Archiwa tagu: katastrofa

Buk o numerze 332

5 maja. Analiza dostępnych w otwartych źródłach materiałów pozwoliła grupie Bellingcat ustalić, że Buk, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zestrzelił samolot Malaysian Airlines w lipcu 2014 roku nad Donbasem, miał numer boczny 332. Potwierdzono to, co ujawniono już w poprzednich raportach dziennikarzy z grupy śledczej: Buk przybył na objęte walkami ukraińskie terytorium z Rosji, z Kurska, z 53. brygady wojsk rakietowych (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/10/16/dwa-raporty-kolejno/). Jeszcze w lutym dziennikarze z grupy śledczej wskazali nazwiska konkretnych rosyjskich wojskowych, którzy najprawdopodobniej dokonali zestrzelenia malezyjskiego boeinga. Rosyjskie ministerstwo obrony uznało te ustalenia za wypaczenie faktów, a wnioski za oparte na fałszywych przesłankach (z całą mocą negowano m.in. obecność rosyjskich wojsk na wschodzie Ukrainy).

Bellingcat opublikował 3 maja kolejny raport, przybliżający o jeszcze jeden krok wyjaśnienie tragedii: https://www.bellingcat.com/wp-content/uploads/2016/05/The-lost-digit-BUK-3x2_RU_final.pdf Można prześledzić etapy pracy analityków, które doprowadziły ich do wniosku o sprawstwie katastrofy – drobiazgowe porównanie zdjęć, sprawdzenie trasy, jaką pokonał Buk, wszystkie wykorzystane materiały zostały starannie opatrzone w odsyłacze. Zainteresowanie rosyjskich mediów raportem Bellingcat było znikome. Sekretarz prasowy Putina oznajmił, że Moskwie trudno jest ocenić prawdopodobieństwo ustaleń grupy Bellingcat. I doradził ciekawym, aby pytali rosyjskich wojskowych, bo to jest adres właściwy i krynica prawdy. Przedstawiciel Rady Federacji Konstantin Kosaczow dostrzegł w śledztwie Bellingcat cel polityczny: grupa wspiera swoją działalnością politykę Zachodu utrzymującego antyrosyjskie sankcje, a ustalenia dziennikarzy nazwał „pseudo-sensacją”.

Rosyjska telewizja od 24 kwietnia zapowiadała kilkakrotnie w tonie niemal triumfalnym, powołując się na przecieki brytyjskiej prasy, że BBC pokaże film, w którym dowodzi się, że malezyjski samolot został zestrzelony przez ukraiński myśliwiec. Kapłani propagandowo poprawnej wszechwiedzy grzali te silniki i grzali („oczekuje się – zachłystywali się – że w filmie pokazani zostaną świadkowie, którzy widzieli, że rakietę w kierunku samolotu Malaysian Airlines wystrzelił ukraiński myśliwiec”) aż do momentu, gdy okazało się, że film BBC poświęcony jest… fałszywkom i teoriom spiskowym, rozpowszechnianym przez rosyjską propagandę, a wersja z ukraińskim samolotem bojowym jest niczym więcej jak tylko jedną z takich teorii. Na stronie fundacji Openrussia można obejrzeć ten film z rosyjskim tekstem https://openrussia.org/post/view/14804/ (film jest dostępny na stronie BBC: http://www.bbc.com/russian/international/2016/05/160428_mh17_conspiracy_files_article )

Co było ukryte, niebawem będzie odkryte.

Pożar serc

20 kwietnia. Przejęci losem chakaskich pogorzelców – ofiar katastrofalnego pożaru – petersburscy wolontariusze z ruchu Wiosna zebrali dla nich żywność, odzież, lekarstwa, najpotrzebniejsze domowe sprzęty. Zwrócili się do Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych o pomoc w przetransportowaniu tego dobra do potrzebujących. Chakasja leży daleko od centralnych regionów kraju. Ministerstwo podziękowało aktywistom za sprawną i szybką zbiórkę, ale wyjaśniło, że niestety samo nic nie może zrobić: wszystkie ciężarówki znajdują się aktualnie w Donbasie.

Aktywiści nie dali się zbyć i próbowali innych sposobów. Może zatem udałoby się dostarczyć „gumanitarku” specjalnymi samolotami, jakie ministerstwo ma w swej dyspozycji? Owszem, może by się i udało, ale resortowe samoloty latają tylko z Moskwy – padła ministerialna odpowiedź na indagacje petersburskich aktywistów. Dobrze, powiedzieli wolontariusze, w takim razie zebrane rzeczy można dowieźć do Moskwy pociągiem, a stamtąd już samolotem. No tak, można pociągiem, proszę bardzo, ale za to trzeba ekstra zapłacić. No i wagony są zajęte.

A poza tym, wyjaśnili urzędnicy ministerstwa, poryw serca nie wystarczy, by obdarować potrzebujących, którzy stracili całą swą chudobę. Potrzeba będzie specjalnych ustaleń, pozwoleń, trzeba specjalny spis sporządzić, pieczątki zebrać itd. Gdy jedni wolontariusze pogrążali się w Kafkowskich nastrojach, odbijając się od drzwi kolejnych gabinetów, inni organizowali transport na własną rękę. Znalazł się jakiś litościwy człowiek, który zgodził się zawieźć rzeczy swoim samochodem, jeżeli zapłacą mu za benzynę, a potem jedna z petersburskich firm obiecała pokryć wydatki. Może więc transport ruszy.

Według portalu Newsru.com, wolontariusze postanowili osobiście zawieźć pomoc dla ofiar pożarów nie wierząc, że trafi ona pod właściwy adres. „Większa część pomocy nie dociera do mieszkańców: meble i sprzęt rozkradane są w punktach sortowania” – argumentują.

Ze swej strony na pomoc ruszył minister obrony Siergiej Szojgu (wcześniej – minister ds. sytuacji nadzwyczajnych) – rzeczy dla mieszkańców spalonych miejscowości od dwóch dni są wysyłane transportem wojskowym. Zaczęto wypłacać też zapowiedziane przez prezydenta Putina podczas „bezpośredniej linii” odszkodowania.

Wrócę jeszcze do donieckiego wątku i usprawiedliwienia ministerstwa, że brakuje ciężarówek, bo wszystkie kamazy pojechały do Donbasu. Nie tylko ministerstwo odwołało się do tego dziwnego argumentu. Zaraz potem, jak ogłoszono, że zniszczenia w Chakasji i Zabajkalu są potężne, ludzie zostali bez dachu nad głową i trzeba będzie im pomagać, w sieciach społecznościowych pojawił się i został rozkolportowany wpis niejakiej Maszy Solonowej z Doniecka, dowodzącej, że pożary na Syberii urządzili „zdrajcy”, by „odciągnąć gumanitarku” sprawiedliwie należącą się wyłącznie „Noworosji”. „Noworosję okradają ludzie, którzy podpalają swój kraj, a potem odczekawszy chwilę, ogłaszają, że zbierają środki na pomoc humanitarną dla poszkodowanych. A zbierają je po to, by rozkraść. Swoje brudne ręce wyciągają po NASZE pieniądze” – pisze Masza. A kim są ci podlece? Wiadomo, to „liberaści”, „piąta kolumna”. Nie wiadomo natomiast, kim jest Masza Solonowa. Niewykluczone, że to jakiś kolejny fake, jakich wiele na frontach wojny informacyjnej.

Wiosna w ogniu

17 kwietnia. Od lat ekolodzy próbują przekonywać, że wypalanie traw jest szkodliwe dla łąk i powoduje gigantyczne zagrożenie pożarowe – bez skutku. 12 kwietnia na skutek wypalania traw rozpętał się koszmarny pożar w Republice Chakasja (Syberia), spłonęło doszczętnie 40 miejscowości, bez dachu nad głową zostało pięć tysięcy ludzi, śmierć poniosło trzydzieści osób. Według władz republiki, do września należy zbudować dla pogorzelców około 2500 domów, na co potrzeba 6 mld rubli. Prezydent Putin podczas wczorajszej telekonferencji obiecał uruchomić specjalne fundusze, z których będą wypłacane rekompensaty dla rodzin ofiar.

Wstrząsające reportaże z miejsc, przez które przeszedł niszczący żywioł, można obejrzeć m.in. tu: http://www.yodnews.ru/2015/04/14/burn

Na filmie widać ogrom zniszczeń: https://www.youtube.com/watch?v=IYtEa0NPD6U

Chakasja nie jest jedynym regionem, w którym szaleje ogień. Według danych ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych, w Kraju Zabajkalskim płonie 121 tysięcy hektarów (spłonęło 500 domów mieszkalnych, zginęły 4 osoby), w Buriacji – pali się las (dwa tysiące hektarów), w Tuwie – 284 hektary, w obwodzie irkuckim – 19 hektarów.

Strażacy gaszą, ale niewiele mogą wskórać. W jednym miejscu ugaszą, ale w innym – ktoś biega z zapałkami i pali trawy mimo zakazu. Zdaniem Goslessłużby, w 90 procentach przypadków pożar jest wynikiem nieostrożnego obchodzenia się z ogniem. Najwidoczniej zabrzmiało to dla niektórych zbyt banalnie. Znacznie bardziej oryginalną wersją przyczyn pożarów błysnął pełnomocnik prezydenta w syberyjskim okręgu federalnym Nikołaj Rogożkin (uprzednio dowódca Wojsk Wewnętrznych MSW, generał). Na naradzie w sprawie opanowania sytuacji z szalejącymi w okręgu pożarami stwierdził, że ogień podkłada specjalna grupa opozycjonistów-podpalaczy: „Zebrała się grupa ludzi – opozycja, jak ją teraz nazywają. Przeszła instruktaż i przeprowadziła akty dywersji polegające na podłożeniu ognia w tym czy innym miejscu wokół Czity oraz innych miejscowości, w tym samym momencie wzięli i podpalili. Może tak być? Dzisiaj osobiście latałem śmigłowcem i widziałem – tam są takie miejsca, że normalny człowiek tam nie dotrze. Do tego trzeba dobrze wyszkolonego speca, który na dostanie się do tych miejsc musi przeznaczyć co najmniej dobę. Gotów jestem wysłuchać każdego – uczonych, szamanów, każdego, kto może mi wyjaśnić, jak to możliwe”. Później pan generał tłumaczył się, że miał na myśli tych, którzy „są w opozycji wobec władz poprzez to, że nie stosują się do przepisów, zabraniających wypalania traw”. Sekretarz prasowy Putina indagowany, co pełnomocnik prezydenta miał na myśli, wymigał się od odpowiedzi.

Lokalne media wskazywały, że gniewne słowa prezydenckiego pełnomocnika skierowane były pod adresem przesiedlonych na rosyjski Daleki Wschód uciekinierów z Donbasu. „W Zabajkalu dyskutuje się o wypowiedzi Rogożkina, wielu uczestników forów internetowych zgadza się z generałem: no tak, przyjęliśmy uchodźców z Ukrainy Wschodniej, a oni tak naprawdę są piątą kolumną i banderowcami. To zrozumiałe na tle tych wielkich emocji – przecież jakoś trzeba wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje, trzeba znaleźć winnych, to dużo łatwiejsze, niż przyznanie, że sam jesteś winien” – pisze portal „Mediazona”.

To nie koniec dobrych wiadomości od generała Rogożkina: podczas spotkania z pogorzelcami opietruszył nieszczęsnych, że zamiast zakasać rękawy i ze zgliszczy wydłubać rzeczy, które mogą się przydać, a także pozbierać złom i sprzedać, oni czekają, że władze im pomogą. „My z gubernatorem do wszystkich nie dotrzemy. Nie liczcie na to, że my wszystko zrobimy. Przepraszam bardzo, ale to cynizm”. Jasne, jeszcze jaki! Liczyć na to, że państwo pomoże – szczyt cynizmu, nieprawdaż?

Do akcji gaszenia pożarów włączyła się Cerkiew. Po Zabajkalu akurat peregrynuje święty ogień z Jerozolimy (według tradycji Kościołów wschodnich, w Wielką Sobotę w Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie zstępuje w cudowny sposób święty ogień, od pochodni przewodniczącego uroczystości hierarchy zapalane są potem przez obecnych w świątyni wiernych tysiące świec i pochodni). Święty ogień w tym roku wożony jest po Rosji specjalnym wagonem wraz z cudowną ikoną świętego Mikołaja Cudotwórcy. Z inicjatywy duchownych ogień i ikona dotrą do miejsc objętych pożarami, by powstrzymać rozprzestrzenianie się płomieni. Skoro nie można liczyć na władze, to nie pozostaje już nic innego, jak tylko liczyć na cud.

To nie deszcz

„Rano, zaraz po godzinie dziewiątej, zimowy półmrok rozjaśnił się nagle. Jak gdybyśmy przenieśli się w środek słonecznego lipcowego dnia. To trwało kilka sekund. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam smugę na niebie. Pomyślałam: jakie to dziwne. Czy jeszcze ktoś to widział oprócz mnie? I nagle w pobliżu domu coś upadło. Okna otworzyły się, zdmuchnęło wszystko z parapetów. Cały dom trząsł się w posadach” – to relacja Ałły Jeriomiczewej z Czelabińska, na który spadły dziś obiekty z kosmosu.
„Według naszych ocen to nie deszcz meteorów, a upadek bolidu. Rozmiar ciała wynosił kilka metrów, masa – około dziesięciu ton, energia – kilka kiloton. Bolid wszedł w atmosferę z prędkością 15-20 km/sek, rozpadł się na wysokości 30-50 km, fragmenty poruszały się z wielką prędkością, co wywołało efekty świetlne i silną falę uderzeniową. Większa część bolidu uległa spaleniu, pozostałe kawałki mogły spaść na ziemię w postaci meteorytów” – tyle wstępny komunikat Rosyjskiej Akademii Nauk, przekazany agencji ITAR-TASS. „Płonąca kula leciała z południowego wschodu na północny zachód. […] To nie był deszcz meteorytów, tylko bolid, czyli wielki meteor, który rozerwał się przy wchodzeniu do atmosfery ziemskiej. Były trzy wybuchy, pierwszy był najsilniejszy. Deszcz meteorytów jest niegroźny, natomiast odłamki tego bolidu były duże, dlatego poraniły ludzi, przyczyniły strat” – dodaje Siergiej Zacharow z Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego.
Według ostatnich danych, W Czelabińsku i innych uralskich miastach i miejscowościach poszkodowanych jest ponad 1200 osób. Kilkadziesiąt osób hospitalizowano. W Czelabińsku wiele budynków jest uszkodzonych, rozbitych jest 170 tysięcy metrów kwadratowych szyb. Na Uralu jest teraz -18 stopni, szklić trzeba natychmiast. Zamknięto szkoły, przedszkola i wiele innych instytucji. Prezydent Putin zwołał naradę na Kremlu, nakazał udzielenie pomocy poszkodowanym.
Europejska Agencja Kosmiczna poinformowała, że jej aparaturze udało się zarejestrować ślad bolidu przy wchodzeniu do atmosfery. W mediach mnożą się spekulacje, czy można było przewidzieć upadek tak dużego ciała. Akademik Aleksandr Żelezniakow z Rosyjskiej Akademii Kosmonautyki twierdzi, że uczeni dysponują systemami, które pozwalają obserwować przestrzeń kosmiczną. Te aparaty są w stanie wychwycić wielkie ciała. „Natomiast to, co dzisiaj spadło w Czelabińsku, i wychwycić, i zarejestrować, i jeszcze przewidzieć – to było niemożliwe. To było zbyt małe ciało, aparatura tak małych ciał nie jest w stanie zarejestrować. Takie ciała pojawiają się nagle, nagle wchodzą w atmosferę, nagle wybuchają. Z takimi zjawiskami mamy do czynienia regularnie. To nie było unikatowe zjawisko, choć takie rzeczy zdarzają się dość rzadko. Większość podobnych bolidów spada do oceanu. Nie sądzę, by teraz takie zjawiska miały się zdarzać częściej. […] Najwięcej takich zjawisk miało miejsce na początku istnienia Układu Słonecznego – wtedy w kosmosie było dużo śmieci. Ale z biegiem czasu układ się oczyścił. Podobne incydenty oczywiście będą się powtarzać, ale niezbyt często”.
Niezbyt często, ale jednak się zdarzają. W 2002 roku w obwodzie irkuckim spadł meteoryt, nazwany potem witimskim. Spowodował zniszczenia i pożar lasu, ofiar w ludziach nie było, meteoryt uderzył w bezludnym miejscu. W 1947 roku w ussuryjskiej tajdze spadł meteoryt o wadze kilkudziesięciu ton, samych fragmentów, na jakie rozprysnął się bolid, zebrano 27 ton, a przecież nie znaleziono wszystkich. Wszyscy wspominają też dzisiaj słynny meteoryt tunguski, który w 1908 roku uderzył w bezludną tajgę i zmiótł wszystko w promieniu czterdziestu kilometrów.
Sprawy niebieskie poruszyły głęboko tych, którzy chodzą po ziemi. „Szum wokół uderzenia meteorytów w Czelabińsku był w pierwszych godzinach po incydencie tak ogromny, że rosyjska opinia publiczna gotowa była dać wiarę każdej informacji na ten temat. Tym bardziej że początkowo oficjalne informacje były skąpe i sprzeczne” – odnotowuje portal Newsru.com. Nie było przecież wiadomo, co to było. Ludzie podejrzewali, że to katastrofa samolotu, atak terrorystyczny, lądowanie kosmitów, wybuch w magazynach wojskowych. Z zamieszania skorzystali internetowi chuligani, którzy zamieścili zdjęcia z domniemanego miejsca upadku największego fragmentu bolida. Rolę strasznego meteorytu zagrał m.in. turkmeński krater Darwaza, znany jako Bramy Piekieł. Krater, będący fragmentem wielkiego złoża gazu, faktycznie wygląda jak lej po uderzeniu meteorytu, tym bardziej że ogarnięty jest płomieniem. Ale o takich zjawiskach nie mogło być mowy tym razem. Zwraca natomiast uwagę to, że ludzie poszukiwali na własną rękę wiadomości, nie dowierzając temu, co mówią oficjalne czynniki.
Falę goryczy i niezadowolenia wywołały np. komunikaty Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, które twierdziło, że rozsyłało do ludności smsy z zawiadomieniem o możliwym uderzeniu obiektu. „Ta wierutne kłamstwo” – pisali czelabińscy blogerzy, co jeszcze bardziej podgrzewało atmosferę.
Rosyjski internet poruszony „czelabińskim armagedonem” komentuje i smakuje niezwykłe wydarzenie. Oryginalnym podejściem popisał się znany z błazeńskich wypowiedzi Władimir Żyrinowski, szef zasiadającej w parlamencie partii LDPR. Jego zdaniem, wcale nie jest powiedziane, że kosmiczne odpadki spadły same z siebie na Ural. Nie można wykluczyć, że to Amerykanie spowodowali, że bolid uderzył w Czelabińsk – miałaby to być mianowicie próba z amerykańską bronią kosmiczną. „Dlaczego wybrali Ural? Bo tam jest dużo obiektów wojskowych, zakładów, można na tym terenie przećwiczyć uderzenie na jakieś zakłady chemiczne, elektrownie wodne”. Te amerykańskie podchody jakoby są związane z planowanymi na przyszły tydzień rozmowami z nowym amerykańskim sekretarzem stanu. Teorie spiskowe zawsze się dobrze sprzedawały.
Nie brakuje też takich, którzy stroją sobie żarciki: pojawiły się np. opowiastki o tym, jakie straszne przeżycia towarzyszyły mieszkańcom meteorytu, którzy zbliżając się do ziemi zobaczyli pod sobą Czelabińsk i włosy stanęły im dęba. Jeden z blogujących reżyserów, zastanawiał się, czy Siergiej Michałkow zechce nakręcić film „Spaleni armagedonem”.
Odznaczył się też premier Miedwiediew. Przyleciał dziś na forum w Krasnojarsku i zabrał głos w sprawie Czelabińska: „Dziś nad obwodem czelabińskim i w kilku innych miejscach spadł deszcz meteorów. To jeszcze jeden symbol naszego forum. […] Nic poważnego się nie stało”. Komentator Aleksandr Minkin podsumował: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki wielkiemu meteorytowi dowiedzieliśmy się, że nasz premier intelektualnie się rozwija. […] To, że kilkaset osób zostało rannych, a wszyscy mieszkańcy przeżyli koszmar, to dla premiera nic takiego”.
Tu można obejrzeć zdjęcia z Czelabińska: http://www.echo.msk.ru/blog/echomsk/1012336-echo/