Archiwa tagu: Dmitrij Kisielow

Prawda czasu, prawda sieci

22 lipca. W piosence Marii Koterbskiej na Bielanach co niedziela kręciła się karuzela, beczka śmiechu i wesela. W rosyjskiej telewizji co niedziela też kręci się beczka, choć do śmiechu i wesela w niej daleko – to podsumowanie najważniejszych politycznych wydarzeń tygodnia „Wiesti niedieli” pod redakcją Dmitrija Kisielowa, dyrektora koncernu medialnego Rossija Siegodnia. Kisielow razi w swoim programie zewnętrznych i wewnętrznych wrogów Kremla jadowitym żądłem (w roli głównych adwersarzy nieodmiennie obsadzane są Stany Zjednoczone i Ukraina), gloryfikuje prezydenta Putina, przekonuje, że Rosja jest światową potęgą, której siła i znaczenie w świecie stale rośnie, mądre sojusze krzepną, ideały są przeczyste, a ludziom żyje się dostatniej. W programach Kisielowa nie istnieją przewały kumpli Putina, katastrofalne pożary lasów na Syberii, analiza obniżających się od wielu miesięcy wskaźników rosyjskiej gospodarki, odbieranie zniżek emerytom itd., itp. Bajki, które Kisielow sprawnie opowiada na dobranoc rodakom, zyskały mu w kraju wielki poklask i sławę. Dużej części publiczności przypadły też do gustu jego wypowiedzi antygejowskie (serca gejów należy palić), ksenofobiczne o zabarwieniu antysemickim, antyukraińskie, a wprost huragany aplauzu wywołało słynne zdanie, że Rosja jest jedynym państwem na świecie, które może zamienić Stany Zjednoczone w radioaktywny pył. Niedawno Kisielow otrzymał statuetkę Tefi – najbardziej prestiżową nagrodę telewizyjną w Rosji w kategorii „najlepszy program informacyjny”. Co więcej w czerwcowym rankingu oglądalności odnotowano, że kisielowskie seanse nienawiści regularnie konsumuje 19% telewidzów, a 63% zna ten program; samego Kisielowa uznano w tym badaniu za najpopularniejszego prowadzącego programów analitycznych w rosyjskiej telewizji, wzbudzającego w widzach sympatię. Natomiast wraży Zachód uznał działalność Kisielowa za niebezpieczną i wpisał jego nazwisko na listę sankcyjną.

Pokrzepiony miłością wdzięcznych rosyjskich konsumentów propagandy Dmitrij Kisielow w zeszłym tygodniu wyruszył na podbój portali społecznościowych. Założył konto na Facebooku i zachęcił użytkowników do dyskusji z nim na wszystkie tematy „od radioaktywnego pyłu po zachcianki LGBT”. Zachętę zakończył dziarskim okrzykiem Jurija Gagarina: „Pojechali!”. I rzeczywiście – na jego stronce momentalnie zaczęły się pojawiać setki komentarzy. A właściwie epitetów, recenzujących zawodową działalność Dmitrija Konstantinowicza, z użyciem słownictwa powszechnie uznawanego za obraźliwe, nieparlamentarne. Po niespełna czterech godzinach, gdy rzeka karczemnych recenzji przybierała na sile, konto zostało zamknięte. Kisielow założył konto na Instagramie, zamieścił tam swoje dwa zdjęcia z wypoczynku na Krymie. Reakcja internetowej publiczności była podobna. Reakcja Kisielowa też. Zrażony do tych amerykańskich wynalazków Kisielow znalazł wreszcie cichą przystań w rosyjskiej sieci społecznościowej Vkontakte. Jego konto na razie jest czynne: http://vk.com/dk_kiselev

„Telewizor wszedł do Internetu i oko w oko spotkał się z tymi, którzy nie wchodzą w 89%” – napisała jedna z komentatorek. 89% to ostatnie notowania poziomu miłości do Putina.

Vkontakte Kisielow poczuł się wreszcie jak ryba w wodzie, ma co najmniej 15 tysięcy obserwujących. Na początek zarepetował broń przeciwko FB: „Co do Facebooka, to myślę, że ludzie zaczynają go opuszczać. Nie jestem pierwszy ani ostatni. Na walizkach siedzi już wielu użytkowników, amerykańska sieć okazała się nieprzygotowana do prowadzenia swobodnej dyskusji bez cenzury. To dla mnie ważna lekcja”.

„Trend rzeczywiście należy zauważyć – pisze Ala Ponomariowa na stronie internetowej Radia Swoboda. – U źródeł patriotycznej mody na wychodzenie z Facebooka leżą wydarzenia z początku lipca, kiedy portale społecznościowe blokowały konta użytkowników, którzy używali słowa „chochoł” [obraźliwego określenia Ukraińca]. […] Pojawiła się strona фейсбукпока.рф (http://xn--80ablqga1ahpvg.xn--p1ai/), która anonsuje się jako miejsce, gdzie można się rejestrować po zamknięciu konta na FB. Od 11 lipca, gdy strona wystartowała, z wrażych sieci zniknęło 14,6 tysięcy kont, jeśli wierzyć statystyce podawanej przez ten rosyjski portal. Za projektem stoi organizacja Media Gwardia – projekt medialny, którego celem jest połączenie wysiłków użytkowników Internetu na rzecz wyjawienia stron internetowych i grup w sieciach społecznościowych, specjalizujących się w rozpowszechnianiu treści niezgodnych z prawem”.

Jednym słowem – teraz patriotycznie jest mieć konto nie na FB, a na Vkontakte. Prześwietlenie jest łatwiejsze, na pewno.

Na koniec jeszcze jeden sondaż. Według badanych przez Centrum Lewady pod koniec czerwca, z Internetu korzysta mniej niż połowa Rosjan, 36% w ogóle nie korzysta z sieci, 26% korzysta stale. Dla 90% mieszkańców głównym źródłem informacji pozostają trzy państwowe ogólnokrajowe kanały telewizyjne. Z FB i Twittera korzysta mniej niż 20% respondentów, z rosyjskiego odpowiednika Vkontakte – 47% badanych. Według badania FOM, 79% uważa, że rosyjscy dziennikarze telewizyjni nie wypaczają informacji, 18% byłoby skłonnych wierzyć raczej zagranicznym mediom. Wojna na słowa trwa. Nie tylko na słowa.

Soczi pod kilem

26 czerwca. Soczi to ulubione miejsce odpoczynku prezydenta Władimira Putina. I latem, i zimą. Perełka w koronie kurortów. Miejscowi plotkarze chętnie wskazują spacerującym po bulwarze przyjezdnym jacht, należący pono do głowy państwa. W pobliskim Gelendżyku powstał gigantyczny pałac-gargamel, który wedle prasowych enuncjacji został zbudowany dla umiłowanego przywódcy, gustującego w pięknych pejzażach, basenach i wygodnych kanapach.

Według autorskiego pomysłu Putina Soczi przebudowano w związku z zimowymi igrzyskami olimpijskimi. Wszystkiemu, co się tam dzieje – z udziałem Putina i bez jego udziału – towarzyszy wielkie zainteresowanie. Wśród licznych ostatnio wiadomości o ulewnych deszczach zatapiających rosyjskie miasta (największe nawałnice przyjęła niedawno Moskwa, pod wodą znalazł się też Kursk, ucierpiał Woroneż) te z Soczi szczególnie przyciągały uwagę. Żywioł szalał – spadło 179 mm deszczu, zalało wiele osiedli mieszkaniowych w mieście i okolicach, hotele, lotnisko, dworzec kolejowy, sklepy. Wał mętnej wody spłukiwał zaparkowane na ulicach samochody jak dziecięce zabawki, łamał drewniane konstrukcje, unosił w siną dal wszystko, co spotkał na swojej drodze. Jednym słowem tragedia. A to jeszcze nie koniec, bo według prognoz oczekuje się sztormu i kolejnych opadów.

Mer Soczi stwierdził, że takiego naporu nie wytrzymał system odprowadzania wody. Opozycyjna strona internetowa „The Insider” zaraz przypomniała, że kanały burzowe w Soczi miały być unowocześnione i przebudowane w związku z budową obiektów olimpijskich. Odpowiadała za to firma Arkadija Rotenberga (bliskiego znajomego prezydenta Putina). Wiele pisano w lokalnej prasie o przekrętach tej firmy.

Niedawno była tragiczna powódź w Tbilisi, wtedy rosyjska telewizja wyjaśniała widzom, że wszystkiemu winien jest były prezydent Saakaszwili, który miał fantazję zbudować most w miejscu, w którym nigdy go nie było, wody się zatem spiętrzyły i zalały część niżej położonych dzielnic. Teraz rosyjska telewizja tłumaczy powódź w Soczi tym, że to subtropik i takie ulewy się zdarzają. Niewątpliwie się zdarzają. Niewątpliwie to subtropik. Właśnie na tę osobliwość klimatyczną ekolodzy zwracali uwagę, protestując przeciwko betonowaniu miasta i okolic w związku z olimpiadą. To betonowanie uznano wtedy za zagrożenie dla unikatowych rezerwatów przyrody wokół Soczi i dla samego miasta. Zdjęcia z Soczi można obejrzeć m.in. tu: http:/www.svoboda.org/media/photogallery/27094537.html; http://varlamov.ru/1386796.html

Wzniesienie w mieście nowoczesnej infrastruktury turystycznej miało w założeniu być szansą dla Soczi, przyciągać rzesze spragnionych ciepłego morza i ośnieżonych stoków gór turystów. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdy wyjazdy na wypoczynek za granicę okazują się z różnych względów poza zasięgiem, a na Krym chcą jechać tylko zapaleńcy, Soczi miało być najważniejszym ośrodkiem wypoczynkowym dla wielkiej Rosji. Jak teraz będzie? Straty są duże, a sezon w pełni. Gdzie będzie wypoczywać Putin? Dzisiaj pojechał do Chakasji, która dwa miesiące temu w dużej części spłonęła. Ma sprawdzać, czy należycie budowane są domy dla pogorzelców. Czy z kolei Soczi będzie budować domy dla powodzian?

Nieszczęście Soczi nie wszystkich zmartwiło. W Twitterze trwał festiwal żarcików i memów: „Putin złowił w Soczi stukilogramowego szczupaka” głosił napis pod zdjęciem zatopionych ulic miasta z wklejonym wizerunkiem prezydenta podnoszącego w geście triumfu gigantyczną rybę.

Tymczasem pracownie badań socjologicznych podały, że ranking poparcia dla poczynań prezydenta Putina osiągnął historyczne maksimum: 89 procent. W tym zestawieniu nie dziwi, że wczoraj statuetkę TEFI dla najlepszego programu telewizyjnego poświęconego publicystyce politycznej otrzymał Dmitrij Kisielow za swoje „Wiesti niedieli”, niestrawny propagandowy ulepek. Jak się okazuje, skutecznie pierze mózgi skupionej wokół odbiorników publiczności. Kisielow w badaniach opinii publicznej też zajmuje pierwsze miejsca na listach najlepszych publicystów. Widocznie bajki, które opowiada, leją balsam na dusze telewidzów i są bardziej pożądane i lepiej oceniane niż rąbanie niewygodnej prawdy prosto w oczy.

Odnotuję jeszcze jedno ciekawe doniesienie – prasa niemiecka kilka dni temu pisała, że jeden z wysokich urzędników Kremla objęty sankcjami (zakaz wjazdu) przyjechał do jednego z krajów Unii Europejskiej, zakaz warunkowo cofnięto, gdyż śmiertelnie chory urzędnik miał się w UE leczyć. Wczoraj gazeta „Bild” rozszyfrowała, że tym tajemniczym urzędnikiem jest Władisław Surkow, autor koncepcji „rosyjskiej wiosny” na wschodzie Ukrainy. Przyjechał do Bułgarii na jakieś komercyjne negocjacje. Jest zdrów jak ta ryba, którą złowił wirtualny Putin w Soczi.

Skazani na Soczi

Jeszcze dwa dni temu rosyjscy deputowani świetnie się bawili w swoim towarzystwie, drwiąc z sankcji, jakie przygotował Zachód – w szczególności UE – w odniesieniu do rosyjskiego establishmentu w związku z zaanektowaniem przez Rosję Krymu. Odniosłam wrażenie, że wczoraj śmiali się już mniej radośnie. Ogłoszona przez Stany Zjednoczone lista krewnych i znajomych Królika z kooperatywy Oziero i okolic (ograniczenia wizowe, zamrożenie aktywów) jakoś przytępiła dowcip rosyjskich polityków (z imienną listą można się zapoznać m.in. tu: http://www.treasury.gov/resource-center/sanctions/OFAC-Enforcement/Pages/20140320_33.aspx).
Dlaczego? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. A może to tylko moje indywidualne wrażenie, nic więcej.

Z czarnej listy najbardziej zainteresowała mnie osoba Giennadija Timczenki, szefa firmy Gunvor – naftowego tradera. Timczenko uparcie procesował się z publicystami, którzy określali go jako „przyjaciela Putina”. No i teraz pan Timczenko „który-nie-chce-być-nazywany-przyjacielem-Putina” trafił na amerykańską listę. Ale nie to przyciągnęło moją uwagę, a wiadomość, że na dzień przed ogłoszeniem listy Timczenko szczęśliwie sprzedał swoje udziały w firmie Gunver. Za taką przenikliwość należy mu się przydomek Wernyhora. Szczęśliwym nabywcą udziałów Timczenki został jego szwedzki wspólnik Torbjorn Tornqvist. Za ile? Nie wiadomo. Teraz Szwed ma 87 procent firmy, której kapitalizacja oceniana jest na 60 mld dolarów. Tornqvist zaprzeczał, by jakiekolwiek udziały firmy należały do Władimira Putina. A tak na marginesie, to w lipcu ubiegłego roku Giennadij Timczenko został odznaczony Orderem Legii Honorowej za wybitny wkład w rozwój rosyjsko-francuskich stosunków gospodarczych. Jak dalej będzie rozwijać działalność Timczenki na tym kierunku, zobaczymy.

Drugą ciekawą osobą, która znalazła się na czarnej liście Waszyngtonu, jest Dmitrij Kisielow, czołowy przedstawiciel linii propagandowej Kremla zaklętej w „zombojaszczikie”. O jego nominacji na szefa agencji informacyjnej i zasługach pieried Otieczestwom pisałam w grudniu zeszłego roku: http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/12/13/rosja-dzis/
Kisielow, według własnych słów, za kryterium pracy pod jego kierownictwem uważa „miłość do ojczyzny”. Ostatnio wsławił się tym, że w cotygodniowym autorskim programie informacyjno-analitycznym straszył Stany Zjednoczone i poprawiał humory tym, którzy chcieliby utrzeć nosa Amerykanom. Na tle złowieszczych dekoracji przypominał zapominalskim, że Rosja jest jedynym krajem świata, które może „zamienić USA w jądrowy popiół”. Jakiś czas temu został też przez blogerów nakryty na wakacjach z rodziną. W Suzdalu? Nie. W Wołogdzie? Nie. Nikt by nie zgadł, że naczelny „zachodożerca” woli wypoczynek w Holandii, którą na ekranie odsądza od czci i wiary za całokształt. I jeszcze jedna ciekawostka na temat pana Kisielowa: były ambasador USA w Moskwie napisał w Twitterze, że cztery lata temu Kisielow brał udział w programie finansowanym przez Departament Stanu. „Wasi patrioci lubią krytykować Amerykę, a potem odpoczywać u nas. Za czasów, gdy byłem ambasadorem, wydaliśmy bardzo dużo wiz takim ludziom”. Indagowany w tej sprawie przez dziennikarzy, Kisielow zareagował ostro: „Nie dzwońcie do mnie. Już nigdy!”. Dokąd teraz będzie wyjeżdżał pan Kisielow? Może do Soczi, może do Suzdala. Pani wicepremier Olga Gołodiec już oświadczyła, że Rosjanie nie będą chcieli wyjeżdżać za granicę, wypoczywać będą wyłącznie w kraju.

Ocena tego, kto zyska, a kto straci na sankcjach, jest w Rosji zróżnicowana. Borys Makarienko z centrum Technologii Politycznych uważa, że bezpośredni wpływ sankcji na gospodarkę jest ograniczony. Ale może ważniejszym efektem będzie utrata wiarygodności Rosji, a to w dłuższej perspektywie może mieć negatywne znaczenie. Droższe będą kredyty, mniej będzie inwestycji. Ponadto w wyniku ochłodzenia stosunków z Zachodem Rosja straci dostęp do nowoczesnych technologii, o które zabiegała przez wiele ostatnich lat. Obniżenie ratingu Rosji może mieć znaczenie już w krótkoterminowej perspektywie.
Nikita Kriczewski – na drugą nóżkę, choć z pewnym takim niepokojem: Katastrofy z powodu sankcji nie będzie. Ale z drugiej strony Rosjanie odczują – nie wiadomo, do jakiego stopnia boleśnie – wzrost kursu dolara czy inflację. Kriczewski zwraca przy tym uwagę, że rosyjska gospodarka notowała niepokojące sygnały spadku na długo przed kryzysem ukraińskim. „Ale jednocześnie obserwujemy napływ zagranicznych pieniędzy do Rosji. To pieniądze, które niegdyś zostały wyprowadzone do rajów podatkowych. Trafiają one do państwowych banków. Więc rezerwy finansowe Rosja ma”.

Swietłana Samojłowa na politcom.ru z kolei pisze: „Rosja nie ma analogicznego instrumentu sankcji w sferze bankowej [jakie Stany Zjednoczone zastosowały wobec banku Rossija, należącego do jednego z braci Kowalczuków z kooperytywy Oziero]. Za amerykańskie sankcje odpowie więc Ukraina. To stało się jasne po ostatnim posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa: Moskwa zaostrzyła warunki finansowe wobec Ukrainy […], ogłosiła o denonsacji umów charkowskich uzależniających obniżenie cen na rosyjski gaz dla Ukrainy od warunków stacjonowania na Krymie Floty Czarnomorskiej”. Ceny gazu będą więc dużo wyższe. Premier Miedwiediew okazał się biegły w rachunkach i wyliczył, że Ukraina jest winna Rosji 11 mld dolarów, które Kijów zaoszczędził na tych niezasłużonych zniżkach.
To ciekawy passus, pogłębiający wrażenie rozjechania się pojęć, którymi operują rosyjskie władze. Z jednej strony powtarzają, że Janukowycz jest prawowitym prezydentem. A to on podpisywał umowy w Charkowie. Przy denonsacji już go o nic nie pytano. Z drugiej strony raz Władimir Putin mówi na zmianę, że władza w Kijowie jest nielegalna, a znowu że jest jednak „częściowo legalna”, ale państwa Ukraina nie ma i żadne umowy z nią nie obowiązują. Ale ktoś jednak ma w Kijowie zobowiązania wobec Rosji i musi zapłacić 11 mld. Nie mogę nadążyć za tym rozumowaniem.
Samojłowa wyciąga natomiast taki wniosek: „To wyraźny sygnał dla Zachodu: jak wy będziecie zaciskać palce na szyi Rosji, to Rosja będzie zaciskać swoje na szyi Ukrainy. A długi Ukraina będzie spłacać kredytami z USA i UE. Na tym zapewne ma polegać główna asymetryczna odpowiedź Rosji na sankcje”. Dość przewrotne. Ale czy faktycznie tak będzie?

Sankcje są jednym z głównych tematów dyskusji, ale także żartów. Rosjanie podśmiewają się z tego, jak Amerykanie przejmą się analogicznymi sankcjami rosyjskimi wobec wysokich urzędników amerykańskiej administracji: Michelle Obama z przerażeniem konstatuje, że nie będzie mogła kształcić dzieci w Kałudze, jej mąż – że nie pojedzie do Ust-Iżewska, a Hillary Clinton łapie się za głowę, że zamrożą jej konta w Sbierbanku. Tymczasem prezydent Putin oznajmił, że w ramach akcji solidarności z obiektami sankcji otworzy w najbliższy poniedziałek rachunek w banku Rossija.

Rosja dziś

„Jeśli zamierzacie uprawiać sabotaż, to nie odpowiada to moim planom. Praca w agencji musi się wiązać z miłością do Rosji” – powiedział na spotkaniu z podwładnymi Dmitrij Kisielow nowy szef nowej struktury informacyjnej „Rossija Siegodnia”, powstającej na gruzach agencji RIA Nowosti. Przez ostatni tydzień temat powołania tego nowego zbrojnego ramienia ministerstwa prawdy nie schodzi z pierwszych stron rosyjskich gazet. Ale po porządku.
Była państwowa agencja informacyjna RIA Nowosti. Na jej czele stała Swietłana Mironiuk, menedżerka, umiejętnie lawirująca pomiędzy Scyllą lojalności a Charybdą przyzwoitości. Na skutek zakulisowych gier pomiędzy kilkoma osobami z otoczenia prezydenta Putina agencję zlikwidowano (chodziły słuchy, że wywalenie Swietłany Mironiuk kończy wielkie sprzątanie po Miedwiediewie, który pod koniec swojej kadencji, hłe, hłe, kadencji, stanął murem za Mironiuk). Jak twierdzą obserwatorzy, zamiana RIA Nowosti nowym tworem pozostaje w ścisłym związku z ponownym podziałem rynku medialnego i reklamowego. W tych dniach poinformowano, że bracia Kowalczukowie (najwierniejsi z wiernych pretorianie Władimira Putina związani z nim przez kooperatywę Oziero) zakupili holding medialny Profmedia. Wraz z kontrolowanym przez nich Gazprom-Media stworzy to wielką strukturę kontrolującą większość stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych oraz poczytnych tytułów prasowych. „Putin lubi monopole” – komentuje Julia Łatynina. Można by dodać: lubi mieć wszystko pod kontrolą.
Zdawać by się mogło, że rosyjskie media mają tak ciasno założony kaganiec, że niewiele da się w nim jeszcze mocniej przykręcić. A jednak. Okazuje się, że władza jest niezadowolona. Głównie z tego, że sama wygląda w przekazie medialnym niezbyt atrakcyjnie (choć obsługujący Kreml dziennikarze robią wszystko, by zawinąć towar w błyszczące papierki), że w mediach pojawiają się głosy krytyczne, pokazywane są zjawiska negatywne itd., a to stwarza wrażenie, że władza nie jest piękna i nieomylna. Trzeba coś z tym zrobić. Zmienić władzę? O, nie! Zmienić sposób tworzenia jej wizerunku.
Na miejsce zlikwidowanej RIA Nowosti powstanie zatem wzmiankowana „Rossija Siegodnia”. Ma ona za zadanie, jak powiedział Kisielow, „przywrócenie sprawiedliwego stosunku do Rosji jako ważnego państwa świata kierującego się dobrymi zamiarami”. Od zeszłego roku prezydent Putin kładzie większy nacisk na rozwijanie wpływów „miękkiej siły”. Czyli eksport rosyjskich interesów „poprzez przyciąganie sympatii do Rosji na gruncie jej osiągnięć nie tylko w sferze materialnej, ale także duchowej”. Prezydent Putin na zeszłorocznym spotkaniu rosyjskich ambasadorów podkreślał, że wizerunek Rosji za granicą jest wypaczony, bo „nie jest tworzony przez nas”. No to teraz będzie „tworzony przez nas”. I to przez nie lada fachową siłę. I to wcale niemiękką. Dmitrij Kisielow od dawna cieszy się zasłużoną sławą kremlowskiej tuby, propagandysty tropiącego i gromiącego spiski „mirowoj zakulisy” przeciwko Rosji i Putinowi. Wsławił się kilkoma głośnymi wypowiedziami, m.in.: „Uważam, że karanie gejów za propagandę homoseksualizmu grzywną to za mało. Należy zakazać im oddawania krwi, spermy, a ich serca w razie wypadku samochodowego należy zakopywać w ziemi albo spalić”. Ostatnio widzowie kanału „Rossija” dowiedzieli się od Kisielowa, że w Kijowie zwolennicy eurointegracji „barbarzyńsko zniszczyli” choinkę noworoczną ustawioną na Majdanie, że demonstranci mają „pustkę w oczach”. A podsycanie Euromajdanu przez Polaków, Litwinów i Szwedów (sic!) to ich zemsta na Rosji za przegraną bitwę pod Połtawą z czasów Piotra I. Ciekawe podejście. Na pewno bardzo poprawi wizerunek Rosji w świecie.
„Trzeba mieć chorą wyobraźnię, żeby Dmitrija Kisielowa uczynić twarzą Rosji na eksport. Z drugiej strony – wszystko stało się bardziej logiczne i w pewnym sensie uczciwsze. Putinowska Rosja z twarzą i propagandowym językiem Kisielowa to czysta prawda” – tak Natalia Geworkian zrecenzowała to posunięcie kadrowe Kremla.
Anton Oriech w internetowym „Jeżedniewnym Żurnale” skomentował: „Oni [władza] karmią się ciągle wyobrażeniami z czasów Breżniewa, uważają, że w świecie będą wiedzieć o nas tylko to, co my sami pozwolimy im się dowiedzieć, tylko to, co sami im opowiemy. Agencja Kisielowa ogłosi, że Rosja jest dobra i świat nie będzie miał żadnej sposobności, aby odkryć prawdę. W dobie otwartych granic, internetu i innych kanałów przekazywania informacji oni powołują firmę, która będzie tworzyć jakiś idealny obrazek, w który wszyscy będą musieli uwierzyć”.