Archiwum miesiąca: maj 2021

Moskwa patrzy na Pratasiewicza. I Łukaszenkę

26 maja. To, co wydarzyło się 23 maja w niebie nad Białorusią, poruszyło niebo i ziemię. Samolot linii Ryanair lecący z Aten do Wilna został zmuszony do lądowania w Mińsku pod pretekstem alarmu bombowego (jak się miało wkrótce okazać – fałszywego) oraz rzekomej awantury na pokładzie. Piloci starali się dolecieć do granicy z Litwą. Aby im to uniemożliwić, białoruskie lotnictwo wysłało myśliwiec MiG-29 z rakietami powietrze-powietrze na pokładzie. Po wylądowaniu w Mińsku w samolocie bomby nie znaleziono. Za to zatrzymano aktywistę, blogera i dziennikarza Ramana Pratasiewicza, jedną z głównych postaci kanału NEXTA oraz jego partnerkę Sofiję Sapiegę, studentkę, obywatelkę Rosji.

Państwa zachodnie zareagowały wyrazami potępienia pod adresem Łukaszenki, który pogwałcił zasady obowiązujące w lotnictwie cywilnym i dokonał aktu terroryzmu państwowego. Media nazwały go „kartoflanym Kaddafim”. UE wycofała się z zamiaru udzielenia Białorusi pakietu pomocy, zamiast tego gremia decyzyjne zastanawiają się nad pakietem sankcji. Nad Białorusią nie latają samoloty europejskich linii, samoloty białoruskich linii Belavia nie dostają zezwoleń na przelot nad państwami UE. Temat terroryzmu państwowego w wykonaniu białoruskiego reżimu gości już drugi dzień z rzędu na pierwszych stronach zachodnich gazet.

Tymczasem oficjalna Moskwa zachowuje kamienną twarz. I ocenia incydent z innych pozycji. Najpierw w bój wyruszyła rzeczniczka prasowa MSZ Maria Zacharowa. Uznała, że Zachód nie ma prawa fukać na Białoruś, bo utracił prymat w wyznaczaniu standardów, a poza tym sam je przekracza. Potem w sukurs koleżance przyszedł rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow: Wszystko przebiegało zgodnie z procedurami międzynarodowymi. Było zagrożenie na pokładzie. Reakcja była prawidłowa.
Następnie do szturmu przystąpiły kremlowskie media, lżąc Zachód, białoruską opozycję, nazywając Ramana Pratasiewicza terrorystą i matacząc w sprawie statusu rosyjskiej obywatelki Sofii Sapiegi. Krzywa narracyjna uległa pewnemu odchyleniu od aprobującej wyczyny Mińska normy, gdy w jednym ze sztandarowych programów telewizyjnych „60 minut” padły słowa prowadzącej: „A Łukaszenka nie uznał przyłączenia Krymu do Rosji”. No, faktycznie. Temat podjęli i inni kapłani kremlowskiej propagandy. Za kilka dni Łukaszenka ma się znowu rzucić w objęcia Władimira Putina. Być może wśród kart, które leżą teraz na stole przed dwustronnymi rozmowami, jest i karta krymska, skoro ją tak usilnie obrabiają na stalowym ekranie.

Bratnia Rosja jest jedynym krajem, który jeszcze chce rozmawiać z Łuką. I nie będzie to rozmowa dla niego przyjemna. Jaka może być jego linia obrony? Może taka: oto jestem dla Rosji jedynym przywódcą, który zapewnia Moskwie to, że Białoruś będzie w jej orbicie, każdy inny przywódca – ktokolwiek to będzie – odwróci Mińsk (choć nieznacznie, ale jednak) twarzą do Zachodu. Czy to zadziała? Dyktatura Łukaszenki kosztuje Moskwę coraz drożej.

Trzeba jeszcze podkreślić wężykiem, że gdyby nie jednoznaczne poparcie Rosji dla Łukaszenki w sierpniu, po sfałszowanych wyborach i w apogeum protestów społecznych, to Karaluch (jak obrazowo nazywają uzurpatora Białorusini) mógłby nie utrzymać władzy. Bratnia pomoc polegała nie tylko na werbalnym i finansowym sukursie, ale wysłaniu fachowców do struktur siłowych i propagandowych.

Na jeszcze jeden ciekawy aspekt sytuacji po incydencie z samolotem zwraca uwagę politolożka Lilia Szewcowa: Białoruś może się stać (wygodnym dla obu stron) tematem zbliżającego się szczytu Biden-Putin (16 czerwca w Genewie): „Kremlowi potrzebne jest zobowiązanie [Białego Domu], aby nie psuć nastroju Putinowi Nawalnym, Ukrainą, represjami i wybrykami w stosunku do Ameryki”. Białoruś nadaje się więc w sam raz.

Białoruś już zresztą przysłużyła się Moskwie w takim oto sposobie: spotkanie UE 24-25 maja miało być poświęcone nowym sankcjom wobec Rosji i represjom Kremla wobec opozycji. Incydent z samolotem zmienił porządek dzienny – dyskusję o sprawach rosyjskich przesunięto w czasie. A co będzie potem, to będzie. Albo i nie będzie.

Komu Putin chce dać w zęby?

22 maja. Prezydent Rosji chętnie sięga w swoich wypowiedziach do doświadczeń wyniesionych z leningradzkiego podwórka. Jego leksyka mogłaby posłużyć jako materiał prac z zakresu językoznawstwa. Nie było komentatora rosyjskich wydarzeń politycznych, który by nie zauważył kwiecistej frazy: „dorwiemy [terrorystów] nawet w kiblu” wypowiedzianej przez – jeszcze wtedy, w 1999 roku, nikomu nieznanego – premiera Rosji, Władimira Putina. Potem było wiele innych, mających świadczyć o tym, że rosyjski przywódca nie przejmuje się konwenansami, wali prosto z mostu i chętnie sięga po wyrażenia z żargonu. Była m.in. zapowiedź, że państwa bałtyckie dostaną „uszy martwego osła”, a nie zaspokojenie roszczeń terytorialnych. W czasach, gdy Putin jeszcze jeździł do Europy i odpowiadał na pytania zachodnich dziennikarzy, zdarzyła się wpadka z namawianiem do sprawdzenia, jak w Moskwie pracują najlepsi specjaliści od obrzezania: „Tak wam zrobią operację, że nic nie odrośnie”. I niedawna odpowiedź na wywiad Joe Bidena, który przytaknął pytany, czy uważa Putina za zabójcę: „Kto się przezywa, ten się tak samo nazywa”.

Przedwczoraj do listy skrzydlatych powiedzonek WWP dołączyła kolejna: „Niektórzy publicznie ośmielają się mówić, że jest jakoby niesprawiedliwym to, że do Rosji należą bogactwa takiego regionu jak Syberia. […] Cały czas próbują nas ugryźć albo coś nam odgryźć. Ale oni powinni wiedzieć, że wybijemy zęby wszystkim, aby nie mogli gryźć. Zapewni [nam to] rozwój sił zbrojnych”.

Putin wygłosił te słowa z wyraźną satysfakcją na obliczu, z firmowym przymrużeniem oprawionych w botoks oczu i uśmiechem pewnego siebie i swojej siły [zbrojnej] przywódcy „wielkiej Rosji”. Mówił do ekranu, spotkanie komitetu organizacyjnego „Pobieda” odbywało się online (chociaż Putin osobiście zapewniał, że jest zaszczepiony dwiema dawkami rosyjskiej szczepionki i koronawirusa się nie boi). Całość materiału z telewizji Rossija można obejrzeć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=izLVCMLMEFA

Zacytowany powyżej fragment był wpisany w szeroki kontekst walki Rosji na arenie międzynarodowej o jedyną słuszną wersję przekazu o II wojnie światowej, znalazło się w nim napomnienie dla państw, które starają się „wypaczyć historię” poprzez demontaż pomników i memoriałów żołnierzy radzieckich. Uczestnicy spotkania z prezydentem i sam prezydent wyciągnęli z tego wniosek: to się dzieje dlatego, że Rosja stała się silniejsza i wszyscy nic, tylko rzucają jej kłody pod nogi, żeby powstrzymać burzliwy rozwój. Co ma piernik do wiatraka? Nieważne. Najważniejsze, że Rosja otoczona jest przez wrogów, którzy życzą jej rozłamu, rozpadu i innych nieszczęść. Tym, którzy nie chcą słuchać Moskwy, Putin przypomniał, że Rosja ma czym bić: i broń hiperdźwiękową ma, i inne bronie „nie mające odpowiedników na świecie”.

Teraz przyjrzyjmy się jeszcze uważnie malowniczemu fragmentowi o zębach. Najpierw o dziwnym sformułowaniu, że „niektórzy” z żalem mówią o tym, iż Rosja jest jedynym posiadaczem Syberii i dysponentem jej bogactw. Co to za „niektórzy”? Kto ośmielił się coś podobnego powiedzieć? Hmm… Zdanie to przypisywane jest sekretarz stanu USA Madeleine Albright. Piszę „przypisywane”, gdyż sama Albright wielokrotnie dementowała, że kiedykolwiek wypowiedziała takie słowa (https://www.nytimes.com/2014/12/19/world/europe/putin-cites-claim-about-us-designs-on-siberia-traced-to-russian-mind-readers.html?_r=0). Źródeł brak. Putin natomiast jakoś sobie upodobał ten fake. Historię tego fałszywego świadectwa prześledził Dmitrij Koleziew: https://t.me/kolezev/9030. Najpierw takie twierdzenie pojawiło się na anonimowych kontach rosyjskojęzycznego niemieckiego internetu, w 2005 r. wypowiedział je głośno i publicznie reżyser Nikita Michałkow w wywiadzie dla gazety „Argumienty i Fakty” (bez powołania się na źródło). Potem było jeszcze ciekawiej. „Rossijskaja Gazieta” w 2006 r. zamieściła artykuł, w którym dowodziła, że rosyjscy agenci z FSB „skanowali myśli sekretarz Albright”, no i stąd się dowiedzieli, co jej chodziło po głowie. A co może chodzić po głowie amerykańskiemu politykowi wysokiego szczebla? No, oczywiście że tylko jedno: chapsnąć Syberię. Potem już fraza „chodziła” stadnie po różnych quasi-erudycyjnych dyskusjach ekspertów w tv i radio. „Nikt nie ośmieli się zwrócić Putinowi uwagi, że sięga po fake sprzed piętnastu lat” – kończy Koleziew.

Politolog Abbas Galamow komentuje to tak: „Niepokojące jest nawet nie to, że prezydent grozi wybiciem komuś zębów. Bóg z nim, przyzwyczailiśmy się. Problem polega na tym, że w charakterze uzasadnienia dla swojej agresji wykorzystuje on stuprocentowy fake – jakieś zadziwiające wyobrażenie, że ktoś zamierza odgryźć mu Syberię. Po raz pierwszy w tak ostry sposób na porządku dziennym staje kwestia istnienia jakiegoś szczególnego, wymyślonego, świata, w którym żyje głowa państwa”.

Kto jest zatem adresatem groźby? Patrząc na to, jak coraz bardziej agresywnie Rosja zachowuje się wobec Zachodu, przede wszystkim USA, można założyć, że Putin odgraża się w ten stomatologiczny sposób potencjalnym zachodnim napastnikom, jakoby zamierzającym wjechać na ziemie przyłączone do rosyjskiego carstwa przez legendarnego Jermaka. Czy USA zamierzają? Nic o tym nie wiadomo. A może Luksemburg? Też raczej nie. Natomiast bliski sąsiad przez Amur, owszem, nie ukrywa, że duża część Syberii to historyczne chińskie terytoria, bezprawnie anektowane przez Rosję w drugiej połowie XIX wieku po traktatach w Ajgunie i Pekinie. Od czasu do czasu przypomina o tym w publikacjach prasowych – choć nie na poziomie publicznych deklaracji kierownictwa. Politycy w Pekinie uśmiechają się tajemniczo, przyglądając się samobójczym szarżom Putina przeciwko Zachodowi. Mają czas.

I jeszcze jeden ciekawy głos o kąsaniu. Dziennikarz Andriej Łoszak na swoim profilu FB napisał: „W latach dziewięćdziesiątych armia była w tak fatalnym stanie, że Rosji można było odgryźć, ile wlezie, tymczasem przeklęty Zachód słał pomoc humanitarną i dawał kredyty, które momentalnie rozkradali rosyjscy urzędnicy. Zachód chciał z Rosją handlować, a nie walczyć. […] Natomiast rosyjska armia w ciągu trzydziestu lat niejednokrotnie prowadziła działania zbrojne na terytorium innych państw, najbardziej znane przykłady to Gruzja, Ukraina i Syria. […] Putin nadal mówi, że rozpad ZSRR to największa katastrofa XX wieku, a byłe republiki to z geopolitycznego punktu widzenia historyczna Rosja. Można więc zadać pytanie: kto komu chce coś odgryźć? Zachód Rosji czy Rosja swoim sąsiadom?”

Usadzić jakuckiego szamana

14 maja. Od dwóch lat jakucki szaman Aleksandr Gabyszew podejmuje próby pomaszerowania na Kreml, aby wygonić stamtąd demona.

Pierwszy raz wyruszył z Jakucka w drogę w marcu 2019 r. Szedł z małym wózeczkiem mieszczącym cały sprzęt na podróż. Po drodze obrastał coraz liczniejszym gronem zwolenników, którzy słuchali jego wypowiedzi na temat niewłaściwych porządków w Rosji, a on słuchał historii swoich poputczików. Wyjaśniał cierpliwie, że jako szaman posługuje się wyłącznie białą magią. Ale jego siła jest na tyle wielka, że stanąwszy pod murami Kremla w Moskwie, zdoła dzięki swoim mocom zakończyć fatalne rządy dyktatora. Akcja szamana stała się bardzo popularna dzięki mediom społecznościowym. We wrześniu 2019 r. jego pierwsza wyprawa zakończyła się napaścią służb mundurowych na obozowisko i zatrzymaniem szamana oraz jego zwolenników pod zarzutem działalności ekstremistycznej (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/09/25/pogonic-szamana/).
Od tego czasu trwa dziwne tango: Gabyszew ogłasza, że znowu wyruszy do Moskwy w zbożnym celu, na co władze odpowiadają kolejną porcją szykan.

Gabyszew stał się tymczasem postacią legendarną, wysławianą w pieśniach, spektaklach i filmach. W listopadzie 2020 r. moskiewski Teatr.doc wystawił sztukę poświęconą słynnej akcji szamana. „Bajka o szamanie” to przedstawienie kukiełkowe o drodze bohatera niesionego ludową mocą ku pozbyciu się smoka, duszącego kraj. Autorami koncepcji byli dokumentaliści Beata Bubieniec i Michaił Baszkirow. Oboje towarzyszyli szamanowi w jego wyprawie, realizując film dokumentalny: „To niesamowite, że takie średniowieczne zjawisko jak pochód przez cały kraj w ogóle jest możliwe w Rosji w XXI wieku. To nie jest historia o polityce, to bajka, do której wkracza rzeczywistość i wypowiada [szamanowi] wojnę” – mówili w rozmowach z prasą.

Władze postanowiły przeczołgać szamana „po linii psychiatrii”. Spektakl opowiada między innymi o przymusowej hospitalizacji Gabyszewa. Lekarze stwierdzili, że cierpi on na manię wielkości, skoro chce obalić prezydenta, tego „demona i Antychrysta”, jak go nazywa. Szaman spędził na obserwacji dwa miesiące, w lipcu 2020 r. został wypisany ze szpitala.

W styczniu 2021 r. w wywiadzie oznajmił, że nie składa broni i ponownie zamierza wyruszyć na Kreml, tym razem na białym koniu (https://www.sibreal.org/a/31047358.html): „Zwyciężę ciemne siły, demon zostanie wygnany z Kremla w sierpniu tego roku. Władze mogą chcieć mnie zabić, ale ja się nie boję, to nie czas na to, aby się bać”. Po tym wywiadzie ciemne siły znowu zatrzymały niepokornego białego czarownika.

Zamiar zabicia Gabyszewa przez władze wypłynął podczas rozprawy, jaka toczy się w miejskim sądzie Jakucka w sprawie przymusowego umieszczenia go w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, potocznie zwanym psychuszką (https://www.sibreal.org/a/31242513.html). Przed sądem składał zeznania szef miejscowego oddziału RosGwardii, który dowodził szturmem na dom Gabyszewa w styczniu br. Powiedział, że przez funkcjonariuszy była brana pod uwagę możliwość zabicia szamana, po czym dodał: „Wiedzieliśmy, że to człowiek utalentowany i działa na rzecz społeczeństwa, dlatego postanowiliśmy go nie zabijać”. Niesamowite to zeznanie.

Od stycznia br. zeszłoroczna historia z szamanem znowu się powtarza, przyjmując jednak bardziej groźne dla niego formy: ponownie został zatrzymany, wsadzony wbrew woli na oddział psychiatryczny, badany, „leczony”. Komisje orzekały, że jest niebezpieczny dla otoczenia, niepoczytalny itd. Organy ścigania próbują uszyć mu sprawę karną z artykułu o czynną napaść na funkcjonariusza RosGwardii.

Obrońcy szamana i jego krewni próbowali podważyć zasadność zatrzymywania go i wsadzania do szpitala. Amnesty International uznała go za więźnia sumienia i zażądała uwolnienia.

Siostra Gabyszewa mówiła ostatnio po wizycie u niego w szpitalu psychiatrycznym, że stan zdrowia Aleksandra bardzo się pogorszył: „Ewidentnie coś mu wstrzykują. Mówił powoli, skarżył się na bezsenność, opowiedział, że po zastrzykach traci przytomność. Został ostrzyżony na krótko wbrew swojej woli i niezgodnie z religijną tradycją”.

Czekamy na orzeczenie sądu, który ma zdecydować o przymusowym leczeniu szamana w psychuszce. Czy kremlowski demon naprawdę aż tak boi się białej szamańskiej magii, że sięga po takie niesławne metody?

Między nami blogerami

5 maja. W życiu oficjalnej Rosji, o którym można przeczytać w gazetach czy obejrzeć w państwowej telewizji, cała uwaga społeczeństwa skoncentrowana jest aktualnie na przygotowaniach do defilady z okazji 9 maja, możliwości zaszczepienia się przeciwko Covid-19, tropieniu podejrzanych zapędów Zachodu i pierwszych przymiarkach do startu zaakceptowanych przez Kreml kandydatów w wyborach do Dumy, zaplanowanych na wrzesień. Gdzieniegdzie wybuchają pożary łąk i lasów, gdzieniegdzie wylewają rzeki i odbierają zaskoczonym mieszkańcom skromny dobytek. A generalnie kraj korzysta z łaskawego daru umiłowanego przywódcy, który dał wszystkim obywatelom wolne dni od 1 do 10 maja. Świętujący nielegalnie rozpalają grilka, który w warunkach rosyjskich nazywa się popularnie szaszłykiem, gdzieś na działce lub po prostu „na prirodie”, a jeśli wyjechać się nie dało, to u siebie na balkonie.

Ale jest też świat, który nijak nie przystaje do tego nakreślonego powyżej wykroju, ma swoje sprawy i swoich bohaterów. To media społecznościowe, żyjące własnym życiem, karmiące się krótkimi shotami egzaltowanych przeżyć, adorujące wystylizowane tiktokowe madonny, podające masowo niezobowiązująco płytkie treści. I pobudzające marzenia milionów. Milionów młodych i bardzo młodych ludzi.

Głównym medium przenoszącym rozrywkową sieczkę jest TikTok. Ta aplikacja stała się w Rosji popularniejsza o Facebooka czy rodzimego Vkontakte. Krótkie błahe filmiki mają wielomilionową widownię, przylepioną na stałe do ekranu przenośnych urządzeń mobilnych. Ostatnio okazało się jednak, że TikTok się w Rosji też trochę upolitycznił, przynajmniej na chwilę. Jak pisał niedawno portal Meduza.io (https://meduza.io/feature/2021/02/24/kazhdyy-haus-pohozh-na-laksheri-tyurmu), to była główna platforma komunikacji zwolenników Aleksieja Nawalnego, który w połowie stycznia powrócił do Rosji. Jego zwolennicy zwoływali się na demonstracje właśnie za pośrednictwem TikToka. Na lotnisku Domodiedowo, gdzie miał wylądować samolot wiozący Nawalnego do ojczyzny, zebrali się wieczorem 17 stycznia nie tylko popierający tego polityka ludzie, ale także rozweseleni wielbiciele szalenie popularnej gwiazdki estrady Olgi Buzowej. Zgromadzenie obu grup oczekujących w jednym miejscu i czasie miało zapewne w intencji władz wywołać wrażenie, że tłum na lotnisku zebrał się dla Buzowej, a nie dla Nawalnego. Buzowa zapewne nic o tej akcji nie wiedziała. Ma wszakże ważniejsze sprawy na głowie.

Akurat dzisiaj obserwujący poczynania Buzowej fani śledzą z zapartym tchem wiadomość, że piosenkarka przeszła jakiś bliżej niekreślony zabieg chirurgiczny i trafiła na OIOM (https://lifestyle.rusdialog.ru/208938_1620225572). Na profilu Buzowej w Instagramie obserwuje ją ponad 23 mln ludzi. Czekają teraz na wieści, czy chodziło o jakąś nieznaczną korektę idealnego nosa czy stało się coś poważnego ze zdrowiem gwiazdki. Oblegane jest też konto na TikToku, w którym gwiazdka pokazuje, jak przykleiła sobie rzęsy albo założyła okulary albo bluzkę z różowymi rękawami (https://www.tiktok.com/@buzova86?). Filmiki z jej udziałem zamieszczane w różnych mediach społecznościowych zyskują milionowe odsłony, np. ten na Youtube https://www.youtube.com/watch?v=vsPX7DOhKU8. Media uruchamiają specjalne challenge z nazwiskiem Buzowej, co jest rękojmią zdobycia dużej publiczności. Popularnością cieszą się też duety piosenkarki z gwiazdami TikToka, takimi jak Dania Miłochin i Ania Pokrow.

Buzowa wyhodowała swoją popularność na udziale w skandalizującym reality show „Dom 2” (2004-2008), potem pracowała w różnych stacjach telewizyjnych, wreszcie zaczęła nagrywać utwory muzyczne, podrygując przy tym nie zawsze rytmicznie. Oto próbka jej repertuaru: https://music.apple.com/ca/album/%D0%BF%D0%BE%D0%B4-%D0%B7%D0%B2%D1%83%D0%BA%D0%B8-%D0%BF%D0%BE%D1%86%D0%B5%D0%BB%D1%83%D0%B5%D0%B2/1268713289.

Wśród jej wielbicieli zdarzają się fanatycy. Jedna dziewczyna wydała majątek na operacje plastyczne, aby upodobnić się do idolki (https://lenta.ru/news/2020/09/29/buzova/).

Buzowa i kilka innych „osobowości medialnych”, jak określa się ten rodzaj istnienia, kształtują gusta szerokiej publiczności. Dziewczyny ze starszych klas pokazują sobie wzajemnie filmiki z TikToka, aby podzielić się nowo zdobytą wiedzą o kolorze włosów obserwowanej „osobowości” czy ustalić, czy mają też pofarbować kołtun czy raczej wcisnąć w ucho naparstek. To jest przecież dużo ważniejsze i dużo ciekawsze niż dwumian Newtona.

Ciekawym przypadkiem wśród grona wielomilionowych blogerów tiktokowych jest Dina Sajewa. Jej konto na TikToku ma 20 mln obserwujących, 7 mln ogląda jej profil w Instagramie. To świetny wynik w skali Rosji. Ma też swoje hasło w rosyjskim segmencie Wikipedii. Dina pochodzi z Tadżykistanu. W mediach społecznościowych zadebiutowała jako wykonawczyni lip sync, tańczyła i śpiewała pod hasłem „Tadżyczka pięknie tańczy”, „Tadżyczka pięknie śpiewa”. Jej kariera blogerki zaczęła się intensywnie rozwijać po przeprowadzce do Moskwy i nawiązaniu znajomości w medialnych kręgach.
W czerwcu 2020 r. ignorując obowiązujące w Moskwie zasady samoizolacji w związku z epidemią koronawirusa, urządziła imprezę z okazji osiągnięcia 10 mln subskrybentów swojego konta na TikToku. Została dostrzeżona i poza TikTokiem. Widocznie to, że cieszy się popularnością tak szerokiej widowni, sprawiło, że – jak ujawniła w wywiadzie dla Kseni Sobczak – zwrócono się do niej z propozycją nagrania filmiku z życzeniami dla prezydenta Putina. Honorarium zaproponowano bajeczne – 700 tys. rubli. Nikołaj Podosokorski w swoim tekście (https://www.facebook.com/photo?fbid=5919136371437318&set=a.2857013344316318) dowcipnie sugeruje: Dina „podobno odmówiła. Ale myślę, że albo nie udało się im ustalić ceny, albo Dina wrzuciła nazwisko Putin do wyszukiwarki, nic nie znalazła, więc odmówiła, bo po co miałaby się zajmować promowaniem jakiegoś nieudacznika, którego nikt nie zna”.

No właśnie, Putin nie jest tiktokerem ani nie lansuje się na Instagramie. A zatem po prostu nie istnieje w świecie „osobowości medialnych” i rzesz ich wielbicieli. Ale jeżeli propozycja nagrania życzeń dla Putina padła, to może oznaczać, że Kreml snuje plany wkroczenia na ten teren. Tyle że to teren grząski, wirujący, wolny, nieobliczalny, szybko zmieniający się, brykający beztrosko. Zupełnie nie pasuje do świata ponurych kremlowskich dziadersów, którzy zajęci są już wyłącznie coraz bardziej wymuszonym utrwalaniem władzy Putina.