Archiwa tagu: Andriej Ługowoj

Polon 210 ciągle promieniuje

22 stycznia. Po ogłoszeniu w Wielkiej Brytanii raportu w sprawie śmierci Aleksandra Litwinienki figury na politycznej szachownicy ponownie się ożywiły. Tym bardziej że autor raportu Robert Owen zawarł w nim kluczowe stwierdzenie: sprawcami śmierci Litwinienki są byli oficerowie Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji – Ługowoj i Kowtun, którzy działali na polecenie z góry, „najprawdopodobniej” Nikołaja Patruszewa (ówczesnego szefa FSB) i prezydenta Władimira Putina.

Kreml zareagował skromnie i bez specjalnego zdziwienia. Sekretarz prasowy prezydenta Dmitrij Pieskow wzruszył ramionami i powiedział, że brytyjskie śledztwo jest nieprofesjonalne. Wszelako śledztwo Roberta Owena stanowi grubą rysę na wizerunku kremlowskich „profesjonalistów”, który i tak przecież nie jest kryształowy. To stwierdzenie wprost, że szefostwo FSB i osobiście Putin, z tych struktur się wywodzący, zlecili egzekucję odszczepieńca Litwinienki. I to egzekucję jednocześnie pokazową i skrytobójczą. Czegoś takiego jeszcze nie było.

Już w maju 2015 roku pojawiły się sygnały, że na światło dzienne wypłyną mocne kwity na Putina (pisałam o tym na blogu – http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/05/23/niewinni-czarodzieje-w-petersburga/). Domniemywano wówczas m.in., że zostaną ujawnione dokumenty świadczące o przekrętach dokonanych przez Putina i spółkę w czasach, gdy pracował on w merostwie Petersburga. Kreml wykonał akcję prewencyjną – zanim materiały zostały opublikowane w prasie, zaprzeczał, by Putin cokolwiek mógł mieć na sumieniu. Tymczasem w grudniu ub.r. raport w sprawie powiązań Putina i ludzi z jego otoczenia z mafią tambowską opublikowała Otwarta Rosja Michaiła Chodorkowskiego (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/12/13/cien-tambowa/).

Według ustaleń śledztwa Roberta Owena, Litwinienko pracował jako konsultant dla brytyjskich służb  specjalnych, pilnie śledził poczynania rosyjskiej mafii w Hiszpanii i zbierał na Putina materiały kompromitujące. Dotarł do ważnych informacji. Czy to był powód skazania go na śmierć w męczarniach?

Wykonawca polecenia góry, Andriej Ługowoj po śmiercionośnej wycieczce do Londynu z polonem w kieszeni został w ojczyźnie przyjęty z otwartymi ramionami. Były funkcjonariusz FSB średniego szczebla nagle kupił sobie w centrum Moskwy wielkie mieszkanie za bajońską sumę (https://twitter.com/alburov/status/690186436658794496). Został deputowanym Dumy Państwowej, zyskując tym samym cenny parasol immunitetu. Rosja na brytyjskie prośby o możliwość przesłuchania Ługowoja odpowiadała konsekwentnie „niet”.

Panowie z FSB doskonale bawili się przy tym i pozwalali sobie na żarciki: niejaki Rafael Filinow przywiózł Borysowi Bieriezowskiemu z Moskwy do Londynu koszulkę od Ługowoja. Taki miły prezent. Na koszulce z przodu znajdował się napis POLON-210. CSKA. LONDYN. Hamburg. Ciąg dalszy nastąpi”, a na plecach: „CSKA, śmierć z napromieniowania stuka do twych drzwi” (zdjęcia koszulki można obejrzeć na FB Siergieja Parchomienki: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10208319864583694&set=a.1714988723998.94116.1516606334&type=3&theater).

Co dalej? Rosja nie wyda Ługowoja. Stosunki rosyjsko-brytyjskie jeszcze bardziej się schłodzą. Zdaniem politologa Konstantina Eggerta, „prezydent zawsze ostro reaguje na ataki pod jego adresem. Raport Owena został na Kremlu przyjęty jako skoordynowana akcja brytyjskiego rządu. Jestem przekonany, że Rosja już niebawem odpowie. A jeśli Cameron zdecyduje się na rozszerzenie sankcji, to Rosja może zareagować wobec Londynu tak samo ostro jak w przypadku Turcji”.

A trzeba jeszcze pamiętać, że spodziewane jest ogłoszenie kolejnego raportu – w sprawie katastrofy malezyjskiego samolotu pasażerskiego. Kumulacja.

Cień Tambowa

13 grudnia. Władimir Putin nie lubi lat dziewięćdziesiątych. Z różnych powodów. Głównym, nazwanym przez niego literalnie, jest „główna katastrofa geopolityczna XX wieku”, czyli upadek ZSRR. Dla Putina osobiście oznaczało to powrót z miłej placówki i rozpoczynanie wszystkiego od nowa. Drugi powód jest mniej oczywisty. Lwią część lat dziewięćdziesiątych Putin spędził, pracując w merostwie Petersburga (był zastępcą gubernatora Anatolija Sobczaka). Co tam robił? Dużo różnych rzeczy, o których nie lubi sobie przypominać. Niektóre z jego działań ujrzały światło dzienne. Nieprawidłowości tropiła m.in. deputowana miejscowej legislatury nieżyjąca już dziś Marina Salje (http://www.anticompromat.org/putin/salie.html). Chodziło o przewały na grube miliony.

Na lata dziewięćdziesiąte przypada też początek działania kooperatywy Oziero – grupy krewnych i znajomych Królika (Putina), którzy zawiązali spółdzielnię mającą wybudować domki letniskowe koło Petersburga. Współzałożyciele kooperatywy zajmują (lub zajmowali przez lata) wysokie stanowiska państwowe lub kręcą biznesowe lody, korzystając z najwyższej „kryszy” (http://www.novayagazeta.ru/politics/49409.html).

Dynamiczne zmiany własnościowe w latach dziewięćdziesiątych w Rosji połączyły węzłem bliskiej współpracy polityków, służby specjalne, oligarchów, bankierów i bandytów. Wspomniana przeze mnie uprzednio publikacja fundacji Chodorkowskiego Otwarta Rosja (https://openrussia.org/post/view/10965/) traktuje o powiązaniach ludzi należących do bliskiego kręgu współpracowników Putina z mafią. Śledztwo w tej sprawie prowadzili hiszpańscy prokuratorzy. Dlaczego hiszpańscy? Bo rosyjscy bossowie mafijni zainstalowali się w Hiszpanii i stąd prowadzili działalność – legalizowali brudne pieniądze, inwestowali w nieruchomości, jachty, banki. Centralną postacią był mafioso Giennadij Pietrow, a jego partnerami byli m.in. Anatolij Sierdiukow (b. minister obrony), Wiktor Zubkow (b. premier), Aleksandr Bastrykin (szef Komitetu Śledczego) i wielu innych prominentnych ludzi władzy w  Rosji.

Andriej Zykow, były śledczy z Petersburga, tak mówi o tym w audycji Radia Swoboda: „Raport każe zastanowić się nad wieloma problemami, które są ważne dla Rosji. Są podstawy, by ponownie zadać pytanie: „Who is mister Putin?”, ale sens tego pytania jest inny niż w 2000 roku. Dziś chciałbym zrozumieć, czy to on jest „ogonem”, który kręci „psem” czy odwrotnie. Pod pojęciem „ogon” rozumiem prezydenta, a pod pojęciem „psa” – mafię. Z raportu [hiszpańskich prokuratorów] wynika, że wiele wysokich stanowisk w państwie zajęli ludzie rekomendowani nie przez Putina, a bandytów z tambowskiej mafii [jeden z najważniejszych rosyjskich gangów]. Np. w 2007 r. szefem Komitetu Śledczego zostaje Aleksandr Bastrykin. Giennadij Pietrow i inni członkowie gangu zwracają się do niego po imieniu per Sasza, ciągle dzwonią. I Sasza do nich dzwoni. I to Giennadijowi Pietrowowi – a nie Putinowi – Bastrykin dziękuje za swą nominację”. (Całość rozmowy tu: http://www.svoboda.org/content/transcript/27419698.html). Dzięki osobom zajmującym najwyższe stanowiska w organach ścigania bossowie mafijni mogli rozprawiać się z konkurencją oraz korzystać w przykrywki. Hiszpańscy prokuratorzy swojej wiedzy na temat bliskich powiązań mafii i polityki nie wzięli z sufitu, m.in. z uwagą przesłuchali nagrania rozmów członków gangu i polityków.

Jest jeszcze jeden wątek ściśle związany z wątkiem powiązań mafii z ludźmi władzy. Zykow: „Hiszpańską policję ktoś naprowadził na trop. Tym kimś był Aleksandr Litwinienko (został otruty w 2006 r. w Londynie). Jednym z [głównych] podejrzanych o otrucie jest deputowany Andriej Ługowoj [b. funkcjonariusz FSB]. Spotykał się z Litwinienką w Hiszpanii. Litwinienko zbierał informacje o rosyjskich grupach przestępczych, które działają za granicą”. Dalej za: https://openrussia.org/post/view/11046/: Litwinienko dotarł do informacji o powiązaniach z mafią Wiktora Iwanowa, bliskiego współpracownika Putina [znajomy z KGB], obecnie szefa agencji ds. zwalczania narkotyków. W skrócie miało to wyglądać tak: współpraca Iwanowa i mafii tambowskiej miała miejsce w latach dziewięćdziesiątych, kiedy Iwanow pracował w merostwie Petersburga pod kierownictwem Putina. O tym epizodzie Litwinienko napisał w raporcie dla zachodnich partnerów Iwanowa, który w 2006 r. zabiegał o lukratywny kontrakt lotniczy. Dowiedziawszy się o byłej współpracy Iwanowa z mafią, zachodni partnerzy od kontraktu odstąpili. Litwinienko na spotkaniu z Ługowojem pokazał mu raport o Iwanowie. A Ługowoj podzielił się tą cenną wiedzą z Iwanowem.

Czy taka była sekwencja wydarzeń i czy był to motyw zabójstwa Litwinienki – rozpatruje sąd w Londynie (https://openrussia.org/post/view/4613/). Na koniec zacytuję jeszcze fragment z opublikowanego przez tenże sąd dokumentu – charakterystyki Iwanowa: „Iwanow jest mściwy. Był jednym z organizatorów ataku na Jukos i Michaiła Chodorkowskiego. Były asystent Iwanowa opowiedział, że Kreml zaczął się wrogo odnosić do Chodorkowskiego, kiedy ten publicznie powiedział Putinowi, że jego petersburscy koledzy robią jakieś kanty na transakcjach z ropą, żeby pozyskać kasę na jego kolejną kampanię prezydencką. Iwanow był jednym z owych kolegów, dołożył wszelkich starań, żeby Chodorkowski stanął przed sądem i otrzymał surowy wyrok, a następnie dopilnował, aby pobyt Chodorkowskiego w kolonii karnej był maksymalnie trudny”.

Baśń z jednej nocy

9 marca. Wśród wielu ról, w jakie lubi się wcielać prezydent Rosji, jeszcze nie było roli Szeherezady. I oto na naszych oczach ten dotkliwy brak zostanie zapełniony. Telewizja „Rossija-1” zapowiedziała, że wkrótce wyemituje film Andrieja Kondraszowa „Droga do ojczyzny”, w którym Putin opowie o zeszłorocznej operacji „Krym”. Dla zaostrzenia apetytu do mediów wrzucono już fragment tego wiekopomnego dzieła. Władimir Władimirowicz uchylił rąbka tajemnicy, jak i z kim spędza noce, w każdym razie – jedną noc. Tę jedną noc.

„Zaprosiłem na Kreml kierownictwo naszych służb specjalnych, ministerstwa obrony i postawiłem przed nimi zadanie uratowania życia prezydenta Ukrainy [Janukowycza], jego by po prostu zlikwidowali. […] Przygotowaliśmy się do wywiezienia go prosto z Doniecka lądem, morzem [sic] i drogą powietrzną. To była noc z 22 na 23 lutego [2014], zakończyliśmy koło siódmej rano. Gdy się żegnaliśmy, powiedziałem kolegom: musimy zacząć prace nad przywróceniem Krymu Rosji”.

Co ma piernik do wiatraka, nie wiadomo (dlaczego musieli?). To znaczy może dowiemy się tego z pełnej wersji filmu. Według enuncjacji prasowych, jakie pojawiały się w ostatnich miesiącach, operacja „Krym” była zamyślana i opracowywana już wcześniej, przed „tą nocą” z wiernymi parteigenossen. Operacja wymagała niebagatelnych przygotowań. Niemniej kiedy Janukowycz uciekł z Kijowa, trzeba było działania przyspieszyć. „Bloomberg” w grudniu pisał, że Putin już wcześniej konsultował się w sprawie skutków aneksji półwyspu dla gospodarki z doradcami ekonomicznymi. Mieli go oni pono zapewnić, że rezerwy walutowo-złotowe Rosji pozwolą jej wytrzymać ewentualne sankcje, które nastąpią po aneksji. Wygląda na to, że Putin w te zapewnienia uwierzył. Po roku rezerwy ciągle jeszcze są, choć znacznie nadwątlone. Na jak długo wystarczą?

„Powiedziałem kolegom: musimy zacząć prace nad przywróceniem Krymu Rosji”. Kto by się pytał, po co, na co. Wszystko jasne. Musimy, to musimy. „Powiedziałem kolegom, że musimy zacząć prace nad przywróceniem Sudetów” – tak skwitował słowa Putina jeden z komentatorów.

Od soboty sączy się w uszy cierpliwej publiczności jeszcze jedna baśń. Dyrektor Służby Bezpieczeństwa Bortnikow oznajmił, że śledczy ustalili krąg osób, które zorganizowały i przeprowadziły zamach na Borysa Niemcowa. Wymienił nazwiska kilku Czeczenów, w tym szefa szwadronu śmierci, Zaura Dadajewa. Dadajew służył przez dziesięć lat w specjalnym batalionie MSW w Czeczenii, ramię w ramię z Ramzanem Kadyrowem zaprowadzał porządek w republice, za co został odznaczony rosyjskimi i czeczeńskimi odznaczeniami. Jakiś czas temu miał się rzekomo zwolnić ze służby. Do zastrzelenia Niemcowa namówić miał swoich krewnych, m.in. dwóch od lat mieszkających pod Moskwą, dobrze znających miasto. Dlaczego postanowili zabić Niemcowa? Bo poparł „Charlie Hebdo”, a oni ścierpieć nie mogli, że tam się ukazują karykatury Proroka. I już. (Swoją drogą nigdy bym się nie spodziewała, że w Czeczenii istnieje tak liczne grono czytelników prasy francuskiej). Komitet Śledczy nie ma wątpliwości, że motyw „religijny” tłumaczy wszystko (choć Niemcowowi niepodobna przypisać islamofobii); szerokiej publiczności podano do wierzenia jeszcze jeden aksjomat: że Zaur Dadajew osobiście wszystko zorganizował, a nie wykonywał czyjeś polecenia z góry. Nici na górę odcięte, już nikogo więcej nie będziemy podejrzewać. Opozycja położyła uszy po sobie. Raport Niemcowa o wojnie w Donbasie gdzieś się rozpłynął po rewizji w jego mieszkaniu. Na moście posprzątane, można 18 marca urządzić tam pod murami Kremla koncert z okazji pierwszej rocznicy anschlussu Krymu. Ura.

Dadajewa i jego wspólników zakuto w kajdany, sąd nakazał zamknięcie ich w areszcie. Można się spodziewać pokazowego procesu, podczas którego zostaną „na połnom sierjozie”, bez cienia żenady zaprezentowane wszystkie grube nici, którymi uszyto tę sprawę.

Jeszcze ciekawsza była reakcja Ramzana Kadyrowa na aresztowanie ziomków (zaraz po zabójstwie Kadyrow twierdził, że zamach na Niemcowa to robota CIA, teraz zmienił zdanie). Napisał m.in.: „Znałem Zaura jako prawdziwego patriotę Rosji. […] był odznaczony medalami Za Odwagę, Za Zasługi dla Czeczenii, był szczerze oddany Rosji, był gotów życie oddać za ojczyznę. […] Wszyscy, którzy znają Zaura, twierdzą, że jest głęboko wierzącym człowiekiem, a także, że on, jak wszyscy muzułmanie, był zszokowany działalnością Charlie i komentarzami popierającymi publikacje karykatur”.

„Prawdziwy patriota Rosji”. Niesamowite. Ten prawdziwy patriota strzela do polityka, który zawadza Kremlowi. To teraz prawdziwy patriotyzm? Michaił Sokołow na stronie Radia Swoboda pisze: „Oficjalnie narzucona wszystkim (z pomocą środków masowego przekazu Federacji Rosyjskiej i pożytecznych idiotów) wersja jest korzystna dla tych, którzy zlecili zabójstwo Borysa Niemcowa. Aresztowani zgodnie z dobrą kaukaską tradycją będą mówić [przed sądem] tylko to, co jest dobre dla ich zwierzchności albo po prostu milczeć. Ich rodziny są zakładnikami. Jeśli coś pójdzie nie tak, to ich krewni stracą pracę, a może nawet – jak to przyjęto niedawno – zostaną zburzone domy wszystkich członków niepokornego tejpu [klanu]”.

Jeszcze nie przebrzmiały doniosłe słowa Ramzana Kadyrowa o pełnych żarliwego patriotyzmu podwładnych, jak z agencji informacyjnych zaczęły spływać doniesienia o nagrodzeniu prezydenta Kadyrowa przez prezydenta Putina. „Za osiągnięcia w pracy, działalność społeczną i wieloletnią sumienną pracę” Ramzan Achmatowicz otrzymał Order Honoru. Na liście nagrodzonych znalazł się również deputowany Dumy Państwowej Andriej Ługowoj, podejrzewany przez brytyjskie organy ścigania o otrucie w Londynie w 2006 roku radioaktywnym polonem Aleksandra Litwinienki, wroga Kremla. Ładna lista nagrodzonych. Do pucharu cynizmu kroplę ze swej strony dodał dziś jeszcze sekretarz prasowy Putina. Dmitrij Pieskow oznajmił w wywiadzie dla RBK, że „nagrodzenie Kadyrowa w dzień po ogłoszeniu wyniku śledztwa w sprawie Niemcowa to czysty przypadek”. Czysty jak łza.

Magia skrótów, czar obcasa

Trochę się można pogubić. Aktywność deputowanych Dumy Państwowej w zakresie regulacji wszelkich przejawów życia kraju kwitnie bujnym kwieciem. Co kilka dni obywatele dowiadują się, co im wolno, a częściej – czego nie wolno. Na przykład wczoraj weszła w życie ustawa zakazująca używania niecenzuralnych słów w mediach, filmie, literaturze i teatrze. Na ostatnim posiedzeniu Duma przyjęła w drugim czytaniu ustawę zakazującą zamieszczania reklamy w płatnych stacjach telewizyjnych (do tej kategorii zalicza się np. telewizja Dożd’, która prowadzi niezależną politykę redakcyjną). Nowelizacja kolejnej ustawy – o zapobieganiu ekstremizmowi – przewiduje kary za aktywność w sieciach społecznościowych uznanych za szerzące ekstremizm (powodem do ścigania może być nawet postawienie „lajka” lub repost; a tak na marginesie ciekawe, czy za ekstremizm zostaną uznane publicystyczne arcydzieła Aleksandra Prochanowa, który na łamach szowinistycznej gazety „Zawtra” uprawia patriotyczną grafomanię, siejącą nienawiść pomiędzy narodami). Blogerów, odnotowujących więcej niż trzy tysiące odsłon dziennie, uznano za media i objęto wszystkimi zakazami, obowiązującymi media, rozszerzono za to uprawnienia Federalnej Służby Bezpieczeństwa do zaglądania tu i ówdzie. Przygotowywane są poprawki do ustawy o zgromadzeniach, przewidujące zaostrzenie i tak bardzo restrykcyjnych kar za udział w nielegalnych demonstracjach (nowela przeszła już drugie i trzecie czytanie).

Do cennych inicjatyw należy zaliczyć arcydzieło Olega Michiejewa – deputowanego z ramienia Sprawiedliwej Rosji, który chciałby wprowadzić zakaz sprowadzania do Rosji trampek, adidasów, baletek, mokasynów, espadryli oraz szpilek, jako że obuwie na płaskiej podeszwie lub na wysokich obcasach szkodzi zdrowiu Rosjan. Przy okazji media przypomniały, że od lutego obowiązuje już zakaz wwożenia na obszar Unii Celnej Kazachstanu, Białorusi i Rosji koronkowej bielizny. Dlaczego? Bo nie spełnia ona wymogów technicznych. Kolega Michiejewa z frakcji deputowany Wiktor Szudiegow wykazał się aktywnością na polu poprawiania sytuacji w szkołach, pełnych zwyrodnialców i wystąpił z inicjatywą wprowadzenia odpowiedzialności karnej dla uczniów, którzy „publicznie upokorzyli nauczyciela”.

Za rekordzistę w zgłaszaniu nieocenionych pomysłów można uznać „najbardziej radioaktywnego” deputowanego, Andrieja Ługowoja (podejrzewany przez brytyjskie organy ścigania o zabójstwo Aleksandra Litwinienki w Londynie). Sen z powiek spędzają zasłużonemu deputowanemu wolności obywatelskie, przykłada się więc, by kontrolować możliwie dużo sfer działalności współobywateli. Weszła w życie ustawa, zgłoszona przez Ługowoja, umożliwiająca blokowanie portali i stron internetowych bez sankcji sądu. W maju Ługowoj wniósł projekt ustawy o karaniu za niedopełnienie procedury poinformowania odnośnych organów o posiadaniu drugiego obywatelstwa (ustawa przeszła już pierwsze czytanie).

W niedawnym wywiadzie dla rozgłośni radiowej Goworit Moskwa deputowany Ługowoj, jak to się mówi w Rosji, raskrył duszu. Okazuje się, że były funkcjonariusz KGB, a potem Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) pragnie powrotu do dawnej nazwy i dawnego skrótu instytucji, która wzbudzała strach i respekt. KGB to brzmi dumnie. „Z KGB zrobiono potwora, który wspierał dyktaturę. A przecież zwalczaniem dysydentów, których notabene należało zwalczać, zajmował się tylko jeden z zarządów KGB. Wszystkie pozostałe działania tej instytucji miały na celu zapewnienie bezpieczeństwa państwa”.

Komentarze po tym wywiadzie były różne – słuchacze rozgłośni Goworit Moskwa poparli inicjatywę „Radioaktywnego”, natomiast na stronie internetowej Echa Moskwy pojawiły się komentarze w rodzaju: „Jak szaleć to szaleć – może lepiej od razu NKWD”, „Jasne, przywrócić KGB i towarzysza Stalina wykopać spod murów Kremla i z powrotem umieścić w mauzoleum”, „A mnie się podoba CzeKa – krótko i strasznie”. „FR przemianować w ZSRR”.

Ze słowami w ogóle trzeba uważać, nie tylko z tymi wulgarnymi, za których użycie można od wczoraj nieźle popłynąć. Duma idzie za ciosem. W pierwszym czytaniu rozpatrywano projekt ustawy wprowadzający kary pieniężne za stosowanie słów pochodzących z języków obcych zamiast rosyjskich odpowiedników (np. zamiast obcej sfery należy używać swojskiej dziedziny). Kończę, bo zaraz złamię nowe przepisy…

British Council w trybach przykrej wojny

Nagonka na British Council w Rosji jest kolejną odsłoną podjazdowej wojenki na linii Moskwa–Londyn. Zamknięcie dwóch oddziałów British Council – w Petersburgu i Jekaterynburgu – pod pretekstem nieprzestrzegania przez tę instytucję norm rosyjskiego prawa znowu podgrzało atmosferę wokół sprawy Litwinienki–Ługowoja, która rok temu stała się przyczyną zaostrzenia stosunków rosyjsko-brytyjskich.

Rosyjski MSZ wysłał teraz w stronę Londynu jednoznaczny sygnał: pozwolimy na wznowienie działalności British Council, jeżeli zostanie wznowiona współpraca antyterrorystyczna. Co można zrozumieć jako zachętę do wydania przez Londyn emisariusza „niepodległej Czeczenii-Iczkerii” Zakajewa i eks-oligarchy Borysa Bieriezowskiego oraz odstąpienia od wniosku o pociągnięcie Andrieja Ługowoja (dziś deputowanego Dumy Państwowej, cieszącego się immunitetem) do odpowiedzialności za podanie w Londynie radioaktywnej herbatki Aleksandrowi Litwinience.

Czemu Rosja zaognia stosunki z Londynem?

Gdyby władze Wielkiej Brytanii faktycznie zechciały odpowiedzieć pięknym za nadobne, to miałyby szerokie pole do popisu. „Porównajmy – pisze komentator rosyjskiej sceny politycznej Siemion Nowoprudski w internetowej „Gazecie.ru”. – Przecież to rosyjskie firmy zabiegają o wejście na londyńską giełdę, a nie brytyjskie na moskiewską, to przedstawiciele rosyjskiej śmietanki stale oblegają Londyn, a nie przedstawiciele śmietanki brytyjskiej Moskwę. To dzieci rosyjskich urzędników i biznesmenów uczą się i mieszkają w Anglii, a nie angielskich w Rosji.

I nie ma w tym nic dziwnego ani złego, że ludzie chcą się uczyć angielskiego i jeździć do wspaniałej Wielkiej Brytanii. To jest normalne. I tak powinno być”.

Na marginesie agresywnej postawy Moskwy wobec brytyjskiej instytucji kulturalnej można sobie zadać bardziej ogólne pytanie: dlaczego rosyjska elita polityczna tak zaostrzyła i stale zaostrza retorykę wobec Zachodu? I jeszcze: czy owo zaostrzenie przynosi korzyści? I do czego na dłuższą metę może doprowadzić?

Rosyjska elita polityczno-biznesowa uważa najwidoczniej, że może sobie pozwolić na jednoczesne obrażanie Zachodu (zyskuje to poklask w wielu środowiskach w kraju) i cyniczne korzystanie z przymiotów zachodniej cywilizacji: bezpieczne lokowanie pieniędzy w zachodnich bankach, kształcenie dzieci w elitarnych zachodnich szkołach, kupowanie nieruchomości na tym wstrętnym Zachodzie itd. Te przyjemności są jednak zastrzeżone wyłącznie dla najwyższej kasty. Zwykły obywatel powinien być przekonany o szpiegowskiej działalności British Council i wyższości sterowanej demokracji rosyjskiej nad demokracją zachodnią oraz wierzyć, że Zachód knuje podstępnie przeciwko Rosji i stąd się biorą wszystkie rosyjskie bolączki.

Rosyjsko-brytyjska wojna pod radioaktywno-szpiegowską flagą jeszcze zapewne potrwa. Miejmy nadzieję, że Rosjanie nie zapomną przez ten czas lekcji języka angielskiego pobieranych w British Council. Anglicy, którzy chcą poznać język Puszkina i Dostojewskiego, mogą się go uczyć wszędzie bez przeszkód. Tylko czy dobra znajomość języka wystarczy, aby osiągnąć porozumienie?