Archiwa tagu: Turcja

Hołd petersburski

10 sierpnia. W rosyjskich bajkach powtarza się motyw przemiany bohaterów. Raz są dobrymi młodzieńcami, po czym uderzają się o ziemię i stają złymi szarymi wilkami. I na odwrót. Czary. Podobne przemiany następują w bohaterach na scenie politycznej. Sytuacja na linii Moskwa-Ankara zmienia się tak szybko, że niepodobna nadążyć. Raz turecki prezydent Erdogan jest dla Rosjan wrogim szarym wilkiem, by za chwilę uderzyć się o ziemię i wcielić w rolę przyjemnego sąsiada, który przestał już być przyjacielem Państwa Islamskiego i terrorystów, jak opowiadała przez wiele miesięcy rosyjska telewizja. Podobnie z percepcją rosyjskiego prezydenta w Turcji – jeszcze niedawno miał nad Bosforem opinię najeźdźcy, a już sułtan nazywa go „drogim przyjacielem” i wprasza się doń na podwieczorek.

Wizyta Recepa Tayyipa Erdogana w Petersburgu była kolejnym krokiem na drodze do poprawy klimatu politycznego w stosunkach z Rosją (o pierwszych jaskółkach, świadczących o woli pojednania pisałam na blogu w połowie lipca: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/07/18/stary-wrog-nowy-przyjaciel/). Erdogan przeszedł wewnętrzną przemianę po przewrocie wojskowym – zagryzł wędzidło i przystąpił do czyszczenia przedpola u siebie w domu i tuż za miedzą. Między innymi chce uregulować co się da i jak się da w zepsutych stosunkach z Rosją.

Władimir Putin postawił tureckiemu koledze kilka warunków odnowy przymierza. Sułtan musiał się publicznie ukorzyć przed carskim majestatem. „Drogi przyjaciel Władimir” łaskawie wysłuchał zapewnień o przyjaznych uczuciach, jakie Erdogan zaczął do niego żywić. Ale w odpowiedzi, miotając błękitne zimne błyskawice, wymienił długą listę rzeczy, którą Turcja powinna zrobić, aby zasłużyć na łaskę. Co dalej z tego będzie – zobaczymy, na razie jedynie otwarto furtkę. Może nawet tylko uchylono.

Normalizacja stosunków jest niewątpliwie korzystna dla obu polityków. Nawet jeśli Putin i Erdogan nie osiągną pełnego porozumienia w kilku delikatnych sprawach – to przynajmniej nie będą sobie ostentacyjnie pluć w kaszę. To już duży plus i obniżenie napięcia.

Erdogan na garnitur założył worek pokutny i odegrał rolę proszalnika, by odnowić współpracę gospodarczą i ponownie ściągnąć na Turecką Riwierę tysiące rosyjskich turystów, bez których nie ma życia i wpływów do budżetu. Putin wygłosił w swoim stylu ezopową mowę o tym, że może kiedyś w przyszłości, może nawet niedalekiej, zostaną zdjęte rosyjskie sankcje z tureckich pomidorów. Może tureccy budowniczowie dokończą w rosyjskich miastach stadiony na Mundial 2018. A może rosyjski gaz popłynie gazociągiem Turkish Stream, na którym postawiono krzyżyk, jeszcze zanim Turcy zestrzelili rosyjski samolot na pograniczu syryjsko-tureckim i w stosunkach Moskwy i Ankary nastała epoka lodowcowa. Ale przecież nie tylko o gospodarkę chodzi. Chodzi o dużo bardziej pochłaniające obu polityków partie geopolitycznych szachów.

Syria. Tu interesy obu państw są rozbieżne. Rosja wspiera Asada, Turcja – wręcz przeciwnie: traktuje go jak wroga i domaga jego usunięcia. Rosja wspiera Kurdów, Turcja zwalcza Kurdów. Rosja traktuje Syrię jako strategicznie ważną rozgrywkę z Zachodem, dla Turcji to źródło bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa itd. Obie strony mają coś ważnego do ugrania, targować będą się zatem ostro.

