Archiwa tagu: bankowość

Wielka pralnia Putina

21 marca. Główne tytuły prasowe Europy Zachodniej obszernie omawiają wielką aferę z praniem lewej kasy pochodzącej z Rosji. Według grupy dziennikarzy śledczych OCCRP (centrum, które brało udział m.in. w ujawnianiu Panama Papers), w ciągu trzech lat (2011-2014) zalegalizowano co najmniej 22 mld USD, pochodzących z Rosji. Schemat tej gigantycznej przepierki obejmował około siedmiuset banków w prawie stu państwach, nawet szacowne banki z Niemiec, Danii i Wielkiej Brytanii, które szczycą się przejrzystością swoich operacji. Pieniądze osiadły na kontach 5149 firm znajdujących się między innymi w jurysdykcji USA, RPA, a także Chin i Australii. Skala procederu jest porażająca.

Sprawa nie jest nowa. Pierwsze materiały ze śledztw dziennikarskich ukazały się w „Nowej Gazecie” w 2014 roku. Teraz dzięki międzynarodowej współpracy dziennikarskiej braci udało się udokumentować więcej podejrzanych transakcji, ustalić schematy transferów, wskazać banki, ścieżki, którymi chodziły zakazane pieniądze. No i sprawa nabrała rozgłosu dzięki publikacjom w czołowych gazetach Niemiec i Wielkiej Brytanii.

„Autorzy opracowania uważają, że ta największa operacja mająca na celu pranie brudnych pieniędzy w Europie Wschodniej odbywała się pod patronatem Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Dziennikarze nazwali ją Laundromat. W latach 2011-2014 pieniądze wyprowadzano z Rosji pod pozorem wykonywania nielegalnych decyzji mołdawskich sądów” – twierdzi Radio Swoboda w materiale omawiającym aferę (http://www.svoboda.org/a/28380180.html). W schemacie brało udział dwadzieścia rosyjskich banków, w zarządzie jednego z nich, jak pisze „Nowaja Gazieta”, zasiadał stryjeczny brat prezydenta, Igor Putin.

Dlaczego to wyszło dopiero teraz? „Nowaja Gazieta” (https://www.novayagazeta.ru/articles/2017/03/20/71828-landromat-prodolzhenie) rozgryza zagadnienie: „We wrześniu 2014 roku z Moskwy do Kiszyniowa z ważną sekretną misją przybyło dwóch ludzi. Podczas kontroli paszportowej zdziwienie mołdawskich funkcjonariuszy służby granicznej mogło wywołać to, że ich paszporty zostały wydane tego samego dnia przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji, i to w przeddzień ich przyjazdu do Mołdawii. Ale mołdawskie służby specjalne były uprzedzone o ich wizycie. Na gości z Moskwy oczekiwano i nawet wiązano z nimi pewne nadzieje. Młodzi mężczyźni (obaj byli niewiele po trzydziestce) nazywali się Aleksiej Szmatkow i Jewgienij Wołotowski. Obaj pracowali w zarządzie „K” Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który zajmuje się kontrwywiadem w sferze kredytowo-finansowej. Szmatkow i Wołotowski mieli reprezentować FSB na wspólnej naradzie z mołdawskimi kolegami, podczas której służba rosyjska i służba mołdawska miały osiągnąć porozumienie o wspólnym śledztwie w sprawie jednej z afer z praniem pieniędzy na podstawie orzeczeń mołdawskich sędziów. Oficerom FSB podczas pobytu w Mołdawii towarzyszył człowiek z rosyjskiej ambasady. Po dwóch dniach Wołotowski i Szmatkow powrócili do Moskwy. Od tamtej pory, jak twierdzą mołdawskie władze, rosyjskie służby specjalne zaczęły utrudniać śledztwo, a mołdawscy politycy, którzy odwiedzali Moskwę, poddawani byli presji”.

Jednak sprawie, jak widać, nie udało się ukręcić łba. W 2014 roku, kiedy rosyjscy dziennikarze z „Nowej Gaziety” opublikowali pierwsze wyniki swojego śledztwa, sprawa nie przyciągnęła takiej uwagi światowych mediów. Wtedy na topie były inne tematy. Ale teraz afera z przepuszczaniem brudnych rosyjskich pieniędzy przez banki współgra z innymi aferami: poczynaniami rosyjskich hackerów rozkminiających amerykańskie wybory, wyjawianiem ludzi w Białym Domu i okolicach, opłacanych przez Kreml i jego przybudówki, finansowaniem przez Putina różnych partii i polityków w Europie.

