11 lutego. Sportowcy z Rosji pojechali na zimowe igrzyska do Pekinu bez flagi i prawa do wysłuchania hymnu (zwycięzcom grają koncert fortepianowy Czajkowskiego), bo formalnie nie ma reprezentacji Rosji, jest ekipa Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Nadal pozostają w mocy kary nałożone przez MKOl i WADA za realizowany pod państwowymi auspicjami program wzmacniania możliwości mistrzów sportu niedozwolonymi środkami, czyli dopingiem. Po ośmiu latach od pohańbionych aferą dopingową igrzysk w Soczi wydawało się, że sytuacja w rosyjskim sporcie zaczyna się normalizować. Aż do chwili, gdy wypłynęła niezgodna z przepisami próbka łyżwiarki Kamili Walijewej.
Kamila Walijewa ma piętnaście lat, startuje w konkurencji solistek w jeździe figurowej na lodzie. Bez wysiłku kręci wystudiowane piruety i skacze najtrudniejsze kombinacje skoków. Podczas ostatnich mistrzostw Europy bezapelacyjnie wygrała zawody, zachwycając najwyższym poziomem wykonania ewolucji, gracją i prześwietnym przygotowaniem baletowym. Kamila jest wychowanką trenerki Eteri Tutberidze, która od co najmniej dekady dzierży palmę pierwszeństwa wśród doborowej stawki rosyjskich trenerów tej lubianej w świecie, a szczególnie w Rosji dyscypliny sportowej. Spod jej ręki wyszło wielu mistrzów i mistrzyń, jak choćby nastoletnia gwiazda igrzysk w Pjongczangu Alina Zagitowa (tak na marginesie, Zagitowa ma dopiero dwadzieścia lat – mogłaby kontynuować karierę sportową, tymczasem w zeszłym roku została skreślona z kadry narodowej w łyżwiarstwie, a do Pekinu pojechała, owszem, ale jako komentatorka jednej ze stacji telewizyjnych).
Pierwszym konkursem olimpijskim w łyżwiarstwie figurowym był turniej drużynowy. Walijewa wystąpiła bardzo dobrze (choć upadła przy wykonywaniu jednego z ważnych skoków), wygrała swój segment, przysporzyła drużynie punktów. Drużyna Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego wygrała rywalizację drużyn. I gdy już miała odbierać medale, do Pekinu dotarła wiadomość, że w próbkach jednego z członków drużyny łyżwiarzy figurowych znaleziono niedozwolony preparat. Uroczystość medalową odłożono. Szybko okazało się, że zabronioną przez WADA substancję potwierdzono w próbce Walijewej.
Sprawa jest skomplikowana, spróbuję wyjaśnić ją w skrócie (pełen opis można znaleźć na stronie Radia Swoboda https://www.svoboda.org/a/tragedia-kamily-valievoj-sistema-podmeny-stakanchikov-dala-sboj/31699375.html). Budząca wątpliwości próbka Walijewej pochodzi z końca grudnia, gdy odbywały się mistrzostwa Rosji. Ponieważ RUSADA (rosyjska agencja antydopingowa) utraciła z powodu współudziału w państwowej aferze dopingowej zaufanie międzynarodowych organizacji sportowych, próbki rosyjskich sportowców badane są w wyznaczonych zagranicznych laboratoriach. Próbka rosyjskiej łyżwiarki pojechała do Sztokholmu. Tamtejsze laboratorium zawalone bieżącą robotą z covidem nie zdążyło z przesłaniem wyników przed igrzyskami. Rezultaty dotarły więc już trochę „after birds”, to znaczy już po starcie Walijewej w turnieju drużyn (choć jeszcze przed początkiem turnieju indywidualnego). RUSADA z automatu wycofała Kamilę ze startu, potem pod wpływem jakichś argumentów rosyjskich działaczy sportowych wycofała się ze swojej decyzji. Rosyjski Komitet Olimpijski podważa ważność pracy laboratorium w Sztokholmie, powołując się na to, że próbka pochodzi sprzed kilku tygodni i nie dotyczy Pekinu, w Pekinie wszystko z próbkami rosyjskich sportowców jest correct. Decyzję w sprawie ewentualnego startu Walijewej ma podjąć sąd arbitrażowy CAS. Ma obradować w trybie nadzwyczajnym, aby zdążyć z orzeczeniem przed początkiem konkursu solistek.
Owym zabronionym specyfikiem, wykrytym we krwi młodocianej łyżwiarki, jest trimetazydyna. Substancja stosowana w leczeniu chorób serca, ma bowiem właściwości wzmacniające mięsień sercowy. Została wpisana na listę zabronionych środków w 2014 r., więc już dość dawno. Czemu w organizmie piętnastoletniej dziewczyny znaleziono ślady tej substancji? Temu się właśnie przyjrzy sąd. Sąd z uwagi na młody wiek zawodniczki będzie rozmawiał z jej lekarzem i trenerami. Ten lekarz miał już w swej karierze numery z podaniem zabronionych preparatów sportowcom, z którymi współpracował. A trimetazydyna stała się w niedawnej przeszłości powodem dyskwalifikacji m.in. rosyjskiej bobsleistki czy chińskiego pływaka.
Nie czekając na werdykt CAS, do boju ruszyła rosyjska telewizja. Sprawę przedstawiono dziś w głównym wydaniu dziennika jako nieuzasadnione („bo młoda dziewczyna na pewno nie brała leku przeznaczonego dla starców”) gnębienie rosyjskiej zawodniczki i zamach na złoty medal drużyny oraz próbę odebrania szans na takowy samej Walijewej. W przysłaniu spóźnionych wyników próby antydopingowej ze Szwecji dopatrzono się międzynarodowego spisku. Poza tym arbitralnie stwierdzono, że w takiej dyscyplinie jak łyżwiarstwo figurowe przyjmowanie środków dopingujących jest niepotrzebne, „bo tu decydują inne umiejętności”. Głos zabrała sama przewodnicząca Rady Federacji Walentina Matwijenko (nie znałam jej od strony znajomości sportu), która uznała sytuację z Walijewą za „manipulacje służb specjalnych”, wiadomo jakich – amerykańskich. A wszystko to przez zdrajcę Rodczenkowa (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/05/13/daleka-jest-droga-do-rio/).
„Lek przeznaczony dla starców”, jak definiuje specyfik rosyjska telewizja państwowa, został zabroniony do stosowania przez sportowców w różnym wieku ze względu na to, że wspomaga pracę mięśnia sercowego. Sport to w dużym stopniu właśnie praca mięśni, nawet w takiej dyscyplinie jak łyżwiarstwo. Więc jeśli ten główny mięsień się sportowcowi wzmacnia, to wzmacnia się jego szanse na dobry wynik. Właśnie dlatego trimetazydyna znalazła się na liście zakazanych środków.
A co z dalszymi olimpijskimi startami Walijewej i jej złotym medalem? CAS pokaże.