Archiwa tagu: Syria

Zapach pustki

21 listopada. Od czterech dni odbiorcy programów rosyjskiej telewizji mają okazję oglądać bezpośrednie transmisje z bombardowań Syrii dokonywanych w ramach operacji „Odwet”. Panowie generałowie opowiadają łamiącym się z emocji głosem, że „wykonano tyle a tyle samolotolotów (to nie literówka, tylko fachowe określenie liczby wykonanych wylotów), porażono tyle a tyle obiektów terrorystów, ataki spowodowały takie a takie straty”. Ilustracją tych sprawozdań są zdjęcia satelitarne lub wykonane z pokładu samolotów. Tu wybucha sztab terrorystów, a tu magazyn paliw – informują widzów dziennikarze łamiącym się z emocji głosem. Ten aspekt wybijany jest ostatnio na pierwszy plan: Rosja demonstruje, że świadomie niszczy ropę, którą handluje Państwo Islamskie, aby odciąć je od finansowania. Żadnych potwierdzeń, że Rosja bombarduje faktycznie Państwo Islamskie, a nie przeciwników Asada, z innych źródeł nie widziałam.

Jakie piękne są nasze bombowce „biały łabędź”; jak znakomicie, celnie, bezbłędnie rażą wyznaczone cele nasze wystrzeliwane z Morza Kaspijskiego skrzydlate rakiety Kaliber! – zachłystują się eksperci wojskowi łamiącym się z emocji głosem (http://tv.mk.ru/video/2015/11/20/rossiyskie-korabli-nanesli-udar-krylatymi-raketami-po-boevikam-v-sirii.html). „Rezultaty tak zwanej koalicji z USA na czele są równe zeru, w przeciwieństwie do sukcesów rosyjskiego lotnictwa” – dodaje z dumą łamiącym się z emocji głosem przewodniczący Dumy Państwowej Siergiej Naryszkin. Skoro nie chcą cię chwalić inni, chwal się sam.

W jednym z ostatnich programów informacyjnych „Wiesti” obszernie relacjonowano przygotowania do bombardowań: oto w lukach umieszczane są bomby, a na bombach żołnierze piszą: „za naszych”, „za Paryż”.

Znawca tematyki bliskowschodniej Gieorgij Mirski powątpiewa w znakomite wyniki rosyjskiej operacji wojskowej: „Bombardowania… Setny raz powtarzam: bombardować może każdy, a kto piechotę i czołgi wyśle? Nikt nie wysyła. Koalicja? Mamy już całe dwie koalicje, można je połączyć, stworzyć jedną pod wspólnym dowództwem USA i Rosji, proszę bardzo, ale kto pójdzie do ataku z giwerą przewieszoną przez ramię? Ci, którzy mogą i chcą walczyć, i tak walczą lepiej czy gorzej, mam tu na myśli rządowe armie Iraku i Syrii. Niektórzy nasi dziennikarze zachwycają się […], że syryjscy piloci dokonują cudów, wszak latają na starych samolotach. Rzeczywiście, trzeba umieć oderwać się od pasa startowego, przelecieć zadaną odległość, zrzucić bombę na przeciwnika, który nie ma nawet złamanego działa przeciwlotniczego. Istny cud, powiedziałbym nawet, niezwykły heroizm” (http://echo.msk.ru/blog/georgy_mirsky/1661394-echo/).

Rosyjscy komentatorzy zajmują się obficie rozważaniami, czy możliwe jest rozpoczęcie przez Rosję operacji lądowej. Wielu twierdzi, że nie tylko jest możliwe, ale wręcz nieuniknione. Spodziewano się, że wczorajsze połączone posiedzenie obu izb parlamentu (z którego pochodzi ten smakowity cytat Naryszkina) zwołane zostało po to, aby udzielić zgody na wysłanie wojsk lądowych do Syrii. Ale takiego wniosku nie rozpatrywano. Wygłoszono dyżurne mowy, rozbrzmiały dyżurne oklaski. Niektórzy wybrańcy narodu przysypiali bez żenady. Pachniało pustką.

W centrum zainteresowania nadal znajdują się wydarzenia związane z zamachami w Paryżu. W audycji rozgłośni Echo Moskwy politolog Stanisław Biełkowski powiedział ciekawą rzecz: „To jasne jak słońce. Putin wiedział o zamachach wcześniej, gdyż on ma sporą agenturę w Państwie Islamskim. Agentura to dawni członkowie partii Baas [rządzącej Irakiem za czasów Husejna], którzy dowodzą wojskowymi operacjami Państwa Islamskiego. To ludzie bliscy ZSRR i Rosji. A zatem rosyjskie służby specjalne mają swoją agenturę jeszcze od czasów iracko-irańskiej wojny. Patronat nad nimi sprawował Jewgienij Primakow”. Co jeszcze, zdaniem Biełkowskiego, świadczy o tym, że Putin zawczasu wiedział o paryskich aktach terroru? To, że momentalnie zareagował. Zwykle w sytuacjach trudnych, zaskakujących Putin się chowa. (Faktycznie tak było jeszcze od czasów tragedii nieszczęsnego Kurska, a ostatni przykład to długie milczenie po katastrofie rosyjskiego airbusa nad Synajem). „A tu dosłownie sekundę po zamachu pojawia się oświadczenie Pieskowa [sekretarza prasowego Putina] i Putin nieoczekiwanie wychodzi z cienia i gra dalej. […] Wykorzystał zamachy w Paryżu, aby powiedzieć światu, że koalicja jest niezbędna, że Rosję znów należy przytulić do kochającej piersi wspólnoty światowej”.

Jeśli rzeczywiście rosyjska agentura miała jakieś informacje i podzieliła się nimi z rosyjskimi władzami, a rosyjskie władze nie podzieliły się nimi z Francuzami, których teraz ogłaszają za głównych sojuszników, to fundament tych aliansów buduje się na piasku z wiatru i mgły. Na razie żadnych potwierdzeń ani dementi w tej sprawie nie ma.

Jeszcze zacytuję Stanisława Biełkowskiego, tym razem to fragment jego wpisu blogowego: „Pokonanie Państwa Islamskiego – czy to poprzez operację lotniczą czy naziemną – nie jest celem Putina. Jego celem jest pakt z Zachodem o podział sfer wpływów, walka z terroryzmem jest tylko instrumentem. Taka walka może trwać wiecznie. Łącząc z Zachodem wysiłki w walce z terroryzmem, Rosja liczy na całkowite lub choćby częściowe zniesienie sankcji, faktyczne uznanie Krymu za część Federacji Rosyjskiej, legalizację Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych jako quasipaństwowych tworów, znajdujących się w składzie Ukrainy formalnie, a faktycznie niezależnych, kontrolowanych przez Moskwę”.

Jeżeli taki jest cel Putina, a myślę, że to możliwe, to jeszcze długo będziemy słuchać o urodzie rosyjskich bombowców niosących bomby z krzepiącymi napisami, o niezłomnej postawie asadowskich wojsk i pieśni w rodzaju „Syrio, siostro moja, rosyjski brat cię obroni”: https://www.youtube.com/watch?v=01xIxPc0Xy8

Bomba i odwet

18 listopada. Żyjemy w czasach, gdy kula ziemska nie zdąża obrócić się wokół swojej osi, a już wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie. Przez szesnaście dni po katastrofie rosyjskiego samolotu pasażerskiego lecącego z Egiptu do Petersburga rosyjskie władze trzymały się wersji, że airbus runął na ziemię z przyczyn technicznych, błędów ludzkich, a wersję zamachu traktowano jako „jedną z możliwych”, spychając na dalszy plan. Wersja o zamachu w sposób zbyt oczywisty wskazywała na związek tej tragedii z operacją wojsk rosyjskich w Syrii.

I oto prezydent Putin po spotkaniu z dyrektorem FSB siedemnastego dnia po tragedii niespodzianie stwierdza, że nie ma najmniejszych wątpliwości: to był zamach. I grzmi głosem pełnym emocji: „Nie otrzemy łez z naszych dusz i serc. Ale to nie przeszkodzi nam znaleźć i ukarać przestępców. […] Będziemy szukać ich wszędzie, gdzie by się nie pochowali. Znajdziemy ich w dowolnym punkcie naszej planety i ukarzemy”. Niepodobna uwolnić się od uczucia deja vu – podobne mocne słowa pewien nieznany, niepozorny polityk wypowiedział w roku 1999 po zamachach bombowych w Moskwie i innych miastach – wtedy obiecał dorwać terrorystów „nawet w kiblu”. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow swoim grobowym głosem dorzucił, że Rosja została zaatakowana, a zatem po tym ataku na airbusa ma pełne prawo do samoobrony.

Skąd ta nagła zmiana? Zmienił się kontekst. Po krwawych zamachach w Paryżu i rozmowach na szczycie G20 w Antalyi zamach na rosyjski samolot można było umieścić w szerokim kontekście i wykorzystać jako argument na rzecz budowania wspólnej koalicji antyterrorystycznych. ” Oni ucierpieli z rąk terrorystów i my ucierpieliśmy, oni się mszczą i my się będziemy mścić”.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmienił się ton opowiadania o Zachodzie w rosyjskich mediach. Komentatorka, znawczyni mediów Irina Pietrowska zauważa: „W programie Czas pokaże na Pierwszym Kanale [ogólnokrajowy najpopularniejszy I program rosyjskiej telewizji] prowadzący Tołstoj z ekspertami dyskutują o zamachu. Jeszcze tydzień temu ten sam Tołstoj ze skóry wyskakiwał i wszystkie organy gotów był oddać, dowodząc, że zamachu nie mogło być: „nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych, to dlaczego Obama i inni liderzy mówią o zamachu?”.

Teraz kapłani ministerstwa prawdy mają nowe zadanie – trzeba uzasadnić, że ci, których jeszcze przed chwilą mieszali z błotem i odsądzali od czci i wiary, jednak zasługują na szacunek. Bo prezydent Putin dostrzegł szansę na przełamanie izolacji, w jakiej Rosja znalazła się na skutek aneksji Krymu i rozróby w Donbasie. Dostrzegł ją przede wszystkim w Paryżu. Francja po zamachach krwawi, rzuca na pozycje Państwa Islamskiego dodatkowe samoloty, wyprawia okręty przez Morze Śródziemne. „My też tak postąpimy – oznajmia Putin. – Proszę, panowie wojskowi, traktować Francuzów jak sojuszników”. I medialna obsługa Kremla od wczoraj wyskakuje z portek, żeby przekonać publiczność, że Francuzi są dobrzy. Zresztą nie tylko Francuzi, nawet Amierikosy-Pindosy też w rosyjskiej przestrzeni medialnej z dnia na dzień odzyskali człowieczeństwo. „Rosjanie mają bardzo krótką pamięć operacyjną, pliki sprzed tygodnia już zostały usunięte. Nie trzeba niczego przypominać, przecież to było dawno i nieprawda” – podsumowuje niewesoło jeden z komentatorów. „Jakże to tak? Obama już nie jest czmo, a Gejropa to nasi przyjaciele i partnerzy? Oceania zawsze walczyła z Eurazją i była sojusznikiem Wschódazji!”. Orwell znowu kłania się w pas.

Tymczasem rosyjska dyplomacja swoimi kanałami próbuje narzucić „partnerom” (tak, to słowo powróciło do słownika prezydenta i spółki) swoje widzenie rozwiązania sytuacji w Syrii: powalczymy z Państwem Islamskim, ale Asad zostanie nadal prezydentem Syrii. „W tej sytuacji nie ma wątpliwości, że niedopuszczalne jest formułowanie jakichkolwiek warunków połączenia wysiłków w walce z Państwem Islamskim” – powiedział Ławrow. Jasne, w takiej sytuacji, gdy cały świat bierze się za zwalczanie Państwa Islamskiego, nieprzyzwoicie jest mówić o Asadzie (przeciwko któremu buntuje się dwie trzecie jego kraju), a już tym bardziej przypominać Putinowi o Krymie, Donbasie i boeingu zestrzelonym nad wschodnią Ukrainą. To kremlowski plan minimum, plan minimum plus zawiera jeszcze postulat, aby Zachód łaskawie zabrał się w troki z całego obszaru postradzieckiego i pozostawił go pod kuratelą starej metropolii. No i oczywiście zdjął sankcje. Co z tego uda się zrealizować, pozostaje kwestią otwartą.

Już wczoraj Putin wysłał nad Syrię bombowce stacjonujące w bazach w Rosji – wielkie strategiczne maszyny, mogące zabrać na pokład od kilkunastu do nawet 40 ton bomb. „Show? No, show. Ale bardzo ładny” – zachwycił się publicysta Jegor Chołmogorow, który nadal nie może odżałować, że takich efektownych show nie było nad Noworosją.

Szczyt, Syria i koty

16 listopada. Na zjazd dwudziestki w tureckiej Antalyi prezydent Putin jechał z zamiarem przełamania izolacji w stosunkach z Zachodem. Od półtora miesiąca rosyjskie lotnictwo bombarduje w Syrii pozycje bojowników różnej proweniencji (Moskwa twierdzi, że tylko Państwo Islamskie, ale są na ten temat i inne doniesienia). Ponadto po krwawych zamachach w Paryżu, do których przyznało się Państwo Islamskie, sprawa przyduszenia hydry terroryzmu oraz problem napływających do Europy uchodźców z Bliskiego Wschodu stanęły ostro na porządku dnia. Kreml w tej zaostrzonej sytuacji zgłosił akces utworzenia wspólnego frontu walki.

Zachętę do tworzenia czegoś w rodzaju „koalicji antyhitlerowskiej bis” Putin zgłasza zachodnim partnerom już od pewnego czasu. W obliczu groźnego wroga (terroryzm, Państwo Islamskie) Rosja będzie sojusznikiem Zachodu, mówi Putin, bo w pojedynkę wroga się nie pokona; niech zatem Zachód puści w niepamięć różne grzeszki (aneksja Krymu, wojna w Donbasie, zestrzelony boeing), a będzie „fajnie i gites”, jak śpiewa Jaromir Nohavica. No i jeszcze niech na stolcu w Syrii pozostanie Asad, „jedyny prawomocny prezydent”. No i jeszcze w ramach poprawy atmosfery niech Zachód zniesie wreszcie te okropne sankcje.

Od piątkowego wieczora, gdy napłynęły wiadomości o zamachach w Paryżu, tuby kremlowskiej propagandy dęły co sił w płucach: trzeba się zjednoczyć, trzeba połączyć wysiłki, trzeba razem.

Pozycja przetargowa Moskwy w świetle ostatnich wydarzeń poprawiła się. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądał ostatni szczyt G20 w Australii: Putin siedział sam przy stoliku, nikt z nim nie chciał rozmawiać, premier Australii był nieprzyjemny do granic możliwości, a może nawet bardziej (to było niedługo po katastrofie samolotu nad Donbasem, w której zginęli obywatele Australii); Putin się obraził i wyjechał wcześniej. W Antalyi z Putinem spotkało się kilkoro najważniejszych przywódców zachodniego świata. Czy rozmowy te miały jakiś konstruktywny wymiar?

„Na wymarzony pakt o nowej Jałcie w nagrodę za udział Putina w walce z Państwem Islamskim, wydaje mi się, Zachód nie pójdzie i Putinowi w czasie szczytu dano to jasno do zrozumienia – uważa politolog Andriej Piontkowski (zawsze krytyczny wobec Kremla). – Widać to było choćby po suchym komunikacie Białego Domu: Putin i Obama rozmawiali o Ukrainie, Putinowi przypomniano o konieczności przestrzegania porozumień mińskich. W rosyjskiej telewizji odtrąbiono wielki sukces: na obrazku widać było rosyjskiego lidera, którego dopuszczono do wspólnego stołu. Putin z wielką przyjemnością wypowiadał przed kamerą słowa „David”, „Barack”, „Angela”, demonstrując, że znowu jest swój wśród swoich. Ale na tym sukces się jednak kończy i raczej nie sięgnie poza granice Rosji. […] Zachód może sam poradzić z problemem Syrii i Państwa Islamskiego, Rosja się tylko ze swoim Asadem plącze pod nogami. Nowa koalicja antyhitlerowska to fałszywy mem”.

Jest jeszcze jeden aspekt kontaktów na linii Moskwa-Zachód: zaufanie. Towar deficytowy. Igor Ejdman w audycji Radia Swoboda przypomina: „Jak pokazuje praktyka ostatnich lat, jak pokazuje historia ukraińskiego konfliktu, każde porozumienie Putin z łatwością narusza i stara się sytuację wykorzystać nie dla osiągnięcia deklarowanych celów, jak np. walka z Państwem Islamskim, a dla rozwiązania swoich konkretnych taktycznych ekspansjonistycznych zadań. […] Teraz sama walka z islamizmem Putina nie interesuje. Nawet jeśli Zachód postanowi układać się z Putinem, to i tak nic na tym nie wygra, po prostu Putin po raz kolejny oszuka zachodnich polityków, owinie ich sobie wokół palca, choć mam nadzieję, że tym razem do tego nie dojdzie”. Cóż, zobaczymy. Przed zamachami we Francji sytuacja była inna, po zamachach jest inna, rozmiękczony grunt jest bardzo na rękę Putinowi, liderzy Zachodu są bardziej skłonni do kompromisów.

Prezydent Obama powiedział, że Rosja może połączyć swoje wysiłki z działaniami koalicji walczącej z Państwem Islamskim. Ale czy Moskwa jest do tego gotowa? Zacytuję jeszcze raz Igora Ejdmana: „Nie ma mowy o tym, że Rosja zacznie działać w składzie tej [istniejącej pod auspicjami USA] koalicji, że jest w stanie podporządkować się wspólnemu planowi, walczyć z islamistami, pokonać nowych barbarzyńców z Państwa Islamskiego. Nie, to niemożliwe, dlatego że to stoi w sprzeczności z praktyką rosyjskiej polityki i tymi zadaniami, które miejscami nie różnią się od zadań islamistów, bo to zadania ekspansji, rozbicia cywilizacyjnego ładu”.

Na koniec jeszcze kilka słów o nieformalnym spotkaniu Putin-Obama. TASS podkreśla, że tego spotkania nie było w programie. Na kanale youtube zamieszczono filmik nakręcony z boku:

https://www.youtube.com/watch?v=d6qJpCutWug

Satyryk Jołkin zauważył, że największym zainteresowaniem mediów i publiczności portali społecznościowych cieszyła się nienerwowa przechadzka kotów po podium przygotowanym dla uczestników spotkania:

http://www.svoboda.org/content/article/27368678.html

 

 

Wycieczkobus zajechał do Soczi, czyli 89,9

24 października. Od wielu lat rokrocznie odbywa się rytualne spotkanie prezydenta/premiera/prezydenta Władimira Putina z zagranicznymi gośćmi ze świata polityki, politologii i dziennikarstwa, którzy przez dłuższą chwilę mają audiowizualny dostęp do ciała. To znaczy stłoczeni w sali konferencyjnej wypolerowanej na wysoki połysk mogą posłuchać przemówienia lub – jeśli ktoś woli – kazania najwyższego kapłana putinizmu stosowanego. Jak zakpił jeden z komentatorów, Putin zaprasza wybrane towarzystwo na wycieczkę do równoległego świata, w którym, wedle słów kanclerz Merkel, od dawna mieszka. Potem z tego równoległego świata goście mają wrócić do swojego realu i tam zapewniać swoje krajowe elity polityczne o tym, że Putin jest wspaniałym władcą.

Tegoroczny zjazd klubu wałdajskiego odbywał się w Soczi, ulubionym kurorcie Putina (notabene dwa tysiące kilometrów od Wałdaju). Putin z fantazją spóźnił się na obrady drobne dwie godzinki. Przyjechał samochodem rodzimej produkcji, na dodatek sam prowadził pojazd.
Mowa pod znamiennym tytułem „Wojna i pokój” była poniekąd przedłużeniem jego przemówienia wygłoszonego w Nowym Jorku na sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Został powtórzony postulat zorganizowania czegoś na kształt Jałty 2.0 – nowego targu o podział świata na strefy wpływów, w którym Rosja miałaby współdecydować. Świat jest brutal and full of zasadzkas, gdyż rządzi nim nieodpowiedzialny szeryf. Dużo, oj, dużo pretensji do tego szeryfa ma prezydent Putin. Do długiej listy znanej z poprzednich wystąpień ostatnio doszły jeszcze kryteria podziału terrorystów w Syrii. Dla Moskwy terrorystą jest każdy, kto walczy przeciwko Asadowi, a niedobra Ameryka rozróżnia: ci terroryści są dobrzy, a ci są niedobrzy. Rosja to dusza i wartości, a Zachód to pragmatyzm. Prezydent wyraził przypuszczenie, że dla Waszyngtonu ocennym kryterium jest umiejętność obcinania głów. Władimir Władimirowicz z temperamentem apelował, aby Zachód wreszcie włączył myślenie i zrozumiał, że w postaci Państwa Islamskiego ma do czynienia z wrogiem cywilizacji.

Niemniej Moskwa może zamknąć oczy na wszystkie różnice i niedociągnięcia i rozmawiać: „Syria […] może stać się modelem dla partnerstwa w imię ogólnych interesów, dla rozwiązywania problemów, które dotyczą wszystkich, dla wypracowania efektywnego systemu zarządzaniami ryzykami”. Tłumacząc z polskiego na nasze: Rosjanie nie po to przerzucili samoloty i broń do Syrii, żeby nadal siedzieć przy gorszym stole. Ale z drugiej strony ciągle przy tym stole trzymają też Asada, który dla większości syryjskiego społeczeństwa jest krwawym dyktatorem, a nie prezydentem i o żadnych rozmowach z nim nie ma mowy.

Obserwatorzy zwrócili uwagę na jedno zdanie w wypowiedzi Putina: „Pięćdziesiąt lat temu leningradzka ulica nauczyła mnie: jeżeli bójki nie uda się uniknąć, to uderz pierwszy”. Prezydent lubi nawiązywać do czasów swej bujnej młodości, kiedy przyswajał łobuzerski kodeks, co, jak twierdzą jego adwersarze, do dziś mu zostało – tym właśnie kodeksem się kieruje.
Politolożka Lilia Szewcowa podsumowuje „Wałdaj”: „Putin zaproponował sprzeczny obraz. „Jak można dogadać się z Ameryką, jeśli Amerykanie są wszystkiemu winni?” – zapytał jeden z uczestników spotkania. Chyba będzie musiał jeszcze raz przyjechać na kolację z Putinem. Zachodni mózg nie jest w stanie pojąć kremlowskiej idei urządzenia świata opartej na zasadzie „uderz pierwszy”. A właśnie taki świat proponuje Putin, gdzie agresor może być pośrednikiem w poszukiwaniu wyjścia z rozpętanej przez niego samego wojny, ten, kto gwałci międzynarodowe porozumienia, staje się inicjatorem nowych koalicji. W tym świecie równowaga sił opiera się nie na sile, a na umiejętności gry bez reguł. To świat słabych, którzy nie mogą sobie pozwolić, aby przyznać się do własnej słabości”.

Proszę zwrócić uwagę: o Ukrainie Putin w przemówieniu nie mówił, tematem dominującym była Syria osadzona w kontekście globalnej polityki, wielkiej rozgrywki na szachownicy świata.
A te rozgrywki prowadzone przez Putina w dalekich piaskach pustyni najwyraźniej bardzo się Rosjanom podobają. Ośrodek badania opinii publicznej WCIOM (jeden z najbardziej serwilistycznych, putinolubnych ośrodków) podał w dniu, gdy Putin nauczał na wałdajskiej górze, że 89,9 procent obywateli popiera działania prezydenta („Jeszcze trochę i tych, którzy nie popierają Putina, będę wszystkich znał osobiście” – zażartował jeden z komentatorów). Jednym słowem: ranking urósł. Historyczny szczyt poparcia. Nasi dzielni chłopcy śmigają profesjonalnie po syryjskim niebie, a prezydentowi ranking rośnie jak na drożdżach. Modą w kręgach „patriotów” jest zamieszczanie w sieci fotek z dorysowanym hełmem lotnika (np. http://www.novorosinform.org/news/id/39682).

Satyryk Jołkin podsumował rewelacyjne wyniki rankingu lapidarnie:
https://twitter.com/Sergey_Elkin/status/657121789319979008

Prezydent uważa te rankingi za pieczątkę w swej legitymacji władzy. Choć nie spotkałam wypowiedzi żadnego poważnego analityka, który by na poważnie przyjął te oszałamiające wyniki. Jeszcze niedawno większość (69%) była przeciwna wysyłaniu rosyjskich wojsk do Syrii, minęły trzy tygodnie i oto mamy tak znaczący „odobriams” (nawiązanie do kultowego skeczu Chazanowa: https://www.youtube.com/watch?v=uWcqoizc9CU) dla syryjskiej wyprawy sokołów Putina. Dzień w dzień odbywają się nie tylko rosyjskie bombardowania różnych celów w Syrii, ale także bombardowanie telewidza reportażami z bombardowań (choć spoza triumfalistycznego tonu prezenterów konkretów nie widać, nie słychać). Lodówka pustoszeje, więc trzeba podkręcić telewizor.

Wizyta bojaźni

22 października. Przyleciał. To wiemy na pewno. Prawdopodobnie rosyjskim samolotem. Uściskał dłoń gospodarza Kremla w przestronnej sali, potem sztywno, niepewnie usiadł na krześle. Naprzeciwko równie sztywno, choć pewni siebie, usiedli dwaj rosyjscy ministrowie – obrony i spraw zagranicznych. No i główny uczestnik spotkania – gospodarz. Skupiony, tajemniczy, nieodgadniony.

Tyle wiemy o niespodziewanej wizycie prezydenta Syrii Baszara al-Asada w Moskwie. Poinformowano o niej post factum, dzień po szczęśliwym powrocie gościa do Damaszku. Podobno tej tajemniczej otoczki życzył sobie sam gość.

Z ust prezydenta Rosji padły słowa o intencji dalszej pomocy narodowi syryjskiemu w walce z terroryzmem, a także o zamiarze wsparcia dyplomatycznego przy udziale „innych mocarstw światowych i państw regionu, które są zainteresowane pokojowym rozwiązaniem konfliktu w Syrii”. Asad dziękował za okazaną pomoc, na dodatek, co podkreślał, „w ramach prawa międzynarodowego” (Putin też ten aspekt nieustannie podkreśla – że w przeciwieństwie do Zachodu, który nie ma żadnego mandatu do interwencji w Syrii, Rosja ma mocny mandat: zaproszenie legalnych władz). Potem dziennikarze z kamerami musieli gabinet opuścić, rozmowy toczyły się za zamkniętymi drzwiami i na razie nic się spoza tych drzwi nie wydostało. Po mediach krążą jedynie domysły.

Dzisiaj Bloomberg wysunął przypuszczenie, że Kreml próbował namówić Asada do rozpisania przedterminowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Wczoraj najczęściej powtarzały się sugestie, że Putin przedstawił Asadowi scenariusz stopniowego odsuwania go od władzy. Może tak, może nie. „Naród syryjski sam zdecyduje” – powiedział Putin. Jasne, zdecyduje.

Zdaniem Gieorgija Mirskiego, znawcy Bliskiego Wschodu, wizyta świadczy o wzmocnieniu pozycji Asada w Syrii. To, że po raz pierwszy od 2011 roku wyjechał on z Damaszku, miało pokazać, że jego sytuacja dzięki rosyjskiej operacji powietrznej znacznie się poprawiła. Rzeczywiście – rosyjskie samoloty obroniły asadowskie bastiony, bombardując wszystkich przeciwników reżimu (jak podał dzisiaj Reuter, 80 procent atakowanych przez Rosjan celów nie ma nic wspólnego z Państwem Islamskim). Asad kontroluje około 20 procent terytorium kraju. Być może to wszystko, na co może liczyć. Zapowiadana już od kilku dni operacja lądowa armii Asada pod osłoną rosyjskiego lotnictwa jakoś się nie rozkręca. „Wizyta Asada to akcja piarowska, mająca zademonstrować całemu światu: Rosja walczy, Rosja znów znalazła się w centrum uwagi świata. Putin pokazał, że jest sojusznikiem Asada, na którego ten może liczyć” – powiedział Mirski. Tak, owszem, Putin wystąpił jako sojusznik Asada, obecnie go popiera. Ba, walczy o niego. W oficjalnych komunikatach nie padły zapowiedzi zmniejszenia militarnej obecności Rosji w Syrii. Ale to, że teraz Asada popiera, nie musi znaczyć, że jeśli pojawi się możliwość przehandlowania go w politycznym targu z Zachodem, to Kreml nie pozbędzie się niewygodnego eksdyktatora. I nie będzie pytał o zdanie ani jego, ani syryjskiego narodu. Bo jedno jest po tej wizycie pewne: Asad złożył swój los w ręce Putina.

Słowa rosyjskiego prezydenta o gotowości do dyplomatycznego uregulowania, obecność ministra spraw zagranicznych podczas rozmów w wąskim gronie, mogą sygnalizować, że Moskwa jest już gotowa do nowego rozdania w sprawie Syrii. I że sama chce rozdawać karty. Przy nowym stoliku. Lepszym syryjskim stole.

W zeszłym tygodniu Putin chciał wysłać do Stanów premiera Miedwiediewa, żeby ten porozmawiał o nowej sytuacji w Syrii. Ale Biały Dom odmówił przyjęcia delegacji. Jutro mają się natomiast odbyć rozmowy w Genewie: szefowie dyplomacji Rosji i USA plus przedstawiciele Turcji i Arabii Saudyjskiej. Tematem będzie uregulowanie w Syrii.

Pierwszy milion

3 października. Szanowni Państwo! Dzisiaj zostałam blogerką milionerką: licznik, rejestrujący odwiedziny Czytelników na blogu „17 mgnień Rosji”, odnotował dziś milion odsłon. Bardzo dziękuję Państwu za aktywność i zapraszam nadal do czytania i komentowania.

W tych pięknych okolicznościach przyrody i blogowania zapraszam do rzadko prezentowanego przeze mnie tematu – dowcipnego ujęcia aktualnych wydarzeń na scenie politycznej. Nawet o tak dramatycznych okolicznościach jak rosyjskie bombardowania na terytorium Syrii po sieci rozpełzają się setki memów, demotywatorów i żartów.

Ten plakat nawiązuje do słynnego zdjęcia z okresu II wojny światowej, przedstawiającego prowadzącego w bój oficera. Dzisiaj ma to inny wymiar:

http://beseder.ru/news/entryid/424

Podobnie jak przeróbka legendarnego plakatu „Matka Ojczyzna wzywa” – dziś rozpowszechniana w Internecie w wersji „Matka Syria wzywa” https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649946726602813440

Są też setki tweetów, odnoszących się bezpośrednio do wypowiedzi polityków czy wiadomości agencyjnych. „Miedwiediew nazwał operację w Syrii obroną Rosji przed terroryzmem. Pod takim hasłem można i pingwiny na Antarktydzie wyciąć w pień”. Inny komentarz całkiem trzeźwy: „Asad poprosił Putina o pomoc i Rosja zgodnie z prawem bombarduje Syrię. Jeśli zatem Poroszenko poprosi Amerykę o bombardowanie separatystów w Donbasie, to będzie OK?”.

W nawiązaniu do opisywanej przeze mnie wczoraj deklaracji Ramzana Kadyrowa, który chce posłać do Syrii swoich dzielnych chłopaków, jeden z komentatorów zadał pytanie: „Jeśli kadyrowcy trafią do Syrii, to kto komu będzie głowy ucinał?”

Komentarz do tego, że synowie wierchuszki politycznej nie rwą się do walki w Syrii: „Powiadają, że w Dumie i Radzie Federacji coraz większą popularnością cieszy się inicjatywa deputowanych: Poprzyj Putina, wyślij do Syrii swego syna”.

W zeszłym roku głównym tematem w rosyjskich mediach były wydarzenia na Ukrainie. Nawet wtedy, gdy w Rosji działy się rzeczy ważne i ciekawe, to i tak jako pierwsze podawano w serwisach wieści z Ukrainy. Ta praktyka przyczyniła się do powstania mema „Чо там у хохлов?” (Co tam u Ukropów?). Teraz przerobiono to na: „Чо там у ИГИЛ?” (Co tam w Państwie Islamskim?).

Jest mnóstwo memów i żartów o tym, że Putin rozkręca kolejną wojnę, rzecz kosztowną, podczas gdy losy emerytur stanęły pod znakiem zapytania. Jest też i taki tweetowy komentarz: „Rosjanie są dziwnym narodem: wolą zbombardować Państwo Islamskie, niż w swoim kraju zbudować sobie ciepłe toalety”.

Zaklęcia Putina i innych rosyjskich polityków, że Rosja nie zamierza brać udziału w operacji lądowej w Syrii, skwitowano żartem: „Założyło się dwóch syryjskich czołgistów, który ma ładniejszy dom – czy Sierioża w Wołogdzie, czy Wołodia w Pietrozawodsku?”.

Komentarzem na temat rosyjsko-syryjskiego braterstwa broni jest przeróbka cytatu z Bismarcka: Będziemy mogli pokonać Rosję wtedy, kiedy Rosjanie i Syryjczycy uwierzą, że są dwoma różnymi narodami.

https://twitter.com/gniloywest/status/650027425745797121

Ten żart pochodzi z jednego z najbardziej odjechanych zasobów „Gnijący Zachód” (https://twitter.com/gniloywest). Dowcipy tam publikowane polegają najczęściej na komentowaniu zdjęć, przeważnie pochodzących z Rosji, przedstawiających jakąś ruinę, pijaństwo albo dramatyczny rozjazd z oficjalną propagandą sukcesu, czemu towarzyszy podpis wskazujący, że fotka pochodzi z Zachodu (gnijącego).Na przykład: https://twitter.com/gniloywest/status/649164255120502784 (Konflikt pomiędzy kapłankami płatnej miłości a narkomanami, Amsterdam, Holandia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646630729695293440 (Freddy Mercury i Pamela Anderson w restauracji Le Gavroche, Londyn, Anglia) albo https://twitter.com/gniloywest/status/646271486530060288 (Antyczna szkoła filozoficzna w Atenach, mistrz opowiada uczniom o kulcie ciała).

A oto wiadomość całkiem na poważnie. „Global Research przyłapał Zachód na kłamstwach o obecności rosyjskich wojsk w Syrii” – poinformowała tuba Kremla na zagranicę telewizja RT. – „Resort obrony USA jest znany ze swej skłonności do fabrykowania informacji i gołosłownej propagandy, pisze na stronie Global Research obserwator Stephen Lendman. Teraz, tak jak wcześniej na Ukrainie, tam mówią, że Moskwa przerzuciła do Latakii wojska i samoloty, ale żadnych przekonujących świadectw tego nie zaprezentowano”. Ten materiał pochodzi z 21 września.

http://russian.rt.com/inotv/2015-09-21/Global-Research-pojmal-Zapad-na

W związku z tym, a może całkiem bez związku, okazuje się, że Obama to jednak чмо:

https://twitter.com/dailykiselev/status/649949046405251072

I na koniec dowcip ogrywający to, że swego czasu Putin po powrocie z KGB-owskiej misji w NRD nie miał środków do życia i zarabiał, wożąc ludzi na łebka prywatnym samochodem:

https://twitter.com/ANAKOYHER/status/649298640704512000 (Gdyby gwiazdy ułożyły się inaczej, Wowa by kręcił kółkiem w zaporożcu [w oryginale rosyjskim jest dodatkowa gra słów, czasownik бомбил oznacza i był kierowcą, i bombardował]. Żadnych bombardowań). Ach, te gwiazdy…

Psy wojny rwą się do boju

2 października. Nadal nie wiadomo, kogo bombardują sokoły Putina w Syrii. Według rozlicznych źródeł, na które powołują się zachodnie media – różne cele: m.in. Homs, Hamah, Idlib, gdzie, jak twierdzą te źródła, nie ma sił Państwa Islamskiego, natomiast są siły opozycji antyasadowskiej. Rosja wzrusza ramionami: ależ my atakujemy tylko Państwo Islamskie, taki jest nasz cel w Syrii, żaden inny, a te doniesienia o atakach na opozycję to jedynie wojna informacyjna. W oficjalnym komunikacie rosyjskiego Ministerstwa Obrony atakowane cele nazywa się placówkami „islamistów” lub „terrorystów”, lub „obiektami Państwa Islamskiego” (https://www.facebook.com/video.php?v=1667209900188426)

Niemniej siedem krajów – Turcja, USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Arabia Saudyjska, Katar – wyraziło zaniepokojenie w związku z uderzeniami rosyjskiego lotnictwa bojowego na inne niż deklarowane cele w Syrii i wystąpiło z apelem o zaniechanie tych niebezpiecznych praktyk. Ostrożnie z tą siekierą, Eugeniuszu, bo to może doprowadzić do jeszcze większego napięcia w regionie o konsekwencjach trudnych do przewidzenia.

Tymczasem o wysłanie na wojnę w Syrii poprosił dziś prezydenta Putina wierny czeczeński wasal Ramzan Kadyrow, który zadeklarował, że jego doskonale wyszkolona piechota da popalić rzezimieszkom z Państwa Islamskiego na lądzie. Zapunktował.

Jego zdaniem, jak tylko terroryści w Syrii zrozumieją, że uderzą na nich żołnierze z Czeczenii, to natychmiast stamtąd uciekną. „Znają nas, my wiemy, jak się walczy naprawdę”, to znaczy – naloty to nie jest prawdziwa walka, prawdziwa walka to operacja lądowa, a czeczeńskie oddziały Kadyrowa chętnie i skutecznie walczą w każdych warunkach. Kadyrowcy powrócili z Donbasu, gdzie nabrali doświadczenia w walce po stronie separatystów, teraz znowu chcą ruszyć w pole. Kreml na razie na propozycję Kadyrowa oficjalnie nie zareagował.

W rosyjskiej przestrzeni medialnej, głównie telewizyjnej, pospiesznie zwinięto dekoracje w sztuce „Walczymy z faszystami i banderowcami na Ukrainie” i rozłożono nowe rekwizyty: „Walczymy ze światowym złem – Państwem Islamskim, terrorystami”. Kto nie z nami – ten z nimi. Aktorzy w tym telewizyjnym spektaklu nadal ci sami – kapłani propagandy Dmitrij Kisielow, Władimir Sołowjow, Margarita Simonjan i inni – opowiadają z żarem już nie o ukrzyżowanych przez „Ukropów” rosyjskich chłopczykach, a o tym, jak to Rosja, jedyny nieskazitelny rycerz na tle bezmiaru zdemoralizowanych i bezradnych zachodnich siepaczy, wkracza na scenę, rozstawia wszystkich po kątach, demonstruje siłę, ale w celach szlachetnych. Rosyjski telewidz otrzymuje jednoznaczny komunikat: nasze orły atakują celnie, niszczą wyznaczone obiekty, precyzyjnie, znakomicie, ura! Krym nasz, a teraz i Damaszek nasz. Jak tu się nie cieszyć? „Propagandoni” wrzucili już do świadomości mas aksjomat o tym, że Syria jest kolebką wschodniego chrześcijaństwa i dlatego „to nasza ziemia” (http://izrus.co.il/dvuhstoronka/article/2015-10-02/28966.html). Absurd? Ale dobrze się sprzedaje w tym opakowaniu. Tym bardziej że Rosyjska Cerkiew Prawosławna ustami swojego wysokiego hierarchy oznajmiła, że operacja w Syrii to święta walka, po stronie dobra.

Informacje o kolejnych manipulacjach wokół funduszu emerytalnego, o kolejnym spadku wartości rubla, o spadku poziomu życia, o kiepskiej jakości rodzimych produktów żywnościowych zastępujących zakazane zachodnie rarytasy, o smutnym losie chakaskich pogorzelców, którym Putin w telewizji obiecał nowe domy, ale w realu nic z tego nie wyszło, schodzą na dalszy plan. Nikt nie pyta o to, nikt nie drąży. Nikt też nie drąży możliwych katastrofalnych konsekwencji rosyjskiego zaangażowania w Syrii. Za to Putin znowu w grze na światowej szachownicy w formacie 3D. Pojechał do Paryża, rozmawia dziś w „formacie normandzkim” o losach Ukrainy, Donbasu (gdzie zarządzono zawieszenie broni), a może nawet sankcji, kto wie…

Putin in the sky with Su-24

30 września. Karuzela wydarzeń wokół Syrii gwałtownie od wczoraj przyspieszyła. Rosyjska delegacja po powrocie z sesji ONZ w Nowym Jorku nie zdążyła się porządnie wyspać, a już prezydent Putin dziś rankiem złożył w Radzie Federacji wniosek o użycie wojsk rosyjskich poza granicami Rosji [w Syrii]. Wniosek przeszedł w wyższej izbie rosyjskiego parlamentu jednogłośnie. Posiedzenie było zamknięte (w przeciwieństwie do analogicznego głosowania w marcu ubiegłego roku, kiedy RF udzielała pozwolenia na użycie wojsk rosyjskich poza granicami [chodziło o Ukrainę] – wtedy obrady transmitowała telewizja). Rosja podkreśla, że w związku z tym, że o pomoc wojskową poprosił legalny prezydent Syrii Baszar al-Asad, jest jedynym państwem na świecie, które działa w Syrii zgodnie z prawem międzynarodowym (dopuszczającym zbrojną interwencję albo na mocy rezolucji ONZ, albo na prośbę legalnych władz danego państwa).

Zaraz po głosowaniu w RF okazało się, że rosyjskie samoloty, których jeszcze wczoraj oficjalnie w Syrii nie było, wystartowały, aby zbombardować cele na terytorium tego państwa. Zbombardowały. Na godzinę przed akcją Rosja powiadomiła o tym Stany Zjednoczone.

Prezydent Putin na naradzie z rządem zadeklarował, że rosyjskie siły zbrojne będą użyte wyłącznie w operacjach powietrznych, o ofensywie lądowej nie ma mowy: „nie zamierzamy wchodzić w ten konflikt z głową”. To tylko pomoc dla legalnej władzy, legalnej syryjskiej armii, którą Rosja wspomoże w walce z terrorystami. A przy okazji ta walka to prewencja przeciwko powrotowi do Rosji tych rzezimieszków, którzy walczą w szeregach Państwa Islamskiego. A jest ich tam sporo.

Dalej – jeszcze ciekawiej. Według wielu nierosyjskich mediów, Rosja nie tyle uderza w Państwo Islamskie (to ewentualnie przy okazji), ile w siły antyasadowskiej opozycji. W chwili, gdy piszę te słowa, trudno te wiadomości zweryfikować.

Rosyjskie dowództwo zwróciło się do Stanów Zjednoczonych o wycofanie amerykańskiego lotnictwa z nieba nad Syrią. Pentagon odpowiedział, że nie przychyli się do prośby.

Wersje interpretacji, czy Putin jedzie pod prąd samowładnie czy jednak uzgodnił coś wczoraj z Obamą, są rozbieżne. Za tym, że jednak pewne uzgodnienia nastąpiły, może świadczyć fakt, że wznowiona została zamrożona współpraca resortów obrony Rosji i USA. Od wczoraj strona rosyjska i amerykańska mają się konsultować w sprawie działań w Syrii.

Amerykańska ambasada w Moskwie wydała – już po decyzji Rady Federacji – oświadczenie, że obaj prezydenci uzgodnili wczoraj, że mają wprawdzie wspólne cele, tzn. zwalczanie Państwa Islamskiego, ale USA uważają, że Asad nie jest odpowiednim partnerem w tej wspólnej walce.

Co takiego mają rosyjskie samoloty, czego nie mają amerykańskie, biorące udział w operacji powietrznej w Syrii? Technicznie są na podobnym poziomie. Rosyjskie samoloty do atakowanych celów w Syrii mają kilkadziesiąt kilometrów, samoloty koalicji – muszą latać z dużo większych odległości. A zatem nawet trzydzieści Su stacjonujących w Latakii może aktywnie operować nad Syrią, porażając wyznaczone cele. A jakie to będą cele? Kolejne ciekawe pytanie. Zdaniem niektórych ekspertów, Rosja nie ma aktualnie dobrej „razwiedki” na terytorium Syrii, być może polega na podpowiedziach syryjskich kolegów, a oni być może podpowiadają cele, które nie mają nic wspólnego z Państwem Islamskim. A może to tylko zasłona dymna. Nie pierwsza, nie ostatnia w tej rozgrywce. Jeszcze jedno pytanie brzmi: czy interwencja Rosji poprawi sytuację? Wypowiadający się dla BBC Jonathan Eyal z Royal United Services Institute twierdzi, że raczej wręcz przeciwnie: „Po pierwsze, przykład koalicji międzynarodowej pokazał, że samo lotnictwo nie załatwi sprawy, nie rozwiąże problemów. Po drugie, nie wiadomo, co prezydent Putin ma na myśli, mówiąc o celach, tzn. kogo będzie bombardował? Wszystkich oponentów Asada? W takim razie syryjska opozycja znajdzie się w niebezpieczeństwie. Putin powiedział w Nowym Jorku, że niektóre segmenty syryjskiej opozycji powinny zostać zaproszone do dialogu [o uregulowaniu sytuacji w kraju]. Czy to oznacza, że Rosjanie część opozycji jednak uznają za legalną? Jasne jest jedno: przyklejanie łatki terrorysty wszystkim, którzy przeciwstawiają się Asadowi, nie tylko nie przybliży nas do rozwiązania, ale jest dla Rosji korzystne przy realizacji jej dalekosiężnych planów na Bliskim Wschodzie. Bo nie ulega wątpliwości, że Rosja zamierza pozostać w Syrii na długo […] Rosja nauczyła się znakomicie krytykować Zachód za nieudolność w sprawie Syrii, ale sama też nie ma recepty”.

O Krymie, Ukrainie, Donbasie – cisza.

„Wsio tolko naczinajetsia” [Wszystko dopiero się zaczyna], jak mawiał Siergiej Bodrow pod koniec kultowego programu radzieckiej (potem rosyjskiej) telewizji „Wzglad”. Karuzela się kręci. Czy ci, którzy ją rozkręcają, pamiętają jeszcze, gdzie jest mechanizm jej wyłączenia?

Jeż w spodniach. Reaktywacja

29 września. Przy okazji wizyty Władimira Putina w ONZ przypominano wystąpienie genseka Nikity Chruszczowa w Zgromadzeniu Ogólnym w 1960 roku, niestandardowe formy wyrażania przezeń ekspresji (walenie pięściami w blaty, but na stole) oraz wyrażenia Chruszczowa, które weszły na stałe do historii: „pokażemy Ameryce kuźkinu mat’” [pogróżka zapowiadająca, że ZSRR też będzie miał bombę wodorową] oraz „wpuściliśmy Ameryce jeża do spodni” [gdy ZSRR umieścił potajemnie broń jądrową na Kubie w 1962, co stało się przyczyną groźnego kryzysu karaibskiego i postawiło świat na skraju wojny atomowej].

Wystąpienie Putina było zupełnie inne niż cyrkowe występy Chruszczowa. Mówca kontrolował każdy gest i każde słowo. Nawet emocjonalne pytanie: „czy wy chociaż rozumiecie, co narobiliście?” pod adresem zachodniej koalicji, próbującej nieumiejętnie zakończyć wojnę w Syrii, też było dobrze wyreżyserowanym trickiem. Putin zaproponował w tonie dobrodusznym wspólną walkę ze złem – Państwem Islamskim, stworzenie czegoś na kształt koalicji antyhitlerowskiej, gdy państwa o różnych systemach zawarły sojusz przeciwko Niemcom. Na jakich zasadach to nowe „święte przymierze” miałoby działać? To na razie pusta rama. Analogia do czasów II wojny nie wydaje się trafiona: wtedy Zachód postawił na sojusz ze Stalinem, bo pokonanie Hitlera bez udziału ZSRR po stronie aliantów byłoby o wiele bardziej kosztowne i krwawe, o ile w ogóle możliwe. Czy teraz tak jest, że świat bez udziału Rosji nie jest w stanie poradzić sobie z problemami? Na pewno Rosja zachowuje wysoki potencjał destrukcji i to zawsze trzeba brać pod uwagę. W Syrii też. Obok pojednawczych propozycji Putin podkreślał jednak, że Rosja stoi za Baszarem al-Asadem, przedstawicielem legalnych władz Syrii. Rosyjski prezydent pouczał zachodnich partnerów, że popierają jakieś siły opozycyjne, podczas gdy prawo międzynarodowe stoi przecież po stronie legalnych władz. Bardzo ciekawe. A jak to się ma do popierania tak zwanych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych?

Ale wróćmy do Syrii. Kilka tygodni temu Putin wpuścił Zachodowi „jeża do spodni”, czyli przeprawił zagony „zielonych ludzików” do Syrii. To sprawiło, że w Waszyngtonie zaczęto w ogóle rozważać rozmowę z Moskwą, wcześniej izolowaną za aneksję Krymu i rozpętanie konfliktu na wschodzie Ukrainy. Dialog podjęto. Po wystąpieniach prezydentów USA i Rosji na forum ONZ doszło do półtoragodzinnego spotkania obu panów w kuluarach. O czym rozmawiali? Wiemy to tylko ogólnie z kilku zdań wypowiedzianych przez Putina do dziennikarzy po rozmowie z Obamą (http://kommersant.ru/doc/2820651). Obama nie powiedział nic. Nie wydano wspólnego komunikatu, co w języku dyplomacji oznacza, że protokół rozbieżności był duży i nie wypracowano nawet zbliżonego stanowiska w zasadniczych tematach.

Rosja mówi, że ściągnęła „pomoc wojskowo-techniczną” w okolice Latakii i Tartus, aby ewentualnie walczyć z Państwem Islamskim. Ciekawe, po co w takim razie dowieziono środki obrony przeciwlotniczej, skoro Państwo Islamskie nie dysponuje lotnictwem. Lotnictwem za to dysponuje zachodnia koalicja bombardująca pozycje Państwa Islamskiego, ewentualne kolizje w niebie nad Syrią samolotów rosyjskich i np. amerykańskich są jak najbardziej możliwe. Na czym więc miałaby polegać realna pomoc wojskowa Rosji w Syrii? Chyba tylko na efektywnej obronie Asada. Eksperci z jednej i z drugiej strony twierdzą, że Rosja nie zaangażuje się w operację lądową przeciwko Państwu Islamskiemu. Po pierwsze to droga impreza. A po drugie rosyjskie społeczeństwo jest przeciwne wysyłaniu wojsk na Bliski Wschód. Syria jest w tym kontekście postrzegana jako „drugi Afganistan”. W ostatnim sondażu Centrum Lewady aż 69% badanych było przeciwko wysyłaniu rosyjskich wojsk do Syrii. Oczywiście, jak pokazał zeszły rok, Putin ma sprawny aparat propagandowy, który jest w stanie nawinąć społeczeństwu na uszy każdą ilość makaronu.

A co z Ukrainą? Być może Putin chciał dokonać małej transakcji coś za coś. My wam pomoc w Syrii, wy nam zapomnijcie grzechy Krymu i Donbasu, znieście sankcje, uznajcie nasze stałe miejsce w najwyższej lidze. Ale przełomu na razie nie zobaczyliśmy. Rosyjskie propozycje pokojowe są wątłe. Czy można na nich zbudować sojusz do walki z islamistami i ogólnie rozrzedzić atmosferę, by w zamian otrzymać odpuszczenie sytuacji na Ukrainie i przychylenie się przez Zachód do rozwiązań, zgodnych z interesami Moskwy?

Jeden z komentatorów internetowych porównał przemowy Obamy i Putina: „Obama powiedział, że dyktatorów mordujących swój naród należy obalić, a Putin, że dyktatorów należy bronić”. Specjaliści od kremlinologii stosowanej twierdzą, że tragiczny koniec pułkownika Kadafiego zrobił na Putinie kolosalne wrażenie. Od tamtej pory datuje się wręcz histeryczna prewencja przeciwko „kolorowym rewolucjom” w Rosji (Putin uważa, że to Amerykanie przeprowadzili „arabską wiosnę” oraz zaplanowali i doprowadzili do obalenia Janukowycza na Ukrainie). Putin nie chce skończyć jak Kadafi.

Na koniec jeszcze anegdotka. Wiaczesław Nikonow, rosyjski politolog, deputowany, szef fundacji Russkij Mir (prywatnie wnuk Wiaczesława Mołotowa) określił wystąpienie Putina mianem epokowego. Zauważył też, że Amerykanie robili wszystko, aby odwrócić uwagę świata od słów rosyjskiego przywódcy i właśnie wtedy, gdy ten przemawiał, podali wiadomość o znalezieniu dowodów na obecność wody na Marsie. Rosyjscy blogerzy natychmiast podchwycili: „Byłoby super, gdyby woda pojawiła się w ONZ, a na Marsie znaleźli Putina” albo „Mam nadzieję, że następnym razem Putin przemówi z Marsa, a jeszcze lepiej z Jupitera”. Choć tak naprawdę mogli sobie te złośliwości darować, „goła” wypowiedź Nikonowa jest o wiele śmieszniejsza.

Obama, czmoczki

27 września. Jednak. Jednak do spotkania dojdzie. Administracja prezydenta USA włączyła zielone światło dla izolowanego od czasu aneksji Krymu Władimira Putina – przy okazji jego pobytu w Nowym Jorku i przemówienia w Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych Barack Obama porozmawia z nim.

W rosyjskich mediach od kilku dni panuje uroczysta atmosfera, propagandyści telewizyjni (nazywani przez duży segment internetowych wolnych strzelców „propagandonami”) wyskakują ze spodni, opowiadając, jak to Biały Dom zabiega o spotkanie z Putinem. Tymczasem sekretarz prasowy amerykańskiego prezydenta Josh Earnest powtarza: Barack Obama zmienił swoje stanowisko w sprawie spotkania z Putinem „po wielokrotnych prośbach” strony rosyjskiej, które można nazwać wręcz rozpaczliwymi. „Prezydent [Obama] rzeczywiście postanowił, że obecnie osobista rozmowa z Putinem będzie rzeczą pożyteczną z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych”. Co więcej, Earnest pozwolił sobie na nieprzyjemne pod każdym względem pokazanie „miejsca w szeregu”: podczas spotkania Obama nie zamierza demonstrować otwartej wrogości, powiedział, gdyż nadal uważa Rosję za regionalne mocarstwo z gospodarką trochę mniejszą od hiszpańskiej. [Tutaj pan Earnest trochę przegiął, bo Rosja ma większe PKB (1857,5 mld USD) niż Hiszpania (1406,9 mld USD), ale już w przeliczeniu na głowę mieszkańca – albo jak pięknie mówią Rosjanie „na duszu nasielenija” – Hiszpania (30 278 USD) znacznie wyprzedza Rosję (12 926 USD)].

O czym porozmawiają prezydenci? Tutaj też mamy dwugłos: Biały Dom oświadczył, że tematem spotkania będzie w pierwszym rzędzie wypełnianie porozumień mińskich w sprawie uregulowania sytuacji na wschodniej Ukrainie. Natomiast sekretarz prasowy prezydenta Putina, Dmitrij „Zegarek-Jacht-Dom na Rublowce” Pieskow stwierdził, że kluczową kwestią będzie sytuacja w Syrii, a „jeśli zostanie czas”, to Ukraina.

Zadziwiające jest to, jaką błyskawiczną metamorfozę przeszedł też w Rosji przekaz medialny na temat Stanów Zjednoczonych: na co dzień odsądzana od czci i wiary Ameryka raptem okazuje się godnym partnerem uregulowania konfliktowych sytuacji na świecie. Sam prezydent Putin skomplementował Amerykanów za „twórcze podejście, otwartość, empatię”. Popularna w Rosji naklejka na tylną szybę auta „Обама чмо” [Obama, niecenzuralne słowo] przerabiana jest sytuacyjnie na „Обама чмочки” [Obama, buziaki].

Jakie będą rezultaty tego spotkania, zobaczymy już jutro. Putin w swoim wystąpieniu na forum Zgromadzenia Ogólnego NZ ma namawiać, sądząc z przecieków (w tym od samego oratora, który udzielił wywiadu amerykańskiemu dziennikarzowi), do wspólnej walki z terroryzmem. Putin w cytowanym wywiadzie dał do zrozumienia, że nadal popiera Asada, a rosyjska obecność wojskowa w Syrii to efekt „prośby syryjskiego rządu o okazanie pomocy wojskowo-technicznej, co robimy w pełnej zgodzie z absolutnie legalnymi międzynarodowymi kontraktami”. W wywiadzie Putin nie wspomniał o pomocy wojskowo-technicznej, jakiej Rosja udziela od zeszłorocznej wiosny Donbasowi bez żadnych legalnych międzynarodowych kontraktów i próśb ze strony Kijowa. I jak widać z zaklęć Pieskowa, o tym akurat Putin w Nowym Jorku rozmawiać kategorycznie nie chce. Podobnie jak o nieszczęsnym zestrzelonym na Donbasem samolocie Malezyjskich Linii Lotniczych.