Archiwa tagu: dowcip

Pierwszy milion

3 października. Szanowni Państwo! Dzisiaj zostałam blogerką milionerką: licznik, rejestrujący odwiedziny Czytelników na blogu „17 mgnień Rosji”, odnotował dziś milion odsłon. Bardzo dziękuję Państwu za aktywność i zapraszam nadal do czytania i komentowania.

W tych pięknych okolicznościach przyrody i blogowania zapraszam do rzadko prezentowanego przeze mnie tematu – dowcipnego ujęcia aktualnych wydarzeń na scenie politycznej. Nawet o tak dramatycznych okolicznościach jak rosyjskie bombardowania na terytorium Syrii po sieci rozpełzają się setki memów, demotywatorów i żartów.

Ten plakat nawiązuje do słynnego zdjęcia z okresu II wojny światowej, przedstawiającego prowadzącego w bój oficera. Dzisiaj ma to inny wymiar:

http://beseder.ru/news/entryid/424

Podobnie jak przeróbka legendarnego plakatu „Matka Ojczyzna wzywa” – dziś rozpowszechniana w Internecie w wersji „Matka Syria wzywa” https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649946726602813440

Są też setki tweetów, odnoszących się bezpośrednio do wypowiedzi polityków czy wiadomości agencyjnych. „Miedwiediew nazwał operację w Syrii obroną Rosji przed terroryzmem. Pod takim hasłem można i pingwiny na Antarktydzie wyciąć w pień”. Inny komentarz całkiem trzeźwy: „Asad poprosił Putina o pomoc i Rosja zgodnie z prawem bombarduje Syrię. Jeśli zatem Poroszenko poprosi Amerykę o bombardowanie separatystów w Donbasie, to będzie OK?”.

W nawiązaniu do opisywanej przeze mnie wczoraj deklaracji Ramzana Kadyrowa, który chce posłać do Syrii swoich dzielnych chłopaków, jeden z komentatorów zadał pytanie: „Jeśli kadyrowcy trafią do Syrii, to kto komu będzie głowy ucinał?”

Komentarz do tego, że synowie wierchuszki politycznej nie rwą się do walki w Syrii: „Powiadają, że w Dumie i Radzie Federacji coraz większą popularnością cieszy się inicjatywa deputowanych: Poprzyj Putina, wyślij do Syrii swego syna”.

W zeszłym roku głównym tematem w rosyjskich mediach były wydarzenia na Ukrainie. Nawet wtedy, gdy w Rosji działy się rzeczy ważne i ciekawe, to i tak jako pierwsze podawano w serwisach wieści z Ukrainy. Ta praktyka przyczyniła się do powstania mema „Чо там у хохлов?” (Co tam u Ukropów?). Teraz przerobiono to na: „Чо там у ИГИЛ?” (Co tam w Państwie Islamskim?).

Jest mnóstwo memów i żartów o tym, że Putin rozkręca kolejną wojnę, rzecz kosztowną, podczas gdy losy emerytur stanęły pod znakiem zapytania. Jest też i taki tweetowy komentarz: „Rosjanie są dziwnym narodem: wolą zbombardować Państwo Islamskie, niż w swoim kraju zbudować sobie ciepłe toalety”.

Zaklęcia Putina i innych rosyjskich polityków, że Rosja nie zamierza brać udziału w operacji lądowej w Syrii, skwitowano żartem: „Założyło się dwóch syryjskich czołgistów, który ma ładniejszy dom – czy Sierioża w Wołogdzie, czy Wołodia w Pietrozawodsku?”.

Komentarzem na temat rosyjsko-syryjskiego braterstwa broni jest przeróbka cytatu z Bismarcka: Będziemy mogli pokonać Rosję wtedy, kiedy Rosjanie i Syryjczycy uwierzą, że są dwoma różnymi narodami.

https://twitter.com/gniloywest/status/650027425745797121

Ten żart pochodzi z jednego z najbardziej odjechanych zasobów „Gnijący Zachód” (https://twitter.com/gniloywest). Dowcipy tam publikowane polegają najczęściej na komentowaniu zdjęć, przeważnie pochodzących z Rosji, przedstawiających jakąś ruinę, pijaństwo albo dramatyczny rozjazd z oficjalną propagandą sukcesu, czemu towarzyszy podpis wskazujący, że fotka pochodzi z Zachodu (gnijącego).Na przykład: https://twitter.com/gniloywest/status/649164255120502784 (Konflikt pomiędzy kapłankami płatnej miłości a narkomanami, Amsterdam, Holandia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646630729695293440 (Freddy Mercury i Pamela Anderson w restauracji Le Gavroche, Londyn, Anglia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646271486530060288 (Antyczna szkoła filozoficzna w Atenach, mistrz opowiada uczniom o kulcie ciała).

A oto wiadomość całkiem na poważnie. „Global Research przyłapał Zachód na kłamstwach o obecności rosyjskich wojsk w Syrii” – poinformowała tuba Kremla na zagranicę telewizja RT. – „Resort obrony USA jest znany ze swej skłonności do fabrykowania informacji i gołosłownej propagandy, pisze na stronie Global Research obserwator Stephen Lendman. Teraz, tak jak wcześniej na Ukrainie, tam mówią, że Moskwa przerzuciła do Latakii wojska i samoloty, ale żadnych przekonujących świadectw tego nie zaprezentowano”. Ten materiał pochodzi z 21 września.

http://russian.rt.com/inotv/2015-09-21/Global-Research-pojmal-Zapad-na

W związku z tym, a może całkiem bez związku, okazuje się, że Obama to jednak чмо:

https://twitter.com/dailykiselev/status/649949046405251072

I na koniec dowcip ogrywający to, że swego czasu Putin po powrocie z KGB-owskiej misji w NRD nie miał środków do życia i zarabiał, wożąc ludzi na łebka prywatnym samochodem:

https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649298640704512000 (Gdyby gwiazdy ułożyły się inaczej, Wowa by kręcił kółkiem w zaporożcu [w oryginale rosyjskim jest dodatkowa gra słów, czasownik бомбил oznacza i był kierowcą, i bombardował]. Żadnych bombardowań). Ach, te gwiazdy…

Memem i śmiechem

22 kwietnia. Od kilku dni w rosyjskojęzycznym Internecie ogrywany jest nowy mem: A co tam u Ukropów? (че там у хохлов). Nietrudno się domyślić, skąd się to wzięło: rosyjskie media (przede wszystkim telewizja) poświęcają o wiele więcej uwagi wydarzeniom na Ukrainie niż temu, co dzieje w Rosji. Zresztą nieważne, co się dzieje w Rosji, ważne jest to, że na Ukrainie jest kiepsko: upadek, schyłek, dno. Tak to jest pokazywane. Tragiczne pożary na południu Syberii okazały się dla redaktorów rosyjskich telewizyjnych programów informacyjnych mniej ważnym tematem niż np. to, że prezydent Poroszenko ubrany w czarną kurtkę z naszytymi pagonami jadł kolację z amerykańskimi żołnierzami, którzy przybyli pod Lwów szkolić ukraińskich żołnierzy, a potem zmókł, gdyż nie miał nakrycia głowy.

Internetowa brać nie drzemie, ze wszystkiego potrafi zrobić temat żartu. Do zdjęć płonących domów w Chakasji dorysowywano dymki (proszę wybaczyć ten niewyszukany kalambur): „A co tam u Ukropów?”. Hasło to pojawiło się na wielu znanych zdjęciach, obrazach, kadrach z filmów. Duży wybór memów tutaj: http://www.048.ua/news/804046 i tutaj (niektóre się powtarzają) https://twitter.com/hashtag/%D0%A7%D0%BE%D0%A2%D0%B0%D0%BC%D0%A3%D1%85%D0%BE%D1%85%D0%BB%D0%BE%D0%B2?src=hash

Okazało się, że używanie tego memu nie jest jednak neutralne. Facebook zabanił ukraińskiego pisarza Andrija Bondaria za zastosowanie memu w wierszyku: „Chciałem zapytać wędkarza, czy ryba mu bierze, ale wyrwało mi się: „co tam u Ukropów…” http://obozrevatel.com/crime/14538-facebook-zabanil-ukrainskogo-pisatelya-za-mem-che-tam-u-hohlov.htm

Ale największą popularnością w Internecie cieszy się niecenzuralny wierszyk, będący parafrazą utworu Włodzimierza Majakowskiego „Co to znaczy dobrze i co to znaczy źle”. Mały chłopiec pyta ojca, dlaczego u nich w domu panuje rozgardiasz, jest zimno, głodno, biednie, dlaczego mama pijana w siwy dym, dlaczego nie mają w toalecie sedesu, dokąd tatuś w zeszłym roku pojechał na urlop i wrócił cały poparzony i bez nogi itd. Na wszystko ojciec odpowiada, że to nieważne: zostaw te głupie pytania o głupie rzeczy, radzi dociekliwemu synkowi, pooglądaj telewizję, dowiesz się, że sedes zabrał Poroszenko, za wszystko winę ponosi Abama [to taki żarcik ortograficzny utrwalający się ostatnio w internetowej pisaninie], na ich dobro czyha podstępny Dmytro Jarosz itd.

Wątek „Abamy” (Obamki) też jest chętnie ogrywany. Parodia wiadomości płynących z ekranu telewizyjnego głosi: „Abama zamknął kilkadziesiąt klinik w Moskwie” albo „Obamka zbudował drogi w Rosji” (https://twitter.com/JuntaChronicles/status/584016156710858752), „Obama odroczył uruchomienie nowych bloków elektrowni atomowych o rok (https://twitter.com/VVP2_0/status/590892315687911424).

Zwolennicy polityki prezydenta Putina też mają swoje żarty. Na oknach swoich limuzyn umieszczają napisy w rodzaju: „Skórę Obamy kupię drogo” (http://avmalgin.livejournal.com/5392338.html).

Czasem nie trzeba parodiować – oryginały wyglądają jak parodia. Dzisiaj przywódca tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej powiedział, że gotów jest przyłączyć do swego nowotworu całą Ukrainę.

A ta pieśń – na poważnie czy na żarty?: https://www.youtube.com/watch?v=Ys4FanKNxpk

Spaleni fast foodem

9 kwietnia. Dawno już w rosyjskim segmencie Internetu nie było takiego karnawału. Reakcja na wiadomość o najświeższym pomyśle reżysera Nikity Michałkowa i jego brata Andrieja-Androna Konczałowskiego (również reżysera) założenia sieci rosyjskich barów szybkiej obsługi przeszła najśmielsze oczekiwania.

Dzisiejsze wydanie „Kommiersanta” uraczyło czytelników wiadomością, że braterski duet filmowców wpadł na pomysł utworzenia w Rosji sieci pod szyldem „Jemy w domu”, serwującej wyłącznie rodzime produkty w przeciwieństwie do wrażych zachodnich fast foodów. Na wdrożenie projektu Michałkow i Konczałowski poprosili prezydenta o miliard rubli. Prezydentowi idea się spodobała, zaaprobował ją i przekazał plan pod kuratelę wicepremiera Arkadija Dworkowicza, zajmującego się w rządzie zagadnieniami gospodarczymi.

Filmowi bracia wstrzelili się z biznes planem idealnie. Wyroby z sieci zachodnich fast foodów zaczęły jakiś czas temu szkodzić rosyjskim żołądkom. Do usunięcia McDonalda czy Burger Kinga z Rosji wzywali deputowani z trybuny parlamentu, a publicyści w licznych artykułach pisali o wyższości tradycyjnych rosyjskich potraw nad podstępnymi cheeseburgerami. Jednym z naczelnych haseł w dobie sankcji (wprowadzonych przez Putina zakazów wwozu zachodnich artykułów spożywczych) jest „importozamieszczenije” [импортозамещение], czyli zastąpienie rzeczy z importu rodzimą produkcją. Nie bardzo ta akcja na razie wychodzi, bo Rosja produkuje za mało, by zaspokoić potrzeby rynku w pełnym zakresie. Ale od czego są dobre pomysły osób obsługujących politykę Kremla?

Nikita Michałkow od dawna jest uważany za podnóżek Władimira Putina, realizujący zamówienie na patriotyczną sztukę dla mas. A że przy okazji kręci lody (tu konkretnie zapewne patriotyczne śledziki i barszczyki) na chwałę własnego portfela, cóż, każdy orze jak może. To po pierwsze, a po drugie, za obsługiwanie angielskiego króla należy się premia.

Idealny rodzinny interes ma wesprzeć żona Konczałowskiego (pozującego ostatnio na buddyjskiego mnicha i filozofa), aktorka Julia Wysocka, lansująca się jako wybitny znawca kuchni. Występuje w popularnych programach telewizyjnych propagujących gotowanie, ma w Moskwie dwie knajpy, należy do niej marka „Jemy w domu” (która teraz ma objąć również sieć szybkiej gastronomii). Dziennikarz rozgłośni Echo Moskwy Siergiej Parchomienko dostrzega w dzisiejszym rwetesie wokół planu sieci rosyjskiego „szybkiego jedzenia” jedynie świetną akcję promocyjną dla tych lokali Wysockiej. Aktorka ma w planach rozszerzenie działalności gastronomicznej.

Całe to zamieszanie to rzecz świetnie charakteryzująca dzisiejszą Rosję. Oto dwie znane osoby chcą założyć sieć knajpek. To nie budowa elektrowni jądrowej czy zawrócenie biegu syberyjskich rzek, tylko mała gastronomia. I taką sprawą zajmuje się osobiście prezydent, który zleca pilotowanie projektu wicepremierowi. Oraz wydziela z budżetu państwa, na który składają się podatnicy, miliard rubli na dobrą wróżbę. „Najśmieszniejsze jest to, że nikt nie prosi Putina o pieniądze na drogi” – skomentował jeden z użytkowników Twittera.

Podatnicy, przynajmniej ci, którzy aktywnie korzystają z Internetu, urządzili popisową „rżakę”, nie zostawiając na pomysłodawcach suchej nitki. Krótki przegląd żartów, jakie pojawiły się w blogach i na Twitterze, nie jest w stanie oddać intensywności wymiany myśli o planie Michałkowa-Konczałowskiego.

„Dmitrij Anatoljewicz [Miedwiediew] poprosił Władimira Władimirowicza o pożyczkę na zakup baterii do Leiki” (premier lubi fotografować).

„Josif Kobzon zwrócił się do Putina z prośbą o dofinansowanie projektu sieci patriotycznych zakładów fryzjerskich” (jeśli Państwo pamiętacie, piosenkarz Kobzon jest nosicielem oryginalnej peruczki)

„W następnej książce kucharskiej Julia Wysocka opublikuje przepis, jak z niczego ukręcić miliard”.

„- O, rany, umieram z głodu.

– To chodź, tutaj jest bar Michałkowa.

– No nie, nie do tego stopnia”.

„W Rosji powstanie sieć luksusowych więzień pod nazwą „Siedzimy w domu”.

„Nikita Michałkow otworzy sieć kin „Róbta se filmy sami”.

„Dobrze, że nie poprosili kasy na sieć burdeli „Skok w bok”.

„Nazwa sieci barów „Żryj, co ci dają”.

„W barach Michałkowa kasy będą wolne od wpływu zachodnich imperialistów”.

„Potrawy będą podawać z hymnem albo bez hymnu” (ojciec Nikity i Andrieja, Siergiej Michałkow był autorem słów hymnu ZSRR/Rosji).

Całkiem poważnie podszedł do zagadnienia Leonid Krol, który napisał w FB: „Przecież to jasne, że nikt niczego nie otworzy, żadnej knajpy, nie będzie żadnego rospiłu [przywłaszczenia na lewo państwowej kasy]. Potrzebne są dobre, optymistyczne, prowokacyjne nowości. Trzeba zaprezentować, że mamy przyszłość. I to jest wiadomość z tego pożądanego gatunku. Rozrywka zarówno dla wyższych sfer, jak i plebsu. To taki kolejny tani gest antyamerykanizmu, a i okazja, by gwiazda pojawiła się w mediach i dała lekcję dobrego stylu w noszeniu eleganckiego szaliczka”.

Łopatologia stosowana

21 marca. Wśród kolportowanych w mediach licznych obrazków z obchodów rocznicy aneksji Krymu uwagę zwróciły zdjęcia przedstawiające tłumek przepychający się ku poczęstunkowi serwowanemu łopatą. Zgromadzeni ochoczo szarpali jadło na sztuki i napychali sobie usta. Wkrótce miało się okazać, że ten oryginalny sposób podawania posiłku nie był jednak związany z rocznicową radością #Krymnasz – opublikowane w Internecie i obficie retwitowane fotki pochodziły ze Stawropola z dnia Maslenicy (22 lutego). Zostały dostrzeżone i nagłośnione dopiero teraz, gdy bloger Aleksandr Baraboszko opublikował je pod tytułem „W Stawropolu odbył się I Prawosławny Festiwal Ulicznego Jedzenia „Rosyjska Godność”. Pojawienie się informacji o wielkim żarciu z łopaty wywołało huragan.

Maslenica to ostatnie dni karnawału, odpowiednik naszych ostatków. W Rosji istnieje żywa tradycja wesołych ulicznych festynów organizowanych z tej okazji w miastach i na wsiach. Ludzie weselą się, tańczą, śpiewają, jedzą i piją – to ostatnia uczta i zabawa przed długim i wymagającym wyrzeczeń postem. Tegoroczna Maslenica w Stawropolu na południu Rosji odbyła się z rozmachem: zaplanowano nie tylko palenie kukły Maslenicy (odpowiednik topienia Marzanny), ale także sporządzenie gigantycznego blina na wielkim zaimprowizowanym palenisku pod gołym niebem. Bliny są tradycyjnym daniem, podawanym na Maslenicę, wręcz symbolem rosyjskich zapustów. Ten wielki stawropolski blin nie do końca się udał, był za duży, by go obrócić i obsmażyć z obu stron, kucharze pokroili go zatem na mniejsze porcyjki i obracali po kawałku, a potem tak przygotowane danie podawali na łopatach przez ogrodzenie.

Ostatkową ucztę z łopaty można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=KnHutb-SQK0

Nie wszystkim spodobał się stawropolski patent. Dziennikarz Arkadij Babczenko w FB rwał włosy z głowy: „Zrobili wielkiego blina, pokroili go ogromnymi łopatami, rozdawali ludziom na cześć starego święta. Na całym świecie to by wyglądało jak normalna zabawa, żart, ludowy festyn. Głupich świąt na świecie jest pełno. I wszędzie ludzie się bawią. I tylko w Rosji musi być specyfika, wszystko, co się tu dzieje nawet z najlepszymi zamiarami, zaraz staje się powodem do wstydu. Ludzie, jak wpadliście na to, by wesołe święto uczynić takim narodowym obciachem?”. Trochę przesadził z tą powagą. Ale jeszcze poważniej, choć nie bez autoironii, podszedł do tematu (również na FB) Siergiej Grigorow: „Dla postępowej społeczności to oczywiście fantastyczny temat napisać, że Rosjanie zachowują się jak świnie. Wielkie mi rzeczy: bliny z łopaty. Wykazali się ludzie pomysłowością i tyle. Ja dołożę tu opowieść z cyklu: a w Ameryce biją Murzynów. Matka dwojga dzieci zmarła tam niedawno po udziale w konkursie, kto wypije więcej wody. Możecie mnóstwo takich konkursów znaleźć w Ameryce, ale amerykańscy aktywiści nie piszą o tym, że naród amerykański to świnie”. Dyskusja w sieci była całkiem na poważnie.

Na dużo większym luzie podeszli do materiału autorzy setek memów, przeróbek, parodii i żartów, jakie zapełniły przestrzeń internetową. Największą aktywność w ogrywaniu tematu łopaty przejawili użytkownicy z Ukrainy. Powstało nawet na to konto specjalne konto na Twitterze https://twitter.com/usaukr1488

Blin z łopaty stał się bohaterem filmiku ze słynnego samotnego śniadanka prezydenta Putina podczas szczytu G20 w Brisbane (po którym Putin obraził się na resztę świata i wcześniej wyjechał): https://www.youtube.com/watch?v=dE-UFo2zMLw

W związku z zaćmieniem słońca ukazało się ogłoszenie: „Boska łopata dziś na kilka minut zasłoni blin na niebie, uprasza się Rosjan o zachowanie spokoju, karmić będą potem”.

Triada tygodnia: Putin (który powstał z dziesięciodniowego niebytu), łopata, zaćmienie.

Powstał już cały savoir vivre dla tych, którzy chcą kulturalnie posługiwać się łopatą przy stole; łopaty dzielą się na: łopaty do kawy, łopaty do herbaty, łopaty stołowe, łopaty deserowe, a do spożywania ryb przewidziane są widły (https://twitter.com/usaukr1488/status/578867629496094720/photo/1). Zgodnie z przepisami, łopata powinna leżeć obok piły, a grabie po lewej stronie.

Putin przyznał Kadyrowowi wielką złotą łopatę za zasługi.

Według sondażu pracowni socjologicznej WCIOM, jedzenie z łopat popiera 88% Rosjan.

Demotywatory na froncie

Dowcip to bardzo poważna sprawa. W toczonej od wielu miesięcy wojnie informacyjnej pomiędzy Ukrainą i Rosją rozpowszechniane w sieci rosyjskie kawały o „tępych banderowcach” są ważnym odcinkiem frontu. Mają wzmacniać oficjalny przekaz propagandowy, zdyskredytować Ukraińców, ukazać ich jako sługusów wujka Sama, przyprawić wykrzywioną gębę faszysty. Kto wymyśla oficjalne „szutki” na służbie Kremla? Autorzy się nie podpisują.

W analizie dotyczącej anegdot o Federalnej Służbie Bezpieczeństwa Jolanta Darczewska (http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/punkt-widzenia/2014-08-04/federalna-sluzba-bezpieczenstwa-w-zwierciadle-rosyjskiego) podzieliła chadzające w internecie kawały na „dowcip” i „antydowcip”. Jedną kategorię stanowią autentyczne kawały o nielubianych w narodzie czekistach, drugą – układane niejako w odpowiedzi na tę ludową twórczość przez samych zainteresowanych, powielane w sieci w sposób zorganizowany antydowcipy, pokazujące czekistów jako sprawnych, inteligentnych i sprytnych stróżów prawa i prawomyślności. Podobny mechanizm „dowcip-antydowcip” widzimy w sferze kawałów dotyczących wydarzeń na Ukrainie. Tu też widać usilne zabiegi służb o utrwalenie w świadomości społecznej negatywnego obrazu wroga.

O staraniach na rzecz ugruntowania oficjalnej linii Kremla poprzez kolportowanie prawomyślnych dowcipów o Ukraińcach pisałam w poprzednim odcinku – http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/11/22/umiera-stary-banderowiec-albo-prawy-sektor-nie-przybyl/ . Tradycyjne kawały przekazywane ustnie należą dziś do rzadkości. Ludzie już tak nagminnie jak kiedyś nie opowiadają sobie kawałów – terenem, po którym obecnie hasają dowcipy, są bezkresy internetu. Jeśli znajdziesz w internecie fajny joke, to raczej prześlesz go znajomym mailem czy retwitniesz, niż wykorzystasz w sytuacji towarzyskiej jako ustną opowiastkę.

W zasobach internetowych mamy do czynienia nie tylko z dowcipem słownym, ale także obrazkowym lub kombinowanym: zdjęcie albo rysunek z komentarzem dotyczącym bieżących wydarzeń. Również w tej dyscyplinie mamy podział na sferę oficjalną i pozaoficjalną. Na przykład grupa Antymajdan na Vkontakte kolportuje z lubością żarciki w stylu – pod obrazkiem przedstawiającym czołgi prące przez las figuruje dumny podpis: „Poranek w lesie pod Kijowem, autor Siergiej Szojgu” [minister obrony Rosji]. Zdjęcie przedstawiające zardzewiały pociąg, który utknął gdzieś w bezimiennym bezkresie, opatrzono podpisem: „Ukraina jak ta lokomotywa – nie wiadomo, dokąd jedzie, a po drugie – nawet jechać już nie może”. Obrazki z tego gatunku nazywane są „rosyjskie demotywatory ludowe”.

Obok tych zasobów wyszydzających banderowców zgodnie z odgórnym zamówieniem istnieje sfera pozaoficjalna. W takich zasobach jak demotivator.me, Politicana czy Lurkmore nie ma miejsca na polityczną poprawność. To żywioł pełen dystansu, sarkazmu, bezlitosnej kpiny. Żywioł nadążający za biegiem zdarzeń, komentujący przewrotnie, jadowicie, śmiesznie i trafnie, demaskujący kłamstwa i nieudolne zabiegi oficjalnej propagandy.

Kilka przykładów. Swego czasu rosyjskie stacje telewizyjne wielokrotnie pokazywały, jak to na miejscu zamachu w pobliżu posterunku separatystów znaleziono wizytówkę szefa Prawego Sektora Dmytro Jarosza (co miało wskazywać na autorstwo napastników). Owa „wizytówka Jarosza” stała się jednym z najczęściej ogrywanych motywów, podkreślających to, jak grubymi nićmi był uszyty sprzedawany przez telewizję fake o rzekomym zamachu. Z ostatnich demotywatorów na uwagę zasługuje ten przedstawiający czołowego kapłana telewizyjnych seansów nienawiści Dmitrija Kisielowa (program Wiesti Niedieli), który tłumaczy: „Na miejscu upadku rubla znaleziono wizytówkę Jarosza”.

Albo odniesienie do kłamliwej propagandy rosyjskich mediów. Obrazek: płaska Ziemia wspierająca się na żółwiu z podpisem: „Pierwszy kanał rosyjskiej telewizji otrzymał satelitarne zdjęcia naszej planety ze sputnika”.

Komentarzem do wizyty prezydenta Putina na szczycie G20 w Brisbane, gdzie jedynym udanym przedsięwzięciem była sesja fotograficzna z koalą, było zdjęcie sympatycznego misia, któremu z rozdziawionego pyszczka sterczą listki eukaliptusa: „Wyjechał? Jak to wyjechał?!” Albo „Korespondent Pierwszego Kanału (rosyjskiej telewizji) donosi z Australii: Dziewiętnastu członków zostało wygnanych z G20 i Putin nie miał z kim zjeść śniadania. Dlatego pojechał na śniadanko do domu”.

Ogromnym zasobem są rozpowszechniane przez Twitter czy Facebook króciutkie docinki, komentujące rzeczywistość. Dla przykładu: „Babcia Masza po obejrzeniu dziennika w TV Rossija zrozumiała, że drewno z komórki ukradli jej Poroszenko z Obamą”. „A co się stało z konwojem humanitarnym do Sztokholmskiej Republiki Ludowej?”.

A na ścianie jakiegoś domu gdzieś, nie wiadomo gdzie ktoś wielkimi literami napisał: „Krym mój”. Federalna Służba Bezpieczeństwa przystąpiła w trybie operacyjnym do poszukiwania na miejscu zbrodni wizytówki Jarosza.

Umiera stary banderowiec albo Prawy Sektor nie przybył

„Umiera stary banderowiec. U wezgłowia zbiera się rodzina. Banderowiec chrypi ostatkiem sił: – Chłopcy, dbajcie o Putina. Rodzina w przerażeniu spogląda po sobie. Najstarszy syn pyta: – Tato, jak to? – A, tak to, Putin to jedyna rzecz, która łączy Ukrainę”.

To jeden z tysięcy kawałów „o Ukropach”, jakie rozpowszechniane są przez portale internetowe w Rosji. Jeszcze kilka przykładów (przeczytałam je na najpopularniejszym rosyjskim zasobie anekdot.ru): „Paradoks Ukrainy polega na tym, że po 23 latach prania mózgu większa część ludności uwierzyła, że być bratem Rosjan jest gorzej niż niewolnikiem Murzyna”. „Dlaczego członkowie ukraińskiej Gwardii Narodowej występują w kominiarkach i nie pokazują twarzy? – Bo przecież zamierzają jeszcze przyjechać na zarobek do Rosji”.  „Unia Europejska wykręca się od zalotów Ukrainy: – Boże, dlaczego akurat do nas? Przecież na świecie jest tyle prześwietnych organizacji”. „Tournee cyrku objazdowego w tym roku na Ukrainie się nie udało – cyrk nie wytrzymał konkurencji z ukraińskim rządem”. „Słowa Putina o wzięciu Kijowa w ciągu dwóch tygodni były wyrwane z kontekstu. Putin powiedział, że pochód na Kijów zajmie mu maksimum dwa tygodnie”.

Zebrane na stronie anekdot.ru dowcipy o Ukrainie i Ukraińcach nie grzeszą subtelnością, sprawiają wrażenie sztucznych, drewnianych. Są uszyte według jednego szablonu – w pełni zgodnego z oficjalnym stanowiskiem Kremla, wyśmiewają te okoliczności, które krytykuje oficjalna propaganda. Świadczą też o niezbyt dobrej znajomości sytuacji u sąsiadów, traktowanych tradycyjnie protekcjonalnie, z lekkim (a obecnie z ciężkim) lekceważeniem. W starych sowieckich anegdotach Ukrainiec (w wersji potocznego języka „Chochoł”) był niezbyt rozgarniętym, upartym, silnym, nad wyraz pobudliwym seksualnie i szczodrze wyposażonym przez naturę w tym względzie osiłkiem, uwielbiającym sało i horyłkę. Ten schemat mocno wykorzystywany jest nadal w licznych kawałach powstających w warunkach wojny ukraińsko-rosyjskiej na wschodzie Ukrainy. Do tego dochodzi kontekst międzynarodowy – w tworzonych dla potrzeb szerokiej publiczności żartach „oficjoza” obśmiewany jest zarówno tępy i naiwny Ukrainiec, jak i jego sojusznicy – podstępny „pindos” (Amerykanin) oraz skretyniały, zwyrodniały i stetryczały „gejropiejec” (Europejczyk).

Polityczny dowcip zawsze był sposobem odreagowania wobec groźnych, strasznych, niezrozumiałych wydarzeń, tarczą chroniącą przed koszmarną rzeczywistością totalitaryzmu, figą pokazywaną władzom i innym potentatom. Śmiech z możnych, silniejszych był terapią. Teraz Rosjanie śmieją się z Ukraińców, którzy postawili się im okoniem, którzy chcą odejść w inną stronę. W tym śmiechu jest spora doza urazy: jak to, ja cię kocham, a ty odchodzisz z innym? Cytuję za anekdot.ru: „To, że Ukraina wybrała Europę, jeszcze nie znaczy, że Europa się z nią ożeni”. „Obama: – Przyniosłem wam kasiorkę, na wojenkę, bierz i jedz!. – Paraszenko [znaczące przeinaczenie nazwiska ukraińskiego prezydenta, kojarzące się ze słowem „parasza”, czyli kibel w więzieniu]: – Super, dzięki, już za późno, nam pi@diec”. „Ukraińcy to tacy dziwni ludzie: modlą się do Bandery, pracują na rzecz Żydów [aluzja do żydowskiego pochodzenia Ihora Kołomojskiego, ukraińskiego oligarchy, który popiera Kijów; aktualnie jest gubernatorem obwodu dniepropietrowskiego], umierają za Amerykanów, a o wszystko oskarżają Rosję”.

Dowcipy są mało śmieszne, spod sztancy – czyżby w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa Rosji nadal istniał specjalny wydział wymyślający dowcipy zgodne z linią kremlowskiej polityki, chłoszczące wrogów biczem satyry? Dziś już za dowcipy w Rosji do ciupy nie wsadzają (choć – jak pisałam kilka dni temu, za niepoprawny politycznie kawał można dostać wyrok http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/11/19/dwa-lata-jak-dla-brata/). A to istotna sprawa, bo w Rosji ludzie opowiadają sobie nie tylko kawały zgodne z poczuciem humoru Kremla.

Kilka przykładów z różnych forów. „Rozmawia dwóch Żydów z Odessy. Jeden mówi: – Wiesz co, zacząłem mówić po ukraińsku. – Aha, boisz się, że benderowcy nakładą ci po mordzie? – Skądże znowu, boję się, że Rosjanie przyjdą mnie ratować”. Albo podobny z tego gatunku – też rozmowa Żydów z Odessy: ” – Podobno faszyści całą Ukrainę zajęli… – Nie, na razie tylko Krym”. I jeszcze jeden. „- Izia, co się tam u was dzieje na Ukrainie? – Sioma, dom wariatów. Rosyjskie wojska okrążyły ukraińską jednostkę wojskową i krzyczą: Poddajcie się! A im zza muru odpowiadają: Rosjanie się nie poddają!”. Z innej beczki: „A może synka nazwiemy Adolf? – Tak? A może na drugie damy mu Władimir?”. „Zgodnie z sondażami, dziecko z Putinem chciałoby mieć 80 procent kobiet i 70 procent mężczyzn”. I jeszcze: „Putin zgodził się wycofać wojska z Ukrainy dopiero wtedy, kiedy wszystkie kraje świata uznają oficjalnie, że ich tam nie ma”. „Powiadają ludzie, że Putinowi raz w życiu zdarzyło się nie skłamać. Ale to było dawno, kiedy był małym dzieckiem i sam nie rozumiał, co mówi”. „Mieszkańcy Donbasu piszą list do Putina: „Szanowny Władimirze Władimirowiczu, mówił pan, że kiedy na Donbas przyjdzie Prawy Sektor, to nastąpi 3,14zdiec. A teraz 3,14zdiec już nastąpił, a Prawego Sektora jak nie było, tak nie ma!”.

Zero poprawności politycznej, instrukcji z Łubianki też raczej brak, za to paradoks, żywy język, kpina, sarkazm i inne cechy, które powinien mieć dowcip, by spełniać swoją rolę: rozśmieszyć, rozbroić (strach), zaskoczyć puentą. Kawały i żartobliwe komentarze do bieżących wydarzeń można poczytać w mniej oficjalnym i nieoficjalnym obiegu – w komentarzach, wpisach FB, blogach.

Ciąg dalszy nastąpi.

Dwa lata jak dla brata

„Andropow dzwoni do Breżniewa i tłumiąc chichot, mówi: – Leonidzie, słuchaj, fantastyczny kawał o tobie słyszałem. – Pokłada się ze śmiechu. – No, doskonały! Pięć lat będziemy za niego dawać”. To stary dowcip z czasów radzieckich, który dziś zyskał niespodziewanie aktualność.

Sąd w mieście Iżewsku, a następnie Sąd Najwyższy Republiki Udmurcja uznały za ekstremistyczną publikację w jednym z portali społecznościowych starego kawału z czasów radzieckich. Kawał, owszem, bardzo jest nieelegancki. Ale żeby zaraz kryminał. Ów inkryminowany dowcip brzmiał mniej więcej tak. „Sala sądowa. Wojskowego i młodego człowieka sądzą za pobicie „Kawkazca” (człowieka z Kaukazu). Zeznania składa wojskowy: – Jechałem autobusem, sąsiad nadepnął mi na nogę. I tak sobie pomyślałem, że jak za trzy minuty nie zabierze nogi i nie przeprosi, to go uderzę. Odliczyłem trzy minuty i go uderzyłem. Następnie sędzia zwraca się do młodzieńca: – A dlaczego pan się przyłączył do kopania pasażera? Młodzieniec zeznaje: – Jadę autobusem, patrzę stoi jakiś wojskowy, a obok niego Kawkaziec. Wojskowy patrzy na zegarek, na niego, na zegarek, na niego, znów na zegarek, a potem go zaczyna bić. No to pomyślałem, że już w całym kraju się zaczęło”. Dowcip osadzony w kontekście społecznym Rosji, w której do niedawna „lico kawkazskoj nacyonalnosti”, czyli człowiek z Kaukazu, był głównym antybohaterem naszych czasów, obiektem niechęci, czasem wręcz nienawiści.

Prokuratura rejonowa w Iżewsku dostrzegła w tym kawale „rozniecanie nienawiści na tle narodowościowym” i zwróciła się do sądu o uznanie danego kawału za materiał o charakterze ekstremistycznym. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury. Co ciekawe, mężczyzna, który zamieścił dowcip w sieci, ma na swoim koncie jeden wyrok: 4,5 roku za… pobicie Azera. Teraz grozi mu za dowcip o „Kawkazcu” dwuletni wyrok.

Zdaniem centrum Sowa, zajmującego się badaniem ksenofobii w rosyjskim społeczeństwie, kawał jest nacechowany ksenofobią, ale nie można go uznać za równoznaczny z wezwaniami do nienawiści rasowej czy narodowościowej i z pewnością nie zasługuje na tyle uwagi ze strony wymiaru sprawiedliwości, ile mu poświęcono w dwóch instancjach.

Pod wiadomością o wyroku za kawał w sieci pojawiło się mnóstwo komentarzy. W jednym z nich czytamy: „Wcześniej [Rosjanie] śmiali się z Amerykanów, w czasach radzieckich – z Czukczów. To oczywiście świetnie charakteryzuje mentalność tych, którzy opowiadali takie kawały: śmiać się z tych, którzy są słabsi [Czukczom przypisywano w dowcipach niezbyt rozwinięty intelekt i zacofanie cywilizacyjne], wyszydzać tych, których wskaże władza za pośrednictwem swoich służb specjalnych [pośmiać się z „Pindosów”, czyli Amerykanów – fajna to rzecz i państwowotwórcza]. Niemal wszystkie kawały polityczne wymyślano w KGB. Teraz modne są dowcipy o głupich Ukraińcach”.

Temat rzeka. Ciąg dalszy nastąpi.