Archiwum autora: annalabuszewska

Goło i niezbyt wesoło

22 grudnia. W Moskwie odbyła się przedwczoraj tzw. goła imprezka – jej uczestnicy mieli się na niej pojawić w jak najbardziej skąpych strojach. Zdjęcia z zabawy wyciekły do internetu, no i się zaczęło.

Blogerka Nastia Iwlejewa, znana z tego, że jest znana, naspraszała gości do moskiewskiego klubu „Mutabor”. Przepustką na zamknięty balecik miał być przyodziewek – a bardziej jego brak. Goście zbiegli się tłumnie. Bo „odtąd Nowosilcow wyjechał z Warszawy, nikt nie umie gustownie urządzić zabawy; nie widziałam pięknego balu ani razu. On umiał ugrupować bal na kształt obrazu”. Wątpię, by Iwlejewa przeczytała „Dziady”, ale ten cytat przyszedł mi do głowy w związku z licznymi w kręgach moskiewskiej bohemy skargami, że ostatnio w stolicy wieje nudą, nie ma się gdzie zabawić z pompą. Zaproszenie Iwlejewej spadło więc spragnionym zabaw jak gruszka do fartuszka. Choć fartuszek na tej fecie uznano by za zbyt obszerny strój.

Gwiazdy i gwiazdki estrady jak Lolita Milawska, Dima Bilan czy Filip Kirkorow, lwice salonowe jak Ksenia Sobczak (w przeszłości kandydatka na prezydenta Rosji), prezenterzy telewizyjni jak Gosza Karcew i inni paradowali w bieliźnie i przezroczystych wdziankach. Najwięcej oklasków zebrał raper Vacio z Jekaterynburga – zjawił się w samych trampkach i jednej skarpetce, zasłaniającej miejsce, które na starych obrazach zwykle zasłaniane jest listkiem figowym. Gospodyni zachwyciła brylantami, wartymi 23 mln rubli, całą tę imponującą kwotę prezentowała na pośladkach.

Większość tych nazwisk czytelnikom w Polsce zapewne niewiele mówi, ale w Moskwie, a nawet szerzej – w Rosji to znane postaci z kręgów artystycznych, telewizyjnych, mówi się o nich „moskiewska tusowka”, towarzystwo wzajemnej adoracji, bawiące publiczność na koncertach i bawiące się – już bez publiczności na takich i podobnych wiksach.

Cóż, dorośli ludzie, wolny od pracy wieczór, impreza zamknięta… Wybuchł jednak skandal na piętnaście fajerek. Zdjęcia i filmiki z gołego party trafiły bowiem do sieci. Momentalnie wyłowili je strażnicy moralności, którzy dostrzegli w tym, co się działo w „Mutaborze”, mnóstwo uchybień: m.in. złamanie przepisów ustawy o zakazie propagandy LGBT, narkotyki i ekstremizm. Do ministra spraw wewnętrznych i Prokuratury Generalnej popłynęły szeroką rzeką donosy. Najbardziej poruszeni okazali się aktywiści organizacji „Sorok sorokow”, prawosławni radykałowie. W oświadczeniu napisali: „W 1917 r. liberalna elita też tak wszystko przesrała [tak w oryginale], kiedy na frontach I wojny światowej walczyła Święta Ruś, a internacjonaliści z projektu Wall Street i London City pod nazwą ZSRR najpierw urządzili lutową, a potem październikową kolorową rewolucję” [tak, obawy o kolorową rewolucję to nie tylko osobista fobia Putina, ale rzecz popularna i w konserwatywnych kręgach]. Uczestnicy zabawy są nazywani w oświadczeniu sodomitami, podobnymi do tych zwyrodnialców, którzy zostali wykorzystani przez Anglosasów [a jakże], „niszczących Imperium Rosyjskie za pośrednictwem swoich agentów: Kiereńskiego, Lenina, Trockiego, Stalina”.

„Toż to Sodoma i Gomora w jednym” – lamentowała Z-blogerka Anna Riewiakina. Władimir Sołowjow w firmowym stylu pluł ogniem: „Jakże jesteście dalecy od zrozumienia swojego kraju, jesteście moralnie głusi. Nic nie rozumiecie. Głównodowodzący [Putin] wznosi toast za nasze Zwycięstwo, a wy, podli dranie – za co?”.

Wtórowała mu Jekatierina Mizulina z Ligi Bezpiecznego Internetu, westalka putinowskiej przyzwoitości (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/11/25/galeria-figur-nieforemnych-czesc-2/). Popatrzyła na balecik Iwlejewej z innej strony: „Robić taką imprezę w czasie, gdy giną nasi chłopcy na specjalnej operacji wojskowej i dzieci tracą ojców – to cynizm. Nasi żołnierze na pewno nie walczą o coś takiego”. Wezwała do bojkotu uczestników zabawy ze strony instytucji państwowych. Tą instytucją państwową, której bojkot mógłby boleśnie uderzyć w balowników, jest przede wszystkim telewizja. Piosenki ustrojonego w pióra Kirkorowa czy rozchełstanego Dimy Bilana są od lat żelazną pozycją sylwestrowych programów telewizyjnych, oglądanych jak Rosja długa i szeroka. Popularni piosenkarze, nie tylko ci wyżej wymienieni, największą kasę zarabiają na występach transmitowanych przez telewizję oraz na tzw. korporatiwach, czyli okolicznościowych imprezach w dużych firmach. Brak zamówień ze strony tak hojnych zleceniodawców uderzy ich mocno po kieszeni. A można się spodziewać, że skoro mleko z gołej imprezki rozlało się szeroko i nie tylko komentują ją blogerzy czy dziennikarze, ale wzywani są do działania wysocy urzędnicy państwowi, to na naganie się nie zakończy. Zwłaszcza że do boju ruszyła deputowana Maria Butina (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/10/28/butina-wrocila-do-rosji/), zaniepokojona licznymi skargami społeczeństwa. Zapowiedziała przywrócenie właściwych postaw zgodnie z dekretem prezydenta o zachowaniu tradycyjnych wartości. W podobnym duchu wypowiedział się inny deputowany znany z akcji przywracania tradycyjnych wartości, Witalij Miłonow i zawsze czujny w takich sytuacjach Aleksandr Chinsztejn. Natomiast Ksenia Sobczak nie posypała głowy popiołem: „Świat jest niesprawiedliwy – był, jest i zawsze będzie. Gdzieś się zabijają, gdzieś głodują dzieci, a gdzieś ktoś w tym samym czasie pije szampana”.

Opozycyjny publicysta Dmitrij Koleziew podsumował skandal z dystansem: „Myślę, że gdy twój kraj wtargnął na terytorium sąsiada, zabił i pokaleczył setki tysięcy swoich i obcych obywateli, to bezgraniczną wesołość można odłożyć do lepszych czasów. Ale zostawmy moralizatorstwo. Przy okazji okazało się, że większość popierających Z-wojnę tkwi w błędzie, sądząc, że Rosja prowadzi „święta wojnę narodową”, w której bierze udział całe społeczeństwo. Kreml próbuje to właśnie wszystkim wmówić. […] Tak naprawdę Kreml prowadzi wojnę imperialną, która im mniej dotyczy wnętrza imperium, przede wszystkim stolicy, tym lepiej. […] Goła imprezka nie jest anomalią w putinowskiej Rosji, to jej integralna część”.

Tak, Moskwa żyje swoim życiem, bawi się, bogaci, nie spogląda w stronę skrwawionych zachodnich rubieży. Kreml ma teraz na głowie zorganizowanie spektaklu pod tytułem „Wybory Putina” i żadna hucpa nie jest mu potrzebna. Kasta artystów ma w tym spektaklu do odegrania swoją rolę – lojalnych, wspierających prezydenta putinistów. „Oni nie są gotowi do popadania w konflikt z władzą – pisze Koleziew. – Po prostu chcą żyć swoim życiem (w luksusie, wesoło). Tradycyjne wartości mają w głębokim poważaniu. Pojawienie się na imprezce Iwlejewej nie było podyktowane jakimiś wielkimi politycznymi ideami, ot, chcieli błysnąć i dobrze się zabawić. Ale w rezultacie wyszła z tego niemal antywojenna akcja. Na miejscu Ukraińców wydrukowałbym ulotki ze zdjęciami z gołej imprezki i podpisem „Walczycie o to, by oni mogli cieszyć się życiem” i zrzuciłbym na rosyjskie pozycje”.

