Archiwum kategorii: Bez kategorii

Wielka tajemnica szczepienia

29 marca. Rosja zaczęła już zamiatanie po covidzie – spada liczba nowych zakażeń (od co najmniej czterech tygodni ok. 9 tys. dziennie), poluzowano obostrzenia, na ulicach rosyjskich miast coraz mniej ludzi w maseczkach. Miejsce codziennych komunikatów o przyroście chorych zajęły w przekazie medialnym raporty o postępie akcji szczepionkowej. A tydzień temu miał się zaszczepić nawet sam Władimir Putin.

Czy się zaszczepił? To pytanie nadal wisi w powietrzu. Oficjalny komunikat Kremla w tej sprawie brzmi: „Prezydent został zaszczepiony jedną z trzech rosyjskich wakcyn. Czuje się dobrze”. Kamer telewizyjnych podczas tej doniosłej procedury nie było. W każdym razie telewizja nic nie dała nic po sobie poznać – transmisji nie przeprowadzono. Czemu nagle WWP stał się taki skromny i nie chciał dopuścić, by ktokolwiek oglądał go podczas szczepienia? „Bo nie chcę zachowywać się jak małpa” – odparł na indagacje rosyjski przywódca. W ustach człowieka, który pławi się z lubością w światłach politycznej rampy, taka deklaracja brzmi co najmniej dziwnie. Putin nie obawiał się docinków, gdy nurkował w morskich głębinach po podłożone amfory, latał z żurawiami na paralotni, jeździł konno półgoły czy łowił ryby jedynie w spodniach i kapeluszu. Ba, kilka lat temu dał się sfilmować i sfotografować podczas szczepienia przeciwko grypie. A teraz raptem uznał, że nie lubi takich przedstawień.

Nagła zmiana prezydenckiej taktyki wywołała falę spekulacji. Pokazanie narodowi: zobaczcie, zaszczepiłem się, szczepcie się i wy, jest ważnym aktem. Tym bardziej że Rosjanie do akcji szczepiennej odnoszą się z dużym dystansem i nieufnością. Jeden z rosyjskich dziennikarzy pisał w swoim FB, że sam się zaszczepił i usilnie namawia do tego swoją wiekową cioteczkę, a ta wije się jak piskorz, wytacza najprzeróżniejsze argumenty, wreszcie przyciśnięta do ściany sięga po największy kaliber: „ale Putin się nie zaszczepił, a to mądry człowiek, znaczy się coś z tą szczepionką jest nie tak”. Ciekawe, czy teraz, gdy Putin tylko ogłosił o szczepieniu, ale nikomu się na obrazku nie pokazał, starsza pani poczuje się przekonana?

Od sierpnia codziennie oglądam w rosyjskiej telewizji reportaże o wakcynacji. Tak, od sierpnia. Rosji bardzo zależało, aby ogłosić, że jest pierwszym państwem na świecie, które ma szczepionkę przeciwko podstępnemu wirusowi. Niemniej trzeba było kilku miesięcy, aby produkcja ruszyła na większą skalę. Szczepienia w Rosji są darmowe i dobrowolne, mimo to akcja szczepień postępuje niesporo. 22 marca Putin powiedział, że dwiema dawkami zaszczepiono 4,3 mln Rosjan, pierwszą dawką – 6,3 mln. W 146-milionowym państwie to nie za wiele, zwłaszcza przy takiej akcji propagandowej w kraju i za granicą (lansowanie Sputnika V za granicą to temat na oddzielną rozprawkę). Kapłani tej propagandy wielokrotnie zachłystywali się, że pozytywną opinię o rosyjskim Sputniku V zawiera artykuł w prestiżowym medycznym czasopiśmie „The Lancet”. Niemniej mimo trąbienia i zachwalania wyrobu Instytutu Gamaleja liczba zaszczepionych nadal nie powala.

Rosyjskie ministerstwo zdrowia zarejestrowało poza Sputnikiem V dwa inne preparaty – EpiVacKorona (Centrum Wektor) i CoviVac (Centrum Czumakowa), niebawem pojawi się też jednodawkowy Sputnik Light. Minister zdrowia zapowiada, że do 30 czerwca zaszczepi 30 mln rodaków.

W internetach działa kilka platform dyskusyjnych, w których ludzie dzielą się wrażeniami po szczepieniu, udzielają rad. Moderatorzy uzupełniają te zwierzenia analizami i wypowiedziami specjalistów. Najwięcej pozytywnych ocen zbiera Sputnik V. O dwóch pozostałych mało co wiadomo.

Wirusolog z Centrum Wektor Siergiej Nietiosow mówi: „w Rosji infekcję przeszło już 30-40 mln ludzi, prawie jedna trzecia mieszkańców. W praktyce to oznacza, że transmisja wirusa znacznie spadła, wzrosła odporność stadna (choć nie osiągnęła wartości koniecznych, aby stwierdzić, że została już nabyta). Ażeby pandemia wygasła, niezbędne jest nabycie odporności przez siedemdziesiąt procent społeczeństwa. To minimum. Przy obecnym tempie wakcynacji szczepi się 2 mln miesięcznie. Do jesieni nie zaszczepimy więc dwóch trzecich ludności. Wtedy temperatura powietrza zacznie spadać, a ryzyko zakażenia ponownie rosnąć. Dodatkowo ludzie już dziś, gdy liczba zakażeń zaczęła trochę spadać, zarzucili stosowanie się do nakazów czasów pandemii. Myślę, że jesienią znowu będziemy mieli problem i kolejną falę”.

Na razie jednak najwyraźniej rośnie nadzieja, że już jest po wszystkim, liczba nowych zakażeń spada (dziś 8711 nowych przypadków), na horyzoncie lato i ultrafiolet osłabiający wirusa. No i tak bardzo już chce się ściągnąć maski. 18 marca, w siódmą rocznicę aneksji Krymu, na Łużnikach odbył się wiec. Wzięło w nim udział 80 tys. ludzi, przeważnie młodzież. Kamera przejeżdżała po trybunach, z rzadka wyłapując twarz do połowy osłoniętą maską. „Wielkie covid-party zrobił sobie Putin” – komentowali krytycy. Na imprezie pojawił się też własną osobą prezydent, stał z mikrofonem w ręku sam na podwyższeniu, w promieniu wielu metrów nie było nikogo – taki to dystans społeczny. Prezydent po spędzeniu roku w bunkrze w Nowo-Ogariowie coraz częściej jednak zeń wypełza. Może też wierzy, że już po wszystkim.

Na progu nowej epoki lodowcowej

23 marca. Ostatnia wymiana zdań pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem zapowiada wejście w ostry wiraż i znaczne schłodzenie temperatury i tak oscylującej już koło zera.

Joe Biden nie zapowiadał się ani przez chwilę na prezydenta marzeń dla Rosji. Prokremlowskie media już w czasie kampanii wyborczej prowadziły szeroko zakrojoną akcję oczerniania kandydata demokratów i najwyraźniej sprzyjały Donaldowi Trumpowi. Tak na marginesie: poprzedni prezydent, zwany pieszczotliwie przez obsługę Kremla „Trumpuszką”, nie spełnił pokładanych w nim przez Putina nadziei, ale istniał jeszcze łut szansy, że się przyda. Podważanie przezeń wyników wyborów doprowadzi bowiem do poważnego przechyłu amerykańskiej sceny politycznej, zakwestionowania demokratycznych procedur, pęknięcia w społeczeństwie. Te cele miała realizować w samych Stanach rosyjska agentura wpływu, o czym poinformował w opublikowanym 16 marca raporcie National Intelligence Council. Autorzy dokumentu stwierdzili, że decyzję o przeprowadzeniu antyamerykańskiej kampanii podjął osobiście prezydent Władimir Putin.

Zapachniało nowymi sankcjami. A przecież już 2 marca USA ogłosiły listę sankcyjną (nie pierwszą i nie ostatnią). Znalazły się na niej nazwiska 7 wysoko postawionych rosyjskich urzędników i 14 instytucji związanych z produkcją broni chemicznej. Była to reakcja amerykańskiej administracji na otrucie rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego nowiczokiem. Władze Rosji uznały listę za „igranie z ogniem” i akt nieprzyjazny.
Osoby z listy nie będą mogły wjechać na terytorium USA, ich aktywa tamże zostaną zamrożone. Poważniejsze wydają się konsekwencje sankcji dla instytucji: przewidziany jest bowiem zakaz eksportu towarów i technologii, które mogą służyć do produkcji broni chemicznej, a także komponentów używanych przez rosyjską zbrojeniówkę. Może to spowolnić realizację ambitnych projektów Putina.

Powyższe sankcje można uznać za przygrywkę do spodziewanych kolejnych pakietów. USA zapowiedziały odpowiedź za rosyjskie ataki hakerskie na wrażliwe amerykańskie serwery i ingerencję w poprzednie wybory prezydenckie. Rozważane są sankcje wobec usługujących u rosyjskiego tronu oligarchów. To byłby ciekawy zabieg. O ile do niego dojdzie.

W takiej atmosferze słowa Joe Bidena wypowiedziane w wywiadzie telewizyjnym 17 marca zabrzmiały jak grom. Prezydent odpowiedział mianowicie twierdząco na pytanie dziennikarza, czy uważa Putina za zabójcę. Krótka replika: „Hmm, yes, I do” natychmiast stała się skrzydlatym słowem. Po tej wypowiedzi w Moskwie zawrzało: ostrej reakcji na stwierdzenie Bidena domagali się nawet politycy drugiego i trzeciego szeregu, którzy na ogół nie zabierają głosu w sprawach międzynarodowych (komunista Giennadij Ziuganow podpowiadał np., że Rosja powinna uznać Doniecką i Ługańską Republikę Ludową). Rosyjski ambasador został odwołany z Waszyngtonu do Moskwy na konsultacje. Od kilku dni po rosyjskich mediach krąży widmo odłączenia SWIFT – to jedna ze spodziewanych sankcji w kolejnych transzach.

Jak na to odpowiedzieć – głowili się na wyprzódki politycy i eksperci, ta zniewaga krwi wymaga – pokrzykiwali co bardziej zdenerwowani. Odpowiedzi udzielił osobiście Putin. Najpierw długim wywodem o psychologii polityki, okraszonym podwórkową mądrością „Kto się przezywa, ten się tak samo nazywa”, a potem zaproszeniem dla Bidena do odbycia dwustronnej wideokonferencji o polityce światowej. Reakcja Białego Domu była wstrzemięźliwa. Rzeczniczka Bidena na konferencji prasowej stwierdziła, że prezydent jest zajęty i nie planuje rozmowy. Dzień później wypowiedział się półgębkiem i sam Biden: „kiedyś na pewno porozmawiamy”.

Do wczoraj Kreml czekał jednak w napięciu na przyjęcie propozycji przez Biały Dom. Ale się nie doczekał: rozmowy w formacie i terminie zgłoszonym przez Kreml nie będzie. Czarna polewka.

Ciekawego kolorytu sytuacji dodało to, w jaki sposób prezydent Putin spędził weekend. Prokremlowskie media zachłystywały się relacjami o wyprawie WWP w tajgę. Prezydentowi towarzyszył tylko minister obrony Siergiej Szojgu. To druga wspólna wycieczka Putina-Szojgu po Syberii. Od razu zrobię tu przypis. Wszystkie oficjalne media podawały, że eskapada miała miejsce „gdzieś w tajdze”, snuto domysły, że to zapewne Tuwa, rodzima republika ministra Szojgu; wiarygodności temu stwierdzeniu miały dodać zdjęcia z warsztatu gospodarza, który w wolnych chwilach obrabia znalezione w lesie pieńki i tworzy z nich artystyczne kompozycje. Putin i Szojgu zostali w telewizyjnym reportażu pokazani w kilku miejscach i w kilku kompletach bajeranckiej odzieży, uwagę przyciągnęły zwłaszcza jednakowe kombinezony z ciepłych materii, w których wycieczkowicze przejechali się szwedzkim pojazdem na gąsienicach (powoził Putin). Tym razem obyło się bez pokazywania gołego torsu (choć w mediach społecznościowych nie brakowało docinków, że to sequel „Tajemnicy Brokeback Mountain”). Tymczasem grupa niedowiarków przyjrzała się uważnie plenerom, w których kręcono kronikę wyprawy i zawyrokowała: to żadna tajga, to pod Moskwą, Putin nadal boi się wirusa i ogranicza przemieszczanie się.

Materiał – niezależnie od tego, gdzie został nakręcony – jest bardzo interesujący. To swego rodzaju manifestacja. Putin pokazuje w ten sposób, że ma zaufanie do swojego ministra obrony, wyróżnia go spośród wszystkich innych urzędników. Z kolei Szojgu swoją obecnością demonstruje pełne poparcie sił zbrojnych dla Putina. Komunikat na zewnątrz i na wewnętrzną scenę polityczną.

Ostentacyjny wymiar miała też w kontekście oblodzenia na linii Moskwa-Waszyngton wizyta ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa w Chinach. Pierwsze rozmowy delegacji amerykańskiej i chińskiej na Alasce w ostatnich dniach trudno uznać za udane i zgodne. Tymczasem Ławrow uśmiechał się przyjaźnie do gospodarzy, prezentował zażyłość i pełne zrozumienie. Z marsem na czole mówił natomiast o nieodpowiedzialnej polityce Zachodu (tym razem skupił się głównie na Unii Europejskiej), który Chin – w przeciwieństwie do Moskwy – nie rozumie i chce pouczać z waszecia, a my tu w naszym duecie na takie dictum nie pozwolimy.

Na koniec jeszcze krótkie omówienie chytrego chwytu kremlowskiej propagandy. W programach informacyjnych i publicystycznych w ostatnim tygodniu obecną tam zwykle na pierwszym miejscu Ukrainę tym razem zastąpiły USA z prezydentem Bidenem na czele. Prezenterzy i goście programów wyskakiwali z portek, żeby celniej ugodzić „staruszka Joe”, który potknął się na trapie samolotu, a wcześniej kilka razy pomylił lub przejęzyczył w publicznych wystąpieniach. „Demencja” – wyrzucali z siebie z zadowoleniem diagnozę znawcy tematu. No więc taki stetryczały gość może sobie mówić o Putinie, że uważa go za zabójcę. Bo to z powodu demencji tak bredzi, biedaczek. Ha, co innego Putin, sprawny, oczytany, zorientowany. I jaki ma refleks. Dwa tygodnie ogrywanym z zachwytem tematem był taki mały biurowy epizodzik. Putin siedzi przy biurku i pracuje, wtem niesforny ołówek toczy się po blacie i już ma spaść na podłogę, gdy prezydent chwyta go i udaremnia ołówkowi ucieczkę. Ach, jaki styl, jaka sprawność, jaka gibkość! – wili się w ekstazie dyżurni kapłani propagandy. Podkreśleniu różnicy pomiędzy „staruszkiem Joe” a „wiecznie młodym” Putinem miały też służyć powtarzane po wielokroć w relacjach z „wyprawy do tajgi” fragmenty, jak to chwacko Putin wsiada do pojazdu, otrzepuje śnieg z butów lub dziarsko przechodzi po wiszącym moście.

Dla porównania: Biden urodził się w 1942 roku, Putin – w 1952.

Ogolona głowa Nawalnego

17 marca. Po odbyciu kwarantanny w areszcie śledczym Kolczugino najważniejszy więzień Putina, Aleksiej Nawalny został przetransportowany do kolonii karnej IK-2 niedaleko miejscowości Pokrow w obwodzie włodzimierskim.

O tym, że Nawalny trafi do tej właśnie kolonii, spekulowano już w momencie, gdy został on wywieziony z Matrosskiej Tiszyny w nieznanym kierunku. Kolonia położona jest stosunkowo niedaleko od Moskwy – około stu kilometrów. „Wowa [Putin] chce mieć Nawalnego pod bokiem” – kwitowali lokalizację komentatorzy w mediach społecznościowych.

Ale chodzi nie tylko o to. IK-2 to obiekt cieszący się złą sławą – panuje tu surowa dyscyplina, kolonia ma status „czerwonej”. Zdaniem obrońców praw człowieka powinna być zakwalifikowana jako „kolonia o zaostrzonym rygorze”: „Takim ludziom [jak Nawalny] kolonię wyznaczają w trybie indywidualnym, w uzgodnieniu z kierownictwem Federalnej Służby Więziennictwa. [W IK-2] więźniowie są poddawani totalnej kontroli, co może i jest dobre z punktu widzenia bezpieczeństwa dla życia i zdrowia fizycznego, natomiast jest nieludzkie psychologicznie” (Paweł Czikow, szef stowarzyszenia na rzecz praw człowieka Agora). „Upokorzenie, presja psychiczna, pogróżki, izolacja” – uzupełniają opis warunków pobytu autorzy materiału o kolonii (https://www.svoboda.org/a/31127892.html). Byli więźniowie polityczni, którzy odbywali kary w tym obozie, mówią: „Na dzień dobry więźniów tu biją, to taka profilaktyka, żeby więzień od razu się zorientował, że nic tu nie znaczy”; „To jest piekło, często i mocno tu biją, ja omal nie umarłem”. Według Radia Swoboda, Nawalny nie został pobity (zmienił się naczelnik i teraz jest ponoć inaczej). Ogolono mu natomiast głowę – jak i innym przybywającym „na zonę” więźniom. Widać to na pierwszym i jak dotąd jedynym zdjęciu z kolonii, które opozycjonista zamieścił w Instagramie (https://www.facebook.com/navalny/posts/4205614559457595) wraz z listem. „Muszę przyznać, że rosyjskie więziennictwo mnie zaskoczyło. Nie przypuszczałem, że można urządzić prawdziwy obóz koncentracyjny sto kilometrów od Moskwy. Nie spotkałem się z przemocą, choć gdy patrzę na więźniów, którzy stoją na baczność i boją się odwrócić głowę, wierzę w liczne historie o tym, że w IK-2 do niedawna ludzi niemal na śmierć tłukli drewnianymi młotkami. Teraz metody się zmieniły, odnoszą się grzecznie. Mój nowy dom nazwałem „nasz przyjazny obóz koncentracyjny”. Regulamin, rozkład dnia, metodyczne stosowanie się do przepisów. Przeklinanie jest zabronione. […] Wszędzie są kamery wideo, obserwują nas. Przy najmniejszym naruszeniu sporządzają raport. Tak mi się wydaje, że ktoś na górze przeczytał „1984” Orwella i powiedział: To niezłe, zróbmy sobie coś podobnego. Wychowanie przez odczłowieczenie. Jeśli traktować rzeczy z humorem, to można żyć […]”

Zwolennicy i współpracownicy Nawalnego w mediach społecznościowych codziennie przypominają: Nawalny padł ofiarą zabójców z FSB, nasłanych na polecenie Putina, przeżył atak chemiczny. I nie dość, że przeżył, to jeszcze pokazał światu komando zabójców. Putin mu tego nie wybaczy, będzie się mścił do ostatniego tchu. Nawalny został skazany przez posłuszne Kremlowi sądy, sprawa Yves Rocher, za którą siedzi, została od początku do końca spreparowana. Putin boi się politycznej konkurencji, boi się Nawalnego, dlatego go zamknął.

Współpracownicy opozycjonisty złożyli w sądzie skargę – domagają się wyjaśnienia powodów bezczynności Komitetu Śledczego w sprawie zbadania okoliczności otrucia polityka w sierpniu 2020 roku.

Dziś Stany Zjednoczone ogłosiły kolejną transzę sankcji wobec Rosji w związku z otruciem Skripalów i Nawalnego nowiczokiem. Chodzi o ograniczenie/zakaz eksportu towarów związanych z bezpieczeństwem narodowym.

A zatem – ciąg dalszy nastąpi. I to ostro, bo po dzisiejszym wywiadzie Joe Bidena, w którym udzielił twierdzącej odpowiedzi na pytanie „Czy uważa pan prezydenta Władimira Putina za zabójcę?”, w Moskwie się zagotowało.

Rosyjska gilotyna dla Twittera

11 marca. Władimir Putin nie lubi internetu. Nie lubi, bo go nie rozumie. Nie używa. Uważa za podejrzane narzędzie wymyślone przez wrogi Zachód – a konkretnie CIA – i wprowadzone do Rosji w charakterze konia trojańskiego (niezły kalambur, nieprawdaż?). Prezydent kilkakrotnie dawał publicznie wyraz swoim antypatiom i obawom. Dziś na oczach użytkowników internetu odbyła się mała próba: w Rosji na polecenie agencji Roskomnadzor spowolniono działanie Twittera. W tym czasie zawiesiły się strony Kremla, rządu i Roskomnadzoru.

W ubiegłym tygodniu na spotkaniu z młodzieżą Putin wyraził głośno swoje oburzenie wobec internetu. Dostrzegł w nim zagrożenie dla porządku społecznego. A to dlatego, że w internecie są treści pornograficzne i nakłaniające młodocianych do samobójstw. No i jeszcze internet służy zwoływaniu się na protesty uliczne. Zacytuję interesujący fragment wystąpienia prezydenta: „Doskonale wiemy, co to jest ten internet. […] Kiedy policja dobiera się do tych potworów [którzy namawiają do popełniania samobójstwa], to oni zachowują się zupełnie inaczej. Gdy taki siedzi w internecie, to jest śmiały jak jakiś Rambo, podpuszcza dziewczynkę albo chłopaka, żeby skakali z dachu, całą konstrukcję tworzy. A jak tylko policja wkroczyła, to w spodnie się sfajdał i to dosłownie. Drań taki tam siedzi, rozumiecie, robak, nie żal go rozgnieść. Nakłania dzieci do samobójstwa i jeszcze na tym zarabia – dzięki reklamom”. A zatem: internet musi podlegać moralnym zasadom. W przeciwnym razie może zdeprawować społeczeństwo i rozsadzić je od wewnątrz. Żadnych pozytywnych stron sieci prezydent nie zauważył.

Jako wrogie Kreml postrzega też wszelkie social media. TikTokowi dostało się ostatnio również za podżeganie do samobójstw młodych ludzi. Choć zapewne chodzi o coś innego. Od momentu powrotu Aleksieja Nawalnego do Rosji TikTok okazał się też mocno upolitycznionym medium. Był główną platformą, na której uczestnicy protestów dzielili się informacjami o przebiegu demonstracji.

A dziś na tapetę został wzięty Twitter. Roskomnadzor zapowiedział, że za niestosowanie się do rosyjskich przepisów Twitter zostanie spowolniony na terytorium Rosji. Oficjalnie powodem tej drobnej szykany było nieusunięcie 3168 materiałów zawierających wezwania do samobójstw, pornografię dziecięcą lub dotyczących zbytu narkotyków.

Andriej Malgin skomentował: „Twitter usuwa materiały z pornografią dziecięcą i wezwania do samobójstw, jak tylko materiały te są zgłaszane. Takie są reguły Twittera. […] Może zatem Roskomnadzor powinien zgłaszać takie treści za każdym razem, gdy je znajdzie, zamiast zamykać cały internet. Roskomnadzor twierdzi, że Twitter odmawia usuwania takich treści i dlatego cierpliwość rosyjskiej agencji się wyczerpała. To kłamstwo. Każdy użytkownik Twittera wie, że to wierutne kłamstwo. Tak naprawdę rosyjskiej juncie chodzi o wprowadzenie swojej cenzury na wszystkich platformach”.
Jak tylko w świat poszedł komunikat Roskomnadzoru o spowolnieniu Twittera, zaczęły się dziwne jazdy z oficjalnymi stronami Kremla, Dumy Państwowej, Roskomnadzoru, rządu, MSW, Komitetu Śledczego, Rady Federacji, Rady Bezpieczeństwa, Prokuratury Generalnej i in.

Sygnał za sygnał? Sygnał z Moskwy: chcemy ocenzurować internet, wziąć za twarz rozhulane media społecznościowe? Sygnał do Moskwy: ostrożnie z tą siekierką, Eugeniuszu, możemy was odłączyć od sieci i cześć pieśni? A może tylko zwykła koincydencja?

Kto ten sygnał do Moskwy przesłał? Oficjalnie nie było na ten temat żadnego komunikatu. Niektórzy komentatorzy (w tym wypowiadający się w rosyjskiej telewizji) skojarzyli to, co się stało z oficjalnymi zasobami internetowymi Kremla i okolic, z niedawną zapowiedzią prezydenta Joe Bidena, że Rosja powinna się spodziewać odpowiedzi USA na hakerskie harce we wrażliwych amerykańskich serwerach, zwłaszcza przy poprzedniej kampanii wyborczej. Czy to była ta odpowiedź? Przymiarka do niej? Ciekawe jest to, że rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow mówił, że nie zauważył przerw w dostępie do strony kremlin.ru, a przedstawiciele Rostelekomu tłumaczyli problemy jakąś tajemniczą niesprawnością techniczną sprzętu.

„Rostelekom zmuszono, aby wziął winę na siebie, aby ukryć kompromitację państwa” – stwierdził niezależny ekspert w branży IT. Bo tak naprawdę to sam Roskomnadzor powyłączał oficjalne strony, obawiając się ataku (szczegóły można znaleźć w materiale „Nowej Gaziety”: https://novayagazeta.ru/articles/2021/03/10/zamedlenie-runeta.

Jeszcze jeden ciekawy komentarz z sieci. Paweł Prianikow: „Jeśli chodzi o media społecznościowe, to nastawienie władz jest czytelne. Rosyjskie władze nie chcą same ich odłączać, aby uniknąć oskarżeń o ograniczanie swobody słowa. Wolą utrudnić istnienie i użytkowanie tych mediów [w Rosji]. Zaczną spowalniać ich działanie, każdego dnia obkładać grzywnami, procesować się na potęgę. I będą liczyć na to, że Twitter, Facebook czy Youtube same wycofają się z Rosji. I wtedy będzie można odtrąbić: widzicie, uprzedzaliśmy was, że Ameryka chce nam odłączyć internet”.

Nawalny jedzie do łagru

26 lutego. Osadzony w moskiewskim areszcie śledczym Matrosskaja Tiszyna opozycjonista Aleksiej Nawalny został wczoraj wywieziony z Moskwy do miejsca odbywania kary. Kilka dni wcześniej sąd odrzucił apelację w sprawie politycznie motywowanego „odwieszenia” wyroku z 2014 r. w sfabrykowanej sprawie Yves Rocher (o postanowieniach putinowskiego sądownictwa pisałam na blogu – http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2021/02/20/co-dwa-wyroki-to-nie-jeden/).

Gdzie Nawalny będzie odbywał karę dwóch i pół roku kolonii karnej, dokąd go wiozą? O tym opinii publicznej nie poinformowano. Nie została też o tym powiadomiona rodzina więźnia. Federalna Służba Więziennictwa nie informuje ani o trasie, ani o miejscu docelowym. Jak długo będzie trwał transport? Może dzień, może dwa, a może dwa tygodnie. Przez cały ten czas Nawalny będzie poza zasięgiem społecznych radarów.

Od 23 lutego przedmiotem ożywionej dyskusji w Rosji jest pozbawienie Nawalnego statusu „więźnia sumienia’, przyznanego mu przez Amnesty International 17 stycznia (w dniu jego przybycia z Niemiec do Rosji i zatrzymania na lotnisku Szeriemietjewo). Niespełna miesiąc później AI ogłosiła, że cofa swoją decyzję „być może zbyt pospieszną”, jak stwierdziła przewodnicząca. Dlaczego? AI tłumaczy, że zapoznała się z wypowiedziami Nawalnego z połowy pierwszej dekady XX wieku i musiała zareagować z uwagi na znalezienie w nich „mowy nienawiści”. Jednocześnie Amnesty International utrzymała w sile postulat natychmiastowego uwolnienia Nawalnego „prześladowanego wyłącznie z pobudek politycznych”.

Obrończyni praw człowieka Zoja Swietowa napisała w swoim blogu (https://mbk-news.appspot.com/sences/byurokraty-ot-pravozashhity/): „Pozbawienie Nawalnego statusu [więźnia sumienia] jest poważnym błędem ze strony Amnesty. I wielkie zwycięstwem tych, którzy wymyślili i bezbłędnie przeprowadzili tę operację specjalną. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że było to zrobione w interesach Kremla [szef biura AI na Europę Wschodnią sugerował, że udział w akcji brała RT, propagandowa tuba Kremla na zagranicę]. Dlaczego AI uległa prowokacji? Przedstawiciele organizacji wyjaśniają, że byli zmuszeni zareagować na pytania obywateli. A ci przysyłali do AI filmiki z wystąpieniami Nawalnego sprzed piętnastu, dziesięciu lat. AI je zgłębiła […] i znalazła fragmenty nielicujące ze statusem więźnia sumienia, graniczące z wezwaniami do przemocy i rozniecania nienawiści. […] Czemu wcześniej nikt tego nie zbadał? Czy ludzie z AI nie pomyśleli, jak zostanie przyjęta w Rosji ta decyzja w sprawie odebrania Nawalnemu statusu? Że rosyjska propaganda to wykorzysta?”.