Erdoganowi zależało, aby do świata zachodniego popłynął z Petersburga sygnał o ociepleniu stosunków z Rosją. Rosja nie zastąpi Erdoganowi Zachodu (szczególnie USA), ale pozwoli mu zwiększyć pole manewru w rozmowach z zachodnimi politykami. Teraz turecki sułtan sroży się, schładza temperaturę sojuszniczych stosunków z Ameryką, odgraża się NATO. Po puczu zażądał wydania przebywającego w USA duchownego Fethullaha Gulena, którego podejrzewa o zorganizowanie przewrotu. Stany odmawiają. Napięcie rośnie. I znowu na szachownicy pojawiają się Kurdowie. Waszyngton wspiera Kurdów (choć inne ugrupowanie niż to wspierane przez Moskwę), a Ankara uważa ich za wroga numer jeden.

Turcja znajduje się w ciekawym momencie historii, na zakręcie, jeszcze nie wiadomo, którą drogą popędzi i dokąd ją te wybory zaprowadzą. Jest jak wąż w trakcie wylinki. Putin stara się wykorzystać ten moment słabości Turcji do własnych celów. Na Kremlu strzelałyby korki od szampanów, gdyby udało się zrealizować strategiczny cel: poróżnić Turcję i Zachód, pomieszać szyki, osłabić zaufanie. A może nawet wypłukać fundamenty – posiać niezgodę wewnątrz NATO (Turcja to druga armia Sojuszu). To daleka perspektywa, jeżeli w ogóle możliwa do spełnienia. Na razie strony wykonały rytualne gesty i przystąpiły do sporządzania protokołu rozbieżności. Zbieżności jest niewiele, bohaterowie naszej bajki jeszcze nie raz i nie dwa mogą uderzyć się o ziemię, by zmienić się w złego szarego wilka. I odwrotnie.

Stary wróg, nowy przyjaciel

18 lipca. Od miłości do nienawiści i z powrotem – jeden krok. Jeszcze miesiąc temu Rosja i Turcja stały naprzeciw siebie całe czerwone ze złości, pełne wzajemnych oskarżeń, zwaśnione na śmierć i życie. Dziś na linii Moskwa-Ankara nastąpiło wielkie odprężenie, jeszcze chwilka i rozkwitnie przyjaźń. Ale po kolei.

Pierwsze jaskółki zgody zaczęły latać w czerwcu. Erdogan wysłał do Rosji list z wyrazami ubolewania z powodu zestrzelenia w listopadzie rosyjskiego samolotu i poprosił rodzinę zabitego pilota o wybaczenie. Strona rosyjska spomiędzy wierszy tego posłania z zadowoleniem wyczytała, że Turek się ukorzył, z kolei po stronie tureckiej dało się słyszeć niezadowolenie z powodu nazbyt serwilistycznej postawy Erdogana wobec Kremla. Mimo tych różnych interpretacji sprawy szły do przodu. Odbyła się rozmowa telefoniczna Erdogan–Putin, ten ostatni odniósł się ze zrozumieniem do pokojowej inicjatywy Ankary i zniósł zakaz wyjazdów rosyjskich turystów do Turcji (zaraz biura turystyczne zapełniły się chętnymi). Coś zaczęło się kręcić, choć niespiesznie, nawet wokół zniesienia rosyjskich sankcji handlowych, które mocno uderzyły Turków po kieszeni. Komentatorzy dostrzegli dyplomatyczne starania Erdogana i pewne ocieplenie w propagandowym mrozie rosyjskich mediów, przez ostatnie półrocze mówiących o Erdoganie najgorsze rzeczy. W rosyjskiej przestrzeni medialnej dominował ton triumfalistyczny – oto Putin przyjął kapitulację od skruszonego Erdogana i teraz ślini paluszki, aby „przewrócić stronę w dwustronnych stosunkach i zacząć wszystko od nowa”.

Rozmowa dwóch prezydentów toczyła się na tle krwawego zamachu na lotnisko w Stambule. Po pewnym czasie strona turecka ogłosiła, że o organizację zamachu podejrzewa m.in. jedenastu obywateli Federacji Rosyjskiej. I znowu zrobiło się zimniej między sąsiadami.

Ale polityczna pogoda ostatnio zmienia się bardzo szybko. I znowu mocno odmieniła się w piątek wieczorem, gdy w Turcji nastąpiła próba przewrotu wojskowego. W przeciwieństwie do kilku poprzednich prób, gdy armia – namaszczona przez ojca republiki Ataturka do pilnowania świeckości państwa i konstytucji – z powodzeniem odbierała władzę politykom, którzy odchodzili od tej linii, piątkowy pucz został skutecznie zduszony przez Erdogana. Co więcej – wzmocnił go. Przede wszystkim na arenie wewnętrznej, dając mocne narzędzia do rozprawienia się z opozycją i przyspieszenia kursu na autokratyczne rządy w religijnym sosie. Ale także na arenie zewnętrznej.

Moskwa zachowywała się w czasie puczu bardzo powściągliwie. Oficjalnie padły tylko dyżurne słowa i wezwania o powstrzymanie się od rozlewu krwi, o pilnym śledzeniu sytuacji i nawoływaniu do uspokojenia. A gdy Erdogan już sprzątał po puczystach, wyrażono poparcie dla legalnych władz kraju.

Co dalej? Nowe rozdanie.

„Erdogan ewidentnie przygotowuje się do ostrej jazdy. Zachód z jego ideologią obrony praw człowieka to dla niego przeciwnik w tej grze. A Putin – przyjaciel. Przecież jemu jest wszystko jedno, ile osób w Turcji będą torturować, rozstrzeliwać, wsadzać do więzień. Z Putinem sułtan ma lekko i wygodnie – napisał w „Graniach” Ilja Milsztejn. – Dlatego Ankara zbliża się z Moskwą. Putin i Erdogan są dla siebie stworzeni. […] Gra w trójkącie Zachód-Rosja-Turcja zaczyna się od nowa. […] Erdogan pospieszył nawet wypowiadać zimną wojnę Ameryce, choć to postępek bardzo ryzykowny. I jeżeli Erdogan się nie uspokoi, to ten problem Biały Dom będzie musiał jakoś rozwiązać. Rozwiązał się za to inny problem. W czasie, gdy Putin i Erdogan dowodzili sobie wzajem, czyje pomidory są większe, a filolodzy spierali się, czy turecki prezydent w odpowiedniej formie przeprosił rosyjskiego i czy w ogóle przeprosił, istniało niebezpieczeństwo bezpośredniego starcia Moskwy i Ankary. Słabe, ale istniało, tym bardziej że Turcy nie zamierzali ani wypłacać żadnych rekompensat, ani stawiać przed sądem winnych zestrzelenia rosyjskiego samolotu. A teraz, gdy okazało się, że Ameryka jest wspólnym przeciwnikiem, to niebezpieczeństwo minęło”.

Na razie politycy tasują karty, odbyła się rozmowa Putin–Erdogan, zapowiedziano, że obaj politycy niebawem się spotkają. Tymczasem rosyjscy turyści przerywają tak niedawno dopuszczone wczasy w Turcji z powodu niebezpiecznej sytuacji po buncie wojskowych, choć Turcy przysięgają, że zapewnią im bezpieczeństwo. Chyba nie da się wypocząć.

 

Cała sala kaszle z nami

3 grudnia. Doroczne orędzia prezydenta przed połączonymi izbami rosyjskiego parlamentu należą do żelaznego repertuaru kremlowskiego teatrum. Na parę dni przed tym dyżurnym wystąpieniem zainteresowanie publiczności podgrzewają wszystkie błagonadiożne media z telewizją na czele. Przez półtorej godziny kamery wnikliwie śledzą każde drgnienie mięśni twarzy lidera i uważnie omijają zaspane twarze słuchaczy, którzy znają już prezydencką litanię na pamięć i nie oczekując żadnych niebezpieczeństw dla swych pozycji, pozwalają sobie na profesjonalną drzemkę z półprzymkniętymi oczami. Tym razem też nic nie zakłóciło urzędowego snu niesprawiedliwych (tradycyjnie na kpinki naraził się premier Miedwiediew, który regularnie przysypia na oficjalnych uroczystościach: https://twitter.com/thqstn/status/672347357967753216). W tłumie jednakowych garniturków wyróżniał się wpatrzony w wodza tęsknym wzrokiem szef motoklubu Nocne Wilki Aleksandr Załdostanow zwany Chirurgiem. Siedział w firmowej czapce.

Mistrzowie sceny zawsze twierdzili, że najważniejsze jest entree – pierwsze wrażenie często określa całą karierę lub przynajmniej powodzenie sztuki. Początek dzisiejszego spektaklu na Kremlu należy uznać za fatalny. Prezydent w nienagannym czarnym garniturze i eleganckim idealnie dobranym krawacie w biały rzucik wszedł na trybunę. Sala wstała, westchnęła, usiadła. Prezydent obrzucił słuchaczy panoramicznym spojrzeniem. Zakasłał. Jeszcze raz zakasłał. Nerwowo sięgnął po szklanicę z wodą stojącą usłużnie na blacie. Pociągnął łyk zbawiennego płynu. Odchrząknął. Jeszcze raz odchrząknął, tym razem zawiesiście. Wreszcie zaczął. Już pierwszy najazd kamery ujawnił niekorzystnie dobrany odcień pudru czy fluidu, którym charakteryzatorzy obficie pokryli pana prezydenta. Trudno tak grubą warstwę zasypki uznać za oznakę dobrej kondycji.

Niepokojące chrząkanie przechodzące w pokasływanie towarzyszyło całemu orędziu. Złośliwi komentatorzy zaraz zaczęli się zastanawiać, co by to mianowicie miało znaczyć: przeziębienie czy próbę zakamuflowania kłamstw i niezręczności.

Niewątpliwym hitem nudnego wystąpienia było powołanie się na Allaha. W kontekście prześmiewczym, więc nie wiem, jak to zostanie odczytane przez uwrażliwionych na takie konteksty wyznawców Koranu: „Allah postanowił ukarać klikę rządzącą Turcją, pozbawiając ją rozumu i rozsądku”. To, że Turcja stała się głównym punktem wystąpienia, nikogo chyba nie zdziwiło. Po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu przez tureckie lotnictwo 24 listopada napięcia na linii Ankara-Moskwa nie słabną. Wręcz przeciwnie – telewizyjna propaganda podtrzymuje wysokie tony w ruganiu niedawnych przyjaciół od rana do nocy. Ostra retoryka Putina wskazuje na to, że Rosja nie zamierza odpuścić i nadal szuka przestrzeni, żeby Turcji przydzwonić w ucho. Prezydent zapowiedział, że wprowadzone dotychczas sankcje obejmujące pomidory to nie wszystko. Moskiewski politolog Nikołaj Pietrow ocenił: „To, że [prezydent] pozwala sobie mówić w takim stylu, świadczy o wysokiej emocjonalności, to słowa płynące z głębi duszy, szczere […] Wniosek stąd taki, że w najbliższym czasie nie należy się spodziewać deeskalacji w stosunkach z Turcją”. No tak, deeskalacji nie będzie. Ale czy Kreml wprowadzi jakieś bardziej dotkliwe sankcje wobec Turcji, nie narażając się przy tym na nieobliczalne straty? Czy to tylko retoryka czy konkretny plan przykrych działań?

