Rosyjska gilotyna dla Twittera

11 marca. Władimir Putin nie lubi internetu. Nie lubi, bo go nie rozumie. Nie używa. Uważa za podejrzane narzędzie wymyślone przez wrogi Zachód – a konkretnie CIA – i wprowadzone do Rosji w charakterze konia trojańskiego (niezły kalambur, nieprawdaż?). Prezydent kilkakrotnie dawał publicznie wyraz swoim antypatiom i obawom. Dziś na oczach użytkowników internetu odbyła się mała próba: w Rosji na polecenie agencji Roskomnadzor spowolniono działanie Twittera. W tym czasie zawiesiły się strony Kremla, rządu i Roskomnadzoru.

W ubiegłym tygodniu na spotkaniu z młodzieżą Putin wyraził głośno swoje oburzenie wobec internetu. Dostrzegł w nim zagrożenie dla porządku społecznego. A to dlatego, że w internecie są treści pornograficzne i nakłaniające młodocianych do samobójstw. No i jeszcze internet służy zwoływaniu się na protesty uliczne. Zacytuję interesujący fragment wystąpienia prezydenta: „Doskonale wiemy, co to jest ten internet. […] Kiedy policja dobiera się do tych potworów [którzy namawiają do popełniania samobójstwa], to oni zachowują się zupełnie inaczej. Gdy taki siedzi w internecie, to jest śmiały jak jakiś Rambo, podpuszcza dziewczynkę albo chłopaka, żeby skakali z dachu, całą konstrukcję tworzy. A jak tylko policja wkroczyła, to w spodnie się sfajdał i to dosłownie. Drań taki tam siedzi, rozumiecie, robak, nie żal go rozgnieść. Nakłania dzieci do samobójstwa i jeszcze na tym zarabia – dzięki reklamom”. A zatem: internet musi podlegać moralnym zasadom. W przeciwnym razie może zdeprawować społeczeństwo i rozsadzić je od wewnątrz. Żadnych pozytywnych stron sieci prezydent nie zauważył.

Jako wrogie Kreml postrzega też wszelkie social media. TikTokowi dostało się ostatnio również za podżeganie do samobójstw młodych ludzi. Choć zapewne chodzi o coś innego. Od momentu powrotu Aleksieja Nawalnego do Rosji TikTok okazał się też mocno upolitycznionym medium. Był główną platformą, na której uczestnicy protestów dzielili się informacjami o przebiegu demonstracji.

A dziś na tapetę został wzięty Twitter. Roskomnadzor zapowiedział, że za niestosowanie się do rosyjskich przepisów Twitter zostanie spowolniony na terytorium Rosji. Oficjalnie powodem tej drobnej szykany było nieusunięcie 3168 materiałów zawierających wezwania do samobójstw, pornografię dziecięcą lub dotyczących zbytu narkotyków.

Andriej Malgin skomentował: „Twitter usuwa materiały z pornografią dziecięcą i wezwania do samobójstw, jak tylko materiały te są zgłaszane. Takie są reguły Twittera. […] Może zatem Roskomnadzor powinien zgłaszać takie treści za każdym razem, gdy je znajdzie, zamiast zamykać cały internet. Roskomnadzor twierdzi, że Twitter odmawia usuwania takich treści i dlatego cierpliwość rosyjskiej agencji się wyczerpała. To kłamstwo. Każdy użytkownik Twittera wie, że to wierutne kłamstwo. Tak naprawdę rosyjskiej juncie chodzi o wprowadzenie swojej cenzury na wszystkich platformach”.
Jak tylko w świat poszedł komunikat Roskomnadzoru o spowolnieniu Twittera, zaczęły się dziwne jazdy z oficjalnymi stronami Kremla, Dumy Państwowej, Roskomnadzoru, rządu, MSW, Komitetu Śledczego, Rady Federacji, Rady Bezpieczeństwa, Prokuratury Generalnej i in.

Sygnał za sygnał? Sygnał z Moskwy: chcemy ocenzurować internet, wziąć za twarz rozhulane media społecznościowe? Sygnał do Moskwy: ostrożnie z tą siekierką, Eugeniuszu, możemy was odłączyć od sieci i cześć pieśni? A może tylko zwykła koincydencja?

Kto ten sygnał do Moskwy przesłał? Oficjalnie nie było na ten temat żadnego komunikatu. Niektórzy komentatorzy (w tym wypowiadający się w rosyjskiej telewizji) skojarzyli to, co się stało z oficjalnymi zasobami internetowymi Kremla i okolic, z niedawną zapowiedzią prezydenta Joe Bidena, że Rosja powinna się spodziewać odpowiedzi USA na hakerskie harce we wrażliwych amerykańskich serwerach, zwłaszcza przy poprzedniej kampanii wyborczej. Czy to była ta odpowiedź? Przymiarka do niej? Ciekawe jest to, że rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow mówił, że nie zauważył przerw w dostępie do strony kremlin.ru, a przedstawiciele Rostelekomu tłumaczyli problemy jakąś tajemniczą niesprawnością techniczną sprzętu.

„Rostelekom zmuszono, aby wziął winę na siebie, aby ukryć kompromitację państwa” – stwierdził niezależny ekspert w branży IT. Bo tak naprawdę to sam Roskomnadzor powyłączał oficjalne strony, obawiając się ataku (szczegóły można znaleźć w materiale „Nowej Gaziety”: https://novayagazeta.ru/articles/2021/03/10/zamedlenie-runeta.

Jeszcze jeden ciekawy komentarz z sieci. Paweł Prianikow: „Jeśli chodzi o media społecznościowe, to nastawienie władz jest czytelne. Rosyjskie władze nie chcą same ich odłączać, aby uniknąć oskarżeń o ograniczanie swobody słowa. Wolą utrudnić istnienie i użytkowanie tych mediów [w Rosji]. Zaczną spowalniać ich działanie, każdego dnia obkładać grzywnami, procesować się na potęgę. I będą liczyć na to, że Twitter, Facebook czy Youtube same wycofają się z Rosji. I wtedy będzie można odtrąbić: widzicie, uprzedzaliśmy was, że Ameryka chce nam odłączyć internet”.

Jeden komentarz do “Rosyjska gilotyna dla Twittera

  1. Amator

    Putin o sobie i swoich kolegach po fachu 🙂
    Kiedy (opozycja?, rewolucja?) dobiera się do tych potworów, to on zachowuje się zupełnie inaczej. Gdy taki siedzi w w pałacu, to jest śmiały jak jakiś Rambo. A jak tylko lud wkroczył, to w spodnie się sfajdał i to dosłownie. Drań taki tam siedzi, rozumiecie, robak, nie żal go rozgnieść.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *