16 września. Barack Obama zadzwoni do Władimira Putina, kiedy uzna, że to odpowiada interesom USA – powiedział sekretarz prasowy amerykańskiego prezydenta. Tymczasem gazeta „New York Times” donosi, że administracja Obamy intensywnie zastanawia się nad zorganizowaniem spotkania szefa z prezydentem Rosji: Waszyngton stanął przed dylematem, czy podjąć współpracę z Moskwą czy nadal pozostawić ją w izolacji. „Skoro Ukraina i Syria to obszary najważniejszych na świecie konfliktów, to amerykańscy urzędnicy wzywają do ich rozwiązywania z udziałem Moskwy, a zatem rozmowy są nieodzowne, inni urzędnicy obawiają się, że spotkanie z Putinem stanie się [dla niego] niezasłużoną nagrodą za bezczelność prezentowaną na arenie międzynarodowej”. Według gazety, „Obama instynktownie skłania się w stronę podjęcia rozmów”. Ciekawe, czy zwycięży instynkt czy chłodna kalkulacja i konsekwencja.
Rosja wysłała ostatnio do Syrii wielu wojskowych instruktorów na wielu nowych czołgach i ekipę rozbudowującą bazę lotniczą pod Latakią. Wcześniej Kreml kilkakrotnie oświadczał, że jest gotów do rozmowy z Białym Domem. Putin niebawem jedzie za ocean, aby wystąpić w ONZ. Fajnie by było przy tej okazji pokazać niedowiarkom, że Rosja nadal jest w grze, jak równy z równym ma coś do powiedzenia, nie jest pariasem, dotkniętym sankcjami za nieprzystojne zachowanie się wobec sąsiadów, a nadal rozstrzyga losy świata. No a sankcje, coraz mocniej doskwierające, przy okazji też można byłoby stargować za jakąś niezobowiązującą obietnicę.
Z Władimirem Putinem Zachód nie chciał rozmawiać – aneksja Krymu, rozpętanie wojny na wschodzie Ukrainy. Po samotnym śniadanku Putina na szczycie G20 w Brisbane, braku zaproszenia na szczyt G7, a także po niedawnych prztyczkach w nos przewodniczących obu izb rosyjskiego parlamentu, którzy z uwagi na sankcje nie dostali wiz na posiedzenia międzynarodowych ciał (Walentinie Matwijenko z Rady Federacji USA przyznały wizę uprawniającą wyłącznie do odwiedzenia sekretarza generalnego ONZ, a nie odwiedzenia Stanów Zjednoczonych w ogóle, a Siergiej Naryszkin nie pojechał w lipcu do Finlandii, bo wizy nie dostał wcale – http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/07/03/kopnij-obame-czyli-jak-smakuja-amerykanskie-kanapki/) stało się jasne, że Zachód kontakty z Moskwą schładza i czeka na to, aż sankcje zaczną działać, a Rosja zrezygnuje z agresywnej polityki. Wzmocnienie rosyjskiej obecności wojskowej w Syrii jest nowym elementem w tej grze.
Moskwa w Syrii nadal gra na utrzymanie reżimu Asada, którego Stany chcą się pozbyć. Co zatem położy na stole Rosja? Wspólną walkę z Państwem Islamskim? Na jakich warunkach? Sprzeda Asada? Broni go od początku wojny w Syrii. Asad udzielił wczoraj wywiadu rosyjskim mediom, w którym całą winę za sytuację w kraju złożył na Zachód, popierający ekstremistów.
Tymczasem chęć do porozmawiania z Putinem o sytuacji w Syrii wyraził premier Izraela Benjamin Netanjahu, konkretnie chce przyjechać w trybie pilnym do Moskwy i zapytać o „obecność rosyjskich wojsk oraz dostarczenie nowoczesnej broni, która może trafić w ręce bojowników libańskiego Hezbollahu, walczących po stronie reżimu Asada”.