Turcja przesłoniła w przemówieniu cały zagraniczny horyzont. Nie padło słowo „Ukraina” (miejsce wycieranej dotąd na wszystkie sposoby po wszystkich kątach „kijowskiej junty” zajęła „turecka klika” niespełna rozumu). Nawet zwykle oblewany pomyjami Zachód, wyszedł prawie suchy, oskarżany jedynie o sprawstwo kolorowych rewolucji, obalających dyktatury i wprowadzających chaos, co sprzyja hodowaniu żmii terroryzmu.

Prezydent nie pominął milczeniem bolączek sytuacji wewnętrznej. Tak, tak, proszę państwa, śmiało okładał biczem krytyki korupcję, która nie pozwala rosyjskiej gospodarce należycie się rozwijać. Kamerzysta realizujący dla telewizji transmisję przy słowach „walka z korupcją” wyłuskał z morza ważnych głów prokuratora generalnego Jurija Czajkę. Z jednej strony takie zbliżenie na twarz głównego prokuratora Judei jest logiczne – bo któż miałby walczyć z korupcją, jeśli nie on. Ale z drugiej strony… Jak relacjonuje deputowany Dmitrij Gudkow, gdy Putin wypowiadał słowa o ściganiu łapówkarzy przez prokuraturę, „niektórzy senatorowie się złośliwie uśmiechali, a w sali słychać było śmieszki”. Trzeba tu zaraz powiedzieć, że od wczoraj nazwisko Czajka powtarzane jest przez liczne media w związku z najnowszą publikacją Fundacji Zwalczania Korupcji pod wodzą Aleksieja Nawalnego. Tropiciele ciemnych przepływów finansowych wzięli na warsztat działalność dwóch synów prokuratora. Z enuncjacji niezbicie wynika, że dwaj młodzi Czajkowie, korzystając z „kryszy” tatki i jego popleczników, a także dzięki powiązaniom z mafiosami, wyprowadzili za granicę grube miliony i cieszą się majętnościami ulokowanymi w Grecji i Szwajcarii. Film zrealizowany przez fundację można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=eXYQbgvzxdM (na kanale youtube przez niespełna dwie doby film obejrzało prawie półtora miliona ludzi). Indagowany w sprawie ujawnionych przez Nawalnego machlojek braci Czajków, sekretarz prasowy Putina oganiał się jak od uprzykrzonej muchy: nie mieliśmy czasu tego filmu obejrzeć, wszystkie siły były rzucone na przygotowanie orędzia prezydenta. Ciekawe, czy teraz, już po wygłoszeniu orędzia, wysocy kremlowscy urzędnicy znajdą czas, by zapoznać się z materiałami i się do nich ustosunkować. Dotychczasowa praktyka kadrowa Putina była taka, że nawet mocno skompromitowanego kompana pozostawiał na stanowisku, naciskom nie ulegał, a gdy po jakimś czasie jednak go zwalniał, to nie pozostawiał bez opieki i środków. Zdążył już natomiast zareagować sam prokurator Czajka. Stwierdził, że oskarżenia fundacji Nawalnego są bezpodstawne („ta pani przyszła w tym kożuszku i w nim wychodzi”, jak powiedział Turek Mustafa u Barei). I zapowiedział, że ścignie… zleceniodawcę śledztwa. Wiadomo, sprawiedliwość musi być po naszej stronie, a prostaczkom wara od naszych pieniędzy.

Turkobanderowcy w natarciu

27 listopada. Dialog dwóch Putinów, z których jeden nazywa się Erdogan, coraz bardziej przypomina pyskówkę. Władimir Władimirowicz ze zmarszczonym czołem upomniał swojego tureckiego odpowiednika, że za strącony przez tureckie siły rosyjski samolot Moskwie należą się przeprosiny. Na odpowiedź z Turcji nie trzeba było długo czekać: „nie będziemy przepraszać, jeżeli ktoś powinien przeprosić, to raczej ci, którzy naruszyli naszą przestrzeń powietrzną”, odparł Erdogan.

Moskwa od dwóch dni szykuje sankcje wobec Turcji. Rząd pracuje w pocie czoła nad wyznaczeniem kontraktów do zerwania. Embargo ma objąć tureckie pomidory, granaty, paprykę, cytrusy – lista jest długa. Kiedy Rosja wprowadziła embargo na żywność z Unii Europejskiej, dostawy z Turcji pozwoliły zastąpić ten dotkliwy brak na rosyjskim rynku. Teraz Rosjanom przyjdzie się obejść bez rachatłukum, winogron, a ponadto dżinsów i kożuszków. Po sieci krąży już wiele dowcipów na ten temat. Jeden z nich: „Synek pyta tatusia: – Ukarzemy Turcję? – Oczywiście. – A jak? – Będziesz mniej jadł”.

Erdogan wzruszył ramionami i powiedział, że te sankcje są „emocjonalną reakcją, niegodną polityków”. Ale na tym nie koniec: od stycznia 2016 roku Rosja wprowadza wizy dla obywateli Turcji. Popularne nadmorskie kurorty nie zobaczą rosyjskich turystów, a rosyjscy turyści – nadmorskich kurortów. Na początek ożywionej wymiany międzyludzkiej z Rosji wydalono 39 tureckich biznesmenów, podobno coś w papierach mieli nie tak.

Prezydent Putin oskarżył Turcję o czerpanie zysków z pokątnego handelku ropą naftową z Państwem Islamskim. Jego turecki bliźniak zaprzeczył.

„Ci, którzy stosują podwójne standardy w walce z terroryzmem, igrają z ogniem” – powiedział Putin. „W pełni się z tym zgadzam – oznajmił w odpowiedzi Erdogan. – Poparcie reżimu Asada w Syrii, który zabił 380 tysięcy ludzi, to igranie z ogniem. Uderzenia na ugrupowania opozycyjne, cieszące się uznaniem międzynarodowym, pod pretekstem walki z Państwem Islamskim – to igranie z ogniem. […] Radzimy Rosji szczerze, by nie igrała z ogniem”. Tymczasem w Symferopolu na Krymie urządzono pokazową akcję: podpalono kukłę wyobrażającą Erdogana. Kolejną kukłę Erdogana włożono do trumienki i ustawiono pod ambasadą Turcji w Moskwie, budynek został przy okazji obrzucony czym popadnie (http://nasedkin.livejournal.com/654207.html).

Oliwy do tego politycznego ognia dolał jeszcze premier Turcji, który przypomniał o istnieniu nieuregulowanego konfliktu za miedzą: o Górski Karabach. „Turcja zrobi wszystko, co w jej mocy, aby okupowane terytoria Azerbejdżanu [w Górskim Karabachu] zostały wyzwolone”. Czy to oznacza, że Turcja zamierza poprzeć swoich braci Azerów, którzy od dawna już ostrzą sobie zęby na Karabach, i wmieszać się w konflikt, podgrzewając go? To też igranie z ogniem, bo za będącą stroną w tym konflikcie Armenią murem stoi Rosja, mająca na armeńskim terytorium bazę wojskową. Minister spraw zagranicznych Turcji pojechał na rozmowy do Baku.

Dochodzi i do inicjatyw humorystycznych. Agencja RIA Nowosti donosi: „Deputowani Dumy Państwowej poparli ideę przywrócenia Hagia Sofia w tureckim Stambule Cerkwi prawosławnej. Ten krok pomógłby Turcji i islamowi zademonstrować, że dobra wola jest ponad polityką”. Jeden z deputowanych, krzykliwy Władimir Żyrinowski z trybuny grzmiał: „Stambuł jest bardzo łatwo zniszczyć – wystarczy jedną bombę atomową zrzucić i miasto zostanie zmyte. To będzie straszna powódź, wody podniosą się o 10-15 metrów i miasta nie będzie, a tam mieszka 9 milionów ludzi”. Bloger Andriej Malgin przypomina: „Władimira Wolfowicza [Żyrinowskiego] można zrozumieć. W młodości przez miesiąc siedział w tureckim więzieniu, z czego przez kilka dni w karcerze, te smutne wspomnienia pozostały mu w pamięci na całe życie. […] Teraz tylko bomba jądrowa jest w stanie wyrównać te stare rachunki”.

