Trupy w rosyjskiej szafie Trumpów, część 2

16 lipca. Opukiwanie i prześwietlanie pojazdu, którym Donald Trump dojechał do Białego Domu, trwa nadal. Ostatnio ujawniono kontakty Donalda Trumpa jr. z rosyjskimi biznesmenami i prawniczką, która miała pono dostarczyć do sztabu wyborczego kandydata Trumpa materiały kompromitującego jego rywalkę w wyścigu do fotela prezydenckiego. O tym, jak doszło do spotkania sztabowców Trumpa i przysłanych z Moskwy lobbystów, pisałam w blogu wczoraj (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/07/15/trupy-w-rosyjskiej-szafie-trumpow/).

Jednym ze wspomnianych lobbystów był Rinat Achmetszyn, związany niegdyś z wywiadem wojskowym. Znamienne jest to, że publikując informacje o spotkaniu, żaden z jego uczestników nie zająknął się o tej dziwnej personie. Jego obecność wzbudziła zainteresowanie i wypłynęła nieco później. Jak pisze The Insider (http://theins.ru/news/64248), Rinat Achmetszyn wychynął z niebytu i zwrócił na siebie uwagę w USA, gdy znalazł się w centrum skandalu w 2015 roku. Firma International Mineral Resources (IMR), wniosła do sądu sprawę o atak hackerski. O organizację cyberataku oskarżono właśnie Achmetszyna, który miał włamać się na serwery IMR, a wykradzione informacje przekazać zleceniodawcy za drobne 45 tys. dolarów, jeszcze 100 tys. zainkasował za zorganizowanie kampanii szkalującej IMR. W sądzie udowodniono udział Achmetszyna w cyberwłamie, ale go nie skazano, gdyż strony zawarły ugodę. „Oznacza to, podsumowuje The Insider, że szef sztabu wyborczego Trumpa trzy dni po ataku hackerskim na serwery Partii Demokratycznej spotkał się z człowiekiem z rosyjskich służb specjalnych, który wsławił się dokonywaniem ataków hackerskich w celu pozyskiwania materiałów kompromitujących”. Jak zauważa bloger Andriej Malgin, uczestnicy spotkania jak gdyby w ogóle nie zauważyli obecności Achmetszyna, który siedział z nimi przecież przy jednym stoliku.

Osobą, na której skupiła się uwaga wszystkich, była adwokat Natalia Wiesielnicka. Lobbuje w USA interesy pewnego rosyjskiego biznesmena Denisa Kacywa, który został objęty sankcjami w ramach tzw. listy Magnitskiego (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2012/11/17/lista-versus-lista/). Kacyw został postawiony przed obliczem amerykańskiej Temidy za pranie brudnych pieniędzy (notabene pieniędzy ukradzionych obywatelom Rosji). Sąd zasądził wobec niego wpłacenie wysokich rekompensat – prawie 6 mln dolarów. Kacyw pokornie zapłacił. Sprawa została zakończona niedawno – w maju br.

Wiesielnicka jako adwokat Kacywa zarejestrowała rok temu w USA firmę lobbystyczną HRAGIF. Miała pracować nad zniesieniem przyjętej w odpowiedzi na listę Magnitskiego ustawy rosyjskiej Dumy zakazującej adopcji rosyjskich dzieci przez obywateli USA. Brzmi absurdalnie. Ale wygląda na to, że była to jedynie zasłona dymna, parawan czy coś w tym rodzaju. Jak mówił w audycji rozgłośni echo Moskwy Siergiej Parchomienko, rok temu próbował porozmawiać z Wiesielnicką, która już wtedy działała w USA, dlaczego w tak dziwny i przewrotny sposób sformułowała cele swojej firmy lobbystycznej. „Początkowo [Wiesielnicka] w ogóle zaprzeczała, że ma coś wspólnego z tą firmą. Dopiero gdy przedstawiłem jej liczne potwierdzenia, przyznała mi rację. Zapytałem ją, dlaczego nie prowadzi działalności lobbystycznej w tym temacie w Moskwie, przecież to ustawa Dumy, co można wskórać w Ameryce? Odpowiedziała mi, że właśnie zamierza prowadzić taką działalność w Waszyngtonie i kropka”. Czym się zajmowała naprawdę? Może to się kiedyś okaże. Na razie ona sama w wywiadzie dla Wall Street Journal oznajmiła, że chciała opowiedzieć Trumpowi juniorowi o Billu Browderze, o tym, jak złośliwie nie płacił on podatków w Rosji. Browder był szefem Magnitskiego (firma Hermitage Capital Management), prowadził interesy w Rosji. Po wyjeździe z Rosji opowiedział szczerze, jak się robi tam biznesy i zorganizował wielką kampanię lobbystyczną na rzecz ukarania winnych śmierci Siergieja Magnitskiego. Trump jr. okazał się niezainteresowany opowieścią madame Wiesielnickiej o Browderze. A o materiałach kompromitujących Hillary Clinton adwokat z Moskwy nie miała nic do powiedzenia.

Jednym słowem: rozmawiała gęś z prosięciem. Po co to wszystko? Rzecz wygląda absurdalnie, a jednak ma sens. Zapraszam na kolejny odcinek. Już niebawem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *