Archiwum miesiąca: styczeń 2017

Porozmawiaj z nim

29 stycznia. Po inauguracji 45. prezydenta USA Donalda Trumpa w Moskwie nastąpiło pełne nadziei oczekiwanie inauguracji nowego etapu w stosunkach dwustronnych. Z Obamą już do zgody nijak nie dało się dojść, a Trump to nowe otwarcie, nowe możliwości.

Dzień w dzień z ekranów rosyjskich telewizorów na oczy i uszy obywateli lały się strumienie wazeliny, w której dziennikarska „kremladź”, jak oponenci Putina nazywają obsługę jego tronu, usłużnie kąpała Trumpa. Z dzisiejszego wydania programu publicystycznego „Wiesti Niedieli”, do tej pory zajętego głównie wzniecaniem antypatii do Ameryki, widzowie mieli okazję się dowiedzieć, że Trump chce dobrze, tymczasem zewsząd wbijają mu szpilki. Wśród nich takie żałosne postaci jak na przykład Robert De Niro, który podczas krótkiego antyprezydenckiego wystąpienia posiłkuje się kartką, bo najwidoczniej nie potrafi zgrodzić samodzielnie dwóch zdań. Kapłan rosyjskiej propagandy telewizyjnej Dmitrij Kisielow, plujący dotąd sprawnie antyamerykańskim jadem na odległość, tym razem bronił wszelkich zamiarów i poczynań Trumpa jak czci własnego chlebodawcy, a od czci i wiary odsądzał jego adwersarzy. Nie on jeden – radosna atmosfera „Trump nasz” nadal powszechnie króluje w przestrzeni informacyjnej głównych rosyjskich mediów.

Trump nie kazał na siebie długo czekać – zadzwonił na Kreml 28 stycznia. Rozmowa z Putinem trwała około 45-50 minut. Podjęto, jak głosi komunikat służby prasowej rosyjskiego prezydenta (http://www.kremlin.ru/events/president/news/53787), szeroki krąg problemów międzynarodowych, w tym walkę z terroryzmem, sytuację na Bliskim Wschodzie, konflikt arabsko-izraelski, irański program atomowy i sytuację na Półwyspie Koreańskim, kryzys na Ukrainie. Ustalono, że obaj liderzy będą się często kontaktować. Wyrażono nadzieję na odbudowę dobrych stosunków. Temat zdjęcia nałożonych na Rosję sankcji nie został poruszony. Choć akurat to słowo w codziennych modłach rosyjskich ekspertów i publicystów wypowiadających się w mediach powtarza się nader często. Amerykańscy komentatorzy zwracali w tym kontekście uwagę, że wspomniany przez Trumpa niedawno w jednym z tweetów możliwy deal, w skrócie: zdjęcie sankcji w zamian za nowe porozumienia rozbrojeniowe, nie stał się tematem rozmowy, gdyż wcześniej sygnały z Rosji były negatywne. W telefonicznym dialogu Putin-Trump najwyraźniej unikano nieprzyjemnych tematów, m.in. ominięto temat cyberataków na amerykańskie cele, których autorami najprawdopodobniej byli rosyjscy hakerzy. Władimir Władimirowicz chciał być dla interlokutora miły i na stwierdzenie Trumpa, że naród amerykański z sympatią odnosi się do Rosji, odparł, że naród rosyjski odwzajemnia tę sympatię. W Twitterze zaraz pojawił się komentarz: „Rosjanie dowiedzieli się dziś od prezydenta, że kochają Pindosów” (w języku rosyjskim prześmiewcze określenie Amerykanów).

Putin nie był jedynym rozmówcą Trumpa, który tego dnia zadzwonił jeszcze m.in. do Japonii, Francji, Niemiec.

Profesor MGIMO Walerij Sołowiej rozpisał oczekiwania Rosji względem nowego lokatora Białego Domu: „Moskwa liczy, że osobiste spotkanie Putina i Trumpa przebiegnie w atmosferze wzajemnego zrozumienia, co stanie się podstawą do zawarcia strategicznego porozumienia. W nowej amerykańskiej administracji są wpływowe osoby, które uważają, że porozumienie z Rosją odpowiada narodowym interesom USA. Eksperci już przystąpili do pracy nad tym porozumieniem. Ze strony Stanów główne tematy to likwidacja Państwa Islamskiego, powstrzymywanie Iranu i Chin. Dla Rosji – uznanie jej nowego geopolitycznego status quo, uznanie przestrzeni postsowieckiej (poza państwami bałtyckimi) za strefę rosyjskich wpływów, normalizacja stosunków z NATO, złagodzenie sankcji. Wspólna operacja Rosji i USA przeciwko Państwu Islamskiemu (teatrem działań wojennych poza Syrią staną się jeszcze dwa-trzy państwa). Dzięki tej operacji Kongres dojdzie do wniosku, że można zdjąć sankcje z Rosji. […] Dla Moskwy ważne jest uniknięcie zadrażnień z Chinami. […] Co do Ukrainy pozycja jest następująca: gwarancje, że Rosja nie zajmie Ukrainy, a dalej niech się sąsiedzi między sobą dogadują, USA mają inne priorytety”. Ciekawa wyliczanka, szczególnie ciekawe będzie teraz ustawianie się Rosji względem Chin. Dla Trumpa to bezwzględny priorytet. Rosja od lat prowadzi politykę ustępstw wobec Pekinu, zabiegając o przychylność niegdyś młodszego, dziś na pewno starszego chińskiego brata. Komentarz do tego dała w rozgłośni Echo Moskwy Julia Łatynina: „Rosja dla Trumpa [w grze z Chinami] to atut. Putin bardzo chce, aby zdjęto sankcje. Obietnice, że sankcje zostaną zdjęte, to marchewka, którą można wymachiwać przed nosem Rosji. I Trump ma nadzieję, że Rosja za tę marchewkę coś będzie robić”.

Karty w tas. Ruszyły przygotowania do spotkania Trump-Putin. Wedle enuncjacji, może do niego dojść już za kilka miesięcy.

Zakończę świeżym żartem z rosyjskich zasobów FB: „Oto, jak wyglądał początek wczorajszej rozmowy Trump-Putin: – Wowa, jak tam wasze najlepsze na świecie dziewczynki? Pamiętają mnie jeszcze? – Pamiętają, pamiętają, Donald, takiego cudaka się nie zapomina. Zresztą wideo zawsze można sobie obejrzeć. Tak a propos, to dostały ode mnie niedawno awans”.

Przygody małego czołgu

26 stycznia. Literatura dla dzieci i młodzieży wzbogaciła się o nowe pozycje. W mieście Niżny Tagił, gdzie znajdują się wielkie zakłady zbrojeniowe Urałwagonzawod, Uralska Fabryka Wagonów, dba się o odpowiedni poziom wychowania najmłodszego pokolenia.

Urałwagonzawod produkuje czołgi, wagony, wozy strażackie (http://www.uvz.ru/products). Za Jelcyna było różnie, kwadratowo i podłużnie, zamówień jak na lekarstwo, fabryka ledwie przędła (jeśli można tak powiedzieć o zakładach przemysłu ciężkiego). Później w okresie, gdy z nieba padał na głowy Rosjan złoty deszcz petrodolarów, Putin rozpiął nad Urałwagonzawodem parasol ochronny, nie pozwalając na upadłość. W związku z programem modernizacji armii ruszyły zamówienia państwowe. Zakłady przetrwały i pozbierały się z podłogi. Od 2006 roku poddawane są stopniowej prywatyzacji. Kilka lat temu podczas szczytu demonstracji ruchu „białej wstążki” przeciwko fałszerstwom wyborczym i powrotowi Putina na Kreml o zakładach nieoczekiwanie zrobiło się głośno. Jeden z kierowników wydziału Urałwagonzawoda, Igor Chołmanskich wystąpił w telewizji z płomienną przemową w obronie Putina. Zapowiedział, że „jeżeli policja nie potrafi sobie poradzić [z demonstrantami], to my z chłopakami jesteśmy gotowi sami wyjść i obronić swoją stabilność”. Jak widać, uzbrojenie dla rosyjskiej, i nie tylko rosyjskiej, armii produkują mocne chłopy. Na marginesie – lojalność i gotowość do wsparcia prezydenta została przez tegoż nagrodzona: Chołmanskich został wkrótce po cytowanym występie mianowany na wysoki stołek przedstawiciela Putina w uralskim okręgu federalnym.

Jak się okazało, zakłady zbrojeniowe skupiają się nie tylko na produkcji czołgów, ale także odpowiednim ustawieniu mózgów młodym pokoleniom. Zakłady wydały właśnie książkę dla dzieci w wieku przedszkolnym pod tytułem „Przygody małego czołgu” autorstwa Swietłany Ławrowej (zbieżność nazwisk z ministrem spraw zagranicznych przypadkowa). „W dostępnej zajmującej formie książeczka opowiada naszym milusińskim o groźnych maszynach bojowych – czytamy w opisie służby prasowej zakładów. – Dzieci i rodzice otwierając książkę, trafiają do muzeum zakładów wraz z chłopczykiem Daniłem i jego małym zabawkowym czołgiem. Czołguś przypadkiem zostaje na noc w hangarze i zapoznaje się z legendarnymi „dziadkami” T-34-76 i T-34-85, a także bardziej współczesnymi modelami. Dorosłe czołgi opowiadają o swojej historii i przygodach”. Ciekawe, czy jest coś o dzielnej załodze „Rudego”, według nomenklatury stosowanej przez wydawców, to dziadkowie „czołgusia” w linii prostej.

Starsze dzieci mogą sobie poczytać książkę „Czołgi Urałwagonzawodu”, napisaną przez inżyniera konstruktora. „Książka zaznajamia nastolatków z fascynującym światem czołgów, produkowanych w Niżnym Tagile”. Od staruszka T-34 po współczesną Armatę. W materiale reklamującym książki podkreślono, że mają one „zaszczepić patriotyzm i dumę z dokonań kraju”. Zakłady nie od dziś dbają o wychowanie patriotyczne młodzieży – młodzieżowe książki dostosowane do ducha epoki wydają od 1948 roku. Urałwaganzawod jest od 2014 roku (po aneksji Krymu) objęty sankcjami UE i USA.

W obronie czci Donalda Fredowicza

18 stycznia. W czasach ZSRR popularna była taka wyliczanka: radzieckie zegarki najszybsze na świecie, radzieckie krasnoludki – największe, a radziecki paraliż najbardziej postępowy. Do tych osiągnięć kolejną pozycję dodał wczoraj prezydent Władimir Putin. „[Rosyjskie prostytutki] są najlepsze na świecie” – tak powiedział. Ale po kolei.

Wczoraj do Moskwy przybył nowo wybrany prezydent Mołdawii, Igor Dodon. Gospodarz Kremla przyjął go po prezydencku, z rozmachem, jak wita się syna marnotrawnego wracającego z przydługiej europejskiej wycieczki. Prorosyjski Dodon zapewniał o nowym kursie Kiszyniowa, który zamierza nawiązać bliższą współpracę z Rosją i nadrobić zaległości z ostatnich lat, kiedy to polityczne elity Mołdawii zapatrzyły się bezowocnie w Brukselę, a odwróciły plecami do Moskwy. Jednak gdy panowie prezydenci wyszli do przedstawicieli mediów po zakończonych rozmowach, nie ten diametralny zwrot w polityce Mołdawii stał się głównym tematem konferencji prasowej. Prezydent Putin bowiem w firmowym stylu rzucił się w obronie reputacji… prezydenta elekta Donalda Trumpa. Przedmiotem troski Putina stały się opublikowane przez amerykańskie media materiały kompromitujące o pobycie Trumpa w Moskwie przed kilku laty, które – wedle enuncjacji prasowych – są w posiadaniu Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji i miałyby służyć Moskwie do szantażowania amerykańskiego prezydenta (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/01/15/wyciek-czyli-wszystkie-kaczki-dziennikarskie/).

Zacytuję wywód Władimira Władimirowicza: „Te wrzutki to ewidentna fałszywka. Trump, gdy był w Moskwie, nie był żadnym działaczem politycznym. Po prostu był biznesmenem, jednym z bogatych ludzi z Ameryki. Może komuś się wydaje, że nasze specsłużby ganiają za każdym amerykańskim miliarderem. Toż to wierutna bzdura. Trump przyjechał i pomknął na spotkanie z moskiewskimi prostytutkami. Po pierwsze, jest dorosły. A po drugie, człowiek, który może nie przez całe życie, ale przez wiele lat zajmował się organizacją konkursów piękności, miał styczność z najpiękniejszymi kobietami świata. Wiecie, z trudem mogę sobie wyobrazić, że pobiegł do hotelu, aby spotkać się z naszymi dziewczętami o obniżonej odpowiedzialności społecznej. Choć one, z całą pewnością, są najlepsze na świecie. Ale wątpię, by Trump na to poleciał”.

I jeszcze jeden fragment: „Chcę powiedzieć, że prostytucja to poważne zjawisko społeczne, zepsucie. Przecież młode kobiety zajmują się tym między innymi dlatego, że inaczej nie potrafią sobie zapewnić godnej drogi [życiowej]. I to w znacznym stopniu wina społeczeństwa i państwa. Natomiast ludzie, którzy zlecają spreparowanie fałszywek podobnych do tych, które teraz krążą o prezydencie elekcie USA i wykorzystują je do walki politycznej – są gorsi od prostytutek. Nie mają żadnych moralnych barier”.

Ciekawe, jak tę płomienną obronę ocenił Trump. Efekt Barbry Streisand został osiągnięty. Po tych wyznaniach Putina zainteresowanie „kompromatem” na Trumpa jeszcze wzrośnie.

Odniosę się do jednego z aspektów wypowiedzi Putina dotyczących podsłuchów i pracy operacyjnej FSB: „Może komuś się wydaje, że nasze specsłużby ganiają za każdym amerykańskim miliarderem. Toż to wierutna bzdura”. Ganiają, ganiają, nie tylko za amerykańskimi miliarderami. Za rosyjskimi obywatelami też. W szczególności za politykami opozycji. Łapanie adwersarzy „na rozporek” jest często stosowaną techniką. Przypomnijmy choćby eksploatowany przykład sprzed lat – skompromitowania prokuratora generalnego Skuratowa, który zbierał haki na Jelcynowską familię. Haki na niego skuteczniej zebrała FSB pod kierunkiem ówczesnego szefa, Putina Władimira Władimirowicza zresztą. (O tym i innych przypadkach pisałam na blogu (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/04/07/nagi-instynkt-polityczny-czesc-druga/).

O „wytwórni filmowej FSB” i pozyskiwaniu informacji o interesujących osobach obszernie napisał opozycyjny internetowy „The Insider”: „Opiekę nad dużymi moskiewskimi hotelami, w których zatrzymują się cudzoziemcy, sprawuje operacyjny wydział FSB. Do zadań funkcjonariuszy należy sprawdzanie tożsamości zagranicznych gości oraz wspieranie innych wydziałów FSB, prowadzących działalność kontrwywiadowczą”. Według Insidera, każdy z funkcjonariuszy ma do dyspozycji pokój w hotelu oraz siatkę donosicieli. Ceni się szczególnie „kompromat” o charakterze obyczajowym. Ponętne pokojówki, dziewczynki pracujące w saunie – to wabik. Ukryte kamery nagrywają to, co dzieje się w hotelu. Złapany w pułapkę cudzoziemiec jest następnie poddawany obróbce – proponuje mu się współpracę itd. (Szczegóły tu; również o hotelu Ritz Carlton, w którym mieszkał Trump: http://theins.ru/politika/42171).

Media społecznościowe poświęciły wiele uwagi nieoczekiwanemu show Putina. Ekonomista Stepan Demura (krytyk Putina) napisał w Twitterze: „Wstyd tego wszystkiego słuchać. Ale trzeba przyznać, że na prostytucji Putin zna się lepiej niż na gospodarce”. W komentarzach przypomniano też prezydentowi, że na początku swoich rządów, gdy wydarzyła się tragedia okrętu podwodnego Kursk, nazwał protestujące przeciwko bezczynności władz wdowy po ofiarach „prostytutkami za dziesięć dolarów”. Karina Orłowa na stronie „Echa Moskwy” pisze: „Władimir Putin z trudem sobie wyobraża, że Donald Trump spał z prostytutkami, bo jest dorosłym człowiekiem i przez długie lata obcował z najpiękniejszymi kobietami świata. I to właśnie ta okoliczność zdaniem rosyjskiego prezydenta – a nie fakt, że Trump jest żonaty – powinna była zastopować zapędy miliardera do spotkań z prostytutkami. W amerykańskim społeczeństwie ważne są wartości rodzinne, rosyjskiemu prezydentowi to akurat do głowy nie przyszło. […] W Rosji wszystko na odwrót – po rozwodzie „najwyższego” urzędnicy i biznesmeni jeden przez drugiego rzucili się rozwodzić z obrzydłymi żonami i pożenili się z kochankami”.

A jeszcze ciekawa sonda uliczna w Moskwie „dlaczego prezydent Putin powiedział, że rosyjskie prostytutki są najlepsze na świecie” (http://www.svoboda.org/a/28241371.html). Wiele osób odpowiedziało: „Dobrze powiedział. Ma rację. Wie, co mówi. U nas wszystko jest najlepsze. Ja go popieram”.

Wyciek, czyli wszystkie kaczki dziennikarskie

15 stycznia. Stirlitz wiedział, że ludzie zapamiętują tylko ostatnie zdanie z przekazu słownego. Gdyby zastosował tę metodę do sytuacji wokół skandalu z rosyjskimi hakami na prezydenta elekta USA Donalda Trumpa, to by sobie zęby połamał. Niezależnie od tego, jakie będzie ostatnie zdanie w tej aferze (bo jeszcze nie padło i może długo nie padnie), ludzie zapamiętają z tego „materiału do przemyślenia” wiele szczegółów, zwłaszcza te pikantne. Choć nikt rewelacji o hakach nie potwierdził. Stirlitz w epoce postprawdy dostałby szpiegowskiej migreny.

Spróbujmy poukładać te zawiłe amerykańskie i amerykańsko-rosyjskie puzzle. Telewizja CNN informuje, że Rosja ma w rękach skandaliczne materiały na Trumpa pozyskane w czasie jego pobytu w Moskwie pięć lat temu (nakręcone jakoby ukrytą kamerą zabawy przyszłego prezydenta USA w moskiewskim hotelu Ritz-Carlton z damami rozwiązłych obyczajów). Następnego dnia ta sama stacja podaje, że FBI nie potwierdziło prawdziwości materiału. Sam bohater głośno zaprzecza, jakoby Kreml mógł mieć na niego cokolwiek, zapewnia, że Rosja nigdy na niego nie naciskała. Kreml też dementuje, że ma cokolwiek na Trumpa. W tę sytuację w niewygodnej pozycji wkręcone są amerykańskie służby specjalne, zapewniające z kolei, że nie miały nic wspólnego z przeciekiem do mediów na temat moskiewskiego „kompromatu”. Na to wszystko nakłada się wciąż do końca niewyjaśniona sytuacja z atakami hakerskimi na amerykańskie cele, najprawdopodobniej przeprowadzonymi przez hakerów pracujących dla Rosji (co zakłóciło proces wyborczy i wpłynęło na wynik) i poddawany krytyce raport amerykańskich wywiadowni o zagrożeniach ze strony Rosji. A to właśnie w tym raporcie miały znajdować się sugestie, że nowo wybrany prezydent USA może być szantażowany przez Moskwę z uwagi na materiały kompromitujące. Dyrektor Wywiadu Narodowego James Clapper podkreśla z całą mocą, że dokumenty, o których mówią media, nie są rezultatem pracy agencji wywiadowczych USA.

I jak to w szpiegowskich bajkach bywa, zaraz znajduje się osoba, którą wszyscy wskazują jako źródło tego nieszczęsnego przecieku. To nie Amerykanin, a Brytyjczyk, Christopher Steele, weteran MI-6, niegdyś pracujący m.in. w Moskwie pod dyplomatycznym przykryciem. Steele miał po odejściu z MI-6 świadczyć usługi na podstawie prywatnego kontraktu dla FBI. Dokopał się np. do materiałów umożliwiających zbadanie korupcji w FIFA. Dobre wyniki jego operacji sprawiły, że Steele cieszył się estymą w środowisku. Toteż dostarczane przez niego materiały traktowano poważnie. Tak potraktowano również informacje na temat moskiewskich przygód Trumpa. W 2009 roku Steele założył agencję Orbis Business Intelligence. Według Reutera, agencja ta została zaangażowana przez anonimowych członków Partii Republikańskiej, niechętnych kandydaturze Trumpa, do szukania na niego haków; potem dostarczanymi przez Steele’a materiałami zainteresowała się FBI. A i sama FBI też zaczęła szukać informacji o rosyjskich kontaktach Trumpa i ludzi z jego otoczenia.

Ile są warte materiały Steele’a? Trump nazywa jest fałszywką. Media, które miały je w swojej dyspozycji, wyrażają wątpliwości. Nawet publikujący z lubością pieprzne szczegóły portal Buzzfeed odnosi się do ich treści z dystansem. Czemu więc te kaczki dziennikarskie uczyniły tyle plusku? O tym jeszcze za chwilę.

Tymczasem zaprzysiężenie Donalda Trumpa już za kilka dni (20 stycznia). Wszyscy mu patrzą na ręce, wszyscy patrzą na usta. Rosja oczywiście pilnie słucha tego, co dotyczy przyszłych stosunków dwustronnych – Kreml czeka na nowe rozdanie i zupełnie nowe podejście amerykańskiej administracji do polityki zagranicznej. W Moskwie z uwagą wsłuchiwano się w tym tygodniu w przesłuchania przed senacką komisją kandydatów na stanowiska w administracji Trumpa. Co ciekawe, rosyjska telewizja powtarzała z upodobaniem tylko te fragmenty wystąpień m.in. Rexa Tillersona (kandydat na sekretarza stanu), w których mówił on o Rosji rzeczy neutralne (np., gdy na pytanie, czy nazwałby Putina zbrodniarzem wojennym, odparł: „nie zastosowałbym takiego terminu”). W ostatnich dniach rosyjskie media skupiają się na wieszaniu pożegnalnych psów na prezydencie Obamie, nie ukrywając pogardy do niego samego i jego polityki. W dzisiejszym wydaniu publicystycznego podsumowania tygodnia „Wiesti Niedieli” wyśmiewano łzy wzruszenia żegnającego się Obamy i odznaczonego wiceprezydenta Joe Bidena, niwelowano do zera, „a nawet poniżej zera” wszystkie dokonania kończącej się prezydentury. To Obama, to wszystko przez Obamę, wszystkie nieszczęścia on sprowadził na świat, nieudacznik, nic mu się nie udało. Z hasła „Yes, we can” zostały suche wióry. Nawet te ostatnie sankcje wobec Rosji wprowadzane w ostatniej chwili – ha, niech będą świadectwem jego nieudolności. Rosja, jak się dowiadujemy z programu, wcale nie jest antyamerykańska, wcale a wcale, tylko po prostu nie dogadała się z Obamą, to znaczy z winy Obamy oczywiście. Trump to co innego. I to nie dlatego, że jest taki prorosyjski, jak o nim mówią, ale dlatego że nie jest Obamą. Czekamy na zmiany.

Zmiany będą, niewątpliwie. Ale czy zgodne z rozbudzonymi oczekiwaniami Rosji? Kreml odniósł się oficjalnie do wycieku o domniemanym rosyjskim „kompromacie” na Trumpa z wielkim dystansem. Jeśli wierzyć dobrze poinformowanym moskiewskim wróblom, to nikt na Kremlu nie był zadowolony z tego przecieku. Temat rozwinął w rozmowie z Radiem Swoboda Igor Sutiagin, rosyjski analityk mieszkający w Londynie: „To, co się teraz dzieje [wokół Trumpa z ujawnianiem „kompromatu”] wygląda jak wyznaczanie mu korytarza możliwości przez amerykański establishment na wypadek, gdyby chciał zrobić coś niezgodnego z tradycyjną amerykańską linia polityczną. W interesach rosyjskiego wywiadu było to, aby materiały kompromitujące nie wyciekały. Skoro wyciekły, to koniec gry, nie ma czym grać. No bo Trump się wyrwie z tych sideł i tyle […] A na dodatek Trump może nie zapomnieć, kto mu psuje reputację i grać z Rosją ostro”.

Od wczoraj po mediach obija się informacja, że pierwsze spotkanie Trumpa i Putina już jest organizowane. I to w Rejkiawiku. Wieści opatrywane są komentarzami, że to nawiązanie do historycznego, przełomowego spotkania Reagana z Gorbaczowem itd. Zaraz potem idzie fala dementi – nie, to nie będzie Rejkiawik, skąd takie przypuszczenia. Rejkiawik czy nie Rejkiawik, nie jest to takie ważne. Spotkanie Putin-Trump zapewne się odbędzie i zapewne już ruszyły przygotowania. Kremlowi zależy, by odbyło się jak najszybciej, by móc trąbić, że Trump przywiązuje wielką wagę do ułożenia stosunków z Moskwą, tak wielką, że wprost nie może się doczekać spotkania z Władimirem Władimirowiczem. A jak będzie, niebawem się dowiemy.

Wampir z Angarska

10 stycznia. Dzisiaj mam do opowiedzenia ponurą historię. Równie ponurą jak historia seryjnego mordercy Andrieja Czikatiły, Kuby Rozpruwacza z Rostowa. Jego sprawa w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych bulwersowała i przerażała – zwyrodnialec zgwałcił i zamordował co najmniej 53 ofiary (dziewczynki, chłopców i kobiety). Długo wymykał się organom ścigania, został zdemaskowany niemal przypadkowo. Stanął przed sądem, choć podnoszono wątpliwości co do stanu jego poczytalności. Został skazany na najwyższy wymiar kary, w 1994 r. wyrok wykonano. Przypadek Czikatiły był głośny na całym świecie. Powstały o nim filmy, setki publikacji prasowych, rozpraw naukowych.

Podobnie obszernego i sensacyjnego materiału do analizy dostarcza przypadek Michaiła Popkowa z Angarska. W tym mieście położonym ponad pięć tysięcy kilometrów na wschód od Moskwy, liczącym 225 tysięcy mieszkańców, raczej nieciekawym, wydarzyła się seria zbrodni. Ofiarami maniaka padały kobiety w wieku 18-28 lat, które w momencie zabójstwa znajdowały się w stanie upojenia alkoholowego. Morderca gwałcił ofiary, a następnie zabijał nożem, siekierą lub tępym narzędziem, zadając kilkanaście ciosów, niektóre ofiary dusił przy pomocy powrozu. Śledztwo dreptało w miejscu. Od 1994 roku, gdy popełniono pierwsze morderstwo z długiej serii, do 2012 roku wielokrotnie zmieniano ekipy śledcze i wersje, poszczególne sprawy umarzano, śledztwa zamykano. Wreszcie w 2012 roku Komitet Śledczy wznowił wysiłki na rzecz wyjaśnienia okoliczności zbrodni w Angarsku i okolicach. Na pomoc przyszły nowe metody operacyjne i badania. Ekspertyza materiału genetycznego zabezpieczonego na miejscu zbrodni z 2003 roku pozwoliła zatrzymać winnego – okazał się nim milicjant z Angarska, Michaił Popkow. Podejrzany oddał się w ręce śledczych. Bez oporu składał zeznania.

W ciągu trwającego prawie rok postępowania Popkow przyznał się do popełnienia 22 zabójstw. Sprawa trafiła do sądu. Materiał dowodowy obejmował 195 tomów. Przeprowadzono trzysta ekspertyz, ponad 2,5 tys. analiz medycznych, przesłuchano ponad dwa tysiące świadków. W styczniu 2015 roku sąd skazał Popkowa na dożywocie w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.

Wkrótce miało się okazać, że to nie koniec. Popkow po ogłoszeniu wyroku postanowił opowiedzieć o kolejnych zbrodniach. Zeznał, że dokonał gwałtu na kolejnych 59 kobietach, które następnie zamordował. W czasie pierwszego śledztwa Popkow utrzymywał, że w pewnym momencie stracił zainteresowanie dla maniakalnych zabójstw kobiet, bowiem zaraził się chorobą weneryczną. „Zaniedbałem sprawę, próbowałem leczyć się sam, bałem się zgłosić do szpitala. Na skutki infekcji nie trzeba było długo czekać, cierpiałem na impotencję. Straciłem chęć, by gwałcić i zabijać” – opowiadał Popkow śledczym.

Popkow był milicjantem, dosłużył się stopnia młodszego lejtnanta, odszedł ze służby na własną prośbę. Był żonaty, miał córkę. Dla sąsiadów był miły i uprzejmy. Przełożeni mieli o nim dobrą opinię.

W sądzie uzasadniał swoje postępowanie chęcią „oczyszczenia społeczeństwa od rozpustnych, zepsutych, zapijaczonych kobiet”. Powtarzał: „Jestem sanitariuszem społeczeństwa”.

Teraz szykuje się nowy proces. Jeżeli zbrodnie, do których przyznaje się obecnie Popkow, zostaną udowodnione, wampir z Angarska przejdzie do dziejów kryminalistyki jako jeden z najkrwawszych – lub wręcz najkrwawszy – seryjny morderca w kryminalnej historii Rosji. Popkow mówi z satysfakcją o tym, że jest nawet „lepszy od Czikatiły”.