Archiwa tagu: telewizja

Syndrom spokojnych nóg

16 czerwca. W piętnastym rytuale kremlowskiego dworu „Bezpośrednia linia z prezydentem Putinem” ciekawsze od tego, co mówił główny bohater wydarzenia, była treść przysyłanych przez społeczeństwo SMS-ów, które wyświetlały się na ekranie. Prezydent miał do powiedzenia tyle, żeby ludzie jeszcze dalej odsunęli się od politycznego toru i nie zaglądali politykom i urzędnikom w garnki, bo to nie ich interes. Jeszcze mniejsza zawartość polityki w polityce – oto, co proponuje społeczeństwu władza na obecnym etapie zmęczonego putinizmu. Ze strony społeczeństwa nadeszło więcej komunikatów, dwa było słychać najmocniej: jedni apelowali do Putina o pomoc w konkretnych sprawach, wierząc w omnipotencję, drudzy pisali, by sobie poszedł, bo już „zbyt długo siedzi na tronie”.

– Bezpośrednia linia jest po to, bym mógł poczuć nastroje społeczne – zadeklarował Władimir Władimirowicz. Deklaracji, na którą czekała duża grupa obserwatorów politycznych, o zamiarze wystartowania w wyborach prezydenckich w marcu 2018 roku, Putin nie złożył. Powiedział tylko, że naród wybiera lidera w wyborach i za rok też wybierze.

Wczorajszy spektakl (przez niektórych nazywany dosadniej cyrkiem) zdominowała tematyka wewnętrzna. Schemat był taki: osoba/grupa osób pokazuje prezydentowi, że żyje w warunkach urągających godności ludzkiej, została oszukana, źle potraktowana, niewyleczona itd. Prezydent z troską pochyla się nad przypadkiem, wyraża zdziwienie, że do takiej sytuacji mogło dojść („przecież środki na to z budżetu federalnego poszły; gdzie są pieniądze?), po czym obiecuje, że osobiście się zajmie pomocą dla tych, którzy się o tę pomoc do niego, wszechmogącego, zwrócili. Ludzie na Dalekiej Północy pokazywali np. rozpadające się wagoniki mieszkalne, w których osiedlono ich tymczasowo w latach siedemdziesiątych, a w których wegetują do dziś, przerdzewiałe „konserwy” zimą wyziębiają się, a latem niemiłosiernie podgrzewają, woda latem leci z kraników w nędznych kuchenkach zimna, a zimą z kolei – wrząca (rura z ogrzewaniem podgrzewa również wodę w wodociągu), wygódka ze zmurszałych desek stoi na dworze, wszędzie błoto itd. Sprawa dla prezydenta. Prezydent pomoże. Prezydent jest dobrą wróżką.

Od schematu odbiegło niewielu szczęśliwców, których dopuszczono do głosu, m.in. młody człowiek, który skarżył się w ostrych słowach na korupcję w służbach mundurowych. Putin nawet zainteresował się, jak to jest, że młodzieniec tak sprawnie wykłada swoje zażalenie. – Ktoś ci to napisał, podpowiedział, nauczył, jak mówić? – Życie mnie nauczyło – odparł bez emocji rezolutny chłopak.

Dobór tematów zawężono do sfery stricte socjalnej. To płaszczyzna, na której władza pozwala społeczeństwu ze sobą rozmawiać. Twórczo rozwijając porzekadło „kotlety oddzielnie, muchy oddzielnie”, Putin pokazuje: „polityka oddzielnie, społeczeństwo oddzielnie”. Polityką zajmuje się władza. To przesłanie nienowe, ale teraz było zaznaczone, że pole dialogu jest jeszcze węższe.

Podczas czterogodzinnej sesji Putin był stonowany i spokojny, jak gdyby swoim niezmąconym majestatem chciał zaapelować o spokój do całego społeczeństwa – gospodarka jest OK, wszystko będzie OK (nos Pinokia w dobrej formie). Ożywił się wyraźnie tylko podczas przygryzania prezydentowi Ukrainy z powodu wprowadzenia przez UE ruchu bezwizowego dla obywateli tego kraju. Nie po raz pierwszy było widać kontrast: zdystansowanie, brak emocji w referowaniu spraw krajowych czy wyliczaniu słupków inflacji i wzrostu pogłowia trzody chlewnej oraz błysk podniety w oku przy omawianiu spraw międzynarodowych. Tym razem tematyki zagranicznej prawie nie było. To też można odczytać jako przekaz: „Ludu pracujący i niepracujący, nie jesteś moim partnerem w prowadzeniu gier na światowej szachownicy”. Wytłumaczył tylko, że w Syrii rosyjska broń doskonale się sprawdza, armia ćwiczy i dojrzewa, a zbrojeniówka ma się coraz lepiej. Jednym słowem – same plusy. O ofiarach – zero.

„Ważne, nośne, poruszane w mediach tematy w Bezpośredniej linii zostały pominięte – pisze politolożka Tatiana Stanowaja (http://carnegie.ru/commentary/71277). – A takich tematów jest multum: jak będzie budowana polityka z Ameryką Trumpa, czy Moskwa ma plany normalizacji dialogu z Europą, jak będzie wyglądać współpraca z NATO, dalej: brexit, wzrost nastrojów antyglobalistycznych na świecie, Ukraina, Syria – jakie Rosja stawia sobie cele; jaka będzie strategia gospodarcza w warunkach wyczerpywania się rezerw, co z reformą emerytalną, prywatyzacją, kondycją Rosniefti, bankami; a protesty społeczne?, a opozycja?, a zaostrzanie przepisów?, a poszerzające się uprawnienia Gwardii Narodowej? […] W tym roku nastąpiło radykalne ograniczenie zakresu problematyki Bezpośredniej linii […] Na pytania prezydent udzielał skąpych i powierzchownych odpowiedzi”. Kotlety oddzielnie.

Swoim życiem – często dalekim od dworskiej etykiety – żyły przysyłane przez społeczeństwo SMS-y. Wyświetlały się w dolnym prawym rogu ekranu i niewątpliwie ożywiały zmartwiały obraz celebry. Uwagę większości obserwatorów przyciągnęły SMS-y, dające niedwuznacznie do zrozumienia, że przyszedł czas, aby Putin pomyślał o przejście stan spoczynku.

Ale najwyraźniej Putin o tym nie myśli.

Oglądając wczorajsze show, nie mogłam uwolnić się od wrażenia, że sam główny sprawca zbiegowiska nudzi się jak mops. Koncentracja mu co rusz siadała, prosił o powtórzenie kierowanych do niego pytań, gubił wątek. I cały czas pochrząkiwał i pokasływał. Politolog Stanisław Biełkowski, spec od kremlinologii stosowanej, w audycji Radia Swoboda wyjaśnił ten stan tak: „Pewnie myślami był w innym miejscu, może na rozmowach z Trumpem w Hamburgu albo na spotkaniu z zaślubioną sobie Rosją. [Po zakończeniu transmisji, w kuluarach] zadano pytanie o stan zdrowia Władimira Władimirowicza. [Medycy] podejrzewają, że Putin cierpi na syndrom niespokojnych nóg, ciągle przebiera nogami, co jest zapewne związane z męczącymi go bólami. Putin cierpi w związku z powyższym na bezsenność. Przez te dolegliwości niepodobna skoncentrować się na tak długotrwałej polemice. Z drugiej strony nie można sobie pozwolić na skrócenie Linii z czterech do dwóch godzin, bo zaraz powstanie wrażenie, że coś jest nie tak z prezydentem”.

Być może faktycznie prezydenta trawi bezsenność i dokuczają drgawki w nogach. Niemniej jeśli nie zdarzy się jakaś przykra niespodzianka, Putin zostanie wystawiony przez obóz rządzący w wyborach prezydenckich, a jego wierny elektorat zagłosuje, prezentując syndrom spokojnych nóg w królestwie przygasającego putinizmu. Chyba że grupa autorów SMS-ów o końcu epoki starego lidera raptem urośnie w siłę i ruszy wagonik z miejsca.

Fejk fejkiem pogania

26 kwietnia. Codziennie w rosyjskiej telewizji odbywają się przemiłe dyskusje na tematy bieżące. Prowadzący intonuje odę do majestatu władz Rosji, po czym przedstawia główny temat, na który rzucają się jak wygłodniałe wilki zaproszeni do studia eksperci, politycy, dziennikarze, celebryci. Urozmaiceniem dla przewidywalnych wywodów krajowych luminarzy politologii jest pojawienie się w programie gości z zagranicy. Ci mają prawo do wypowiedzenia jakiejś umiarkowanej opinii niezupełnie zgodnej z narzuconą przez prowadzącego tezą propagandową. Nieraz dochodzi do sterowanej hecy, gdy zaproszony zagraniczniak zaprezentuje jakąś mocno kontrowersyjną myśl. Tak było kilkakrotnie z zapraszanymi gośćmi z Polski lub Ukrainy, którzy za swoje wypowiedzi byli szarpani za garderobę, a nawet bici po twarzy przy aplauzie zgromadzonej w studiu publiczności. Te widowiska dla gawiedzi o niezbyt wygórowanych oczekiwaniach estetycznych i niezbyt dużych wymaganiach merytorycznych to sól rosyjskiej telewizji, obsługującej interesy Kremla. Tędy sączy się do głów obywateli jedynie słuszne relacje i interpretacje.

Na dobranoc można sobie obejrzeć w dużej dawce wykrzykującego wielkomocarstwowe hasła Władimira Żyrinowskiego, nieodmiennie wcielającego się w rolę dobrze poinformowanego błazna. Albo wnuka Wiaczesława Mołotowa, Nikonowa, również Wiaczesława, który powtarza mantry o wyższości „ruskiego świata” nad więdnącą cywilizacją Zachodu. Talia tuzów sztuki gadulstwa na zamówienie nie jest znowu taka wielka – w tych seansach nienawiści występują stale te same postaci. Jak w commedia dell’arte ciągle grają swoje role te same typy.

Nie wiem, czy dlatego że z ekranu wieje nudą, czy dlatego by podkręcić wiarygodność – w poświęconym sytuacji wokół Korei Północnej programie „Pierwaja studija” w najpopularniejszej stacji telewizyjnej Rosji Pierwyj Kanał pokazano nowego komentatora wydarzeń na światowej scenie politycznej. A mianowicie pewnego starszego pana, którego przedstawiono jako Grega Waynera (Weinera?), amerykańskiego dziennikarza. Przy tym nie wyjaśniono, jaką redakcję pan Wayner reprezentuje. Gość mówił zresztą płynnie po rosyjsku bez cienia akcentu.

Portal Insider wyczaił, że ten człowiek naprawdę nazywa się Grigorij Winnikow i jest biznesmenem z Petersburga (http://theins.ru/antifake/53655). Kilka lat spędził w Nowym Jorku, gdzie kręcił biznesy w turystyce (prowadził agencję Eastern Tours), po czym powrócił do Petersburga. W telewizji jako „dziennikarz z USA” wystąpił już zresztą nie po raz pierwszy, był m.in. ekspertem ds. amerykańskich (https://www.topspb.tv/programs/releases/85150/). Portal Znak dotarł do ciekawych historii o nowojorskim okresie działalności rzekomego specjalisty od Korei i USA (https://www.znak.com/2017-04-26/pervyy_kanal_vydal_rossiyskogo_biznesmena_za_amerikanskogo_zhurnalista) – agencja Winnikowa oszwabiła wielu naiwnych klientów, narobiła długów, po czym rzekomy Wayner musiał uciekać z USA.

Po prezentowaniu na ekranach telewizyjnych fejkowych zrozpaczonych matek, które widziały, jak banderowcy ukrzyżowali w Słowiańsku chłopczyka w samych gatkach (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/07/14/ukrzyzowanie-w-slowiansku/) czy po innych praktykach nieudolnych inscenizacji, wrzutek, kłamstwa w żywe oczy rosyjska telewizja osiąga kolejne wyżyny obciachu.

Bloger Andriej Malgin dorzucił jeszcze do tego gatunku inną „dobrą nowinę”: często prezentowany w różnych stacjach telewizyjnych inicjator referendum o oddzieleniu Kalifornii od USA przedstawiany jako Marinelli tak naprawdę mieszka w Jekaterynburgu (http://avmalgin.livejournal.com/6964104.html).

Jak widać, zwyczajny fejk w dzisiejszych czasach to za mało, fejk trzeba fejkiem dodatkowo podbić, fejkiem nafaszerować, fejk fejkiem podbudować.

Prawda czasu, prawda sieci

22 lipca. W piosence Marii Koterbskiej na Bielanach co niedziela kręciła się karuzela, beczka śmiechu i wesela. W rosyjskiej telewizji co niedziela też kręci się beczka, choć do śmiechu i wesela w niej daleko – to podsumowanie najważniejszych politycznych wydarzeń tygodnia „Wiesti niedieli” pod redakcją Dmitrija Kisielowa, dyrektora koncernu medialnego Rossija Siegodnia. Kisielow razi w swoim programie zewnętrznych i wewnętrznych wrogów Kremla jadowitym żądłem (w roli głównych adwersarzy nieodmiennie obsadzane są Stany Zjednoczone i Ukraina), gloryfikuje prezydenta Putina, przekonuje, że Rosja jest światową potęgą, której siła i znaczenie w świecie stale rośnie, mądre sojusze krzepną, ideały są przeczyste, a ludziom żyje się dostatniej. W programach Kisielowa nie istnieją przewały kumpli Putina, katastrofalne pożary lasów na Syberii, analiza obniżających się od wielu miesięcy wskaźników rosyjskiej gospodarki, odbieranie zniżek emerytom itd., itp. Bajki, które Kisielow sprawnie opowiada na dobranoc rodakom, zyskały mu w kraju wielki poklask i sławę. Dużej części publiczności przypadły też do gustu jego wypowiedzi antygejowskie (serca gejów należy palić), ksenofobiczne o zabarwieniu antysemickim, antyukraińskie, a wprost huragany aplauzu wywołało słynne zdanie, że Rosja jest jedynym państwem na świecie, które może zamienić Stany Zjednoczone w radioaktywny pył. Niedawno Kisielow otrzymał statuetkę Tefi – najbardziej prestiżową nagrodę telewizyjną w Rosji w kategorii „najlepszy program informacyjny”. Co więcej w czerwcowym rankingu oglądalności odnotowano, że kisielowskie seanse nienawiści regularnie konsumuje 19% telewidzów, a 63% zna ten program; samego Kisielowa uznano w tym badaniu za najpopularniejszego prowadzącego programów analitycznych w rosyjskiej telewizji, wzbudzającego w widzach sympatię. Natomiast wraży Zachód uznał działalność Kisielowa za niebezpieczną i wpisał jego nazwisko na listę sankcyjną.

Pokrzepiony miłością wdzięcznych rosyjskich konsumentów propagandy Dmitrij Kisielow w zeszłym tygodniu wyruszył na podbój portali społecznościowych. Założył konto na Facebooku i zachęcił użytkowników do dyskusji z nim na wszystkie tematy „od radioaktywnego pyłu po zachcianki LGBT”. Zachętę zakończył dziarskim okrzykiem Jurija Gagarina: „Pojechali!”. I rzeczywiście – na jego stronce momentalnie zaczęły się pojawiać setki komentarzy. A właściwie epitetów, recenzujących zawodową działalność Dmitrija Konstantinowicza, z użyciem słownictwa powszechnie uznawanego za obraźliwe, nieparlamentarne. Po niespełna czterech godzinach, gdy rzeka karczemnych recenzji przybierała na sile, konto zostało zamknięte. Kisielow założył konto na Instagramie, zamieścił tam swoje dwa zdjęcia z wypoczynku na Krymie. Reakcja internetowej publiczności była podobna. Reakcja Kisielowa też. Zrażony do tych amerykańskich wynalazków Kisielow znalazł wreszcie cichą przystań w rosyjskiej sieci społecznościowej Vkontakte. Jego konto na razie jest czynne: http://vk.com/dk_kiselev

„Telewizor wszedł do Internetu i oko w oko spotkał się z tymi, którzy nie wchodzą w 89%” – napisała jedna z komentatorek. 89% to ostatnie notowania poziomu miłości do Putina.

Vkontakte Kisielow poczuł się wreszcie jak ryba w wodzie, ma co najmniej 15 tysięcy obserwujących. Na początek zarepetował broń przeciwko FB: „Co do Facebooka, to myślę, że ludzie zaczynają go opuszczać. Nie jestem pierwszy ani ostatni. Na walizkach siedzi już wielu użytkowników, amerykańska sieć okazała się nieprzygotowana do prowadzenia swobodnej dyskusji bez cenzury. To dla mnie ważna lekcja”.

„Trend rzeczywiście należy zauważyć – pisze Ala Ponomariowa na stronie internetowej Radia Swoboda. – U źródeł patriotycznej mody na wychodzenie z Facebooka leżą wydarzenia z początku lipca, kiedy portale społecznościowe blokowały konta użytkowników, którzy używali słowa „chochoł” [obraźliwego określenia Ukraińca]. […] Pojawiła się strona фейсбукпока.рф (http://xn--80ablqga1ahpvg.xn--p1ai/), która anonsuje się jako miejsce, gdzie można się rejestrować po zamknięciu konta na FB. Od 11 lipca, gdy strona wystartowała, z wrażych sieci zniknęło 14,6 tysięcy kont, jeśli wierzyć statystyce podawanej przez ten rosyjski portal. Za projektem stoi organizacja Media Gwardia – projekt medialny, którego celem jest połączenie wysiłków użytkowników Internetu na rzecz wyjawienia stron internetowych i grup w sieciach społecznościowych, specjalizujących się w rozpowszechnianiu treści niezgodnych z prawem”.

Jednym słowem – teraz patriotycznie jest mieć konto nie na FB, a na Vkontakte. Prześwietlenie jest łatwiejsze, na pewno.

Na koniec jeszcze jeden sondaż. Według badanych przez Centrum Lewady pod koniec czerwca, z Internetu korzysta mniej niż połowa Rosjan, 36% w ogóle nie korzysta z sieci, 26% korzysta stale. Dla 90% mieszkańców głównym źródłem informacji pozostają trzy państwowe ogólnokrajowe kanały telewizyjne. Z FB i Twittera korzysta mniej niż 20% respondentów, z rosyjskiego odpowiednika Vkontakte – 47% badanych. Według badania FOM, 79% uważa, że rosyjscy dziennikarze telewizyjni nie wypaczają informacji, 18% byłoby skłonnych wierzyć raczej zagranicznym mediom. Wojna na słowa trwa. Nie tylko na słowa.

Bez opozycji w kraju telewidzów

Telewizja to nasze okno na świat – mawiał Mordeczka z radiowej audycji Adama Kreczmara. Telewizja wszystko widzi, wszystko pokazuje, nie trzeba się ruszać z kanapy, nie trzeba zmieniać kapci na pantofle, wyściubiać nosa poza ściany własnego mieszkanka. Z ostatnich badań pracowni socjologicznej Centrum Lewady wynika, że Rosjanie nie tylko oglądają telewizję dla przyjemności, ale czerpią z niej wiedzę o kraju i świecie – dla 90 procent Rosjan telewizja jest głównym źródłem informacji (w Moskwie ten wskaźnik wynosi 93%), dla 53% telewizja jest jedynym źródłem informacji. Jedna trzecia Rosjan dociera jeszcze czasami też do treści przekazywanych przez inne media – prasę, radio, media internetowe. Ważnym źródłem informacji jest tradycyjna poczta pantoflowa. Z internetu korzysta 68 mln użytkowników, nie wszyscy czytają nowości – większość to użytkownicy Facebooka i jego rosyjskiego odpowiednika Vkontakte.

Badanie Lewady wykazało też, że od czasu rozpoczęcia kryzysu na Ukrainie zaufanie do programów informacyjnych państwowej telewizji znacznie wzrosło. Telewizja podaje przeżute danie – nie tylko „kartinkę”, ale komentarz do niej, coś w rodzaju katechizmu, obowiązującej wykładni.

Socjolodzy z Centrum Lewady uważają, że bezalternatywność przekazu informacyjnego jest jednym z filarów obecnego reżimu politycznego.

Na tym tle prezentuje się jeszcze jeden raport socjologów z Centrum Lewady – o podejściu społeczeństwa do opozycji. Socjolodzy zadali dwa pytania: czy w Rosji jest opozycja i czy jest potrzebna. 50% uczestników sondażu uznało, że opozycja jest (w 2012 r. – 66%), 57% uważa, że jest potrzebna (w 2012 r. – 72%), 23% pytanych zadeklarowało, że ich zdaniem opozycja w ogóle nie jest potrzebna, 20% nie potrafiło udzielić odpowiedzi. Na 2012 r. przypadły największe protesty społeczne epoki Putina, wtedy temat opozycji nie schodził z tapety. Dziś większość popiera poczynania Władimira Putina, z #Krymnasz na czele.

Ciekawą myśl wypowiedział w związku z powyższym Paweł Kazarin (http://nr2.com.ua/index.php/content/79-glavnye-temy/2035-chego-ne-uchel-igor-strelkov): Zajęcie Krymu było posunięciem na użytek polityki wewnętrznej. „Wszystko, co Rosja robi z Ukrainą to nie polityka zagraniczna Moskwy, a polityka wewnętrzna. Nawet historia z Krymem to w pierwszej kolejności sposób na zapanowanie nad sytuacją w kraju”. Nikt w Rosji nie zajmuje się wewnętrznymi problemami Rosji, nie zauważa dążeń opozycji pozasystemowej do zmiany systemu, nie ma dyskusji o alternatywie dla Putina. „Dla Rosji krymska epopeja to próba załatwienia problemów wewnętrznych: obronić się przed tymi, którzy myślą inaczej, wyrzucić ich poza nawias. Zwycięstwo Majdanu było policzkiem dla Kremla – ucieleśnieniem przegranej ich polityki, to mogło dać impuls wewnętrznym nastrojom”. Kazarin konstatuje, że po Krymie wszystko w Rosji się zmieniło.

Można powiedzieć, że zmieniło się to, co pokazuje na co dzień telewizja. A skoro coś pokazuje, to znaczy, że ludzie to widzą i w to wierzą. A jak czegoś nie pokazuje, to tego nie ma. Opozycji nie pokazuje.