18 października. Niedługo w Rosji będzie realny problem: gdzie kupić najprostszą rzecz, na której nie byłoby Putina – napisał jeden z użytkowników Twittera, prześmiewczo komentujących rosyjską rzeczywistość.
Zajrzałam do Internetu, co rynek proponuje dla zwolenników „patriotycznej mody”. Zacznijmy od odzieży. Na stronie internetowej „fabrika maek” – spory wybór dla każdej kategorii wiekowej. Od najmłodszych lat można się ubrać z politycznym fasonem. Wariant dla dzieci – koszulka z wizerunkiem umiłowanego przywódcy: http://fabrikamaek.ru/product/child/416969
Znajdzie się coś i dla większych chłopaków: http://fabrikamaek.ru/product/manshort/417941 (świeci w ciemności) albo taki http://fabrikamaek.ru/product/manshort/422072 (nie świeci).
Są też modele dla kobiet, których serca biją mocno: http://fabrikamaek.ru/catalog/type/womanshort/putin (mój faworyt: http://fabrikamaek.ru/product/womanshort/444029 i jeszcze: http://fabrikamaek.ru/product/womanshort/674488).
Rusłan Sobolew, założyciel innego sklepu internetowego z proputinowską odzieżą, mówi: „Ludzie, którzy kupują rzeczy z mojej prezydenckiej serii, wierzą w Rosję i naszego prezydenta, kochają kraj i jego przywódcę. Putin zrobił dla Rosji dostatecznie wiele […], zmusił wszystkie pozostałe kraje, by szanowały nas jeszcze bardziej, dlatego nasi obywatele z każdym rokiem coraz bardziej dowierzają prezydentowi. Patriotyzm ma dobry czas, rośnie. Ja jako patriota robię takie ubrania. To właśnie jest patriotyzm i zaufanie dla naszej władzy” (http://teoramag.ru/2015/05/26/modniy-patriotizm/).
Producenci odzieży starają się nadążyć za bieżącymi wydarzeniami i ledwie zaczęły się rosyjskie bombardowania Syrii, już rzucili na rynek najnowsze wzory. Koszulki z napisem „Poprzyj Asada” można zakupić w sklepie firmowym Ministerstwa Obrony. Podobno idą jak woda (http://ru.euronews.com/2015/10/16/support-assad-t-shirts-are-latest-must-have-fashion-in-russia/; http://lenta.ru/news/2015/10/13/asad_tshirt/).
Na tych, którzy nie tylko chcą nosić prezydenta na piersi, ale także przytykać go do swych spragnionych ust, w sklepikach i kramach czekają kubeczki na każdą okazję. Porcelana, szkło, zwykła zastawa stołowa – proszę bardzo, od śniadania do kolacji prezydent dodaje apetytu. No bo przecież nie odbiera. Wizerunek Putina spotkać można na magnesikach na lodówkę – sprzedawcy w kioskach z pamiątkami w miastach „Zołotogo Kolca” mówią, że turyści częściej kupują Putina niż cerkwie, będące głównymi atrakcjami Włodzimierza, Suzdala, Rostowa Wielkiego itd. Zdjęcia pochodzą z blogu Ilji Warłamowa:
http://echo.msk.ru/blog/varlamov_i/1641984-echo/
Proszę zwrócić uwagę na zdjęcia trzecie i czwarte, uwidoczniony jest na nim (w dolnym rządku) magnesik z wizerunkiem premiera Miedwiediewa, który płynnie przechodzi w wizerunek Putina. W zamierzchłych czasach na Bazarze Różyckiego można było nabyć takie trójwymiarowe cacka z mrugającą oczkiem Japonką albo panią w bikini lub bez.
Podobny asortyment można nabyć w sklepie „Anty-NATO” – nie tylko Asad, ale nieboszczyk Kadafi, nie tylko koszulki, ale także breloczki, torby, filiżanki, termosy (http://antinato.printdirect.ru/), dla każdego coś miłego.
Sekretarz prasowy prezydenta w zeszłym roku, kiedy przetaczała się pierwsza fala popularności koszulek z Putinem po aneksji Krymu, powiedział, że prezydent nie jest zachwycony tym wzmożeniem popularności swego wizerunku na częściach garderoby. Ale przeciwstawianie się tej fali nie jest w tym momencie wskazane.
Archiwum autora: annalabuszewska
Dwa raporty kolejno
16 października. Tragedia pasażerskiego boeinga Malezyjskich Linii Lotniczych zestrzelonego nad wschodnią Ukrainą w lipcu 2014 roku powraca w kolejnych odsłonach.
Na popołudnie 13 października holenderski urząd ds. bezpieczeństwa (OVV) zapowiedział ogłoszenie wyników dochodzenia, mającego określić techniczne parametry katastrofy. Już w godzinach porannych tego dnia z własnym raportem wystąpili na konferencji prasowej przedstawiciele rosyjskiej firmy Ałmaz Antiej (producenta m.in. systemów Buk), którzy poinformowali o przeprowadzeniu eksperymentu, mającego odtwarzać okoliczności zestrzelenia malezyjskiego samolotu. (Materiał filmowy z tego eksperymentu można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=4vciPXEDhYY). Specjaliści koncernu stwierdzili, że rakieta została wystrzelona z terytorium kontrolowanego przez armię ukraińską z okolic miejscowości Zaroszczenskoje. Zacytuję jeden z wielu komentarzy do tego eksperymentu: „Ludzie zajmujący się badaniem katastrofy musieli się nieźle uśmiać. Jak ustawiony nieruchomo na ziemi korpus Ił-86 może cokolwiek udowodnić w sprawie przyczyn katastrofy Boeinga-777 lecącego na wysokości 10 tys. metrów z prędkością 900 km na godzinę w temperaturze minus pięćdziesiąt stopni? […] Jasne, że dyrektor Antieja nie chce stracić stołka, ale takie eksperymenty mówią jednoznacznie, że albo jest durniem, albo wysługuje się Kremlowi”.
Poprzednie wersje strony rosyjskiej, wskazujące np., że malezyjski samolot został zestrzelony przez ukraiński myśliwiec, jakoś niepostrzeżenie odpadły, choć lansowane były przez oficjalną propagandę jako jedyne słuszne i prawdziwe.
Dzisiaj przedstawiciel koncernu Ałmaz Antiej oznajmił, że zamierza włączyć poniesione na przeprowadzenie wyżej wzmiankowanego eksperymentu wydatki do listy strat, jakich doznaje z powodu sankcji UE. Brzmi absurdalnie? O co chodzi – otóż koncern złożył w sądzie w Luksemburgu pozew w sprawie zniesienia sankcji nałożonych wobec niego przez UE w zeszłym roku (z tego tytułu, że jest producent systemów obrony powietrznej, używanych w konflikcie w Donbasie). Zdaniem kierownictwa koncernu podstawą skargi jest to, że brak dowodów na dostarczenie jego produkcji separatystom walczącym na wschodzie Ukrainy, ergo – na destabilizację sytuacji na Ukrainie, ergo – sankcje są bezprawne i należy się odszkodowanie.
Ale wróćmy do raportów w sprawie zestrzelonego Boeinga. Holendrzy przedstawili wyniki swojego śledztwa. Oprócz dokumentu (http://cdn.onderzoeksraad.nl/documents/report-mh17-crash-en.pdf), w którym opisane zostało dochodzenie, opublikowali film: https://www.youtube.com/watch?v=iGm00TdqirY
Ustalono, że samolot został zestrzelony: nad kabiną pilotów z lewej strony rozerwała się nadlatująca od przodu samolotu rakieta z ładunkiem typu 9N314M wystrzelona z kompleksu Buk. W raporcie wykreślono obszar, z którego wystrzelono złowieszczą rakietę: 320 km kwadratowych. Dyrektor OVV Tjibbe Joustra na spotkaniu z członkami parlamentu stwierdził, że Buk znajdował się na terytorium kontrolowanym przez prorosyjskich separatystów.
Można powiedzieć: żadnych rewelacji. Ale też nie o rewelacje tu chodziło, a o skrupulatne spisanie technicznych parametrów. Prokuratura nadal prowadzi śledztwo, uznała materiał urzędu Joustry za „wielce pomocny”. Wyniki śledztwa mają zostać opublikowane w lutym 2016 roku.
W rosyjskiej telewizji często powtarzana jest teza, że strona rosyjska jest tendencyjnie pomijana przez międzynarodową komisję wyjaśniającą okoliczności. Goście audycji Radia Swoboda wskazali, że tak nie jest: „W raporcie detalicznie przedstawiony został dyskurs pomiędzy stroną holenderską i rosyjską. Ze strony przeciwników wersji, że samolot został zestrzelony z terytorium kontrolowanego przez separatystów, często słyszymy taki argument, że podobno dowody, informacja, ekspertyzy strony rosyjskiej nie są w ogóle brane pod uwagę. Minister spraw zagranicznych Ławrow ostatnio tak powiedział. To nieprawda. W raporcie w części V/A zostały zacytowane komentarze strony rosyjskiej do roboczej wersji raportu i odpowiedzi strony holenderskiej, dlaczego uwagi są przyjmowane lub nie. […] Z jakiegoś powodu stronie rosyjskiej szczególnie zależało, aby w tekście raportu nie było wniosków komisji odnośnie typu ładunku (głowicy)”.
O co chodzi z tym typem głowicy? Buki starszego typu ma na swoim wyposażeniu armia ukraińska. Armia rosyjska – nowsze typy. Ze starszych, jak twierdzą eksperci wojskowi, nie da się wystrzelić rakiet z nowszymi typami ładunków. Toteż określenie, co niosła w sobie rakieta wystrzelona z Buka, ma znaczenie.
Swoje śledztwo prowadzi też nadal grupa Bellingcat. Materiały o MH17 można obejrzeć na ich stronie internetowej:
(wersję rosyjską opublikowała strona Openrussia Michaiła Chodorkowskiego: https://openrussia.org/post/view/9967/)
Bellingcat nie ma wątpliwości: Buk przyjechał z 53. brygady przeciwlotniczej rosyjskiej armii.
Na koniec – krótka sonda uliczna przeprowadzona w Rosji. Kilka odpowiedzi na pytanie o sprawstwo katastrofy: – nie wiem, nie słyszałam. A ci, którzy słyszeli, mówią: – nie interesuje mnie to, co tam sobie Holendrzy ustalili, nasi przeprowadzili eksperyment i tylko to jest wiarygodne./ To Ameryka i ich przydupasy Ukraińcy./
https://www.facebook.com/currenttimetv/videos/1686065464941821/
Znowu kłopotliwy Nobel
12 października. Mówi się, że w Rosji poeta to więcej niż poeta. Można sparafrazować to popularne twierdzenie: literacki Nobel to w Rosji więcej niż literacki Nobel.
Nagrodę Akademii Szwedzkiej w dziedzinie literatury otrzymał w 1933 roku Iwan Bunin. Kłopot dla Moskwy. Bunin był emigrantem. Uciekł przed breweriami bolszewików, których rząd określał mianem „odrażającej galerii przestępców”. ZSRR odwrócił się do nagrodzonego i nagradzających plecami. Książki Bunina zaczęły się ukazywać w Związku Radzieckim dopiero po śmierci Stalina, ale nie wszystkie, niektóre wyszły drukiem dopiero w latach pierestrojki. W kanonie lektur szkolnych były co najwyżej w wykazie literatury uzupełniającej. Teraz Bunin przeżywa „drugą młodość”, jest czytany i ceniony w ojczyźnie. Nikita Michałkow zekranizował jego dzieła, znajdujące się w ZSRR na indeksie.
Kolejnym noblowskim laureatem piszącym po rosyjsku został Borys Pasternak w 1958 roku. Został w kraju poddany szykanom – powieść „Doktor Żywago”, za którą został nagrodzony, uznano za utwór antyradziecki, „przynętę na zardzewiałym haczyku antyradzieckiej propagandy”, Pasternaka wykluczono ze Związku Pisarzy Radzieckich. Pod naciskiem odmówił przyjęcia nagrody. Przez łamy prasy przewaliła się fala krytyki, reżimowi wazeliniarze dowodzili, że twórczość Pasternaka nie jest warta funta kłaków. „Nie czytałem, ale potępiam” – to absurdalne zdanie często pojawiało się jako kwintesencja zorganizowanej nagonki. Pisarza rehabilitowano w latach pierestrojki, jego syn odebrał dyplom Akademii Szwedzkiej w 1989 r.
W 1965 r. literacką Nagrodę Nobla otrzymał Michaił Szołochow. To jedyna nagroda, która nie wzbudziła w ZSRR kontrowersji. Szołochow był uznany za wzorcowego twórcę radzieckiego, od 1962 r. był członkiem KC KPZR.
Kolejny rosyjskojęzyczny laureat literackiej „Nobielewki” – Aleksander Sołżenicyn (1970) znowu nie wpasował się w oczekiwania najwyższych władz partyjnych i państwowych, został wyklęty, wyrzucony z kraju i obwołany wrogiem publicznym. Lud pracujący protestował przeciwko pisarzowi, jego dzieła trafiły na indeks z „Archipelagiem GUŁag” na czele. Z emigracji Sołżenicyn powrócił w 1994 r., powitany z honorami, z honorami też traktowany był przez Putina, którego poglądy w ostatnich latach życia podzielał.
W 1987 r. laureatem został poeta Josif Brodski, w ZSRR wiecznie ścigany jako „bumelant” i w ogóle człowiek nieodpowiedni, pozbawiony w 1972 r. radzieckiego obywatelstwa, wygnaniec, który znalazł przytulisko w USA, a potem w ukochanej Wenecji, gdzie spoczął na cmentarnej wyspie świętego Michała.
Literackie Noble były w ZSRR odbierane jako wroga manifestacja Zachodu wobec Moskwy i oręż w zimnej wojnie. Przyznawanie nagrody pisarzom, których władze nie pieściły (wyjątek stanowi, jak napisałam wyżej, Szołochow), uznawano za akt polityczny, wzmocnienie antyradzieckich trendów w kraju. ZSRR nie ma już, chwalić Boga, od prawie 25 lat, ale tendencje w ocenie literackich Nobli dla rosyjskojęzycznych pisarzy okazały się w Rosji trwałe jak elana.
Komitet Noblowski przyznał tegoroczną nagrodę Swietłanie Aleksijewicz, pisarce o pochodzeniu białorusko-ukraińskim, tworzącej w języku rosyjskim. Jej metoda pisarska to non fiction, zapis rozmów ze świadkami wielkich wydarzeń okrutnej epoki. Na polski zostały przetłumaczone jej książki o kobietach na wojnie (II wojna światowa, a właściwie Wielka Wojna Ojczyźniana), chłopakach walczących w „Afganie” (relacje kobiet, których synowie, mężowie, ojcowie, nie wrócili z wojny), o konsekwencjach Czarnobyla, o życiu człowieka postradzieckiego. Aleksijewicz zagląda w oczy, zagląda w duszę, pokazuje historyczne wydarzenia i procesy poprzez opowieść zwykłego człowieka, wplecionego – najczęściej wbrew swojej woli – w historię, pochyla się nad tymi połamanymi losami, jest rzecznikiem człowieka skrzywdzonego. Piękna karta literatury. Nic tylko czytać, uczyć się, cieszyć i gratulować.
Tymczasem… W Moskwie obudziły się demony z czasów Pasternaka. Nagroda dla Swietłany Aleksijewicz wzbudziła w wielu komentatorach niechęć, nawet agresję. Pouczyć laureatkę za nieadekwatne zachowanie pospieszył nawet rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow. A co poszło tym razem? Aleksijewicz powiedziała mianowicie, że „doświadcza uczucia antypatii wobec 84 procent Rosjan, którzy opowiadają się za zabijaniem Ukraińców”, że Ukraina jest „okupowana” przez inne państwo. Interwencję Rosji w Syrii porównała do konfliktów w Afganistanie i Czeczenii. Pieskow nie kazał na siebie długo czekać: „Swietłana ma za mało danych, aby pozytywnie ocenić to, co się dzieje na Ukrainie”.
Zaraz za sekretarzem prasowym Putina w bój przeciwko Aleksijewicz ruszyły zastępy usłużnych ludzi pióra. Jeden przez drugiego oburzali się, jak można było przyznać Nobla takiej miernocie, która nawet nie jest literatem, a jedynie jakimś dziennikarzyną co najwyżej. Eduard Limonow, mający chyba ciągle jeszcze pretensje do bycia literatem, deprecjonował samą nagrodę: „kiedyś przynajmniej dawali z przyczyn politycznych, a teraz każdemu jak leci”.
„Wata”, czyli zwolennicy #Krymnasza, Noworosji, Nowosyrii i innych fajnych pomysłów Putina, zdecydowanie wystąpili przeciwko Aleksijewicz. Wadim Lewiental w „Izwiestiach” wywodził, że gdyby Komitet Noblowski mógł nagrodzić ukraińskiego pisarza, to by nagrodził, ale wobec braku laku [w podtekście: nie ma ukraińskich pisarzy nadających się do nagrodzenia] stanęło na Aleksijewicz. „Aleksijewicz nagrodzono, bo jest antyrosyjska” – wyrąbał jeden z dziennikarzy obsługujących prezydenta. A inny komentator podkreślił, że laureatka na pewno nie otrzymałaby nagrody, gdyby nie mówiła wszem wobec o okupacji Krymu przez Rosję. „Nobel dla rusofobki”. „Zachód postępuje tak, jak w latach ZSRR – daje upolitycznione nagrody wrogom Rosji”. „To, co pisze Aleksijewicz, to poziom prowincjonalnej gazetki”. Itd., itp.
Ale wielu kolegów literatów ucieszyło się z nagrody dla pisarza piszącego po rosyjsku. Borys Akunin napisał: „Czy jest Rosjanką, czy Białorusinką, to nieważne. To rosyjska literatura, skoro napisana została po rosyjsku. Gratulacje dla Swietłany Aleksijewicz. Brawa dla Komitetu Noblowskiego”. A Marat Gelman ujął to tak: „Aleksijewicz urodziła się na Ukrainie, jest białoruską pisarką piszącą po rosyjsku. To ona jest prawdziwym rosyjskim światem [russkij mir]. A Chołmogorow, Prochanow i Putin to samozwańcy”. [Dla wyjaśnienia: idea rosyjskiego świata przyświecała zeszłorocznej ofensywie Putina na wschodzie Ukrainy, Chołmogorow i Prochanow – pisarze, publicyści, dziennikarze – byli gorącymi orędownikami tej akcji i jej hasła].
Urodziny najlepszego przyjaciela rapera Timati
7 października. #PutinDay – taki hashtag wprowadził Twitter. A to dlatego, że rosyjski prezydent obchodzi dzisiaj 63 urodziny.
Rosjanie podarowali prezydentowi na ten prześwietny dzień swoje bezbrzeżne zaufanie. Według ostatniego badania opinii publicznej Centrum Lewady, aż 80% obywateli Federacji Rosyjskiej ufa Putinowi i tylko 7% mu nie dowierza.
Od kilku lat 7 października urzędnicy, współpracownicy, sportowcy, artyści, kucharki, rolnicy, tramwajarze, studenci i generałowie prześcigają się w wyśpiewaniu jubilatowi słodkiej hosanny. Przebojem tegorocznych obchodów jest utwór (nazwijmy to tak z braku lepszego określenia) rapera Timati, pracującego w pełnotłustej prokremlowskiej wazelinie. Arcydzieło serwilizmu nosi tytuł „Putin jest moim najlepszym przyjacielem”. Klip zrealizowano z rozmachem na placu Czerwonym, pod murami Kremla, gdzie w pocie czoła na co dzień trudzi się bohater pieśni. Jeśli macie Państwo ochotę na zapoznanie się z tą produkcją, to można ją znaleźć tu (od wczoraj klip na Youtube obejrzało prawie pół miliona widzów; uprzedzam, że można dostać mdłości):
https://www.youtube.com/watch?v=jp9pfvneKf4
Na skromniejsze audytorium może liczyć piewica Natalie z cukierkowo naiwną pieśnią „Wołodia”, w której wyznaje, że zakochała się w WWP już siedząc w szkolnej ławie, w piątej klasie; paragraf za uwodzenie nieletniej prezydentowi wszelako nie grozi, gdyż dziewczę chowało w sercu na dnie to swoje uczucie i ujawnia je dopiero teraz:
Nie pozostają w tyle przedstawiciele sztuk pięknych (no, powiedzmy, że pięknych). Petersburska plastyczka Irina Romanowska uczciła urodziny WWP wykonaniem portretu prezydenta uprawianą przez siebie oryginalną techniką malarską: mazanie po płótnie (kartonie) gołą piersią. Romanowska osobiście zaniosła portret do biura prezydenta. Szeroko powiadomiła media, że na obrazku wykonanym fioletową akwarelą prezydent uśmiecha się zagadkowo jak Gioconda, podnosząc w górę kieliszek. Nic nie wiadomo, czy zamierza zaprezentować także sam „proces twórczy”.
Grupa fanów prezydenta, która w zeszłym roku zorganizowała wystawę „Dwunastu prac Putina” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/10/06/dwanascie-prac-putina/), w tym roku w ramach obchodów prezentuje nową ekspozycję obrazów „Putin Universe”. Putin jest na nich przedstawiony jako (uwaga) Mahatma Gandhi, Joanna d’Arc, Nelson Mandela, Che Guevara itd., itp. Wystawę będzie można obejrzeć w Moskwie i Londynie. (Niektóre z dzieł można zobaczyć np. tu: http://www.politonline.ru/interpretation/22883555.html).
Ci, którzy sami talentami nie grzeszą, ofiarowują jubilatowi swe ciała. Okolicznościowy przegląd tatuaży z wizerunkiem Putina zamieścił dziś „Moskowskij Komsomolec”. Bo Putin to na całe życie, argumentują swoją decyzję właściciele skóry pokrytej Putinem. Władimir Wysocki śpiewał o tym, jak więźniowie w łagrach tatuowali sobie profil Stalina na lewej piersi, aby lepiej słyszał, jak biją dla niego ich serca. Jak można zobaczyć na zdjęciach w „MK”, Putin dobrze się nosi nie tylko na piersi, ale na dłoniach, ramionach, a nawet łydkach.
Uwielbiać prezydenta można także przez sen. Redakcja pisma „Metro” zaproponowała czytelnikom, aby z okazji urodzin prezydenta podzielili się z resztą postępowej ludzkości treścią swych snów o Putinie. „Przyśniło mi się raz, że siedzę sobie na ławce w parku i smucę się, gdyż nie mogłam znaleźć pracy, aż tu widzę, że idzie ku mnie Putin, przysiadł się do mnie powiada: nie lękaj się, znajdziesz pracę. No i rzeczywiście, po kilku tygodniach dostałam pracę” – podzieliła się z całym światem Natalia Rieznik. A 31-letnia księgowa Jelena Czerkowiec miała taki sen: „Przyszedł do mnie Putin i mówi: zrób mi kawki, a ja mu na to, że nie umiem obsługiwać ekspresu. Putin wziął w ręce instrukcję i mówi: To razem poczytajmy i zróbmy kawę. I zaczął punkt za punktem czytać i tak oto wspólnym wysiłkiem zrobiliśmy pyszną kawę”. Być może w sennikach, które tak lubią Rosjanie, pojawi się nowa wykładnia: „Putina śnić – wygrać samochód na loterii”. Albo przynajmniej ekspres do kawy.
Z okazji urodzin prezydenta są też radości bardziej przyziemne. Apteka w Briańsku zrobiła urodzinową promocję wyrobów firmy Priezidient: szczoteczki do zębów, pasty, nici stomatologiczne (https://twitter.com/romanpopkov1/status/651717896322875392).
Sam prezydent też postanowił sobie zrobić prezent na urodziny. Wybrał się do ulubionego Soczi i rozegrał mecz w hokeja na lodzie w ramach gali Nocnej Ligi Hokeja (drużyna weteranów lodu). Strzelił siedem goli w ciągu całego meczu (jego drużyna wygrała z wynikiem 15:10). No, do rekordu Lewandowskiego to mu jednak trochę brakuje.
Pierwszy milion
3 października. Szanowni Państwo! Dzisiaj zostałam blogerką milionerką: licznik, rejestrujący odwiedziny Czytelników na blogu „17 mgnień Rosji”, odnotował dziś milion odsłon. Bardzo dziękuję Państwu za aktywność i zapraszam nadal do czytania i komentowania.
W tych pięknych okolicznościach przyrody i blogowania zapraszam do rzadko prezentowanego przeze mnie tematu – dowcipnego ujęcia aktualnych wydarzeń na scenie politycznej. Nawet o tak dramatycznych okolicznościach jak rosyjskie bombardowania na terytorium Syrii po sieci rozpełzają się setki memów, demotywatorów i żartów.
Ten plakat nawiązuje do słynnego zdjęcia z okresu II wojny światowej, przedstawiającego prowadzącego w bój oficera. Dzisiaj ma to inny wymiar:
http://beseder.ru/news/entryid/424
Podobnie jak przeróbka legendarnego plakatu „Matka Ojczyzna wzywa” – dziś rozpowszechniana w Internecie w wersji „Matka Syria wzywa” https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649946726602813440
Są też setki tweetów, odnoszących się bezpośrednio do wypowiedzi polityków czy wiadomości agencyjnych. „Miedwiediew nazwał operację w Syrii obroną Rosji przed terroryzmem. Pod takim hasłem można i pingwiny na Antarktydzie wyciąć w pień”. Inny komentarz całkiem trzeźwy: „Asad poprosił Putina o pomoc i Rosja zgodnie z prawem bombarduje Syrię. Jeśli zatem Poroszenko poprosi Amerykę o bombardowanie separatystów w Donbasie, to będzie OK?”.
W nawiązaniu do opisywanej przeze mnie wczoraj deklaracji Ramzana Kadyrowa, który chce posłać do Syrii swoich dzielnych chłopaków, jeden z komentatorów zadał pytanie: „Jeśli kadyrowcy trafią do Syrii, to kto komu będzie głowy ucinał?”
Komentarz do tego, że synowie wierchuszki politycznej nie rwą się do walki w Syrii: „Powiadają, że w Dumie i Radzie Federacji coraz większą popularnością cieszy się inicjatywa deputowanych: Poprzyj Putina, wyślij do Syrii swego syna”.
W zeszłym roku głównym tematem w rosyjskich mediach były wydarzenia na Ukrainie. Nawet wtedy, gdy w Rosji działy się rzeczy ważne i ciekawe, to i tak jako pierwsze podawano w serwisach wieści z Ukrainy. Ta praktyka przyczyniła się do powstania mema „Чо там у хохлов?” (Co tam u Ukropów?). Teraz przerobiono to na: „Чо там у ИГИЛ?” (Co tam w Państwie Islamskim?).
Jest mnóstwo memów i żartów o tym, że Putin rozkręca kolejną wojnę, rzecz kosztowną, podczas gdy losy emerytur stanęły pod znakiem zapytania. Jest też i taki tweetowy komentarz: „Rosjanie są dziwnym narodem: wolą zbombardować Państwo Islamskie, niż w swoim kraju zbudować sobie ciepłe toalety”.
Zaklęcia Putina i innych rosyjskich polityków, że Rosja nie zamierza brać udziału w operacji lądowej w Syrii, skwitowano żartem: „Założyło się dwóch syryjskich czołgistów, który ma ładniejszy dom – czy Sierioża w Wołogdzie, czy Wołodia w Pietrozawodsku?”.
Komentarzem na temat rosyjsko-syryjskiego braterstwa broni jest przeróbka cytatu z Bismarcka: Będziemy mogli pokonać Rosję wtedy, kiedy Rosjanie i Syryjczycy uwierzą, że są dwoma różnymi narodami.
https://twitter.com/gniloywest/status/650027425745797121
Ten żart pochodzi z jednego z najbardziej odjechanych zasobów „Gnijący Zachód” (https://twitter.com/gniloywest). Dowcipy tam publikowane polegają najczęściej na komentowaniu zdjęć, przeważnie pochodzących z Rosji, przedstawiających jakąś ruinę, pijaństwo albo dramatyczny rozjazd z oficjalną propagandą sukcesu, czemu towarzyszy podpis wskazujący, że fotka pochodzi z Zachodu (gnijącego).Na przykład: https://twitter.com/gniloywest/status/649164255120502784 (Konflikt pomiędzy kapłankami płatnej miłości a narkomanami, Amsterdam, Holandia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646630729695293440 (Freddy Mercury i Pamela Anderson w restauracji Le Gavroche, Londyn, Anglia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646271486530060288 (Antyczna szkoła filozoficzna w Atenach, mistrz opowiada uczniom o kulcie ciała).
A oto wiadomość całkiem na poważnie. „Global Research przyłapał Zachód na kłamstwach o obecności rosyjskich wojsk w Syrii” – poinformowała tuba Kremla na zagranicę telewizja RT. – „Resort obrony USA jest znany ze swej skłonności do fabrykowania informacji i gołosłownej propagandy, pisze na stronie Global Research obserwator Stephen Lendman. Teraz, tak jak wcześniej na Ukrainie, tam mówią, że Moskwa przerzuciła do Latakii wojska i samoloty, ale żadnych przekonujących świadectw tego nie zaprezentowano”. Ten materiał pochodzi z 21 września.
http://russian.rt.com/inotv/2015-09-21/Global-Research-pojmal-Zapad-na
W związku z tym, a może całkiem bez związku, okazuje się, że Obama to jednak чмо:
https://twitter.com/dailykiselev/status/649949046405251072
I na koniec dowcip ogrywający to, że swego czasu Putin po powrocie z KGB-owskiej misji w NRD nie miał środków do życia i zarabiał, wożąc ludzi na łebka prywatnym samochodem:
https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649298640704512000 (Gdyby gwiazdy ułożyły się inaczej, Wowa by kręcił kółkiem w zaporożcu [w oryginale rosyjskim jest dodatkowa gra słów, czasownik бомбил oznacza i był kierowcą, i bombardował]. Żadnych bombardowań). Ach, te gwiazdy…
Psy wojny rwą się do boju
2 października. Nadal nie wiadomo, kogo bombardują sokoły Putina w Syrii. Według rozlicznych źródeł, na które powołują się zachodnie media – różne cele: m.in. Homs, Hamah, Idlib, gdzie, jak twierdzą te źródła, nie ma sił Państwa Islamskiego, natomiast są siły opozycji antyasadowskiej. Rosja wzrusza ramionami: ależ my atakujemy tylko Państwo Islamskie, taki jest nasz cel w Syrii, żaden inny, a te doniesienia o atakach na opozycję to jedynie wojna informacyjna. W oficjalnym komunikacie rosyjskiego Ministerstwa Obrony atakowane cele nazywa się placówkami „islamistów” lub „terrorystów”, lub „obiektami Państwa Islamskiego” (https://www.facebook.com/video.php?v=1667209900188426)
Niemniej siedem krajów – Turcja, USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Arabia Saudyjska, Katar – wyraziło zaniepokojenie w związku z uderzeniami rosyjskiego lotnictwa bojowego na inne niż deklarowane cele w Syrii i wystąpiło z apelem o zaniechanie tych niebezpiecznych praktyk. Ostrożnie z tą siekierą, Eugeniuszu, bo to może doprowadzić do jeszcze większego napięcia w regionie o konsekwencjach trudnych do przewidzenia.
Tymczasem o wysłanie na wojnę w Syrii poprosił dziś prezydenta Putina wierny czeczeński wasal Ramzan Kadyrow, który zadeklarował, że jego doskonale wyszkolona piechota da popalić rzezimieszkom z Państwa Islamskiego na lądzie. Zapunktował.
Jego zdaniem, jak tylko terroryści w Syrii zrozumieją, że uderzą na nich żołnierze z Czeczenii, to natychmiast stamtąd uciekną. „Znają nas, my wiemy, jak się walczy naprawdę”, to znaczy – naloty to nie jest prawdziwa walka, prawdziwa walka to operacja lądowa, a czeczeńskie oddziały Kadyrowa chętnie i skutecznie walczą w każdych warunkach. Kadyrowcy powrócili z Donbasu, gdzie nabrali doświadczenia w walce po stronie separatystów, teraz znowu chcą ruszyć w pole. Kreml na razie na propozycję Kadyrowa oficjalnie nie zareagował.
W rosyjskiej przestrzeni medialnej, głównie telewizyjnej, pospiesznie zwinięto dekoracje w sztuce „Walczymy z faszystami i banderowcami na Ukrainie” i rozłożono nowe rekwizyty: „Walczymy ze światowym złem – Państwem Islamskim, terrorystami”. Kto nie z nami – ten z nimi. Aktorzy w tym telewizyjnym spektaklu nadal ci sami – kapłani propagandy Dmitrij Kisielow, Władimir Sołowjow, Margarita Simonjan i inni – opowiadają z żarem już nie o ukrzyżowanych przez „Ukropów” rosyjskich chłopczykach, a o tym, jak to Rosja, jedyny nieskazitelny rycerz na tle bezmiaru zdemoralizowanych i bezradnych zachodnich siepaczy, wkracza na scenę, rozstawia wszystkich po kątach, demonstruje siłę, ale w celach szlachetnych. Rosyjski telewidz otrzymuje jednoznaczny komunikat: nasze orły atakują celnie, niszczą wyznaczone obiekty, precyzyjnie, znakomicie, ura! Krym nasz, a teraz i Damaszek nasz. Jak tu się nie cieszyć? „Propagandoni” wrzucili już do świadomości mas aksjomat o tym, że Syria jest kolebką wschodniego chrześcijaństwa i dlatego „to nasza ziemia” (http://izrus.co.il/dvuhstoronka/article/2015-10-02/28966.html). Absurd? Ale dobrze się sprzedaje w tym opakowaniu. Tym bardziej że Rosyjska Cerkiew Prawosławna ustami swojego wysokiego hierarchy oznajmiła, że operacja w Syrii to święta walka, po stronie dobra.
Informacje o kolejnych manipulacjach wokół funduszu emerytalnego, o kolejnym spadku wartości rubla, o spadku poziomu życia, o kiepskiej jakości rodzimych produktów żywnościowych zastępujących zakazane zachodnie rarytasy, o smutnym losie chakaskich pogorzelców, którym Putin w telewizji obiecał nowe domy, ale w realu nic z tego nie wyszło, schodzą na dalszy plan. Nikt nie pyta o to, nikt nie drąży. Nikt też nie drąży możliwych katastrofalnych konsekwencji rosyjskiego zaangażowania w Syrii. Za to Putin znowu w grze na światowej szachownicy w formacie 3D. Pojechał do Paryża, rozmawia dziś w „formacie normandzkim” o losach Ukrainy, Donbasu (gdzie zarządzono zawieszenie broni), a może nawet sankcji, kto wie…
Putin in the sky with Su-24
30 września. Karuzela wydarzeń wokół Syrii gwałtownie od wczoraj przyspieszyła. Rosyjska delegacja po powrocie z sesji ONZ w Nowym Jorku nie zdążyła się porządnie wyspać, a już prezydent Putin dziś rankiem złożył w Radzie Federacji wniosek o użycie wojsk rosyjskich poza granicami Rosji [w Syrii]. Wniosek przeszedł w wyższej izbie rosyjskiego parlamentu jednogłośnie. Posiedzenie było zamknięte (w przeciwieństwie do analogicznego głosowania w marcu ubiegłego roku, kiedy RF udzielała pozwolenia na użycie wojsk rosyjskich poza granicami [chodziło o Ukrainę] – wtedy obrady transmitowała telewizja). Rosja podkreśla, że w związku z tym, że o pomoc wojskową poprosił legalny prezydent Syrii Baszar al-Asad, jest jedynym państwem na świecie, które działa w Syrii zgodnie z prawem międzynarodowym (dopuszczającym zbrojną interwencję albo na mocy rezolucji ONZ, albo na prośbę legalnych władz danego państwa).
Zaraz po głosowaniu w RF okazało się, że rosyjskie samoloty, których jeszcze wczoraj oficjalnie w Syrii nie było, wystartowały, aby zbombardować cele na terytorium tego państwa. Zbombardowały. Na godzinę przed akcją Rosja powiadomiła o tym Stany Zjednoczone.
Prezydent Putin na naradzie z rządem zadeklarował, że rosyjskie siły zbrojne będą użyte wyłącznie w operacjach powietrznych, o ofensywie lądowej nie ma mowy: „nie zamierzamy wchodzić w ten konflikt z głową”. To tylko pomoc dla legalnej władzy, legalnej syryjskiej armii, którą Rosja wspomoże w walce z terrorystami. A przy okazji ta walka to prewencja przeciwko powrotowi do Rosji tych rzezimieszków, którzy walczą w szeregach Państwa Islamskiego. A jest ich tam sporo.
Dalej – jeszcze ciekawiej. Według wielu nierosyjskich mediów, Rosja nie tyle uderza w Państwo Islamskie (to ewentualnie przy okazji), ile w siły antyasadowskiej opozycji. W chwili, gdy piszę te słowa, trudno te wiadomości zweryfikować.
Rosyjskie dowództwo zwróciło się do Stanów Zjednoczonych o wycofanie amerykańskiego lotnictwa z nieba nad Syrią. Pentagon odpowiedział, że nie przychyli się do prośby.
Wersje interpretacji, czy Putin jedzie pod prąd samowładnie czy jednak uzgodnił coś wczoraj z Obamą, są rozbieżne. Za tym, że jednak pewne uzgodnienia nastąpiły, może świadczyć fakt, że wznowiona została zamrożona współpraca resortów obrony Rosji i USA. Od wczoraj strona rosyjska i amerykańska mają się konsultować w sprawie działań w Syrii.
Amerykańska ambasada w Moskwie wydała – już po decyzji Rady Federacji – oświadczenie, że obaj prezydenci uzgodnili wczoraj, że mają wprawdzie wspólne cele, tzn. zwalczanie Państwa Islamskiego, ale USA uważają, że Asad nie jest odpowiednim partnerem w tej wspólnej walce.
Co takiego mają rosyjskie samoloty, czego nie mają amerykańskie, biorące udział w operacji powietrznej w Syrii? Technicznie są na podobnym poziomie. Rosyjskie samoloty do atakowanych celów w Syrii mają kilkadziesiąt kilometrów, samoloty koalicji – muszą latać z dużo większych odległości. A zatem nawet trzydzieści Su stacjonujących w Latakii może aktywnie operować nad Syrią, porażając wyznaczone cele. A jakie to będą cele? Kolejne ciekawe pytanie. Zdaniem niektórych ekspertów, Rosja nie ma aktualnie dobrej „razwiedki” na terytorium Syrii, być może polega na podpowiedziach syryjskich kolegów, a oni być może podpowiadają cele, które nie mają nic wspólnego z Państwem Islamskim. A może to tylko zasłona dymna. Nie pierwsza, nie ostatnia w tej rozgrywce. Jeszcze jedno pytanie brzmi: czy interwencja Rosji poprawi sytuację? Wypowiadający się dla BBC Jonathan Eyal z Royal United Services Institute twierdzi, że raczej wręcz przeciwnie: „Po pierwsze, przykład koalicji międzynarodowej pokazał, że samo lotnictwo nie załatwi sprawy, nie rozwiąże problemów. Po drugie, nie wiadomo, co prezydent Putin ma na myśli, mówiąc o celach, tzn. kogo będzie bombardował? Wszystkich oponentów Asada? W takim razie syryjska opozycja znajdzie się w niebezpieczeństwie. Putin powiedział w Nowym Jorku, że niektóre segmenty syryjskiej opozycji powinny zostać zaproszone do dialogu [o uregulowaniu sytuacji w kraju]. Czy to oznacza, że Rosjanie część opozycji jednak uznają za legalną? Jasne jest jedno: przyklejanie łatki terrorysty wszystkim, którzy przeciwstawiają się Asadowi, nie tylko nie przybliży nas do rozwiązania, ale jest dla Rosji korzystne przy realizacji jej dalekosiężnych planów na Bliskim Wschodzie. Bo nie ulega wątpliwości, że Rosja zamierza pozostać w Syrii na długo […] Rosja nauczyła się znakomicie krytykować Zachód za nieudolność w sprawie Syrii, ale sama też nie ma recepty”.
O Krymie, Ukrainie, Donbasie – cisza.
„Wsio tolko naczinajetsia” [Wszystko dopiero się zaczyna], jak mawiał Siergiej Bodrow pod koniec kultowego programu radzieckiej (potem rosyjskiej) telewizji „Wzglad”. Karuzela się kręci. Czy ci, którzy ją rozkręcają, pamiętają jeszcze, gdzie jest mechanizm jej wyłączenia?
Jeż w spodniach. Reaktywacja
29 września. Przy okazji wizyty Władimira Putina w ONZ przypominano wystąpienie genseka Nikity Chruszczowa w Zgromadzeniu Ogólnym w 1960 roku, niestandardowe formy wyrażania przezeń ekspresji (walenie pięściami w blaty, but na stole) oraz wyrażenia Chruszczowa, które weszły na stałe do historii: „pokażemy Ameryce kuźkinu mat’” [pogróżka zapowiadająca, że ZSRR też będzie miał bombę wodorową] oraz „wpuściliśmy Ameryce jeża do spodni” [gdy ZSRR umieścił potajemnie broń jądrową na Kubie w 1962, co stało się przyczyną groźnego kryzysu karaibskiego i postawiło świat na skraju wojny atomowej].
Wystąpienie Putina było zupełnie inne niż cyrkowe występy Chruszczowa. Mówca kontrolował każdy gest i każde słowo. Nawet emocjonalne pytanie: „czy wy chociaż rozumiecie, co narobiliście?” pod adresem zachodniej koalicji, próbującej nieumiejętnie zakończyć wojnę w Syrii, też było dobrze wyreżyserowanym trickiem. Putin zaproponował w tonie dobrodusznym wspólną walkę ze złem – Państwem Islamskim, stworzenie czegoś na kształt koalicji antyhitlerowskiej, gdy państwa o różnych systemach zawarły sojusz przeciwko Niemcom. Na jakich zasadach to nowe „święte przymierze” miałoby działać? To na razie pusta rama. Analogia do czasów II wojny nie wydaje się trafiona: wtedy Zachód postawił na sojusz ze Stalinem, bo pokonanie Hitlera bez udziału ZSRR po stronie aliantów byłoby o wiele bardziej kosztowne i krwawe, o ile w ogóle możliwe. Czy teraz tak jest, że świat bez udziału Rosji nie jest w stanie poradzić sobie z problemami? Na pewno Rosja zachowuje wysoki potencjał destrukcji i to zawsze trzeba brać pod uwagę. W Syrii też. Obok pojednawczych propozycji Putin podkreślał jednak, że Rosja stoi za Baszarem al-Asadem, przedstawicielem legalnych władz Syrii. Rosyjski prezydent pouczał zachodnich partnerów, że popierają jakieś siły opozycyjne, podczas gdy prawo międzynarodowe stoi przecież po stronie legalnych władz. Bardzo ciekawe. A jak to się ma do popierania tak zwanych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych?
Ale wróćmy do Syrii. Kilka tygodni temu Putin wpuścił Zachodowi „jeża do spodni”, czyli przeprawił zagony „zielonych ludzików” do Syrii. To sprawiło, że w Waszyngtonie zaczęto w ogóle rozważać rozmowę z Moskwą, wcześniej izolowaną za aneksję Krymu i rozpętanie konfliktu na wschodzie Ukrainy. Dialog podjęto. Po wystąpieniach prezydentów USA i Rosji na forum ONZ doszło do półtoragodzinnego spotkania obu panów w kuluarach. O czym rozmawiali? Wiemy to tylko ogólnie z kilku zdań wypowiedzianych przez Putina do dziennikarzy po rozmowie z Obamą (http://kommersant.ru/doc/2820651). Obama nie powiedział nic. Nie wydano wspólnego komunikatu, co w języku dyplomacji oznacza, że protokół rozbieżności był duży i nie wypracowano nawet zbliżonego stanowiska w zasadniczych tematach.
Rosja mówi, że ściągnęła „pomoc wojskowo-techniczną” w okolice Latakii i Tartus, aby ewentualnie walczyć z Państwem Islamskim. Ciekawe, po co w takim razie dowieziono środki obrony przeciwlotniczej, skoro Państwo Islamskie nie dysponuje lotnictwem. Lotnictwem za to dysponuje zachodnia koalicja bombardująca pozycje Państwa Islamskiego, ewentualne kolizje w niebie nad Syrią samolotów rosyjskich i np. amerykańskich są jak najbardziej możliwe. Na czym więc miałaby polegać realna pomoc wojskowa Rosji w Syrii? Chyba tylko na efektywnej obronie Asada. Eksperci z jednej i z drugiej strony twierdzą, że Rosja nie zaangażuje się w operację lądową przeciwko Państwu Islamskiemu. Po pierwsze to droga impreza. A po drugie rosyjskie społeczeństwo jest przeciwne wysyłaniu wojsk na Bliski Wschód. Syria jest w tym kontekście postrzegana jako „drugi Afganistan”. W ostatnim sondażu Centrum Lewady aż 69% badanych było przeciwko wysyłaniu rosyjskich wojsk do Syrii. Oczywiście, jak pokazał zeszły rok, Putin ma sprawny aparat propagandowy, który jest w stanie nawinąć społeczeństwu na uszy każdą ilość makaronu.
A co z Ukrainą? Być może Putin chciał dokonać małej transakcji coś za coś. My wam pomoc w Syrii, wy nam zapomnijcie grzechy Krymu i Donbasu, znieście sankcje, uznajcie nasze stałe miejsce w najwyższej lidze. Ale przełomu na razie nie zobaczyliśmy. Rosyjskie propozycje pokojowe są wątłe. Czy można na nich zbudować sojusz do walki z islamistami i ogólnie rozrzedzić atmosferę, by w zamian otrzymać odpuszczenie sytuacji na Ukrainie i przychylenie się przez Zachód do rozwiązań, zgodnych z interesami Moskwy?
Jeden z komentatorów internetowych porównał przemowy Obamy i Putina: „Obama powiedział, że dyktatorów mordujących swój naród należy obalić, a Putin, że dyktatorów należy bronić”. Specjaliści od kremlinologii stosowanej twierdzą, że tragiczny koniec pułkownika Kadafiego zrobił na Putinie kolosalne wrażenie. Od tamtej pory datuje się wręcz histeryczna prewencja przeciwko „kolorowym rewolucjom” w Rosji (Putin uważa, że to Amerykanie przeprowadzili „arabską wiosnę” oraz zaplanowali i doprowadzili do obalenia Janukowycza na Ukrainie). Putin nie chce skończyć jak Kadafi.
Na koniec jeszcze anegdotka. Wiaczesław Nikonow, rosyjski politolog, deputowany, szef fundacji Russkij Mir (prywatnie wnuk Wiaczesława Mołotowa) określił wystąpienie Putina mianem epokowego. Zauważył też, że Amerykanie robili wszystko, aby odwrócić uwagę świata od słów rosyjskiego przywódcy i właśnie wtedy, gdy ten przemawiał, podali wiadomość o znalezieniu dowodów na obecność wody na Marsie. Rosyjscy blogerzy natychmiast podchwycili: „Byłoby super, gdyby woda pojawiła się w ONZ, a na Marsie znaleźli Putina” albo „Mam nadzieję, że następnym razem Putin przemówi z Marsa, a jeszcze lepiej z Jupitera”. Choć tak naprawdę mogli sobie te złośliwości darować, „goła” wypowiedź Nikonowa jest o wiele śmieszniejsza.
Obama, czmoczki
27 września. Jednak. Jednak do spotkania dojdzie. Administracja prezydenta USA włączyła zielone światło dla izolowanego od czasu aneksji Krymu Władimira Putina – przy okazji jego pobytu w Nowym Jorku i przemówienia w Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych Barack Obama porozmawia z nim.
W rosyjskich mediach od kilku dni panuje uroczysta atmosfera, propagandyści telewizyjni (nazywani przez duży segment internetowych wolnych strzelców „propagandonami”) wyskakują ze spodni, opowiadając, jak to Biały Dom zabiega o spotkanie z Putinem. Tymczasem sekretarz prasowy amerykańskiego prezydenta Josh Earnest powtarza: Barack Obama zmienił swoje stanowisko w sprawie spotkania z Putinem „po wielokrotnych prośbach” strony rosyjskiej, które można nazwać wręcz rozpaczliwymi. „Prezydent [Obama] rzeczywiście postanowił, że obecnie osobista rozmowa z Putinem będzie rzeczą pożyteczną z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych”. Co więcej, Earnest pozwolił sobie na nieprzyjemne pod każdym względem pokazanie „miejsca w szeregu”: podczas spotkania Obama nie zamierza demonstrować otwartej wrogości, powiedział, gdyż nadal uważa Rosję za regionalne mocarstwo z gospodarką trochę mniejszą od hiszpańskiej. [Tutaj pan Earnest trochę przegiął, bo Rosja ma większe PKB (1857,5 mld USD) niż Hiszpania (1406,9 mld USD), ale już w przeliczeniu na głowę mieszkańca – albo jak pięknie mówią Rosjanie „na duszu nasielenija” – Hiszpania (30 278 USD) znacznie wyprzedza Rosję (12 926 USD)].
O czym porozmawiają prezydenci? Tutaj też mamy dwugłos: Biały Dom oświadczył, że tematem spotkania będzie w pierwszym rzędzie wypełnianie porozumień mińskich w sprawie uregulowania sytuacji na wschodniej Ukrainie. Natomiast sekretarz prasowy prezydenta Putina, Dmitrij „Zegarek-Jacht-Dom na Rublowce” Pieskow stwierdził, że kluczową kwestią będzie sytuacja w Syrii, a „jeśli zostanie czas”, to Ukraina.
Zadziwiające jest to, jaką błyskawiczną metamorfozę przeszedł też w Rosji przekaz medialny na temat Stanów Zjednoczonych: na co dzień odsądzana od czci i wiary Ameryka raptem okazuje się godnym partnerem uregulowania konfliktowych sytuacji na świecie. Sam prezydent Putin skomplementował Amerykanów za „twórcze podejście, otwartość, empatię”. Popularna w Rosji naklejka na tylną szybę auta „Обама чмо” [Obama, niecenzuralne słowo] przerabiana jest sytuacyjnie na „Обама чмочки” [Obama, buziaki].
Jakie będą rezultaty tego spotkania, zobaczymy już jutro. Putin w swoim wystąpieniu na forum Zgromadzenia Ogólnego NZ ma namawiać, sądząc z przecieków (w tym od samego oratora, który udzielił wywiadu amerykańskiemu dziennikarzowi), do wspólnej walki z terroryzmem. Putin w cytowanym wywiadzie dał do zrozumienia, że nadal popiera Asada, a rosyjska obecność wojskowa w Syrii to efekt „prośby syryjskiego rządu o okazanie pomocy wojskowo-technicznej, co robimy w pełnej zgodzie z absolutnie legalnymi międzynarodowymi kontraktami”. W wywiadzie Putin nie wspomniał o pomocy wojskowo-technicznej, jakiej Rosja udziela od zeszłorocznej wiosny Donbasowi bez żadnych legalnych międzynarodowych kontraktów i próśb ze strony Kijowa. I jak widać z zaklęć Pieskowa, o tym akurat Putin w Nowym Jorku rozmawiać kategorycznie nie chce. Podobnie jak o nieszczęsnym zestrzelonym na Donbasem samolocie Malezyjskich Linii Lotniczych.
Sprawiedliwy w Pskowie
24 września. W czasach powszechnego fałszu mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym. Cytaty z Orwella stają się coraz częściej jakże trafnym opisem różnych sytuacji dziejących się w Rosji. Dzisiaj obwodowe zgromadzenia parlamentarne w Pskowie pozbawiło mandatu deputowanego Lwa Szlosberga z partii Jabłoko. 41 kolegów zagłosowało za, trzech – przeciw. Podczas posiedzenia deputowany z ramienia partii Jedna Rosja nazwał Szlosberga „narzędziem Departamentu Stanu”, inni zarzucali mu, że zajmował się wyłącznie wyszukiwaniem „negatywu”, jeszcze inni wprost oświadczali, że mają go dość. Mały seans nienawiści.
Formalnie powodem odwołania był udział Szlosberga w procesach sądowych – był w nich reprezentantem założonej przez siebie fundacji, która próbowała się wybronić przed przylepieniem łatki „zagranicznego agenta”. Jak głosi uzasadnienie pozbawienia Szlosberga mandatu, regulamin zabrania deputowanym reprezentowania jednej ze stron podczas rozprawy w sądzie. Tyle formalnie, choć i to nie jest do końca jasne (Szlosberg stwierdził podczas posiedzenia, że w regulaminie nie ma takiego zakazu jak występowanie w sądzie). A nieformalnie…
Lew Szlosberg na łamach redagowanego przez siebie pisma „Pskowskaja Gubiernia” napisał w zeszłym roku kilka materiałów dotyczących tajemniczych pochówków na cmentarzach w obwodzie pskowskim, W ukrywanych przez światem mogiłach pochowano rosyjskich komandosów, którzy zginęli na wschodzie Ukrainy. Władze Rosji negowały, że wysłały swoich żołnierzy do walki w Donbasie, a Lew Szlosberg pisał swoje (dla odświeżenia pamięci: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2014/09/17/interpelacja-sistiema-i-jeszcze-jedna-smutna-rocznica/). Został dotkliwie pobity przez nieznanych sprawców. Do dziś nie udało się ich złapać.
Z pobiciem przez nieznanych sprawców związana jest inna sprawa sprzed kilku lat: chodzi o zlecenie pobicia dziennikarza Olega Kaszyna (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2010/11/11/nieznani-sprawcy/). Szlosberg przyglądał się śledztwu, które ewidentnie uciekało od stwierdzenia, kto jest zleceniodawcą. Ślady prowadziły do gubernatora obwodu pskowskiego, Andrieja Turczaka (śledztwo na razie nie zainteresowało się materiałem dowodowym wskazującym na winę gubernatora, Turczak nie został przesłuchany; jego przesłuchania głośno domaga się środowisko dziennikarskie, wspierające Kaszyna; Andriej Turczak jest synem Anatolija Turczaka, prezesa holdingu Leniniec, uważanego za osobę związaną blisko z prezydentem; w przeszłości Anatolij był sparingpartnerem Putina).
Szlosberg był politycznym oponentem Turczaka, należącego do partii Jedna Rosja. Deputowany niejednokrotnie krytykował go i domagał się wyjaśniania spraw zagmatwanych i niejasnych. Bez skutku. W zeszłym roku Szlosberg chciał wystartować w wyborach gubernatora, ale został wycięty na wstępnym etapie. „Zleceniodawcą pozbawienia mnie mandatu są gubernator Andriej Turczak i jego grupa. Zalałem im sadła za skórę swoją pracą w charakterze deputowanego, interpelacjami, walką z korupcją, kontrolą nad wydawaniem pieniędzy z budżetu” – powiedział dziś Szlosberg w zgromadzeniu.
„Ciekawe jest to, że miażdżąca większość wykrywanych przez nas przypadków nieuwzględnianych w deklaracjach majątkowych pałaców i kont bankowych nie prowadzi do pozbawienia mandatów licznych deputowanych” – napisał Aleksiej Nawalny, konsekwentnie śledzący demoralizację rosyjskiej klasy politycznej, żyjącej z renty korupcyjnej. Szlosberg patrzący na ręce gubernatorowi stanowi zagrożenie dla systemu, a deputowani zamieniający „wziątki” na rezydencje są tego systemu solą.