Wymiana: But za Griner

11 grudnia. Na lotnisku w Abu Zabi trzy dni temu odbyła się wymiana więźniów pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Z Rosji przyleciał samolot wiozący koszykarkę Brittney Griner, z USA przybył Wiktor But. Ich drogi przecięły się symbolicznie na płycie lotniska.

O tym, kim jest Wiktor But, pisałam m.in. na blogu (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2012/06/03/but-sredniego-rygoru/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2011/11/03/but-w-lapach-amerykanskiej-soldateski/). Rzutki handlarz, umoczony w przeróżnych dziwnych akcjach i transakcjach od lat dziewięćdziesiątych po koniec pierwszej dekady XXI wieku. Formalnie był tylko przewoźnikiem, zarabiał krocie na przewozach międzykontynentalnych (w szczytowym momencie rozwoju firmy miał ok. 150 samolotów). A nieformalnie? Dokumentacja zgromadzona przez autorów raportów ONZ i Amnesty International świadczy o przewożeniu nielegalnych ładunków, w tym „krwawych diamentów” i broni. Wpadka w Tajlandii w 2008 r. położyła kres szemranym geszeftom Buta. Rosyjska dyplomacja stawała na rzęsach, aby nie dopuścić do jego ekstradycji do USA. Ba, nawet Duma Państwowa wystosowała do władz tajlandzkich odnośny panegiryk broniący nieskazitelnego rycerza niosącego światu pokój. Przed sądem w USA But odpowiadał za spisek w celu pozbawienia życia obywateli USA oraz spisek w celu nielegalnej sprzedaży broni organizacji FARC, uznanej przez Stany Zjednoczone za terrorystyczną. W 2012 r. dostał 25 lat (Amerykanie od początku dawali do zrozumienia, że But spędzi za kratami co najmniej dziesięć lat, o wcześniejszych targach nie może być mowy). Przy każdej nadarzającej się okazji rosyjskie władze i służby dyplomatyczne działały mocno na rzecz uwolnienia Buta. Czemu But był tak ważny dla Moskwy? W śledztwie trzymał gębę na kłódkę, nie chciał pójść na ugodę ani na współpracę, wypierał się konsekwentnie winy oraz jakichkolwiek powiązań z ludźmi władzy. Ale czy bez tzw. kryszy mógł kręcić tak szeroko zakrojone interesy? Znawcy mechanizmów w środowiskach wysoko postawionych osób (cywilnych i wojskowych) prowadzących pokątną działalność jednoznacznie stwierdzają, że nie mógłby nawet palcem kiwnąć, gdyby nie był ważnym ogniwem w tym czarnorynkowym łańcuchu.

A zatem z jednej strony tej wymiany – ważna figura, Wiktor But, „handlarz śmierci”, pierwowzór postaci z legendarnego filmu „Władca życia i śmierci”. A z drugiej – sportsmenka, utytułowana koszykarka Brittney Griner. Zatrzymana w lutym br. na lotnisku w Moskwie pod zarzutem posiadania narkotyków (miała w bagażu niewielkie ilości wkładów zawierających marihuanę). Skazana ostentacyjnie i niewspółmiernie do wagi niewielkiego wykroczenia na 9 lat łagru.

Widać więc gołym okiem nierównoważność wymiany. Znawca tematyki rosyjskich służb specjalnych Andriej Sołdatow zwraca uwagę, że rosyjskie władze mogą się rozzuchwalić – osiągnęły łatwo cel „odzyskania” cennego dla siebie więźnia za osobę zatrzymaną pod wątpliwymi, błahymi zarzutami – i mogą przystąpić do brania jako zakładników „na wymianę” obywateli państw, uznawanych przez Moskwę za nieprzyjazne. Komentatorzy wyciągnęli też to, że w rosyjskim więzieniu odbywa karę inny amerykański obywatel: Paul Whelan, skazany za szpiegostwo. Podobno strona amerykańska starała się o wymianę Griner plus Whelan na Wiktora Buta, ale propozycje były konsekwentnie odrzucane przez Rosję. W Stanach trwa ożywiona dyskusja na ten temat, włączył się w nią nawet były prezydent Donald Trump.

Rosja tymczasem cieszy się z przywiezienia Buta do kraju. Telewizja 1tv w dniu wymiany nadała krótki reportaż z mieszkania matki Wiktora, która dziękowała Putinowi za uwolnienie syna. Oficjalna propaganda włączyła swoje hasło „Swoich nie porzucamy”. Tuba na zagranicę telewizja RT nadała krótki wywiad, który poprowadziła Maria Butina, obecnie deputowana Dumy Państwowej, która wcześniej odsiadywała niewielki wyrok w amerykańskim więzieniu za nielegalną działalność lobbystyczną (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/04/28/maria-butina-winna-i-skazana/; https://www.tygodnikpowszechny.pl/rudowlosa-maria-i-piec-krokow-w-niepewnosc-154410; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/10/28/butina-wrocila-do-rosji/).

Butina stwierdza na początku rozmowy, że But był w opresji i siedział w amerykańskim więzieniu „tylko dlatego, że jest Rosjaninem”. Zwracają uwagę te fragmenty wypowiedzi, w których But skarży się na monotonne żywienie w więzieniu i żali, że przez dziesięć lat nie dostał czosnku, koperku i truskawek. „Handlarz śmierci” deklaruje, że na front zgłosiłby się jako ochotnik, „gdybym tylko miał możliwości i odpowiednie przygotowanie”. Zdaniem Buta, „Zachód popełnia cywilizacyjne samobójstwo”. W patetycznym finale z wysoko podniesionym czołem Wiktor But oznajmia, że w jego celi w więzieniu zawsze wisiał portret Władimira Putina. „Jestem dumny z tego, że jestem Rosjaninem, my zawsze zwyciężaliśmy”. Maria Butina (nazywana przez Buta nie wiedzieć czemu „Mariną”; na marginesie: rozmówcy zwracali się do siebie na „ty”, jak gdyby znali się od dawna jak łyse konie) kończy wywiad ze zbolałą miną. But wygląda nobliwie, jak na dziesięć lat w amerykańskiej ciemnicy bez dostępu do czosnku, to wprost doskonale, nawet zęby ma w lepszym stanie niż 90 procent rodaków po pięćdziesiątce. (Całość rozmowy można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=PHLBenKNjJA&t=1s).

Na temat wymiany Griner-But pojawiło się w mediach społecznościowych wiele żarcików. Reanimowano między innymi sławetną czastuszkę z odległego 1976 r. Czterowiersz powstał w związku z wymianą sowieckiego dysydenta Władimira Bukowskiego na Luisa Corvalana (sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile, więzionego przez reżim Pinocheta). «ОБМЕНЯЛИ ХУЛИГАНА НА ЛУИСА КОРВАЛАНА. ГДЕ Б НАЙТИ ТАКУЮ БЛ.ДЬ, ЧТОБ НА БРЕЖНЕВА СМЕНЯТЬ!» (Wymienili chuligana / na Luisa Corvalana. / A skąd wziąć takie ścierwo, / by wymienić na Breżniewa). Teraz oczywiście w ostatniej strofce figuruje inne nazwisko umiłowanego przywódcy.

Komentatorzy zgryźliwie zastanawiają się, kiedy But zajmie fotel w Dumie Państwowej i czy będzie siedział obok Butinej, czy może obok innego zasłużonego skandalisty – Andrieja Ługowoja (oskarżonego przez brytyjski wymiar sprawiedliwości o otrucie Aleksandra Litwinienki).

