Jeszcze dwa dni temu rosyjscy deputowani świetnie się bawili w swoim towarzystwie, drwiąc z sankcji, jakie przygotował Zachód – w szczególności UE – w odniesieniu do rosyjskiego establishmentu w związku z zaanektowaniem przez Rosję Krymu. Odniosłam wrażenie, że wczoraj śmiali się już mniej radośnie. Ogłoszona przez Stany Zjednoczone lista krewnych i znajomych Królika z kooperatywy Oziero i okolic (ograniczenia wizowe, zamrożenie aktywów) jakoś przytępiła dowcip rosyjskich polityków (z imienną listą można się zapoznać m.in. tu: http://www.treasury.gov/resource-center/sanctions/OFAC-Enforcement/Pages/20140320_33.aspx).
Dlaczego? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. A może to tylko moje indywidualne wrażenie, nic więcej.
Z czarnej listy najbardziej zainteresowała mnie osoba Giennadija Timczenki, szefa firmy Gunvor – naftowego tradera. Timczenko uparcie procesował się z publicystami, którzy określali go jako „przyjaciela Putina”. No i teraz pan Timczenko „który-nie-chce-być-nazywany-przyjacielem-Putina” trafił na amerykańską listę. Ale nie to przyciągnęło moją uwagę, a wiadomość, że na dzień przed ogłoszeniem listy Timczenko szczęśliwie sprzedał swoje udziały w firmie Gunver. Za taką przenikliwość należy mu się przydomek Wernyhora. Szczęśliwym nabywcą udziałów Timczenki został jego szwedzki wspólnik Torbjorn Tornqvist. Za ile? Nie wiadomo. Teraz Szwed ma 87 procent firmy, której kapitalizacja oceniana jest na 60 mld dolarów. Tornqvist zaprzeczał, by jakiekolwiek udziały firmy należały do Władimira Putina. A tak na marginesie, to w lipcu ubiegłego roku Giennadij Timczenko został odznaczony Orderem Legii Honorowej za wybitny wkład w rozwój rosyjsko-francuskich stosunków gospodarczych. Jak dalej będzie rozwijać działalność Timczenki na tym kierunku, zobaczymy.
Drugą ciekawą osobą, która znalazła się na czarnej liście Waszyngtonu, jest Dmitrij Kisielow, czołowy przedstawiciel linii propagandowej Kremla zaklętej w „zombojaszczikie”. O jego nominacji na szefa agencji informacyjnej i zasługach pieried Otieczestwom pisałam w grudniu zeszłego roku: http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/12/13/rosja-dzis/
Kisielow, według własnych słów, za kryterium pracy pod jego kierownictwem uważa „miłość do ojczyzny”. Ostatnio wsławił się tym, że w cotygodniowym autorskim programie informacyjno-analitycznym straszył Stany Zjednoczone i poprawiał humory tym, którzy chcieliby utrzeć nosa Amerykanom. Na tle złowieszczych dekoracji przypominał zapominalskim, że Rosja jest jedynym krajem świata, które może „zamienić USA w jądrowy popiół”. Jakiś czas temu został też przez blogerów nakryty na wakacjach z rodziną. W Suzdalu? Nie. W Wołogdzie? Nie. Nikt by nie zgadł, że naczelny „zachodożerca” woli wypoczynek w Holandii, którą na ekranie odsądza od czci i wiary za całokształt. I jeszcze jedna ciekawostka na temat pana Kisielowa: były ambasador USA w Moskwie napisał w Twitterze, że cztery lata temu Kisielow brał udział w programie finansowanym przez Departament Stanu. „Wasi patrioci lubią krytykować Amerykę, a potem odpoczywać u nas. Za czasów, gdy byłem ambasadorem, wydaliśmy bardzo dużo wiz takim ludziom”. Indagowany w tej sprawie przez dziennikarzy, Kisielow zareagował ostro: „Nie dzwońcie do mnie. Już nigdy!”. Dokąd teraz będzie wyjeżdżał pan Kisielow? Może do Soczi, może do Suzdala. Pani wicepremier Olga Gołodiec już oświadczyła, że Rosjanie nie będą chcieli wyjeżdżać za granicę, wypoczywać będą wyłącznie w kraju.
Ocena tego, kto zyska, a kto straci na sankcjach, jest w Rosji zróżnicowana. Borys Makarienko z centrum Technologii Politycznych uważa, że bezpośredni wpływ sankcji na gospodarkę jest ograniczony. Ale może ważniejszym efektem będzie utrata wiarygodności Rosji, a to w dłuższej perspektywie może mieć negatywne znaczenie. Droższe będą kredyty, mniej będzie inwestycji. Ponadto w wyniku ochłodzenia stosunków z Zachodem Rosja straci dostęp do nowoczesnych technologii, o które zabiegała przez wiele ostatnich lat. Obniżenie ratingu Rosji może mieć znaczenie już w krótkoterminowej perspektywie.
Nikita Kriczewski – na drugą nóżkę, choć z pewnym takim niepokojem: Katastrofy z powodu sankcji nie będzie. Ale z drugiej strony Rosjanie odczują – nie wiadomo, do jakiego stopnia boleśnie – wzrost kursu dolara czy inflację. Kriczewski zwraca przy tym uwagę, że rosyjska gospodarka notowała niepokojące sygnały spadku na długo przed kryzysem ukraińskim. „Ale jednocześnie obserwujemy napływ zagranicznych pieniędzy do Rosji. To pieniądze, które niegdyś zostały wyprowadzone do rajów podatkowych. Trafiają one do państwowych banków. Więc rezerwy finansowe Rosja ma”.
Swietłana Samojłowa na politcom.ru z kolei pisze: „Rosja nie ma analogicznego instrumentu sankcji w sferze bankowej [jakie Stany Zjednoczone zastosowały wobec banku Rossija, należącego do jednego z braci Kowalczuków z kooperytywy Oziero]. Za amerykańskie sankcje odpowie więc Ukraina. To stało się jasne po ostatnim posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa: Moskwa zaostrzyła warunki finansowe wobec Ukrainy […], ogłosiła o denonsacji umów charkowskich uzależniających obniżenie cen na rosyjski gaz dla Ukrainy od warunków stacjonowania na Krymie Floty Czarnomorskiej”. Ceny gazu będą więc dużo wyższe. Premier Miedwiediew okazał się biegły w rachunkach i wyliczył, że Ukraina jest winna Rosji 11 mld dolarów, które Kijów zaoszczędził na tych niezasłużonych zniżkach.
To ciekawy passus, pogłębiający wrażenie rozjechania się pojęć, którymi operują rosyjskie władze. Z jednej strony powtarzają, że Janukowycz jest prawowitym prezydentem. A to on podpisywał umowy w Charkowie. Przy denonsacji już go o nic nie pytano. Z drugiej strony raz Władimir Putin mówi na zmianę, że władza w Kijowie jest nielegalna, a znowu że jest jednak „częściowo legalna”, ale państwa Ukraina nie ma i żadne umowy z nią nie obowiązują. Ale ktoś jednak ma w Kijowie zobowiązania wobec Rosji i musi zapłacić 11 mld. Nie mogę nadążyć za tym rozumowaniem.
Samojłowa wyciąga natomiast taki wniosek: „To wyraźny sygnał dla Zachodu: jak wy będziecie zaciskać palce na szyi Rosji, to Rosja będzie zaciskać swoje na szyi Ukrainy. A długi Ukraina będzie spłacać kredytami z USA i UE. Na tym zapewne ma polegać główna asymetryczna odpowiedź Rosji na sankcje”. Dość przewrotne. Ale czy faktycznie tak będzie?
Sankcje są jednym z głównych tematów dyskusji, ale także żartów. Rosjanie podśmiewają się z tego, jak Amerykanie przejmą się analogicznymi sankcjami rosyjskimi wobec wysokich urzędników amerykańskiej administracji: Michelle Obama z przerażeniem konstatuje, że nie będzie mogła kształcić dzieci w Kałudze, jej mąż – że nie pojedzie do Ust-Iżewska, a Hillary Clinton łapie się za głowę, że zamrożą jej konta w Sbierbanku. Tymczasem prezydent Putin oznajmił, że w ramach akcji solidarności z obiektami sankcji otworzy w najbliższy poniedziałek rachunek w banku Rossija.
Oj Ty moje zrodelko informacji. Czytam Cie od tygodni i tiumacze ludowi tutejszemu, bo innych jezykow oprocz angliskiego nie znaja.
Braterstwo dwóch narodów tak jeszcze niedawno słychać było z ust brata Putina..Trochę dziwne to braterstwo.Jeden braterski naród chce puścić w „skarpetkach” drugi braterski naród.Chyba szczytem jest przejmowanie sprzętu militarnego bratniej armii.Jest powiedzenie ” lepiej mieć jednego uczciwego wroga ,niźli dziesięciu fałszywych przyjaciół”. to chyba pasuje do tych dwóch bratnich narodów.W XXI w. ponownie pojawia się polityczny prestidigitator.W XX w. było dwóch , jeden miał być malarzem , drugi księdzem.Co z tego wyszło wszysca wiedzą.Ten XXI w. został oficerem KGB i prezydentem ,a być może chciał być pianistą, bo już co najmniej próbował koncertować przed wybraną publiką.Ale to był koncert ” panie boże pożal się” .Jak na razi kręci ,mąci i podjudza.Ciekawe jak długo dwór wytrzyma sankcje? A jak nie wytrzyma , to co zrobi?
Pozdrawiam
Na razie Rosjanie śmieją się z sankcji, ale na uboczu – jak się pogada nieco bardziej dyskretnie – już nieco mniej. Co prawda trzymają fason, twierdząc, że sankcji się nie boją bo kupią wszystko co zechcą. Jak nie przez Finlandię, to przez Szwajcarię albo przez Austrię – forsa wprawia w ruch ten świat, więc problemów z pośrednikami nie będzie. A jak nie z Zachodu, to kupią od Chin bo tam jest już wszystko. Zapewne w tym akurat mają rację.
Ale chyba tym razem może być inaczej – Europa i (przede wszystkim) Ameryka nie będzie ślepo powtarzać sankcji z okresu Zimnej Wojny. Czas nie ten, zagrożenia inne. Teraz sankcje nie będą dotyczyły w takim stopniu sprzedawania do Rosji (choć może trochę, jakieś ultranowoczesne technologie) co kupowania od Rosji. I nie będą to sankcje na zasadzie ustawowego zakazu kupowania od Rosji, co raczej decyzje polityczne aby kupować gdzie indziej. Rosja żyje ze sprzedaży ropy i gazu, jeżeli ceny na te surowce spadną, to nie będą w stanie zmniejszyć konsumpcji (bo niezadowolenie społeczne…), zmniejszyć wydatków na armię (bo niezadowolenie wojskowych) itd. itd. – w rezultacie pojawi się deficyt handlowy. Mając wielkie zapasy można będzie przetrwać kilka, a może kilkanaście lat – ale potem problem stanie się palący (jak to nieraz już w rosyjskiej historii bywało).
Jako lekturę w wolnej chwili polecam wykład Jegora Gajdara o przyczynach upadku ZSRR:
http://www.aei.org/issue/foreign-and-defense-policy/regional/europe/the-soviet-collapse/
Historia naturalnie nie powtarza się tak samo, ale mechanizmy działają podobnie. Czas pokaże – ale Krym nie wróci szybko (jeżeli w ogóle) do Ukrainy.
Szanowni Państwo!
Dziękuję za komentarze.
Co do skuteczności sankcji, to przekonamy się za jakiś czas. Nie ma pojęcia, jak długi.
Wiemy, że w pewnych momentach historii różne sankcje zadziałały, a inne były chybione lub wręcz przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego.
Serdecznie pozdrawiam
Anna Łabuszewska