25 czerwca. „Nigdy się nie mieszaliśmy, nie mieszamy, nigdy się nie wypowiadaliśmy, zachowywaliśmy się, jak sądzę, bardzo poprawnie, choć oczywiście uważnie przyglądaliśmy się temu, co się dzieje, ale w żadnym razie nie wpływaliśmy na sam proces i nawet nie próbowaliśmy tego robić. […] I dla Wielkiej Brytanii, i dla Europy, i dla nas wyniki referendum będą miały znaczenie – i ze znakiem plus, i ze znakiem minus” – tak z dystansem o Brexit wypowiedział się prezydent Putin. Podkreślił też zaraz, że wykorzystane przez premiera Camerona w trakcie agitacji przed referendum hasło: „Jak wyjdziemy z Unii, to się spodoba Putinowi”, nie ma żadnych podstaw.
Prezydent Putin wypowiedział te słowa na zaimprowizowanej konferencji prasowej zaraz po przybyciu do Taszkentu, gdzie odbywało się posiedzenie Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW). Rosyjska telewizja pokazała migawki z tego wydarzenia, a korespondent omal nie płakał ze szczęścia, gdy wskazywał na różnice pomiędzy właśnie rozpadającą się Europą a pełną werwy, zgodną i rozkwitającą platformą współpracy – SzOW, w której Rosja współpracuje z ChRL i Indiami. Ten kontrast miał porazić wyobraźnię rosyjskiego telewidza i przekonać go, że to słuszny kierunek. Choć przecież nadal UE jest głównym partnerem handlowym Rosji, nawet w warunkach kryzysu i sankcji. W dalszej części programu informacyjnego telewizja zaserwowała materiał o historii Unii Europejskiej, od źródeł we Wspólnocie Węgla i Stali przez kolejne etapy rozszerzenia, przy czym ostatnie „przyłączenia” określono mianem coraz to gorszych, przyczyniających się do psucia Unii pod każdym względem – powiększania się kontrastów pomiędzy starą i nową Unią, wydłużania procedur itd. Rozszerzanie się Unii na wschód, polityka UE wobec wschodniego sąsiedztwa – to wszystko szalenie drażniło Rosję, która podjęła kilka akcji odstraszania Zachodu od „kanonicznego” terytorium tak zwanej bliskiej zagranicy (państwa postradzieckie z wyjątkiem państw bałtyckich). Jeżeli Brexit powstrzyma marsz Unii na wschód kontynentu, to będzie to uznane na Kremlu za sukces.
Trzeba powiedzieć, że rosyjska wierchuszka komentowała wyniki brytyjskiego referendum, w którym przeważyli zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, nader ostrożnie. Jeden z czołowych ekonomistów Aleksiej Kudrin namawiał, aby nie wpadać ani w euforię, ani w czarną rozpacz i patrzeć na własne podwórko; na Twitterze napisał: „Na Rosję Brexit nie wpływa, mamy własne problemy, bardziej wrażliwe”.
Z tezą Kudrina, że Brexit nie ma wpływu na Rosję, można polemizować. Zacznijmy od tego, że panowie, siedzący na Kremlu, utwierdzili się w przekonaniu, że Unia Europejska jest strukturą słabnącą. Liczą więc bardzo na pogłębianie się kryzysu, zarówno wewnątrz Unii, jak i na linii Europa-USA. Można się spodziewać, że Rosja będzie kontynuować taktykę wspierania ruchów nacjonalistycznych, radykalnych, eurosceptycznych. Moskwa na przestrzeni lat starała się dogadywać z poszczególnymi krajami, stawiała na stosunki dwustronne, wygrywała sprzeczności pomiędzy krajami członkowskimi UE. Teraz zapewne mocniej naciśnie na tym odcinku. Idźmy dalej: Brexit może (choć nie musi) stworzyć bardziej korzystne dla Rosji warunki do dalszego rozmiękczania gruntu pod zniesienie unijnych sankcji gospodarczych. Kreml na niedawnym Forum Ekonomicznym w Petersburgu kusił Europę wizją nowego otwarcia. Polecam tekst Witolda Rodkiewicza z Ośrodka Studiów Wschodnich na ten temat: http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2016-06-22/rosyjskie-kuszenie-europy
Prezydent Putin mówił o plusach i minusach Brexitu. W telewizji wystąpili urzędnicy odpowiedzialni za odcinek ekonomiczny i wszyscy uspokajali publiczność, uprzedzając, że z uwagi na niepokoje na rynkach finansowych Rosja może trochę doraźnie stracić, ale generalnie zaraz wszystko wróci do normy i nie ma się co bać. Ale nie dopowiadali, że – przynajmniej w krótkiej perspektywie – gospodarczo dla Rosji Brexit będzie oznaczał straty. Osłabienie koniunktury w Europie przełoży się na spadek popytu na rosyjskie surowce, ceny ropy w najbliższym czasie raczej nie wzrosną – uważają eksperci. A więc ekonomicznie to będzie na razie osłabienie, a politycznie – ułańska trąbka do boju. Putina ekonomia nudzi, a gierki podjazdowe na polu politycznym – wręcz przeciwnie, bardzo kręcą. Zwłaszcza że właśnie na tym polu Rosja spodziewa się dywidend.
O dywidendach i stratach napisała na swoim profilu FB politolożka Lilia Szewcowa: „Rosja karmi się iluzją, że rozprzężenie w Europie pozwoli jej łowić ryby w mętnej wodzie. Cóż, to zawsze dobre zajęcie dla słabeuszy. I może ono przynieść dywidendy. Tym bardziej że europejski populizm tak chciałby wykorzystać Rosję w swoich grach. Ale dywidendy z tej gry mogą być jedynie krótkoterminowe. Popieranie prawicowo-lewicowego populizmu, który opowiada się za protekcjonizmem i karmi podejrzliwością wobec otaczającego świata, raczej nie stworzy Rosji sprzyjającego jej środowiska. Zachodni populiści będą wobec Rosji podejrzliwi tak samo, jak wobec innych obcych. I będą tak samo nieprzewidywalni jak Rosja. Tymczasem Rosja buduje swoją nieprzewidywalną politykę na tym, że reguły stosowane w Europie są przewidywalne, stałe, niezmienne”. Jednym słowem: trafi swój na swego. Ciekawe spostrzeżenie. Ale przydatne w sytuacji, gdy faktycznie w Europie radykałowie zaczną robić politykę. A na razie możemy się spodziewać po Moskwie dążenia do zamknięcia tematu Ukrainy, no i wzmożonego namawiania Zachodu do zniesienia lub złagodzenia sankcji. A także anonsowanych przez Szewcową połowów w mętnej wodzie. A nuż coś się trafi.