11 marca. Coraz bliżej pierwsza rocznica aneksji Krymu przez putinowską Rosję, coraz więcej pojawia się publikacji na temat wydarzeń sprzed roku. Coraz wyraźniej widać zarys długiego i stale rosnącego nosa Pinokia, zajmującego poczesne miejsce na twarzy prezydenta Rosji.
Internetowa „Meduza” zamieściła relacje kilku kawalerów medalu „Za przywrócenie Krymu”, którzy wspominają krymską przygodę (https://meduza.io/special/polite). Oleg Tieriuszyn, sierżant z brygady desantowo-szturmowej z Uljanowska: „na Półwyspie Krymskim byliśmy jednymi z pierwszych, 24 lutego [2014 roku]. Dwa dni wcześniej zarządzono alarm w jednostce i wysłano nas samolotami do Anapy [miasto w Kraju Krasnodarskim, na południu Rosji]. Z Anapy ciężarówkami zostaliśmy przewiezieni do Noworosyjska, skąd wielkim okrętem desantowym popłynęliśmy do Sewastopola. Nikt poza dowództwem nie miał pojęcia o operacji przywrócenia Krymu w skład Rosji. Posadzili nas pod pokładem okrętu, a o poranku wyszliśmy na pokład i zorientowaliśmy się, że jesteśmy w bazie Floty Czarnomorskiej. Jak tylko zeszliśmy na ląd, polecono nam zdjąć z mundurów wszystkie dystynkcje, aby nie afiszować naszej obecności na półwyspie i nie siać paniki. Rozdano nam kominiarki, ciemne okulary, nakolenniki i osłony na łokcie. Byliśmy pierwszymi z tych, których potem nazwano uprzejmymi ludźmi”.
Określenie „uprzejmi ludzie” (вежливые люди) wprowadził do obiegu bloger z Sewastopola Borys Rożyn, zostało ono natychmiast podchwycone i rozpropagowane przez rosyjskie media, oprawiające propagandowo operację Krym.
Wszystko to już wiemy od roku. Ale jeszcze rok temu władze Rosji zaprzeczały w żywe oczy temu, że wysłały regularne wojsko na Krym i gwałcąc prawo międzynarodowe, dokonały aneksji terytorium sąsiedniego państwa. Prezydent Putin opowiadał, że takie kombinezony, w jakie przyobleczone są chmary „zielonych ludzików” paradujących po Krymie, można sobie kupić w sklepiku z militariami.
Wymiana ciosów z tymi, którzy nie chcą uznać samozwańczej jurysdykcji Moskwy nad Krymem, trwa od roku. Jedna część adeptów szkoły kremlinologii stosowanej wyjaśnia ten ciąg wydarzeń tak: dla Putina uderzenie na Krym, a potem wschodnią Ukrainę to była odpowiedź na to, co stało się w Kijowie, odpowiedź godna mocarstwa, broniącego swojego prawa do dyktatu na terytorium, uznawanym przezeń za kanoniczne. A zatem z punktu widzenia Kremla, zaczął przepychankę Zachód, który rozniecił powstanie w Kijowie, aby knowaniami i podżeganiem konfliktu „wyjąć” Ukrainę ze strefy wpływów Rosji. Dla Zachodu aneksja Krymu była początkiem, który uruchomił (niechcianą, a wymuszoną agresją Rosji) lawinę: sankcje, wojnę, sankcje, rozejm i tak dalej. Druga część kremlinologów uważa, że „operacja Krym” była przygotowywana już wcześniej. Trudniej wprawdzie w tej wersji ustalić motywy. Rok temu prezydent Putin był w znakomitej formie, otwierał i zamykał igrzyska w Soczi, które przepychem miały olśnić cały świat. Naród go popierał, budżet się – mimo narastających trudności – dopinał. Żyć nie umierać, a jednak…
Dziś jednak uwagę mediów i publiczności w Moskwie zaprzątały wcale nie wspominki z zeszłorocznej hucpy na Krymie, a świeże doniesienia o zagadkowym zniknięciu prezydenta Putina.
Najpierw agencje podały informację, że Putin „chyba jest chory” i dlatego nie pojedzie na planowane w Astanie na 12-13 marca spotkanie z prezydentami Kazachstanu i Białorusi. Potem przemówił rzecznik prezydenta, który zdementował wiadomość o chorobie szefa. Dodał, że do Astany prezydent doleci, ale w późniejszym terminie. Napięcie rosło, w przestrzeni medialnej pojawiały się coraz to nowe słuchy. Po obiedzie na stronie internetowej Kremla opublikowano stenogram spotkania Putina z prezydentem Republiki Karelia Aleksandrem Chudilainenem. Pod tekstem znalazło się zdjęcie przedstawiające obu polityków, datowane na 11 marca. Szybko jednak okazało się, że spotkanie Putin-Chudilainen odbyło się 4 marca. Ostatnie publiczne pojawienie się Putina miało miejsce 5 marca, gdy spotykał się z premierem Włoch, goszczącym w Moskwie.
No i się zaczęło: dociekano, dlaczego służby prasowe Kremla świadomie kłamią, zamieszczając nieprawdziwą datę pod fotografią Putin-Chudilainen? Analizowano każdy detal. Wyciągnięto między innymi to, że według strony internetowej Kremla Putin spotkał się z gubernatorem Jamału 10 marca. Ale pan gubernator tego dnia na Kremlu nie gościł. I tak dalej w tym duchu.
Informacje o stanie zdrowia Putina nie po raz pierwszy elektryzują światowe, a przede wszystkim rosyjskie media. Nic dziwnego – stara kremlowska tradycja nakazuje trzymanie informacji o stanie zdrowia głowy państwa w ścisłej tajemnicy. A zdrowie dyktatora zawsze jest kluczową kwestią dla systemu, na którym satrapa się wspiera i który wspiera się na satrapie. Zadaniem służb prasowych Kremla jest w razie pojawiania się pogłosek o pogorszeniu się stanu zdrowia szefa usilne dementowanie takich wieści i zapewnianie, że wszystko jest w najlepszym porządku. Tak było np., gdy prezydent Jelcyn przeszedł kolejny zawał i nie pojawiał się publicznie, a jego sekretarz mówił przed kamerą, że jest super, tylko prezydent nie przyjeżdża na Kreml, a „pracuje w domu z dokumentami”. Kiedy Putina dopadła tajemnicza dolegliwość kręgosłupa po brawurowym locie na czele stada żurawi śnieżnych, też oficjalnie mówiono, że nic takiego, nic, nic. Ostatnio rzecznik Putina wyśmiewał oficjalnie wiadomości o chorobach Putina, podawane przez źródła amerykańskie.
