Archiwum autora: annalabuszewska

Pożegnanie smutnego roku

31 grudnia. Dziś kończy się nieszczęśliwy stary rok. O północy zacznie się nowe odliczanie i masowe zaklinanie przyszłości – ludzie będą sobie składać życzenia Szczęśliwego Nowego Roku. Także ludzie w Rosji, gdzie Nowy Rok jest największym świętem.

W poprzednich latach w ostatnim dniu roku opisywałam w blogu, jakie rosyjskie zwyczaje związane są z przechodzeniem przez tę niewidzialną linię, dzielącą albo łączącą stary i nowy rok. Pisałam o powszechnym uwielbieniu dla noworocznych komedii romantycznych, z których palmę pierwszeństwa nieodmiennie dzierży „Ironia losu” Eldara Riazanowa z Barbarą Brylską. Pisałam o sałatce Olivier i śledziku pod pierzynką – obowiązkowych daniach na noworocznych stołach Rosjan. W tym roku wszystkie radosne rytuały utonęły w bezmiarze zła doprawionego kłamstwem i perfidią. Rosja prowadzi krwawą wojnę z Ukrainą pod nieludzkimi hasłami. Nawet dziś rosyjska armia dokonała zmasowanego ataku rakietowego na Ukrainę, w Kijowie zawyły syreny, spadające na miasto pociski zabiły kolejną ofiarę tej wojny.

Rosyjscy politycy zmienili tonację noworocznych wystąpień, dostosowując się do wojennych motywów. Putin, który zwykle nagrywał orędzie noworoczne do rodaków na tle wieży Spaskiej Kremla, tym razem zaprezentował się w całej powadze majestatu, mając za tło ludzi w mundurach (jak wypatrzyli czujni komentatorzy, niektóre osoby stojące za Putinem to już wielokrotnie wykorzystywani do odgrywania roli ludności funkcjonariusze ochrony prezydenta). Według oficjalnego komunikatu, nagrania dokonano w sztabie Południowego Okręgu Wojskowego, w okolicach Rostowa nad Donem, czyli stosunkowo blisko linii frontu. Czy faktycznie Putin pofatygował się osobiście do sztabu okręgu czy też w celach bezpieczeństwa okręg przywieziono do jednego z prezydenckich bunkrów? Tego możemy się nie dowiedzieć. O obecności Putina w Południowym Okręgu Wojskowym wiemy wyłącznie od rzecznika prasowego Pieskowa, który na co dzień mija się z prawdą w kremlowskich korytarzach.

W orędziu Putin znowu oskarżył Zachód o całe zło świata, sprowokowanie wojny w Ukrainie, a to mianowicie po to, aby Rosję osłabić. I zapewnił rodaków, że te zachodnie sankcje to jedna wielka korzyść dla kraju, który „odzyskuje suwerenność”. Zwracał się do Rosjan z apelem, aby bronili ojczyzny – tak, bo Rosja się broni. Jak zawsze: broni się, a nie napada. A obrona ojczystej ziemi była i jest święta. I tak przez niemal dziesięć minut.
Własne orędzie skierował do rodaków eksprezydent Dmitrij Miedwiediew (o jego starej-nowej roli pisałam w tym tygodniu w „Rosyjskiej ruletce”: https://www.tygodnikpowszechny.pl/czy-kreml-planuje-zamiane-putina-na-miedwiediewa-181920). Nagranie opublikował na swoim koncie w Telegramie. Podobnie jak umiłowany przywódca mówił o obowiązku udziału w wojnie. Co ciekawe, sformułował zadanie „specjalnej operacji wojskowej” w Ukrainie, o którym Putin zdaje się już zapomnieć: „Położyć kres przestępczemu nazistowskiemu reżimowi w Kijowie”, zapewnił, że ten i wszelkie inne cele operacji zostaną osiągnięte. A Zachodowi nie uda się złamać niezłomnej Rosji.

A co znajdzie się na świątecznym stole Rosjan? Popularna gazeta „Komsomolskaja Prawda” zwykle z entuzjazmem opisująca sałatki, wędliny i trunki, tym razem zamieściła sążnisty materiał przestrzegający, w szczególności ludzi w starszym wieku, przed spożywaniem tradycyjnych dań. Są one bowiem zbyt kaloryczne, za tłuste i w ogóle szkodzą na wszystko. Pić też się nie zaleca. Cóż, ceny żywności poszły w górę. O tym prokremlowskie gazety raczej niechętnie wspominają, trzeba było wymyślić jakieś zastępcze porady.

Skoro na stole niewesoło, to może chociaż telewizja dostarczy rozrywki? Pierwyj Kanał właśnie emituje „Ironię losu”, a ponadto zapowiada „Noc sylwestrową”, czyli tradycyjny koncert ulubionych piosenek estradowych. Twarzą tegorocznego koncertu będzie Filipp Kirkorow, który wszystkimi swoimi sztucznymi włosami i zębami popiera Kreml. Inne stacje pokażą „Romans biurowy”, „Moskwa nie wierzy łzom” i inne przeboje sowieckiej kinematografii, niewątpliwie potęgujące świąteczny nastrój.

W Moskwie pojawiły się na ulicach dekoracje noworoczne, zawierające prowojenne motywy. Na WDNCh i w Parku Gorkiego wyeksponowano putinowskie „ziguszki” (https://msk1.ru/text/gorod/2022/12/17/71907299/). Podobne akcenty rozstawiono na ulicach większości rosyjskich miast (https://news.ru/society/pod-znakom-z-rossijskie-goroda-ukrashayut-sebya-simvolikoj-v-podderzhku-svo/).

Mer Moskwy Siergiej Sobianin próbował sondować zapotrzebowanie mieszkańców na sposób obchodów Nowego Roku. Na portalu „Aktywny Obywatel” można było wypowiedzieć się, czy w związku z wojną zorganizować fajerwerki czy inne formy fety. Wzywał przy tym moskwian, aby sobie nie odmawiali dobrej zabawy i nie rezygnowali z imprez noworocznych, „aby stolica mogła zarobić”. Pozyskane środki obiecał przeznaczyć „na wsparcie wojny”. Ale mieszkańcy uznali, że obejdzie się bez sztucznych ogni i koncertów pod gołym niebem, wolą w tym roku kameralne spotkania w domach. Zresztą plac Czerwony i tak będzie zamknięty. A porządku w mieście ma pilnować ponad siedem tysięcy funkcjonariuszy policji i RosGwardii.

Nie wszyscy spędzą noworoczną noc w radosnych pląsach. „Mijający rok złamał nam serca” – napisał rockman, wieczny buntownik Borys Griebienszczikow.

Hajda na dywersanta

23 grudnia. Duma Państwowa przyjęła ustawę, wprowadzającą karę dożywocia dla dywersantów. Rada Federacji dwa dni później zaakceptowała akt. Za chwilę zapewne ustawa wyląduje na biurku Putina na Kremlu. Nic nie wskazuje na to, aby prezydent miał zawetować prawo, płynące z prądem militarystycznych planów rosyjskiej wierchuszki. Jak wiele innych nowych przepisów będzie podstawą do jeszcze większej kontroli społeczeństwa w warunkach nie wypowiedzianej wojny, nazywanej ciągle przez władze „specjalną operacją wojskową”.

Zwraca uwagę, że ustawa przeszła nadzwyczaj szybką ścieżkę legislacyjną: pierwsze czytanie odbyło się 8 grudnia, a już dziś izba wyższa klepnęła nowe przepisy, czyli zakończył się parlamentarny etap prac nad ustawą. Przepisy zaostrzają kary za dokonanie dywersji – w obowiązującej do tej pory ustawie przewidywano dożywocie wyłącznie za dywersje, które pociągnęły za sobą ofiary śmiertelne. W obecnej wersji wystarczy przeprowadzić dywersję, aby dostać tak wysoki wyrok. Prawo wprowadza kary do 15 lat pozbawienia wolności za skłanianie do dywersji, werbunek lub inne formy organizowania dywersji, a także finansowanie grup szykujących akty dywersji na terytorium Federacji Rosyjskiej. A za takowe Kreml uważa też cztery okupowane regiony Ukrainy wcielone do Rosji we wrześniu br. I sytuacja właśnie w tamtych regionach jest przedmiotem troski najwyższych władz federacyjnych. 20 grudnia, w Dniu Czekisty, Putin jak zwykle zwrócił się z krzepiącym słowem do kolegów po fachu. Wezwał, aby ofiarnie walczyli ze szpiegami i dywersantami. Podkreślił, jak ważna jest ich misja, zwłaszcza na przyłączonych terytoriach, gdzie „sytuacja pozostaje poważna”.

Trochę się ta pełna niepokoju narracja rozmija z oficjalnym przekazem, że ludność tych terenów gremialnie chciała wstępować do Rosji i kocha nowe władze oraz żyje z nimi w pokoju i zgodzie. Tymczasem codziennie media donoszą o kolejnych dokonywanych tam aktach sabotażu, dywersji czy terroru. Ale nie tylko – terenem pod szczególnym nadzorem są także rosyjskie obwody graniczące z Ukrainą.

Federalna Służba Bezpieczeństwa pragnie się na niwie walki z dywersantami wykazać, czekiści meldują o zatrzymaniu terrorystów lub ich likwidacji. Raporty są częstokroć mocno naciągane, jak choćby ten z ostatnich dni listopada, gdy FSB poinformowała, że funkcjonariusze „udaremnili akcję dywersyjną na wojskowych i energetycznych obiektach obwodu woroneskiego”. Według wersji FSB, sabotaż przygotowywali „członkowie zakonspirowanej jaczejki (komórki) zrzeszającej zwolenników ukraińskiej ideologii nacjonalistycznej”. Podczas akcji zatrzymania dywersantów zabici zostali stawiający opór przywódca jaczejki oraz dwóch jej członków. Dziennikarze „The Moscow Times” ustalili, że tymi rzekomymi dywersantami byli członkowie miejscowego klubu gry airsoft, którzy nie mieli żadnych powiązań z Ukrainą.

Wzmianka o dywersjach w okolicznościowym wystąpieniu Putina w Dniu Czekisty nie była przypadkiem – prezydent bardzo nerwowo reaguje na doniesienia o udanych akcjach dywersyjnych daleko od linii frontu. Najbardziej spektakularną akcją było wysadzenie fragmentu Mostu Kerczeńskiego (zwanego Krymskim). Putin musiał mocno przeżyć zamach na most, który od początku jest jego oczkiem w głowie, bo wiele tygodni później, już po ekspresowej naprawie przęseł, podczas jednej z uroczystości na Kremlu w obecności nowo odznaczonych bohaterów Rosji rozprawiał z ożywieniem o tym, że teraz Rosja niszczy infrastrukturę krytyczną w Ukrainie, ale jest to działanie w pełni usprawiedliwione: bo to odwet na tych, którzy wysadzili jego ukochany most (opisałam tę uroczystość w rubryce Rosyjska ruletka https://www.tygodnikpowszechny.pl/putin-pracuje-zdalnie-181813). Putin zdobył się na jeszcze jeden spektakularny gest: osobiście wsiadł za kierownicę samochodu osobowego, którym przejechał po odrestaurowanym kawałku mostu. Akcji towarzyszyły kamery telewizyjne, została ona triumfalnie nagłośniona przez medialną obsługę Kremla pod hasłem: „Możecie nam skoczyć, a my i tak odbudujemy nasz most”.

Dywersja – wedle encyklopedycznej definicji – to niszczące działanie wojenne na zapleczu wroga, działania bojowe na tyłach przeciwnika. Rosyjska propaganda nie bardzo daje sobie radę z tłumaczeniem wybuchów, do jakich od miesięcy dochodzi w różnych obiektach wojskowych w głębi kraju. Na początku wyjaśniano, że pożary na lotniskach czy w składach broni są efektem nieostrożnego obchodzenia się załogi z papierosami. Później tej metody zaniechano, bo wywoływała wyłącznie wybuchy śmiechu, równie głośne jak eksplozje w wojskowych magazynach. Być może ekspresowe prace nad wprowadzeniem wysokich kar za dywersje związane są ze zmianą taktyki walki z grupami dywersyjnymi. Nowe regulacje wpisują się też w kontekst otwarcia nowego etapu „specjalnej operacji wojskowej”. Miała ona trwać trzy dni, niedawno minął trzechsetny dzień i nie zanosi się na to, aby działania wojenne miały się szybko skończyć. Putin z Szojgu zainicjowali na rozszerzonym kolegium ministerstwa obrony reformę armii, przewidującą m.in. zwiększenie limitów liczebności Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej (pisałam o tym bardziej szczegółowo w Rosyjskiej ruletce w tekście „Jeszcze więcej mięsa armatniego dla Putina”: https://www.tygodnikpowszechny.pl/jeszcze-wiecej-miesa-armatniego-dla-putina-181830).

Mimo tych niezbyt pokrzepiających wiadomości, które powyżej opisałam – życzę Państwu Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
https://www.youtube.com/watch?v=kcTvWI1PnJ8

Wiktor But na progu kariery?

18 grudnia. Jeszcze nie obsechł tusz na wypisie Wiktora Buta z więzienia Marion w stanie Illinois, a już „handlarz śmiercią” rzucił się w wir życia politycznego Rosji (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/12/11/wymiana-but-za-griner/). Na uroczystości rocznicowej otrzymał legitymację członkowską Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR), której założycielem i wiecznym „wizerunkowym” był Władimir Żyrinowski. Jaką rolę dostanie w partii But?

Partia ukończyła właśnie 33 lata. Od początku była tworem identyfikowanym z wodzem Żyrinowskim. I była projektem służb i Kremla. W różnych latach pełniła różne role – wentyla, animatora quasi-patriotycznych porywów, pochłaniacza energii zbyt rozkołysanych radykałów. Zawsze Żyrinowski przyciągał uwagę widzów – a to skandalizował w łaźni z młodymi chłopakami, a to krzyczał, że rosyjski sołdat zaraz obmyje buciory w wodach Oceanu Indyjskiego, a to kazał ruszać na Zachód, a to wrzucał pod dyskusję rozbiór Ukrainy do spółki z Polską. Dym z uszu, iskry z oczu, białe rękawiczki w studiu telewizyjnym. (Bardziej szczegółowo o karierze Żyrinowskiego mówiłam na antenie Radia TOK FM w cyklu Biosfera: https://audycje.tokfm.pl/podcast/36819,Biosfera-Wladimir-Zyrinowski-Kim-jest-w-rosyjskiej-polityce-Opowiada-Anna-Labuszewska). Niezmienne było jedno: pełna sztama z Kremlem. Żyrinowski – jeżeli wychylał się i przekraczał w swoich wypowiedziach i akcjach granice – to nie robił tego na własną rękę. Niektórzy uważali, że mówił to, czego nie wypada powiedzieć Putinowi, wypuszczał w pełni kontrolowany balonik próbny.

Przez 33 lata istnienia LDPR odznaczyła się na scenie politycznej kilkoma spektakularnymi zagraniami. Na przykład gdy brytyjskie organy ścigania dotarły do prawdy o sprawcy otrucia w Londynie izotopem polonu byłego funkcjonariusza FSB Aleksandra Litwinienki i w 2007 r. wezwały Andrieja Ługowoja do złożenia zeznań, Żyrinowski przyjął truciciela z otwartymi ramionami do partii, co więcej – dał mu możliwość startu w wyborach do Dumy. Notabene Ługowoj do dziś jest deputowanym z ramienia LDPR. Na brytyjskie noty z rozbrajającym uśmiechem odpowiada, że chroni go immunitet i do Londynu się nie wybiera, a wszystkie oskarżenia lekceważąco zbywa.

Po śmierci Żyrinowskiego w kwietniu br. partia znalazła się w kryzysie egzystencjalnym. Nadal ma wyznaczoną liczbę mandatów w Dumie, a jej członkowie wspierają wojnę przeciwko Ukrainie, ale wyraźnie potrzebuje „nowego początku”. Zjazd w maju wybrał nowego szefa: został nim przewodniczący komitetu ds. międzynarodowych Dumy Leonid Słucki. Zawsze mierny, zawsze wierny. Jedyna rzecz, jaka go rozsławiła, to afera obyczajowa. W 2018 r. kilka dziennikarek, a potem także deputowana Dumy opowiedziały w przestrzeni publicznej, że Słucki je molestował seksualnie. Duma stanęła murem za zasłużonym deputowanym. „Nie uda się wam zrobić ze mnie rosyjskiego Harveya Weinsteina” – odgrażał się. W wywiadach powtarzał, że to była prowokacja. W związku z zarzutami o składanie niemoralnych propozycji kobietom, opozycyjne media zwróciły uwagę na życie rodzinne Słuckiego. Wyciągnięto, że druga żona deputowanego mieszka za granicą – trochę w Turcji, a trochę w Szwajcarii, gdzie nauki pobiera – jak na latorośl prawdziwego rosyjskiego patrioty przystało – młodsza córka Słuckiego. Śledztwo dziennikarskie ustaliło, że pod nieobecność małżonki Słucki jest bardzo zainteresowany rozwojem kariery jednej z gwiazdek estrady, niejakiej Zary, która dzięki jego protekcji otrzymała tytuł Zasłużonej Artystki Federacji Rosyjskiej. Pikanterii dodawał fakt, że pierwszym mężem piosenkarki był syn Walentiny Matwijenko (wówczas gubernatora Petersburga, obecnie przewodniczącej Rady Federacji).

Pozbawiony charyzmy Słucki raczej nie rozkręci partii osieroconej przez Żyrinowskiego, być może powrót Buta z amerykańskiej niewoli jest zrządzeniem losu dla LDPR. Męczennik, oddany sprawie, nienawidzący Stanów Zjednoczonych – z punktu widzenia wyznawców rosyjskiego imperializmu nadaje się do tego, by ożywić partyjne truchło.

„Człowiek, który zaopatrzył w broń najgorszych terrorystów świata, otrzymał legitymację LDPR. Państwo sponsorujące terroryzm, jak widać, nie porzuca swoich bohaterów” – napisał w mediach społecznościowych jeden z rosyjskich polityków emigracyjnych. Inni komentatorzy poszli jeszcze dalej, przewidując, że But zrobi karierę w parlamencie (otrzyma mandat i zasiądzie obok Ługowoja), a dalej – kto wie, może wystartuje w wyborach prezydenckich. Cóż, czasy niepewne, przetasowania na wysokich piętrach władzy są jak najbardziej możliwe. Ostatnio zaczęły po Moskwie hulać plotki, że Siergiej Wiktorowicz Ławrow niedomaga, a to może oznaczać wakat na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Podobno do tej roli szykują zaufanego, oddanego współpracownika Putina, szefa wywiadu zagranicznego, Siergieja Naryszkina (to ten, który podczas słynnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa przed uderzeniem na Ukrainę ze strachu się pomylił i zaczął plątać w zeznaniach).

Wymiana: But za Griner

11 grudnia. Na lotnisku w Abu Zabi trzy dni temu odbyła się wymiana więźniów pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Z Rosji przyleciał samolot wiozący koszykarkę Brittney Griner, z USA przybył Wiktor But. Ich drogi przecięły się symbolicznie na płycie lotniska.

O tym, kim jest Wiktor But, pisałam m.in. na blogu (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2012/06/03/but-sredniego-rygoru/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2011/11/03/but-w-lapach-amerykanskiej-soldateski/). Rzutki handlarz, umoczony w przeróżnych dziwnych akcjach i transakcjach od lat dziewięćdziesiątych po koniec pierwszej dekady XXI wieku. Formalnie był tylko przewoźnikiem, zarabiał krocie na przewozach międzykontynentalnych (w szczytowym momencie rozwoju firmy miał ok. 150 samolotów). A nieformalnie? Dokumentacja zgromadzona przez autorów raportów ONZ i Amnesty International świadczy o przewożeniu nielegalnych ładunków, w tym „krwawych diamentów” i broni. Wpadka w Tajlandii w 2008 r. położyła kres szemranym geszeftom Buta. Rosyjska dyplomacja stawała na rzęsach, aby nie dopuścić do jego ekstradycji do USA. Ba, nawet Duma Państwowa wystosowała do władz tajlandzkich odnośny panegiryk broniący nieskazitelnego rycerza niosącego światu pokój. Przed sądem w USA But odpowiadał za spisek w celu pozbawienia życia obywateli USA oraz spisek w celu nielegalnej sprzedaży broni organizacji FARC, uznanej przez Stany Zjednoczone za terrorystyczną. W 2012 r. dostał 25 lat (Amerykanie od początku dawali do zrozumienia, że But spędzi za kratami co najmniej dziesięć lat, o wcześniejszych targach nie może być mowy). Przy każdej nadarzającej się okazji rosyjskie władze i służby dyplomatyczne działały mocno na rzecz uwolnienia Buta. Czemu But był tak ważny dla Moskwy? W śledztwie trzymał gębę na kłódkę, nie chciał pójść na ugodę ani na współpracę, wypierał się konsekwentnie winy oraz jakichkolwiek powiązań z ludźmi władzy. Ale czy bez tzw. kryszy mógł kręcić tak szeroko zakrojone interesy? Znawcy mechanizmów w środowiskach wysoko postawionych osób (cywilnych i wojskowych) prowadzących pokątną działalność jednoznacznie stwierdzają, że nie mógłby nawet palcem kiwnąć, gdyby nie był ważnym ogniwem w tym czarnorynkowym łańcuchu.

A zatem z jednej strony tej wymiany – ważna figura, Wiktor But, „handlarz śmierci”, pierwowzór postaci z legendarnego filmu „Władca życia i śmierci”. A z drugiej – sportsmenka, utytułowana koszykarka Brittney Griner. Zatrzymana w lutym br. na lotnisku w Moskwie pod zarzutem posiadania narkotyków (miała w bagażu niewielkie ilości wkładów zawierających marihuanę). Skazana ostentacyjnie i niewspółmiernie do wagi niewielkiego wykroczenia na 9 lat łagru.

Widać więc gołym okiem nierównoważność wymiany. Znawca tematyki rosyjskich służb specjalnych Andriej Sołdatow zwraca uwagę, że rosyjskie władze mogą się rozzuchwalić – osiągnęły łatwo cel „odzyskania” cennego dla siebie więźnia za osobę zatrzymaną pod wątpliwymi, błahymi zarzutami – i mogą przystąpić do brania jako zakładników „na wymianę” obywateli państw, uznawanych przez Moskwę za nieprzyjazne. Komentatorzy wyciągnęli też to, że w rosyjskim więzieniu odbywa karę inny amerykański obywatel: Paul Whelan, skazany za szpiegostwo. Podobno strona amerykańska starała się o wymianę Griner plus Whelan na Wiktora Buta, ale propozycje były konsekwentnie odrzucane przez Rosję. W Stanach trwa ożywiona dyskusja na ten temat, włączył się w nią nawet były prezydent Donald Trump.

Rosja tymczasem cieszy się z przywiezienia Buta do kraju. Telewizja 1tv w dniu wymiany nadała krótki reportaż z mieszkania matki Wiktora, która dziękowała Putinowi za uwolnienie syna. Oficjalna propaganda włączyła swoje hasło „Swoich nie porzucamy”. Tuba na zagranicę telewizja RT nadała krótki wywiad, który poprowadziła Maria Butina, obecnie deputowana Dumy Państwowej, która wcześniej odsiadywała niewielki wyrok w amerykańskim więzieniu za nielegalną działalność lobbystyczną (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/04/28/maria-butina-winna-i-skazana/; https://www.tygodnikpowszechny.pl/rudowlosa-maria-i-piec-krokow-w-niepewnosc-154410; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/10/28/butina-wrocila-do-rosji/).

Butina stwierdza na początku rozmowy, że But był w opresji i siedział w amerykańskim więzieniu „tylko dlatego, że jest Rosjaninem”. Zwracają uwagę te fragmenty wypowiedzi, w których But skarży się na monotonne żywienie w więzieniu i żali, że przez dziesięć lat nie dostał czosnku, koperku i truskawek. „Handlarz śmierci” deklaruje, że na front zgłosiłby się jako ochotnik, „gdybym tylko miał możliwości i odpowiednie przygotowanie”. Zdaniem Buta, „Zachód popełnia cywilizacyjne samobójstwo”. W patetycznym finale z wysoko podniesionym czołem Wiktor But oznajmia, że w jego celi w więzieniu zawsze wisiał portret Władimira Putina. „Jestem dumny z tego, że jestem Rosjaninem, my zawsze zwyciężaliśmy”. Maria Butina (nazywana przez Buta nie wiedzieć czemu „Mariną”; na marginesie: rozmówcy zwracali się do siebie na „ty”, jak gdyby znali się od dawna jak łyse konie) kończy wywiad ze zbolałą miną. But wygląda nobliwie, jak na dziesięć lat w amerykańskiej ciemnicy bez dostępu do czosnku, to wprost doskonale, nawet zęby ma w lepszym stanie niż 90 procent rodaków po pięćdziesiątce. (Całość rozmowy można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=PHLBenKNjJA&t=1s).

Na temat wymiany Griner-But pojawiło się w mediach społecznościowych wiele żarcików. Reanimowano między innymi sławetną czastuszkę z odległego 1976 r. Czterowiersz powstał w związku z wymianą sowieckiego dysydenta Władimira Bukowskiego na Luisa Corvalana (sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile, więzionego przez reżim Pinocheta). «ОБМЕНЯЛИ ХУЛИГАНА НА ЛУИСА КОРВАЛАНА. ГДЕ Б НАЙТИ ТАКУЮ БЛ.ДЬ, ЧТОБ НА БРЕЖНЕВА СМЕНЯТЬ!» (Wymienili chuligana / na Luisa Corvalana. / A skąd wziąć takie ścierwo, / by wymienić na Breżniewa). Teraz oczywiście w ostatniej strofce figuruje inne nazwisko umiłowanego przywódcy.

Komentatorzy zgryźliwie zastanawiają się, kiedy But zajmie fotel w Dumie Państwowej i czy będzie siedział obok Butinej, czy może obok innego zasłużonego skandalisty – Andrieja Ługowoja (oskarżonego przez brytyjski wymiar sprawiedliwości o otrucie Aleksandra Litwinienki).

Własne krzyżmo Kijowa. UCP PM bliżej autokefalii?

28 listopada. Hierarchowie Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego (UCP PM) zajmują od początku wojny w Ukrainie ostrożną pozycję. Choć majowy sobór podkreślił autonomię ukraińskiej Cerkwi, to nie podjął decyzji o zerwaniu więzi z Patriarchatem Moskwy. Stanowisko to podtrzymał synod UCP PM, który odbył się 23 listopada.

W ramach działań kontrwywiadowczych Służba Bezpieczeństwa Ukrainy od 22 listopada prowadzi bezprecedensową akcję w ponad 350 innych obiektach należących do UCP PM, funkcjonariusze weszli do ważnych ośrodków ukraińskiego prawosławia – Ławry Kijowsko-Peczerskiej i monastyru Świętej Trójcy w Korcu (ten żeński monastyr znajduje się w bezpośrednim podporządkowaniu Patriarchatu Moskiewskiego). Zdaniem ukraińskich służb, mogą one być siedliskami działalności wywrotowej i dywersji. W przeszukanych budynkach znaleziono prorosyjskie wydawnictwa i duże sumy pieniędzy o nieznanym pochodzeniu i przeznaczeniu. Przesłuchano 850 osób, zatrzymano kilkadziesiąt osób z fałszywymi dokumentami, nieważnymi sowieckimi lub rosyjskimi paszportami. Jednak zdaniem znawcy rosyjskiego prawosławia Nikołaja Mitrochina (od lat na emigracji), akcja SBU była pokazowa i nie przyniosła szokujących rezultatów.
Tymczasem zdaniem strony ukraińskiej, Ławra pozostaje ośrodkiem wspierającym prorosyjskie lobby w ukraińskiej Cerkwi. Rewizja w tym sanktuarium stanowi przełamanie tabu jej nietykalności. Rosyjska Cerkiew Prawosławna nazwała akcje ukraińskich służb „bezwzględnym wtargnięciem w sprawy Cerkwi”, a rzecznik prasowy Kremla oskarżył Kijów o to, że „prowadzi wojnę z rosyjską Cerkwią”.

Jak pisałam w „Tygodniku Powszechnym” w sierpniu (https://www.tygodnikpowszechny.pl/nieswieta-wojna-patriarchy-178109): zwołany w maju sobór UCP PM podjął decyzję „o samodzielności i niezależności UCP PM od Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Sobór potępił wojnę, widząc w niej naruszenie przykazania Bożego »nie zabijaj« i wyraził współczucie wobec tych, którzy ucierpieli na skutek wojny. Sobór zwrócił się też do świeckich władz Federacji Rosyjskiej z prośbą o kontynuowanie rozmów pokojowych”. Ogłoszenie samodzielności nie oznacza jednak zerwania. Ukraińscy duchowni w UCP PM podkreślali, że ich Cerkiew jest w pełni niezależna od trzydziestu lat, a przyjęte dokumenty jedynie usankcjonowały stan faktyczny. Jak widać, stanowisko soboru okazało się nader ostrożne. Bo choć ukraińscy duchowni wyrazili niezgodę wobec zachowania Cyryla w sprawie konfliktu w Ukrainie, to nie potępili go ani nie wykreślili jego imienia z listy tych, za których się modlą. Pozostawili kwestię wspominania imienia Cyryla w modlitwach do decyzji poszczególnych eparchii. Hierarchowie UCP PM szukają rozwiązania, które z jednej strony pozwoliłoby im uwolnić się spod zwierzchnictwa Moskwy, a z drugiej umożliwiło pozostanie w strukturze światowego prawosławia bez narażania się na wykluczenie, anatemy i zarzuty herezji czy tworzenia nielegalnych struktur itd. – co trzydzieści lat temu było udziałem Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego, niemającej statusu Cerkwi kanonicznej, czyli uznanej przez resztę prawosławnych Cerkwi”.

Znamienna była najnowsza reakcja synodu UCP PM na wydarzenia w Ławrze Kijowsko-Peczerskiej. Dzień po rewizjach hierarchowie zebrali się w Kijowie, aby omówić nową sytuację. Efektem była decyzja o samodzielnym przygotowaniu w Kijowie krzyżma świętego. Przed rewolucją prawo do przygotowania krzyżma miał i Kijów, i Moskwa, potem monopol przejął Patriarchat Moskwy. UCP PM otrzymywała krzyżmo z Moskwy.
Z punktu widzenia dzisiejszej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, prawo do samodzielnego przygotowywania krzyżma mają tylko Cerkwie autokefaliczne. I tu wracamy do ostrożnego postanowienia majowego soboru UCP PM, które mówi o „samodzielności i niezależności”, ale nie o autokefalii. Czy zatem obecny oficjalny status UCP PM nie pozwala na takie „wolności” jak przygotowanie krzyżma? Synod Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej natychmiast zareagował ostrzeżeniem pod adresem UCP PM, aby powstrzymał się od niebezpiecznych działań.

Status UCP PM stał się jeszcze bardziej skomplikowany po aneksji przez Rosję części ukraińskich terytoriów. „Nowa Gazeta. Europa” zwraca uwagę (https://novayagazeta.eu/articles/2022/11/24/opiat-prokliataia-neopredelennost), że na uroczystości 30 września na Kremlu, „kiedy Putin przyjmował w skład FR cztery regiony Ukrainy i mówił o atomowej apokalipsie, obecni byli biskup eparchii ługańskiej UCP PM metropolita Pantelejmon i przeor monastyru UCP PM w Melitopolu archimandryta Joann. We wszystkich eparchiach UCP PM znajdujących się pod kontrolą wojsk rosyjskich imię patriarchy Cyryla jest wymieniane w modlitwach, duchowni błogosławią władze okupacyjne i wzywają do służby na rzecz ojczyzny”.

Synod odwołał metropolitę kirowogradzkiego Joasafa. Według SBU, w jego rezydencji „znaleziono wiele antyukraińskich materiałów, noszących znamiona działalności przestępczej”.

*

Oficjalna rosyjska propaganda umieszcza Ukrainę w strefie podległej Szatanowi. Rosyjscy politycy i eksperci powtarzają ostatnio mantrę o potrzebie „desatanizacji” Ukrainy (kolejne hasło po towarzyszącym początkom wojny hasłom „demilitaryzacji” i „denazyfikacji”). W ich ujęciu władze Ukrainy znajdują się pod wpływem sił zła, trzeba się zatem ich pozbyć. Telewizyjny kanał Spas emituje filmy, w których Ukraińcy nazywani są wprost biesami. I tylko Rosja może zmyć grzechy z tej ziemi – bo walczy pod sztandarem Bożym. Wojna to sposób na oczyszczenie. I tak dalej w tym duchu.

Cerkiew podwójnego przeznaczenia? Część trzecia

13 listopada. Z Finlandii przenosimy się do Francji. Wielki cerkiewny kompleks ze świątynią pod wezwaniem Świętej Trójcy w 2016 roku stanął w centrum Paryża na bulwarze Branly. Budowa prawosławnego centrum kulturalno-duchowego od początku wzbudzała kontrowersje. Obiekt Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w sercu francuskiej stolicy miejscowa prasa określała jako „część globalnej strategii legitymizacji reżimu Putina [na Zachodzie] z pomocą Cerkwi. Zbudować centrum na bulwarze Branly oznacza potwierdzić odbudowę wpływów Rosji we Francji, a także w ogóle na Zachodzie”.

„Ten prawosławny kompleks nad Sekwaną, w samym środku Paryża to dziwna mieszanina religii i polityki”. Przyjrzyjmy się historii tego obiektu.
Zamysł Kremla był prosty – mówił w audycji Radia Swoboda jego paryski korespondent korespondent Siergiej Mirski. – Prosty i oczywisty: oto jesteśmy obecni nie tylko w Paryżu, ale wręcz dwa kroki od wieży Eiffle’a, jesteśmy obecni w bezpośredniej bliskości francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i innych znanych obiektów Paryża. To akt demonstracji [przez Rosję] politycznej siły”. To nie wszystkie zalety posiadania tej nieruchomości z punktu widzenia Kremla. Kompleks zajmuje powierzchnię ponad czterech tysięcy metrów kwadratowych i jest formalnie częścią ambasady Federacji Rosyjskiej we Francji, objęty jest w związku z tym immunitetem dyplomatycznym. Strona rosyjska długo zabiegała o taki szczególny status. W czasach, gdy budowano cerkiew i przylegające do niej budynki, trwała spektakularna szarpanina na linii Putin-Jukos. Akcjonariusze odebranej Michaiłowi Chodorkowskiemu firmy składali pozwy o odszkodowania przed europejskimi sądami, niektóre z nich były rozpatrywane pozytywnie, sądy orzekały o konfiskacie lub zamrożeniu rosyjskich aktywów na poczet rekompensaty dla poszkodowanych (Rosja nie chciała wypłacać zasądzanych odszkodowań). Kreml chciał za wszelką cenę cerkiewne obiekty w Paryżu ochronić od takich niespodzianek. Aby wejść na teren obiektu, trzeba przejść przez kontrolę rosyjskich ochroniarzy.

Plan zbudowania centrum kulturalno-duchowego (cerkiew plus biblioteka, sale wystawowe, dwujęzyczna szkoła francusko-rosyjska) powstał w 2007 r. podczas wizyty patriarchy Moskwy i Całej Rusi Aleksego II w Paryżu. Hierarcha stwierdził, że wiernym jest za ciasno w istniejących świątyniach i należałoby wznieść nową. Zwrócił się z prośbą o wsparcie do ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego i wsparcie owo uzyskał. Putina nie trzeba było długo namawiać. Rosyjski rząd wydzielił pieniądze na nabycie działki i projekt oraz finansował budowę (170-200 mln euro). Na marginesie: to był czas dobrych kontaktów Paryża i Moskwy, Sarkozy umówił się wtedy z Putinem m.in. na dostawy Mistrali do Rosji (do konsumpcji tego kontraktu ostatecznie nie doszło).

Przeciwko budowie „centrum” w latach 2007-2008 ostro protestował francuski kontrwywiad – z rosyjskiej działki przy bulwarze Branly niedaleko do Palais de l’Alma, gdzie mieszkania mają współpracownicy prezydenta Francji. Prasa cytowała swoje źródła w kontrwywiadzie, które kpiły, że rosyjska aparatura podsłuchowa musi być bardzo stara – miniaturyzacja widocznie do Rosji nie doszła, skoro musi ukrywać swój sprzęt pod wielkimi kopułami cerkwi. Mimo protestów moskiewskie lobby w Paryżu przepchnęło budowę. Paryżanie zaczęli mówić na obiekt „Kreml-sur-Seine” albo „Cerkiew pod wezwaniem Putina”.

Cerkiew miała być zbudowana w dwa lata, ale jak to w rosyjskich bajkach bywa, budowa trwała lat dziesięć. Poza francuskimi sporami o status obiektu toczyły się też spory o projekt (który był poprawiany). Budowę nadzorował z ramienia Rosji Władimir Kożyn, w latach 2000-2014 był szefem wydziału gospodarczego kancelarii prezydenta Rosji Władimira Putina, potem – doradcą prezydenta. Kożyn wywodził się z Petersburga, podobnie jak wielu innych bliskich współpracowników Putina. Na miejscu spraw doglądał ambasador Rosji Orłow.

Zacytuję publikację poświęconą paryskiej budowli w „Nowej Gazecie. Europa”: „W latach, gdy pracowano nad projektem, misja Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej na Zachodzie formułowana była następująco: potrzebne jest bardziej aktywne wykorzystanie możliwości Cerkwi w celu zabezpieczenia interesów polityki zagranicznej Rosji i neutralizacji antyrosyjskich ośrodków w środowisku rosyjskiej emigracji i w prawosławnym świecie w ogóle. Już po zakończeniu długotrwałej budowy i wyświęceniu obiektu przez patriarchę Cyryla, w 2019 roku Moskiewskiemu Patriarchatowi udało się połknąć główny paryski ośrodek niezależnego od Moskwy życia prawosławnego: arcybiskupstwo Paryża [pozostające od lat 20. XX wieku w obediencji Konstantynopola]. Po podporządkowaniu się Moskwie arcybiskupstwo musiało od tej pory tracić wszystkie siły na to, aby odcinać się od militarystycznej pozycji Patriarchatu Moskiewskiego i dowodzić, że nie całe rosyjskie prawosławie jest jednakowe”.

Na poświęceniu cerkwi w 2016 r. miał być osobiście Putin, ale po aneksji Krymu i zaangażowaniu się Rosji w Syrii klimat dobrych relacji z Zachodem uległ ochłodzeniu i wizytę rosyjskiego prezydenta odwołano. Przyjechał dopiero rok później – 29 maja 2017 r., rosyjska telewizja nadawała patetyczne reportaże z cerkwi Świętej Trójcy, pokazujące, jak Putin zapala świeczki, całuje ikony, żegna się i modli. Demonstrowanie przywiązania do wiary prawosławnej jest ważną częścią wizerunku Putina, człowieka wychowanego w ateistycznej rodzinie w ateistycznym Związku Sowieckim, ale w ostatnich latach w celach politycznych pozującego na człowieka wierzącego.

Ciąg dalszy nastąpi

Cerkiew podwójnego przeznaczenia? Część druga

4 listopada. Przed rewolucją mówiło się, że rosyjska Cerkiew jest filarem carskiego tronu. Obecny sojusz Kremla i Patriarchatu Moskiewskiego ma charakter wzajemnej wymiany usług, dominującą pozycję zajmuje władza świecka. Baza usług jest szeroka. Obecnie patriarcha Cyryl wspiera prezydenta Putina w zbrodniczej wojnie, wmawiając wiernym, że udział w zabijaniu wrogów to tytuł do chwały, a śmierć na polu walki jest przepustką do raju – przyniesienie siebie w ofierze ma, jak twierdzi hierarcha, zmyć wszystkie grzechy. Wymiaru duchowego trudno się też doszukać w działalności, jaką prowadzą cerkiewne placówki rozmieszczone za granicą.

W poprzednim odcinku cerkiewnego serialu pisałam o dziwnej aktywności rosyjskich duchownych w Norwegii (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/10/23/cerkiew-podwojnego-przeznaczenia/), dziś kilka słów o prawosławnej świątyni w Turku, Finlandia.

Jak można przeczytać w Wikipedii, cerkiew pod wezwaniem Zaśnięcia Matki Bożej w Turku została otwarta w sierpniu 2001 r. z inicjatywy konsula generalnego Rosji, W. Rozanowa i przy wsparciu ówczesnego szefa Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskiewskiego, biskupa smoleńskiego i kaliningradzkiego, a obecnego patriarchy Moskwy i całej Rusi, Cyryla (Успенская церковь (Турку) — Википедия (wikipedia.org)). Cerkiew działała do wiosny tego roku. Po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę dyplomaci akredytowani w konsulacie Rosji w Turku zrobili sobie w cerkwi magazyn. Miejscowa prasa ze zdziwieniem konstatowała, że dzieją się tam rzeczy niedopuszczalne. Abstrahując od bezczeszczenia świątyni, rosyjscy dyplomaci łamią fińskie prawo. Obiekt jest bowiem własnością miasta, rosyjskiemu konsulatowi został jedynie nieodpłatnie udostępniony. Cerkiew figuruje w rejestrze zabytków, jakiekolwiek przebudowy i remonty powinny być uzgadniane z konserwatorem. Tymczasem świątynia została traktowana przez pracowników rosyjskiego konsulatu jako składzik tajemniczych ładunków dostarczanych ciężarówkami. Wstępu do obiektu bronili rosyjscy ochroniarze. Jak żartem zauważyła „Nowa Gazeta. Europa”, cerkiew została zmobilizowana.

Fińska Cerkiew Prawosławna jest strukturą autonomiczną, w 1921 r. wyplątała się z uzależnienia od Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, od 1923 r. znajduje się w obediencji Patriarchatu Konstantynopola. A zatem nie ma powiązań instytucjonalnych z Patriarchatem Moskiewskim. Hierarchowie Fińskiej Cerkwi Prawosławnej od razu w lutym br. wystąpili z jednoznacznym potępieniem rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wezwali do tego również duchownych Patriarchatu Moskiewskiego. Bez echa. Poza parafiami należącymi do Fińskiej Cerkwi na terytorium Finlandii działa sześć parafii należących do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (Патриаршие приходы в Финляндии — Википедия (wikipedia.org); Patriarsze parafie w Finlandii – Wikipedia, wolna encyklopedia). Na stronie internetowej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w Finlandii można znaleźć informację o pięciu parafiach (http://finland.orthodoxy.ru/rus/prihody.php), obiekt przy rosyjskim konsulacie nadal figuruje w zestawieniu (http://finland.orthodoxy.ru/rus/turku.php).

Kilka lat temu w Finlandii głośna była sprawa luterańskiego duchownego Juhy Molari, który opuścił swój Kościół i, jak piszą prawosławne rosyjskie źródła, „został przyjęty w łono Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej” (https://www.pravoslavie.ru/84570.html; https://www.pravmir.ru/russkaya-pravoslavnaya-cerkov-po-nastoyashhemu-xristianskaya/; w fińskiej wersji hasła w Wikipedii brak informacji o przejściu pastora na prawosławie). Molari definiował się jako „bojownik z fińską rusofobią”. Pod tym szyldem m.in. zwalczał czeczeńskich uchodźców, zwłaszcza uciekających przed rosyjskimi służbami przywódców Iczkerii. Czeczeni z kolei mówili o nim „ten kłamliwy gość z FSB”. Propagandowa tuba Kremla na zagranicę Russia Today ironizowała: „Finlandia broni islamistów przed duchownym” (Molari współpracował przez jakiś czas z RT jako komentator). Były luterański duchowny wielokrotnie zabierał głos w kontrowersyjnych sprawach na linii Helsinki-Moskwa i zawsze mówił rzeczy zgodne z interesem Rosji. W swoim profilu na Twitterze przedstawia się jako antyszczepionkowiec i proputinowiec, zwalcza politykę premier Finlandii Sanny Marin, w tym zwłaszcza sankcje wprowadzone po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Na prowadzonym przez siebie blogu wzywa Putina: „Przybądź tu do nas, z czołgami, myśliwcami lub czymkolwiek innym, i uwolnij nas, zniewolonych fińskich proletariuszy!”. Molari nie widzi też Finlandii w NATO: „Najlepszym praktycznym modelem relacji między Finlandią a Rosją byłoby kochanie się: w tej namiętności może być ciepło i spokój. Kochać się! A nie wstępować do NATO! Sojusz NATO jest jak choroba”. Czy Molari jest pożytecznym idiotą Putina czy – jak pisali o nim obrażani przezeń Czeczeni – ma jeszcze jeden etat? Fińska badaczka Saara Jantunen w swojej książce o wojnie informacyjnej twierdzi, że Molari to klasyczny przykład żołnierza tego frontu, walczącego po stronie Rosji. A jaką rolę odegrała w historii z wiecznym skandalistą Molarim działająca w Finlandii Rosyjska Cerkiew, która przytuliła konwertytę do swego łona?

Wróćmy jeszcze na koniec do tematu „zmobilizowanej” cerkwi pw. Zaśnięcia Matki Bożej w Turku. Władze miasta podjęły decyzję o odebraniu rosyjskiej placówce dyplomatycznej prawa do korzystania z obiektu. W sierpniu pracownicy konsulatu zdemontowali kopułę i zdjęli ze ścian ikony. Jak poinformował przedstawiciel władz miasta, wiosną Rosjanie zaczęli budować nową cerkiew na wyspie Kakskerta w pobliżu Turku.

Ciąg dalszy nastąpi

Cerkiew podwójnego przeznaczenia? Część pierwsza

23 października. Patriarcha Cyryl błogosławi zabijanie Ukraińców przez putinowskie hufce. Usługi Cerkwi wobec Kremla i Łubianki mają szeroki zakres.

Norweska prasa wyciągnęła ostatnio sprawę, która ma już długą historię. Rosyjska Cerkiew Prawosławna od co najmniej 2015 r. skupowała w Norwegii nieruchomości w pobliżu baz wojskowych. Na przykład RCP weszła w posiadanie budynku niedaleko największej norweskiej bazy sił morskich Haakonsvern (okręty podwodne), która jest wykorzystywana przez NATO ze względu na korzystne położenie na kierunku arktycznym. Jak pisze „Dagsbladet”, w latach 2017-2021 własnością RCP i duchownych Cerkwi stało się kilka nieruchomości w okręgu Rogaland. W Stavanger jedna z takich nieruchomości sąsiaduje z siedzibą natowskiego Joint Warfare Centre. Cerkiew dysponuje ponadto nieruchomością nabytą w 2015 r. w Kirkenes niedaleko granicy rosyjsko-norweskiej. Rosyjska Cerkiew jest też właścicielem obiektu w Oslo.

Wyjawieniu przez prasę informacji o niecodziennych zainteresowaniach Cerkwi towarzyszyło w tych dniach zatrzymanie kilku Rosjan, fotografujących obiekty znajdujące się w pobliżu cerkiewnych włości. Jednym z zatrzymanych okazał się syn Władimira Jakunina, Andriej. Jakunin senior jest odwiecznym przyjacielem Putina, jeszcze z czasów petersburskich, członkiem osławionej kooperatywy Oziero, przez wiele lat był szefem Rosyjskich Kolei. Udzielał się m.in. na niwie owocnej współpracy z Rosyjską Cerkwią Prawosławną (m.in. organizował dostarczanie do Moskwy świętego ognia z Jerozolimy w przeddzień prawosławnej Wielkanocy).

Jak piszą dziennikarze „Nowej Gazety. Europa”, w Norwegii mieszka ok. 10 tys. Rosjan, wielu z nich ma norweskie obywatelstwo. Najważniejszym ośrodkiem prawosławia w kraju jest cerkiew świętej Olgi w Oslo, wspólnota parafialna liczy około tysiąca osób, budynki Cerkiew otrzymała od rządu Norwegii (https://novayagazeta.eu/articles/2022/10/22/prikhody-dvoinogo-naznacheniia).

Bardzo ciekawą placówką jest parafia w Barentsburgu na Spitsbergenie (pisałam o tej osadzie na blogu w związku z zatargiem o dostarczanie ładunków – http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/06/29/pocztowka-ze-spitsbergenu/). Posługę duszpasterską w tej nadgranicznej mieścinie sprawują rotacyjnie duchowni z Murmańskiej Eparchii RCP. Na jej czele, jak pisze „Nowa Gazeta. Europa”, stoi metropolita Mitrofan (świeckie imię Aleksiej Wasiljewicz Badanin) – kapitan rezerwy rosyjskiej Marynarki Wojennej (służył we Flocie Północnej), absolwent Akademii Marynarki Wojennej, od 2018 r. odpowiada w Patriarchacie Moskiewskim za rozwój kultury fizycznej i sportu.

Norweskie parafie prawosławne znajdują się w bezpośredniej podległości Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskiewskiego. Na jego czele stoi od czerwca tego roku metropolita Antoni (świeckie imię – Anton Jurjewicz Siewriuk), zaufany człowiek patriarchy Cyryla, wcześniej egzarcha Europy Zachodniej, młody (urodzony w 1984 r.) i ambitny. W środowisku związanym z Cerkwią jego niezwykle dynamiczną karierę pod osobistą kuratelą Cyryla ocenia się jako znak, że zwierzchnik RCP widzi w nim swojego następcę. Ciekawe jest to, że jeszcze w 2019 r. prasa pisała o Antonim jako zwolenniku ekumenizmu, wręcz „filokatoliku”, obecnie metropolita mówi w wywiadach, że „wszelkie kontakty Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i Watykanu zostały zamrożone”.

Ciąg dalszy nastąpi

Nowe oblicza mobilizacji

18 października. Niespełna miesiąc temu Putin ogłosił w Rosji „częściową mobilizację” 300 tysięcy mężczyzn, mających przygotowanie wojskowe. Teraz zapowiada rychłe zakończenie akcji mobilizacyjnej. Czy cele mobilizacji zostały osiągnięte? Wiele wskazuje na to, że miało być dobrze, a wyszło tak jak zawsze.

Podczas wystąpienia w Astanie Putin powiedział, że zmobilizowano 222 tysiące, podobne dane ogłaszał minister obrony Siergiej Szojgu. Zapewniał, że wszyscy zmobilizowani przejdą odpowiednie szkolenie przed wysłaniem na front ukraiński. Szkolenie nie jest długie – wstępne może zająć od 5 do 10 dni, dalsze szkolenie już w jednostce – do 15 dni. I oto po trzech tygodniach cywil przedzierzga się w pełnowartościowego żołnierza. Zdaniem prezydenta, tych, których już powołano, wystarczy, aby armia mogła wykonać zadania. Nowej fazy mobilizacji nie będzie – obiecał. Jak skomentowali to obserwatorzy: znaczyć to może jedno: teraz trzeba uspokoić zbyt rozkołysane nastroje społeczne, ale kolejne fale mobilizacji w taki czy inny sposób będą na pewno. Coś na rzeczy jest, bo dziś sekretarz prasowy Putina powiedział, że prezydenckiego dekretu o zakończeniu mobilizacji na razie nie ma.

Tyle przemówienia, a teraz życie. Zaraz po ogłoszeniu mobilizacji z Rosji w trybie ekstraordynaryjnym, wszelkimi możliwymi drogami i sposobami uciekło co najmniej 700 tys. mężczyzn podlegających mobilizacji (pisałam o tym w poprzednim wpisie, dotyczącym mobilizacji: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/10/04/oblicza-mobilizacji/). Ci, którzy nie chcą być wysłani na front, a z tych czy innych względów nie mogli opuścić kraju, wybierają inne strategie: nie nocują w miejscu zameldowania, wyjeżdżają do innego miasta, mylą tropy, a nawet jak dostają wezwanie, to się w komendzie uzupełnień nie stawiają. Masowa ucieczka przed mobilizacją stała się zjawiskiem widocznym i opisywanym w mediach. Internetowa „Nowa Gazeta. Europa” opublikowała instrukcje, jak można pozbyć się zmory mobilizacji (https://novayagazeta.eu/articles/2022/10/13/mobilizatsiia-poshla-pod-otkos): zaświadczenie o HIV lub innych przewlekłych chorobach, zatrudnienie (fikcyjne lub faktyczne) w firmie, której pracownicy nie podlegają mobilizacji, zapisanie się (za duże pieniądze) na uczelnie, których studenci nie są mobilizowani itd.

W pierwszej fazie wojny na front wysyłano głównie mieszkańców prowincji. Teraz mundurowi zaczęli też pukać do drzwi mieszkańców Moskwy i Petersburga. A nawet urządzać pułapki i obławy. Na przykład na parterze kamienicy w centrum Petersburga stawała kilkuosobowa grupa mundurowych i cywili i sprawdzała, czy opuszczający dom mężczyźni nie podlegają mobilizacji; mysz nie miała prawa się prześlizgnąć. Petersburscy lekarze otrzymali zakaz wyjazdu z miasta. W Moskwie przeprowadzono łapanki pod stacjami metra. Materiały o tym procederze trafiły do mediów społecznościowych i były szeroko komentowane (negatywnie). Mer Moskwy Siergiej Sobianin nieoczekiwanie oznajmił, że mobilizacja w Moskwie została praktycznie zakończona, bo miasto już swoją „dolę” dla frontu zapewniło. Nie od dziś wiadomo, że w obliczu mobilizacji są „równi i równiejsi”.

Jak można przeczytać w mediach społecznościowych, niektórzy ze zmobilizowanych nie docierają na front. Odnotowano kilka-kilkanaście, może kilkadziesiąt (?) przypadków śmiertelnego zatrucia alkoholem, nagłych zgonów z powodów zdrowotnych, samobójstw etc. Chaos wywołany mobilizacją stale się tylko powiększa.
Władze przyznały też oficjalnie, że wysłani na front świeżo zmobilizowani żołnierze polegli, np. pięciu zmobilizowanych z obwodu czelabińskiego.

15 października na poligonie w obwodzie biełgorodzkim podczas ćwiczeń strzeleckich doszło do masowego zabójstwa. Dwóch (lub trzech) uczestników ćwiczeń otworzyło ogień do pozostałych, zginęło (wg różnych danych) 15-22 żołnierzy, 19 odniosło rany. Strzelali obywatele Tadżykistanu, którzy najprawdopodobniej zostali przymusowo zmobilizowani lub podpisali kontrakt z rosyjską armią (możliwe, że mieli podwójne obywatelstwo – Rosji i Tadżykistanu, możliwe, że mieli tylko obywatelstwo Tadżykistanu, a otrzymali obietnicę przyznania obywatelstwa Rosji za udział w wojnie; w Rosji mieszka ok. 3 mln Tadżyków, głównie gastarbeiterów, z czego tylko pół miliona ma rosyjskie obywatelstwo). Zostali zastrzeleni (jeżeli było trzech zbuntowanych, to ten trzeci uciekł – twierdzą niektóre źródła). Powodem tego aktu rozpaczy było oszustwo i „fala”. Zmobilizowani mieli być wysłani do ochrony granicy rosyjsko-ukraińskiej, tymczasem zakwalifikowano ich do wysłania do Łymanu, gdzie toczą się ciężkie walki. Jak przypuszcza politolog Dmitrij Koleziew, zmobilizowanych Tadżyków „okradli sierżanci, którzy zabrali im mundury i osobiste rzeczy (mobilizowani muszą sami sobie kupić podstawowe wyposażenie)”, co stało się przyczyną zaostrzenia stresu. Według innych wersji, Tadżycy tak zareagowali na obraźliwy okrzyk prowadzącego ćwiczenia podpułkownika: „Allah jest tchórzem… Allah słabak (słabeusz)”. Dziennikarz Aleksandr Pluszczew uznał to zachowanie podpułkownika za świadectwo degradacji kadry oficerskiej rosyjskiej armii.

Wróćmy jeszcze do cytowanych na początku słów Putina o tym, że mobilizacja szybko się zakończy. Na Telegramie kanał „Wola” (https://telegra.ph/Mobilizaciya-ne-konchitsya-do-konca-vojny-Skolko-lyudej-eshche-potrebuetsya-Putinu-10-14) pisze o tym tak: „Putin myśli, że w ciągu dwóch tygodni mobilizacja się zakończy. On tego nie wie, on tak myśli. Tak ktoś może mówić o tym, że niebawem przestanie padać deszcz albo nastaną mrozy. Tyle że człowiek nie może wpłynąć na deszcze czy chłody. Wypowiedź Putina to świadome uspokajające kłamstwo, w które zapewne znacząca część Rosjan uwierzy. Uwierzy i się uspokoi, nie będzie sprawdzać, co się dzieje”. Według „Woli” zmobilizowano od 21 września 570 tysięcy, a ponad 190 tys. otrzymało wezwania na koniec października – początek listopada. Około 250 tys. zmobilizowanych już wysłano do jednostek stacjonujących w pobliżu granicy z Ukrainą. To dane pozyskane od źródeł w ministerstwie obrony i sztabie generalnym. „Kolejne 320 tys. dojedzie na front pod koniec miesiąca. Ministerstwo obrony odczuwa problemy z transportem – brakuje samolotów, autobusów, ciężarówek”. Gubernatorzy w poszczególnych regionach mają wspierać wojsko z rozwiązaniem tego problemu, za wynajem środków transportu mają płacić miejscowi biznesmeni.

Kremlowski smok zieje ogniem

10 października. Na siedemdziesiąte urodziny Putin dostał w „prezencie” uszkodzenie Mostu Kerczeńskiego. W dzisiejszym wystąpieniu telewizyjnym nazwał on wysadzenie dwóch przęseł mostu aktem terroru, który przypisał Ukrainie; odpowiedzią jest atak na obiekty wojskowe, energetykę i telekomunikację Ukrainy (tak zapewnił). Cywili, którzy zginęli w wyniku ostrzału, nie zauważył.

Od kilku tygodni, w trakcie których ukraińska armia odnosiła sukcesy na froncie, wypychając okupantów z kolejnych miejscowości na wschodzie kraju, w rosyjskich mediach – tych oficjalnych i społecznościowych – pobrzmiewały wezwania do postawienia tamy tej tendencji. W programach publicystycznych propagandyści i zapraszani do studia eksperci mówili o konieczności „wzięcia się na poważnie do walki”. Powtarzano też mantrę: „My nie możemy przegrać”. Zaczęły się pojawiać przecieki, że partia jastrzębi wzmogła nacisk na Putina, domagając się mocnego uderzenia na Ukrainę.

10 października rankiem armia rosyjska rozpoczęła zmasowany atak na obiekty infrastruktury krytycznej (głównie energetycznej) na całym terytorium Ukrainy. Wystrzelono rakiety, które raziły obiekty w Kijowie, Charkowie, Lwowie, Odessie, Tarnopolu, Zaporożu (to miasto ostrzeliwane było już od kilku dni, rosyjskie rakiety zabiły wielu cywilów, w tym dzieci) i w wielu innych miastach. Straty są bardzo poważne, doszło do wyłączeń dostaw prądu i wody w wielu zaatakowanych miejscowościach (https://meduza.io/video/2022/10/10/rossiyskaya-armiya-nanesla-raketnye-udary-po-vsey-territorii-ukrainy). Według strony ukraińskiej, Rosjanie wystrzelili 80 rakiet (z morza i z samolotów), z których 45 zostało zestrzelonych, z dwunastu dronów Ukraińcy unieszkodliwili dziewięć. To najsilniejsze rosyjskie uderzenie od 24 lutego. Atak na infrastrukturę wrażliwą to ewidentna próba wywołania paniki wśród ludności cywilnej Ukrainy, obliczona na obniżenie morale i zaniechanie działań na froncie.

Dzisiejszy barbarzyński atak na Ukrainę to pierwsza znacząca akcja nowego dowodzącego „operacją specjalną”, generała Siergieja Surowikina. Wsławił się on w Syrii zrównaniem z ziemią niepokornego Aleppo. Jak piszą niezależne media, jest on znany z brutalności i braku skrupułów. Jego nominacja miała zadowolić wspomnianą wyżej partię jastrzębi. I zastraszyć przeciwnika, który miał odczuć na własnej skórze, że litości nie będzie. Nawiasem mówiąc, litości nie było od początku wojny.

Jak podkreślił w audycji Radia Swoboda Aleksandr Czerkasow z Memoriału: „Ataki na obiekty cywilne, takie, jakich dokonała dziś Rosja, i to, że doszło do nich jakoby w odpowiedzi na atak na Most Krymski (Kerczeński), jest naruszeniem pierwszego uzupełniającego protokołu do konwencji genewskiej. Atakowanie obiektów cywilnych to przestępstwo, kolejna zbrodnia w łańcuchu zbrodni dokonanych [przez rosyjską armię] podczas agresji. Tłumaczenie Putina nie uzasadnia tych działań. […] Tu nie ma żadnego usprawiedliwienia. To, co mówił Putin, było jeszcze jednym wierutnym kłamstwem”. Zdaniem Czerkasowa, rosyjskie władze od pewnego czasu przygotowywały się do wzmocnienia nacisku militarnego na Ukrainę – stąd ogłoszenie mobilizacji i postawienie na czele „operacji” rzeźnika Surowikina. Decyzje zapadły przed wybuchem na Moście Kerczeńskim.

Mieszkająca od dawna za granicą rosyjska publicystka Julia Łatynina dostrzegła w ostatnich działaniach Kremla jeszcze inne pokłady: „Po raz pierwszy od początku wojny ten ostrzał rakietowy nie jest tylko rezultatem bezsilnej złości [Putina]. I nie jest to też tylko sposób odwrócenia uwagi Z-patriotów od upokarzających porażek na froncie. Te rakiety i zabici ukraińscy cywile to pierwsze wystrzały w wewnętrznej wojnie o tron”.

To być może rozważania na wyrost, w elicie różnicy zdań na razie nie widać (co nie znaczy, że ich nie ma, z tym że nikt się nie kwapi, by się wychylać). Ale niepokój Putina rośnie – przedłużająca się wojna o niepewnym rezultacie niesie zagrożenie dla jego pozycji.

Dzisiejszy atak rakietowy na Ukrainę spodobał się członkom klubu „Wazelina” i Z-patriotom. Na przykład Siergiej Mironow, przewodniczący partii Sprawiedliwa Rosja, wierny putinista, pospieszył z takim wpisem na Twitterze: „Dzisiaj było lekkie ostrzeżenie dla tych, którzy zbyt mocno uwierzyli w siebie, uwierzyli w to, że można wysadzać nasze mosty, atakować nasze miasta, urządzać dywersje i akty terroru, mające zastraszyć obywateli Rosji. Nie uda się. Odpowiedź będzie mocna. Rozumiecie?”. Na Twitterze pojawiały się też relacje z zachowań Z-patriotów, którzy z entuzjazmem witali to, że „nasi nareszcie dają łupnia tym bezczelnym Ukraińcom”.