Czarne oczy giełdy

Rosyjskie finanse od kilku dni szaleją na huśtawce. Wczoraj za euro płacono 100 rubli, za dolara – 80, chociaż poprzedniej nocy bank centralny w paroksyzmie rozpaczy podniósł stopy procentowe z 10,5 do 17%. Kolejne interwencje banku (według niektórych danych tylko wczoraj prawie 2 mld dolarów, słownie: dwa miliardy) nieco zbiły kurs, ale niewiele. Znaczące spadki na giełdzie odnotowały też rosyjskie spółki.

Prezydent Putin ustami swego rzecznika oznajmił dziś, że nie wystąpi ze specjalnym komunikatem w związku z szaleństwem na giełdowych parkietach. Ograniczy się do wyłożenia swojego punktu widzenia na sytuację rynków finansowych podczas planowanej na jutro wielkiej konferencji prasowej.  Tak, jasne, Kreml nie zajmuje się gospodarką, nie zajmuje się rublem, to dziedzina banku centralnego i rządu (pod dyrekcją premiera Miedwiediewa, samodzielnego, hłe, hłe, jak i inne gałęzie systemu). Zagadnienia gospodarcze Władimira Władimirowicza śmiertelnie nudzą, on woli rozgrywki z zachodnimi kolegami według scenariuszy wyuczonych w szkole KGB. Być może jutro nic nowego nie zostanie powiedziane, a może zostanie zapowiedziana sakralizacja rubla do użytku wewnętrznego, wystawianie rachunków zagranicznym klientom za ropę i gaz w rublach (takie plotki chodzą po roztrzęsionych kuluarach) albo ogłoszone polowanie na spekulantów, powiązanych ze światowymi (czytaj: amerykańskimi) ośrodkami zakulisowego dowodzenia. Wszystkiemu winne zachodnie spiski. Przygrywka do tych haseł już była – w niedawnym orędziu (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/12/04/wzgorze-swiatynne-na-krymie-teraz-i-na-zawsze/).

Ale przecież to nie o to chodzi, że bank centralny omylił się w rachunkach (też taki samodzielny jak premier). Zawał na giełdzie to jeden z symptomów poważnej choroby, jaka toczy rosyjską gospodarkę. Wiele wskazuje na to, że ten zbudowany w wielkim trudzie przez Władimira Putina model się kończy, okazał się niewydolny, przeżarty korupcją i dotknięty niemocą. Wiele razy pisałam tu, że rosyjska gospodarka złapała zadyszkę już w zeszłym roku, gdy ceny ropy były jeszcze bardzo wysokie. Sankcje Zachodu wprowadzone po aneksji Krymu i agresji na wschód Ukrainy jedynie pogłębiły negatywne tendencje. Pogłębiły, nie spowodowały. Głównym powodem są niekompetentne rządy. Borys Niemcow, antykremlowska opozycja pozasystemowa, stwierdził dziś, że to nie państwo choruje, a rządząca korporacja przeżywa kryzys. Rzecz w tym, że ta korporacja utożsamiła się z państwem, pożarła je. Z tego, co na początku grudnia prezydent powiedział przed obliczem obu izb parlamentu, wynika, że nie ma zamiaru bić się we własne piersi za stan finansów państwa i wszystko, co się z tym państwem niedobrego dzieje, nie zamierza korygować swoich decyzji politycznych, które kryzys zaostrzyły. Nie zamierza zmieniać systemu, wręcz przeciwnie – zamierza trwać we wszystkim, co ten system czyni niedostosowanym do wyzwań i wysoce nieefektywnym. A bez zmian się nie da. Jak napisał Ilja Milsztejn na Grani.ru, symbolem tych dni jest „Czarny kwadrat” Malewicza. „W ślad za czarnym wtorkiem przychodzi humor tak czarny, że nawet w kwadracie Malewicza dostrzega się zarysy współczesności.[…] No tak, Krym. Nieszczęście polega nie na tym, że cena Krymu jest wysoka. A na tym, że cena Krymu jest nieznana”.

Dzisiaj mnożą się doniesienia, że Rosjanie tłoczą się w długich kolejkach w sklepach ze sprzętem AGD i RTV, meblami, samochodami, wszędzie tam, gdzie można kupić trwałe dobra, póki ceny nie zostaną skorygowane w górę, dopóki w ogóle na rynku są takie towary (w znakomitej większości zagraniczne), dopóki są pieniądze. Być może jutro okaże się, że Rosja zrywa kontakty ze światem, nic nie będzie sprowadzać z zagranicy, a rublami będzie można tapetować ściany wyludnionych biur, z których zwolniono 90 procent personelu.

Moskwa nie wierzy rublom. Pod kantorami – kolejki. Dmitrij Miedwiediew jest chyba jedynym człowiekiem w mieście, który spokojnie trzyma swoje oszczędności w narodowej walucie. Członkowie Rady Federacji nie śpią po nocach z powodu pojawienia się na wywieszkach z cenami dawno zapomnianego przelicznika „u.je” (usłownaja jedinica, czyli równowartość dolara według kursu danego dnia). Senator Igor Czernyszew nie tylko skrytykował pomysł przerażonych handlowców, ale jeszcze wystąpił na łamach prasy z zachętą do masowej rezygnacji z używania towarów importowanych: „Bez szminek z importu kobiety mogą się spokojnie obejść – mężczyźni wolą naturalność. A jeśli już któraś koniecznie chce pomalować usta – proszę bardzo, buraczek – bardzo naturalny, chemia się do organizmu nie dostaje. A w bieliźnie z moskiewskiej fabryki nasze kobiety wyglądają ładniej niż we francuskiej”. Odważny pan senator – pod wieloma względami, nieprawdaż?

W sieciach społecznościowych – festiwal wisielczego humoru. „Sklep „Wszystko po 30 rubli” zmieniał wczoraj szyld osiemnaście razy”. „Jaki dziś kurs rubla? Echo odpowiada: – Bla, -bla, -bla”. „Nowy słownik języka rosyjskiego. Kantor wymiany walut – punkt skupu makulatury”. „Drogie banki! Nie kupujcie tablic informujących o kursie walut zagranicznych z czterema rubryczkami, patrzcie w przyszłość: potrzeba będzie co najmniej sześć okienek”. Dopisek: „Albo przynajmniej tyle, żeby się zmieściło #Krymnasz”. „Pod koniec roku dolar będzie kosztować tyle, co dwa Krymy”. Albo taka uwaga z nadzieją w lepsze jutro: „Czyżby się okazało, że zielone papierki są jednak mocniejsze niż zielone ludziki?”.

Interesujący wpis na blogu dał dziś pisarz Zachar Prilepin, #krymnaszysta: „Wszyscy teraz z satysfakcją odnotowują, jak postępowi ludzie obserwując spadek rubla, wykrzykują: – No i co, Ruskie, przyszedł rachunek za Krym? […] Putin niech sprawdza banki, on na pewno zdaje sobie sprawę, że czeka na niego miejsce w Hadze. Kraj, który w takiej sytuacji będzie nadal szedł liberalnym kursem, to nie jest zdrowy kraj. Będziemy się przyglądać, co zrobi prezydent”. Dalej Prilepin wspomina głodne lata upadającego ZSRR, kryzysy lat dziewięćdziesiątych i stwierdza, że ludzie – choć nie mieli co do garnka włożyć, to się śmiali i byli szczęśliwi. I na koniec dodaje: „Aha, no i jeszcze #Krymnasz i Noworosja nie umarła. Jeszcze nie raz się policzymy, nie denerwujcie się”.

Na jutro Władimir Władimirowicz zwołuje wielką konferencję. Na moskiewskiej giełdzie dolar kosztuje wieczorem 61 rubli, a euro – 76 rubli. Dobre tło do wystąpienia.

4 komentarze do “Czarne oczy giełdy

  1. ~Kalina

    Podobno na Krymie jest rozmieszczana broń jądrowa. Przeciez nie przeciwko Ukrainie:( Rosja i Rosjanie wytrzymają nie taką nedzę, są do tego przyzwyczajeni. Pytanie: czy i kiedy zostanie obalony obecny reżym idący na konfrontację. No i czy następny nie będzie jeszcze gorszy…

    Odpowiedz
  2. ~vandermerwe

    „Także teraz, gdy rubel szybko tanieje, wzrost cen na ulicach Petersburga czy Moskwy widać prawie wyłącznie w sklepach z zagranicznymi towarami. Niektóre z importowanych artykułów już teraz są metkowane w dolarach, a coraz więcej europejskich i amerykańskich firm, w tym elektroniczny gigant Apple, wstrzymują bezpośrednią sprzedaż swoich towarów w Rosji. Przyspieszającą inflację odczuwają jednak nieliczni – w przeciwieństwie do 1998 r. podwyżki cen dotykają głównie najzamożniejszych Rosjan, których do tej pory było stać na importowane towary luksusowe. Pozostali czują podwyżki jedynie w niewielkim stopniu. Ceny paliw pozostają stabilne, a drożeją jedynie niektóre towary żywnościowe. Stąd rosyjskie społeczeństwo jest w stanie udźwignąć dalszą deprecjację rubla.

    Spadek wartości waluty nie uderza też zbytnio w rosyjski budżet. Moskwa jest wciąż wypłacalna, a przecena waluty kompensuje spadek cen ropy na światowych giełdach – w rezultacie dochód ze sprzedaży surowców energetycznych pozostaje stabilny, co umożliwia utrzymywanie pod kontrolą deficytu budżetowego. Putin nie musi się też zbytnio martwić zadłużeniem zagranicznym. Jest ono dużo niższe niż na przykład w krajach unijnych. Stąd nawet dwukrotny spadek wartości rubla nie podniesie wartości zagranicznych zobowiązań rządu na tyle, by stały się one nie do udźwignięcia i wymuszając na Rosji bankructwo. Oczywiście rosną koszty obsługi zadłużenia i samo zaciąganie kolejnych pożyczek przez rząd staje się bardziej kosztowne. Dopóki jednak Rosjanie sami finansują większość swoich potrzeb pożyczkowych, osłabienie rubla nie spędzi snu z powiek ministra finansów.”

    A. K. Czerniak, „Nie pierwszy taki kryzys”, Polityka

    Moze warto przeczytac a nie pisac o tym i o owym. Tym bardziej, ze w polskiej prasie.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  3. ~Muchor

    To, że Rosja ma mniejszy dług zagraniczny (w procentach PKB) nie ma tu wiele do rzeczy. Ważne, czy dług jest obsługiwalny, czy nie – a w przypadku Rosji te długi (nie tylko dług państwowy, ale przede wszystkim długi pół-państwowych firm typu Rosnieft) nie są do spłacenia przy obecnym kursie ropy. Jeżeli ropa utrzyma się w okolicach dzisiejszych poziomów przez 2-3 lata, to Rosja ponownie splajtuje, jak w 1998. Zapewne wcześniej będzie zamknięcie przepływów finansowych, czyli stopniowe wtaczanie się w autarkię, zasilane jedynie dewizowymi wpływami za ropę, gaz, złoto, nikiel czy diamenty.

    W normalnych krajach, o otwartych i w miarę zintegrowanych gospodarkach spadek kursu własnej waluty powoduje wzrost opłacalności eksportu (właśnie dlatego w tak ostry kryzys wpadła Grecja – bo po przejściu na euro nie mogła ponownie zdewaluować drachmy), co daje szansę na odbicie gospodarcze. Ten mechanizm zadziałał np. w Polsce w latach 2008-2009, kiedy kurs euro wzrósł do 4,8 PLN, ale potem spadł w okolice 4.1-4.2, gdzie z grubsza pozostaje przez ostatnie 5 lat. Ale w Rosji tak nie będzie, bo korupcja i macki służb uniemożliwiają sensowną długoterminową działalność produkcyjną. Wzrost kursu dolara powoduje jedynie bolesną inflację, i to również produktów spożywczych, bo Rosja – mają największą powierzchnię ze wszystkich państw na Ziemi, i wcale nie taką liczną populację – nie jest w stania sama się wyżywić i musi importować żywność. To jest po prostu fakt.

    W chwili, kiedy piszę te słowa, na giełdzie 1 dolar USA kosztuje 62,8 rubla. Ale obstawiam, że spadnie do 60, bo w trakcie „rozmowy z narodem” pana prezydenta Putina ktoś będzie sprzedawał dolary aby bronić kursu rubla. Może jeszcze jutro będzie podobnie. Ale ziarno wątpliwości (czy raczej niewiary w rosyjską gospodarkę, rosyjskie władze i ogólnie – kremlowską politykę) zostało zasiane w Rosjanach, a w części z nich nawet zapewne nawet już bujnie kiełkuje.

    Panie Vandermerwe, prosimy o więcej cytatów z Polityki, to dobry tygodnik. Szczególnie te, w których pisze się prawdziwie o rosyjskiej agresji na Ukrainie. A teraz – w związku z brakiem sensu w pańskich wywodach ekonomicznych, proszę się udać do Agitpropu po lepsze materiały.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *