„Forbes” opublikował najnowszy ranking najbogatszych ludzi świata. Listę miliarderów otwiera – już po raz czwarty z rzędu – magnat telekomunikacyjny Meksykanin Carlos Slim Helu. Jego majątek wzrósł z 69 do 73 mld dolarów.
Rosyjscy koledzy miliarderzy ulokowali się na dalszych pozycjach listy. Pierwszy wśród Rosjan, 34. miejsce na światowej liście „Forbesa”, to Aliszer Usmanow (17,6 mld dolarów). Fundamentem majątku Usmanowa są przedsiębiorstwa branży metalurgicznej, choć zdaniem wielu ekspertów rynków finansowych, ostatnie przez dwa-trzy lata wzrost dochodów zapewniły Usmanowowi odważne inwestycje w telekomunikacji, w nowe technologie czy zakup akcji Facebooka. Usmanow należy do czołówki rosyjskich krezusów od wielu lat, wie, skąd wieją polityczne wiatry, nie wchodzi w spektakularne spory, które zostawiałyby rysy na wizerunku czy zmuszały do rejterad. Kilka lat temu wykupił prawa do rosyjskich kultowych kreskówek, a potem także wystawioną na sprzedaż za granicą kolekcję dzieł sztuki Mścisława Rostropowicza, jest udziałowcem wielkiego domu wydawniczego Kommiersant. Dwa lata temu został uhonorowany medalem za pomoc niesioną narodowi Osetii Południowej. Jednym słowem – prymus.
Rosyjskie wydanie „Forbesa” odnotowuje najbardziej spektakularny skok na liście miliarderów. Giennadij Timczenko, człowiek, który włóczy po sądach tych, którzy twierdzą, że jest przyjacielem Putina i temu zawdzięcza pozycję, skoczył w górę o 37 pozycji w stosunku do zeszłorocznego notowania. Zajął 62. miejsce z majątkiem 14,1 mld dolarów. Właściciel i współwłaściciel spółek Gunvor, Novatek, Sibur, Bank Rossija, Transoil zyskał dzięki wzmocnieniu kapitalizacji swoich najważniejszych spółek (Novatek, Sibur) i sprzedaży akcji Novateku francuskiej firmie Total.
Natomiast najbardziej spektakularny spadek stał się udziałem pieszczoszka brytyjskich tabloidów, wielbiciela wielkich jachtów, boga Czukotki – Romana Abramowicza. Przez wiele lat Abramowicz uchodził za „sakiewkę Kremla”, człowieka zawiadującego szarym majątkiem rosyjskiej wierchuszki politycznej. W zeszłym roku „Forbes” umieścił nazwisko Abramowicza na 68. pozycji. W tym roku Roman Arkadjewicz musi się ukontentować miejscem poza pierwszą setką: z majątkiem 10,2 mld dolarów uplasował się na 107. miejscu.
Interesujące są niektóre przemieszczenia na dalekich miejscach rankingu. Aż o 741 pozycji awansował Arkadij Rotenberg – z majątkiem 3,3 mld zajmuje 412. miejsce. Ciekawe, czy też będzie się procesował, jak Timczenko, z dziennikarzami, którzy napiszą, że swój awans zawdzięcza bliskiej znajomości z Władimirem Putinem. Ale za to inny dobry znajomy WWP, Jurij Kowalczuk zanotował spadek o 253 pozycje i wylądował na 1268. miejscu.
I jeszcze słowo o człowieku, o którym rok temu było w Rosji głośno, a potem zrobiło się dziwnie cicho. Michaił Prochorow startował w marcowych wyborach prezydenckich. Dla wielu był nadzieją, że wybory mogą być alternatywą, a nie plebiscytem popularności Putina. Ci, którzy nie chcieli głosować na Putina czy na któregoś polityka z zestawu obowiązkowego zaakceptowanej przez Kreml tak zwanej opozycji systemowej, głosowali na Prochorowa. Choć nie brakowało ekspertów, którzy głośno twierdzili, że Prochorow jest projektem Kremla na wypadek, gdyby noga powinęła się głównemu kandydatowi. Wybory odbywały się przecież w atmosferze protestów społecznych i podważania legitymacji władzy, opartej na nieczystych grach i fałszerstwach. Po wyborach Michaił Prochorow zwinął żagiel i zniknął ze sceny politycznej, nominalnie pozostając liderem partii politycznej Platforma Obywatelska. Nadzieje głosującego nań elektoratu pozostały gdzieś zakurzone w kącie. Amerykańskie wydanie „Forbesa” mocno podbiło Prochorowowi bębenka: choć uplasował się dopiero na 69. miejscu, a jego majątek stopniał w stosunku do zeszłorocznego notowania o 200 mln, to właśnie jego twarz zdobi okładkę. Powodem tego wyróżnienia jest zapewne to, że Prochorow nabył w 2009 roku 80% klubu Nets, wsparł go milionami, podlał też odpowiednio budowę Brooklyn Nets. Ma więc w USA dobrą prasę, która pisze, że z takim majątkiem może sobie pozwolić na niezależność. No, zobaczymy.
Roman, Aliszer i inni
Dodaj komentarz