Archiwa tagu: ślub

Palenie surowo zalecane

2 sierpnia. Z radością w sercu i prawdziwie rewolucyjnym zaangażowaniem przystąpiły do działania odpowiednie służby ministerstwa rolnictwa, upoważnione do niszczenia przy punktach granicznych zagranicznej żywności, objętej rosyjskimi sankcjami. Mobilne spalarnie zostały już wyprawione na granice Rosji, wszędzie tam, gdzie podstępny jamon i złowieszcze krewetki, zepsute (moralnie) jabłka i paskudnie śmierdzący camembert mogą, skrytobójczo ukryte w ciężarówkach, nielegalnie wjechać na terytorium Federacji Rosyjskiej wbrew zakazowi. Niedoczekanie! Parmeńska szynka nie ma rzymskiego prawa wylądować na talerzu rosyjskiego patrioty. Jedz rosyjskie! – oto hasło dnia.

W sprawie niszczenia zakazanej żywności pochodzącej z zagranicy prezydent Putin podpisał 29 lipca specjalny dekret. Bo mimo sankcji zachodnie produkty ciągle trafiają na półki rosyjskich sklepów, a to niedopuszczalne. Blokadę trzeba uszczelnić. Praca nad likwidowaniem resztek zapasów trefnego żarła wre nie tylko na punktach granicznych. Do inspekcji sklepów spożywczych ochoczo przystąpili aktywiści prokremlowskich młodzieżówek. Media relacjonowały rajd po delikatesach aktywistek w ramach projektu „Jedz rosyjskie”. Dziewczęta przeglądały zawartość półek z serami i triumfalnie wymachując przed kamerami podejrzanymi produktami, krzyczały, że taki wraży ser nie ma tutaj racji bytu. Na inkryminowany kawałek nabiału przylepiały naklejki z wizerunkiem niedźwiedzia szczerzącego kły na amerykańską flagę i wielkim napisem „produkt objęty sankcjami”. Jedna z turkaweczek skrupulatnie fotografowała oklejone sery iPhonem. – Kupiłam go jeszcze przed wprowadzeniem sankcji – chichotała wstydliwie, gdy ktoś jej zwrócił uwagę, że trzyma w rękach produkt wroga. Projekt „Jedz rosyjskie!” otrzymał od administracji prezydenta grant w wysokości 5 milionów rubli.

Nie wszyscy są zachwyceni pomysłem palenia żywności, rozległy się głosy, by sankcyjne wiktuały rozdawać ubogim lub przekazać jako pomoc humanitarną do Donbasu. Na razie – bez echa. Palić i palić! Naukowcy z Tomska zaproponowali rodakom, by raz na zawsze wyrzucili ze swego jadłospisu zachodnią wołowinę i wieprzowinę, napakowaną sterydami, a zamiast tego wprowadzili do diety wysokobiałkowe robaki. Może to niezbyt smaczne, ale pożywne, ekologiczne i patriotyczne. Sałatka z pędraków pod rosyjską wódkę (whisky, ta ruda wóda na myszach, po której trzy dni łeb boli, została skreślona) – palce lizać!

Po tym, jak Rosja w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nałożyła weto na rezolucję o powołaniu międzynarodowego trybunału w sprawie wyjaśnienia okoliczności i ukarania winnych zestrzelenia malezyjskiego Boeinga, do sankcji przeciwko Rosji dołączyło się jeszcze siedem państw (w tym Ukraina). Sekretarz Putina, Dmitrij Pieskow, zapewnił, że Rosja będzie się kierować „zasadą wzajemności”. Oko za oko, ząb za ząb. I rzeczywiście – ostatnio po akcji Holendrów w sprawie trybunału rosyjskie służby stwierdziły w holenderskich tulipanach szkodliwe pasożyty, a zatem kwiaty nie ucieszą już oka Rosjanek – zakazano ich wwozu. Proste.

Wczoraj wzmiankowany Dmitrij Pieskow zawarł związek małżeński. Wesele wyprawiono w najdroższym hotelu w Soczi pod patriotyczną nazwą Rodina (Ojczyzna), z niepatriotycznym wszakże dodatkiem do nazwy Grand Hotel&SPA. Ciekawe, czy gościom podano kapuśniak i paszteciki z grzybowym farszem. Ten ślub narobił sporo zamieszania w rosyjskich mediach. Wpierw narzeczony unikał jak ognia odpowiedzi na pytanie, czy zamierza ożenić się z łyżwiarską mistrzynią Tatianą Nawką, która rok temu urodziła ich wspólną córkę, Nadieńkę. Dla Dmitrija Pieskowa to trzecie małżeństwo, poprzednie rozpadły się, to ostatnie chyba na okoliczność płomiennego romansu z łyżwiarką. To nie jest dobry przykład dla narodu w warunkach „nasadzania” mu ascezy. Tym bardziej że oblubienica też zostawiła swojego poprzedniego męża na lodzie. Potem tematem szeroko omawianym przez internautów były zabiegi wokół hasła „Tatiana Nawka” w rosyjskiej Wikipedii. Żartowano, że pospiesznie zmieniano sformułowanie „obywatelka USA” na „obywatelka Ukrainy” i odwrotnie (tak naprawdę Nawka od 1994 do 2002 roku miała obywatelstwo Białorusi, potem została obywatelką Federacji Rosyjskiej). A na koniec w oko ukłuł obserwatorów wypasiony zegarek Pieskowa (http://www.chrono24.com.ru/richardmille/index.htm). Aleksiej Nawalny, specjalizujący się w śledzeniu wysokich apanaży rosyjskich urzędników, napisał, że chronometr wart jest 38 milionów rubli (https://navalny.com/p/4378/), przy rocznych dochodach Pieskowa 9 mln rubli. Gazeta „Moskowskij Komsomolec” pospieszyła donieść, że ten zegarek to był taki żarcik, obliczony na reakcję dziennikarzy. Zegarek nie należy do Pieskowa, a został przez niego jedynie wypożyczony na okoliczność uroczystości ślubnej. Ale zaraz okazało się, że Pieskow miał zegarek już rok temu – http://top.rbc.ru/politics/02/08/2015/55be0d669a79475c58ad2247

Jeszcze jedną ciekawostką jest to, że – jak podają rosyjskie media – wydatki na wesele Pieskowa pokrył miliarder Oleg Deripaska, właściciel hotelu. No tak, ze skromnej pensji kremlowskiego urzędnika ledwie na byle jaki zegarek wystarcza (zdjęcia z imprezy: http://echo.msk.ru/blog/echomsk/1596008-echo/).

Jakie smutne wesele

17 maja. Lezginkę na ich weselu odtańczył sam prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow, moment składania podpisów pod aktem zawarcia małżeństwa w pałacu ślubów w Groznym zarejestrowała telewizja Lifenews, temat nie schodził z łamów gazet przez ponad dwa tygodnie i stał się hitem mediów społecznościowych w Rosji. Czemu los panny młodej, 17-letniej Hedy vel Luizy Gojłabijewej wydanej za 57-letniego (według innych źródeł – 46-letniego) Nażuda Guczigowa tak poruszył publiczność?

Zacznijmy od początku. Heda Gojłabijewa ze wsi Bajtarki rejonu nożaj-jurtowskiego w Czeczenii właśnie skończyła 17 lat. Pochodzi z niezamożnej wielodzietnej rodziny. Nażud Guczigow jest pułkownikiem policji, wszechwładnym szefem rejonowego urzędu spraw wewnętrznych, łączą go bliskie relacje z prezydentem Kadyrowem. Ma jednego dorosłego i dwóch nieletnich synów. Guczigow postanowił uczynić Hedę Gojłabijewą swoją żoną. Drugą żoną.

Najpierw przez prasę przetoczyły się wiadomości, że ani dziewczyna, ani jej rodzice nie wyrażają zgody na ślub. Siostra i koleżanki Hedy napisały o wymuszanym ślubie i oporze Gojłabijewów do Kadyrowa z prośbą o interwencję (Kadyrow trzy lata temu zakazał zawierania małżeństw z nieletnimi i porywania narzeczonych zgodnie z tradycyjnym kodeksem), ale ich wpisy w sieci społecznościowej zostały usunięte przez moderatorów. Rodzina zwróciła się więc do prasy z prośbą o pomoc. Do wsi przyjechała dziennikarka „Nowej Gazety” Jelena Miłaszyna (jej reportaż można przeczytać tu: http://www.novayagazeta.ru/columns/68304.html), napisała, że Guczigow nakazał otoczenie wioski pierścieniem policji, aby rodzina – która nie zgadza się na małżeństwo – nie mogła wywieźć narzeczonej poza granice republiki, narzeczona i jej krewni są zastraszani. Sam narzeczony zresztą plątał się w zeznaniach: raz mówił, że nie ma zamiaru się żenić z młódką, bo kocha swoją pierwszą i jedyną żonę, to znowu przyznawał, że faktycznie wystawił posterunki w Bajtarkach, żeby ptaszynka nie wymknęła się jego matrymonialnym zamiarom.

Wreszcie, jak to w czeczeńskich bajkach bywa, w sprawę wmieszał się Ramzan Kadyrow – wysłał swoich umyślnych do wsi, ci porozmawiali z członkami rodziny Gojłabijewów i dowiedzieli się, że i Heda-Luiza, i jej matka wyrażają zgodę na ślub. Na posiedzeniu władz republiki zdymisjonował ministra prasy za niedostateczną uwagę poświęconą zagadnieniu. I uciszył wszelkie dyskusje cytatem z Puszkina: „Każdy wiek ulega miłości”. Po tym oświadczeniu Kadyrowa nazbyt ciekawskiej dziennikarce „Nowej Gazety” poradzono, by dla swego bezpieczeństwa opuściła republikę, krewni Hedy stracili chęć rozmawiania z nią (http://www.novayagazeta.ru/columns/68367.html). Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, i narzeczony wreszcie się zdecydował, że jednak bardzo chętnie, czemu nie, i rodzina narzeczonej nie stała już okoniem, i nikt nie widział już w sprawie łamania prawa (przymuszanie do małżeństwa, wielożeństwo, ślub z nieletnią).

Po publikacji w „Nowej Gazecie” sprawą zainteresowano się również na szczeblu federalnym. Prawdziwy popis dał pełnomocnik ds. praw dziecka Paweł Astachow, urzędnik wsławiony m.in. walką z amerykańskimi ludożercami, którzy chcą adoptować rosyjskie dzieci i sprzeciwiający się zakładaniu w Rosji „okien życia”. Astachow – powołany, by stać na straży nieletnich – nie dostrzegł niczego niezgodnego z prawem w zawarciu małżeństwa przez niepełnoletnią i nawet spróbował usprawiedliwić ślub podstarzałego dżygita z młodą dziewczyną: „Na Kaukazie wcześniej następuje emancypacja <?> i dojrzewanie płciowe. Są miejsca, gdzie kobiety w wieku 27 lat są już pomarszczone i wyglądają na 50”. Nazwać reakcję na tę wypowiedź burzliwą, to nic nie powiedzieć: Twitter i FB eksplodowały tysiącami komentarzy. Astachow próbował się wycofać, wytłumaczyć, wreszcie zapowiedział, że wybierze się do Czeczenii, by wyjaśnić sytuację.

Jednak zanim się zdążył spakować i ruszyć w drogę, ślub już się odbył. I to z wielką pompą. Narzeczoną przywiózł do pałacu ślubów sam szef administracji prezydenta. Relację można obejrzeć tu: http://lifenews.ru/video/13065 (jakże smutna jest szczęśliwa panna młoda; znawcy czeczeńskich tradycji podkreślają: to, że panna młoda patrzy w podłogę, nie oznacza wcale, że jest nieszczęśliwa, tak po prostu chce czeczeńska tradycja, ale tym razem to nie do końca tak – dziewczyna ledwie trzyma się na nogach, prawie odmlewa), a także w Instagramie, w profilu Kadyrowa, z komentarzem prezydenta Czeczenii: https://instagram.com/p/2wIOM3iRiW/?taken-by=kadyrov_95. Ślub tysiąclecia, wedle Kadyrowa, przyćmił nawet królewskie zaślubiny Williama i Kate w Londynie. Już następnego dnia uważni obserwatorzy zauważyli, że ślubu udzielała nie urzędniczka stanu cywilnego (jak to przewidziane jest w przepisach), a dziennikarka radiowa Asia Biełowa (Tatiana Gładczenko). Jedna rzecz niezgodna z prawem więcej, jedna mniej – co za różnica.

Kadyrow nie po raz pierwszy demonstruje, że ma za nic prawo i konstytucję Federacji Rosyjskiej. Jego republika rządzi się swoimi prawami – to znaczy prawami, które ustanawia sam Kadyrow. Nie po raz pierwszy oglądamy sytuację, w której Kadyrow wręcz prowokacyjnie lekceważy prawo federalne, a potem wysyła czołobitną do Putina, zapewniając, że go kocha i jest mu wierny. I nic się nie dzieje, nikt się nawet nie zająknie, by go pociągnąć do odpowiedzialności. Personalny układ Kadyrow-Putin jest nadrzędną zasadą regulującą wszystko.

Tak było ostatnio, gdy federalni śledczy chcieli przesłuchać w charakterze świadka Rusłana Gieriemiejewa, jedną z najważniejszych osób w sprawie o zabójstwo Borysa Niemcowa – okazało się, że nie można wjechać do wioski, która jest bastionem Gieriemiejewa. Nie można, to nie można. Nikt nie wjechał, nikt Gieriemiejewa nie śmiał niepokoić, skoro za nim stoi jego patron. Podobnie rzecz się miała, gdy Kadyrow nakazał swoim ludziom z organów strzelać do funkcjonariuszy z innych regionów Rosji, którzy bez zgody czeczeńskich organów zechcą wjechać do Czeczenii i zatrzymać podejrzanych itd. Nikt nie ma wątpliwości, kto jest prawdziwym panem Czeczenii.

.