9 grudnia. Podczas uroczystości otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi w 2014 roku nastąpiła chwila konsternacji, gdy nie udał się trik polegający na rozwijaniu się w koła olimpijskie białych śnieżynek czy też gwiazdeczek. Jedna z nich nie rozwinęła się i symbol olimpiady pozostał kaleki. Symbolika tej organizacyjnej wpadki powróciła po latach, gdy Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował się wreszcie zareagować na skandal związany z olimpijskim dopingiem.
Po długich badaniach, śledztwie, konsultacjach MKOl ogłosił, że dyskwalifikuje Rosyjski Komitet Olimpijski i nie dopuszcza go do udziału w zimowych igrzyskach Pjongczang, które mają odbyć się w lutym 2018 roku. Powodem jest afera dopingowa. Ze zdobytych przez rosyjskich sportowców w Soczi medali zakwestionowano i odebrano aż jedenaście. W Pjongczang mają się odbyć dekoracje olimpijczyków, którym należne medale przyznano po zdyskwalifikowaniu rosyjskich oszustów. Przed olimpiadą w Soczi rosyjską kadrę eksperci od sportów zimowych plasowali na piątym-szóstym miejscu. Zadziwiające więc było to, że w klasyfikacji medalowej Rosja zajęła pierwsze miejsce. Teraz wiadomo, jak to się stało – realizowany przy współudziale FSB program wspomagania naszpikowanych dopingiem rosyjskich sportowców umożliwił im sięgnięcie po nienależne laury (o metodzie pisałam na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/05/13/daleka-jest-droga-do-rio/). Rosyjscy działacze sportowi i politycy gniewnie fukają na MKOl za pozbawianie „zdopingowanych” Rosjan medali olimpijskich, sekretarz prasowy Putina oznajmił, że Rosji nikt nie odbierze zwycięstwa. Zdemaskowani sportowcy natomiast śmieją się MKOl-owi w nos i mówią, że swoich medali nie oddadzą. Nikomu jakoś nie jest przykro, że doszło do grubego przekrętu, nikt za to nie przeprasza. Przykrość delikwenci odczuwają jedynie z powodu odebrania ukradzionych splendorów i bana ze strony MKOl.
Po ogłoszeniu przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski decyzji o dyskwalifikacji Rosji nastąpiła krótkotrwała konsternacja jak wtedy, gdy w Soczi nie rozwinęła się śnieżynka. Reakcja rosyjskich oficjeli była wszakże więcej niż stonowana. Tylko nazajutrz po ogłoszeniu decyzji MKOl odbyła się burzliwa dyskusja w Dumie – wybrańcy narodu dali upust świętemu oburzeniu, wielu wzywało do całkowitego bojkotu olimpiady, darło patriotyczne pierze, odgrażało się niewyobrażalnym odwetem. Jedna z deputowanych na Twitterze przypomniała w tym kontekście, że Rosja ma broń atomową.
Atom atomem, ale Kreml nie zdecydował się nawet na użycie procy. Głos zabrał sam prezydent Putin i łagodnym głosem dziecięcego dentysty oznajmił, że choć Rosyjski Komitet Olimpijski został zdyskwalifikowany, to MKOl pozostawił czystym rosyjskim sportowcom furtkę: mogą pojechać do Pjongczang i wystąpić pod flagą olimpijską. I niech jadą, bo nie wolno odbierać ludziom szansy na sportowy sukces, na który pracowali latami. Mąż stanu pokój miłujący, żadnych ostrości, zero metalu w głosie. Czemu taka zmiana wizerunku?
Politolog Kiriłł Rogow rozważa takie warianty: „(1) MKOl dysponuje dowodami w sprawie dopingu, które jeszcze nie wyszły na jaw, a które jeszcze mocniej obciążają rosyjskie władze, (2) to, że rosyjska delegacja (na spotkaniu MKOl w Lozannie) faktycznie przyznała się do winy, jest częścią targu wokół kwestii dyskwalifikacji rosyjskiej sbornej w Mundialu 2018”. Do sprawy piłkarskich mistrzostw jeszcze za chwilę wrócę.
Sport to w Rosji więcej niż tylko sport – to w pojęciu i władz, i dużej części społeczeństwa jeden z ważnych komponentów składających się na mocarstwowość. Rosyjscy sportowcy muszą wygrywać – w ten sposób dowodzą potęgi państwa i przewagi nad resztą świata. Linia propagandowa rosyjskich mediów (szczególnie telewizji) wobec zarzutów MKOl i agencji antydopingowej WADA polegała na pokazaniu, że jedynym źródłem [nieprawdziwych] oskarżeń o doping jest zbiegły działacz rosyjskiej agencji antydopingowej Grigorij Rodczenkow, cała sprawa jest wydumana i ma na celu odwet na wielkiej Rosji wstającej z kolan, zwyciężającej w Syrii itd. Albo jak krzyczał w Dumie Żyrinowski, odwet za zwycięski czterdziesty piąty rok. Niemiecki dziennikarz Hajo Seppelt, od lat drążący temat dopingu, w tym programu dopingowego w Rosji, tak komentuje tę linię: „Niech pan Mutko (wicepremier, b. minister sportu, patron programu) przynajmniej przeczyta raport komisji McLarena, wszystkiego się dowie. Czyżby pan Mutko go nie przeczytał?”. Mutko został przez MKOl personalnie zbanowany – dożywotnio zakazano mu udziału w igrzyskach. Znamienne jest to, że mimo ciążących na nim zarzutów o wspieranie programu dopingowego, nadal zachowuje stanowisko w rządzie i nadal odpowiada za przygotowania do Mundialu. Jeszcze raz Hajo Seppelt: „Jak to możliwe, że państwo, które postępuje w ten sposób w sporcie [patronuje państwowemu programowi dopingowemu], jest gospodarzem mistrzostw świata w piłce nożnej? A pan Mutko, ponoszący polityczną odpowiedzialność za państwowy program dopingowy, co poświadczono w dokumentach MKOl, nie powinien mieć nic wspólnego z Mundialem. A ma. Jeżeli okaże się, że i w rosyjskiej piłce na przestrzeni wielu lat masowo stosowano doping – a oznak tego procederu jest aż nadto – to należy zadać pytanie: a czy taka drużyna w ogóle ma prawo wystartować w mistrzostwach świata? […] W najbliższym czasie czeka nas wiele dyskusji na ten temat. Jak przypuszczam, Rosja znowu będzie szła w zaparte i nie wykaże gotowości do współpracy”.
Ostra kwestia stosowania dopingu pod skrzydłami państwa i równie ostra kwestia tępienia tego typu praktyk przez międzynarodowe agencje i komitety po ogłoszeniu przez MKOl sankcji wobec Rosji minęły swój punkt kulminacyjny. Wzbierająca długo fala nagle opadła. Wielu obserwatorów uznało, że jak na skalę rosyjskiego przekrętu z dopingiem to reakcja MKOl jest nadzwyczaj łagodna, a jako taka nie ma sensu, bo nie osiąga celu: nikt nie domaga się od Rosji ani uderzenia się w piersi, ani solennej obietnicy poprawy. Rosyjscy sportowcy mogą pojechać na zawody olimpijskie, a na ceremonii zamknięcia już nawet będą mogli defilować pod flagą państwową. MKOl naznaczył krótką i niezbyt bolesną pokutę jak na rozmiary przewiny.
Mięciutka była też wspomniana powyżej reakcja Putina. Trzeba pamiętać, że w 2018 roku Władimira Władimirowicza czekają dwa ważne wydarzenia. Po pierwsze w marcu będą wybory. Po drugie będzie Mundial.
Po długich i ciężkich przymiarkach Putin wreszcie – i to w dniu, gdy ogłoszono o dyskwalifikacji olimpijskiej – ugiął się pod naporem zniecierpliwionego ludu pracującego miast i wsi, który domagał się od niego startu w marcowej elekcji, i ogłosił urbi et orbi, że stanie w szranki wyborcze. Kampania wyborcza jeszcze się nie zaczęła, a już widać, że Putin stawia na bliski kontakt z owym ludem, będzie kreował się na władcę mądrego, stabilnego, pochylonego z troską nad obywatelem. Dobrotliwy, pełen miłości człowiek-prezydent, prezydent-człowiek. Kolejny wizerunkowy lifting i kandydat na prezydenta jak nowy. Tylko zdrowie już nie to. Nie mogę uwolnić się od wrażenia, że na prezentowanych ostatnio w telewizji migawkach z wizyt prezydenta w zakładach pracy widoczne było, że Putin ma trudności w poruszaniu się, że znowu utyka. Raziło sztucznością zadane przez jednego z uczestników spotkania wazeliniarskie pytanie o dobrą formę fizyczną człowieka, który powłóczy nogą, jednocześnie ze wszystkich sił starając się zamaskować tę nieudolność.