19 kwietnia. Zawsze stał z tyłu. Albo z boku. Gotowy w każdej chwili zareagować, osłonić własnym ciałem. Już w latach siedemdziesiątych pod profesjonalnym okiem towarzyszy z KGB uczył się trudnej roli ochroniarza najważniejszych osób w państwie. Jest takie zdjęcie z sierpniowego puczu 1991 r.: na pierwszym planie stoi Borys Jelcyn i przemawia, a na drugim planie stoi on i rozgląda się na boki. I jest jeszcze inne zdjęcie: pogrzeb „niekoronowanego króla bandyckiego Petersburga” Romana Cepowa, na pierwszym planie stoi kilku mafiosów, w tym szef gangu tambowskiego, największej zorganizowanej grupy przestępczej poradzieckiej Rosji, a na drugim planie stoi on. Ochrania? Nie, tym razem jest tu z powodów towarzyskich. I jest jeszcze wiele innych zdjęć: na pierwszym planie stoi Putin, a na drugim planie stoi on, wpatrzony, oddany, wierny. O kim mowa? O generale Wiktorze Zołotowie, który na początku kwietnia został dowódcą nowo tworzonej wielkiej formacji – Gwardii Narodowej.
Jak pisze „The New Times” (tygodnik poświęcił generałowi obszerny artykuł w numerze z 11 kwietnia), 62-letni Zołotow cieszy się ogromnym zaufaniem Putina. Gwardia Narodowa ma podlegać bezpośrednio prezydentowi, a zatem na jej czele powinien był stanąć ktoś, kto nie ma własnych projektów politycznych, jest w stu procentach lojalny. Zołotow otrzymał stanowisko równe ministrowi, a pod komendę kilkusettysięczne oddziały o szerokich uprawnieniach. Prezydent mianował swojego byłego ochroniarza członkiem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej – gremium, z którym Putin naradza się w najważniejszych sprawach państwowych. To krąg najbliższych współpracowników Putina, którym on sam dowierza, z których opiniami się liczy. Zołotow „może się okazać najważniejszą postacią wśród przedstawicieli bloku siłowego” – sugeruje „The New Times”. Awans Zołotowa nie jest zaskoczeniem – to człowiek, z którym Putin „chodił w razwiedku”, jak mówią Rosjanie, czyli ktoś, kogo zna od dawna i sprawdził w wielu trudnych sytuacjach.
Obaj panowie znają się od ponad dwudziestu lat. Zołotow służył w zarządzie dziewiątym KGB (ochrona vipów), po rozpadzie ZSRR przeszedł do pracy w FSO. Nie, nie do fabryki na Żeraniu, tylko do Federalnej Służby Ochrony, która odpowiadała za bezpieczeństwo prezydenta. Dlatego znalazł się na słynnym zdjęciu Jelcyna 19 sierpnia 1991 r., gdy ten przemawiał z czołgu. Potem został oddelegowany do Leningradu/Petersburga i przydzielony do ochrony mera miasta, Anatolija Sobczaka. Zastępcą mera był Władimir Putin. Panowie poznali się lepiej, gdy Zołotow zapałał z nagła wielką pasją do dżudo i stał się sparring partnerem przyszłego prezydenta. Czy łączyły ich wspólne interesy? Tego nie dowiemy się z oficjalnych kart Wikipedii i kremlowskiej prasy, bardzo skąpo informującej o postaci szefa Gwardii.
Ze źródeł mniej oficjalnych można wnioskować, że do tych spraw, które połączyły Putina i Zołotowa, prowadzi cienista aleja. Tygodnik „Sobiesiednik” ujmuje rzecz tak: „Petersburscy koledzy Putina i Zołotowa twierdzą, że ich stosunki scementowały się w okresie prześladowań Sobczaka [druga połowa lat 90., po tym, jak Sobczak przegrał wybory mera Petersburga, był ścigany za przewały finansowe]. Obaj wtedy gotowi byli poświęcić swoje kariery, aby ratować patrona. […] Putin odszedł z merostwa, Zołotow z FSO. […] Zołotow podjął współpracę z biznesmenem Romanem Cepowem, któremu przypisywano nieograniczone możliwości i związki zarówno z przedstawicielami władz, jak milicji i prokuratury”. Dodajmy: także przedstawicielami zorganizowanych grup przestępczych. Jak pisała prasa, mógł być cichym posłańcem noszącym wieści pomiędzy stronnictwami, pomagającym wszystkim stronom w kręceniu lodów. „W 2004 roku został otruty w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Przestępstwo to pozostaje niewykryte i jest jednym z najbardziej zagadkowych zabójstw współczesnej Rosji”.
„The New Times” tak opisywał pogrzeb Cepowa: „27 września 2004 r. Złota jesień, słońce odbija się w kopułach cerkwi, do której wnoszą fantazyjnie ozdobioną trumnę z drogiego gatunku drewna. Jedna za drugą podjeżdżają limuzyny, niektóre z milicyjną eskortą. Ulice wokół są zamknięte dla ruchu, pilnują ich omonowcy z bronią gotową do strzału. Z samochodów wysiadają mężczyźni w czarnych garniturach, zdejmują nakrycia głowy, wchodzą do cerkwi, pod świątynią zostawiając liczną ochronę. Na panichidę zjechała się cała wierchuszka organów porządku publicznego miasta. […] Jako jeden z ostatnich przybywa szef służby ochrony prezydenta Wiktor Zołotow. Od razu podchodzi do trumny, bierze do ręki świeczkę, uważnie wpatruje się w twarz zmarłego. To nie jest pogrzeb wysokiego urzędnika, tylko skromnego dyrektora firmy ochroniarskiej Baltic Export, Romana Cepowa, otrutego lekarstwami przeciwko białaczce”.
To był rok 2004. Zołotow miał już za sobą kilka lat pracy z Putinem, który w 1999 r. ściągnął swojego sparring partnera z tatami i powierzył mu swoje bezpieczeństwo. Przez wszystkie lata służby Zołotow wywiązywał się z zadania bez zarzutu. Kolejne stopnie kariery pokonywał równym krokiem, nie wychylając się, nie lansując w mediach. Gdy Putin został na cztery lata premierem, Zołotow pozostał na Kremlu, przy prezydencie Miedwiediewie i pełnił, jak mówią znawcy kremlowskich korytarzy, podwójną rolę: dbał o bezpieczeństwo Miedwiediewa, a jednocześnie kontrolował go. Bo to lojalność wobec Putina nadal była najważniejszym filarem jego pracy.
„Putin bardzo boi się zamachu – „The New Times” cytuje jednego z dobrze poinformowanych rozmówców. – Kierowcy, sprzątacze, kucharze, ogrodnicy – sami mężczyźni, Putin nie wierzy kobietom. Za dobór personelu odpowiada szef ochrony”. Czy Zołotow zawsze dobierał odpowiednie osoby? Tego nie wiemy. W każdym razie na zewnątrz nigdy nie wyciekły informacje pozyskane od niedyskretnego pokojowego.
Teraz przed Zołotowem wielkie zadania. Ochrona już nie tylko samego Putina, ale dbałość o sterowność całej nawy państwowej. Powierzona jego dowództwu gwardia może dusić każdy przejaw nieprawomyślności, ma bowiem zapewnić trwałość systemu, niezmienność władzy Putina i jego ekipy, walczyć z wrogami, którzy mogą zagrozić tronowi. Metody tej walki – dowolne.
Nie brakuje głosów komentatorów, że Putin widzi w Zołotowie swojego następcę. Siergiej Parchomienko z rozgłośni Echo Moskwy: „Dziś, gdy Putin stworzył Gwardię Narodową, a na jej czele postawił Wiktora Zołotowa, otrzymaliśmy ważną wskazówkę, czym kończy się reżim Putinowski i jak brzmi nazwisko przyszłego dyktatora Rosji”.
Nie jestem przekonana, że to trafna przepowiednia, ale co do jednego się zgodzę: Gwardia Narodowa to instrument utrzymania się u władzy, nawet wtedy, gdy nie będzie już harmonii i zrozumienia władzy ze społeczeństwem (choćby tylko imitowanej, jak widzieliśmy podczas ostatniej „Bezpośredniej linii” z prezydentem), a wtedy, gdy podniesie się bunt, gdy zawiąże się spisek pałacowy itd. Putin liczy na to, że i w razie takich zagrożeń Zołotow go nie zawiedzie.