Gdzie jest Nawalny?

15 grudnia. Od dziesięciu dni nikt nie ma kontaktu z Aleksiejem Nawalnym, przepadł jak kamień w wodę. Federalna Służba Więzienna, Kreml i sąd podają mętne komunikaty. O co chodzi?

Najważniejszy rosyjski opozycjonista, najpilniej strzeżony więzień sumienia, polityczny wróg Putina, antysystemowy pogromca korupcji i kleptokracji – Aleksiej Nawalny, osadzony w 2021 r., po sfingowanym procesie, w obwodzie włodzimierskim w kolonii karnej IK-6. W tym rajskim przybytku nieustannie poddawany jest szykanom i represjom – pozbawiany możliwości kontaktów z rodziną, ostatnio także adwokatami, wsadzany do karceru za najmniejsze (często wydumane) przewinienie – łącznie spędził w karcerze 250 dni. Lekceważone są jego skargi na stan zdrowia (Nawalny prowadził nawet dramatyczną głodówkę, aby uzyskać zgodę na konsultacje z lekarzami). Dodatkowo w sierpniu br. sąd w Moskwie skazał Nawalnego na 19 lat łagru o zaostrzonym rygorze za „działalność ekstremistyczną”, nawoływanie do ekstremizmu, rehabilitację nazizmu i jeszcze kilka przewinień (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/08/04/nawalny-19-lat-lagru-o-zaostrzonym-rygorze/).

W opresji znaleźli się również prawnicy wspomagający Nawalnego – w październiku br. zostali aresztowani pod absurdalnym zarzutem udziału w organizacji ekstremistycznej (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/10/18/oblawa-oblawa-na-adwokatow-oblawa/).

Alarm podnieśli 6 grudnia współpracownicy Nawalnego (niemal wszyscy wyjechali za granicę): adwokat, który przyjechał do łagru na widzenie, nie został wpuszczony, czekał przez siedem godzin w niepewności, po czym został odesłany z kwitkiem.

Współpracownica Nawalnego, Kira Jarmysz, stwierdziła, że to pierwszy taki przypadek. Niepokój we współpracownikach wzmógł się jeszcze po tym, jak Jarmysz wyjawiła, że w poprzednim tygodniu Nawalny źle się poczuł, upadł na podłogę.

Nazajutrz sytuacja się powtórzyła: wartownicy potrzymali prawnika w nadziei, że zaraz otworzą się bramy IK-6 i będzie się mógł zobaczyć z klientem, po czym oznajmiono mu, że ich dzień pracy się skończył i z widzenia nici. Nawalny miał tego dnia uczestniczyć online w kolejnej rozprawie w kolejnej szytej przeciw niemu sprawie. Służba Więzienna jako powód niestawienia się podała „awarię elektryczności”. Bardzo wiarygodna przyczyna, nieprawdaż?

Numer z trzymaniem prawników w poczekalni powtórzył się również 8 grudnia. I ponownie Nawalny nie stawił się online przed obliczem sądu. I znowu wykręt z brakiem prądu. I nadal żadnych wieści, gdzie przebywa. 11 grudnia Służba Więzienna poinformowała adwokata, że nie ma takiego więźnia „Aleksiej Nawalny” na stanie kolonii karnej IK-6. Dzień później agencja TASS zacytowała słowa złotoustego sekretarza prasowego Putina, Dmitrija Pieskowa (jak i ta agencja znanego z prawdomówności): „Nie mamy ani zamiaru, ani możliwości przyglądać się, co się dzieje z więźniami przebywającymi w zakładach penitencjarnych”. Dodatkowo Pieskow wyraził oburzenie, że w sytuację z Nawalnym wtrącają się Stany Zjednoczone: „To niedopuszczalne”.

Zaczęła się bitwa na polu informacyjnym. Prokremlowski kanał Baza na Telegramie podał, że Nawalny został przewieziony do aresztu śledczego w Moskwie. Którego? Nie uściślono. Być może ta wiadomość to był klasyczny „wbros diezy”, czyli wrzucenie nieprawdziwej informacji dla zamącenia obrazu.

Prawnicy Nawalnego udali się kolejno do wszystkich aresztów śledczych, jakie znajdują się w Moskwie, ale klienta w nich nie znaleźli.

Potem w mediach pojawiły się – również niepotwierdzone – domniemania, że Nawalny odbywa jakieś bliżej nieokreślone konsultacje lekarskie. Służba Więzienna twierdzi, że jest on etapowany do obozu o zaostrzonym rygorze. Żadnego potwierdzenia nie ma.
Co do imputowanej przez Pieskowa interwencji USA, to być może chodzi o nieoficjalne (a zatem niepotwierdzone) zabiegi o wymianę więźniów. Kreml zabiega o wydanie Wadima Krasikowa, kilera, który za zabicie w Berlinie Czeczena Zelimchana Changoszwilego odsiaduje wyrok w niemieckim więzieniu. W komentarzach zachodnich mediów na temat tajemniczego zniknięcia Nawalnego pojawia się supozycja, że być może Putin zgodziłby się na taką transakcję: chory Nawalny wyjeżdża z Rosji, a Krasikow wraca do Rosji. To tylko spekulacje, nic więcej.

Do dziś brak jakichkolwiek informacji o tym, co się dzieje z Nawalnym i gdzie może przebywać. Jego współpracownicy gubią się w domysłach. Kira Jarmysz w wypowiedzi dla Deutsche Welle powiedziała: „Aleksiej zniknął na dzień przed tym, jak Putin ogłosił, że będzie startował w tzw. wyborach. To nie przypadek. To strategia Kremla. Chodzi o całkowitą izolację Nawalnego. Albo postarają się o pogorszenie jego stanu zdrowia, albo go przeniosą do innego łagru. Na razie nic nie wiemy”.

Jeżeli potwierdzi się to, co przebąkuje Służba Więzienna i Nawalny został wysłany etapem do łagru o zaostrzonym rygorze, to kontakt z nim będzie mógł być nawiązany dopiero wtedy, gdy zostanie on przetransportowany do nowego miejsca. W Rosji jest około trzydziestu łagrów o zaostrzonym rygorze, najbardziej znane to „Czarny delfin”, „Biały łabędź” czy „Sowa polarna”. Karę odbywają w nich szczególnie niebezpieczni recydywiści i zabójcy skazani na dożywocie. Nawalny nie kwalifikuje się do tych kategorii. Choć dla Kremla na pewno jest „szczególnie niebezpieczny”.

Chcem i muszem

8 grudnia. Władimir Putin odpalił już oficjalnie początek kampanii wyborczej. Podczas dzisiejszej ceremonii wręczenia nagród państwowych na Kremlu oświadczył, że podjął decyzję o starcie w „wyborach Putina”.

Porządek w autokracji udającej (ciągle jeszcze) demokrację musi być. Najpierw była więc decyzja Rady Federacji o wyznaczeniu terminu „wyborów”. Potem oficjalny komunikat Centralnej Komisji Wyborczej, że „wybory” odbędą się w dniach 15-17 marca 2024 r. (tak, głosowanie potrwa trzy dni, będzie dużo czasu i atłasu na niezbędne „korekty”).
I oto dzisiaj Putin, którego deklaracji usłużne kremlowskie media wyczekiwały od pewnego czasu jak kania dżdżu, oznajmił, że wystartuje. Och, co za ulga, co za niespodzianka.

„Wybory” w Rosji nie są w żadnym razie wyborami zgodnymi ze standardami demokratycznymi, pełnią rolę fasadowego rytuału, w którym przywódca ma otrzymać odpowiednią liczbę głosów. I wygrać. I trwać. Już dziś wiadomo, że Putin ma dostać 80% głosów i teraz cały wysiłek licznego aparatu będzie polegać na stworzeniu najbardziej prawdopodobnego obrazka potwierdzającego ten wynik. W Rosji dowolny wynik można narysować. Trochę trudniej z frekwencją – aparat państwowy na wyższych i niższych szczeblach będzie więc musiał dołożyć starań, aby zapędzić do urn jak najwięcej uczestników i żeby to wyglądało na proputinowski spontan.

Dowolny narysowany wynik dający Putinowi piątą kadencję i tak nie uczyni zeń legalnego władcy – po drodze do tej piątej, a właściwie pierwszej (po „wyzerowaniu”) kadencji, Putin pogwałcił konstytucję i sprzeniewierzył się zasadom demokracji. Jego legitymacja władzy jest pognieciona, nieważna, a od prawie dwóch lat obficie skąpana we krwi. Po 17 marca 2024 r. Putin będzie uzurpatorem.

Wróćmy jeszcze na Kreml, gdzie dziś odbywała się uroczystość wręczania nagród państwowych. Putin wbijał złote gwiazdy w wypięte piersi Bohaterów Rosji. Jednym z wyróżnionych był niejaki Artiom Żoga z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, wierny putinista, separatysta, dowódca batalionu Sparta. W pewnym momencie Żoga wstał i dziarskim krokiem (niezatrzymywany przez ochronę) zbliżył się do umiłowanego przywódcy. Za nim pobiegło stadko innych uczestników ceremonii. Umiłowany przywódca wyciągnął ku Żodze prawicę, nadstawił ucha, co też doniecki separatysta ma mu do powiedzenia.

– Chciałem zwrócić się do pana z prośbą o wystartowanie w wyborach – wyrżnął Żoga z mety. – Pracy jest dużo: trzeba przeprowadzić integrację, zbudować komunikację społeczną. Chcielibyśmy tego dokonać pod pańskim przewodem. Jest pan naszym prezydentem, a my jesteśmy pańską drużyną.

Prezydent spuścił skromnie oczy, ale zaraz je podniósł na stojącego przed nim na baczność człowieka: – Nie będę ukrywać, że w różnym czasie różne miałem myśli. Ma pan rację: teraz mamy takie czasy, że trzeba podejmować decyzje. Wystartuję w wyborach prezydenta Federacji Rosyjskiej.

Ech, śmiała decyzja, Władimirze Władimirowiczu.

Galeria figur nieforemnych, część 3

4 grudnia. Do rydwanu kremlowskiego władcy zaprzężeni są liczni artyści. Chodzą na pasku władz, wykonując zadania związane z opiewaniem przywódcy i jego wojny i otrzymując za to sowite gratyfikacje. Jednym z beneficjentów putinowskiej wersji kultury jest dyrygent Walerij Giergijew (Valery Gergiev). Do kolekcji stanowisk i honorów Giergijew dodał ostatnio wyjątkowo cenną perłę: stanowisko dyrektora najważniejszej rosyjskiej sceny operowej: moskiewskiego Teatru Bolszoj.

„Nazwisko Walerija Giergijewa od wielu lat pojawia się na pierwszych stronach gazet. I to nie tylko za sprawą głośnych wykonań symfonii Szostakowicza, ale w kontekście ważnych wydarzeń politycznych. Putin organizuje igrzyska olimpijskie w Soczi – Giergijew dyryguje orkiestrą na uroczystościach otwarcia i zamknięcia olimpiady. Rosja anektuje Krym – Giergijew podpisuje list z poparciem dla „słusznej linii” władz, rosyjska armia interweniuje w Syrii – Giergijew jedzie do Palmyry, by dać tam koncert w rzymskim amfiteatrze. Kreml zawsze może liczyć na jego wsparcie, a Giergijew – na wsparcie Kremla dla swoich projektów muzycznych i biznesowych. Idealny sojusz tronu i batuty” – pisałam w „Tygodniku Powszechnym” w 2017 r. (https://www.tygodnikpowszechny.pl/sojusz-tronu-i-batuty-150323).

Od tamtej pory de facto niewiele się zmieniło, można dodać jedynie kilka kolejnych punktów węzłowych – Giergijew zawsze stał wiernie przy Kremlu. W lutym 2022 r., po inwazji Rosji na Ukrainę, nie tylko nie potępił barbarzyństwa, ale spotykał się z Putinem i wsłuchiwał w jego słowa dotyczące roli kultury. Miesiąc po rozpoczęciu wojny prezydent przybył własną osobą na spotkanie z laureatami nagród państwowych w dziedzinie kultury i sztuki. Obecny na tym miłym wieczorku Giergijew przyjął z wdzięcznością sugestię Władimira Władimirowicza, aby stworzyć połączoną dyrekcję Teatru Maryjskiego w Petersburgu (Giergijew od wielu lat jest dyrektorem Mariinki) oraz Teatru Bolszoj w Moskwie. Tak jak było za carów, gdy istniała Dyrekcja Teatrów Cesarskich (Imperatorskich).

Dokładnie w tym samym czasie ówczesny dyrektor Teatru Bolszoj Władimir Urin składał podpis pod antywojennym apelem ludzi kultury. Putinowi z Urinem, jak widać, było nie po drodze. Natomiast Giergijew macha batutą we właściwym z punktu widzenia rosyjskich władz kierunku. Urin pozostał jeszcze przez jakiś czas dyrektorem Teatru Bolszoj (formalnie przestał był dyrektorem „na własną prośbę”). Ale nadal pozwalał sobie na antywojenne komentarze, np. w jednym z wywiadów powiedział z żalem, że nawet w repertuarze opery cenzorzy znajdują powody do interwencji. W kwietniu br. doszło do zdjęcia z repertuaru Teatru Bolszoj przedstawienia „Nuriejew” w reżyserii Kiriłła Sieriebriennikowa z uwagi na opresyjne przepisy dotyczące zakazu „propagandy LGBT”. Potem zdjęto zresztą także kolejną inscenizację Sieriebriennikowa „Bohater naszych czasów”. Dlaczego ten balet nie spodobał się cenzorom – nie wyjaśniono.

Postawa Giergijewa, który nie zdobył się na potępienie decyzji Putina o rozpętaniu wojny, daje dyrygentowi dostęp do konfitur w kraju, ale za granicą spotyka się ze zdecydowaną krytyką. Giergijew stracił posadę w Filharmonii Monachijskiej, przestał być zapraszany przez zachodnie teatry operowe na częste w przedwojennej epoce występy gościnne (m.in. przez prestiżową Metropolitan Opera). Finansowej szkody Giergijew nie poniósł. Jak pisał portal „Agientstwo”, czysty dochód Giergijewa w pierwszym roku wojny zwiększył się czterokrotnie w porównaniu z poprzednim rokiem: ze 138 do 578 mln rubli (https://www.agents.media/rossiya-kompensirovala-dirizheru-gergievu-padenie-dohodov-na-zapade-posle-ego-otkaza-osudit-vojnu/).

Jak pisze „Nowa Gazeta. Europa”, „Giergijew jest swoim człowiekiem dla rosyjskiej elity. Putin i jego otoczenie rzeczywiście uważają go za część drużyny. Fundacja Walki z Korupcją [Nawalnego] wykazała, że sposób prowadzenia biznesu Giergijew przejął od putinistów. Bo trzeba dodać, że Giergijew jest nie tylko muzykiem, ale także menedżerem. Wielu bliskich mu ludzi twierdzi, że jest impulsywny i pragnie sam podejmować decyzje w najdrobniejszych nawet sprawach, co czasami – przy jego wypełnionym po brzegu harmonogramie zajęć – prowadzi do paraliżu”. Giergijew faktycznie jest niebywale zajęty – poza wspomnianymi wyżej sprawami administracyjnymi (Teatr Maryjski to kilka scen w Petersburgu i dwie filie – w Osetii i Kraju Nadmorskim, jest czym zarządzać; a teraz dojdą mu jeszcze sceny Teatru Bolszoj) realizuje własne projekty artystyczne: w miesiącu dyryguje co najmniej kilkunastoma koncertami czy przedstawieniami. To wprost niewiarygodna aktywność dla siedemdziesięcioletniego człowieka.

„Wielkie teatry państwowe w Rosji to feudalne dobra. Za wierną służbę można otrzymać nowe lenno” – kończy swój artykuł Anastasija Sniegowa w „Nowej Gazecie. Europa” (https://novayagazeta.eu/articles/2023/12/01/mechta-dirizhera).

Na koniec zacytuję jeszcze opinię (anonimowego) muzyka, który wypowiedział się dla portalu Meduza: „W Teatrze Bolszoj zapewne nic się nie zmieni. Teatr o takiej renomie nie może istnieć w przestrzeni pozbawionej powietrza, a właśnie w takiej sytuacji działają obecnie rosyjskie instytucje kultury. W przypadku opery i baletu to jest szczególnie ważne. Popatrzmy, ilu muzyków i innych artystów wyjechało za granicę po 24 lutego 2022 r., brakuje reżyserów, dyrygentów, scenografów, menedżerów z doświadczeniem międzynarodowym. W takich warunkach nie będzie rozwoju, tylko regres” (https://meduza.io/feature/2023/12/03/predlozhi-emu-esche-paru-teatrov-on-soglasitsya).

„Giergijew nie potrafi mówić „nie”, twierdzi cytowany muzyk. Gdyby zaproponowano mu dyrekcję jeszcze kilku teatrów, to on się zgodzi, bo nie zna pojęcia „brak czasu”. Na potwierdzenie słuszności tej opinii nie trzeba było długo czekać – dziś Giergijew został wiceprzewodniczącym Związku Pracowników Teatru. Przewodniczącym został aktor Władimir Maszkow – też putinowska figura nieforemna. Ale to temat na oddzielną opowieść.

Galeria figur nieforemnych, część 2

25 listopada. Liga broni, liga radzi, liga nigdy cię nie zdradzi. Zwłaszcza gdy jest to Liga Bezpiecznego Internetu, a na jej czele stoi Jekatierina Mizulina.

Jekatierina jest córką znanej z parlamentarnych inicjatyw ograniczających prawa obywatelskie senator (wcześniej deputowanej) Jeleny Mizulinej. Od kilku lat prowadzi do boju Ligę Bezpiecznego Internetu. To dziwne ciało, określane jako „okołorządowe” ma za zadanie cenzurowanie internetu w Rosji. W 2011 r. Konstantin Małofiejew, znany bogacz lobbujący przeróżne inicjatywy cerkiewne i tzw. patriotyczne (np. finansował siły walczące w 2014 r. i później w Donbasie), namówił czterech operatorów, by wraz z jego fundacją Marshall Capital Partners, stworzyli organizację przecedzającą internet. Początkowo jako cel deklarowano śledzenie stron propagujących ekstremizm, homoseksualizm, pornografię dziecięcą i pedofilię, szybko jednak okazało się, że Liga przydaje się również jako platforma propagującą odpowiednie z punktu widzenia władz treści i zwalczające/usuwające treści niezgodne z tym punktem widzenia.

Liga ściśle współpracuje z władzą ustawodawczą, występuje z inicjatywami, np. stworzenia rejestru zakazanych stron internetowych i z organami ścigania. Otrzymuje granty, z których się utrzymuje i dzięki którym rozwija działalność. Jekatierina Mizulina została dyrektorką Ligi w 2017 r. I z mety przystąpiła do czesania rosyjskiego internetu wedle własnych upodobań. Zasłynęła składaniem skarg do prokuratury na twórców piosenek i teledysków – np. w utworach popularnego rapera Ełdżeja dopatrzyła się propagandy narkotyków, z jej inicjatywy ukarano za rozpowszechnianie nieodpowiednich treści (propaganda narkotyków) topowego blogera i dziennikarza Jurija Dudia (podobnie jak Ełdżej, został skazany na grzywnę 100 tys. rubli).

Po rozpoczęciu rosyjskiej pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę Mizulina rzuciła się w wir wykrywania antywojennych wpisów w internecie. Zamierzała przegryźć krtań m.in. Wikipedii, oskarżając o rozpowszechnianie fejków i żądając usunięcia takich haseł jak „Rzeź w Buczy” czy „Ostrzał szpitala w Mariupolu”. Sama natomiast w wywiadach powtarzała kłamstwa oficjalnej propagandy, nazywała ludzi o odmiennych poglądach „rozgdakanymi kogucikami” itd. Nadal pilnie wsłuchiwała się w umieszczane w internecie piosenki czy inne utwory – jeśli jej się nie podobały, występowała o ich usunięcie. Dotyczyło to m.in. nagrań popularnych wśród młodzieży wykonawców jak Instasamka czy Scally Milano. Doniosła też do prokuratury na najbardziej znanego w młodzieżowych kręgach blogera Danię Miłochina, który po wybuchu wojny wyjechał z Rosji, a gdy wrócił, Mizulina złożyła w prokuraturze wniosek o ściganie go za uchylanie się od służby wojskowej i pójścia na front. Miłochin po tej akcji wsiadł w samolot i poleciał do Dubaju. Mizulina doprowadziła też do deportacji mołdawskiego tiktokera Niekogłaja (Nikołaja Lebiediewa).

Ambicją Jekatieriny jest nie tylko „oczyszczenie” rosyjskiego internetu z treści, które nie podobają się władzom, ale także wychowanie młodego pokolenia w duchu putinizmu.

Wspomniany wyżej raper Scally Milano po skandalu z usuwaniem „niebłagonadiożnych” nagrań przyszedł do dyrektorki Ligi z przeprosinami, za nim podążyły Hoffmanita (mająca na swoim koncie wspólne nagranie z dziewczynami z Pussy Riot) i Instasamka (której po krytyce ze strony Mizulinej, zarzucającej raperce propagowanie narkotyków, zaczęto odwoływać koncerty). Inni wskazywani przez strażniczkę odpowiednich treści wykonawcy, którzy podobnie jak Instasamka tracili możliwość koncertowania, zaczęli zabiegać o względy wszechmocnej Jekatieriny. Czasami dochodziło do niecodziennych sytuacji – np. Alyona Szwiec (piosenka autorska, nawiązująca do tradycji bardów, miksująca styl indie-pop i rock), której w 2021 r. zarzucono namawianie do samobójstwa i propagandę LGBT, napisała w mediach społecznościowych, że tamte breweria należą do przeszłości i że teraz jej utwory odnoszą się wyłącznie do tradycyjnych wartości.

Kształtowanie gustów młodzieży stało się dla Mizulinej oczkiem w głowie. Już na wstępie swojej działalności w Lidze wzywała do tego, aby zabronić rosyjskim nastolatkom korzystania z zachodnich gier komputerowych, które skłaniają do agresji. Ostatnio do głoszenia swoich poglądów i aktywizowania młodych ludzi umiejętnie kapłanka rosyjskiego internetu wykorzystuje media społecznościowe. Pokochała streaming i stara się i tym sposobem zaistnieć. Dwoi się i troi – prasa niemal codziennie pisze o jej czujności wobec niecnych zakusów różnych blogerów, raperów i innych postaci ze świecznika, których młodzież słucha i naśladuje. Mizulina organizuje konkursy z nagrodami dla uczniów (np. konkurs wypracowań o odpowiednich zachowaniach w sieci) albo szkolenia dla wolontariuszy, którzy potem umiejętnie prześwietlają internet, wyszukując nieodpowiednie treści itd. We wrześniu pojechała do regionów odebranych Ukrainie i wcielonych do Federacji Rosyjskiej, zebrała dzieciarnię i ogłosiła konkurs na najlepszy rysunek o charakterze patriotycznym, nagrodami w konkursie były koszulki z podobizną Putina. Mizulina zachęca młodych do robienia dostępnym sprzętem filmików, popularyzujących ideę bezpiecznego internetu, oczywiście w rozumieniu Ligi. Skutecznie lansuje się na przewodniczkę duchową.

Jak przystało na prawdziwą putinowską patriotkę Jekatierina dba o swój wygląd, zwłaszcza że dość często pojawia się w mediach. Nie może przecież założyć walonek i kufajki – woli ciuszki od Diora i biżuterię najlepszych marek światowych, warte grube tysiące (ekipa Nawalnego pokusiła się o przegląd i wycenę garderoby Mizulinej: https://www.youtube.com/watch?v=4P5erw8xG2E).

Ciąg dalszy nastąpi

Galeria figur nieforemnych, część 1

21 listopada. Opętanie putinizmem niejedno ma imię i niejedną formę przyjmuje. Niektórzy opętani ze szczerego serca tłoczą w umysły swoich zwolenników treści urągające zdrowemu rozsądkowi i pozostające daleko poza orbitą normalności. Inni robią to samo, ale z cynicznym uśmiechem zarabiają na tym procederze i to jest jedyny sens ich działania. Jeszcze inni wskakują na wojenną falę, licząc, że wyniesie ich na wyżyny. Krótki przegląd postaci z wianuszka nieformalnych putinistów zacznę od przedstawienie pani pastor Kościoła „Misja Światło Chrystusa” w Petersburgu, doktora teologii Olgi Golikowej.

Kościół „Misja Światło Chrystusa” jest niszowym odłamem zielonoświątkowców, przystosowanym do rosyjskich realiów. Na swojej stronie internetowej (https://msh.spb.ru/) głosi, że dąży do odrodzenia Rosji poprzez odrodzenie każdego z osobna. Pastor Olga Golikowa zamieszcza swoje interpretacje psalmów i nauki na co dzień i od święta na kanale Youtube lub na kanale własnym Misji. Nie są specjalnie popularne – kazania mają zwykle po kilkanaście tysięcy odsłon. Kilka dni temu pojawiła się tam np. relacja z godzinnego spotkania pani pastor z wiernymi, kazanie miało roboczy tytuł „Tajemnica Bożej broni”. Golikowa opisała moc Stwórcy, używając pojęć militarnych, jak „balistyczna trajektoria Bożych planów”, „duch to naddźwiękowa broń, pokonująca każdą odległość”, „Bóg podarował nam arsenał” itd. (https://www.youtube.com/watch?v=7_GLspP5l4E). Ale prawdziwym hitem mediów społecznościowych stało się nagranie, na którym pani pastor i zgromadzeni wierni śpiewają wzniosłą pieśń „Rosyjska duszo, obudź się”, również naszpikowaną słownictwem militarnym. Podmiot liryczny zawierza Rosję Najwyższemu, zapewnia, że Rosja należy do Jezusa. „Panie, wznosimy się z tego pasa startowego, śmigamy Twymi rakietami balistycznymi, lecimy samolotami naddźwiękowymi, aby wszędzie dotrzeć z przesłaniem, że Rosja należy do Chrystusa”. Uniesione uzbrojonym po zęby natchnieniem wokalistki, towarzyszące kapłance, w bojowych kontrapunktach odgrażają się, że choć cały świat sprzysiągł się przeciwko Rosji, to ona i tak wzniesie się ponad te gnuśne spiski i wytrwa. „My jesteśmy wielcy, jedyni, wybrani”. Wokół sceny kręci się w tym czasie balecik z chorągwiami – większość z nich w barwach narodowych Rosji, niektóre mają dodatkowo napis „Rosja dla Chrystusa”, wśród nich pojawia się też flaga Izraela (całość performance’u można obejrzeć tu: https://www.youtube.com/watch?v=dMF1ktQmoCw). Nie wiem, czy te pienia obudziły rosyjską duszę, o ile takowa w ogóle istnieje. Golikowa pod koniec występu wpada w trans, ewidentnie nie wystarcza jej terytorium Rosji, choć jest duże – obejmuje swym zamiarem całą planetę. Skoro te rakiety balistyczne dał jej sam Pan Bóg, to nie ma się co ograniczać – jak szaleć, to szaleć…

Czekałam, aż w górnolotnych wezwaniach z pogranicza balistyki i mistyki padnie nazwisko prezydenta. To byłoby logiczne rozwinięcie przesłania zawartego w pieśni, nawiązującego do wielu myśli, które wypowiada Putin przy różnych okazjach. Na stronie internetowej rosyjskich zielonoświątkowców (https://www.cef.ru/) na poczesnym miejscu znajduje się portret Putina, biskup tego Kościoła był obecny na oficjalnym spotkaniu prezydenta z przedstawicielami związków wyznaniowych obecnych w Rosji. Żadnych zgrzytów na linii Kreml-zielonoświątkowcy nie ma. Pełen balistyczny sojusz.

Ciąg dalszy nastąpi

Skazana Sasza Skoczilenko

18 listopada. Sąd wydał wyrok w sprawie Aleksandry Skoczilenko z Petersburga: 7 lat łagru za kreatywną antywojenną akcję. Takie wyroki putinowskie sądownictwo feruje za zabójstwa czy gwałty. Zabójcy zyskują jednak szansę szybkiego wyjścia na wolność, jeżeli na ochotnika pojadą na ukraiński front.

Zaraz po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę petersburska reżyserka, rysowniczka, malarka i akcjonistka Aleksandra (Sasza) Skoczilenko, chcąc zaprotestować przeciwko wojnie, na towarach sprzedawanych w supermarkecie umieściła kilka naklejek z antywojennymi hasłami. Zachętę do zastosowania takiej metody protestu zasugerowano na kanale w Telegramie związanym z Feministycznym Ruchem Antywojennego Oporu. Można było stamtąd pobrać gotowe wzory stickerów. Uczestniczkom akcji udzielono też rad, jak unikać identyfikacji: nie płacić kartą, wybierać miejsca, których „nie widzi” kamera monitoringu itd. Mimo tych środków ostrożności, za podobne akcje zatrzymano siedem osób. Na Saszę Skoczilenko doniosła pewna zaangażowana proputinowsko starsza kobieta. Sasza została aresztowana w kwietniu 2022 r. Postawiono jej zarzut o rozpowszechnianiu fejków o działaniach armii rosyjskiej (artykuł 207. kodeksu karnego). Na rozklejonych przez Saszę nalepkach znalazły się stwierdzenia, że Rosja wysyła do Ukrainy żołnierzy odbywających zasadnicza służbę wojskową, że Putin wielokrotnie nie dotrzymywał składanych społeczeństwu obietnic i że koniecznie trzeba zakończyć wojnę rozpętaną przez Rosję. Mowa była też o rosyjskich atakach na Mariupol. Wspomniana wyżej donosicielka Galina Baranowa była szczególnie poruszona właśnie twierdzeniem, że rosyjska armia zbombardowała szkołę w Mariupolu, gdzie czterysta osób szukało schronienia podczas ostrzałów. Emerytka uznała, że to oczernianie dzielnych rosyjskich chłopców, szlachetnie walczących w Ukrainie. Jej zeznania obciążyły Skoczilenko.

Sasza była znaną postacią w Petersburgu. I chodziło nie tylko o jej działalność artystyczną, ale głównie o akcje pomocowe przeznaczone dla osób cierpiących na depresję (artystka sama przeszła przez tę chorobę). Napisała i zilustrowała książkę-komiks o depresji z myślą o młodych ludziach, by potrafili pokonać dręczące je demony. Książeczkę przetłumaczono na kilka języków obcych. Potem było jeszcze kilka podobnych opracowań poświęconych różnym psychicznym chorobom.

Śledztwo i proces trwały ponad półtora roku. O sprawie petersburskiej artystki pisały światowe media. Opisywano kolejne etapy znęcania się aparatu przemocy nad Skoczilenko. Nie reagowano na liczne prośby i skargi jej samej i jej obrońcy (w sumie 35), dotyczące warunków przetrzymywania w areszcie, nieudzielania pomocy medycznej (Skoczilenko ma problemy z sercem, chorobę dwubiegunową i celakię). Podczas rozprawy sędzia odrzucała wnioski o przerwy w posiedzeniu na posiłek czy toaletę (ok. 20 razy). Tak niebezpieczna zbrodniarka jak Skoczilenko nie mogła liczyć na żadne pobłażanie ze strony systemu, surowo karzącego za krytykę poczynań władz i ułaskawiającego zabójców, gdy zgłaszają się wojnę (napisałam o tym w rubryce „Rosyjska ruletka” https://www.tygodnikpowszechny.pl/mordercy-ida-na-front-potem-na-wolnosc-185389).

W ostatnim słowie oskarżona Skoczilenko powiedziała m.in.: „Jakże słabą wiarą w nasze państwo i społeczeństwo wykazuje się prokurator, jeśli uważa, że nasza państwowość i bezpieczeństwo może się rozpaść z powodu pięciu naklejek. (…) Każdy wyrok to komunikat dla społeczeństwa. Jeśli mnie skażecie, to co usłyszy społeczeństwo? Że trzeba kłamać, udawać, zmieniać poglądy pod wpływem nacisku (państwa)? Że nie wolno użalać się nad naszymi żołnierzami? Że nie można domagać się spokojnego nieba nad głową? Czy naprawdę właśnie to chcecie powiedzieć naszym współobywatelom w czasach kryzysu, niestabilności, depresji i stresu? (…) Chociaż wsadziliście mnie do klatki, jestem bardziej wolna niż wy. Mogę robić, co chcę. Mogę mówić, co chcę. (…) Widocznie to nasze państwo tak strasznie się mnie boi, że trzyma mnie w klatce jak groźne zwierzę” (całość mowy tutaj https://novayagazeta.eu/articles/2023/11/16/dazhe-storonniki-svo-ne-schitaiut-chto-ia-zasluzhivaiu-tiuremnogo-sroka-za-svoe-deianie).

Wysoki wyrok za czyn, który trudno uznać nawet za wykroczenie (choć system putinowski kwalifikuje takie czyny jako zbrodnie stanu), poruszył tych, którzy jeszcze nie do końca zobojętnieli wobec niegodziwości władz. List otwarty do prezydenta wystosowało 250 lekarzy (https://docs.google.com/document/d/1g38St7BPD6MdQjAjl5DYlGMGdWRYbTaR/edit), którzy określili wyrok jako przejaw niesprawiedliwości (nazwisk pod listem systematycznie przybywa). Lekarze zwrócili się o wypuszczenie Saszy na wolność z uwagi na kiepski stan zdrowia i zagrożenie życia chorej osoby w warunkach łagru. Napisali: „Słyszy się o masowym przedterminowym wypuszczaniu na wolność osób, które dopuściły się ciężkich przestępstw, jak gwałty i zabójstwa. Na tym tle pozbawienie wolności człowieka, w którego postępowaniu trudno się dopatrzyć znamion przestępstwa czy osób poszkodowanych, wydaje się szczególnie niesprawiedliwe”. Reakcji prezydenta na razie nie znamy.

SHAMAN – pieśń i guzik

6 listopada. W Petersburgu na koncercie najpopularniejszy w Rosji wokalista SHAMAN wykonał swój wielki hit „Ja russkij”. W trakcie refrenu do wykonawcy podszedł asystent, który wniósł na scenę czarną walizeczkę. W walizeczce był czerwony guzik. SHAMAN z animuszem go nacisnął, nad sceną podniosły się pióropusze sztucznych ogni. Publiczność wiwatowała. Telewizja wyemitowała petersburski koncert (odbył się we wrześniu) w Dniu Jedności Narodowej 4 listopada. Trick z guzikiem zwrócił uwagę nie tylko w Rosji, ale i za granicą.

A czym był ów trick? Czy tylko efektownym odpaleniem fajerwerków? Czy dającą do myślenia imitacją odpalenia ładunku nuklearnego? Większość komentatorów nie miała wątpliwości: to kolejna aluzja, że Rosja ma bombę jądrową i nie zawaha się jej użyć.

Temat broni atomowej od czasu do czasu jest międlony przez uczestników codziennych seansów nienawiści w rosyjskiej telewizji. „Na to jest szczupak, żeby karaś miał się na baczności” – mówi rosyjskie porzekadło, cytowane kiedyś przez Putina. Nuklearny szczupak jest więc regularnie wypuszczany na arenę. Ostatnio Duma Państwowa w trybie iście ekspresowym przepuściła przez swoje posłuszne żarna wypowiedzenie ratyfikacji traktatu o zakazie prób z bronią jądrową, a Putin równie ekspresowo podpisał ten akt. Kilka dni później agencje rozpowszechniły wieść, że nowy okręt podwodny o napędzie atomowym „Cesarz Aleksander III” przeprowadził udaną próbę z balistyczną rakietą „Buława” (https://www.interfax.ru/russia/929217). Szczupak robi swoje, karasie na Zachodzie powinny drżeć.

Wróćmy na estradę. Ulubieniec mas SHAMAN nie po raz pierwszy sięga po guzik podczas koncertu. Zapewne numer z walizeczką stanowi część jego wizerunku scenicznego, idealnie zsynchronizowanego z zapotrzebowaniem Kremla.

Kilka słów o samym wokaliście. Jego prawdziwe nazwisko brzmi: Jarosław Dronow. I nie jest to gra słów, podkreślająca jego związek z wysławianiem putinowskiej wojny i broni, która odgrywa w tej wojnie ważną rolę. Od dzieciństwa lubił śpiewać, ukończył w rodzinnym Nowomoskowsku koło Tuły szkołę muzyczną, studia podjął w moskiewskim konserwatorium. Ale nie zamierzał podejmować pracy w dziedzinie muzyki poważnej – marzyła mu się lżejsza muza. Z uporem przedzierał się przez gąszcz konkurencji, startował w konkursach piosenki, ale bez powodzenia. Trochę podśpiewywał w chórkach znanym wykonawcom, po czym postanowił zacząć wszystko od nowa, postawił na karierę solową. Utlenił czuprynę, zrolował dredy i wsłuchał się w głos Kremla. Wskoczył na falę zapotrzebowania na pieśń „patriotyczną”, która zagrzewa do walki z nienawistnym światem zewnętrznym, uczy Rosjan, że są wielcy, wyjątkowi i mają prawo robić to, co uważają za stosowne.

Najpierw była ballada „Powstańmy”, poświęcona bohaterom wojny ojczyźnianej 1941-1945. Utwór miał premierę w przeddzień agresji na Ukrainę. Trafił w czas. Rosyjski światek estradowy niechętnie wpuszcza na scenę, zwłaszcza do intratnych, finansowanych przez państwo projektów, nowych wykonawców. Tymczasem SHAMAN dostał carską oprawę medialną dla swoich występów i w okamgnieniu stał się gwiazdą. Zaczął uczestniczyć w organizowanych przez władze, wysławiających walczącą w Ukrainie rosyjską armię imprezach. W lipcu 2022 r. odbyła się telewizyjna premiera wideoklipu wspomnianej pieśni „Ja russkij”. W tekście powtarza się motyw „Jestem Rosjaninem, idę na całość, idę do końca”, „Jestem Rosjaninem, na złość całemu światu” itd. Wpadająca w ucho piosenka stała się wielkim przebojem w Rosji, publiczność śpiewa ją razem z wokalistą na koncertach. Jak się okazało, nie tylko w Rosji. Swego czasu wiele szumu narobiło nagranie z Tbilisi, gdzie na imprezce w knajpie podpici rosyjscy emigranci (którzy uciekli przed mobilizacją i wojną) tańczą w rytm piosenki „Ja russkij” i głośno śpiewają, skandując tekst. Widocznie pieśń opiewająca rosyjską krew, „którą mam po ojcu”, weszła Rosjanom w krew.

Jak piszą media, SHAMAN zarabia krocie. Za koncert „z guzikiem” otrzymał honorarium ponad 2 mln rubli. Podobne gaże inkasuje za występy na tzw. korporatiwach, czyli imprezach prywatnych (np. urodziny miliardera) albo organizowanych przez wielkie firmy. „Nigdy nie wiadomo, jak długo potrwa moda na patriotyzm. Moda zawsze się kiedyś kończy” – mówi przytomny impresario wokalisty Siergiej Ławrow (przypadkowa zbieżność nazwisk z ministrem spraw zagranicznych).

Ale na razie trwa w najlepsze. I gest SHAMAN-a, który przy słowach „Ja russkij” naciska atrapę guzika atomowego, współgra z kombinacjami władz wokół zbrodniczej wojny i mącenia sytuacji w rozkołysanym świecie.

Którzy odeszli 2023, część 2

4 listopada. Poprzednią część wspomnień o tych, którzy odeszli w mijającym roku, poświęciłam w całości polityce. I w tej części wspomnień od polityki nie da się uciec.

Ale rozpocznę od ludzi kultury. Inna Czurikowa (ur. 1943) – aktorstwo najwyższej próby, i teatralne (do końca życia była związana z moskiewskim teatrem Lenkom), i filmowe. Wśród wielu ról, za które została obsypana nagrodami międzynarodowych festiwali filmowych, wyróżnię rolę Paszy Stroganowej w filmie „Początek” z 1970 r. (Pasza jest zwyczajną dziewczyną mieszkającą na prowincji, pracuje w fabryce, która ma ambicje prowadzić własną politykę kulturalną, m.in. kręci filmy z udziałem pracowników. Pasza wciela się na planie w postać Joanny d’Arc; film pełen jest ciekawych obserwacji obyczajowych, pokazuje bez patosu socrealizmu, prawdziwie życie ludzi sowieckich). I choć aktorka wykreowała potem jeszcze wiele wspaniałych ról, właśnie rola w „Początku” zajmuje w moim prywatnym rankingu pierwsze miejsce. Została pochowana na cmentarzu Nowodziewiczym w Moskwie.

Czurikowa swoje największe role zagrała w filmach wyreżyserowanych przez męża, Gleba Panfiłowa (ur. 1934) – wspomniany wyżej „Początek” był drugim z kolei (po „Trzeba przejść i przez ogień”) dziełem tego artystycznego duetu. Każdy kolejny film stawał się wydarzeniem. Warto wymienić choćby „Temat” z 1979 r. (odstawiony na półkę i skierowany do dystrybucji dopiero w 1987 r., m.in. z powodu pojawiającego się na marginesie wątku emigracji z ZSRS osób pochodzenia żydowskiego) czy ekranizację sztuki Maksyma Gorkiego „Wassa”. Panfiłow zmarł pół roku po śmierci żony, został pochowany również na cmentarzu Nowodziewiczym.

Napisałam na początku, że nie uda mi się uniknąć wątków politycznych, bo na kulturze Rosji z biegiem lat polityka kładła się coraz większym cieniem, by po wybuchu wojny z Ukrainą zdominować tę sferę, która powinna pozostawać zawsze obszarem swobody twórczej. Inna Czurikowa wielokrotnie zajmowała, jak to się mówi w Rosji „obywatelską pozycję”. To znaczy nie pozostawała obojętna wobec gwałcenia wolności przez coraz bardziej brutalny reżim – podpisywała petycje i protesty w obronie osób prześladowanych ze względów politycznych, m.in. w 2020 r. osobiście poręczyła za działacza Memoriału Jurija Dmitrijewa (oskarżonego o pedofilię), autora badań nad zbrodniami stalinowskimi w Karelii.
Po 24 lutego 2022 r. postawa ludzi kultury wobec wojny stała się ważnym wyróżnikiem (pisałam o tym m.in. tu http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/03/27/dzien-teatru-teatru-wojny/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/05/06/finist-dzielny-sokol-zaaresztowany/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/05/16/z-maraton-z-kultury/). Środowisko artystyczne podzieliło się na tych, którzy aktywnie wspierają Putina i jego agresywną politykę, na tych, którzy położyli uszy po sobie i wolą się nie wychylać, i tych, którzy potępili inwazję. Przedstawiciele tej ostatniej grupy albo wycofali się z działalności, albo zostali wypchnięci poza nawias, albo wyjechali za granicę. W związku z szykującym się spektaklem pod roboczym tytułem „Wybory Putina” administracja prezydenta stara się pozyskać artystów sceny i estrady do lansowania głównego kandydata (raport o tym zamieścił portal Meduza: https://meduza.io/feature/2023/10/31/oni-gotovy-tebya-prostit; https://meduza.io/feature/2023/11/02/pravilnye-ispolniteli-s-pravilnym-patrioticheskim-posylom). Przewidywany jest system zachęt dla tych, którzy w początkowej fazie wojny występowali przeciwko niej – teraz może im być wybaczone, jeśli zaprzęgną się do putinowskiego rydwanu wyborczego.

To pieśń najbliższej przyszłości. Natomiast chciałabym wrócić jeszcze do wspomnień, zejść ze sceny teatralnej i ponownie wejść na scenę (około)polityczną. Robert Hanssen (ur. 1944) zmarł w czerwcu br. w więzieniu ADX Florence w stanie Colorado, gdzie odbywał karę dożywocia za szpiegostwo na rzecz Rosji. Był funkcjonariuszem FBI, w 1979 r., a potem regularnie od 1985 r. dostarczał sowieckiemu (potem rosyjskiemu) wywiadowi wojskowemu i cywilnemu pakiety informacji. O amerykańskim wywiadzie elektronicznym, o podwójnych agentach, funkcjonariuszach KGB, którzy współpracowali z USA, o pracy agentury przy ONZ, o szczegółach licznych operacji itd. Według wersji, którą ujawniono po procesie (2001-2002), Hanssen wiecznie potrzebował pieniędzy i to była główna motywacja jego współpracy z Rosjanami. Słynny sowiecki „pieriebieżczik” Oleg Gordijewski wskazywał jednak na to, że Hanssen przez długi czas oddawał rosyjskiemu wywiadowi nieocenione usługi, nie otrzymując za to wynagrodzenia. Niemniej w ciągu piętnastu lat zainkasował ponad milion dolarów. W młodości uczył się na dentystę, ale ostatecznie nie podjął pracy w tym zawodzie. Natomiast nabyta podstawowa znajomość języka rosyjskiego przydawała mu się widocznie przez długie lata. Według ujawnionych materiałów, Hanssen sam zadzwonił do ambasady ZSRS i zaproponował swoje usługi. Hanssen pomógł Sowietom w zebraniu materiałów dowodzących współpracy kilku funkcjonariuszy sowieckich (rosyjskich) służb specjalnych z amerykańskim wywiadem, m.in. Dmitrija Polakowa. Podczas śledztwa i procesu Hanssen współpracował z władzami, dzięki czemu uniknął skazania na karę śmierci. W słowie końcowym przeprosił za swe czyny. Karę odbywał w pojedynczej celi. W nekrologach, jakie ukazały się po jego śmierci w amerykańskiej prasie, określano go jako „jednego z najbardziej niebezpiecznych rosyjskich szpiegów”.

I jeszcze wspomnienie ze świata mody. W ZSRS mody w rozumieniu zachodnich trendów nie było. Społeczeństwo ubierało się w co mogło, wielkie fabryki odzieżowe szyły nieforemne ubiory dla mas. Jeśli ktoś miał ambicję ubierać się inaczej, szył sobie w miarę własnych możliwości odzież sam. Na wagę złota były dżinsy czy inne części garderoby przywożone z zagranicy. W latach 60. czy 70. wymiana handlowa była bardzo ograniczona, za granicę (choćby do demoludów) mogli wyjeżdżać nieliczni, większe ożywienie zapanowało w latach 80., ale to też nie był wielki rozmach, powodujący zmianę jakościową w stylu. Niemniej zwłaszcza druga połowa dekady przyniosła nowe tendencje – pierestrojka otworzyła i w dziedzinie mody nowe możliwości. Na tej fali wypłynął projektant, który od lat 60. próbował szczęścia w sowieckim zamkniętym światku – Wiaczesław Zajcew (ur.1938). W siermiężnych latach 60. próbował tego szczęścia bez szczególnego powodzenia: decydenci z ministerstwa przemysłu tekstylnego nie akceptowali jego pomysłów, zakłady produkowały kreton w kwiatki i z tego trzeba było szyć, a nie wymyślać nie wiadomo co. Na pomysły Zajcewa już wtedy – w latach 60. – zwrócili uwagę francuscy projektanci, musieli jednak poczekać na czasy przełomu. Do pierestrojki Zajcew jako syn zdrajcy (jego ojciec w latach wojny był w niewoli, za co po powrocie do ZSRS został skazany na 10 lat łagru) był pozbawiony możliwości opuszczania kraju. Wreszcie nadeszła sława – kolekcje Sławy Zajcewa zaczęły zdobywać nagrody na międzynarodowych pokazach. Zagraniczna prasa z lubością pisała, że dzięki poradom Zajcewa nowy wymiar w modzie prezentuje jego ważna klientka: Raisa Gorbaczowa, żona genseka. W ostatnich latach Zajcew chorował, spędzał czas głównie w domu we wsi Kabłukowo, gdzie zmarł w kwietniu br., został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Zajcew nadał ton rosyjskiej modzie. Jego śladami podążali, czasem z dobrym rezultatem projektanci młodszych generacji. Należał do nich Walentin Judaszkin (ur. 1963). I chodziło nie tylko o ubieranie żon prezydentów – Judaszkin był doradcą modowym Swietłany Miedwiediewej. Judaszkin był dosłownie wszędzie – prowadził program w telewizji, projektował kostiumy dla gwiazd estrady, dla olimpijczyków, wreszcie – dla armii (za co spotkała go ostra krytyka), pokazywał swoje kolekcje w Rosji i za granicą. Nie stronił od świata polityki – dwukrotnie był mężem zaufania Władimira Putina podczas „wyborów” prezydenckich. Zmarł po wyniszczającej chorobie nowotworowej w wieku niespełna 60 lat. Został pochowany na cmentarzu Trojekurowskim w Moskwie.

Którzy odeszli 2023, część 1

1 listopada. Wspominamy tego dnia ludzi, którzy odeszli, odwiedzamy groby Bliskich lub po prostu Lubianych. W dorocznej rubryce na 1 listopada na blogu wspominam tych, którzy zmarli w minionym roku w Rosji, zostawili ślad albo tylko pamięć – dobrą lub złą.

Nad okolicznościami jego tragicznej śmierci do dziś unosi się obłok znaków zapytania. Jewgienij Prigożyn, herszt Grupy Wagnera, treser psów wojny, zasłużony dla Kremla kucharz i restaurator, wykonawca ciemnych misji, wysyłający na bój (lub, jak wolą to nazywać niektóry, ubój) pod Bachmutem zebranych po łagrach wyrokowców, pod koniec czerwca tego roku – jak sam stwierdził – „odleciał”. Wzniecił bunt: swoich najemników wysłał z Rostowa nad Donem do Moskwy, aby zrobili tam porządek. Na skutek zakulisowych ustaleń (których treści na dobrą sprawę nie poznaliśmy do dziś) odstąpił od zamiaru wymiecenia nieudolnych dowódców wojskowych z ministerstwa obrony, co deklarował jako naczelny cel „marszu sprawiedliwości”. Potem odbyło się dziwne spotkanie na Kremlu: Putin przyjął wagnerowców i zaproponował polubowne wyjście z kryzysu spowodowanego buntem (pisałam o buncie Prigożyna na bieżąco m.in. na blogu http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/06/24/jednodniowy-pucz-prigozyna/ i w serwisie Rosyjska ruletka https://www.tygodnikpowszechny.pl/zakrety-i-poslizgi-prigozyna-co-dalej-z-szefem-grupy-wagnera-183987; https://www.tygodnikpowszechny.pl/putin-sie-przestraszyl-183840).

Dokładnie dwa miesiące po buncie Prigożyn, który ten czas poświęcił na ratowanie aktywów, a przede wszystkim Grupy Wagnera, przyleciał z Afryki do Rosji, aby negocjować kolejne ruchy. Samolot, na pokładzie którego leciał wraz z kilkoma osobami, spadł w okolicach Tweru. Wszyscy pasażerowie zginęli (https://www.tygodnikpowszechny.pl/prigozyn-zostal-wyeliminowany-z-gry-184419). Wokół okoliczności śmierci Prigożyna – podobnie jak wokół całego jego życia – narosło wiele pytań i legend. Władze pamięć o nim i jego niesławnym buncie starały się jak najszybciej zatrzeć.

„W czterdziestym dniu od ogłoszenia śmierci Prigożyna w wielu miastach Rosji odbyły się wydarzenia upamiętniające założyciela Grupy Wagnera. Nie miały charakteru oficjalnego. Ludzie przyszli z kwiatami i świecami na spontanicznie utworzone „memoriały” poświęcone Prigożynowi. W Moskwie wspominający zmarłego zebrali się w cerkwi Maksyma Spowiednika, kwiaty pod świątynią złożyły setki osób. Na cmentarzu w Petersburgu, gdzie został pochowany główny wagnerowiec, odprawiono nabożeństwo żałobne. Nieformalne rajdy samochodowe z symboliką Grupy Wagnera odbyły się w Kraju Krasnodarskim, Nowosybirsku i Samarze. Uczestnicy odwiedzili cmentarze, na których pochowano wagnerowców poległych na froncie.

W obwodzie twerskim w miejscu, gdzie spadł samolot Prigożyna, stanął skromny pomniczek: kamień z logotypem Grupy Wagnera i napisem „Krew, honor, sprawiedliwość, ojczyzna, odwaga, Grupa Wagnera”. Nie wiadomo, kto postawił obelisk. Zapewne wagnerowcy, wierni pamięci swego wodza” (https://www.tygodnikpowszechny.pl/zmiany-w-grupie-wagnera-juz-jej-koniec-czy-dopiero-nowy-poczatek-184871).

Pytanie o przyczyny katastrofy lotniczej, w wyniku której zginęła wierchuszka Grupy Wagnera, ciągle jednak powracało. Na początku października, gdy Putin zjawił się na spotkaniu Klubu Wałdajskiego w Soczi i przez trzy godziny nawijał słuchaczom na uszy swój totalitarny makaron, znalazł sposobność, aby odnieść się do tych tajemniczych okoliczności.

Powiedział: – Zapewne wisi w powietrzu pytanie, a co się stało z kierownictwem prywatnej firmy wojskowej [Grupy Wagnera]. Szef Komitetu Śledczego ostatnio mi raportował, że w ciałach ofiar katastrofy lotniczej znaleziono fragmenty granatów ręcznych. Z zewnątrz samolot nie został niczym zaatakowany. To potwierdzony fakt – rezultaty ekspertyzy przeprowadzonej przez Komitet Śledczy [na paróweczkach?]. Niestety, nie zbadano, czy we krwi ofiar był alkohol i narkotyki. Chociaż wiemy, że po pewnych wydarzeniach [buncie wagnerowców] w siedzibie Grupy Wagnera w Petersburgu FSB znalazła nie tylko 10 mld rubli w gotówce, ale i 5 kg kokainy. Moim zdaniem, trzeba było przeprowadzić taką ekspertyzę, ale jej nie przeprowadzono.
„Jednym słowem: Prigożyn, Utkin i spółka lecieli samolotem, jak zwykle się narąbali wódą i poprawili kokainą. Wesołą zabawę na pokładzie postanowili sobie uprzyjemnić użyciem granatów ręcznych, które – co za dziwy! – wzięły i eksplodowały. Od tego wybuchu samolot wziął i się rozleciał. Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, badającego okoliczności katastrof samolotowych na obszarze postsowieckim ani brazylijskiego odpowiednika (samolot był produkcji brazylijskiej) nie dopuszczono do śledztwa. Nie poznamy zatem opinii biegłych, którzy mogliby ocenić, czy od wybuchu granatu ręcznego może się w samolocie urwać skrzydło.
Wersja, którą przedstawił Putin, nie trzyma się kupy. I o to właśnie chodzi. To nie eksperci mają sprawę badać i zabierać głos. To Putin o wszystkim decyduje. „Przedstawiając absurdalną, demonstracyjnie poniżającą dla wagnerowców wersję ich śmierci, w którą niepodobna uwierzyć, Putin dąży do tego, aby właśnie nikt w nią nie uwierzył. Na to jest obliczone jego wystąpienie: nikt nie uwierzy, ale wszyscy zrozumieją, jak trzeba – napisał w komentarzu na stronie „Echa” Władimir Pastuchow. – Chodzi o to, aby do społeczeństwa dotarło, że tak będzie z każdym [kto podniesie rękę na władzę i kto nastraszy Putina tak, jak nastraszył Prigożyn]” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/10/06/klub-waldaj-czyli-kabaret-skeczow-ponurych/).

Bo chodziło nie tylko o to, żeby zakryć przed oczami ciekawych prawdziwe okoliczności wypadku, ale przede wszystkim, aby poniżyć przed światem kogoś, kto śmiał nastraszyć Putina, podważyć jego nieomylność, zakwestionować majestat jego władzy.

Ciąg dalszy nastąpi.