Kopnij Obamę, czyli jak smakują amerykańskie kanapki?

3 lipca. Unia Europejska długo zaprzęga, ale potem szybko jedzie – słyszę i czytam to zdanie bardzo często w rosyjskich mediach. Porzekadło to przypomniano również po tym, jak przewodniczącego Dumy Państwowej, Siergieja Naryszkina ostatnio nie wpuszczono do Finlandii. „Pan jest objęty sankcjami Unii Europejskiej, pan nie może wjechać na jej terytorium” – usłyszał pan Naryszkin. I bardzo się zdziwił. Nie, nie dlatego, że nagle się dowiedział, iż jego nazwisko figuruje na liście sankcyjnej. Doskonale o tym wiedział od chwili ogłoszenia listy. Ale nic sobie do tej pory z tego nie robił. Jeździł, dokąd chciał. I śmiał się z głupiej Unii, która wpierw wprowadza zakazy, a potem pozwala je omijać. I wierzył zapewne święcie (nie bez podstaw), że zawsze w tej głupiej Unii znajdą się pożyteczni idioci, który uchylą przed nim wrota. Tak było, gdy np. chciał pojechać do Francji.

O podróżach przewodniczącego Naryszkina pisałam już jakiś czas temu (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/12/23/deputowani-dumy-skrycie-kochaja-europe/). Członkowie grupy trzymającej władzę, wpisani na listę „niewjazdową”, znaleźli furtki, dzięki którym można było omijać zakaz wjazdu i podróżować po UE. Na przykład gdy dany polityk otrzymał zaproszenie od organizacji międzynarodowej.

Unia zaprzęgała i wreszcie zaprzęgła: wiz dla rosyjskich parlamentarzystów objętych sankcjami, a wybierających się do Finlandii, nie wystawiono. Choć wybierali się na poważną międzynarodową imprezę (sesja Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE w Helsinkach, w okrągłą rocznicę podpisania Aktu Helsińskiego).

Jakież było oburzenie, jakiż był gniew! Pan Naryszkin przypomniał zaraz Finlandii, że jeszcze nie tak dawno była częścią imperium rosyjskiego i że trzeba się przyjrzeć, czy sto lat temu, gdy tą częścią przestała być, wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa międzynarodowego. Bo jak nie, to się to podniesie gdzie trzeba i pozbawi Finlandię prawa do samostanowienia. Ugf, grr, wrr. Ostatnio w Rosji panuje jakaś epidemia grzebania w aktach dotyczących przesuwania granic byłego imperium. Przy czym ku zdziwieniu przecierającej oczy publiczności wyroki w sprawie konstytucyjności oddania Krymu Ukrainie w 1954 czy odzyskania niepodległości przez państwa bałtyckie w 1991 feruje… Prokuratura Generalna Rosji. Ciekawe. (Analiza na ten temat historyka Borysa Sokołowa: http://grani.ru/opinion/sokolov/m.242379.html)

Finlandia na te wszystkie gniewne okrzyki dobiegające z Moskwy spokojnie odpowiedziała, że czeka na rosyjską delegację, proszę bardzo, tylko niech przyjedzie sześć osób spoza listy sankcyjnej. Jak czytam w programie jubileuszowej sesji OBWE, przewidziana jest deklaracja końcowa, która ma zawierać szereg rekomendacji dla samej organizacji i państw sygnatariuszy. Wiadomo, że oddzielnym punktem ma być rezolucja w sprawie Ukrainy. Oczekuje się, że będzie ona zawierać krytykę pod adresem Rosji za aneksję Krymu. Rosyjska delegacja planowała przedstawienie swoich wariantów rezolucji – o niedopuszczalności wykorzystywania sankcji w stosunku do członków parlamentów krajów członkowskich OBWE i o wypracowaniu wspólnych działań na rzecz przeciwdziałania neonazizmowi.

Z sankcjami rzeczywiście jest Kremlowi coraz mniej przyjemnie. Oficjalna propaganda powtarza dziesięć razy dziennie, że amerykańskie i europejskie sankcje nie są groźne, a nawet że nam jeszcze z tego powodu jest lepiej. Ale rzeczywistość coraz bardziej skrzeczy. I skrzeczeć będzie. Bo UE przedłużyło sankcje o kolejne pół roku, a USA wręcz zapowiadają, że wprowadzą jeszcze nowe.

Deputowany Dmitrij Gudkow, jedyny już bodaj opozycjonista w Dumie, który ma cywilną odwagę głosować przeciwko zamordystycznym ustawom, wprowadzanym jedna za drugą, napisał na FB: „Deputowani myśleli, że [sankcje to] fraszka, pogrożą, posrożą się i wpuszczą. Ale teraz, kiedy Zachód rozzłościł się nie na żarty, nikt nie chce znaleźć się w tonącej łodzi razem z narodem. To policjanci niech sobie siedzą w Rosji [od kilku miesięcy funkcjonariuszy policji obowiązuje zakaz wyjazdów zagranicznych] i odpoczywają na Krymie – za to dostaną prawo strzelania do tłumu. A deputowany rwie się do Europy, chce jeszcze raz powąchać słodkawy zapach gnijącego Zachodu”.

Panowie z parlamentu, ministerstw i innych organów władzy, którzy na Zachodzie zbudowali swoje domy, którzy na zachodnich kontach złożyli depozyty na czarną godzinę, którzy na Zachodzie kształcą dzieci, nie wyobrażają sobie odcięcia od tych dóbr. Owszem, na chwilę, ale przecież nie na zawsze, nie na poważnie, nie z powodu jakiegoś głupiego Krymu czy jeszcze głupszej Noworosji. Zapraszani do telewizyjnych seansów nienawiści politycy, eksperci, publicyści, celebryci opowiadają, wyskakując w entuzjazmie z portek, jak powinien zachowywać się prawdziwy patriota rosyjski: nienawidzić Zachód, który rozkłada się moralnie i pod każdym innym względem. To wersja dla maluczkich. Ale w realu liczą się inne rzeczy. Na przykład – poza wyżej wymienionymi willami i kontami – choćby leczenie na Zachodzie.

Zresztą czasem chodzi o rzeczy bardziej przyziemne. Ci, którzy toczą białą pianę z bąbelkami we wspomnianych seansach nienawiści, wieszają na państwach zachodnich najgorsze psy, grożą użyciem bomby jądrowej itd., ostatnio zaznaczyli swój udział w przyjęciu organizowanym przez amerykańską ambasadę z okazji Dnia Niepodległości. Jest np. taki ekspert wojskowy Igor Korotczenko, który regularnie z żarem wyklina wraże NATO, Amerykę, Europę (które jego zdaniem tylko po to istnieją, by rozwalić Rosję), pluje na ukraińskich „benderowców” i wszystkich tych, którzy ich wspierają, kocha rosyjskie Iskandery i głównodowodzącego. Też był na raucie. „Jak panu smakowały amerykańskie kanapki?” – pytali prześmiewcy w sieciach społecznościowych.

Utrzymywaniem kontaktów towarzyskich z Amerykanami Korotczenko raczej się w telewizji chwalić nie będzie. Antyamerykańskie ziarna obficie rzucane przez kremlowską propagandę w rosyjską glebę wydają parszywe owoce. Tego dnia, gdy Korotczenko, Żyrinowski i inni amerykanożercy bawili się na koszt amerykańskiej ambasady, w Bracku odbył się konkurs „Kopnij Obamę”. Uczestnicy konkursu popisywali się kunsztem obrażania wizerunku amerykańskiego prezydenta – najwyżej punktowane było kopnięcie prezydenta [na szczęście tylko jego zdjęcia] w twarz (https://www.youtube.com/watch?v=Ywwdr_4BT7U&feature=youtu.be).

3 komentarze do “Kopnij Obamę, czyli jak smakują amerykańskie kanapki?

  1. Marek Borsuk

    Zapewne ci panowie trafili tam całkiem przypadkowo. Poczuli głód , musieli coś przekąsić.Ponieważ raut jak podejrzewam odbywał się na gruncie neutralnym , więc nie mogli wiedzieć ,że jest zorganizowany w związku z Dniem Niepodległości USA.Na taki z pewnością by się nie zdecydowali , nawet bardzo głodni.Bo nie sądzę aby byli zaproszeni do ambasady USA w Moskwie.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz
    1. annalabuszewska Autor wpisu

      Szanowny Panie Marku!
      Wszyscy wymienieni dostali imienne zaproszenia na imprezę. Ekspert Igor Korotczenko zamieścił z dumą materiały z bankietu (http://i-korotchenko.livejournal.com/1095910.html). Uzasadniał, że jako redaktor naczelny ważnego periodyku (Nacyonalnaja Oborona) dostaje zaproszenia z ambasad i powinien z nich korzystać. Zawsze powtarza, że każdy kontakt z Amerykanami wykorzystuje do przekonywania ich, że Rosja jest super, a USA stoją na skraju przepaści.
      Pozdrawiam
      Anna Łabuszewska

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *