Archiwa tagu: Jedna Rosja

The day after

Pierwsza fala euforii po głosowaniu 2 grudnia opadła, zaczęły się remanenty. I dziwne rzeczy ukazały się oczom zdumionej publiczności.
Najpierw prezydent Putin powiedział parę słów do mikrofonu podczas gospodarskiej wizyty w zakładach imienia Ławoczkina: zmęczonym głosem zdawkowo podziękował za udział w głosowaniu, sztywno wyraził zadowolenie z wysokiej frekwencji. I koniec. Gratulacji dla zwycięzcy, partii Jedinaja Rossija, nie było. Prezydent w ciągu jednego dnia zapomniał najwidoczniej, że startował z listy tej partii i wyprężał muskuły na rzecz jej wygranej. Zresztą chyba zapomniał o tym już w wieczór wyborczy. Kiedy w zwycięskim sztabie strzelały korki od szampana, prezydent nie pofatygował się na spotkanie z towarzyszami walki wyborczej. Jednym cięciem odciął tymczasową pępowinę, łączącą go z kamratami, którzy teraz potrzebni mu będą tylko do tego, aby posłusznie przegłosować odpowiednie akty prawne.
Spodziewanego oficjalnego wystąpienia powyborczego nie było, choć władca tak lubi mowy tronowe na tle trójkolorowego sztandaru. Putin u Ławoczkina sprawiał wrażenie niezadowolonego z obrotu spraw. Nie można się dziwić – czeka go tytaniczny wysiłek podjęcia decyzji, co dalej. A podejmować decyzji Putin nie znosi.
Nie lubi też, gdy Zachód zagląda mu do garnków. Tymczasem Zachód krytycznie ocenił przebieg niedzielnego głosowania. Z negatywną oceną wystąpili 3 grudnia szefowie misji międzynarodowych obserwatorów z ramienia Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE i Rady Europy. Rosyjski MSZ wywalił przygotowaną wcześniej amunicję: zachodni obserwatorzy byli tendencyjni i gołosłowni. O wiele lepiej sprawili się obserwatorzy z WNP i Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Ci przynajmniej wiedzą, jak obserwować, żeby nie zobaczyć. Ludzie z krajów rządzonych przez takich koryfeuszy demokracji jak Łukaszenka czy Islam Karimow (Uzbekistan) wiedzą, o co chodzi w prawdziwym procesie wyborczym, bo znają stare stalinowskie credo: „Nieważne, jak kto głosuje, ważne, jak kto liczy głosy”. W szeregu „pożytecznych idiotów”, jak w ZSRR nazywano naiwnych ludzi z Zachodu, wysławiających walory socjalizmu, odznaczył się były poseł na Sejm z ramienia Samoobrony, Mateusz Piskorski, który podczas konferencji prasowej transmitowanej przez rosyjską telewizję państwową, zachwycał się – o ile dobrze zrozumiałam jego osobliwie koszmarny rosyjski – „gorącą linią”, na którą mogą dzwonić wyborcy i zgłaszać uchybienia w głosowaniu. Rosyjskie media przedstawiały Piskorskiego jako obserwatora i „polskiego eksperta”, bez wskazywania, jaką organizację reprezentował (czy w ogóle jakąś reprezentował?). Kiedyś Piskorski wsławił się tym, że uwiarygodniał jako obserwator wybory w samozwańczym Naddniestrzu (wyborów nikt poza samym Naddniestrzem i Piskorskim nie uznał). Jako kolejny zachwycony obserwator wystąpił niejaki Ali Fadelu z Zachodniej Sahary, który pochwalił, że w rosyjskich komisjach wyborczych dają głosującym długopisy, a nie ołówki, których ślad łatwo można zetrzeć.
Takich obserwatorów można pokazać w rosyjskiej telewizji – wpisują się w ogólny tumult zachwyconej propagandy. Gorzej z tymi, którzy zarzucają fałszerstwa przy urnie czy szykanowanie opozycji. Tych się unika. Lepiej pokazywać ładne obrazki, zwłaszcza takie, które podobają się władzom.
Telewizja rzeczywiście mocno wsparła w kampanii wyborczej Putina i partię Jedinaja Rossija – prezydent zajął 80 procent czasu antenowego w programach informacyjnych i pokazywany był wyłącznie pozytywnie. Pozostali koncesjonowani uczestnicy wyścigu mogli liczyć co najwyżej na zauważenie lub neutralne oceny. Uczestnicy niekoncesjonowani – Sojusz Sił Prawicowych czy Jabłoko, nie mówiąc już o głośno protestującym Garrim Kasparowie, który choć nie startował, to manifestował niezadowolenie z Putina – byli przedstawiani wyłącznie negatywnie.
Teraz prokremlowskie młodzieżówki zbierają się na wiecach w centrum Moskwy, by dać wyraz poparciu dla władz i zapobiec „kolorowej rewolucji”. Opozycja też się zbiera, ale siły porządkowe zaraz niwelują jej wysiłki. W razie większej ruchawki młodzi putinowcy z przyjemnością pomogą nalać opozycji oleum do głowy. Trzeba jakoś odpracować duże ilości darmowego piwa.

 

Fajna kurtka ajatollaha

W Rosji trwa ożywiona dyskusja, jak pozostawić umiłowanego przywódcę dożywotnio na tronie i jednocześnie zachować wierność literze konstytucji, która przewiduje tylko dwie z rzędu kadencje głowy państwa. Jeden z natchnionych członków partii Jedinaja Rossija, niejaki Sułtygow (ciekawa postać swoją drogą, może przy innej okazji warto o nim napisać parę słów) wystąpił z płomiennym apelem, wzywającym do uznania Putina za „narodowego lidera Rosji”. Taki lider byłby fundamentem „nowej konfiguracji władzy” – głosi Sułtygow. Decyzję w tej sprawie miałby podjąć zaraz po wyborach parlamentarnych (2 grudnia) kolejny dziwny byt:  Obywatelski Sobór. Delegaci soboru powinni złożyć przysięgę wierności liderowi. A lider miałby rządzić Rosją długo i szczęśliwie.

Publicyści i politolodzy rosyjscy zaczęli na serio oceniać tę inicjatywę, co może świadczyć tylko o jednym: każdy pomysł – nawet tak „odjechany” jak pomysł Sułtygowa – jest brany pod uwagę jako możliwy scenariusz rozwiązania „problemu 2008”, czyli co zrobić z Putinem (co Putin ma zrobić ze sobą), gdy zakończy się jego druga kadencja.

O tym, co ma ze sobą zrobić, powiedział wczoraj trochę sam „narodowy lider Rosji” in spe. Podczas spotkania z budowniczymi dróg pod Krasnojarskiem prezydent Putin ogłosił, że jeśli Jedinaja Rossija, której listę wyborczą otwiera, zdobędzie w grudniowych wyborach dużo głosów, to on odczyta to jako poparcie dla siebie. To natomiast da mu „moralne prawo, aby pytać tych ludzi, którzy zasiądą w Dumie i w rządzie, jak są realizowane wyznaczone przez nas teraz plany”.

Prezydent przyjechał z gospodarską wizytą na Syberię, by przyjrzeć się stanowi dróg (w tym dróg żelaznych), uniwersytetów i umysłów miejscowej elity. Miał na sobie cudnej urody czarną kurtkę z paskiem i kapturem, obszytym jeszcze większej urody futerkiem. Kiedy był małym chłopcem, musiał marzyć po nocach o takiej kurtce. Sama bym marzyła, gdybym kiedykolwiek była małym chłopcem. Prezydent rozmawiał z drogowcami długo, przy herbacie i maślanych bułeczkach. I podczas ekwilibrystycznych wywodów o roli partii w życiu kraju siedział przy stole w kurtce. Nie rozstał się z nią ani na chwilę.

Prezydent Putin na początku pierwszej kadencji z upodobaniem przymierzał rozmaite stroje – kaski pilota naddźwiękowca, tubietiejki narodów Wschodu, dżudogę. Dziś najwidoczniej przyszedł czas na kurtkę. Kurtkę narodowego lidera Rosji, który ma moralne prawo do zaglądania do kuchni politycznej swego kraju w każdej chwili, już po złożeniu prezydenckich pełnomocnictw. Mandatem takich rządów ma być ogólnonarodowy zachwyt wyrażony w głosowaniu 2 grudnia. Ciekawe, jakie zręby systemu politycznego wyłonią się w Rosji po „operacji specjalnej WYBORY”.