Podobne opinie wypowiedziało w ostatnich dniach wielu publicystów, opozycyjnych polityków czy obrońców praw człowieka. Pisarz Borys Akunin zwrócił się do AI o cofnięcie tej nieprzemyślanej decyzji. A rosyjska propaganda, jak zaznaczyła Swietowa, była wielce kontenta. Nawalny jest od momentu powrotu do Rosji przedstawiany przez propagandę kremlowską jako wróg publiczny numer jeden, jest okładany przez propagandystów ze wszystkich stron za wszystko, co zrobił i nie zrobił, mówił i nie mówił, teraz i kiedyś. Dmitrij Kisielow, główny kapłan telewizyjnej propagandy, określił go w jednym ze swoich programów „Wiesti niedieli” jako „zużyty wyrób numer dwa” [tak nazywano w czasach ZSRR prezerwatywy]. Przy okazji naświetlania sprawy pozbawienia statusu więźnia sumienia kremlowskie media zwracają szczególną uwagę na niegdysiejsze nacjonalistyczne pasje Nawalnego.

Mieszkający poza granicami Rosji, krytyczny wobec Kremla dziennikarz Andriej Malgin napisał na FB: „Dyskredytacja Nawalnego na międzynarodowej arenie to jedno z najważniejszych zadań, postawionych przed rosyjskimi służbami specjalnymi. W świetle tego, że w tych dniach w Europie i USA dyskutowane są nowe sankcje wobec Rosji, to zadanie wręcz najważniejsze. W ten sam sposób ZSRR próbował niegdyś dyskredytować Sołżenicyna. […] Już też i poważna prasa, i niektórzy politycy, z prezydentami włącznie, wspominając o Nawalnym, powiadają: przecież on jest nacjonalistą (w przeciwieństwie do Putina na przykład). To, że Putin do zamachu na opozycyjnego polityka zastosował zakazaną broń chemiczną, jakoś tak schodzi na dalszy plan”.

Rzeczywiście moment został wybrany świetnie. Amnesty International została zasypana materiałami od wzburzonych obywateli, na pewno całkiem przypadkowo przechowujących w swoich rodzinnych archiwach na starych komputerach zestaw wypowiedzi Nawalnego z pierwszych lat jego działalności. Na skutek nacisku oburzonych obywateli w AI stwierdzono, że w takim razie organizacja bierze swoje słowo o Nawalnym z powrotem. Szefowa RT Margarita Simonjan zapewniła, że RT w ogóle w życiu nie miała nic wspólnego z akcją. I przestrzegła sarkastycznie tych, którzy sugestie o jej udziale upublicznili.

Politolog Abbas Galamow zauważa: Po pierwsze decyzja Amnesty International mówi o tym, że żadnej skoordynowanej antyrosyjskiej kampanii, której narzędziem jest Nawalny, na Zachodzie nie ma [takie twierdzenia nieustająco padają w rosyjskich programach publicystycznych i informacyjnych, w ich ujęciu Nawalny jest agentem obcych służb specjalnych i realizuje zadania zagranicy, przede wszystkim USA i Niemiec]. A decyzje tamtejsze organizacje społeczne podejmują nie po tym, jak dostają telefon [z góry, z Kremla]. One rzeczywiście próbują zbadać istotę tego, co się dzieje, wysłuchują wszystkich uczestników, nawet trolli z RT. I podejmują obiektywne decyzje”.

Obsługa Kremla okazała się jednak nieusatysfakcjonowana do końca tym, co się stało wokół cofnięcia statusu Nawalnemu. Pranksterzy Lexus i Wowan (Vovan) dołożyli swoją cegiełkę. Podali się za jednego z najbliższych współpracowników Nawalnego, Leonida Wołkowa i wczoraj przeprowadzili wideokonferencję z wierchuszką Amnesty International. Podpuszczali rozmówców, aby zrewidowali oni swoją decyzję w sprawie odebrania statusu Nawalnemu. Całość połączenia można obejrzeć na kanale Youtube: https://www.youtube.com/watch?v=Ilh4q5P-K9A (wersja angielska z rosyjskimi napisami).

Co dwa wyroki, to nie jeden

20 lutego. Dzisiaj Aleksiej Nawalny dwukrotnie stawał przed obliczem putinowskiego wymiaru sprawiedliwości. Najpierw jeden skład sędziowski rozpatrywał i odrzucił apelację w sprawie „odwieszenia” wyroku w sfingowanej sprawie „Yves Rocher”, a potem swoją cegiełkę dołożył drugi skład orzekający i skazał Nawalnego na grzywnę w wysokości 850 tys. rubli „za obrazę weterana”.

Odrzucenie apelacji w pierwszej sprawie oznacza, że Nawalny ma spędzić w kolonii karnej dwa lata sześć miesięcy (karę orzeczoną w poprzedniej rozprawie skrócono o niespełna dwa miesiące: znaj, Aleksieju Anatoljewiczu, łaskę pańską). Pojawiły się już zapowiedzi, że w najbliższych dniach skazany zostanie przewieziony do którejś z kolonii w Centralnym Okręgu Federalnym, być może nawet dziś.

W ostatnim słowie Nawalny powiedział: „Jakże często wygłaszam ostatnie słowo. Jeśli ktoś zechce wydać te moje wystąpienia, to wyjdzie z tego dość gruba książka. […] Najpierw trzeba człowieka zastraszyć, a potem pokazać mu, że jest sam. […] Ale ja nie czuję się osamotniony. Jest taka znana formuła: siła w prawdzie. Nasz kraj jest zbudowany na niesprawiedliwości, cały czas mamy do czynienia z niesprawiedliwością. To najgorszy typ niesprawiedliwości – niesprawiedliwość uzbrojona. Ale jednocześnie widzimy, że dziesiątki milionów ludzi pragną prawdy. I wcześniej czy później będą mogli się nią nasycić. Każdy może zobaczyć – oto pałac. Możesz sobie mówić, że to nie jest twój pałac, ale to twój pałac. I są te zastępy ubogich ludzi. A oni powinni być bogaci. Zbudowali ropociąg, zarabiają pieniądze, a są ubodzy. Wcześniej czy później ci ludzie, którzy pragną prawdy, dostaną ją. I wiecie co, władzo, nie należy bać się tych ludzi, którzy walczą o prawdę. Pomyślcie sobie, jak cudownie jest żyć w prawdzie”. To doskonałe wyjście dla wszystkich. Choćby sędziów, którzy nie muszą czekać na telefon z góry, żeby wiedzieć, jaki wyrok wydać. Biznes też skorzysta na prawdzie. Niesprawiedliwość to bałagan i nędza. Albo weźmy FSB. Nie ma takich ludzi, którzy by marzyli o służbie w FSB, która miałaby polegać na praniu zatrutych majtek opozycjonisty. Dostaję mnóstwo listów. Co drugi list kończy się frazą: „Rosja będzie wolna”. Też chcę, aby Rosja była wolna. To warunek konieczny, ale niewystarczający. Chcę, żeby Rosja byłą bogata, aby sprawiedliwie były dzielone jej bogactwa. Chciałbym, że ochrona zdrowia była na odpowiednim poziomie, żeby mężczyźni dożywali do emerytury. Chciałbym, żeby edukacja była w porządku. Żeby ludzie normalnie zarabiali. Rosja jest nieszczęśliwa. Nie potrafimy się wyrwać z tego kręgu wiecznych nieszczęść. Musimy więc dołożyć starań, aby Rosja była nie tylko wolna, ale i szczęśliwa. Rosja będzie szczęśliwa. To wszystko, co miałem do powiedzenia.

Piękne marzenie. Nawalny oznajmił po raz kolejny dobitnie i głośno, że nie przyjmuje brudnych zasad gry ludzi trzymających władzę z zachłannym, zakłamanym liderem na czele. W punktach jeszcze raz przypomniał, o co walczy.

Borys Akunin na swoim profilu FB napisał: „Aleksiej Nawalny wyjdzie na wolność nie wcześniej, niż na wolność wyjdzie Rosja. I odwrotnie. Teraz to się stało jasne”.

A teraz o weteranie. Kiedy wiosną ub.r. Kreml organizował głosowanie powszechne, w którym ludzie mieli się wypowiedzieć, czy chcą przyjęcia poprawek do konstytucji (w tym o wyzerowaniu dotychczasowych kadencji prezydenckich Putina), putinowska telewizja wyprodukowała materiały agitacyjne. W jednym z filmików TV RT wystąpili znani mniej lub bardziej przedstawiciele różnych kategorii zawodowych i wiekowych: aktorzy, lekarze, muzycy itd. Wśród nich weteran wielkiej wojny ojczyźnianej Ignat Artiemienko. Nawalny po obejrzeniu tego materiału powiedział, że ci ludzie to lokaje i sprzedawczyki. Tyle.

Putinowski wymiar sprawiedliwości wysmażył przeciwko Nawalnemu na tej podstawie oskarżenie o obrazę świętości narodowej – weterana. Obsługujące Kreml media, posłuszni komentatorzy i politycy na wyprzódki wylewali na głowę Nawalnego wiadra pomyj. „Ten człowiek obraził wszystkich weteranów w osobie Artiemienki, moich dziadka i ojca, którzy walczyli. Przez to stał się moim osobistym wrogiem” – mówił w jednym z licznych tele-show poświęconych temu zagadnieniu senator Oleg Morozow. Nakręcano sprężynę nienawiści, wykazując, że Nawalny nie szanuje tego, co czci cały naród w osobach weteranów.

Linia obrony Nawalnego polegała na wskazaniu, że stareńki weteran nie orientuje się w sytuacji, a szopkę urządza wnuk, który wykorzystuje dziadka do własnych celów marketingowych i merkantylnych. Oskarżony nie odwołał tego, co powiedział o uczestnikach propagandowych harców wokół zmian w konstytucji. W trakcie absurdalnej rozprawy padało wiele opinii, emocje sięgały zenitu.

Sąd skazał Nawalnego na niebotycznie wysoką grzywnę 850 tys. rubli. Sprawa będzie miała dalszy ciąg: będą teraz ciągać Nawalnego za to, że podczas swoich wystąpień w czasie procesu obraził prokuratora, sędzię i jeszcze raz samego weterana. Never ending story. Można śmiało założyć, że Nawalny stanie się ulubionym obiektem gier wymiarem sprawiedliwości.

Za puentę niech posłuży taki oto ciekawy detal: choć pozew przeciw Nawalnemu został zgłoszony w obronie weterana, to weteran nie otrzyma ani grosza z zasądzonej kary pieniężnej. Wpłata wpłynie do budżetu państwa.

Triumf niemocy

12 lutego. Aleksiej Nawalny wracając do Rosji, zbudził Kreml, zmusił do działania, podyktował szybkie tempo. Władza straciła inicjatywę. Grupa trzymająca władzę musiała co prędzej zawiesić na kołku ustalony porządek politycznego dnia i co prędzej zabrać się do przegrupowania sił. A to wszystko, aby dać odpór Nawalnemu, wytrącić mu z ręki sprawnie wrzucane do przestrzeni publicznej argumenty. A w rezultacie pozbyć się utrapionego rywala w walce o tron.


Po prawie miesiącu, jaki minął od przylotu opozycjonisty z Niemiec, można stwierdzić, że Kreml już nie bawi się w subtelności. Sięgnął po wypróbowane metody siłowe. Jak napisał Igor Ejdman, w trwającej od początku prezydentury Putina walce pomiędzy skrzydłami manipulatorów (telewizja, gry dworskie, ideologiczne i in.) a siłowików zdecydowanie wygrywają teraz siłowicy. Ejdman nazywa ich „nasilnikami” (насильники, czyli dosłownie gwałciciele, ludzie używający przemocy). Choć to nie oznacza, że manipulatorzy opowiadający na co dzień rosyjskim telewidzom, co powinni myśleć i za co kochać Putina, siedzą z założonymi rękami. Wręcz przeciwnie – nadają ze wzmożona siłą. Widowisko to smutne i żałosne. Też już zarzucono subtelności jako nieprzydatne, wykład jest toporny, prymitywny i nieprzebierający w środkach.


Na przykład odpowiedzią na film Nawalnego o pałacu Putina (obejrzało go na Youtube 112 mln osób https://www.youtube.com/watch?v=ipAnwilMncI) były montowane w pośpiechu i rozpaczy reportaże z tego obiektu, który znajduje się w stanie permanentnego remontu. Autorzy tych materiałów wyskakiwali z portek, aby ukazać, że piękne wnętrza zaprezentowane w filmie Nawalnego nie istnieją (sygnalizował to i sam Nawalny, mówiąc, że ściany pałacu pokryły się pleśnią i wymagają remontu). Ponadto po trwającej długo pauzie do własności przyznał się stary druh Putina z Petersburga, Arkadij Rotenberg, beneficjent wielkich państwowych kontraktów (m.in. krymski most). Próbowano jeszcze przemycić przekaz, że obiekt ma być luksusowym hotelem, choć nic o tym nie świadczy.


Głos zabrał w tej sprawie nawet sam prezydent, który na online spotkaniu ze studentami wyparł się nieruchomości bez mrugnięcia powieką. To wystąpienie było wyjątkowym pokazem firmowej obłudy, nieprzekonującej w najmniejszym stopniu, a stanowiącej własnoręczne podkopanie majestatu: oto Putin tłumaczy się jak sztubak, plącząc się w zeznaniach. Niebywałe.


Ekipa telewizyjna została wysłana do Bawarii, gdzie Nawalny mieszkał po opuszczeniu kliniki Charite. Celem reportażu było wykazanie, że opozycjonista pławił się w niebywałych luksusach. Tymczasem jego apartament okazał się niewielki i skromny. Żeby optycznie go powiększyć, kamerzysta używał tak zwanego rybiego oka, które zakrzywia linie. Ale nawet te zabiegi nie mogły wywołać w widzach wrażenia, że oglądają przepych. (https://www.svoboda.org/a/31099588.html)


Wróćmy do wątku przemocy. Zastosowano ją masowo i dobitnie wszędzie tam, gdzie pojawiły się jakiekolwiek próby zademonstrowania poparcia dla Nawalnego. Spałowano protesty 24 stycznia, spałowano protesty 31 stycznia, spałowano spontaniczne wystąpienia 2 lutego. Tego dnia Nawalny stanął przed sądem.


Sąd przychylił się do wniosku Federalnej Służby Więziennictwa o zamianę Nawalnemu wyroku 3,5 roku w zawieszeniu na realną odsiadkę w związku z rzekomym naruszaniem przez niego procedur. Sąd wykonał polityczne zamówienie Kremla: Nawalny pozostanie do rozpatrzenia apelacji w areszcie, a potem trafi do łagru na 2 lata 8 miesięcy. W dniu rozprawy okolice sądu były obstawione przez wzmocnione oddziały prewencji, które miały nie dopuścić do gromadzenia się zwolenników Nawalnego. Wiele z zatrzymanych wtedy osób do dziś siedzi w areszcie.


Kolejna odsłona odbyła się 5 lutego – Nawalny stanął przed sądem oskarżony o zniesławienie weterana. Tę sprawę uszyto na podstawie krytyki, jaką opozycjonista wygłosił wobec osób biorących udział w materiale agitacyjnym wzywającym do głosowania na poprawki do konstytucji (dające m.in. Putinowi możliwość dalszego sprawowania urzędu). Weteran poczuł się rzekomo urażony. W prokremlowskich mediach, które do niedawna nie dostrzegały Nawalnego i nawet nie wypowiadały jego nazwiska, rozpoczęła się nagonka na „pozbawionego czci i wiary antybohatera”, obrażającego weteranów.


Rozprawa miała dziś ciąg dalszy. Napiszę o tym oddzielnie.

Skazany Azat Miftachow

26 stycznia. W cieniu spektakularnych wydarzeń związanych z powrotem Aleksieja Nawalnego do Rosji rozgrywa się dramat młodego matematyka Azata Miftachowa.
Tydzień temu Miftachow, 27-letni doktorant MGU, stanął w Moskwie przed sądem, oskarżony o podpalenie biura partii rządzącej Jedna Rosja. Został skazany na karę 6 lat pozbawienia wolności. Tak, sześciu lat. Karę ma odbywać w kolonii karnej. Dwoje pozostałych oskarżonych otrzymało wyroki w zawieszeniu. Miftachow nie przyznał się do winy. Obrona wnioskowała o uniewinnienie.


Rosyjscy matematycy wystąpili z wyrazami poparcia dla Miftachowa – pod listem podpisy złożyło ponad 2500 osób, petycję w sprawie jego uwolnienia na Change.org podpisało 87 tysięcy osób. Apel w jego obronie opublikowali matematycy z USA, Kanady i wielu krajów europejskich. Daremnie – pisze na stronie Radia Swoboda Lubow Cziżowa (https://www.svoboda.org/a/31045893.html).


Prawie rok temu Miftachow został zatrzymany w związku z podejrzeniami o przygotowywanie materiałów wybuchowych. Policjanci wzięli go w obroty, biciem i torturami próbowali uzyskać od niego przyznanie się do winy, Miftachow nie uległ presji. Został po tygodniu zwolniony i natychmiast zatrzymany pod zarzutem „chuligaństwa, dokonanego w porozumieniu z innymi osobami, czyn był motywowany nienawiścią na tle politycznym”. Chuligaństwo miało polegać na tym, że wraz z Andriejem Jejkinem i Jeleną Gorbań 30 stycznia 2018 roku Miftachow rozbił szybę w siedzibie Jednej Rosji w moskiewskiej dzielnicy Chowrino oraz wrzucił do środka petardę. Straty wynikające z nadpalenia kawałka linoleum oceniono na 48 tys. rubli. W tym czasie biuro było puste. Wszyscy troje byli aktywistami ruchu anarchistycznego Samoobrona Narodowa. W akcie wandalizmu brały udział jeszcze dwie inne osoby, które nie stanęły przed sądem, gdyż opuściły Rosję.


Oskarżenie budowane było na zeznaniach „utajnionego świadka”, używającego pseudonimu Andriej Pietrow, który twierdził, że rozpoznał Miftachowa po charakterystycznych brwiach. Co za traf: Andriej Pietrow zmarł w styczniu na serce (według portalu Mediazona w sprawie Miftachowa zeznawało dwóch takich zakonspirowanych świadków i obaj już podobno nie żyją). Gorbań i Jejkin twierdzili, że Miftachow nie miał nic wspólnego z podpaleniem. Sam oskarżony w swoich zeznaniach przed sądem konsekwentnie powtarzał, że sprawa jest uszyta, rzekome dowody sfabrykowane. Nie wypierał się przy tym zaangażowania w ruch anarchistyczny. Jego zdaniem, właśnie to stało się głównym powodem zainteresowania jego osobą ze strony Ośrodka Przeciwdziałania Ekstremizmowi.


– Antyfaszyści i anarchiści to ideologiczni przeciwnicy obecnego reżimu. Władze są zaniepokojone, że młodzież się jednoczy – mówi obrońca praw człowieka Lew Ponomariow. – W każdym nowym pokoleniu wyrastają ludzie, którzy są zdolni do protestu i oporu. To nie jest liczna grupa: 5, może 10 procent, ale licząca się. Ci młodzi ludzie, których wsadza się dziś do więzienia, to przyszli polityczni liderzy Rosji.


Skazanie Miftachowa to sygnał dla młodych ludzi, którzy mają poglądy odmienne od zaangażowanego putinizmu, klasyczny straszak. Podobnie absurdalnie wysokie wyroki pod absurdalnie naciąganymi zarzutami zapadły w ubiegłym roku w sprawie aktywistów grupy Nowa Potęga (opisywałam ten przypadek na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/10/18/opozycyjna-love-story-kremlowska-hate-story/, http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/08/08/obraz-tygodnia/).


Socjolog Kiriłł Rogow pisze: Siedząc w areszcie śledczym (spędził tam prawie dwa lata) Miftachow napisał dwie prace naukowe. Pod listem poparcia dla niego podpisało się 54 członków Rosyjskiej Akademii Nauk. Takie czasy. Sprawa Miftachowa zaczynała się jak typowa operacja Federalnej Służby Bezpieczeństwa – zarzucano mu własnoręczne przygotowanie bomby, przeznaczonej dla politycznych oponentów. […] Z całej tej hucpy pozostało tylko oskarżenie o zniszczenie okna w dzielnicowej siedzibie Jednej Rosji. I za to skazano go na sześć lat. Na podstawie anonimowych zeznań. Rozbicie okna to nie jest przestępstwo, przestępstwem jest wysyłanie za coś takiego do więzienia.


Na koniec zacytuję słowo końcowe oskarżonego: „Mogę założyć, że – choć nie znaleźli się ludzie, którzy by skrytykowali tę akcję – to wiele osób mogłoby uznać to za rzecz pożyteczną. Wszyscy doskonale wiemy, że partia Jedna Rosja jest w narodzie szeroko nielubiana”.

Nawalny: nie powieszę się na prześcieradle

24 stycznia. Demonstracje pod hasłem „Uwolnić Nawalnego” odbyły się wczoraj w 112 miastach Rosji. Policja zatrzymała ponad 3500 uczestników akcji. To rekordowe wartości w historii Putinowskiej Rosji.


Protest po raz pierwszy miał charakter ogólnokrajowy. Wcześniejsze wielkie demonstracje – 2011/2012, przeciwko powrotowi Putina na Kreml – gromadziły tłumy w Moskwie i Petersburgu, tym razem ruszyły się również ośrodki miejskie od Dalekiego Wschodu po Kaliningrad. Przeciwko protestującym władze zmobilizowały i dobrze wyposażyły w sprzęt obijający liczne formacje policji. „Kosmonauci” brutalnie interweniowali, wyciągali ludzi z grupy, kopali, tłukli pałami, opierających się wynosili za ręce o nogi do suk.


