Dzwonnik z równoległej rzeczywistości

19 września. To trwa już dziesiąty dzień z rzędu. W rosyjskich miastach – mniejszych, większych i tych całkiem dużych – dzień w dzień rozlegają się dziwne telefony. Tajemniczy informatorzy ściszonym głosem donoszą, że kino, centrum handlowe, ratusz, szkoła, lotnisko, dworzec itd. są zaminowane. Odpowiednie służby biegną do jakoby zaminowanego obiektu, ewakuują setki, a czasem tysiące ludzi. Po czym okazuje się, że bomby nie ma. Uff, co za ulga.

Przebieg dziwnej plagi można prześledzić na przykładzie Wołgogradu (http://v1.ru/text/news/344960180436992.html). „12:15. Pięć minut temu przez megafony w naszej galerii rozbrzmiał komunikat, że mamy się ewakuować. Wpierw poprosili o wyjście klientów, potem obsługę. Przez megafon nowy komunikat: Tylko bez paniki. Ochroniarz biegał od sklepu do sklepu i poganiał, żeby szybciej wychodzić. 12:27. Rośnie liczba centrów handlowych i rozrywkowych, o których poinformowano w anonimowych telefonach, że są w nich podłożone bomby. Na miejsce przybywają służby ratownicze. 12:35. – Siedziałem w kinie – relacjonuje uczestnik. – Przybiegła bileterka, kazała wychodzić. Wokół galerii stoi policja, wozy straży pożarnej. 12:36. Ewakuacja studentów i wykładowców uniwersytetu medycznego w Wołgogradzie. Mówią, że to planowa akcja. 12:46. Klienci ewakuowani z galerii Europa poszli coś przekąsić do pobliskich namiotów, do budynku galerii wkroczyli funkcjonariusze MCzS (ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych)”. Spływają meldunki z innych dzielnic – też ewakuacja, wokół obiektów policja, MCzS, strażacy. Obiekty sprawdzają funkcjonariusze z psami. Nic, spokój, cisza. Ludzie trochę psioczą, ale rozchodzą się po domach. Luzik. „Sytuacja w mieście jest spokojna” – mówią oficjalne czynniki. Elektrownia pracuje bez zmian, administracja też.

Podobne akcje miały miejsce m.in. w Jekaterynburgu, Permie, Irkucku, Moskwie, Petersburgu, Ufie, Nowosybirsku, Krasnojarsku, Rostowie nad Donem. O co chodzi? Kilka dni temu w Internecie pojawiło się wyznanie wysoko postawionego mundurowego, że telefony o podłożonych bombach i ewakuacje to po prostu ćwiczenia. Wpis długo nie powisiał, został szybko zdjęty. Gazety zaczęły nieśmiało drążyć temat, który niby jest, a jakoby go nie było. Oficjalne instytucje, które powinny zajmować się przypadkami terroryzmu, milczały lub bąkały coś pod nosem. Gdzieś przemknęła bokiem informacja, że Federalna Służba Bezpieczeństwa nakazuje trzymać gębę na kłódkę. Jakoby dla dobra śledztwa.

Niemniej RBK, powołując się na anonimowe źródło w MSW, pisze: „Za masowymi telefonami o podłożonych bombach może stać międzynarodowa grupa hakerska. FSB wszczęło śledztwo z art.207 (terroryzm telefoniczny). W wyniku ataków w Rosji ewakuowano z zaminowanych obiektów ponad 200 tys. ludzi”. Rozpatrywana jest wersja, że hakerzy napisali specjalny program, pozwalający kierować alarmy na wybrane obiekty infrastruktury. Na podstawie analizy alarmu dotyczącego szkół w Moskwie śledczy doszli do wniosku, że zidentyfikowane jako „telefony z Brukseli” alarmy mogły być sterowane za pośrednictwem IP-telefonii, a ich źródło znajduje się na Ukrainie. Co należało dowieść.  Do mediów wyciekła też wersja, jakoby za atakami stoi Państwo Islamskie. Bo niby dlaczego nie?

Były deputowany Dumy, eksfunkcjonariusz służb specjalnych Giennadij Gudkow przedstawia własną interpretację: „Władze przygotowują atak na Internet, na wszystkie serwisy, które są zaszyfrowane i nie są kontrolowane przez władze. To może zakończyć się tym, że napiszą nową ustawę i powiedzą, że ta kontrola jest potrzebna, aby zapewnić bezpieczeństwo ludności”.

Socjolog Jakow Kostiukowski zauważa: „Rosyjskie społeczeństwo trudno jest rozkołysać. Kiedy w Moskwie wybuchły domy [we wrześniu 1999], to wtedy ludzie autentycznie się bali, wszyscy o tym rozmawiali. Ale o tych obecnych telefonach nikt nie mówi, nikt nie reaguje. Nie ma ani strachu, ani w ogóle nic, jak gdyby nic się nie stało”.

Faktycznie dziwne te ćwiczenia/niećwiczenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *