Król truskawek w wyborczym natarciu

4 stycznia. W gwarantowaną nudę reelekcji jedynego słusznego kandydata na prezydenta kremlowscy inżynierowie dusz starają się wnieść choć słaby zefirek ożywienia. Jednym z akcentów imitujących owe powiewy jest wystawienie kandydatury Pawła Grudinina z ramienia Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej.

Dotychczas żelaznym kandydatem partii komunistycznej był jej niezmienny lider Giennadij Ziuganow (który tylko raz na przestrzeni dwudziestu lat wypuścił w szranki swojego parteigenosse Charitonowa, ten jednak nie poradził sobie z wyzwaniem). Nic nie zapowiadało, by i tym razem wieczny-odwieczny optymistyczny komsomolec Ziuganow nie miał wystartować.

Za plecami głównego kandydata toczy się batalia o drugie i trzecie miejsce. Kilkuprocentowy wynik gwarantuje partii kandydata finansowanie z budżetu państwa, jest się więc o co bić. Według sondaży na drugie miejsce może liczyć – też wieczny-odwieczny – kandydat z ramienia partii LDPR Władimir Żyrinowski, a na trzecie – kandydat komunistów. Być może wystawienie kandydatury Grudinina miało przynieść efekt zaskoczenia i dać komunistom szanse na wygranie z Żyrinowskim. Poza tym zainteresowanie nową personą być może dałoby choć odrobinę szans na zwiększenie frekwencji (na wysokiej frekwencji zależy Kremlowi).

Te rozważania na razie zostawmy na boku. Teraz przypatrzmy się osobie nowego kandydata.

Postać Grudinina pojawiła się w szerokiej przestrzeni medialnej na kilka dni przed partyjnym zjazdem, podczas którego zapadła decyzja o jego wystawieniu w wyborach (303 głosy za, 11 przeciw). Z pewnym zaskoczeniem oglądałam w mediach społecznościowych kolportowane nagle masowo ni z tego ni z owego filmiki z wystąpieniami Grudinina na różnych forach, w których gromił system za błędne zarządzanie rolnictwem lub ganił decydentów za niewłaściwe podejście do kredytów itd. Takie wrzucenie tematu do mediów nazywa się w Rosji potocznie „roskrutką” – nową osobę trzeba podać widzom na tacy z odpowiednim garnirowaniem, przedstawić gościa, opowiedzieć o nim, pokazać w takich i innych okolicznościach, oswoić widzów z fizjonomią itd. Toteż gdy gruchnęła wieść, że Grudinin będzie reprezentował partię komunistów na wyborach, wiele osób już kojarzyło zupełnie nieznanego wcześniej polityka.

Choć powiedzieć o nim, że jest politykiem, to jednak trochę nagiąć rzeczywistość. Grudinin jest bowiem typowym przedstawicielem klanu „czerwonych dyrektorów” sektora rolnego. Przedstawia się go jako dyrektora sowchozu imienia Lenina. W rzeczywistości przedsiębiorstwo, którym zarządza, owszem, nosi taką sentymentalną sowiecką nazwę, ale jest nowoczesnym agrokoncernem i z sowchozem nie ma nic wspólnego.

Plotkarskie media zaraz wyciągnęły, że na początku swej kariery dyrektorskiej w połowie lat dziewięćdziesiątych Grudinin zrobił świetny interes – sprzedał grunty pod Moskwą niejakiemu Arasowi Agarałowowi. Agałarow, biznesmen notowany na listach najbogatszych Rosjan, zbudował na nich centrum rozrywkowe. (Tak na marginesie – nazwisko Agałarowa pojawiło się w związku z Russiagate w USA, pisałam o tym na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/07/15/trupy-w-rosyjskiej-szafie-trumpow/). Pieniędzmi ze sprzedaży ziemi Grudinin pospłacał długi sowchozu. Potem dokonał machinacji z działkami członków sowchozu i skomasował je pod swoim zarządem, wypuszczając akcje, a następnie je skupując. Sukces finansowy obserwatorzy przypisują przede wszystkim temu, że Grudinin dzierżawi atrakcyjne grunty za bajońskie sumy oraz ma udziały w firmie budowlanej, która zagospodarowuje okolice Moskwy. Jego sowchoz produkuje też żywność, przede wszystkim truskawki. Grudinin sprzedaje owoce do wielkich centrów handlowych Moskwy, przy czym okrągły rok, co dało pożywkę dla pogłosek, że tak naprawdę sowchoz pod własną marką dostarcza tureckie i polskie owoce. W internecie można znaleźć opisy (szemranych) interesów Grudinina czy zdjęcia jego sowchozu (https://www.kramola.info/vesti/novosti/tayny-sovhoza-imeni-lenina-v-podmoskove-rukovoditel-pavel-nikolaevich-grudinin-novyy), a także niestandardowe reklamy truskawkowej produkcji.

Grudinin nie jest członkiem KPFR. Na zjeździe partii powiedział, że w pełni podpisuje się pod programem Ziuganowa (ciekawam, czy go w ogóle przeczytał). A Ziuganow zapewnił, że będzie szefem sztabu wyborczego Grudinina i zrobi wszystko, aby zdobył on maksymalną liczbę głosów. Według gazety RBK, Grudinin był sponsorem partii komunistycznej, stąd ciepłe uczucia, jakie wzbudził w przewodniczącym Ziuganowie.

Na razie kampania wyborcza na dobrą sprawę jeszcze nie ruszyła. W Rosji trwa noworoczno-świąteczna przerwa. Grudinin już zdążył wszelako wyprowadzić z równowagi partyjnych towarzyszy i sympatyków. Na ferie wyjechał bowiem do Niemiec, aby „powitać Nowy Rok w gronie przyjaciół”. Deklarujący działanie na rzecz sprawiedliwości społecznej komunistyczni asceci rwą sobie włosy z głowy. Grudinin chyba niespecjalnie zwraca na tę krytykę uwagę. Nie mają na chleb? Niech jedzą truskawki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *