjanie, będący cywilizacyjnie bardzo blisko Prusaków, należą do innej cywilizacji niż Polacy. Pogląd cywilizacyjny dominujący w Rosji widzi Rzeczpospolitą jako kraj zależny, a każda forma polskiej niezależności jest traktowana przez Rosję jako wyzwanie i zagrożenie dla jej interesów. Słyszymy często, że w relacjach z Rosją Polska nie powinna „wymachiwać szabelką”. Otóż w oczach Moskwy już tylko nasze niezależne stanowisko jest tym wymachiwaniem. Nie musimy nic więcej robić. Dla Rosji Polska strawna to Polska jej podporządkowana, satelicka, coś na kształt „Prywislinija”, czy PRL. Dlatego próby porozumienia się niezależnej Polski z Rosją są niezwykle trudne, jeśli w ogóle możliwe. Jeżeli nie będziemy tego dostrzegali, nie zrozumiemy trudności w relacjach polsko-rosyjskich”.
To klasyczny przypadek myślenia kategoriami minionej epoki, nie wiadomo tylko, czy XIX czy XX wieku. Choć każdemu, nawet mało rozgarniętemu analitykowi, wiadomo, że nikt nie chce III wojny światowej, bo oznaczałaby ona koniec ludzkości (nasi „eksperci” chcąc wyjaśnić jakoś tę nielogiczność twierdzili nawet, że Putin ma raka mózgu, więc jest niepoczytalny), oraz to, że w obecnej sytuacji geostrategicznej Rosja jest krajem w ciągłej defensywie, krajem osaczanym przez USA, krajem broniącym swoich wpływów w bezpośredniej bliskości swoich granic a nie tysiące kilometrów od niej – nam opowiada się bajeczki o „rosyjskim imperializmie”.
Ten kto snuje opowiastki o tym, że Putin wstając rano z łóżka nie myśli o niczym innym, tylko o tym, jak zrobić z Polski na nowo „Priwislinije” – jest megalomanem i fantastą. Póki co, to Polska jest jednym z najbardziej niesamodzielnych państw w Europie, wykonującym grzecznie polecenia płynące z zewnątrz, państwem, które nie potrafi powiedzieć „nie” i prowadzić własnej polityki zagranicznej, na co zdobyły się nawet tak małe narody, jak Węgrzy czy Czesi. A tu panowie Szeremietiew et consortes majaczą o jakimś „Priwislinju”.
Jeśli już tak chcemy rozmawiać, to trzeba jasno powiedzieć, że to „Priwislinje” już jest, tyle że wcale nie zarządzane przez Moskwę. Ale o tym nasi „niepodległościowcy” nigdy nie wspomną, bo są zakłamani. Gdyby ktoś z nich powiedział – tak, jesteśmy krajem niesuwerennym, bo nie ma wyjścia, boimy się Rosji, więc godzimy się na brak niepodległości – to byłoby to bardziej uczciwe. Uważam, że takiej groźby ze strony Rosji nie ma, ale można sobie takie lęki (absurdalne i ahistoryczne) jakoś wyjaśnić.
Ale nie, oni wmawiają nam, że mamy od 25 lat pełną „wolność” i „niepodległość”, na które dybie psychopata z Kremla. Cynicznie przykrywają prawdę o obecnym statusie Polski sloganami o „odwiecznym rosyjskim imperializmie”.
Jan Engelgard
O, pan Marek się odezwał. Kurcze, znowu nie na temat, ale to chyba nic nie szkodzi (płacą Panu za wierszówkę, jak przypuszczam? Czy ogólnie, za zakłócanie dyskusji?).
Nie wiem, kim jest ów rzekomy Jan Engelgard (poza tym, że jest idiotą), ale znamy historię, znamy historię rosyjskich kłamstw, znamy historię rosyjskiego imperializmu. Na pewno nie jest to nikt w Polsce znany, szanowany.
A prawda jest taka, że wojna się rozkręca, Rosja przystępuje do niej z coraz mniej zakrytą przyłbicą. Najwyraźniej po sukcesach wojsk ukraińskich z lipca, kiedy stało się jasne, że luźna zbieranina mętów (nawet wyposażona w specjalistyczny sprzęt typu rakiety Buk) nie da rady armii ukraińskiej, a lokalna ludność wcale się nie pali do walki o 'Noworosję’ – na Kremlu podjęto decyzję o wprowadzeniu na pole walki regularnych rosyjskich jednostek. I to jest po prostu wojna, a nam przechodzą ciarki po plecach – bo wiemy do czego zdolna jest Rosja kiedy zapragnie machać szabelką i rozdawać 'nauczki’.
Znam pana Jana Engelgarda:)) Poza wszystkim bardzo mily gość. Zaczynał od Ligi Polskich Rodzin i z jej poreki byl kierownikiem wydzialu kultury sejmiku mazowieckiego. Sprawial wrazenie narodowca-antysemity. Nie bylo to sympatyczne, ale nobody,s perfect. Ale to, co ostatnio wypisuje na facebooku, przekracza wszelkie granice. Ostrzegam przed lektura, bo jest porazająca:))
🙂 wow, skoro z LPR, narodowiec i antysemita, to musi być zbrodniarz pierwszej wody…
Tak z ciekawości, czym zasłużył Engelgard na miano antysemity, bo z resztą zarzutów można się zgodzić.
Pan Jan jest redaktorem naczelnym tygodnika „Mysl Polska”. W swoim czasie ten periodyk znalazł sie na liście najbardziej homofobicznych publikacji w Polsce. Zresztą mozna poczytac:)) A zbrodniarzem zadnym nie jest. Ot, sierota po PRL-u…
Jak przypuszczałem, bez dowodu mamy uwierzyć, że jest antysemitą.
A wystarczyło zacytować jakiś fragment jego antysemickiej wypowiedzi i każdy mógłby ocenić, czy taką jest.
Ale po co?
Wystarczy za kimś [nie wiadomo za kim] powtórzyć, że Myśl Polska jest pismem homofobicznym, tak jakby to było tożsame z antysemityzmem.
Pani Kalino, stać Panią na więcej 🙂
Panie Marku, chyba Pan nie podejrzewa, ze kolekcjonuje roczniki „Mysli Polskiej”?:))
Dzisiejsza Wyborcza ma taki artykuł o niewypowiedzianej wojnie:
http://wyborcza.pl/1,75477,16536255,Armia_wojuje_potajemnie___jak_zwykle__DZIS_W_ROSJI_.html
ale nie wszyscy mają chyba dostęp do tego artykułu, to tylko wymienię inne 'sekretne’ wojny, kiedy ludność ZSRR (czy potem Rosji) nie była informowana o operacjach wojennych:
– operacje Armii Czerwonej w Afganistanie w 1929
– rok później w Chinach
– operacje wojskowe w Korei, Wietnamie (tam latali np. polscy piloci), Egipcie, Syrii
– „ograniczony kontyngent wojskowy wysłany w 1979 do Afganistanu” niósł z początku tylko pomoc cywilną
– szturm Groznego w listopadzie 1994 (nie mylić ze szturmem Groznego z końca grudnia 1994) prowadzony był przez ówczesne zielone ludziki, nawet ówczesny minister obrony Graczow się ich wyparł na konferencji prasowej – nota bene, czy to nie brzmi znajomo z konferencją Putina z marca tego roku?
A jakby sięgnąć jeszcze głępiej, do wieków Xviii czy XIX, to też można sporo wygrzebać. To ciekawe, że tak naprawdę arsenał rosyjskiej „dyplomacji militarnej” w gruncie rzeczy niewiele się zmienia z czasem, ale wciąż działa. Czyż to nie dowód na to, że jest bardzo skuteczny?
Arsenał propagandowy rosyjski tez sie nie zmienia i tez dlatego, ze jest skuteczny. Polega na lgarstwach w zywe oczy, co przyrownałabym do dzialalnosci węzy jadowitych, ktore podobno w ten sposób hipnotyzuja swoje ofiary. Te łgarstwa dzialaja oczywiscie na osobnikow niezorientowanych lub takich, ktorym to niezorientowanie pasuje, a wiec rozmaitych pozytecznych idiotow. Te tricki propagandowe dzialaja dobrze, poniewaz sa egzotyczne i absolutnie niepodobne do propagandy zachodniej, ktora wymysla przynajmniej jakies zmyslone, choc brzmiace racjonalnie powody agresji (jak w przypadku agresji na Irak). Rosyjska propaganda jest inspirowana ta azjatycka. Przypominam stary dowcip o Mao Tse Tungu, ktory ustrzelil w obecnosci wielu osob tygrysa, kazał go szybko zabrac, a potem pytal: jaki tygrys?:))
Panie Muchor, musi Pan koniecznie popracować nad listą wojen i zbrodni wojennych Rosji w 20 i 21 wieku, powodzenia.
Aby Pana zachęcić do wytężonej pracy…
Jak wiadomo, USA potępia wszelkie interwencje militarne w suwerennych krajach. Zwłaszcza zaś nie mającą miejsca interwencję Rosji na Ukrainie.
Zatem poniżej lista krajów, które USA zbombardowało po ukończeniu II Wojny Światowej. Oczywiście nie chodziło wówczas o żadne interwencje militarne w suwerennych krajach, lecz o wprowadzenie demokracji.
Chiny 1945-46
Korea 1950-53
Chiny 1950-53
Gwatemala 1954
Indonezja 1958
Kuba 1959-60
Gwatemala 1960
Kongo Belgijskie 1964
Gwatemala 1964
Republika Dominikańska 1965-66
Peru 1965
Laos 1964-73
Wietnam 1961-73
Kambodża 1969-70
Gwatemala 1967-69
Liban 1982-84
Grenada 1983-84
Libia 1986
El Salvador 1981-92
Nikaragua 1981-90
Libia 1986
Iran 1987-88
Libia 1989
Panama 1989-90
Irak 1991-
Kuwejt 1991
Somalia 1992-94
Chorwacja 1994 (wyłącznie tereny etnicznie serbskie)
Bośnia 1995 (wyłącznie tereny etnicznie serbskie)
Iran 1998 (airliner)
Sudan 1998
Afganistan 1998
Jugosławia 1999
Afganistan 2001-
Pakistan 2003-
Libia 2011-
http://pl.wikipedia.org/wiki/A_u_was_Murzyn%C3%B3w_bij%C4%85!
U kogo biją Murzynów mocniej, Panie Muchor?
Lubi Pan GW, to wiadomością z Onetu Pan nie pogardzi:
„The Guardian”: USA dążą do wojny z Rosją
Rola Waszyngtonu w kryzysie ukraińskim może mieć ogromne konsekwencje dla całego świata. Według Johna Pilgera, publicysty „The Guardian”, Stany Zjednoczone dążą do wojny z Rosją. „Po raz pierwszy od czasów Reagana USA prą do światowego konfliktu. Ukraina, ostatni bufor przed Rosją, jest rozdzierana przez faszystowskie siły wspierane przez USA i UE” – czytamy w serwisie internetowym gazety.
„Nazwa wroga Zachodu zmieniała się na przestrzeni lat. Wcześniej był to komunizm, teraz są to islamscy terroryści. Generalnie są to niezależne społeczeństwa zajmujące strategiczne, bądź bogate w złoża terytorium” – pisze Pilger. Liderzy tych społeczeństw są przeważnie brutalnie usuwani.
Pilger przytacza przykłady: Mohammad Mosaddegh – demokratycznie wybrany premier Iranu, Jacobo Arbenz Guzmán – prezydent Gwatemalii, czy Salvador Allende – prezydent Chile. Wszyscy usunięci w wyniku zamachu stanu. Pilger oddaje, że liderzy wrogich reżimów są szkalowani w zachodnich mediach. Wcześniej Fidel Castro i Hugo Chavez, teraz Władimir Putin.
„Ale rola Waszyngtonu w kryzysie ukraińskim jest jednak inna, a konsekwencje odczuje każdy z nas” – pisze Pilger. „Po raz pierwszy od czasów Reagana USA prą do światowego konfliktu. Ukraina, ostatni bufor przed Rosją, jest rozdzierana przez faszystowskie siły wspierane przez USA i UE” – czytamy dalej.
Jak pisze publicysta, po zaplanowanym zamachu stanu w lutym przeciwko demokratycznie wybranemu rządowi w Kijowie, Waszyngton chciał przejąć bazę marynarki Rosji w Sewastopolu. Nie udało się. Rosjanie obronili się. „Militarne okrążenie NATO doznało przyspieszenia wraz z atakami kierowanymi przez USA i sojuszników na Rosjan na Ukrainie. Jeśli Putin da się sprowokować i wejdzie im z pomocą, będzie to uzasadniało prowadzoną przez NATO partyzancką wojnę, która może rozlać się także w samej Rosji” – czytamy na stronach „The Guardian”.
„Jak wcześniej Irak czy Afganistan, Ukraina została przekształcona w park rozrywki dla CIA, prowadzony osobiście przez dyrektora agencji Johna Brennana. Nadzoruje on ataki na ludzi, którzy przeciwstawili się zamachowi stanu w lutym” – ocenia Pilger.
Przypomina też niedawny pożar w Odessie, gdzie zginęło 41 osób. „Lekarze chcieli ratować ludzi, ale nie zostali dopuszczenie do potrzebujących przez proukraińskich radykałów. »Jeden z nich odepchną mnie brutalnie mówiąc, że wkrótce mnie i innych Żydów z Odessy spotka ten sam los. Takie rzeczy nie działy się nawet podczas faszystowskiej okupacji w II wojnie światowej. Zastanawiam się, dlaczego świat milczy»” – przytacza relację naocznego świadka tamtych zdarzeń.
„Rosjanie na Ukrainie walczą o przetrwanie. Gdy Putin ogłosił wycofanie wojsk z ukraińskiej granicy, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony w rządzie Arsenija Jaceniuka, Andrij Parubij, założyciel faszystowskiej partii Swoboda, mówił, że operacja przeciwko terrorystom będzie kontynuowana. W Orwellowskim stylu propaganda na Zachodzie atakuje Moskwę, próbując ją sprowokować” – uważa autor.
Co roku amerykański historyk William Blum publikuje raport o polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Wynika z niego, że od 1945 roku USA próbowały obalić ponad 50 rządów na całym świecie. Wiele z nich było demokratycznie wybranych. Raport mówi też, że Stany ingerowały w wybory w 30 krajach, bombardowały ludność cywilną również w 30 krajach, używały broni chemicznej i biologicznej i próbowały zabić wielu światowych przywódców. W wielu z tych przypadków USA pomagała Wielka Brytania – przytacza Pilger.
John Richard Pilger – brytyjski dziennikarz z australiskimi korzeniami. Był korespondentem w Wietnamie i Kambodży. Spod jego ręki wyszło wiele filmów dokumentalnych. Napisał też kilkanaście książek. Współpracował z „Daily Mirror” i „New Statesman”.
Panie Marek,
Różnica między światem Zachodu a Pańskim polega (m. in.) na wolności wypowiedzi, pluraliźmie opinii. Dlatego nietrudno znaleźć wypowiedzi zgodne z dowolną bzdurą. Łamy Guardiana są otwarte nawet na takie opinie, ale nie są to poglądy redakcji. To brytyjska tradycja dyskusji, niestety mało znana u Was, w Rosji. Dlatego nie ma teraz u Was prawdziwej dyskusji w prasie np. na temat agresji rosyjskiej przeciwko Ukrainie. Rząd brytyjski nie kontroluje treści mediów, a rząd rosyjski tak.
Wystarczy wejść na stronę Guardiana, aby poczytać np. ich editorial o zestrzeleniu MH17 i konieczności sankcji przeciwko Rosji. Też Pan to chętnie zacytuje?