Własne krzyżmo Kijowa. UCP PM bliżej autokefalii?

28 listopada. Hierarchowie Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego (UCP PM) zajmują od początku wojny w Ukrainie ostrożną pozycję. Choć majowy sobór podkreślił autonomię ukraińskiej Cerkwi, to nie podjął decyzji o zerwaniu więzi z Patriarchatem Moskwy. Stanowisko to podtrzymał synod UCP PM, który odbył się 23 listopada.

W ramach działań kontrwywiadowczych Służba Bezpieczeństwa Ukrainy od 22 listopada prowadzi bezprecedensową akcję w ponad 350 innych obiektach należących do UCP PM, funkcjonariusze weszli do ważnych ośrodków ukraińskiego prawosławia – Ławry Kijowsko-Peczerskiej i monastyru Świętej Trójcy w Korcu (ten żeński monastyr znajduje się w bezpośrednim podporządkowaniu Patriarchatu Moskiewskiego). Zdaniem ukraińskich służb, mogą one być siedliskami działalności wywrotowej i dywersji. W przeszukanych budynkach znaleziono prorosyjskie wydawnictwa i duże sumy pieniędzy o nieznanym pochodzeniu i przeznaczeniu. Przesłuchano 850 osób, zatrzymano kilkadziesiąt osób z fałszywymi dokumentami, nieważnymi sowieckimi lub rosyjskimi paszportami. Jednak zdaniem znawcy rosyjskiego prawosławia Nikołaja Mitrochina (od lat na emigracji), akcja SBU była pokazowa i nie przyniosła szokujących rezultatów.
Tymczasem zdaniem strony ukraińskiej, Ławra pozostaje ośrodkiem wspierającym prorosyjskie lobby w ukraińskiej Cerkwi. Rewizja w tym sanktuarium stanowi przełamanie tabu jej nietykalności. Rosyjska Cerkiew Prawosławna nazwała akcje ukraińskich służb „bezwzględnym wtargnięciem w sprawy Cerkwi”, a rzecznik prasowy Kremla oskarżył Kijów o to, że „prowadzi wojnę z rosyjską Cerkwią”.

Jak pisałam w „Tygodniku Powszechnym” w sierpniu (https://www.tygodnikpowszechny.pl/nieswieta-wojna-patriarchy-178109): zwołany w maju sobór UCP PM podjął decyzję „o samodzielności i niezależności UCP PM od Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Sobór potępił wojnę, widząc w niej naruszenie przykazania Bożego »nie zabijaj« i wyraził współczucie wobec tych, którzy ucierpieli na skutek wojny. Sobór zwrócił się też do świeckich władz Federacji Rosyjskiej z prośbą o kontynuowanie rozmów pokojowych”. Ogłoszenie samodzielności nie oznacza jednak zerwania. Ukraińscy duchowni w UCP PM podkreślali, że ich Cerkiew jest w pełni niezależna od trzydziestu lat, a przyjęte dokumenty jedynie usankcjonowały stan faktyczny. Jak widać, stanowisko soboru okazało się nader ostrożne. Bo choć ukraińscy duchowni wyrazili niezgodę wobec zachowania Cyryla w sprawie konfliktu w Ukrainie, to nie potępili go ani nie wykreślili jego imienia z listy tych, za których się modlą. Pozostawili kwestię wspominania imienia Cyryla w modlitwach do decyzji poszczególnych eparchii. Hierarchowie UCP PM szukają rozwiązania, które z jednej strony pozwoliłoby im uwolnić się spod zwierzchnictwa Moskwy, a z drugiej umożliwiło pozostanie w strukturze światowego prawosławia bez narażania się na wykluczenie, anatemy i zarzuty herezji czy tworzenia nielegalnych struktur itd. – co trzydzieści lat temu było udziałem Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego, niemającej statusu Cerkwi kanonicznej, czyli uznanej przez resztę prawosławnych Cerkwi”.

Znamienna była najnowsza reakcja synodu UCP PM na wydarzenia w Ławrze Kijowsko-Peczerskiej. Dzień po rewizjach hierarchowie zebrali się w Kijowie, aby omówić nową sytuację. Efektem była decyzja o samodzielnym przygotowaniu w Kijowie krzyżma świętego. Przed rewolucją prawo do przygotowania krzyżma miał i Kijów, i Moskwa, potem monopol przejął Patriarchat Moskwy. UCP PM otrzymywała krzyżmo z Moskwy.
Z punktu widzenia dzisiejszej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, prawo do samodzielnego przygotowywania krzyżma mają tylko Cerkwie autokefaliczne. I tu wracamy do ostrożnego postanowienia majowego soboru UCP PM, które mówi o „samodzielności i niezależności”, ale nie o autokefalii. Czy zatem obecny oficjalny status UCP PM nie pozwala na takie „wolności” jak przygotowanie krzyżma? Synod Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej natychmiast zareagował ostrzeżeniem pod adresem UCP PM, aby powstrzymał się od niebezpiecznych działań.

Status UCP PM stał się jeszcze bardziej skomplikowany po aneksji przez Rosję części ukraińskich terytoriów. „Nowa Gazeta. Europa” zwraca uwagę (https://novayagazeta.eu/articles/2022/11/24/opiat-prokliataia-neopredelennost), że na uroczystości 30 września na Kremlu, „kiedy Putin przyjmował w skład FR cztery regiony Ukrainy i mówił o atomowej apokalipsie, obecni byli biskup eparchii ługańskiej UCP PM metropolita Pantelejmon i przeor monastyru UCP PM w Melitopolu archimandryta Joann. We wszystkich eparchiach UCP PM znajdujących się pod kontrolą wojsk rosyjskich imię patriarchy Cyryla jest wymieniane w modlitwach, duchowni błogosławią władze okupacyjne i wzywają do służby na rzecz ojczyzny”.

Synod odwołał metropolitę kirowogradzkiego Joasafa. Według SBU, w jego rezydencji „znaleziono wiele antyukraińskich materiałów, noszących znamiona działalności przestępczej”.

*

Oficjalna rosyjska propaganda umieszcza Ukrainę w strefie podległej Szatanowi. Rosyjscy politycy i eksperci powtarzają ostatnio mantrę o potrzebie „desatanizacji” Ukrainy (kolejne hasło po towarzyszącym początkom wojny hasłom „demilitaryzacji” i „denazyfikacji”). W ich ujęciu władze Ukrainy znajdują się pod wpływem sił zła, trzeba się zatem ich pozbyć. Telewizyjny kanał Spas emituje filmy, w których Ukraińcy nazywani są wprost biesami. I tylko Rosja może zmyć grzechy z tej ziemi – bo walczy pod sztandarem Bożym. Wojna to sposób na oczyszczenie. I tak dalej w tym duchu.

Cerkiew podwójnego przeznaczenia? Część trzecia

13 listopada. Z Finlandii przenosimy się do Francji. Wielki cerkiewny kompleks ze świątynią pod wezwaniem Świętej Trójcy w 2016 roku stanął w centrum Paryża na bulwarze Branly. Budowa prawosławnego centrum kulturalno-duchowego od początku wzbudzała kontrowersje. Obiekt Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w sercu francuskiej stolicy miejscowa prasa określała jako „część globalnej strategii legitymizacji reżimu Putina [na Zachodzie] z pomocą Cerkwi. Zbudować centrum na bulwarze Branly oznacza potwierdzić odbudowę wpływów Rosji we Francji, a także w ogóle na Zachodzie”.

„Ten prawosławny kompleks nad Sekwaną, w samym środku Paryża to dziwna mieszanina religii i polityki”. Przyjrzyjmy się historii tego obiektu.
Zamysł Kremla był prosty – mówił w audycji Radia Swoboda jego paryski korespondent korespondent Siergiej Mirski. – Prosty i oczywisty: oto jesteśmy obecni nie tylko w Paryżu, ale wręcz dwa kroki od wieży Eiffle’a, jesteśmy obecni w bezpośredniej bliskości francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i innych znanych obiektów Paryża. To akt demonstracji [przez Rosję] politycznej siły”. To nie wszystkie zalety posiadania tej nieruchomości z punktu widzenia Kremla. Kompleks zajmuje powierzchnię ponad czterech tysięcy metrów kwadratowych i jest formalnie częścią ambasady Federacji Rosyjskiej we Francji, objęty jest w związku z tym immunitetem dyplomatycznym. Strona rosyjska długo zabiegała o taki szczególny status. W czasach, gdy budowano cerkiew i przylegające do niej budynki, trwała spektakularna szarpanina na linii Putin-Jukos. Akcjonariusze odebranej Michaiłowi Chodorkowskiemu firmy składali pozwy o odszkodowania przed europejskimi sądami, niektóre z nich były rozpatrywane pozytywnie, sądy orzekały o konfiskacie lub zamrożeniu rosyjskich aktywów na poczet rekompensaty dla poszkodowanych (Rosja nie chciała wypłacać zasądzanych odszkodowań). Kreml chciał za wszelką cenę cerkiewne obiekty w Paryżu ochronić od takich niespodzianek. Aby wejść na teren obiektu, trzeba przejść przez kontrolę rosyjskich ochroniarzy.

Plan zbudowania centrum kulturalno-duchowego (cerkiew plus biblioteka, sale wystawowe, dwujęzyczna szkoła francusko-rosyjska) powstał w 2007 r. podczas wizyty patriarchy Moskwy i Całej Rusi Aleksego II w Paryżu. Hierarcha stwierdził, że wiernym jest za ciasno w istniejących świątyniach i należałoby wznieść nową. Zwrócił się z prośbą o wsparcie do ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego i wsparcie owo uzyskał. Putina nie trzeba było długo namawiać. Rosyjski rząd wydzielił pieniądze na nabycie działki i projekt oraz finansował budowę (170-200 mln euro). Na marginesie: to był czas dobrych kontaktów Paryża i Moskwy, Sarkozy umówił się wtedy z Putinem m.in. na dostawy Mistrali do Rosji (do konsumpcji tego kontraktu ostatecznie nie doszło).

Przeciwko budowie „centrum” w latach 2007-2008 ostro protestował francuski kontrwywiad – z rosyjskiej działki przy bulwarze Branly niedaleko do Palais de l’Alma, gdzie mieszkania mają współpracownicy prezydenta Francji. Prasa cytowała swoje źródła w kontrwywiadzie, które kpiły, że rosyjska aparatura podsłuchowa musi być bardzo stara – miniaturyzacja widocznie do Rosji nie doszła, skoro musi ukrywać swój sprzęt pod wielkimi kopułami cerkwi. Mimo protestów moskiewskie lobby w Paryżu przepchnęło budowę. Paryżanie zaczęli mówić na obiekt „Kreml-sur-Seine” albo „Cerkiew pod wezwaniem Putina”.

Cerkiew miała być zbudowana w dwa lata, ale jak to w rosyjskich bajkach bywa, budowa trwała lat dziesięć. Poza francuskimi sporami o status obiektu toczyły się też spory o projekt (który był poprawiany). Budowę nadzorował z ramienia Rosji Władimir Kożyn, w latach 2000-2014 był szefem wydziału gospodarczego kancelarii prezydenta Rosji Władimira Putina, potem – doradcą prezydenta. Kożyn wywodził się z Petersburga, podobnie jak wielu innych bliskich współpracowników Putina. Na miejscu spraw doglądał ambasador Rosji Orłow.

Zacytuję publikację poświęconą paryskiej budowli w „Nowej Gazecie. Europa”: „W latach, gdy pracowano nad projektem, misja Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej na Zachodzie formułowana była następująco: potrzebne jest bardziej aktywne wykorzystanie możliwości Cerkwi w celu zabezpieczenia interesów polityki zagranicznej Rosji i neutralizacji antyrosyjskich ośrodków w środowisku rosyjskiej emigracji i w prawosławnym świecie w ogóle. Już po zakończeniu długotrwałej budowy i wyświęceniu obiektu przez patriarchę Cyryla, w 2019 roku Moskiewskiemu Patriarchatowi udało się połknąć główny paryski ośrodek niezależnego od Moskwy życia prawosławnego: arcybiskupstwo Paryża [pozostające od lat 20. XX wieku w obediencji Konstantynopola]. Po podporządkowaniu się Moskwie arcybiskupstwo musiało od tej pory tracić wszystkie siły na to, aby odcinać się od militarystycznej pozycji Patriarchatu Moskiewskiego i dowodzić, że nie całe rosyjskie prawosławie jest jednakowe”.

Na poświęceniu cerkwi w 2016 r. miał być osobiście Putin, ale po aneksji Krymu i zaangażowaniu się Rosji w Syrii klimat dobrych relacji z Zachodem uległ ochłodzeniu i wizytę rosyjskiego prezydenta odwołano. Przyjechał dopiero rok później – 29 maja 2017 r., rosyjska telewizja nadawała patetyczne reportaże z cerkwi Świętej Trójcy, pokazujące, jak Putin zapala świeczki, całuje ikony, żegna się i modli. Demonstrowanie przywiązania do wiary prawosławnej jest ważną częścią wizerunku Putina, człowieka wychowanego w ateistycznej rodzinie w ateistycznym Związku Sowieckim, ale w ostatnich latach w celach politycznych pozującego na człowieka wierzącego.

Ciąg dalszy nastąpi

Cerkiew podwójnego przeznaczenia? Część druga

4 listopada. Przed rewolucją mówiło się, że rosyjska Cerkiew jest filarem carskiego tronu. Obecny sojusz Kremla i Patriarchatu Moskiewskiego ma charakter wzajemnej wymiany usług, dominującą pozycję zajmuje władza świecka. Baza usług jest szeroka. Obecnie patriarcha Cyryl wspiera prezydenta Putina w zbrodniczej wojnie, wmawiając wiernym, że udział w zabijaniu wrogów to tytuł do chwały, a śmierć na polu walki jest przepustką do raju – przyniesienie siebie w ofierze ma, jak twierdzi hierarcha, zmyć wszystkie grzechy. Wymiaru duchowego trudno się też doszukać w działalności, jaką prowadzą cerkiewne placówki rozmieszczone za granicą.

W poprzednim odcinku cerkiewnego serialu pisałam o dziwnej aktywności rosyjskich duchownych w Norwegii (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/10/23/cerkiew-podwojnego-przeznaczenia/), dziś kilka słów o prawosławnej świątyni w Turku, Finlandia.

Jak można przeczytać w Wikipedii, cerkiew pod wezwaniem Zaśnięcia Matki Bożej w Turku została otwarta w sierpniu 2001 r. z inicjatywy konsula generalnego Rosji, W. Rozanowa i przy wsparciu ówczesnego szefa Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskiewskiego, biskupa smoleńskiego i kaliningradzkiego, a obecnego patriarchy Moskwy i całej Rusi, Cyryla (Успенская церковь (Турку) — Википедия (wikipedia.org)). Cerkiew działała do wiosny tego roku. Po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę dyplomaci akredytowani w konsulacie Rosji w Turku zrobili sobie w cerkwi magazyn. Miejscowa prasa ze zdziwieniem konstatowała, że dzieją się tam rzeczy niedopuszczalne. Abstrahując od bezczeszczenia świątyni, rosyjscy dyplomaci łamią fińskie prawo. Obiekt jest bowiem własnością miasta, rosyjskiemu konsulatowi został jedynie nieodpłatnie udostępniony. Cerkiew figuruje w rejestrze zabytków, jakiekolwiek przebudowy i remonty powinny być uzgadniane z konserwatorem. Tymczasem świątynia została traktowana przez pracowników rosyjskiego konsulatu jako składzik tajemniczych ładunków dostarczanych ciężarówkami. Wstępu do obiektu bronili rosyjscy ochroniarze. Jak żartem zauważyła „Nowa Gazeta. Europa”, cerkiew została zmobilizowana.

Fińska Cerkiew Prawosławna jest strukturą autonomiczną, w 1921 r. wyplątała się z uzależnienia od Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, od 1923 r. znajduje się w obediencji Patriarchatu Konstantynopola. A zatem nie ma powiązań instytucjonalnych z Patriarchatem Moskiewskim. Hierarchowie Fińskiej Cerkwi Prawosławnej od razu w lutym br. wystąpili z jednoznacznym potępieniem rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wezwali do tego również duchownych Patriarchatu Moskiewskiego. Bez echa. Poza parafiami należącymi do Fińskiej Cerkwi na terytorium Finlandii działa sześć parafii należących do Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (Патриаршие приходы в Финляндии — Википедия (wikipedia.org); Patriarsze parafie w Finlandii – Wikipedia, wolna encyklopedia). Na stronie internetowej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w Finlandii można znaleźć informację o pięciu parafiach (http://finland.orthodoxy.ru/rus/prihody.php), obiekt przy rosyjskim konsulacie nadal figuruje w zestawieniu (http://finland.orthodoxy.ru/rus/turku.php).

Kilka lat temu w Finlandii głośna była sprawa luterańskiego duchownego Juhy Molari, który opuścił swój Kościół i, jak piszą prawosławne rosyjskie źródła, „został przyjęty w łono Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej” (https://www.pravoslavie.ru/84570.html; https://www.pravmir.ru/russkaya-pravoslavnaya-cerkov-po-nastoyashhemu-xristianskaya/; w fińskiej wersji hasła w Wikipedii brak informacji o przejściu pastora na prawosławie). Molari definiował się jako „bojownik z fińską rusofobią”. Pod tym szyldem m.in. zwalczał czeczeńskich uchodźców, zwłaszcza uciekających przed rosyjskimi służbami przywódców Iczkerii. Czeczeni z kolei mówili o nim „ten kłamliwy gość z FSB”. Propagandowa tuba Kremla na zagranicę Russia Today ironizowała: „Finlandia broni islamistów przed duchownym” (Molari współpracował przez jakiś czas z RT jako komentator). Były luterański duchowny wielokrotnie zabierał głos w kontrowersyjnych sprawach na linii Helsinki-Moskwa i zawsze mówił rzeczy zgodne z interesem Rosji. W swoim profilu na Twitterze przedstawia się jako antyszczepionkowiec i proputinowiec, zwalcza politykę premier Finlandii Sanny Marin, w tym zwłaszcza sankcje wprowadzone po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Na prowadzonym przez siebie blogu wzywa Putina: „Przybądź tu do nas, z czołgami, myśliwcami lub czymkolwiek innym, i uwolnij nas, zniewolonych fińskich proletariuszy!”. Molari nie widzi też Finlandii w NATO: „Najlepszym praktycznym modelem relacji między Finlandią a Rosją byłoby kochanie się: w tej namiętności może być ciepło i spokój. Kochać się! A nie wstępować do NATO! Sojusz NATO jest jak choroba”. Czy Molari jest pożytecznym idiotą Putina czy – jak pisali o nim obrażani przezeń Czeczeni – ma jeszcze jeden etat? Fińska badaczka Saara Jantunen w swojej książce o wojnie informacyjnej twierdzi, że Molari to klasyczny przykład żołnierza tego frontu, walczącego po stronie Rosji. A jaką rolę odegrała w historii z wiecznym skandalistą Molarim działająca w Finlandii Rosyjska Cerkiew, która przytuliła konwertytę do swego łona?

Wróćmy jeszcze na koniec do tematu „zmobilizowanej” cerkwi pw. Zaśnięcia Matki Bożej w Turku. Władze miasta podjęły decyzję o odebraniu rosyjskiej placówce dyplomatycznej prawa do korzystania z obiektu. W sierpniu pracownicy konsulatu zdemontowali kopułę i zdjęli ze ścian ikony. Jak poinformował przedstawiciel władz miasta, wiosną Rosjanie zaczęli budować nową cerkiew na wyspie Kakskerta w pobliżu Turku.

Ciąg dalszy nastąpi

Cerkiew podwójnego przeznaczenia? Część pierwsza

23 października. Patriarcha Cyryl błogosławi zabijanie Ukraińców przez putinowskie hufce. Usługi Cerkwi wobec Kremla i Łubianki mają szeroki zakres.

Norweska prasa wyciągnęła ostatnio sprawę, która ma już długą historię. Rosyjska Cerkiew Prawosławna od co najmniej 2015 r. skupowała w Norwegii nieruchomości w pobliżu baz wojskowych. Na przykład RCP weszła w posiadanie budynku niedaleko największej norweskiej bazy sił morskich Haakonsvern (okręty podwodne), która jest wykorzystywana przez NATO ze względu na korzystne położenie na kierunku arktycznym. Jak pisze „Dagsbladet”, w latach 2017-2021 własnością RCP i duchownych Cerkwi stało się kilka nieruchomości w okręgu Rogaland. W Stavanger jedna z takich nieruchomości sąsiaduje z siedzibą natowskiego Joint Warfare Centre. Cerkiew dysponuje ponadto nieruchomością nabytą w 2015 r. w Kirkenes niedaleko granicy rosyjsko-norweskiej. Rosyjska Cerkiew jest też właścicielem obiektu w Oslo.

Wyjawieniu przez prasę informacji o niecodziennych zainteresowaniach Cerkwi towarzyszyło w tych dniach zatrzymanie kilku Rosjan, fotografujących obiekty znajdujące się w pobliżu cerkiewnych włości. Jednym z zatrzymanych okazał się syn Władimira Jakunina, Andriej. Jakunin senior jest odwiecznym przyjacielem Putina, jeszcze z czasów petersburskich, członkiem osławionej kooperatywy Oziero, przez wiele lat był szefem Rosyjskich Kolei. Udzielał się m.in. na niwie owocnej współpracy z Rosyjską Cerkwią Prawosławną (m.in. organizował dostarczanie do Moskwy świętego ognia z Jerozolimy w przeddzień prawosławnej Wielkanocy).

Jak piszą dziennikarze „Nowej Gazety. Europa”, w Norwegii mieszka ok. 10 tys. Rosjan, wielu z nich ma norweskie obywatelstwo. Najważniejszym ośrodkiem prawosławia w kraju jest cerkiew świętej Olgi w Oslo, wspólnota parafialna liczy około tysiąca osób, budynki Cerkiew otrzymała od rządu Norwegii (https://novayagazeta.eu/articles/2022/10/22/prikhody-dvoinogo-naznacheniia).

Bardzo ciekawą placówką jest parafia w Barentsburgu na Spitsbergenie (pisałam o tej osadzie na blogu w związku z zatargiem o dostarczanie ładunków – http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/06/29/pocztowka-ze-spitsbergenu/). Posługę duszpasterską w tej nadgranicznej mieścinie sprawują rotacyjnie duchowni z Murmańskiej Eparchii RCP. Na jej czele, jak pisze „Nowa Gazeta. Europa”, stoi metropolita Mitrofan (świeckie imię Aleksiej Wasiljewicz Badanin) – kapitan rezerwy rosyjskiej Marynarki Wojennej (służył we Flocie Północnej), absolwent Akademii Marynarki Wojennej, od 2018 r. odpowiada w Patriarchacie Moskiewskim za rozwój kultury fizycznej i sportu.

Norweskie parafie prawosławne znajdują się w bezpośredniej podległości Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskiewskiego. Na jego czele stoi od czerwca tego roku metropolita Antoni (świeckie imię – Anton Jurjewicz Siewriuk), zaufany człowiek patriarchy Cyryla, wcześniej egzarcha Europy Zachodniej, młody (urodzony w 1984 r.) i ambitny. W środowisku związanym z Cerkwią jego niezwykle dynamiczną karierę pod osobistą kuratelą Cyryla ocenia się jako znak, że zwierzchnik RCP widzi w nim swojego następcę. Ciekawe jest to, że jeszcze w 2019 r. prasa pisała o Antonim jako zwolenniku ekumenizmu, wręcz „filokatoliku”, obecnie metropolita mówi w wywiadach, że „wszelkie kontakty Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i Watykanu zostały zamrożone”.

Ciąg dalszy nastąpi

Nowe oblicza mobilizacji

18 października. Niespełna miesiąc temu Putin ogłosił w Rosji „częściową mobilizację” 300 tysięcy mężczyzn, mających przygotowanie wojskowe. Teraz zapowiada rychłe zakończenie akcji mobilizacyjnej. Czy cele mobilizacji zostały osiągnięte? Wiele wskazuje na to, że miało być dobrze, a wyszło tak jak zawsze.

Podczas wystąpienia w Astanie Putin powiedział, że zmobilizowano 222 tysiące, podobne dane ogłaszał minister obrony Siergiej Szojgu. Zapewniał, że wszyscy zmobilizowani przejdą odpowiednie szkolenie przed wysłaniem na front ukraiński. Szkolenie nie jest długie – wstępne może zająć od 5 do 10 dni, dalsze szkolenie już w jednostce – do 15 dni. I oto po trzech tygodniach cywil przedzierzga się w pełnowartościowego żołnierza. Zdaniem prezydenta, tych, których już powołano, wystarczy, aby armia mogła wykonać zadania. Nowej fazy mobilizacji nie będzie – obiecał. Jak skomentowali to obserwatorzy: znaczyć to może jedno: teraz trzeba uspokoić zbyt rozkołysane nastroje społeczne, ale kolejne fale mobilizacji w taki czy inny sposób będą na pewno. Coś na rzeczy jest, bo dziś sekretarz prasowy Putina powiedział, że prezydenckiego dekretu o zakończeniu mobilizacji na razie nie ma.

Tyle przemówienia, a teraz życie. Zaraz po ogłoszeniu mobilizacji z Rosji w trybie ekstraordynaryjnym, wszelkimi możliwymi drogami i sposobami uciekło co najmniej 700 tys. mężczyzn podlegających mobilizacji (pisałam o tym w poprzednim wpisie, dotyczącym mobilizacji: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/10/04/oblicza-mobilizacji/). Ci, którzy nie chcą być wysłani na front, a z tych czy innych względów nie mogli opuścić kraju, wybierają inne strategie: nie nocują w miejscu zameldowania, wyjeżdżają do innego miasta, mylą tropy, a nawet jak dostają wezwanie, to się w komendzie uzupełnień nie stawiają. Masowa ucieczka przed mobilizacją stała się zjawiskiem widocznym i opisywanym w mediach. Internetowa „Nowa Gazeta. Europa” opublikowała instrukcje, jak można pozbyć się zmory mobilizacji (https://novayagazeta.eu/articles/2022/10/13/mobilizatsiia-poshla-pod-otkos): zaświadczenie o HIV lub innych przewlekłych chorobach, zatrudnienie (fikcyjne lub faktyczne) w firmie, której pracownicy nie podlegają mobilizacji, zapisanie się (za duże pieniądze) na uczelnie, których studenci nie są mobilizowani itd.

W pierwszej fazie wojny na front wysyłano głównie mieszkańców prowincji. Teraz mundurowi zaczęli też pukać do drzwi mieszkańców Moskwy i Petersburga. A nawet urządzać pułapki i obławy. Na przykład na parterze kamienicy w centrum Petersburga stawała kilkuosobowa grupa mundurowych i cywili i sprawdzała, czy opuszczający dom mężczyźni nie podlegają mobilizacji; mysz nie miała prawa się prześlizgnąć. Petersburscy lekarze otrzymali zakaz wyjazdu z miasta. W Moskwie przeprowadzono łapanki pod stacjami metra. Materiały o tym procederze trafiły do mediów społecznościowych i były szeroko komentowane (negatywnie). Mer Moskwy Siergiej Sobianin nieoczekiwanie oznajmił, że mobilizacja w Moskwie została praktycznie zakończona, bo miasto już swoją „dolę” dla frontu zapewniło. Nie od dziś wiadomo, że w obliczu mobilizacji są „równi i równiejsi”.

Jak można przeczytać w mediach społecznościowych, niektórzy ze zmobilizowanych nie docierają na front. Odnotowano kilka-kilkanaście, może kilkadziesiąt (?) przypadków śmiertelnego zatrucia alkoholem, nagłych zgonów z powodów zdrowotnych, samobójstw etc. Chaos wywołany mobilizacją stale się tylko powiększa.
Władze przyznały też oficjalnie, że wysłani na front świeżo zmobilizowani żołnierze polegli, np. pięciu zmobilizowanych z obwodu czelabińskiego.

15 października na poligonie w obwodzie biełgorodzkim podczas ćwiczeń strzeleckich doszło do masowego zabójstwa. Dwóch (lub trzech) uczestników ćwiczeń otworzyło ogień do pozostałych, zginęło (wg różnych danych) 15-22 żołnierzy, 19 odniosło rany. Strzelali obywatele Tadżykistanu, którzy najprawdopodobniej zostali przymusowo zmobilizowani lub podpisali kontrakt z rosyjską armią (możliwe, że mieli podwójne obywatelstwo – Rosji i Tadżykistanu, możliwe, że mieli tylko obywatelstwo Tadżykistanu, a otrzymali obietnicę przyznania obywatelstwa Rosji za udział w wojnie; w Rosji mieszka ok. 3 mln Tadżyków, głównie gastarbeiterów, z czego tylko pół miliona ma rosyjskie obywatelstwo). Zostali zastrzeleni (jeżeli było trzech zbuntowanych, to ten trzeci uciekł – twierdzą niektóre źródła). Powodem tego aktu rozpaczy było oszustwo i „fala”. Zmobilizowani mieli być wysłani do ochrony granicy rosyjsko-ukraińskiej, tymczasem zakwalifikowano ich do wysłania do Łymanu, gdzie toczą się ciężkie walki. Jak przypuszcza politolog Dmitrij Koleziew, zmobilizowanych Tadżyków „okradli sierżanci, którzy zabrali im mundury i osobiste rzeczy (mobilizowani muszą sami sobie kupić podstawowe wyposażenie)”, co stało się przyczyną zaostrzenia stresu. Według innych wersji, Tadżycy tak zareagowali na obraźliwy okrzyk prowadzącego ćwiczenia podpułkownika: „Allah jest tchórzem… Allah słabak (słabeusz)”. Dziennikarz Aleksandr Pluszczew uznał to zachowanie podpułkownika za świadectwo degradacji kadry oficerskiej rosyjskiej armii.

Wróćmy jeszcze do cytowanych na początku słów Putina o tym, że mobilizacja szybko się zakończy. Na Telegramie kanał „Wola” (https://telegra.ph/Mobilizaciya-ne-konchitsya-do-konca-vojny-Skolko-lyudej-eshche-potrebuetsya-Putinu-10-14) pisze o tym tak: „Putin myśli, że w ciągu dwóch tygodni mobilizacja się zakończy. On tego nie wie, on tak myśli. Tak ktoś może mówić o tym, że niebawem przestanie padać deszcz albo nastaną mrozy. Tyle że człowiek nie może wpłynąć na deszcze czy chłody. Wypowiedź Putina to świadome uspokajające kłamstwo, w które zapewne znacząca część Rosjan uwierzy. Uwierzy i się uspokoi, nie będzie sprawdzać, co się dzieje”. Według „Woli” zmobilizowano od 21 września 570 tysięcy, a ponad 190 tys. otrzymało wezwania na koniec października – początek listopada. Około 250 tys. zmobilizowanych już wysłano do jednostek stacjonujących w pobliżu granicy z Ukrainą. To dane pozyskane od źródeł w ministerstwie obrony i sztabie generalnym. „Kolejne 320 tys. dojedzie na front pod koniec miesiąca. Ministerstwo obrony odczuwa problemy z transportem – brakuje samolotów, autobusów, ciężarówek”. Gubernatorzy w poszczególnych regionach mają wspierać wojsko z rozwiązaniem tego problemu, za wynajem środków transportu mają płacić miejscowi biznesmeni.

Kremlowski smok zieje ogniem

10 października. Na siedemdziesiąte urodziny Putin dostał w „prezencie” uszkodzenie Mostu Kerczeńskiego. W dzisiejszym wystąpieniu telewizyjnym nazwał on wysadzenie dwóch przęseł mostu aktem terroru, który przypisał Ukrainie; odpowiedzią jest atak na obiekty wojskowe, energetykę i telekomunikację Ukrainy (tak zapewnił). Cywili, którzy zginęli w wyniku ostrzału, nie zauważył.

Od kilku tygodni, w trakcie których ukraińska armia odnosiła sukcesy na froncie, wypychając okupantów z kolejnych miejscowości na wschodzie kraju, w rosyjskich mediach – tych oficjalnych i społecznościowych – pobrzmiewały wezwania do postawienia tamy tej tendencji. W programach publicystycznych propagandyści i zapraszani do studia eksperci mówili o konieczności „wzięcia się na poważnie do walki”. Powtarzano też mantrę: „My nie możemy przegrać”. Zaczęły się pojawiać przecieki, że partia jastrzębi wzmogła nacisk na Putina, domagając się mocnego uderzenia na Ukrainę.

10 października rankiem armia rosyjska rozpoczęła zmasowany atak na obiekty infrastruktury krytycznej (głównie energetycznej) na całym terytorium Ukrainy. Wystrzelono rakiety, które raziły obiekty w Kijowie, Charkowie, Lwowie, Odessie, Tarnopolu, Zaporożu (to miasto ostrzeliwane było już od kilku dni, rosyjskie rakiety zabiły wielu cywilów, w tym dzieci) i w wielu innych miastach. Straty są bardzo poważne, doszło do wyłączeń dostaw prądu i wody w wielu zaatakowanych miejscowościach (https://meduza.io/video/2022/10/10/rossiyskaya-armiya-nanesla-raketnye-udary-po-vsey-territorii-ukrainy). Według strony ukraińskiej, Rosjanie wystrzelili 80 rakiet (z morza i z samolotów), z których 45 zostało zestrzelonych, z dwunastu dronów Ukraińcy unieszkodliwili dziewięć. To najsilniejsze rosyjskie uderzenie od 24 lutego. Atak na infrastrukturę wrażliwą to ewidentna próba wywołania paniki wśród ludności cywilnej Ukrainy, obliczona na obniżenie morale i zaniechanie działań na froncie.

Dzisiejszy barbarzyński atak na Ukrainę to pierwsza znacząca akcja nowego dowodzącego „operacją specjalną”, generała Siergieja Surowikina. Wsławił się on w Syrii zrównaniem z ziemią niepokornego Aleppo. Jak piszą niezależne media, jest on znany z brutalności i braku skrupułów. Jego nominacja miała zadowolić wspomnianą wyżej partię jastrzębi. I zastraszyć przeciwnika, który miał odczuć na własnej skórze, że litości nie będzie. Nawiasem mówiąc, litości nie było od początku wojny.

Jak podkreślił w audycji Radia Swoboda Aleksandr Czerkasow z Memoriału: „Ataki na obiekty cywilne, takie, jakich dokonała dziś Rosja, i to, że doszło do nich jakoby w odpowiedzi na atak na Most Krymski (Kerczeński), jest naruszeniem pierwszego uzupełniającego protokołu do konwencji genewskiej. Atakowanie obiektów cywilnych to przestępstwo, kolejna zbrodnia w łańcuchu zbrodni dokonanych [przez rosyjską armię] podczas agresji. Tłumaczenie Putina nie uzasadnia tych działań. […] Tu nie ma żadnego usprawiedliwienia. To, co mówił Putin, było jeszcze jednym wierutnym kłamstwem”. Zdaniem Czerkasowa, rosyjskie władze od pewnego czasu przygotowywały się do wzmocnienia nacisku militarnego na Ukrainę – stąd ogłoszenie mobilizacji i postawienie na czele „operacji” rzeźnika Surowikina. Decyzje zapadły przed wybuchem na Moście Kerczeńskim.

Mieszkająca od dawna za granicą rosyjska publicystka Julia Łatynina dostrzegła w ostatnich działaniach Kremla jeszcze inne pokłady: „Po raz pierwszy od początku wojny ten ostrzał rakietowy nie jest tylko rezultatem bezsilnej złości [Putina]. I nie jest to też tylko sposób odwrócenia uwagi Z-patriotów od upokarzających porażek na froncie. Te rakiety i zabici ukraińscy cywile to pierwsze wystrzały w wewnętrznej wojnie o tron”.

To być może rozważania na wyrost, w elicie różnicy zdań na razie nie widać (co nie znaczy, że ich nie ma, z tym że nikt się nie kwapi, by się wychylać). Ale niepokój Putina rośnie – przedłużająca się wojna o niepewnym rezultacie niesie zagrożenie dla jego pozycji.

Dzisiejszy atak rakietowy na Ukrainę spodobał się członkom klubu „Wazelina” i Z-patriotom. Na przykład Siergiej Mironow, przewodniczący partii Sprawiedliwa Rosja, wierny putinista, pospieszył z takim wpisem na Twitterze: „Dzisiaj było lekkie ostrzeżenie dla tych, którzy zbyt mocno uwierzyli w siebie, uwierzyli w to, że można wysadzać nasze mosty, atakować nasze miasta, urządzać dywersje i akty terroru, mające zastraszyć obywateli Rosji. Nie uda się. Odpowiedź będzie mocna. Rozumiecie?”. Na Twitterze pojawiały się też relacje z zachowań Z-patriotów, którzy z entuzjazmem witali to, że „nasi nareszcie dają łupnia tym bezczelnym Ukraińcom”.

Oblicza mobilizacji

4 października. Mobilizacja ogłoszona przez Putina jako częściowa okazała się kosztownym eksperymentem demograficznym. Nie pierwszym i zapewne nie ostatnim w dobie panikującego putinizmu.

Władimir Putin 21 września, zwierając żelazne szczęki, ogłosił, że dobiegła końca faza dystansowania się społeczeństwa rosyjskiego od bandyckiej wojny rozpętanej przez niego przeciw Ukrainie. Rosjanie, a przynajmniej duża ich grupa, muszą opuścić strefę komfortu. Nie wystarczy już nie protestować przeciwko wojnie, jak na samym początku, nie wystarczy już popierać wojnę słowem, jak to było w drugiej fazie, teraz nadszedł czas na popieranie wojny czynem – trzeba dać się zmobilizować i wyruszyć na front (pisałam o tym w autorskiej rubryce „Rosyjska ruletka” – Putin wzywa na wojnę. Co oznacza „częściowa mobilizacja” w Rosji | Tygodnik Powszechny)..

Mobilizacja została określona przez Putina jako częściowa – miała dotyczyć zaciągu 300 tysięcy. Dziś minister obrony Siergiej Szojgu zaraportował, że zmobilizowano już 200 tys. A telewizja 1tv zachłystywała się w wieczornym wydaniu, że do służby zgłaszają się nie tylko zmobilizowani, ale także ci, którzy nie podlegają mobilizacji, a chcą „bronić ludności Donbasu” w szeregach „drugiej armii świata”. Pono za pośrednictwem specjalnej strony internetowej zgłosiło się już 70 tys. chętnych. Nie bardzo wiadomo, gdzie oni są i dokąd trafiają, kto (i czy) ich szkoli, kto zapewnia ekwipunek itd.

W telewizji wszystko wygląda pięknie: mobilizacja przebiega bez przeszkód i zgodnie z planem. Tak jak wszystko od 24 lutego.

Tymczasem Forbes podał dziś, powołując się na źródła w administracji prezydenta, że od momentu ogłoszenia mobilizacji z Rosji wyjechało 700 tys. osób, według innego źródła – nawet milion. Ile osób wyjechało w celach turystycznych i zamierza powrócić – nie wiadomo.

Jak widać, Rosjanie masowo wybrali indywidualne strategie przetrwania, nie czekając, aż dostaną wezwanie do najbliższej komendy uzupełnień. Od 21 września liczne media przekazują reportaże z przejść granicznych w Kazachstanie, Gruzji, Finlandii i in., na których po rosyjskiej stronie stoją gigantyczne kolejki oczekujących na możliwość przekroczenia granicy. Samochodem, rowerem lub pieszo, jakkolwiek, byleby tylko opuścić kraj i uratować się przed wysłaniem do krwawej łaźni. Zamożniejsi wybierają drogę lotniczą. Na Telegramie można codziennie zapoznać się z zestawieniem cen biletów do portów lotniczych, które przyjmują samoloty z Rosji – do Stambułu, do Dubaju. Ceny są horrendalne.

Rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę przekraczających granicę Rosjan, jest Kazachstan. Władze tego kraju poinformowały, że od początku mobilizacji wjechało ok. 200 tys. (to tyle, co zdołał zmobilizować Szojgu). Mała Gruzja przyjęła ok. 70 tysięcy. Mongolia ogłosiła, że przyjmie każdą liczbę rosyjskich uciekinierów.

Jak twierdzi w publikacji o przebiegu mobilizacji „Nowa Gazeta. Europa”, mobilizacja jest „częściowa” wyłącznie w warstwie słownej. Tak naprawdę w całym kraju trwa łapanka – kto się nie ukryje, ten wpada w ręce wojskowych (https://novayagazeta.eu/articles/2022/10/04/uzhas-bez-kontsa), a zatem mobilizacja nie jest w żadnym razie częściowa, choć powszechna też nie jest. Wskazana przez prezydenta liczba 300 tys. powołanych pod broń to bujda na resorach, utajniony punkt dekretu mówi o zamiarze zmobilizowania miliona mężczyzn, portal Meduza pisał nawet o 1,2 mln.

Po ogłoszeniu decyzji o mobilizacji w Rosji odbyły się protesty uliczne w wielkich miastach. W Dagestanie protesty przybrały formę blokad na drogach, policja użyła broni do rozpędzania demonstracji (strzelano w powietrze). W rezultacie część zmobilizowanych mężczyzn zdemobilizowano (https://www.kavkazr.com/a/na-voynu-dagestantsev-posylayut-pervymi-chem-zakonchilisj-protesty-v-mahachkale/32064549.html).

Ogłoszenie mobilizacji miało być elementem wielowymiarowej presji na Ukrainę, aby zaniechała walki o swoją ziemię z przeważającą nawałą rosyjską, wzmocnioną potężnym połciem mięsa armatniego. Jeżeli w zamyśle kremlowskiego stratega Ukraińcy mieli się tego wzmocnienia przestraszyć, to jakoś znów coś strategowi nie wyszło, przynajmniej na razie. Armia ukraińska nie przerwała kontrofensywy i codziennie odnosi kolejne sukcesy.

I znowu wszystko idzie zgodnie z planem

17 września. Po Buczy, Borodiance, Ołeniwce – Izium. Kolejne miejsce makabrycznych zbrodni popełnionych przez rosyjskich okupantów na ukraińskiej ludności podbitych terenów. Po wyparciu rosyjskiej armii z obwodu charkowskiego i części donieckiego odkryto w lesie pod Iziumem setki grobów. Pochowano w nich ofiary walk, ostrzałów, egzekucji i tortur.

Grupa przeprowadzająca ekshumacje dopiero zaczęła prace, śledczy starannie dokumentują upiorne znalezisko. Ale już teraz można powiedzieć o niebywałej skali zbrodniczego procederu rosyjskiej armii w ukraińskich miastach i wsiach. Na ciałach ofiar widać ślady tortur. Wiele z nich ma związane nogi i ręce. Na leśnym cmentarzu grzebano też tych, którzy zginęli w wyniku ostrzałów – Rosjanie szturmowali Izium przez miesiąc, stosując metodę huraganowych ataków artyleryjskich. Zdaniem deputowanego miejscowej rady, z rąk Rosjan mogło zginąć nawet tysiąc cywilnych mieszkańców Iziumu.

Internetowa telewizja „Nastojaszczeje Wriemia” opublikowała na swoim kanale Telegram zdjęcia z miejsc pochówków: https://www.currenttime.tv/a/v-lesah-pod-izyumom-obnaruzhili-massovye-zahoroneniya-/32035628.html

„Wszędzie, gdzie stacjonowała rosyjska armia, można znaleźć podobne ślady. W Czeczenii grzebano ofiary w lesie za lotniskiem w Groznym. Rosyjscy wojskowi traktują ludność okupowanych terytoriów jak wrogów i nie widzą nic zdrożnego w torturowaniu i zabijaniu ludzi, których właśnie za wrogów uważają. Podobne zbrodnie armia popełniała w Afganistanie. W tym kontekście ciekawym byłoby określenie, kiedy wojskowi przestali odpowiadać za zabijanie cywili podczas przesłuchań” – napisał w komentarzu na Facebooku emigracyjny politolog Nikołaj Mitrochin.

Mitrochin zwraca też uwagę na to, jak kremlowscy propagandyści próbują przedstawić znalezisko pod Iziumem: to ciała poległych żołnierzy sił zbrojnych Ukrainy, których nie zabrała strona ukraińska. „Być może są tam też [pochowani] ukraińscy wojskowi. Ale mam wątpliwości co do tego, że ukraińscy żołnierze ginęli ze związanymi przez siebie samych rękami i nogami”.

Prezydent Putin na wczorajszym spotkaniu z dziennikarzami po szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Samarkandzie poświęcił uwagę także wydarzeniom w Ukrainie. O Iziumie nie mówił. Zapewnił, że „główny cel operacji specjalnej – wyzwolenie Donbasu – nie podlega korekcie. Kontynuujemy te działania, nie zważając na wszystkie próby przeprowadzenia kontrofensywy ukraińskiej armii. Zobaczymy, czym się ta kontrofensywa zakończy. […] Walczymy tylko częścią naszej armii, tylko tą kontraktową. Na Donbasie rosyjska armia zdobywa coraz nowe tereny” (https://www.youtube.com/watch?v=ewWHL7TzSp0). A zatem ciąg dalszy starej śpiewki: „wszystko idzie zgodnie z planem”. Zdaniem Putina, to Ukraina prowadzi działania terrorystyczne. Jako przykład podał wczorajszy zamach w Ługańsku na tzw. prokuratora generalnego tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej. Nie wiadomo, kto dokonał zamachu, w tzw. Ługańskiej Republice Ludowej zginęło już w zamachach wielu watażków – były to na ogół porachunki pomiędzy grupami mafijnymi, które dzieliły łupy. Ale Putin już wie, że to Kijów maczał w tym palce.

Dziennikarstwo to przestępstwo

6 września. Rosyjskie władze dorzynają resztki dziennikarstwa i likwidują ostatnie bastiony wolnych mediów – dziennikarz „Wiedomosti” i „Kommiersanta” Iwan Safronow został skazany na karę 22 lat łagru o zaostrzonym rygorze za zdradę państwa, a „Nowa Gazeta” Dmitrija Muratowa otrzymała decyzję sądu o unieważnieniu licencji na wydania papierowe pisma, wkrótce oczekiwane jest również oficjalne zamknięcie strony internetowej.

Moskiewski sąd miejski skazał Safronowa za (niedowiedzione w procesie) szpiegostwo i zdradę stanu. Dziennikarz od dwóch lat przebywał w areszcie śledczym Lefortowo. Ogłoszenie wyroku zajęło sędziemu dziesięć minut – nie przedstawiono sentencji wyroku z uwagi na to, że jego treść i uzasadnienie zaliczono do kategorii tajemnicy państwowej. Jak pisze „Projekt” (https://www.proekt.media/narrative/delo-ivana-safronova/), oskarżenia o szpiegostwo czy zdradę państwa nie było na czym zawiesić: artykuły, dane, dokumenty, które Safronow miał rzekomo dostarczać czeskiemu i niemieckiemu wywiadowi, znajdują się w otwartym dostępie. O Safronowie i jego sprawie pisałam w blogu dwa lata temu, gdy dziennikarz został aresztowany: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/07/15/czeski-szpieg-w-roskosmosie/

Dziennikarze „Meduzy.io” (internetowe medium wydawane na Łotwie przez rosyjskich dziennikarzy na emigracji) napisali dziś. „Kodeks karny, na podstawie którego skazano dziś Safronowa, klasyfikuje przygotowania i rozpętanie agresywnej wojny jako ciężką zbrodnię. Innymi słowy, oskarżając o przestępstwa dziennikarzy, władze starają się ukryć swoje zbrodnie. Metodycznie pozbywają się świadków, sięgając po nieograniczone środki siłowe. Ci, którzy zostali w Rosji i nadal próbują się zajmować dziennikarstwem, są narażeni na fizyczną rozprawę. 22 lata łagru to próba odebrania życia nie tylko temu, kto został skazany, ale także wszystkim, którzy go kochają i których on kocha”.

„To po prostu zemsta. Sąd uznał dziennikarstwo za przestępstwo” – napisała „Nowa Gazeta”. Los pisma, którego redaktor naczelny Dmitrij Muratow otrzymał w zeszłym roku Pokojowego Nobla, wisi na włosku. Po rozpoczęciu agresji na Ukrainę w Rosji wprowadzono ostrą wojenną cenzurę. Każdy materiał, który nie jest prowojenną agitką, może zostać podciągnięty pod paragrafy o „dyskredytacji rosyjskiej armii” lub „rozpowszechnianie fałszywych informacji”. Roskomnadzor (agencja federalna ds. kontroli mediów) powykręcał ręce i pozamykał usta ostatkom niezależnych od Kreml, niszowych wydań. „Nowa Gazeta” zamieszczała świetne reportaże o najważniejszych wydarzeniach na froncie i na tyłach, analizy i komentarze do bieżącej sytuacji, wywiady. Otrzymała dwa ostrzeżenia od Roskomnadzoru, trzecie groziło zamknięciem. Muratow podjął decyzję o czasowym zawieszeniu działalności, aby nie narażać redakcji na likwidację. Dziennikarze „Nowej”, którzy przebywają na emigracji, zaczęli wydawać internetową gazetę „Nowa Gazeta. Europa” (https://novayagazeta.eu/), jej redaktorem naczelnym jest Kiriłł Martynow.

Muratow w ostatnich dniach odważył się na ożywienie strony internetowej, zamrożonej w marcu i zamieścił materiały odnoszące się do ważnych wydarzeń. Pożegnał zmarłego 30 sierpnia Michaiła Gorbaczowa (zacytowałam jego tekst w „Rosyjskiej ruletce”: https://www.tygodnikpowszechny.pl/zmienil-swiat-nie-potrafil-zmienic-swojego-kraju-zmarl-gorbaczow-178189), przypomniał o ważnym śledztwie dziennikarskim Jeleny Miłaszynej o zamachu terrorystycznym na szkołę w Biesłanie, ujawniające odmęt kłamstw władz i ich nieudolność (https://novaya.media/articles/2022/09/01/beslan-rassledovat-vechno), na stronie znalazły się również teksty poświęcone sprawie Iwana Safronowa i wyrazy solidarności z niesłusznie skazanym kolegą. Solidarność w specjalnym liście wyrazili również koledzy skazanego z redakcji „Kommiersanta”.

Dziś na stronie pojawił się list-odezwa redakcji „Nowej Gazety” (https://novayagazeta.ru/articles/2022/09/05/pokushenie-na-ubiistvo-novoi-gazety), zaczynający się od słów: „Sąd postanowił unicestwić naszą gazetę”. I dalej: „Dziś powtórnie zostali zamordowani nasi koledzy, już zabici przez państwo za wykonywanie swoich zawodowych obowiązków: Igor Domnikow, Jurij Szczechoczichin, Anna Politkowska, Stanisław Markiełow, Anastasija Baburowa, Natalia Estemirowa, Orhan Dżemal”. Wstrząsające.