Największa demonstracja była w Moskwie. Oceny liczebności różnią się w zależności od tego, kto liczy: od 15 do 50 tysięcy. Według oceny socjolożki Aleksandry Archipowej, 42% uczestników brało udział w akcji ulicznej po raz pierwszy w życiu.


Ludzie zbierali się na placu Puszkina w centrum miasta. Władza miasta próbowały zniechęcić mieszkańców do udziału w akcji na różne sposoby. Zamknięto stację metra Puszkinskaja w bezpośrednim pobliżu miejsca zbiórki. W przeddzień zaczęto prace przy wymianie płytek chodnikowych (stało się to powodem żartów – prowadzona od dawna wymiana płytek w centrum miasta jest firmowana przez mera Sobianina, przeprowadza ją przedsiębiorstwo związane z jego żoną, roboty pochłaniają mnóstwo pieniędzy z budżetu miasta, a efekt jest mizerny, płytki trzeba ciągle wymieniać). Pod restauracją McDonald’s znajdującą się przy placu Puszkina ustawiły się zastępy tzw. drużynników. To jak widać ciągle przydatny władzom przeżytek czasów sowieckich, coś w rodzaju ORMO, zaangażowani przez milicję/policję cywile, mający pilnować porządku na ulicach. W mediach społecznościowych (które władze próbowały blokować) pojawiły się ostrzeżenia przed tym wcieleniem tituszek, aby uczestnicy nie dali się im sprowokować do bitki i omijali ich szerokim łukiem. Policja spychała zgromadzonych z ulicy na bulwary, tam doszło do pałowania na dużą skalę, brutalnych ataków na maszerujących. Ucierpieli też dziennikarze i zwykli przechodnie. Odbyła się tam bitwa na śnieżki – demonstranci obrzucali „kosmonautów” śniegiem. To była bardzo widowiskowa część demonstracji. Gdy już zapadł zmierzch, część protestujących przemieściła się pod areszt śledczy „Matrosskaja Tiszyna”, gdzie został osadzony Nawalny. Policja wściekle atakowała tych śmiałków, doszło do kolejnych zatrzymań. Łącznie w Moskwie zatrzymano ok. półtora tysiąca ludzi, w tym żonę Aleksieja Nawalnego, Julię (została po trzech godzinach wypuszczona).


A skoro już jesteśmy pod aresztem, to zacytuję słowa Nawalnego z jego Instagramu (https://www.instagram.com/p/CKWYho7onM9/?utm_source=ig_embed): „Na wszelki wypadek oświadczam: nie mam zamiaru powiesić się na kracie, podcinać sobie żył ani gardła zaostrzoną łyżeczką. Uważnie chodzę po schodach”. To ważny komunikat. Politolog Gleb Pawłowski ocenił, że liczne protesty przeciwko uwięzieniu Nawalnego powstrzymają władze od kolejnych prób zgładzenia opozycjonisty.


Ale wróćmy na ulice rosyjskich miast. Druga co do liczebności demonstracja odbyła się w Petersburgu – marsz ruszył główną arterią miasta, Newskim Prospektem (zdjęcia dostępne na stronie „Fontanki”: https://www.fontanka.ru/2021/01/23/69720626/). Zatrzymano sześćset pięćdziesiąt osób. W szpitalu na OIOM znalazła się 54-letnia kobieta, którą policjant kopnął bez dania racji z rozpędu w brzuch.


Na szczególną uwagę zasługują gromadzące od kilkuset do kilku tysięcy osób protesty w innych miastach. Kilkaset osób protestowało w Jakucku mimo pięćdziesięciostopniowych (!) mrozów. Zgromadzenia odbyły się we Władywostoku, Chabarowsku (tam ludzie wprawieni w protestach, od lipca w każdą sobotę odbywają się marsze w obronie odwołanego gubernatora Siergieja Furgała), Czicie (policja tam nie rozpędzała protestów, czym zasłużyła na oklaski zgromadzonych), Irkucku, Nowosybirsku, Omsku, Tomsku, Niżnym Nowogrodzie, Rostowie nad Donem i wielu innych.


Władze poza wysłaniem „kosmonautów” na ulice wytoczyły też przeciw Nawalnemu armaty medialnych kłamstw. Jak wylicza Stanisław Kuczer (RTVI), w prokremlowskich mediach promowano mity. Mit numer 1: Nawalny wzywał na protesty dzieci. „Ażeby zobaczyć, że to nieprawda, wystarczy popatrzeć na profile Nawalnego w mediach społecznościowych, nie ma tam ani słowa o wezwaniu nieletnich na wiece”. Mit ten swoim wątpliwym autorytetem wzmacniała popadia Kuzniecowa, rzeczniczka praw dziecka, powtarzając wyssane z palca twierdzenia o rzekomym „żywym murze z dzieci”, które miały ochraniać swymi ciałami protestujących w sprawie Nawalnego dorosłych we Władywostoku. Kolejny mit: To nie jest protest pokojowy, demonstranci są agresywni wobec przeciwników Nawalnego, atakują też policjantów, to żulia. O agresji „kosmonautów” ani słowa. Rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że w akcjach – które były nielegalne – wzięło udział niewiele osób, na poprawki do konstytucji [dające Putinowi prawo wyzerowania dotychczasowych kadencji i prawo startu w kolejnych wyborach] głos oddało znacznie więcej Rosjan i w ogóle więcej osób głosuje na Putina niż popiera Nawalnego (https://www.vesti.ru/article/2514425). Z dziennika telewizyjnego można się było jeszcze dowiedzieć, że w organizowaniu akcji protestu brały udział wywiady obcych państw, akcje doprowadzą do zwiększenia liczby zakażeń koronawirusem i że policja była łagodna jak baranek, reaguje tylko na akty chuligaństwa (https://www.vesti.ru/article/2514448). Ciekawa jestem, jaką dziś bajkę będzie opowiadał Rosjanom Dmitrij Kisielow, naczelny kapłan kremlowskiej propagandy, w sztandarowym programie „Wiesti Niedieli”.


Jakie będą polityczne reperkusje wczorajszych demonstracji? Czy władze ugną się pod naciskiem i wypuszczą Nawalnego na wolność? Na oba te pytania odpowiedziałabym: szanse na to są niewielkie. Ale to, co się dzieje w związku z powrotem „niedotrutego” Nawalnego do Rosji, ma i będzie miało znaczenie dla kondycji Putinowskiego reżimu. Wyrażony w postaci wczorajszych protestów zakres poparcia dla Nawalnego nie jest dla władz krytyczny. Ale jest przestrogą. To się może zmienić, może się w przyszłości przechylić. Poza tym Nawalny nadal będzie drążył, pokazywał korupcję i zgniliznę ludzi reżimu, a tym samym drapał teflonowy wizerunek „wiecznego” Putina. Pokazanie pałacu w Gelendżyku (film w ciągu pięciu dni odnotował 79 milionów odsłon na Youtube – https://www.youtube.com/watch?v=ipAnwilMncI) pokazało Putina w bardzo niekorzystnym świetle pod wieloma względami. Korupcja, samowładztwo, otaczanie się podejrzanymi osobistościami, bezguście i tak dalej. Wczoraj wielu ludzi na demonstracjach miało w rękach szczotki do czyszczenia sedesu – to symboliczny komentarz do pokazanego na filmie „eksponatu” z pałacowej łazienki, pozłacana szczotka za kilkadziesiąt tysięcy rubli. Piękne berło Putina.


Intensywny ciąg dalszy na pewno zaraz nastąpi.