Zaniedbywany ostatnio w rosyjskich mediach temat Ukrainy – teraz obowiązują seanse nienawiści do Turcji – został nieoczekiwanie wskrzeszony w programie stacji Rossija 24: https://www.youtube.com/watch?v=RjMjQeT1k2E

„Na Ukrainie walczą teraz setki islamistów – mówi lektor. – To oficjalne dane ONZ. Trzy bataliony, które formalnie są podporządkowane Prawemu Sektorowi i korzystają z broni i infrastruktury. […] Mają wspólny cel – dżihad przeciw Rosji. Większość [bojowników] trafia na Ukrainę z Bliskiego Wschodu przez Turcję”. Oczywiście. Turkobanderowcy w natarciu.

Robaczywe kury, czyli nie potrzebuję tureckich plaż

25 listopada. Wygląda na to, że to koniec pięknej męskiej przyjaźni. Jeszcze pod koniec września prezydent Putin gościł prezydenta Erdogana w Moskwie na uroczystości otwarcia wielkiego meczetu. Ba, nawet dosłownie kilka dni temu w Antalyi na szczycie G20 obaj panowie spotkali się i rozmawiali, i pozowali fotoreporterom, ściskając sobie wzajem prawice. Wczoraj na linii Moskwa-Ankara rozpoczęła się epoka lodowcowa. Ale po kolei.

Szczyt był dla Turcji nieudany. Patroni uregulowania syryjskiej wojny zignorowali pozycję gospodarzy. Tymczasem Turcja bardzo pragnęła, aby jej pozycję w kwestii syryjskiej uwzględniono w dynamicznych politycznych układankach. Ankara chciałaby ukrócić ambicje syryjskich Kurdów (własnych zresztą też) i odsunąć od władzy Asada. W syryjskim teatrze wojennym wspiera antyasadowską opozycję i prowadzi jakieś niejasne gierki z Państwem Islamskim (nie ona jedna). Zachodni sojusznicy popatrują na te gry z dezaprobatą.

A tu jeszcze do gry wkroczyła pod koniec września Rosja, która ma w Syrii dokładnie odwrotne cele niż Ankara. To mocno wzburzyło kręgi polityczne nad Bosforem. Najbardziej bodaj to, że Rosja – głośno deklarując ataki na cele Państwa Islamskiego – zwalcza antyasadowską opozycję wspieraną przez Erdogana. I to zwalcza ją, latając nie tylko po syryjskim, ale i tureckim niebie.

Turcja na dodatek została pominięta w nowym rozdaniu, jakie następuje po zamachu na rosyjski samolot pasażerski nad Synajem i zamachach fundamentalistów w Paryżu. Chęć zacieśnienia współpracy ponad podziałami pomiędzy Zachodem i Moskwą wyraziła Francja, Hollande podjął wysiłki, by zmontować jakiś alians. Interesów Turcji w tym układzie nie dostrzeżono. Co więcej, Putin mówił głośno, że podejrzewa Ankarę o sprzyjanie Państwu Islamskiemu, co kazało spodziewać się jeszcze większego zmarginalizowania Turcji. Czy powtarzający mantry o odrodzeniu imperium Osmanów prezydent Erdogan, sięgający po dyktatorskie metody rządzenia, mógł przełknąć tak gorzką pigułkę?

