3 marca 2025. Ostatni dzień lutego przyniósł światu doniesienia z Waszyngtonu – amerykańska administracja zaprosiła Wołodymyra Zełenskiego do Gabinetu Owalnego. Tematem spotkania Trump–Zełenski miało być podpisanie ramowej umowy o dostępie do ukraińskich złóż. Umowy nie podpisano. Przed kamerami rozegrała się scena, której reżyserem nie była poprawność polityczna ani żadna inna.
Skandaliczna awantura została już rozłożona na czynniki pierwsze przez media, komentatorów, polityków, szpiegów, stylistów i satyryków. Popatrzmy teraz na reakcje Moskwy.
Od rozmowy telefonicznej Trump–Putin minęły ledwie trzy tygodnie. Nawet niecałe. (Sytuację na początku tej „nowej ery” opisałam w Rosyjskiej ruletce i na łamach „Tygodnika Powszechnego”: https://www.tygodnikpowszechny.pl/punkt-zwrotny-w-kwestii-ukrainy-co-wynika-z-rozmowy-trumpa-z-putinem-189779; https://www.tygodnikpowszechny.pl/prezent-dla-putina-jak-kreml-zareagowal-na-dzialania-administracji-trumpa-w-sprawie-ukrainy-189832). Mamy dalszy ciąg festiwalu prezentów Trumpa dla Putina. Dociskanie Ukrainy na oczach zdumionego świata, by jak najszybciej przyjęła warunki porozumienia pokojowego według scenariusza Waszyngtonu i poczyniła ustępstwa, to jeden z nich.
Kreml od wielu lat próbuje wbić klin we współpracę transatlantycką. I dostaje od nowej amerykańskiej administracji miły podarunek w postaci sygnałów zwijania projektów USA w dziedzinie bezpieczeństwa na Starym Kontynencie. To na razie sygnały. Ale witane w Moskwie z pełnym zrozumieniem i zadowoleniem. Rosja ze swej strony powtarza wytarte mantry – chce gwarancji, że NATO nie tylko się nie rozszerzy, ale zwinie, chce decydować o statusie państw, będących w przeszłości w ZSRS, a także – w dalszej kolejności – w obozie socjalistycznym, czyli w bezpośredniej strefie wpływów Moskwy. Wodą na młyn Rosji są wszelkie podziały w świecie Zachodu – i te duże, i te mniejsze, i zewnętrzne, i wewnętrzne. Bo można je rozgrywać. Kryzysy to kolejne prezenty dla Kremla.
A co do Ukrainy – Putin chce jej kapitulacji, zmiany ekipy rządzącej (na taką, która będzie powolna Moskwie, co będzie równoznaczne z utratą przez Ukrainę – całkowitą lub częściową – suwerenności), uznania nowego statusu „nowych terytoriów” (tak się w Moskwie mówi o okupowanych regionach Ukrainy), demilitaryzacji Ukrainy i zagwarantowania, że nikt jej do NATO (nawet przeżywającego kryzys) nie przyjmie. And last but not least – zniesienia sankcji wobec rosyjskiej gospodarki.
Tymi oczekiwaniami Rosja żongluje w różnych konfiguracjach – chciałaby dostać wszystko w jednym natychmiastowym pakiecie, ale skoro na razie nawet „drug Donald”, nastawiony na wypracowanie nowego dealu z Moskwą, się z zaspokajaniem tych oczekiwań en bloc nie wyrywa, to trzeba stosować technikę salami, po kawałeczku. A tę technikę Putin ma opanowaną do perfekcji.
Na początek w las poszły ogary dyplomacji. Rosji zależało na przełamaniu izolacji Putina na arenie międzynarodowej i telefon od amerykańskiego przyjaciela jej to zapewnił. Z kopyta przystąpiono też do negocjacji o wznowieniu pracy ambasad (stopniowo wygaszanej przez ostatnie trzy lata) – odbyła się 18 lutego tura rozmów w Rijadzie, a potem 27 lutego w Stambule. Rosyjski MSZ wydał po stambulskim spotkaniu bardzo sztywny komunikat: przedyskutowano sposoby finansowania przedstawicielstw dyplomatycznych i możliwości przywrócenia bezpośredniego połączenia lotniczego. Na razie żadnych decyzji (zostaną podjęte zapewne dopiero na wyższych szczeblach). Jak na wielogodzinne męczenie buły to dorobek skromny. Może jakiś wymierny postęp będzie widoczny po kolejnych konsultacjach. W mediach pojawiają codziennie zapowiedzi prezentów Ameryki dla Putina (podkreślam – to medialne zapowiedzi, a nie oficjalne komunikaty): wznowienie eksploatacji Nord Stream 2 czy przecieki o zamiarze przyspieszenia negocjacji z Moskwą o zniesieniu sankcji.
Jeśli chodzi o reakcje Moskwy dotyczące zerwanego na wysokiej nucie spotkania Trump–Zełenski, to były one powściągliwe. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow zauważył, że w Stanach na pewno po tej rozmowie „pozostał nieprzyjemny osad” i że „ktoś powinien wreszcie skłonić Zełenskiego do konstruktywnej pozycji – on nie chce pokoju, ktoś powinien go przekonać, jeśli to będą Europejczycy, to cześć im i chwała”. Ostrzegł, że [rozpatrywane w różnych gremiach] przekazanie rosyjskich aktywów zagranicznych Ukrainie „będzie miało daleko idące konsekwencje”. I Moskwa tego tak nie zostawi.
W firmowym stylu z otwartymi inwektywami pod adresem ukraińskiego prezydenta wystąpił eksprezydent Dmitrij Miedwiediew – nazwał Zełenskiego „kokainowym klaunem” i „niewdzięczną świnią, którą właściciele świńskiej farmy dotkliwie spoliczkowali”. I wezwał amerykańskie władze do całkowitego wstrzymania pomocy wojskowej dla Ukrainy.
Komentatorzy w kremlowskich mediach podobnie jeździli po Zełenskim bez żadnych zahamowań. Portal „Wzglad” zamieścił m.in. materiały pod znamiennymi tytułami. „Ameryka przeklęła Zełenskiego. I co teraz?”; „W Białym Domu skończył się kiepski aktor”; „Chamstwo Zełenskiego zaowocuje zdjęciem Ukrainy z amerykańskiej listy płac” i tak dalej w tym duchu.
A Putin? O skandalu się dotychczas publicznie nie wypowiedział (Pieskow oznajmił tylko, że prezydent „został o skandalu poinformowany”). Miał natomiast wystąpienie na rozszerzonym kolegium Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Warto się przyjrzeć temu, co miał do powiedzenia w gronie kolegów. Ale to – w następnym odcinku. Podobnie jak dalszy ciąg akcji po rozmowie w Gabinecie Owalnym. Bo ten ciąg dalszy nastąpi.