„Rano, zaraz po godzinie dziewiątej, zimowy półmrok rozjaśnił się nagle. Jak gdybyśmy przenieśli się w środek słonecznego lipcowego dnia. To trwało kilka sekund. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam smugę na niebie. Pomyślałam: jakie to dziwne. Czy jeszcze ktoś to widział oprócz mnie? I nagle w pobliżu domu coś upadło. Okna otworzyły się, zdmuchnęło wszystko z parapetów. Cały dom trząsł się w posadach” – to relacja Ałły Jeriomiczewej z Czelabińska, na który spadły dziś obiekty z kosmosu.
„Według naszych ocen to nie deszcz meteorów, a upadek bolidu. Rozmiar ciała wynosił kilka metrów, masa – około dziesięciu ton, energia – kilka kiloton. Bolid wszedł w atmosferę z prędkością 15-20 km/sek, rozpadł się na wysokości 30-50 km, fragmenty poruszały się z wielką prędkością, co wywołało efekty świetlne i silną falę uderzeniową. Większa część bolidu uległa spaleniu, pozostałe kawałki mogły spaść na ziemię w postaci meteorytów” – tyle wstępny komunikat Rosyjskiej Akademii Nauk, przekazany agencji ITAR-TASS. „Płonąca kula leciała z południowego wschodu na północny zachód. […] To nie był deszcz meteorytów, tylko bolid, czyli wielki meteor, który rozerwał się przy wchodzeniu do atmosfery ziemskiej. Były trzy wybuchy, pierwszy był najsilniejszy. Deszcz meteorytów jest niegroźny, natomiast odłamki tego bolidu były duże, dlatego poraniły ludzi, przyczyniły strat” – dodaje Siergiej Zacharow z Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego.
Według ostatnich danych, W Czelabińsku i innych uralskich miastach i miejscowościach poszkodowanych jest ponad 1200 osób. Kilkadziesiąt osób hospitalizowano. W Czelabińsku wiele budynków jest uszkodzonych, rozbitych jest 170 tysięcy metrów kwadratowych szyb. Na Uralu jest teraz -18 stopni, szklić trzeba natychmiast. Zamknięto szkoły, przedszkola i wiele innych instytucji. Prezydent Putin zwołał naradę na Kremlu, nakazał udzielenie pomocy poszkodowanym.
Europejska Agencja Kosmiczna poinformowała, że jej aparaturze udało się zarejestrować ślad bolidu przy wchodzeniu do atmosfery. W mediach mnożą się spekulacje, czy można było przewidzieć upadek tak dużego ciała. Akademik Aleksandr Żelezniakow z Rosyjskiej Akademii Kosmonautyki twierdzi, że uczeni dysponują systemami, które pozwalają obserwować przestrzeń kosmiczną. Te aparaty są w stanie wychwycić wielkie ciała. „Natomiast to, co dzisiaj spadło w Czelabińsku, i wychwycić, i zarejestrować, i jeszcze przewidzieć – to było niemożliwe. To było zbyt małe ciało, aparatura tak małych ciał nie jest w stanie zarejestrować. Takie ciała pojawiają się nagle, nagle wchodzą w atmosferę, nagle wybuchają. Z takimi zjawiskami mamy do czynienia regularnie. To nie było unikatowe zjawisko, choć takie rzeczy zdarzają się dość rzadko. Większość podobnych bolidów spada do oceanu. Nie sądzę, by teraz takie zjawiska miały się zdarzać częściej. […] Najwięcej takich zjawisk miało miejsce na początku istnienia Układu Słonecznego – wtedy w kosmosie było dużo śmieci. Ale z biegiem czasu układ się oczyścił. Podobne incydenty oczywiście będą się powtarzać, ale niezbyt często”.
Niezbyt często, ale jednak się zdarzają. W 2002 roku w obwodzie irkuckim spadł meteoryt, nazwany potem witimskim. Spowodował zniszczenia i pożar lasu, ofiar w ludziach nie było, meteoryt uderzył w bezludnym miejscu. W 1947 roku w ussuryjskiej tajdze spadł meteoryt o wadze kilkudziesięciu ton, samych fragmentów, na jakie rozprysnął się bolid, zebrano 27 ton, a przecież nie znaleziono wszystkich. Wszyscy wspominają też dzisiaj słynny meteoryt tunguski, który w 1908 roku uderzył w bezludną tajgę i zmiótł wszystko w promieniu czterdziestu kilometrów.
Sprawy niebieskie poruszyły głęboko tych, którzy chodzą po ziemi. „Szum wokół uderzenia meteorytów w Czelabińsku był w pierwszych godzinach po incydencie tak ogromny, że rosyjska opinia publiczna gotowa była dać wiarę każdej informacji na ten temat. Tym bardziej że początkowo oficjalne informacje były skąpe i sprzeczne” – odnotowuje portal Newsru.com. Nie było przecież wiadomo, co to było. Ludzie podejrzewali, że to katastrofa samolotu, atak terrorystyczny, lądowanie kosmitów, wybuch w magazynach wojskowych. Z zamieszania skorzystali internetowi chuligani, którzy zamieścili zdjęcia z domniemanego miejsca upadku największego fragmentu bolida. Rolę strasznego meteorytu zagrał m.in. turkmeński krater Darwaza, znany jako Bramy Piekieł. Krater, będący fragmentem wielkiego złoża gazu, faktycznie wygląda jak lej po uderzeniu meteorytu, tym bardziej że ogarnięty jest płomieniem. Ale o takich zjawiskach nie mogło być mowy tym razem. Zwraca natomiast uwagę to, że ludzie poszukiwali na własną rękę wiadomości, nie dowierzając temu, co mówią oficjalne czynniki.
Falę goryczy i niezadowolenia wywołały np. komunikaty Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, które twierdziło, że rozsyłało do ludności smsy z zawiadomieniem o możliwym uderzeniu obiektu. „Ta wierutne kłamstwo” – pisali czelabińscy blogerzy, co jeszcze bardziej podgrzewało atmosferę.
Rosyjski internet poruszony „czelabińskim armagedonem” komentuje i smakuje niezwykłe wydarzenie. Oryginalnym podejściem popisał się znany z błazeńskich wypowiedzi Władimir Żyrinowski, szef zasiadającej w parlamencie partii LDPR. Jego zdaniem, wcale nie jest powiedziane, że kosmiczne odpadki spadły same z siebie na Ural. Nie można wykluczyć, że to Amerykanie spowodowali, że bolid uderzył w Czelabińsk – miałaby to być mianowicie próba z amerykańską bronią kosmiczną. „Dlaczego wybrali Ural? Bo tam jest dużo obiektów wojskowych, zakładów, można na tym terenie przećwiczyć uderzenie na jakieś zakłady chemiczne, elektrownie wodne”. Te amerykańskie podchody jakoby są związane z planowanymi na przyszły tydzień rozmowami z nowym amerykańskim sekretarzem stanu. Teorie spiskowe zawsze się dobrze sprzedawały.
Nie brakuje też takich, którzy stroją sobie żarciki: pojawiły się np. opowiastki o tym, jakie straszne przeżycia towarzyszyły mieszkańcom meteorytu, którzy zbliżając się do ziemi zobaczyli pod sobą Czelabińsk i włosy stanęły im dęba. Jeden z blogujących reżyserów, zastanawiał się, czy Siergiej Michałkow zechce nakręcić film „Spaleni armagedonem”.
Odznaczył się też premier Miedwiediew. Przyleciał dziś na forum w Krasnojarsku i zabrał głos w sprawie Czelabińska: „Dziś nad obwodem czelabińskim i w kilku innych miejscach spadł deszcz meteorów. To jeszcze jeden symbol naszego forum. […] Nic poważnego się nie stało”. Komentator Aleksandr Minkin podsumował: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki wielkiemu meteorytowi dowiedzieliśmy się, że nasz premier intelektualnie się rozwija. […] To, że kilkaset osób zostało rannych, a wszyscy mieszkańcy przeżyli koszmar, to dla premiera nic takiego”.
Tu można obejrzeć zdjęcia z Czelabińska: http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1012336-echo/
Intryguje mnie określenie „wybuch”. To .że meteoryty się spalają , jest jesne. Dlaczego to ciałowybuchło?.Czy zdarzyły się już tego typu przypadki? Czy mógłby ktoć wytłumaczyć mnie ,dlaczego i z jakiego powodu to wybuchło. Czy było tak duże? Przecież na Ziemię spadały już większe.
To się zdarza dość często. Po prostu jeśli kamulec jest wystarczająco duży, a do tego niezbyt wytrzymały (np to kamień, a nie kawałek metalu) to tarcie atmosfery poddaje go bardzo dużemu przeciążeniu. No i biedula nie wytrzymuje i rozpada się na drobne kawałki. A te od razu zostają odparowane wielkim tarciem powietrza. Ten „wybuch” to właśnie ten gorący gaz. Kamulec leci szybko i prawie cały wyparowuje w jednej chwili.BOOM 🙂
Wielkie dzięki za wyjaśnienie.
Ktosiek tłumaczy to w straszny sposób, nie ma to nic wspólnego z fizyką, a ten wybuch to tylko fizyka.
Sprawa jest dość prosta. Energia obiektu to suma energii potencjalnej i kinetycznej. Jedna przechodzi w druga zależnie od stanu obiektu. Tu bardzo duża energia kinetyczna ciała była związana z ruchem z dużą prędkością. Te wchodzące w atmosferę Ziemi mają od 12 do 72 km/s (na sekundę to nie pomyłka). Tak duża energia kinetyczna zostaje zamieniona w energię potencjalną obiektu w wyniku wyhamowania i to bardzo gwałtownego o gęste warstwy atmosfery. Ta energia potencjalna jest większa od energii wiązania substancji z jakiej jest meteor i dlatego dochodzi do jego rozerwania nawet gdy jest on z mieszaniny niklu i żelaza a tym bardziej skał – jak w tym przypadku.