Krytyk Putina, Igor Ejdman pisze: „Pochodzące z przestępstwa pieniądze to główny oręż tajnej wojny, którą Putin toczy przeciwko demokracji. Tych pieniędzy używa się w kupowaniu zachodnich elit, finansowaniu propagandy, manipulacji opinią publiczną, dla poparcia destrukcyjnych sił politycznych, organizowania ataków hackerskich, zbierania materiałów kompromitujących i szantażu wpływowych osób. Celem jest wzrost wpływów Putina w świecie, rozłam w UE i NATO, zniweczenie sojuszu Europy i USA, destabilizacja sytuacji w demokratycznych państwach. Teraz do najbardziej aktualnych tematów należą rozkręcanie histerii wokół napływu uchodźców do UE i rozdmuchiwanie nowego konfliktu na Bałkanach.  […] Niedawno podczas przesłuchań w amerykańskim Kongresie padło sformułowanie: środki kontrolowane przez Kreml są tak wielkie, że próba ich zamrożenia doprowadzi do „prawnego koszmaru”. Realne sankcje przeciwko putinowskiej elicie spowodowałyby nie tylko zawirowanie w sferze prawnej. Uderzyłyby też w interesy wielu zachodnich biznesmenów […]. I to na Zachodzie budzi trwogę. Ta sytuacja przypomina rozrastanie się nowotworu. Guz (putinowska korupcja) jest tak ogromny, że nie można go usunąć bez uszczerbku dla zdrowych części organizmu. Chory (Zachód) boi się tego i dlatego nie chce operacji. Ale jeśli interwencję chirurgiczną odkładać bez końca, to guz rozrośnie się jeszcze bardziej i chory po prostu umrze. Putinowskie brudne pieniądze dały już przerzuty – nie tylko w gospodarce, ale także w życiu politycznym wielu krajów. Jeżeli nie przeprowadzi się bolesnej operacji oczyszczenia od tych toksycznych wyziewów, to one zniszczą współczesne demokratyczne społeczeństwo. Zagrożeniem jest nie tylko nielegalne pranie brudnych pieniędzy, ale każde „legalne” przeniknięcie rosyjskich przestępczych kapitałów do krwiobiegu gospodarki światowej. Jedynym sposobem postawienia tamy temu procederowi jest wprowadzenie totalnych sankcji przeciwko całej putinowskiej skorumpowanej elicie. Tylko to powstrzyma pełzającą polityczną ekspansję Kremla”.

Jak wynika z dziennikarskiego śledztwa, w schemacie Laundromatu umoczyły się zacne szyldy z dziedziny bankowości. Wśród banków, które obsłużyły blisko 70 tysięcy podejrzanych transakcji w schemacie Laundromatu, wymienia się takie tuzy jak Deutsche Bank, HSBC, Royal Bank of Scotland i wiele innych. Usłużne, na pewno zapewniające klientów o dyskrecji. Śledztwo pokazało to, co udało się wychwycić i udowodnić. A to zapewne tylko wierzchołek góry lodowej.

Czarne oczy giełdy

Rosyjskie finanse od kilku dni szaleją na huśtawce. Wczoraj za euro płacono 100 rubli, za dolara – 80, chociaż poprzedniej nocy bank centralny w paroksyzmie rozpaczy podniósł stopy procentowe z 10,5 do 17%. Kolejne interwencje banku (według niektórych danych tylko wczoraj prawie 2 mld dolarów, słownie: dwa miliardy) nieco zbiły kurs, ale niewiele. Znaczące spadki na giełdzie odnotowały też rosyjskie spółki.

Prezydent Putin ustami swego rzecznika oznajmił dziś, że nie wystąpi ze specjalnym komunikatem w związku z szaleństwem na giełdowych parkietach. Ograniczy się do wyłożenia swojego punktu widzenia na sytuację rynków finansowych podczas planowanej na jutro wielkiej konferencji prasowej.  Tak, jasne, Kreml nie zajmuje się gospodarką, nie zajmuje się rublem, to dziedzina banku centralnego i rządu (pod dyrekcją premiera Miedwiediewa, samodzielnego, hłe, hłe, jak i inne gałęzie systemu). Zagadnienia gospodarcze Władimira Władimirowicza śmiertelnie nudzą, on woli rozgrywki z zachodnimi kolegami według scenariuszy wyuczonych w szkole KGB. Być może jutro nic nowego nie zostanie powiedziane, a może zostanie zapowiedziana sakralizacja rubla do użytku wewnętrznego, wystawianie rachunków zagranicznym klientom za ropę i gaz w rublach (takie plotki chodzą po roztrzęsionych kuluarach) albo ogłoszone polowanie na spekulantów, powiązanych ze światowymi (czytaj: amerykańskimi) ośrodkami zakulisowego dowodzenia. Wszystkiemu winne zachodnie spiski. Przygrywka do tych haseł już była – w niedawnym orędziu (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/12/04/wzgorze-swiatynne-na-krymie-teraz-i-na-zawsze/).

Ale przecież to nie o to chodzi, że bank centralny omylił się w rachunkach (też taki samodzielny jak premier). Zawał na giełdzie to jeden z symptomów poważnej choroby, jaka toczy rosyjską gospodarkę. Wiele wskazuje na to, że ten zbudowany w wielkim trudzie przez Władimira Putina model się kończy, okazał się niewydolny, przeżarty korupcją i dotknięty niemocą. Wiele razy pisałam tu, że rosyjska gospodarka złapała zadyszkę już w zeszłym roku, gdy ceny ropy były jeszcze bardzo wysokie. Sankcje Zachodu wprowadzone po aneksji Krymu i agresji na wschód Ukrainy jedynie pogłębiły negatywne tendencje. Pogłębiły, nie spowodowały. Głównym powodem są niekompetentne rządy. Borys Niemcow, antykremlowska opozycja pozasystemowa, stwierdził dziś, że to nie państwo choruje, a rządząca korporacja przeżywa kryzys. Rzecz w tym, że ta korporacja utożsamiła się z państwem, pożarła je. Z tego, co na początku grudnia prezydent powiedział przed obliczem obu izb parlamentu, wynika, że nie ma zamiaru bić się we własne piersi za stan finansów państwa i wszystko, co się z tym państwem niedobrego dzieje, nie zamierza korygować swoich decyzji politycznych, które kryzys zaostrzyły. Nie zamierza zmieniać systemu, wręcz przeciwnie – zamierza trwać we wszystkim, co ten system czyni niedostosowanym do wyzwań i wysoce nieefektywnym. A bez zmian się nie da. Jak napisał Ilja Milsztejn na Grani.ru, symbolem tych dni jest „Czarny kwadrat” Malewicza. „W ślad za czarnym wtorkiem przychodzi humor tak czarny, że nawet w kwadracie Malewicza dostrzega się zarysy współczesności.[…] No tak, Krym. Nieszczęście polega nie na tym, że cena Krymu jest wysoka. A na tym, że cena Krymu jest nieznana”.

Dzisiaj mnożą się doniesienia, że Rosjanie tłoczą się w długich kolejkach w sklepach ze sprzętem AGD i RTV, meblami, samochodami, wszędzie tam, gdzie można kupić trwałe dobra, póki ceny nie zostaną skorygowane w górę, dopóki w ogóle na rynku są takie towary (w znakomitej większości zagraniczne), dopóki są pieniądze. Być może jutro okaże się, że Rosja zrywa kontakty ze światem, nic nie będzie sprowadzać z zagranicy, a rublami będzie można tapetować ściany wyludnionych biur, z których zwolniono 90 procent personelu.

Moskwa nie wierzy rublom. Pod kantorami – kolejki. Dmitrij Miedwiediew jest chyba jedynym człowiekiem w mieście, który spokojnie trzyma swoje oszczędności w narodowej walucie. Członkowie Rady Federacji nie śpią po nocach z powodu pojawienia się na wywieszkach z cenami dawno zapomnianego przelicznika „u.je” (usłownaja jedinica, czyli równowartość dolara według kursu danego dnia). Senator Igor Czernyszew nie tylko skrytykował pomysł przerażonych handlowców, ale jeszcze wystąpił na łamach prasy z zachętą do masowej rezygnacji z używania towarów importowanych: „Bez szminek z importu kobiety mogą się spokojnie obejść – mężczyźni wolą naturalność. A jeśli już któraś koniecznie chce pomalować usta – proszę bardzo, buraczek – bardzo naturalny, chemia się do organizmu nie dostaje. A w bieliźnie z moskiewskiej fabryki nasze kobiety wyglądają ładniej niż we francuskiej”. Odważny pan senator – pod wieloma względami, nieprawdaż?

W sieciach społecznościowych – festiwal wisielczego humoru. „Sklep „Wszystko po 30 rubli” zmieniał wczoraj szyld osiemnaście razy”. „Jaki dziś kurs rubla? Echo odpowiada: – Bla, -bla, -bla”. „Nowy słownik języka rosyjskiego. Kantor wymiany walut – punkt skupu makulatury”. „Drogie banki! Nie kupujcie tablic informujących o kursie walut zagranicznych z czterema rubryczkami, patrzcie w przyszłość: potrzeba będzie co najmniej sześć okienek”. Dopisek: „Albo przynajmniej tyle, żeby się zmieściło #Krymnasz”. „Pod koniec roku dolar będzie kosztować tyle, co dwa Krymy”. Albo taka uwaga z nadzieją w lepsze jutro: „Czyżby się okazało, że zielone papierki są jednak mocniejsze niż zielone ludziki?”.

Interesujący wpis na blogu dał dziś pisarz Zachar Prilepin, #krymnaszysta: „Wszyscy teraz z satysfakcją odnotowują, jak postępowi ludzie obserwując spadek rubla, wykrzykują: – No i co, Ruskie, przyszedł rachunek za Krym? […] Putin niech sprawdza banki, on na pewno zdaje sobie sprawę, że czeka na niego miejsce w Hadze. Kraj, który w takiej sytuacji będzie nadal szedł liberalnym kursem, to nie jest zdrowy kraj. Będziemy się przyglądać, co zrobi prezydent”. Dalej Prilepin wspomina głodne lata upadającego ZSRR, kryzysy lat dziewięćdziesiątych i stwierdza, że ludzie – choć nie mieli co do garnka włożyć, to się śmiali i byli szczęśliwi. I na koniec dodaje: „Aha, no i jeszcze #Krymnasz i Noworosja nie umarła. Jeszcze nie raz się policzymy, nie denerwujcie się”.

Na jutro Władimir Władimirowicz zwołuje wielką konferencję. Na moskiewskiej giełdzie dolar kosztuje wieczorem 61 rubli, a euro – 76 rubli. Dobre tło do wystąpienia.