8 grudnia. Władimir Putin odpalił już oficjalnie początek kampanii wyborczej. Podczas dzisiejszej ceremonii wręczenia nagród państwowych na Kremlu oświadczył, że podjął decyzję o starcie w „wyborach Putina”.
Porządek w autokracji udającej (ciągle jeszcze) demokrację musi być. Najpierw była więc decyzja Rady Federacji o wyznaczeniu terminu „wyborów”. Potem oficjalny komunikat Centralnej Komisji Wyborczej, że „wybory” odbędą się w dniach 15-17 marca 2024 r. (tak, głosowanie potrwa trzy dni, będzie dużo czasu i atłasu na niezbędne „korekty”).
I oto dzisiaj Putin, którego deklaracji usłużne kremlowskie media wyczekiwały od pewnego czasu jak kania dżdżu, oznajmił, że wystartuje. Och, co za ulga, co za niespodzianka.
„Wybory” w Rosji nie są w żadnym razie wyborami zgodnymi ze standardami demokratycznymi, pełnią rolę fasadowego rytuału, w którym przywódca ma otrzymać odpowiednią liczbę głosów. I wygrać. I trwać. Już dziś wiadomo, że Putin ma dostać 80% głosów i teraz cały wysiłek licznego aparatu będzie polegać na stworzeniu najbardziej prawdopodobnego obrazka potwierdzającego ten wynik. W Rosji dowolny wynik można narysować. Trochę trudniej z frekwencją – aparat państwowy na wyższych i niższych szczeblach będzie więc musiał dołożyć starań, aby zapędzić do urn jak najwięcej uczestników i żeby to wyglądało na proputinowski spontan.
Dowolny narysowany wynik dający Putinowi piątą kadencję i tak nie uczyni zeń legalnego władcy – po drodze do tej piątej, a właściwie pierwszej (po „wyzerowaniu”) kadencji, Putin pogwałcił konstytucję i sprzeniewierzył się zasadom demokracji. Jego legitymacja władzy jest pognieciona, nieważna, a od prawie dwóch lat obficie skąpana we krwi. Po 17 marca 2024 r. Putin będzie uzurpatorem.
Wróćmy jeszcze na Kreml, gdzie dziś odbywała się uroczystość wręczania nagród państwowych. Putin wbijał złote gwiazdy w wypięte piersi Bohaterów Rosji. Jednym z wyróżnionych był niejaki Artiom Żoga z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, wierny putinista, separatysta, dowódca batalionu Sparta. W pewnym momencie Żoga wstał i dziarskim krokiem (niezatrzymywany przez ochronę) zbliżył się do umiłowanego przywódcy. Za nim pobiegło stadko innych uczestników ceremonii. Umiłowany przywódca wyciągnął ku Żodze prawicę, nadstawił ucha, co też doniecki separatysta ma mu do powiedzenia.
– Chciałem zwrócić się do pana z prośbą o wystartowanie w wyborach – wyrżnął Żoga z mety. – Pracy jest dużo: trzeba przeprowadzić integrację, zbudować komunikację społeczną. Chcielibyśmy tego dokonać pod pańskim przewodem. Jest pan naszym prezydentem, a my jesteśmy pańską drużyną.
Prezydent spuścił skromnie oczy, ale zaraz je podniósł na stojącego przed nim na baczność człowieka: – Nie będę ukrywać, że w różnym czasie różne miałem myśli. Ma pan rację: teraz mamy takie czasy, że trzeba podejmować decyzje. Wystartuję w wyborach prezydenta Federacji Rosyjskiej.
Ech, śmiała decyzja, Władimirze Władimirowiczu.
Czy Pani zdaniem mogą to być ostatnie już „wybory Putina na Putina”? Spotkałem się (w czeskim internecie) z opinią, że w przyszłości, po solidnym dokręceniu śruby, Włądimir Władimirowicz może machnąć ręką na pozory (dodatkowo coraz trudniej będzie mu znaleźć starszych i gorzej wyglądających od niego łżekontrkandydatów). Wydaje mi się jednak, że o pozory Putin dba zadziwiająco uparcie.
Szanowny Panie!
Dziękuję za komentarz.
Kadencja potrwa 6 lat. Przewidywania nawet tego, co się wydarzy za tydzień, to Himalaje prognozy. A tego, co będzie za 6 lat, to inna galaktyka. Putin nie ma wyjścia, nie ma planu opuszczenia Kremla. A kiedy święty Piotr stuknie go kluczem po głowie, to tylko on, znaczy św. Piotr, wie.
Ma Pan rację co do tego, że Putin dba o pozory, choć przekaz o nim jest szyty coraz grubszymi nićmi, jest coraz bardziej toporny. Ale działa w połączeniu z czynnikiem strachu, okadzania propagandą itd.
Serdecznie pozdrawiam
Anna Łabuszewska