Wczoraj doszło do zestrzelenia rosyjskiego samolotu Su-24, który naruszył przestrzeń powietrzną Turcji. Podniósł się wielki krzyk. Faktycznie – od lat pięćdziesiątych żadne z państw NATO nie strąciło rosyjskiego (radzieckiego) samolotu wojskowego. Światowe media już na cienkie plasterki rozwałkowały detale incydentu. Samolot wykonywał lot, który mógł spełniać dwa zadania: bombardowanie pozycji syryjskich Turkmenów (na pograniczu syryjsko-tureckim) i zakłócenia w pracy tureckich systemów dowodzenia i łączności; w przestrzeni powietrznej Turcji Su-24 przebywał 17 sekund, został zestrzelony po uprzednim ostrzeżeniu przez tureckie F16, jeden pilot zginął.

Prezydent Putin nazwał akcję tureckiego lotnictwa „ciosem w plecy ze strony poplecznika terrorystów”. Kreml sięgnął po bardzo mocne słowa. Ale jednocześnie po kilku godzinach wydał uspokajające komunikaty, że nie podejmie w odwecie akcji militarnej. Jedynie wzmocni swoją grupę w Latakii o systemy S300 (lub – wedle innych źródeł S400). Niejasne jest, jak dalece Rosja chce zwinąć współpracę gospodarczą z Turkami. Na razie wstrzymała wyjazdy turystyczne do popularnych wśród rosyjskich turystów tureckich kurortów nadmorskich, zapowiedziała jakieś sankcje handlowe, wprowadziła zakaz na sprowadzanie tureckich kur, porażonych podobno jakimś bakcylem czy robalem. Ale strategiczny handel ropą naftową i gazem pozostanie nietknięty: do Turcji nadal płynąć będą rosyjskie paliwa.

Incydent w niebie na pograniczu turecko-syryjskim utrudnia dogadywanie się Zachodu z Rosją. Jak pisze dzisiaj New York Times, „incydent pokazał ryzyka związane z akcjami rosyjskiego i natowskiego lotnictwa w Syrii w jednym teatrze działań wojennych. Osłabił także szanse na dyplomatyczny przełom w negocjacjach dotyczących Syrii. […] Prezydent Hollande spotkał się z prezydentem Obamą, aby przekonać go do ściślejszej współpracy z Rosją przeciwko Państwu Islamskiemu. Na tym tle decyzja Turcji, aby zestrzelić rosyjski samolot wojskowy, który atakował cele w Syrii, nasiliła jedynie rozbieżności pomiędzy Moskwą i NATO i zniweczyła próby skłonienia Rosji, by zaprzestała popierania Asada”.

Mocna odpowiedź Turcji na rozpychanie się Rosji nad Syrią jeszcze nie oznacza, że interesy Ankary zostaną uwzględnione. I przez sojuszników z NATO, i tym bardziej przez Rosję, która poczuła się dotknięta do żywego w swej dumie. Erdogan zaryzykował – pokazał, że może łobuzującemu rywalowi przyłożyć między oczy. Niedawno prezydent Putin wspominał z rozrzewnieniem, że leningradzkie podwórko, na którym się wychował, nauczyło go, że jeżeli ktoś rwie się do bójki, to lepiej wtedy uderzyć pierwszym. Zapewne nie spodziewał się, że tę lekcję tak weźmie sobie do serca turecki sąsiad. Moskiewski dziennikarz Anton Oriech: „Myśleli, że Turcy będą, jak pozostałe NATO, tylko się odgrażać i bezczynnie patrzeć, jak my się panoszymy. Tyle że Turcja to nie Zachód, a wujaszek Erdogan to nie Merkel, Hollande i Obama. On też potrafi walnąć. Putin myślał, że dopóki NATO gra wedle reguł, to on sobie może pozwolić na stosowanie metod ze swojego leningradzkiego podwórka. A Erdogan zagrał dokładnie w jego stylu, wedle metod stambulskiego podwórka”. Ajder Mużdabajew wrzuca kryzys w szerszy kontekst: „Gdyby nie było Krymnasza, nie byłoby tych wszystkich komplikacji. Ani wojny, ani zestrzelonych samolotów, ani ofiar, ani biedniejących obywateli, ani zakazów na loty do Egiptu i Turcji”.