Głosowanie, które odbyło się w Rosji 2 grudnia i które formalnie było wyborami do Dumy Państwowej, miało pomóc kremlowskim strategom i prezydentowi Putinowi w podjęciu decyzji, co dalej robić z problemem sukcesji władzy. W marcu 2008 roku powinny się odbyć wybory prezydenckie, w których Putin – jak chce konstytucja – po zakończeniu drugiej kadencji nie może już wystartować.
Ale czy to głosowanie cokolwiek rozstrzygnęło? Czy dało prezydentowi jakiekolwiek gwarancje bezpieczeństwa i podpowiedziało jedyny właściwy scenariusz postępowania? Wygląda na to, że nie, że hamletyzowanie Putina jeszcze się nie skończyło, że na Kremlu trwa męczący proces decyzyjny.
Wynik głosowania był zapowiadany, żadna niespodzianka nie utrudniła życia władzom. Może tylko trochę przesadzili z gorliwością szefowie niektórych republik, raportując o niewiarygodnie wysokiej frekwencji (np. Inguszetia – 98 proc., Kabardyno-Bałkaria – 94 proc.), czyniąc farsę wyborczą zabawną – a może tragiczną – ponad miarę. Średnią frekwencję wyliczono na poziomie 60 proc. Sterowana demokracja ma swoje sterowane wybory – zauważył Borys Sokołow, komentator jednej z gazet internetowych. – Toteż ich wynik nie jest ciekawy jako rezultat swobodnego wyboru elektoratu (głosowanie na pewno nie było wolne, komisje wyborcze skorygowały wynik w odpowiednim kierunku), a jako indykator tego, jaką Dumę chce mieć Kreml. Dylemat, czy wpuścić dwie czy więcej partii, został rozwiązany na korzyść wariantu z większą ilością ugrupowań, aby nie denerwować zbytnio Europy i Ameryki. Ma się rozumieć, wpuszczone zostały tylko te partie, które były całkowicie bezpieczne dla partii władzy.
Tak więc partia władzy – Jedinaja Rossija, której listę wyborczą otwierał Putin, zdobyła 64 proc. głosów. Pozostałe przystawki – druga wykreowana przez Kreml partia Sprawiedliwaja Rossija, mocno przez Kreml wyciszeni komuniści, którzy nie zaryzykują wychylania się wbrew woli władcy oraz grający zawsze zgodnie z interesami Kremla Żyrinowski i jego LDPR – po około dziesięć. Teraz ta maszynka do głosowania, której przycisk znajduje się w administracji prezydenta, przegłosuje każdą ustawę czy zmianę w konstytucji, o ile taka będzie wola Kremla.
64 proc. to 315 foteli w Dumie. Konstytucyjna większość. Ale z drugiej strony to o siedem punktów procentowych mniej, niż zdobył w wyborach prezydenckich w 2004 roku prezydent Putin. Więc nie jest to wynik zwalający z nóg.
A głosowanie uczyniono przecież plebiscytem poparcia dla prezydenta. Pod takimi hasłami mobilizowano – czasem prośbą, czasem groźbą – wszystkich, którzy mają prawo głosu. Dobry wynik miał poszerzyć pole manewru dla Putina, który ciągle nie wie, jak rozwiązać podstawową łamigłówkę: przekazać władzę przy jednoczesnym jej zachowaniu. Jaki użytek będzie można zrobić z tego propagandowo rozdmuchanego balonu popularności? Trudno dziś o jednoznaczną odpowiedź. Nic jeszcze nie jest przesądzone.
Przed wyborami lansowano propagandowo ideę, że Putin powinien zostać „narodowym liderem” – duchowym i moralnym strażnikiem ludzi sprawujących władzę, czuwającym, by ci, którzy objęli po nim stery rządów, realizowali posłusznie wyznaczoną przez niego linię, nazwaną ogólnikowo „Planem Putina”. Głośno rozpychający się w społecznej świadomości ruch „Za Putina” agitował, aby Putin mógł zająć taką pozycję. W ostatnich dniach przed wyborami proprezydencki ruch dziwnie wyciszono, sam Putin też przestał powtarzać mantrę o „narodowym liderze”. Czy to oznacza, że Kreml zrezygnował z tego ryzykownego wariantu (ryzykownego, bo pozycja „narodowego lidera” jest łatwą do zgniecenia wydmuszką, w konstytucji nie ma zapisu o prerogatywach „narodowego lidera”, w sytuacji buntu elit Putin jako ajatollah nie ma żadnych narzędzi, by stać się arbitrem ponad sczepionymi w zwarciu buldogami)? Bardzo możliwe, że na razie pomysł z „narodowym liderem” wisi na ścianie wśród innych branych pod uwagę wariantów.
Co dalej? Trzeba poczekać przynajmniej kilka dni na decyzję Putina, czy przyjmie mandat parlamentarny czy z niego zrezygnuje. To trochę rozjaśni sytuację, jeśli chodzi o kolejne etapy skomplikowanej i niebezpiecznej operacji Sukcesja (głosowanie 2 grudnia było jej elementem, wcale nie najważniejszym i niczego na razie nie przesądziło). W grze ciągle jest kilka równoległych scenariuszy. Problem Putina polega jednak na tym, że żaden z tych scenariuszy nie jest doskonały, każdy niesie dla niego ryzyko. A jego „urządza” tylko plan, który da mu mocne gwarancje osobistego i majątkowego bezpieczeństwa.
A trzeba jeszcze dodać, że w trakcie kampanii wyborczej Putin mocno rozgrzał tych, którzy jeszcze nie wyleczyli kompleksów po utracie imperium (a imię ich legion). To niebezpieczna zagrywka i dla samego Putina. Ostra antyzachodnia retoryka, odcinanie się od demokracji jelcynowskiej, piętnowanie chaosu tamtej epoki i stylu bogacenia się oligarchów rozbudziło znowu wiele apetytów i nadziei. Z jednej strony wzrosły oczekiwania, że jednak nastąpi rozprawa z niesprawiedliwą prywatyzacją lat 90. (a na to Putin nie może sobie przecież pozwolić, bo gmach jego władzy stoi na układzie oligarchicznym), z drugiej – wyraźnie euforię wywołuje perspektywa odzyskania przez Rosję pozycji mocarstwa, z którym wszyscy się liczą i którego wszyscy się boją – nieważne, czy to możliwe, czy nie i jakimi środkami ową potęgę się zdobędzie (a zapowiedź wojowania z resztą świata to też niebezpieczny trick – Putin nie może sobie pozwolić na zerwanie z Zachodem, bo jednym z ważnych filarów gmachu jego władzy są interesy robione z zagranicą).
W studiu wyborczym pierwszego programu rosyjskiej telewizji po ogłoszeniu wstępnych wyników w niedzielny wieczór dyskutanci – politycy, politolodzy, ludzie kultury – zachłystywali się zwycięstwem Putina, który potrafił przekonać Rosjan, że jest im dobrze i obiecał, że niebawem Rosja znajdzie się w pierwszej światowej lidze. Podczas tego programu zostało dobitnie sformułowane zamówienie społeczne wobec człowieka, który będzie rządzić Rosją (wczoraj za idealnego kandydata zgodnym chórem uważano Putina, ale obsada personalna może ulec zmianie): Rosja musi być wielka. Kto będzie mógł spełnić te marzenia, tego pokochamy. Temu damy legitymację i czapkę Monomacha.
Swietny blog oczekuje dalszej aktywnosci i jeżeli szukasz kurs języka angielskiego dla początkujących
odsylam na okazika 🙂