Hołd petersburski

10 sierpnia. W rosyjskich bajkach powtarza się motyw przemiany bohaterów. Raz są dobrymi młodzieńcami, po czym uderzają się o ziemię i stają złymi szarymi wilkami. I na odwrót. Czary. Podobne przemiany następują w bohaterach na scenie politycznej. Sytuacja na linii Moskwa-Ankara zmienia się tak szybko, że niepodobna nadążyć. Raz turecki prezydent Erdogan jest dla Rosjan wrogim szarym wilkiem, by za chwilę uderzyć się o ziemię i wcielić w rolę przyjemnego sąsiada, który przestał już być przyjacielem Państwa Islamskiego i terrorystów, jak opowiadała przez wiele miesięcy rosyjska telewizja. Podobnie z percepcją rosyjskiego prezydenta w Turcji – jeszcze niedawno miał nad Bosforem opinię najeźdźcy, a już sułtan nazywa go „drogim przyjacielem” i wprasza się doń na podwieczorek.

Wizyta Recepa Tayyipa Erdogana w Petersburgu była kolejnym krokiem na drodze do poprawy klimatu politycznego w stosunkach z Rosją (o pierwszych jaskółkach, świadczących o woli pojednania pisałam na blogu w połowie lipca: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/07/18/stary-wrog-nowy-przyjaciel/). Erdogan przeszedł wewnętrzną przemianę po przewrocie wojskowym – zagryzł wędzidło i przystąpił do czyszczenia przedpola u siebie w domu i tuż za miedzą. Między innymi chce uregulować co się da i jak się da w zepsutych stosunkach z Rosją.

Władimir Putin postawił tureckiemu koledze kilka warunków odnowy przymierza. Sułtan musiał się publicznie ukorzyć przed carskim majestatem. „Drogi przyjaciel Władimir” łaskawie wysłuchał zapewnień o przyjaznych uczuciach, jakie Erdogan zaczął do niego żywić. Ale w odpowiedzi, miotając błękitne zimne błyskawice, wymienił długą listę rzeczy, którą Turcja powinna zrobić, aby zasłużyć na łaskę. Co dalej z tego będzie – zobaczymy, na razie jedynie otwarto furtkę. Może nawet tylko uchylono.

Normalizacja stosunków jest niewątpliwie korzystna dla obu polityków. Nawet jeśli Putin i Erdogan nie osiągną pełnego porozumienia w kilku delikatnych sprawach – to przynajmniej nie będą sobie ostentacyjnie pluć w kaszę. To już duży plus i obniżenie napięcia.

Erdogan na garnitur założył worek pokutny i odegrał rolę proszalnika, by odnowić współpracę gospodarczą i ponownie ściągnąć na Turecką Riwierę tysiące rosyjskich turystów, bez których nie ma życia i wpływów do budżetu. Putin wygłosił w swoim stylu ezopową mowę o tym, że może kiedyś w przyszłości, może nawet niedalekiej, zostaną zdjęte rosyjskie sankcje z tureckich pomidorów. Może tureccy budowniczowie dokończą w rosyjskich miastach stadiony na Mundial 2018. A może rosyjski gaz popłynie gazociągiem Turkish Stream, na którym postawiono krzyżyk, jeszcze zanim Turcy zestrzelili rosyjski samolot na pograniczu syryjsko-tureckim i w stosunkach Moskwy i Ankary nastała epoka lodowcowa. Ale przecież nie tylko o gospodarkę chodzi. Chodzi o dużo bardziej pochłaniające obu polityków partie geopolitycznych szachów.

Syria. Tu interesy obu państw są rozbieżne. Rosja wspiera Asada, Turcja – wręcz przeciwnie: traktuje go jak wroga i domaga jego usunięcia. Rosja wspiera Kurdów, Turcja zwalcza Kurdów. Rosja traktuje Syrię jako strategicznie ważną rozgrywkę z Zachodem, dla Turcji to źródło bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa itd. Obie strony mają coś ważnego do ugrania, targować będą się zatem ostro.

Erdoganowi zależało, aby do świata zachodniego popłynął z Petersburga sygnał o ociepleniu stosunków z Rosją. Rosja nie zastąpi Erdoganowi Zachodu (szczególnie USA), ale pozwoli mu zwiększyć pole manewru w rozmowach z zachodnimi politykami. Teraz turecki sułtan sroży się, schładza temperaturę sojuszniczych stosunków z Ameryką, odgraża się NATO. Po puczu zażądał wydania przebywającego w USA duchownego Fethullaha Gulena, którego podejrzewa o zorganizowanie przewrotu. Stany odmawiają. Napięcie rośnie. I znowu na szachownicy pojawiają się Kurdowie. Waszyngton wspiera Kurdów (choć inne ugrupowanie niż to wspierane przez Moskwę), a Ankara uważa ich za wroga numer jeden.

Turcja znajduje się w ciekawym momencie historii, na zakręcie, jeszcze nie wiadomo, którą drogą popędzi i dokąd ją te wybory zaprowadzą. Jest jak wąż w trakcie wylinki. Putin stara się wykorzystać ten moment słabości Turcji do własnych celów. Na Kremlu strzelałyby korki od szampanów, gdyby udało się zrealizować strategiczny cel: poróżnić Turcję i Zachód, pomieszać szyki, osłabić zaufanie. A może nawet wypłukać fundamenty – posiać niezgodę wewnątrz NATO (Turcja to druga armia Sojuszu). To daleka perspektywa, jeżeli w ogóle możliwa do spełnienia. Na razie strony wykonały rytualne gesty i przystąpiły do sporządzania protokołu rozbieżności. Zbieżności jest niewiele, bohaterowie naszej bajki jeszcze nie raz i nie dwa mogą uderzyć się o ziemię, by zmienić się w złego szarego wilka. I odwrotnie.

2 komentarze do “Hołd petersburski

  1. Ana

    Jeśli ta „miłość” będzie kwitła to Turcja i Rosja dadzą popalić Europie, coś mi się widzi, że w tej relacji celem długofalowym Putina jest działanie na szkodę UE, posługując się Turcją oczywiście

    Odpowiedz
    1. Anna Łabuszewska

      Szanowna Pani! Słusznie się Pani widzi – cel długofalowy pana Putina taki właśnie jest. Inna sprawa, jak i czy to się uda. Pozdrawiam. Anna Łabuszewska

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *