Archiwum autora: annalabuszewska

Konkurs na scenariusz

Prognozy rozwoju sytuacji w Rosji w stanie postkrymskich turbulencji należą do sportów ekstremalnych. Racjonalna analityka wzięła urlop na żądanie. Głos w sprawie politycznych przepowiedni zabierają psychologowie. „To, co się stanie w Rosji i z Rosją, zależy od tego, co ma w głowie jeden człowiek” – usłyszałam niedawno od rosyjskich kolegów po fachu.

Andriej Mowczan, komentator polityczny i finansista, zaproponował czytelnikom grę: „Przepowiedz przyszłość Rosji emocjonalnie”. W warunkach, gdy tradycyjne narzędzia naukowe wylądowały na półce, rzeczowych argumentów nikt nie słucha, pora sięgnąć po intuicję i puścić wodze fantazji – stwierdził Mowczan. „Nie odpowiadam za żadne słowo, które zamieszczam w mojej prognozie. W ogóle nie uważam, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz, ale z drugiej strony wcale się nie zdziwię, jeżeli się spełni” – zastrzegł. Swoje dywagacje zamieścił na stronie Snob.ru.

Gra jest wciągająca. Prognoza obejmuje bliższą i dalszą przyszłość. Do 2018 roku Mowczan przewiduje stabilny kurs narodowo-feudalny, wzmocnienie ideologii fałszywego patriotyzmu, stagnację gospodarki przy wysokiej inflacji, zmniejszanie się rezerw, ubożenie społeczeństwa. Krym nasz, choć nikt na świecie tego nie uznał. Noworosja ssie dotacje z Kremla. Ukraina odgrodziła się murem. Po 2018 roku (kolejne wybory prezydenckie) Putin już nie będzie prezydentem, a oberwodzem, na urząd prezydenta zostanie wyznaczony następca. Rezerwy się kończą, czas na represje, władza wprowadza zakazy dotyczące wszystkiego – działalności gospodarczej, korzystania z Internetu, wyjazdów zagranicznych, Rosja w ścisłej izolacji. Krym nasz, ale nadal nikt go nie uznał. Anschluss Noworosji, Ukraina nie reaguje. Lata 2024-2028. Putin nadal jest oberwodzem, prezydentem – kolejny pomazaniec. Zakulisowe rozmowy ze światem o gwarancjach dla Putina, by mógł odejść w spokoju. Rosja zwraca się ku Zachodowi twarzą, następuje cenowa terapia szokowa, stopniowy powrót do wolnego rynku. Krym wraca w skład Ukrainy. Noworosji nikt nie chce, zostaje więc w Rosji. Po 2028 roku i kolejnym kryzysie finansowym Rosja się rozpada. Rozpad jest mniej więcej aksamitny, nierosyjskie republiki zostają narodowymi państwami, rosyjskie terytorium też się rozpada: na kraj syberyjski, moskiewski i krasnodarski. Do 2050 roku moskiewskie państwo rosyjskie integruje się z Europą, Daleki Wschód i Syberią są częściami bądź satelitami Chin. Rosja + UE = wielki rozwój.

Rękawicę rzuconą przez Mowczana podjął politolog Aleksandr Szmielow z Moskiewskiej Szkoły Edukacji Obywatelskiej. Zarysował trzy scenariusze: optymistyczny, neutralny i pesymistyczny. Zanim przejdę do omówienia scenariuszy Szmielowa, zacytuję jego wstęp do prognoz. „Każdy sukces Ukrainy będzie odbierany jako sygnał dla potencjalnych [separatystów] z Syberii, wybrzeży Oceanu Spokojnego czy Kozaków: a co, my jesteśmy od nich gorsi? W związku z realnym pojawieniem się ustawy o odpowiedzialności karnej za wezwania do separatyzmu, […] od razu powiem: ja nie tylko nie wzywam do rozpadu, ale nie chcę go, jestem gotów zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby to się nie zdarzyło. Potencjalna Moskowia będzie bowiem ponurym, ubogim i depresyjnym miejscem, bez surowców, bez przemysłu, z jednym przeludnionym miastem, dzikimi kompleksami byłej metropolii”.

Jaki będzie optymistyczny wariant rozwoju sytuacji według Szmielowa? Kryzys, przejadanie rezerw, wypłukiwanie się entuzjazmu #krymnasz, wzrost nastrojów protestacyjnych, demonstracje; pojawiają się nowi liderzy opozycji. Władza rozprawia się z protestującymi. W stulecie zrzeczenia się tronu przez Mikołaja II Putin ma widzenie (widzi męczenników Romanowów zamordowanych przez bolszewików) i też zrzeka się tronu, pardon, prezydentury, wstępuje do klasztoru. Nowy prezydent przeprowadza niezbędne reformy. Rosja przystępuje do koalicji z Zachodem i Izraelem – razem będą tępić raka wojującego islamizmu. Sojusz z czasem przekształca się w ponadnarodowy twór na kształt pozaeuropejskiej UE.

Niczego sobie optymizm. A scenariusz neutralny? W tym wariancie też jest kryzys, ale Putin trwa i przykręca śrubę. Wreszcie naród się buntuje. „Jakieś wydarzenie w końcu staje się kroplą przepełniającą puchar: ustawa ustanawiająca karę kamienowania za seks pozamałżeński albo prawo pierwszej nocy dla sekretarzy lokalnych jaczejek Jednej Rosji, albo apopleksja, która trafia wodza”. W rezultacie Rosja rozpada się na kilka części. Część terytoriów odbiera Ukraina, stosując metodykę „uprzejmych ludzi”, część – Chiny. Powstaje kilka Rosji – twerska, nadwołżańska, ussuryjska. Po 15 latach jedno z państewek rzuca hasło „zbierania ziem ruskich”. Na czele staje Igor Striełkow, rusza z krucjatą, podbija „twerów”, „sybirów”, „samarów”. W rezultacie do 2050 roku Rosja jest jednym wielkim polem bitwy wszystkich ze wszystkimi.

Neutralne wodzenie się za czuby? A gdzie są w tym czasie arsenały jądrowe? Wolę nie wiedzieć, jak w takim razie wygląda scenariusz pesymistyczny. Z reporterskiego obowiązku relacjonuję. Po krótkim rozejmie wznawiają się walki na wschodzie Ukrainy. Rosja uznaje Noworosję i Naddniestrze jako niepodległe państwa. Po śmierci prezydenta Nazarbajewa w Kazachstanie zaczyna się „rosyjska wiosna”, potem w Estonii i na Łotwie. Telewizja nadaje seanse nienawiści do Zachodu, Zachód wprowadza nowe sankcje. W którymś z krajów bałtyckich dochodzi do walk rosyjskiej armii i sił NATO. Rosja przegrywa, Kreml rozumie, że jeśli nie zastosuje broni jądrowej, amerykańscy żołnierze wkroczą do Moskwy. Obowiązuje hasło „Lepiej umrzeć na stojąco, niż żyć na kolanach”. Sondażownie dostarczają wyniki badań opinii publicznej: 84% społeczeństwa jest za tym, by Putin przycisnął czerwony guziczek. „Putin występuje z orędziem do narodu: tak, przyjdzie nam umrzeć, bo choć umierać nie chcemy, to nie możemy dopuścić do triumfu naszych wrogów, nigdy nie żałowaliśmy ofiar dla naszych zwycięstw i teraz też nie pożałujemy. Putin przy burzy oklasków naciska guzik, schodzi do bunkra. I tyle. Dalej nie ma już nic”.

Niedawno czytałam wariant tego pesymistycznego scenariusza w analizie antyputinowskiego politologa Andrieja Piontkowskiego „W stronę czwartej światowej” (http://www.svoboda.org/content/article/26654183.html). Piontkowski nie nazywał tego scenariuszem pesymistycznym, poddawał pod dyskusję pogląd, czy Putin może się zdecydować na świadomą prowokację wobec któregoś z państw bałtyckich – członków NATO. Miałby to byś stres-test dla Sojuszu. W ujęciu Piontkowskiego, nie chodziłoby o wywołanie globalnego konfliktu nuklearnego z USA, a „ograniczone użycie małych ładunków” w razie czego. A jeżeli, jak prognozuje Piontkowski, Zachód ugnie się pod atomowym szantażem Moskwy, to będzie to oznaczać „koniec NATO, koniec USA jako światowego hegemona i gwaranta bezpieczeństwa Zachodu, a jako rezultat polityczne dominowanie putinowskiej Rosji nie tylko na obszarze „russkiego mira”, ale i na całym kontynencie europejskim”.

Jak widać, pesymizm niejedno ma imię. Ciekawa jestem dalszych odsłon gry zainicjowanej przez Andrieja Mowczana. Czy inni uczestnicy tez zobaczą jako jedyny możliwy do przewidzenia scenariusz rozpad Rosji? A może wywróżony jeszcze kilka miesięcy temu przez kremlowskiego kapłana ds. mediów Dmitrija Kisielowa „jądrowy popiół” pokryje nas wszystkich? To znaczy oprócz Putina, który zejdzie do bunkra.

Rosja bierze wdech

Wybory parlamentarne na Ukrainie były „brutalne” i „brudne”, ale je uznajemy – wysyczała Moskwa ustami wiceministra spraw zagranicznych. Bąknięciem aprobaty skwitował wybory również minister Ławrow. Z uprzejmych oficjalności to na razie tyle. Skąpo, jeśli porównać ten syk z ogromną obfitością komentarzy rosyjskich dziennikarzy, publicystów, blogerów, forumowiczów. I to zarówno reprezentujących poglądy liberalne, jak i zdeklarowanych #krymnaszystów i orędowników wojskowej interwencji na wschodzie Ukrainy.

Jeszcze przed wyborami o sytuacji na Ukrainie wypowiedziały się również najważniejsze usta Rosji. Najpierw szef prezydenckiej administracji, wierny cień Putina, Siergiej Iwanow zapewniał: „Chcemy, aby Ukraina weszła w jakiś normalny cywilizowany nurt, aby nie było to państwo wrogie wobec Rosji, aby było to państwo, które jest w stanie samo się utrzymać”. Podobną troskę o kondycję Ukrainy wykazał sam Władimir Władimirowicz podczas wystąpienia w Klubie Wałdajskim.

Ale co dalej z tą Ukrainą?  Jak z nią i o nią grać? Kreml nie może uznać za zadowalające wyników wyborów parlamentarnych, w których wygrały partie o zdecydowanym proeuropejskim programie (pozbierane niedobitki Janukowyczowskiej Partii Regionów w postaci Bloku Opozycyjnego ledwie przeszły próg wyborczy; to będzie jedyna antyeuropejska siła w Radzie Najwyższej). Jak wyraził się jeden z rosyjskich komentatorów: ukraińscy wyborcy po 23 latach niepodległości zdecydowali, że stolica Ukrainy znajduje się w Kijowie, a nie w Moskwie. A to oznacza, że Moskwa utraciła przemożny wpływ na formułowanie celów politycznych Ukrainy. Ale czy to oznacza, że zrezygnowała z postawionych celów strategicznych?

Moskwa nie uznała prawa Ukrainy do wyboru samodzielnej drogi politycznej. „Władimir Putin ma swój plan wobec Ukrainy. Po pierwsze – nie puścić Ukrainy do NATO, za wszelką cenę zatrzymać. Ponadto zahamować eurointegrację Ukrainy – mówił w audycji rozgłośni Echo Moskwy Stanisław Biełkowski. – Zapewnić Krymowi zaopatrzenie [Krymu nie oddam, to poza dyskusją]. Z Naddniestrzem podobnie”. Teraz pytanie brzmi: a w jaki sposób te cele osiągnąć?

W tych ukraińskich wyborach z kretesem przegrała także linia propagandowa realizowana przez rosyjskie media. Przez wiele miesięcy telewidzom i czytelnikom wysokonakładowych gazet wbijano do głowy, że Ukrainą rządzą faszyści i banderowcy, Prawy Sektor urósł do rangi NSDAP, Dmytro Jaroszem straszono niegrzeczne dzieci. Tymczasem w wyborach partie radykalne uzyskały bardzo małe poparcie. Jak to teraz wytłumaczyć rosyjskiej widowni? Może lepiej zapomnieć i przerzucić uwagę na to, że teraz w części obwodów ługańskiego i donieckiego, kontrolowanych przez separatystów, mają się odbyć wybory. Wybory na Ukrainie nieważne, a wybory w Noworosji – ważne. Konflikt został zamrożony, tym konfliktem zawsze będzie można szantażować Ukrainę, odmrażać, zamrażać… De iure obwody ługański i doniecki będą terytorium Ukrainy, a de facto będą Noworosją. I Noworosja zawsze będzie na podorędziu, gdy trzeba będzie zdestabilizować sytuację na Ukrainie, pokazać Poroszence/Jaceniukowi i innym: „nie tak szybko, moja rybko”, do Europy jest daleko, po drodze jesteśmy my.

Na razie Rosja wzięła wdech. Militarna faza operacji odzyskiwania Ukrainy została zawieszona (może nawet na tym etapie zakończona), Władimir Putin ustroił się chwilowo w piórka gołąbka pokoju, męża stanu napominającego nierozsądnych partnerów, by się opamiętali, piętnującego wyniosłą Amerykę za ingerencję tam, gdzie w ogóle nie powinna spoglądać. Jaka będzie kolejna faza kryzysu ukraińskiego? Wydech gazowy?

Tak czy inaczej Ukraina pozostaje w centrum rosyjskiej polityki. To pryzmat, przez który Kreml patrzy na wszystko, co się dzieje. Na ceny ropy, na politykę USA, na spadek kursu rubla względem dolara, na Mundial 2018, na sankcje, na Arktykę. Na Kreml.

Co po Putinie?

„Jest Putin, jest Rosja. Nie ma Putina – nie ma Rosji” – stwierdzenie wiceszefa prezydenckiej administracji Wiaczesława Wołodina robi od wczoraj zawrotną karierę medialną. Wołodin kadził tak przymilnie szefowi podczas dorocznego forum „Wałdaj”, rytualnego zgromadzenia ekspertów, dziennikarzy i polityków, mającego poprawiać humor Putinowi. W ubiegłych latach na wałdajskie zjazdy przybywali ludzie znający Putina, ludzie uwielbiający Putina i ludzie ciekawi Putina (o zeszłorocznym zjeździe pisałam tu: http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/09/21/waldaj-nasz-powszedni/). Tegoroczny obrzęd – wbrew nazwie forum – odbywa się nie na Wałdaju, a w kochanym przez Putina Soczi. Organizatorzy dwoją się i troją, żeby wykazać, że i na ten zjazd przybyły zastępy znakomitych gości, że nie ma żadnej niechęci wobec władz Rosji, wszystko jak dawniej, „kochani, nic się nie stało”. Na liście przybyłych są nazwiska byłego premiera Francji, byłego ministra obrony Niemiec, kilku jeszcze i aktualnie szczerze oddanych politologów, którzy bez problemu przestąpili przez problem aneksji Krymu i nadal uwielbiają bossa. Jednym słowem – sami swoi.

Rosyjska prasa zaanonsowała, że tematem dyskusji Klubu Wałdajskiego będzie „wielobiegunowy świat, w tym sytuacja na Ukrainie”. Ostatniego dnia obrad na deser ma być podany sam szef w sosie własnym. Ciekawe menu, zwłaszcza to uparcie powracające danie „wielobiegunowy świat”, ulubiona koncepcja geopolityczna rosyjskich elit, oksymoron dyletanta, który z lekcji geografii urywał się regularnie do parku na piwo. Świat ma dwa bieguny i o ile wiem, nic się od epoki wielkich odkryć geograficznych w postrzeganiu tego zjawiska nie zmieniło. Wiele natomiast zmieniło się w światowym ładzie. Między innymi dzięki chuligańskim zagraniom przełożonego pana Wołodina.

Wróćmy do wiernopoddańczej deklaracji wspomnianego mówcy. „Nie ma Putina, nie ma Rosji”. Kiedyś w ZSRR na ulicach, zakładach pracy, płotach, jednostkach pływających i gdzie tylko wywieszano budujące cytaty z wodzów i hasła w rodzaju „Wszystko dla dobra człowieka” albo „Komunizm to władza radziecka plus elektryfikacja całego kraju” (nawiasem mówiąc to ostatnie hasło, wzięte z Lenina, przerabiano na wzór matematycznych równań: „Elektryfikacja kraju to władza radziecka minus komunizm” itp.). Wydaje się, że ten cytat z Wołodina jest wręcz wymarzony, by tę starą tradycję przywrócić. Pracownie socjologiczne miesiąc w miesiąc podają, że poparcie dla Putina wynosi osiemdziesiąt i więcej procent. Na swe niedawne urodziny Putin został Heraklesem i „Stalinem epoki cyfryzacji” w jednym flakonie, jak mówią Rosjanie. Kult wodza dociera do najbardziej zapadłych wiosek, najwyższy czas jakoś to usankcjonować.

Ale, ale… Gdy jedni z namaszczeniem śpiewają wodzowi hosannę, inni po kątach zadają zupełnie inne pytanie. I zadają je coraz częściej. „A co po Putinie?”.

W analizie „Rosja po Putinie, pięć kręgów piekieł dla następcy” moskiewska politolożka Tatiana Stanowaja (http://slon.ru/russia/rossiya_posle_putina_pyat_krugov_ada_dlya_preemnika-1155383.xhtml) pisze: „Polityczny reżim […] jest zależny od osoby lidera. Każdy model odejścia Putina zawiera poważne ryzyko destabilizacji i rozregulowania się mechanizmów istniejącego systemu. […] Nie wiemy, w jakich warunkach politycznych nastąpi zmiana władzy – czy w ramach porozumienia wewnątrz elit, w wyniku którego władzę przejmie lojalny wobec Putina następca, czy nowy lider wyłoni się w konkurencyjnym środowisku i przejmie władzę na zasadzie ułożenia się z Putinem. A może Putin przegra wybory, odejdzie sam albo zostanie obalony w rezultacie przewrotu. Choćby politolodzy nie wiem jak się starali, i tak nie uda się tego przewidzieć. Bo tego, jak będzie wyglądało jutro, nie wie sam Putin”.

Pytanie „Co po Putinie” powraca w komentarzu Juliana Hansa w „Sueddeutsche Zeitung” (http://www.sueddeutsche.de/politik/russlands-modernisierungsmangel-was-nach-putin-kommt-1.2174533): „Byłoby błędem uważać, że reżim jest stabilny, bo rankingi popularności Putina są wysokie. […] Ale tak samo błędne byłoby oczekiwanie na krach Putina. Nic nie wskazuje, że to, co nastąpi potem, będzie zgodne z ideami wolnego, pokojowo nastawionego i demokratycznego państwa. Wszystkie liberalne, demokratyczne siły zostały zmarginalizowane i zdyskredytowane. Poza rewanżystowskim krzykiem wielkiego mocarstwa nie ma żadnych dyskusji. Jeżeli reżim upadnie, nie będzie żadnej siły, która zdoła uratować kraj”. Co do przewidywania przyszłości Rosji – nic się nie zmieniło od lat. Nie ma takich mocnych, którzy byliby w stanie przewidzieć, jak potoczą się losy tego kraju. Jedno jest pewne: jak Alfred Hitchcock, Rosja potrafi trzymać wszystkich w napięciu.

Głosy w dyskusji „Co po Putinie” są w dużej części związane z niedawnymi wypowiedziami czołowych pozasystemowych opozycjonistów – Aleksieja Nawalnego i Michaiła Chodorkowskiego – w sprawie perspektyw oddania Krymu. Zapewnienia obu polityków, że nie oddadzą Krymu, sprowokowały wielu publicystów do polemiki i snucia prognoz, co dalej, co po Putinie.

Cytowany przez Radio swoboda ukraiński dziennikarz Nazarij Zanoz (http://www.svoboda.org/content/article/26646692.html) zadaje kilka pytań, na które, jak się zdaje, nie ma odpowiedzi: „Czy Rosjanie zadają sobie pytanie, co będzie dalej? Jak potoczą się losy ich kraju, kiedy upadnie reżim? Czy opozycyjnie nastrojona część społeczeństwa ma jakiś plan działania, w którym będzie powiedziane, w jaki sposób Rosja może się pozbyć statusu kraju-stacji benzynowej? Jak będą wyglądały stosunki ze światem?”. Chętnych do pisania manifestów i budowania alternatywnych platform politycznych jakoś na horyzoncie nie widać.

Antyputinista Aleksandr Goldfarb wybiega w przyszłość bez obciążeń: „W dniu X – nazajutrz po upadku Putina, najbardziej pożądanym produktem politycznym będzie nie #Krymnasz, a antyputinizm, władzę weźmie ten, kto pierwszy dobiegnie do mikrofonu i wypowie odpowiednie słowa”. Tak, no, ciekawe, kto ten dzielny, kto się zgłasza…

„Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte to moja młodość – komentuje popłoch wokół wypowiedzi Nawalnego i Chodorkowskiego i plany „po Putinie” bloger Anton Oriech – Do tej pory pamiętam to przykre uczucie, że czas dzień za dniem przepływa nam przez palce. Rzuciliśmy się na Stalina i pisaliśmy sążniste artykuły o koszmarach GUŁagu, nie zauważając, że półki w sklepach są puste i że ludzie nie o Stalinie myślą, a o tym, skąd wziąć żarcie. To nie było ani romantyczne, ani idealistyczne, to było realne życie, o którym nasi liberałowie nie chcieli myśleć. A dostawszy władzę w ręce, po prostu nie potrafili zrobić z niej użytku. Utonęli w hasłach o reformach i demokracji, a w rzeczywistości stali się bonami [niesprawiedliwej] prywatyzacji, co zakończyło się dojściem do władzy Władimira Władimirowicza. Obawiam się, że kiedy obecna władza upadnie (a do tego dojdzie na sto procent), nie będziemy mieli nic do zaproponowania w zamian. Będzie mnóstwo pięknych słów i całkowita niemożność wcielenia ich w życie. Rzucimy się, żeby oddawać Krym i tyle”.

Ktoś niedawno powiedział, żeby w Rosji zakazać pisania antyutopii, bo za szybko się sprawdzają. Znacznie częściej i szybciej niż prognozy politologów.

Na koniec tych niewesołych i jałowych futuryzmów wróćmy do cytatu z Wołodina, którym zaczęłam. Czy to tylko wazeliniarstwo urzędnika? Może jest w tym coś więcej? Tak jak w przypadku pojęcia „suwerenna demokracja” na określenie systemu postjelcynowskiego, tak i w przypadku pojęcia „Rosja Putinowska” przymiotnik jest ważniejszy niż rzeczownik i bardziej oddaje istotę pojęcia. Jeżeli Putin przestanie być władcą Rosji, to zniknie takie zjawisko jak „Rosja Putinowska” z jej systemem, modelem zarządzania, uczepionymi państwowej kasy oligarchami, budżetem biedniejącym wraz ze spadkiem cen na ropę, rozdętym wielkomocarstwowym ego, podkarmianym zbrojeniami. W tym sensie Wołodin ma rację – takiej Rosji już nie będzie. Wielkie pytanie polega na tym, jaki przymiotnik będzie jej towarzyszył.

Piórkiem i węglem

W Moskwie odbyła się wczoraj „Bitwa o Donbas” – demonstracja zwolenników Noworosji. Przyszło pięćset osób z flagami i hasłami typu: „Putin, rozgoń juntę w Kijowie, a my pomożemy rozgonić piątą kolumnę w Moskwie”. Zbierano pieniądze na pomoc dla Donbasu. Można było za pięć tysięcy rubli nabyć koszulkę z flagą Noworosji. Wśród uczestników dominowały nastroje bojowe, wzywano Putina, by uznał Noworosję i udzielił wsparcia tym, którzy walczą o niepodległość tego bytu. Jeszcze częściej niż apele do Putina rozbrzmiewało pytanie: „A gdzie jest Striełkow?”. Striełkow – były rekonstruktor historyczny, były <?> funkcjonariusz rosyjskich służb specjalnych, były komendant wojskowy Słowiańska, były samozwańczy minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej – jest ikoną dla tych, którzy słowem i czynem zbrojnym walczą o Noworosję. Został odsunięty od sprawowania wysokich urzędów w samozwańczej donieckiej republice, co wywołało niezadowolenie w szeregach jego gorących zwolenników. O ikonach i o tym, co robi Striełkow, za chwilę.

A na razie o tym, co powiedział o Noworosji Putin w Mediolanie, gdzie spotkał się z prezydentem Petrem Poroszenką i Angelą Merkel. „[Porozumienia pokojowe z Mińska] nie są w pełni przestrzegane ani przez jedną, ani przez drugą stronę. Na przykład w niektórych miejscowościach, z których pospolite ruszenie powinno się wycofać, bojownicy nadal są. Okazało się, że oni po prostu pochodzą z tych miejscowości, tam mieszkają ich rodziny – żony, dzieci. To subiektywne okoliczności, ale bardzo poważne. Nie można nie brać tego pod uwagę. Postaramy się wpłynąć na tę sytuację, będziemy pośredniczyć, by znaleźć jakieś rozwiązania”. Postaramy się pośredniczyć – no, tak, przecież wszem wobec wiadomo, że Rosja nie jest stroną tego konfliktu, nie ma z nim nic wspólnego, jej żołnierze nie biorą udziału w działaniach zbrojnych. Lotnisko w Doniecku – jeśli kierować się logiką wywodu prezydenta Putina – chcą odebrać armii ukraińskiej stali mieszkańcy lotniska. Mający na wyposażeniu proce produkcji własnej.

Wróćmy do Striełkowa. Ostatnio głośno zrobiło się o pewnej karykaturze autorstwa Siergieja Zacharowa, nazywanego przez ukraińskie media „donieckim Banksym”. Zacharow nie popiera rebelii w Donbasie i dał temu wyraz artystyczny – stworzył karykaturę Striełkowa, na której idol trzyma pistolet przy skroni; pod karykaturą widnieje wezwanie: „Just do it” (tę i inne karykatury autorstwa Zacharowa można obejrzeć tu: http://www.svoboda.org/content/article/26640867.html). W wywiadzie dla Radia Swoboda Zacharow opowiedział, ile kosztowała go ta swoboda wypowiedzi: za stworzenie „antyikony” został zatrzymany przez separatystów, więziony, bity, torturowany; „trzy razy wyprowadzali mnie na egzekucję”.

Tymczasem żyjąca ikona Igor Girkin vel Striełkow – wbrew obawom swoich zwolenników – nie składa broni. Ostatnio zamieścił na swoim blogu obszerny list otwarty, będący polemiką z niedawnym przemówieniem Michaiła Chodorkowskiego wygłoszonym w siedzibie Freedom House w Waszyngtonie. Striełkow występuje pod hasłem „Za wiarę, cara i Ojczyznę” (to jego credo umieszczone w nagłówku bloga) i próbuje dowieść, że Putin przywraca Rosji nadzieję na odrodzenie, a Chodorkowski ze swoimi euroatlantyckimi wartościami nadaje się jedynie na śmietnik.  

Striełkow stara się, by o nim nie zapomniano. 14 października w Dzień Pokrowa (jedno z największych świat prawosławnych) odwiedził Kozaków na Krymie. Na ikonie św. Mikołaja pozostawił posłanie do Kozaków „z braterskimi objęciami i życzeniami wierności wobec ideału kozackiego honoru ku chwale Ojczyzny”. Striełkow czeka na bocznym torze. Najwidoczniej na tym etapie „bitwy o Donbas” nie jest Kremlowi potrzebny. W konflikcie zanosi się na dłuższe przymrozki.

Jedni widzą w Striełkowie ikonę w sensie przenośnym, a inni już od dawna podejrzewają, że Putin jest świętym w sensie jak najbardziej dosłownym. W sieci można znaleźć ikony z wizerunkiem Władimira Putina w aureoli świętości. Jedną część stanowią obrazy stworzone dla oddawania czci drogiemu przywódcy, jak kultowa ikona sekty matki Fotinii (http://omvesti.ru/wp-content/uploads/2012/01/putin_ikona_1.jpg; kilkakrotnie już pisałam o tej ciekawej sekcie: http://labuszewska.blog.onet.pl/2007/12/18/caluja-ikony-bija-mu-poklony/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2011/05/29/wspolnota-apostola-putina-dni-nieskonczonych/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/01/22/swiety-szawel-wladimirowicz/). Drugą grupę przedstawień Putina w aureoli stanowią obrazy satyryczne, wykorzystujące kanoniczne wzorce prawosławnych ikon. Na przykład na ikonie, którą można obejrzeć tu: http://ex-news.com/wp-content/uploads/2014/10/3832876.jpg, Putin został przedstawiony w kanonicznym obrazie Pantokratora; towarzyszą mu zapisane stylizowanymi literami skróty KGB i FSB.

Gdybym był prezydentem, czyli kanapka z kiełbasą

„Krym oczywiście obecnie de facto należy do Rosji” – to jedno ze stwierdzeń, które padły w ostatnim wywiadzie Aleksieja Nawalnego dla rozgłośni „Echo Moskwy”. Nawalny – lider opozycyjnego ruchu „białej wstążki”, bloger niezmordowanie tropiący szachrajstwa członków elity politycznej – od lutego siedzi w areszcie domowym (w sierpniu sąd złagodził warunki pobytu w areszcie domowym, zezwolił Nawalnemu na kontaktowanie się z dziennikarzami, dlatego wywiad mógł dojść do skutku). Przeciwko Nawalnemu toczy się postępowanie w sprawie rzekomych machinacji. Podobnie jak sprawa Kirowlesa (http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/10/17/nawalny-w-zawiasach/), tak i obecna, umownie nazywana Yves Rocher, jest biczem na plecy niepokornego młodego polityka.

Ale wywiad dotyczył nie tylko istoty protestu w Rosji, pozasystemowej opozycji czy nieskutecznego, złodziejskiego reżimu stworzonego przez Putina. Najwięcej uwagi przykuł ten fragment (cytuję za: http://www.echo.msk.ru/programs/beseda/1417522-echo/): „Mimo że Krym został przyłączony przy niesłychanym naruszeniu wszystkich norm międzynarodowych, to realia są takie, że Krym obecnie jest częścią Federacji Rosyjskiej. I nie oszukujmy się. I Ukraińcom też usilnie radzę, żeby się nie oszukiwali. Krym pozostanie częścią Rosji i w przewidywalnej przyszłości nie stanie się częścią Ukrainy. [Na pytanie: A gdyby był pan prezydentem, czy spróbuje pan oddać Krym? Nawalny odpowiedział:] Krym to nie kanapka z kiełbasą, żeby go przekazywać z rąk do rąk. Z punktu widzenia polityki i przywrócenia sprawiedliwości to, co należałoby zrobić na Krymie, to przeprowadzić normalne referendum. Nie takie, jak było, a normalne”.

To stwierdzenie zostało podchwycone przez media i skomentowane przez wszystkich świętych i nieświętych. Skomentował je także Michaił Chodorkowski. Jego osobie w wywiadzie poświęcono wiele uwagi, Nawalny uznał go za sojusznika, podobnym określeniem zrewanżował się Chodorkowski: „Co do istoty rzeczy jesteśmy sojusznikami, a co do szczegółów – dogadamy się – napisał Chodorkowski w mikroblogu. – Dla Rosji ważna jest Rosja, a nie Krym. Jak się skończy histeria, to wszyscy zrozumieją. A problem Krymu – to na dziesięciolecia”. Przyciśnięty do muru przez jednego z komentatorów, czy on osobiście oddałby Krym, były oligarcha odpowiedział: „Odpowiadam wprost: ja – nie”. We wrześniu Chodorkowski powiedział w jednym z wystąpień, że w razie potrzeby (Rosja pogrążona w kryzysie) jest gotów zostać prezydentem.

Po opublikowaniu wywiadu w rosyjskim sektorze Internetu rozpętała się burza. Kto żyw komentował.  Krytycy opinii Nawalnego na temat Krymu ukuli hashtag #ProszczajNawalnyj (Żegnaj, Nawalny). I dalej w tym duchu: „Nawalny, watnik (waciak) z ciebie, ot co!” Ukraiński dziennikarz Mustafa Najem sparodiował wypowiedź Nawalnego: „Mimo że Aleksiej Nawalny został poddany represjom przy niesłychanym naruszeniu wszystkich norm prawnych Federacji Rosyjskiej, to realia są takie, że Nawalny obecnie jest na marginesie rosyjskiej polityki. I usilnie radzę jemu i jego zwolennikom, żeby się nie oszukiwali, że kiedyś staną się kimś ważnym w polityce”. A Garri Kasparow upomniał kolegę: „Chciałem przypomnieć Aleksiejowi, że aneksja Krymu i europejska droga rozwoju to rzeczy nie do pogodzenia”.

Ale były i komentarze wspierające pozycję Nawalnego. Bloger Andriej Malgin: „Jakoś nikt nie dostrzega, że on powiedział, że Krym został anektowany przy pogwałceniu prawa międzynarodowego. Wszyscy zapomnieli, że Nawalny konsekwentnie popierał Majdan, obalenie Janukowycza i ustanowienie sprawiedliwej władzy”. Malgin cytuje, co jeszcze w odniesieniu do Ukrainy powiedział w wywiadzie rosyjski opozycjonista: „To dla Ukrainy plus, że Krym z absolutnie prorosyjskim narodem, konserwatywnie nastrojonym społeczeństwem, które nie przyjmuje ich antykorupcyjnej rewolucji, nie chce iść do Europy, że Krym się odłączył. Pozbyli się 2 mln wyborców, którzy hamowali ten ruch”. I komentuje ten fragment: „Przy rozpadzie ZSRR Jelcyn miał możliwość, by zachować Sewastopol w składzie Rosji. Ukraińcy by nie protestowali. Można by pewnie i o Krymie wtedy rozmawiać, nie wiem. Tak czy inaczej ta szansa przepadła. Teraz nie należało wracać do tego, tym bardziej w tak dzikiej formie. W Europie w wyniku rozpadu ZSRR powstały nowe państwa ze swoimi granicami. I jeśli Rosja uznała te granice (a uznała), to w 2014 roku w wyniku jednostronnych posunięć nie należało tych granic przesuwać. […] Z jednej strony uważam anschluss Krymu za przestępstwo, a z drugiej widzę w tym pewną historyczną sprawiedliwość. Nawalny myśli podobnie. Co prawda mam podejrzenie, że Ukraina przetrwa dłużej niż Rosja i szansa, że Krym powróci do Ukrainy, jednak jest. Dlatego że proces rozpadu ZSRR jeszcze się nie zakończył, a dzięki tytanicznym wysiłkom W.Putina zakończy się rozpadem Federacji Rosyjskiej jeszcze za naszego żywota”.

Nie tylko Malgin zagląda w przyszłość i próbuje odpowiedzieć na pytanie „Co z tym Krymem”. Politolog Aleksandr Szmielow pisze: „Nie widzę żadnego wyjścia z tej ślepej uliczki, w którą Putin i spółka wprowadzili stosunki Rosji i Ukrainy, przyłączając Krym. Ale żaden rosyjski polityk, który dojdzie do władzy, nie może sobie pozwolić oddać Krym Ukrainie. […] Gdyby to ode mnie zależało, to ja bym ogłosił Krym niepodległym państwem, dostępnym tak dla obywateli Rosji, jak i Ukrainy, bez wiz, za to z wolną strefą ekonomiczną, legalizacją wszystkiego (hazard, marihuana, prostytucja). Niemniej zdaję sobie sprawę, że przy obecnym stanie umysłów w Rosji i na Ukrainie ludzie nie są gotowi na taki kompromis. Przez najbliższe dziesięciolecia będziemy jak Armenia i Azerbejdżan, kiedy pokój jest traktowany jako tymczasowy rozejm, a zgromadzeni na wspólnych ćwiczeniach oficerowie dwóch państw mogą sobie nawzajem obciąć głowy i wrócić do kraju jak bohaterowie [nawiązanie do podobnego incydentu na wspólnych ćwiczeniach, w których brali udział Ormianie i Azerowie]. Krym to największa geopolityczna katastrofa XXI wieku, potomkowie będą za nią przeklinać wszystkich, kto miał jakikolwiek związek z #Krymnasz”.

Kanapka z kiełbasą może człowiekowi długo leżeć na wątrobie, może okazać się niestrawna, wywołać mdłości, zawroty głowy, jad kiełbasiany to śmiertelna trucizna. Z ekonomicznego punktu widzenia ta kanapka też drogo kosztuje. Swoje rozważania na temat kosztów aneksji Krymu prowadzą też ekonomiści. Liczą. Mają coraz więcej do policzenia. Ale to temat na oddzielną rozprawkę.

Kryzysowe wojny futbolowe

O postawach kibiców, szczególnie tych najbardziej zaangażowanych – kibiców piłkarskich, napisano wiele książek, nie mówiąc o artykułach prasowych. Piłka nożna sama z siebie wyzwala ogromne emocje, ale gdy do tego dochodzi jeszcze gorączka polityczna, robi się naprawdę gorąco.

Można to było zaobserwować podczas meczu Białoruś-Ukraina w ramach eliminacji do mistrzostw Europy, który odbył się na Białorusi. Od razu podam wynik – Ukraina wygrała 2:0, ale tym razem nie o wynik chodziło. A o to, jak zachowywały się trybuny. Ale po kolei.

W ukraińskiej i rosyjskiej prasie przed meczem pojawiły się informacje, że szykuje się największa od lat ustawka pomiędzy kibicami Rosji i Ukrainy. Takie ustawki odbywały się niejednokrotnie przed wojną rosyjsko-ukraińską, ale teraz mają jeszcze wymiar dodatkowy. Na stronach internetowych rosyjskich kibiców można znaleźć obszerne opisy poprzednich ustawek. Rosyjscy kibole twierdzą, że wszystkie „machacze” (rosyjska nazwa ustawki) wygrywają oni – Ukraińców z pola boju znoszą nieprzytomnych. Czy w białoruskim Borysowie doszło do bitwy kiboli – nie wiadomo, media nic nie o tym nie piszą. Natomiast piszą o tym, co wydarzyło się na stadionie. Trybuny kibiców ukraińskich i białoruskich prowadziły zadziwiający dialog. „Żywe Biełaruś” – krzyczała białoruska trybuna, a także: „Sława Ukrainie”, Ukraińcy odpowiadali „Herojam sława”. Na trybunie rozwinięto ogromny baner po białorusku: „Spotkanie braci”. Śpiewano pieśni zespołu Lapis Trubieckoj oraz słynny przebój ukraińskich kibiców (i nie tylko kibiców) „Putin ch… la la la la la la”. Na twitterze pojawiło się natychmiast mnóstwo komentarzy, np. „Ukraina strzela bramki, Białoruś wpuszcza, ale przegrywa Rosja”.  Po meczu białoruskie KGB zatrzymało kilkanaście osób pod zarzutem publicznego używania niecenzuralnych słów.

Jeszcze pod koniec lutego, po krwawych wydarzeniach na Majdanie i ucieczce Janukowycza z Kijowa, rosyjscy kibice (tym razem hokejowi) wyrażali solidarność z protestującą Ukrainą (http://www.aif.ua/sport/other/1115053). W czasie meczu Spartaka i CSKA trybuny wykrzykiwały „Sława Ukrainie”. Dzisiaj w Rosji nie do pomyślenia.

Równie ciekawie było na meczu eliminacyjnym Rosja-Szwecja w Sztokholmie w ostatni czwartek.  Pod stadionem jeszcze przed początkiem spotkania kilka osób stało z ukraińskimi flagami w ręku, plakatami „czerwona kartka dla Putina” i wezwaniami do odebrania Rosji organizacji mistrzostw świata w 2018 roku. Przybywający na mecz rosyjscy kibice rzucili się na protestujących, jeden z Rosjan nazwał uczestników pikiety „faszystami”. Doszło do przepychanki, interweniowała policja. Do incydentu doszło również w trakcie meczu. Rosyjski kibic wyciągnął flagę samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej i chciał ją wywiesić na barierze. Taka manifestacja polityczna nie spodobała się reszcie rosyjskiego sektora, znowu doszło do szarpaniny.

Z poparciem dla „projektu Noworosja” wystąpili natomiast rosyjscy kibice podczas dzisiejszego meczu Rosja-Mołdawia, który odbył się w Moskwie: nad trybuną wznieśli portrety Igora Girkina vel Striełkowa, Walerija Bołotowa i innych dowódców separatystów działających teraz i wcześniej na wschodzie Ukrainy, pod portretami wywieszono baner z napisem „Duma narodu”. Mecz zakończył się remisem, choć Rosja ostrzyła sobie zęby na wysokie zwycięstwo. Stosunki rosyjsko-mołdawskie nie należą do najcieplejszych, zwłaszcza po podpisaniu przez Kiszyniów umowy stowarzyszeniowej z UE. O tym, jakie emocje towarzyszą ostatnim wydarzeniom, niech świadczy wymiana ciosów pomiędzy prezydentami Rosji i Mołdawii podczas niedawnego szczytu WNP. Mołdawski prezydent wyraził ubolewanie, że po podpisaniu przez jego kraj umowy stowarzyszeniowej z Unią Rosja faktycznie zamknęła swój rynek dla mołdawskich towarów i że Mołdawia została de facto wypchnięta ze wspólnej przestrzeni wolnego handlu WNP. Na co Putin odparł: trzeba było wcześniej pomyśleć, jakie skutki będzie miało podpisanie umowy z UE. I nawet wtedy, kiedy zaczął przemawiać kolejny z prezydentów, obaj panowie wymieniali groźne słowa, gesty i spojrzenia. No i teraz jeszcze ten niekorzystny wynik meczu…

Białorusko-ukraińskie braterstwo stadionowe, mobilizacja mołdawskiej drużyny podczas meczu z Rosją, portrety „bohaterów Noworosji” w chwili, gdy Kreml po cichu zwija projekt Noworosja – to ważne sygnały trendów społecznych. Jesienią 2011 roku trybuny wygwizdały Putina (http://labuszewska.blog.onet.pl/2011/11/21/zmieszane-sztuki-walki/), to był ważny sygnał niezadowolenia tej grupy społecznej, która potem zorganizowała masowe protesty „białej wstążki” przeciwko fałszowaniu wyborów i powrotowi Putina na Kreml. Czy teraz ktokolwiek na szczytach władzy w Rosji w ogóle chce słyszeć i widzieć sygnały dobiegające ze stadionów? Wiele wskazuje na to, że inżynierowie dusz i ich szef grają swój mecz i nie oglądają się na reakcje widzów. Czy słusznie?

Z dalekiego frontu

Syria. Daleko od Moskwy. W pewnej chwili Syria stała się jednak bliska sercu rosyjskiego przywódcy. W zeszłym roku w rozgrywce z niezdecydowanym Zachodem Władimir Putin zagrał skuteczną partię – powstrzymał USA przed interwencją, która doprowadziłaby do obalenia Baszara al-Asada. A prezydent Asad to przyjaciel Rosji postrzegany przez Kreml jako gwarant, że w Syrii nie powtórzy się „arabska wiosna/kolorowa rewolucja” (kremlowskie wróble ćwierkają od dawna, że pan Putin bardzo nie lubi takich hopsztosów, uważa je za rezultat wrażych knowań Waszyngtonu). Putin po akcji „wstrzymać Obamę, obronić Asada” zyskał uznanie jako człowiek miłujący pokój i skutecznie oń walczący. Rozległy się nawet głosy, by mu za to przyznać Pokojową Nagrodę Nobla. Teraz po Krymie i rozpętaniu wojny w Donbasie nawet najzagorzalsi zwolennicy kandydatury Putina jakoś się z tym pomysłem nie wyrywają. Ale wróćmy do Syrii.

Wobec wydarzeń na Ukrainie Damaszek znalazł się na dalekich pozycjach. Informacje stamtąd rzadko goszczą na łamach rosyjskiej prasy. Tymczasem trzy dni temu z rejonu syryjskiej stolicy napłynęły wiadomości od członków sił antyrządowych (SSA). Otóż, zdobyli oni strategiczne wzgórze Tal al-Hara na południu Syrii, w pobliżu granicy z Izraelem. Nie byłoby w tym żadnej sensacji, gdyby nie to, że na wzgórzu zdobywcy odkryli zakamuflowane radiolokacyjne centrum wywiadowcze. Znalezione tam materiały świadczą o tym, że w wraz z syryjskimi funkcjonariuszami w centrum pracowali specjaliści z Rosji. Pokazane na filmie zamieszczonym w internecie przedmioty zidentyfikowano jako należące do GRU (wywiad wojskowy). W porzuconej dokumentacji znaleziono dowody na to, że ośrodek odwiedzali wysoko postawieni funkcjonariusze rosyjskich służb specjalnych i członkowie kierownictwa ministerstwa obrony. Piętnastu funkcjonariuszy rosyjskiego wywiadu miało pracować w ośrodku niemal do ostatniej chwili: opuścili bazę dwa tygodnie temu i zostali wywiezieni do Damaszku samolotem syryjskiego lotnictwa wojskowego. W przeddzień ataku powstańców z obiektu wywieziono też część nowoczesnego sprzętu – pisze internetowa gazeta „Wzglad”.

Oficjalna Moskwa nabrała na razie wody w usta, za to w Waszyngtonie ochoczo podchwycono temat. Eksperci Pentagona uznali znalezione w centrum poszlaki świadczące o obecności Rosjan za wiarygodne. „To świadczy o bezpośrednim udziale Rosji w konflikcie syryjskim” – podkreślają. Zdaniem znanego kremlinożercy senatora Johna McCaina, znaleziska świadczą niezbicie, że Moskwa okazuje Damaszkowi nie tylko wsparcie wojskowe, ale wręcz bezpośrednio koordynuje działania i zarządza konfliktem.

Stephen Blank z amerykańskiej rady ds. polityki zagranicznej, specjalizujący się w tematyce wojskowej w wywiadzie dla Radia Swoboda powiedział, że centrum było zapewne wykorzystywane nie tylko dla pozyskiwania danych o działaniach armii izraelskiej, ale „wykorzystywano [je] do śledzenia amerykańskich transportów wojskowych na Bliskim Wschodzie. Sens zakładania takiego ośrodka polega na tym, aby przechwycić możliwie jak najwięcej informacji elektronicznej. […] Rosjan interesowały w pierwszym rzędzie działania USA w Turcji, Iraku i Jordanii”. Od początku arabskiej wiosny Rosja i Syria wymieniały informacje wywiadowcze. Niewykluczone, że rosyjscy wojskowi pomagali syryjskiej armii rządowej w prowadzeniu walk.

„Ta sprawa nie będzie miała wielkiego znaczenia dla ogólnego krajobrazu stosunków amerykańsko-rosyjskich. Dla nas też się nic nie zmieni: Rosja jak popierała reżim Asada, tak nadal będzie go popierać, to nasza pryncypialna linia. I żadne amerykańskie oświadczenia i krzyki nie powstrzymają nas” – powiedział w cytowanej powyżej gazecie „Wzglad” rosyjski ekspert ds. wojskowych Igor Korotczenko. A teraz deser, posłuchajcie Państwo. – „Sytuacja zmieniła się po kryzysie na Ukrainie. Mamy rozwiązane ręce w kwestii jakiejkolwiek pomocy Syrii. Obecnie Rosja absolutnie nie będzie się kryć z udzielaniem pomocy sojusznikom”. Hulaj dusza, piekła nie ma.

Rosja jeszcze przez kryzysem ukraińskim też się niespecjalnie kryła. W październiku 2012 roku doszło do incydentu: Turcja przechwyciła rosyjskie ładunki wojskowe wiezione do Syrii (http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/10/12/przymusowe-ladowanie-przymusowe-hamowanie-2/).

Zdaniem Blanka, na terytorium Syrii z całą pewnością istnieją jeszcze inne obiekty wywiadowcze, w którym pracują rosyjscy specjaliści. Rosyjscy specjaliści wojskowi wykazują ostatnio dziwną predylekcję: zamiast niewzruszenie stać na straży ojczystych granic i własnego terytorium, co rusz błądzą gdzieś po świecie. Kilka tygodni temu „zabłądzili” podczas rzekomych ćwiczeń w pobliżu granicy z Ukrainą i weszli wraz z całym sprzętem w głąb terytorium sąsiada…

Dwanaście prac Putina

Na sześćdziesiąte drugie urodziny prezydent od grupy swoich zwolenników dostanie nie lada prezent: wystawę wybitnych prac plastycznych „Dwanaście prac Putina” – donosi dziś „Gazeta.ru”. Sieć Zwolenników Władimira Putina (na FB można ich znaleźć tu – https://www.facebook.com/moiputin) poinformowała, że w sali wystawowej Krasnyj Oktiabr’ (Czerwony Październik) chętni będą mogli obejrzeć kolekcję poświęconą osiągnięciom jubilata.

Sukcesy Putina na politycznej niwie anonimowi autorzy pomysłu porównują do mitycznych prac Heraklesa. I tak: (1) zabicie lwa nemejskiego to w ujęciu pomysłodawców walka z terroryzmem [tego lwa Putin chciał dorwać nawet w kiblu, ale lew się co rusz z tego kibla wymyka]; (2) zgładzenie hydry lernejskiej – odpowiedź na sankcje [prezydent znajduje zawsze adekwatną odpowiedź na sankcje wstrętnego Zachodu: obkłada sankcjami swoich poddanych, tak było w przypadku wprowadzenia ustawy Dimy Jakowlewa, tak jest w przypadku ostatnich sankcji, ograniczających dostęp Rosjan do żywności z zagranicy]; (3) przepędzenie ptaków stymfalijskich – powstrzymanie bombardowania Syrii [to faktycznie był dyplomatyczny majstersztyk – akcja Putina pozwoliła utrzymać się przy władzy Asadowi, choć wojny i nieszczęść nie zakończyła]; (4) schwytanie łani kerynejskiej – olimpiada w Soczi [najdroższe igrzyska w dziejach; obiekty w Soczi stoją teraz puste];  (5) schwytanie dzika erymatejskiego – likwidacja oligarchii [o, tego dzika to faktycznie Putin pogonił na cztery wiatry, to znaczy jednych oligarchów wykurzył lub wsadził do więzienia, ale wyhodował sobie pokaźne stadko własnych dzików]; (6) oczyszczenie stajni Augiasza – walka z korupcją [stajnie pełne są uczciwych urzędników od dołu do góry tabeli rang]; (7) schwytanie byka kreteńskiego – Krym [na razie nie wiadomo, czy Putin go schwytał za rogi czy za ogon]; (8) schwytanie koni Diomedesa – kontrakt na Mistrale [zamówienie Mistrali to było świetnie posunięcie, teraz Putin czeka na ruch Francji w obliczu sankcji]; (9) zdobycie pasa Hipolity – South Stream [pas się nie dopina]; (10) uprowadzenie wołów Herionesa – kontrakt gazowy z ChRL [skórka za wyprawkę]; (11) zerwanie złotych jabłek w ogrodzie Hesperyd – wsparcie dla mińskiego rozejmu [wycofanie z Ukrainy części wojska, którego podobno nigdy tam nie było, utrzymanie kontroli nad pokaźnym odcinkiem granicy rosyjsko-ukraińskiej, przez który można wwozić wszystko, przymuszanie Kijowa do przyjęcia warunków Moskwy w sprawie umowy stowarzyszeniowej z UE itd., tu lista jest bardzo długa]; (12) poskromienie Cerbera – walka z USA [jaki Cerber, takie poskromienie].

Uff, Herakles chyba miał łatwiej.

Wiadomość o wystawie została momentalnie podchwycona przez media i rozwałkowana na cienkie placuszki. Komentatorzy zastanawiali się, czy to autentyczny wyraz podziwu dla nieulękłego wodza – który i amfory wyławia z dna mórz, i stadu żurawi w powietrzu przewodzi, nie bacząc na stan kręgosłupa, i na fortepianie zagra przed gwiazdami Hollywoodu – czy czysty żywy żart. Dziennik „Moskowskij Komsomolec” wprost poinformował, że wiadomość o wystawie to fake („Gazeta.ru” w chwili, gdy piszę te słowa, nie zdementowała wcześniejszych informacji).

Satyryczne portale internetowe od dawna prowadzą listę przebojów wyczynów Putina. „Redburda.ru” zrobił własne zestawienie (z 2008 roku), wśród bohaterskich dokonań wymienił m.in. „Putin nie pozostaje na trzecią kadencję prezydencką. W tym celu musiał pokonać piterską hydrę […]. Ale najtrudniejsza okazała się walka z samym sobą. Putin zamknął się na Kremlu i walczył, długo walczył, aż w końcu pokonał sam siebie” albo „Putin chwyta Connie, za którą pół godziny ganiała cała ochrona Kremla. Putin osobiście przeniósł Connie do Psiego Pałacu. Naród o tym wyczynie ułożył pieśń: Ale dostała mi się Connie narowista…”

Bardziej aktualną listę (wykorzystującą częściowo tę z „Redburda.ru”) prowadzi Lurkmore; wśród prac Putina a la Herakles są tam: oczyszczenie jukosowych stajni i wprowadzenie króla Chodora do Matrosskiego Królestwa [nawiązanie do przetrzymywania właściciela Jukosu Michaiła Chodorkowskiego w areszcie śledczych Matrosskaja Tiszyna]; Putin podbija Krym (dwie wersje); Putin zabija dzika breżniewowskiego.

Demotywatory też zrobiły swoje zestawienie: http://demotivation.me/6ha9x0yjyji0pic.html#.VDKCJRtxmic

Bezlitośnie przejechał się po liście wybitnych osiągnięć Putina jeden z internautów. Oto jego propozycje: (1) dolar po raz pierwszy w historii zanotował historyczne minimum – 40 rubli; (2) Putin uczynił Rosję liderem pod względem wszystkich negatywnych wskaźników ONZ; (3) Putin faszyzm uczynił lejtmotywem masowych nastrojów społecznych; (4) rozwalił sądownictwo; (5) Biesłan; (6) Nord Ost; (7) zestrzelony przez putinowskich najemników samolot Malezyjskich Linii Lotniczych; (8) z członków kooperatywy Oziero zrobił bogaczy; (9) zorganizował najdroższą w historii olimpiadę, z niesłychanym złodziejstwem środków na tle ubożenia społeczeństwa, podupadającej służby zdrowia, nierozwiniętej edukacji, mizernych emerytur; (10) z władzy ustawodawczej zrobił kieszonkowe zgromadzenie, mające za zadanie utrzymać go na tronie; (11) rozpętał wojnę z bratnim narodem; (12) zawrócił kraj ku średniowieczu, skompromitował państwo.

Jak widać, niektórzy potraktowali tę zabawę poważnie. Swoją drogą – taka kpina z przywódcy (jeżeli wiadomość o wystawie to rzeczywiście fake, a nie przykład wazeliny) z okazji urodzin to duży numer. Ale kpina to inteligentna, czerpiąca pełnymi garściami z kremlowskiej propagandy, która codziennie opowiada Rosjanom różne mity.

Magister rzuca urok

W gabinecie osobliwości i oczywistych idiotyzmów to wydarzenie i ta postać zajmują wyjątkowe miejsce. Tytułujący się jako „magister wudu” mieszkaniec Jekaterynburga Anton Simakow przeprowadził w ostatnich dniach złowróżbny obrzęd, mający pozbawić życia prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę i inne osoby z ukraińskiego politycznego establishmentu. Akcja została rozpropagowana wpierw przez miejscowe uralskie media, a potem podchwycona przez całą resztę „russkiego mira”. Rytuał można obejrzeć na kanale youtube.

Simakow dokonał rytualnego obcięcia łba kogutowi – złożenie ofiary było, wedle jego zapewnień, konieczne i zgodne z nakazami haitańskiej religii. „Zdychaj, Petrze, zdychaj, Arseniju, zdychaj, zdychaj” – szeptały nad kogutem i woskowymi figurkami magiczne wargi magistra, który już nie po raz pierwszy użył praktyk swego hochsztaplerskiego rzemiosła na rzecz rozwiązania bieżących problemów politycznych. Kilka lat temu siłę magii zaangażował w popieranie jednego z kandydatów na mera Jekaterynburga. Bez widomych efektów. Ponownie zasłynął jako performer wspierający członkinie Pussy Riot: urządził pokaz układania się w trumnie w intencji uwolnienia „pusiek”. Rezultat Państwo znacie: Nadieżda Tołokonnikowa i Maria Alochina poszły siedzieć.

Mag z Jekaterynburga od lat wykonuje usługi dla ludności: rzuca urok, karze niewiernego ukochanego, pomaga rozwinąć biznes i dojść do pieniędzy, leczy z nieuleczalnych chorób itd. „Raz poproszono mnie, bym nawiązał kontakt z Dumą Państwową, ale mi się nie udało, najwidoczniej z tamtej strony była silna obrona” – skarżył się Simakow w jednym z wywiadów dla prasy. Nawiasem mówiąc, patrząc na to, co dzieje się w Dumie, można nabrać przekonania, że tam też pracują podobni do Simakowa specjaliści od zarzynania kogutów i kłucia woskowych lalek szpilkami.

Czarny mag z Jekaterynburga ma zastępy uczniów i naśladowców. Reklamuje swoje usługi na wielkich bilbordach stojących na ulicach rodzinnego miasta. „Powrót męża na łono rodziny. Ochrona przed zdradą małżeńską” – obiecuje. Zresztą nie on jeden. Rosjanie lubują się w praktykach ezoterycznych. Rynek wróżb, wszelkiego rodzaju guseł, niekonwencjonalnych usług medycznych i innego rodzaju oszukańczych praktyk to miliardy rubli rocznie. W Petersburgu planowano obłożenie podatkami usług wróżów i okultystów. Ale chyba nic z tego nie wyszło.

Obywatel Janukowycz

Tajnym dekretem Władimir Putin przyznał obywatelstwo Federacji Rosyjskiej eksprezydentowi Ukrainy Wiktorowi Janukowyczowi. A także eksprokuratorowi generalnemu Pszonce, ekspremierowi Azarowowi i członkom ich rodzin. Taką informację, powołując się na sekretne źródła operacyjne, podał doradca ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych Anton Heraszczenko. „Rosja swoich obywateli nie wydaje, choćby to byli seryjni maniacy zabójcy” – napisał na FB. Przeciwko wszystkim wymienionym nowym obywatelom Rosji ukraińska prokuratura prowadzi śledztwa.

Strona rosyjska w sprawie nadania obywatelstwa „ukraińskim brontozaurom” [określenie moskiewskiego dziennikarza Antona Oriecha] nabrała wody w usta. Rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow w rozmowie z dziennikarką rozgłośni Echo Moskwy wił się jak piskorz, by nic nie powiedzieć.

– Po pierwsze [Janukowycz] został objęty opieką przez państwo rosyjskie. Co do reszty, to nie znam szczegółów i dlatego nic pani nie mogę powiedzieć – takiej odpowiedzi udzielił na pytanie o to, czy może potwierdzić rewelacje Heraszczenki.

– A zatem czy to, że [Janukowycz] nie otrzymał obywatelstwa, jest pewne? – nie ustępowała dziennikarka.

– Ja po prostu nie wiem. Jak mogę mówić coś konkretnie, coś potwierdzać, skoro nie wiem.

– Czy możemy mieć nadzieję, że się pan dowie za jakiś czas?

– No raczej nie, raczej nie, bo nie mam czasu.

I dodał, że Kreml nie zamierza reagować na eskapady doradców ukraińskiego ministra. W rosyjskim segmencie internetu natychmiast pojawiły się dziesiątki prześmiewczych komentarzy. „Jasne, tam nic nie wiedzą. Tak samo jak o tych paszportach dyplomatycznych na Iwana Iwanowicza, z którymi objęci sankcjami urzędnicy jeżdżą sobie teraz swobodnie po montecarlach”.

O różnych sekretnych dekretach Putina związanych z dziwną wojną rosyjsko-ukraińską, do udziału w której Rosja nie chce się oficjalnie przyznać, dobrze poinformowane wróble ćwierkały już nie raz. Dekret o obywatelstwie dla Janukowycza i spółki można postrzegać jako logiczny dalszy ciąg po tym, jak Moskwa udzieliła zbiegowi schronienia zimą tego roku. Kreml wielokrotnie przymierzał się do politycznego wykorzystania Janukowycza w grze z Kijowem, ale jego karta za każdym razem okazywała się bita. Po wyborach prezydenckich na Ukrainie Janukowycz zniknął z radarów. Ktoś go podobno widział z małżonką w Soczi. Dziennikarze wywęszyli, że ma mały biały domek pod Moskwą w elitarnym strzeżonym osiedlu. Azarow według doniesień austriackiej prasy zwiał do Austrii, jego syn ma tam mały biały domek.  Z kolei dziennikarz „Ukraińskiej Prawdy” znalazł siedzibę Azarowa pod Moskwą w willowym osiedlu Monolit (wartość nieruchomości oceniono na 8,5 mln dolarów). Co do Pszonki – to żadnych przecieków nie było. Można założyć, że też ma gdzieś w miłej okolicy mały biały domek. Pewnie tęskni do swojego pałacu pełnego złotych sztabek w kształcie bochenka chleba i naturalnej wielkości portretu w pozie i ubiorze rzymskiego patrycjusza.

Politolog Stanisław Biełkowski patrzy na nowych współobywateli bez zdziwienia: „Wiemy o inicjatywie naszego rządu, aby przyznawać rosyjskie obywatelstwo za 10 mln rubli inwestycji. Możemy nie  mieć wątpliwości, że Janukowycz i jego drużyna dokonali znacznie większych inwestycji w rosyjską gospodarkę. Mówią, że tylko jeden z domów należących do rodziny Janukowyczów na szosie Rublowsko-Uspieńskiej pod Moskwą kosztuje około 50 mln dolarów. Więc dlaczego mielibyśmy nie nagrodzić tych ludzi rosyjskimi paszportami, tak jak na przykład Gerarda Depardieu. A propos, to w thrillerze o Janukowyczu i jego upadku Depardieu powinien zagrać główną rolę.[…] Rosja izolując się od Zachodu staje się mekką dla wątpliwych postaci, właścicieli nieczystych kapitałów pochodzących z przestępstwa, a także dla takiego właśnie kapitału”.