Archiwa tagu: Borys Niemcow

Którzy odeszli, 2015. Część druga

1 listopada. O zabójstwie opozycjonisty Borysa Niemcowa mówił cały świat. Pod koniec lutego na moście w pobliżu Kremla Niemcow został zastrzelony przez (nadal) nieznanych sprawców (https://www.tygodnikpowszechny.pl/smierc-borysa-niemcowa-mord-w-cieniu-kremla-26805).

Zabójstwo dokonane pod murami Kremla, pod okiem Saurona, było wstrząsem. Demonstracją siły. Czyjej? Wiele napisano w związku z tym o konflikcie pomiędzy strukturami rosyjskiego MSW a kierującymi się własnym pojęciem o prawie ludźmi prezydenta Czeczenii, Ramzana Kadyrowa. Zgodnie z tą wersją, Niemcow miał być ofiarą rozgrywki pomiędzy tymi siłami. Jednoznacznej odpowiedzi na to, kto z tej rozgrywki wyszedł zwycięsko, brak. Na razie można poszukać odpowiedzi pośrednich, patrząc na to, jak przebiega (a właściwie wlecze się i rozpełza) śledztwo.

Zatrzymani domniemani sprawcy zabójstw, Czeczeni, to składają, to odwołują zeznania. Ostatnio grupa śledczych przybyła do sąsiadującej z Czeczenią Inguszetii, aby przesłuchać świadków, mogących mieć jakiś związek ze sprawą. Potem śledczy mają się udać do Czeczenii w nadziei, że uda się im wreszcie przesłuchać kluczową osobę: Rusłana Gieriemiejewa, domniemanego bezpośredniego zleceniodawcę zabójstwa Niemcowa. Wysyłane przez organy ścigania wezwania na przesłuchania Gieriemiejew ignoruje, korzystając z patronatu władz republiki, unika kontaktów z federalnymi śledczymi. Plątanina klanowych powiązań, „krysza” ze strony Kadyrowa, stojącego z najwyższego przyzwolenia ponad prawem są jak dotąd skutecznie osłaniającą tarczą.

Zwolennicy Niemcowa doprowadzili do końca jego ostatnie dzieło – raport o wojnie na wschodzie Ukrainy (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/05/14/raport-niemcowa-o-wojnie-putina/). I ucichli. Córka Niemcowa, Żanna, wyjechała na Zachód w obawie o swoje bezpieczeństwo. Pracuje nad stworzeniem mediów rosyjskojęzycznych działających w Europie na rzecz demokratyzacji Rosji.

Kilka dni temu nazwisko Niemcowa znów pojawiło się na łamach gazet w związku z przyznawaniem Nagrody Sacharowa. Był jednym z trzech pretendentów do tegorocznej edycji. Ostatecznie nagrodę przyznano saudyjskiemu blogerowi.

W tym roku odszedł Jewgienij Primakow, wieloletni pracownik, potem szef Służby Wywiadu Zagranicznego, były premier, minister spraw zagranicznych. Barwna postać rosyjskiego establishmentu. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych jako szef rosyjskiej dyplomacji udał się z wizytą do USA; gdy samolot znalazł się nad Atlantykiem, nadeszła wiadomość, że USA postanowiły rozpocząć bombardowania Jugosławii; Primakow nakazał zawrócenie samolotu do Moskwy, zerwał wizytę, co było jego protestem przeciwko amerykańskiej polityce na Bałkanach i końcem atlantyckiego wektora polityki Moskwy. Primakow rozkręcił tak zwaną politykę wielowektorową, zgodnie z tą doktryną, nie ma na świecie jednego hegemona (a w każdym razie nie powinno go być), potrzebny jest koncert wielu mocarstw, w tym Rosji, rzecz jasna. Był znawcą Bliskiego Wschodu. W pierwszych kadencjach Putina należał do jego bliskiego zaplecza. W 2003 roku przed upadkiem reżimu Saddama Husajna Primakow na polecenie prezydenta Putina udał się z misją specjalną do Bagdadu. Miał skłonić Husajna, którego znał osobiście z dawnych lat, do opuszczenia Iraku. Znajomość panowie zawarli w czasach, gdy Primakow pracował w delikatnej materii tworzenia siatki wywiadowczej w regionie. Husajn miał odmówić. Co – poza odmową Saddama – Primakow pospiesznie wywiózł z Bagdadu? Nie wiadomo. W styczniu tego roku wystąpił z delikatną krytyką kursu Putina wobec Ukrainy, doradzał „pozostawienie Donbasu Ukrainie”.

Wśród tych, którzy zmarli w tym roku w Rosji, zwraca uwagę znane nazwisko: Feliks Dzierżyński. Feliks Janowicz Dzierżyński, wnuk Feliksa Edmundowicza, twórcy Czeki. Był ornitologiem, zoologiem, pracował naukowo. Urodził się w 1937 roku jako syn Jana Dzierżyńskiego, inżyniera i Lubowi Lichowej, architektki. Feliks studiował biologię, poświęcił się pracy naukowej, mozolnie wspinając się po szczeblach kariery. Do polityki się nie mieszał. Nazywany był przez współpracowników dobrotliwie „nieżelaznym Feliksem”.

Raport Niemcowa o wojnie Putina

14 maja. Współpracownicy zastrzelonego 27 lutego opozycjonisty Borysa Niemcowa doprowadzili do końca zaczęte przez niego zbieranie informacji o aneksji Krymu i wojnie rosyjsko-ukraińskiej na wschodzie Ukrainy. Raport „Putin. Wojna” został opublikowany w Internecie. Zaraz potem strona, na której materiał zamieszczono, została zaatakowana przez tajemniczych hackerów w czarnym bucie. W kilku miejscach raport jest nadal dostępny (np. tu: https://openrussia.org/post/view/4803/).

Opracowanie nie zawiera rzeczy nowych – to uporządkowany zbiór publikacji i informacji z prasy i mediów społecznościowych, czyli źródeł otwartych. Tezy też są znane, przynajmniej tym, którzy nie ograniczają się do wdychania słodkawych wonności telewizyjnej propagandy: Rosja pogwałciła prawo, dokonując aneksji Krymu, cichcem, niehonorowo prowadzi wojnę na wschodzie Ukrainy, wysyłając tam sprzęt i wojska, na wojnie giną rosyjscy obywatele, co jest w Rosji tematem tabu, wojna drogo kosztuje. Już w pierwszym rozdziale autorzy wyjaśniają, skąd pomysł, by napadać na sąsiadów: aneksja Krymu, a potem wojna w Donbasie to sposób na podpompowanie rankingu politycznego prezydenta, który przed przełomowymi wydarzeniami roku 2014 tracił na popularności.

Zdaniem autorów opracowania operacja wojskowa na wschodzie Ukrainy kosztowała Rosję 1 mld dolarów, pociągnęła za sobą śmierć co najmniej 220 obywateli Rosji, walczących po stronie separatystów (według szacunków raportu na wschód Ukrainy przyjechało walczyć ok. 10 tysięcy najemników i ochotników z Rosji). Kolejne gigantyczne wydatki to pomoc uchodźcom w terenów objętych walkami (1,5 mld). Oddzielne wyliczenie dotyczy strat ekonomicznych. Łącznie wyszło tego 55 mld (wydatki na wojnę, straty wynikające z sankcji, antysankcji, nowych zobowiązań socjalnych, np. emerytury dla mieszkańców Krymu, deficyty wynikające z inflacji itd.). Zdaniem ekonomisty Siergieja Aleksaszenki te obliczenia są zaniżone: już same wydatki na sprzęt wojskowy czy dodatkowe ćwiczenia w obwodzie rostowskim (obwód przylegający do Ukrainy, w którym kilkakrotnie dokonywano koncentracji sił) musiały być dużo wyższe.

Publikacja raportu – na razie tylko internetowa – nie wywołała huraganu na rosyjskiej scenie politycznej ani nie stała się tematem społecznej debaty. Oficjalne media zresztą jej nie zauważyły. Sekretarz prasowy prezydenta Dmitrij Pieskow zapytany, co Kreml sądzi o tym zbiorze dokumentów, wymigał się od odpowiedzi: „Mamy teraz inne zadania. Pracujemy zgodnie z harmonogramem”. Natomiast media społecznościowe aktywnie dyskutowały o opracowaniu. Przypomniano między innymi, że raport, nad którym pracował Niemcow, był rozpatrywany jako jeden z motywów zabójstwa (Niemcow miał wedle tych enuncjacji dotrzeć do informacji kompromitujących władze), że zaraz po jego śmierci śledczy opieczętowali mieszkanie i biuro Niemcowa, i skonfiskowali komputery i dokumentację. Nie wiadomo, czy pracujący nad raportem współpracownicy zabitego mieli dostęp do całości jego zbiorów.

Współpracownicy Niemcowa walczą o to, by w Moskwie jedną z ulic nazwać imieniem Niemcowa, władze miasta wykręcają się ze wszystkich sił.

Raport ma się ukazać też w wersji papierowej. Opozycjoniści zapowiadają, że będą rozdawać książkę (a właściwie broszurę, raport ma 65 stron) na ulicach, w metrze, rozsyłać pocztą itd., tak by dotrzeć do jak największej liczby ludzi. „Naszą grupą docelową jest audytorium telewizji, ludzie, którzy na co dzień są karmieni nieprawdą”. Jak ktoś lubi tak jeść, to na menu raportu może nawet nie spojrzeć, a cóż dopiero spożyć owoców z drzewa wiadomości.

Na razie jednak nie wiadomo, czy w ogóle dojdzie do wysokonakładowego wydania papierowego. Partia RPR Parnas otworzyła rachunek bankowy, na którym mają być zbierane pieniądze na to zbożne dzieło. Ale już następnego dnia system PayPal zablokował konto, tłumacząc, że aktualnie nie ma możliwości, by w Rosji realizować operacje związane ze zbieraniem pieniędzy na działalność partii politycznych i na cele polityczne. Pozostała jeszcze platforma „Yandex.Dieńgi”. Na razie zbierają.

Na 28 maja zapowiedziano opublikowanie wersji angielskojęzycznej.

Walc kwiatów

28 marca. Zaledwie kilka dni temu pisałam o akcie wandalizmu, jakiego na miejscu zabójstwa Borysa Niemcowa dokonali aktywiści ruchu SERB (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/03/25/bydlowata-w-natarciu/), a już z Moskwy płyną nowe doniesienia. W nocy z 27 na 28 marca kilkunastu panów odzianych w czarne kurtki i stroje sportowe przybyło na most Moskworiecki i ochoczo zajęło się likwidowaniem odtworzonego po wyczynach SERB-a miejsca pamięci. Cicho, szybko, sprawnie.

W youtube był przez kilka godzin dostępny półminutowy filmik, na którym ci „faceci w czerni” pospiesznie wrzucali kwiaty, fotografie i świece do czarnych worków na śmieci (ktoś to nakręcił komórką z okna samochodu). Teraz filmik już dostępny nie jest. Na stronie Radia Swoboda można obejrzeć natomiast świeży fotoreportaż z ponownie odtworzonego memoriału: http://www.svoboda.org/media/photogallery/26925374.html

27 marca na miejsce śmierci Niemcowa przyszło dużo ludzi – minął dokładnie miesiąc od tragedii. Przynieśli świeże kwiaty i pamięć. W prasie co kilka dni pojawiają się coraz to nowe publikacje dotyczące śledztwa w sprawie zabójstwa. Czy coś wyjaśniają? Raczej mącą. „Kommiersant” opublikował kolejną wersję, opartą na zeznaniach niejakiego Jewgienija, który został przedstawiony jako świadek, przechodzący mostem zaraz po tym, jak doszło do zbrodni. Wedle ujawnionych prasie słów Jewgienija, samego momentu strzału świadek nie widział, widział natomiast podbiegającego do samochodu (którym odjechał) zabójcę. Opis zabójcy – szczupły, niewysoki – nie pasuje do opisu Zaura Dadajewa, krzepkiego Czeczena z batalionu Siewier MSW, głównego podejrzanego o dokonanie zabójstwa. Zeznania Jewgienija są miejscami sprzeczne z wcześniej ujawnianymi szczegółami zabójstwa. Nieznana jest nadal rola ciężarówki, która zatrzymała się przy miejscu zbrodni. Jej kierowca został zatrudniony w przedsiębiorstwie odpowiedzialnym za czystość w mieście na kilka dni przed zabójstwem Niemcowa, a zaraz po tragicznym wydarzeniu zwolnił się i rozpłynął we mgle. W każdym razie śledztwo nie informuje o jego zeznaniach, nie wiadomo nawet, czy je składał. W sieci pełno było komentarzy pod opublikowanym zdjęciem domniemanego „kierowcy śmieciarki” (https://twitter.com/TataRomanovaYa/status/573111072044941312/photo/1) – powtarzało się przypuszczenie, że dostał awans na majora służb specjalnych. A teraz w tych nowych przeciekach ze śledztwa być może chodzi o osłabienie „czeczeńskiego śladu”. Być może. Nadal nic nie wiemy.

Wróćmy jeszcze na most, gdzie zginął Niemcow. Wieść o najnowszej „zaczistce” memoriału rozeszła się po sieciach społecznościowych już w nocy. Natychmiast powstała inicjatywa, by zbierać pieniądze na nowe kwiaty i wieńce (https://twitter.com/max_katz/status/581820372091342848). Ciekawe, jak długo poleżą. Niebawem sorokowina – czterdzieści dni od śmierci Niemcowa, wedle prawosławnej tradycji dzień „ostatniego pożegnania” ze zmarłym. Może chociaż do tego dnia kwiaty zostaną.

Na warszawskim placu Zwycięstwa (dziś plac Piłsudskiego) w latach osiemdziesiątych w miejscu, gdzie Papież Jan Paweł II odprawił w 1979 r. mszę i gdzie odbyły się uroczystości żałobne Prymasa Stefana Wyszyńskiego w 1981 r., ludzie układali krzyż z kwiatów, zapalali obok znicze. Co jakiś czas „nieznani sprawcy” usuwali kwiaty, a nazajutrz krzyż pojawiał się znowu. Motyw fenomenalnego krzyża z kwiatów Jerzy Kalina wykorzystał w instalacji na wystawie „Czas Niepokornych” (Muzeum Niepodległości, Warszawa, 1990). Nie wiem, czy to słuszna paralela. Bo czy teraz w Rosji znajdzie się tylu niepokornych, by uparcie układać kwiaty na moście pod murami Kremla?

Bydłowata w natarciu

25 marca. Nieformalne słownictwo opisujące szybko ewoluującą rosyjską rzeczywistość poszerzyło się ostatnio o twór „bydłowata” – to rzeczownik, zrost złożony z rzeczownika bydło i rzeczownika wata. Bydło jakie jest, każdy widzi. Wata/watnik to wylansowane przez Ukraińców i przejęte przez opozycyjne środowiska w Rosji zbiorcze określenie zwolenników polityki prezydenta Putina (w szczególności w odniesieniu do Ukrainy) – zarówno aktywnie zwalczający tych, którzy myślą inaczej, jak i bierną masę, której wszystko jedno. Wczoraj aktywna część bydłowaty dała o sobie znać w centrum Moskwy.

W miejscu, gdzie zastrzelono Borysa Niemcowa, powstał spontaniczny memoriał. Ludzie przynoszą kwiaty, zapalają znicze, zostawiają tabliczki z wyrazami solidarności z ofiarą (Je suis Boris lub Борись – do imienia Niemcowa dopisano miękki znak, co dało słowo „walcz”). Powstała oddolna inicjatywa, by most nazwać imieniem Niemcowa. Ktoś zrobił tabliczkę z taką nazwą. Memoriału nie zadeptały nawet tłumy walące na zeszłotygodniowy koncert z okazji rocznicy przyłączenia Krymu (choć niektórzy watnicy fotografowali się na tle kwiatów i portretu Niemcowa z trzymanymi w rękach plakatami „Krym nasz”, „Dziękujemy Putinowi za Krym” itd.).

Wczoraj ten memoriał zdemolowano. Aktywiści „rosyjskiego ruchu wyzwoleńczego SERB” pozdejmowali tabliczki, sprayem zamazali napisy, podeptali kwiaty i znicze i rozwiesili własne plakaty, obrażające Niemcowa. Nikt im nie przeszkodził (przypomnę, że w zeszłym roku przeciwnicy wojny na Ukrainie chcieli wywiesić na tym moście ukraińską flagę, w ciągu kilkudziesięciu sekund zostali obezwładnieni przez spacerujących w pobliżu rosłych osobników w skórzanych kurtkach; tym razem nosicieli kurtek nie było).

Skąd wiemy o tym wyczynie bydłowaty? Bo jeden z uczestników – niejaki Gosza Tarasiewicz (prawdziwe nazwisko Igor Biekietow, aktor) – pochwalił się tym wybitnym osiągnięciem w sieci Vkontakte. Napisał, że SERB nigdy nie zgodzi się na to, by most nazwać imieniem polityka, który działał w interesie Ameryki i wzywał do oddania Krymu „kijowskim faszystom”. „Liberaliści nie wiedzieć czemu stwierdzili, że mogą napluć na opinię narodu i wedle własnego widzimisię nadawać imiona swoich idoli zabytkom w Moskwie” – wywodził Tarasiewicz-Biekietow. (Zdjęcie towarzyszy można obejrzeć m.in. tu https://twitter.com/IlyaYashin/status/580479240354865153/photo/1).

Aktywiści ruchu SERB wsławili się tym, że pospołu z aktywistami Antymajdanu kilkakrotnie próbowali uniemożliwić protesty opozycji, przeciwstawiającej się wojnie na Ukrainie. Członkowie ruchu Solidarność i innych organizacji opozycyjnych organizują pojedyncze pikiety – ludzie stoją pod stacją metra np. i trzymają w rękach plakaty z hasłami antywojennymi (na taką formę protestu – pojedyncze pikiety – nie trzeba mieć pozwolenia władz miasta). Podchodzą do nich przechodnie i na ogół próbują ich przekonać, że nie powinni tak postępować i głosić takich niepoprawnych poglądów. „Skoro pan mieszka w Moskwie, to nie może pan być przeciwko Putinowi” – argumentuje jejmość w futerku na filmiku z miejsca, gdzie podczas jednej z takich pikiet w lutym doszło do skandalu. A skandal wywołali członkowie ruchu SERB – obrzucili pikietujących ekskrementami. (Film można obejrzeć na youtube: https://www.youtube.com/watch?v=jq2FI4_sutU&list=TLVQl4m2TRdK4).

Opozycyjny radny jednej z moskiewskich dzielnic Maksim Katz złożył dziś w prokuraturze wniosek o pociągnięcie do odpowiedzialności sprawców aktu wandalizmu na miejscu zastrzelenia Niemcowa. Czy to odniesie jakiś skutek?

Śledztwo w sprawie zabójstwa Borysa Niemcowa trwa. I trwają wokół niego dziwne tańce. To czeczeński ślad gubi się, zatrzymuje na nazwiskach domniemanych sprawców/wykonawców zlecenia, odcina tropy „na górę”, to znowu wraca meandrami ku wersji o zleceniu płynącemu od nieustalonych ośrodków. Ostatnio wyciągnięta została przez media hipoteza, że Niemcowa został „ukarany” za pomoc, jaką miał okazać Ameryce w ustalaniu personalnej listy sankcyjnej, na której znalazły się nazwiska osób z otoczenia Putina.

Próba uporządkowania tego, co wiadomo, wersje i meandry w materiale Zonamedia: http://www.zona.media/agenda/nemtsov-compiled/

Stygnąca potrawka #Krymnasz

19 marca. Jesteśmy razem, мы вместе – hasło wypisane wołami nad wielką sceną pod murami Kremla krzepiło serca krymnaszystów, zgromadzonych na wielkim rocznicowym wiecu poświęconym pierwszej rocznicy aneksji Krymu. Ze sceny lały się na widzów kaskady dźwięków – od deklamowanych wierszyków („Jeden Władimir nas ochrzcił, drugi Władimir wrócił nam naszą chrzcielnicę” – to nawiązanie do nowego mitu, że Ruś przyjęła chrzest w Korsuni na Krymie, chrzest w Kijowie już się nie liczy) poprzez wykrzykiwane piskliwym głosem przez urzędową blondynkę „Рос-си-я!”, przemówienia dygnitarzy, wysłużone akordy patriotycznego rocka grupy Lube aż do słów prezydenta Putina, który znów przypomniał, że zawsze uważał Ukraińców i Rosjan za jeden naród, a Krym rok temu grzecznie wrócił do macierzy. Zapowiadany szumnie od wielu dni przez media mityng wypadł blado. Prezydent Putin nie miał nic nowego ani ciekawego do powiedzenia, pojawił się na chwilkę i nie zelektryzował swoich wiernych. Tłum wiwatował, ale szału nie było. Czy danie Krymnasz wystygło już na tyle, że nawet propagandowe liftingi go nie rozgrzewają?

MSW podało, że na wiec-koncert przyszło 110 tysięcy ludzi. W portalach społecznościowych można było znaleźć doniesienia o tym, że wiele osób, zobowiązanych do obecności przez zwierzchników w zakładach pracy czy na uczelniach, odznaczało się na liście obecności, a następnie szło własną drogą, inni informowali o tym, że za udział w wiecu płacono 300-350 rubli (nabór chętnych prowadzono za pośrednictwem znanej strony internetowej Massovki.ru). Skrót można obejrzeć np. tu: http://www.svoboda.org/media/video/26907935.html

Ale byli i tacy uczestnicy, którzy przyszli nie za kasę, i nie pod administracyjnym przymusem, a z potrzeby serca. Ilja Azar opisał kilka rozmów ze szczerymi krymnaszystami w reportażu (Meduza.io): „Czterej przyjaciele cicho i kulturalnie pili wódkę z lemoniadą, starając się nie zwracać na siebie uwagi. – Za co pijecie? – zapytałem. – A jak pan myśli? Kawałek ziemi przyłączyliśmy, rdzennie rosyjskiej – odpowiedzieli wesoło. – A nie widzicie żadnych negatywnych skutków? Sankcji i tak dalej – drążyłem. – Sankcje? Oto moja odpowiedź – roześmiał się jeden z kamratów i rozpiął kurtkę, pod którą miał koszulkę z wiele mówiącym nadrukiem: dwie figurki uprawiające seks od tyłu i tekst „Ja *** wasze sankcje”. – Mieszkamy w super kraju i reszta nam po cichu zazdrości, ale nic nie mogą zrobić. – A co tu jest takie super? – próbowałem się dowiedzieć jakichś konkretów. – Rosja jest wielka. I na wszystkich lachę kładziemy. Podnieśliśmy się z kolan, rozwijamy się. Zaopatrujemy Europę, na sto procent. Całą tablicę Mendelejewa dostarczamy”.

Koncert na cześć zajęcia Krymu odbywał się pod kremlowskim murem od strony rzeki. Tysiące ludzi stało na moście Moskworieckim, tym, na którym 27 lutego został zastrzelony Borys Niemcow. Na miejsce jego śmierci ludzie ciągle przynoszą kwiaty, palą znicze. Istniała obawa, że w związku z krymską imprezą kwiaty zostaną zadeptane, ale nie doszło do tego – policja ochraniała to miejsce. Niektórzy uczestnicy wiecu robili sobie zdjęcia pamiątkowe z trzymanymi w dłoniach proputinowskimi hasłami w rodzaju „Dziękujemy Putinowi za Krym i Sewastopol”, mając za plecami portret Niemcowa i górę kwiatów (https://twitter.com/adagamov/status/578274397519257600/photo/1). Radosne tańce na krwi.

W dniu poprzedzającym to przygnębiające świętowanie Duma Państwowa odmówiła uczczenia minutą ciszy pamięci Borysa Niemcowa. Nienawiść i strach okazały się silniejsze niż przyzwoitość. Niemcow był deputowanym Dumy trzeciej kadencji, szefem frakcji, ale to dla dzisiejszych wybrańców narodu rzecz bez znaczenia. „Stale ktoś umiera, musielibyśmy ciągle wstawać i wstawać” – zauważył rezolutnie Władimir Żyrinowski. Tylko dwóch deputowanych wstało mimo wszystko: Dmitrij Gudkow (wnioskodawca minuty ciszy) i Walerij Zubow. Ośrodek badań socjologicznych Centrum Lewady przeprowadził sondaż na temat reakcji po śmierci Niemcowa. 26% odczuwało smutek i współczucie z powodu jego śmierci, a 37% badanych zadeklarowało, że nic nie odczuwało.

 

Laleczka wudu i muzeum strażników GUŁagu

5 marca. Magiczne rytuały dalekiego Haiti zawędrowały na Ural. Tamtejsi aktywiści ruchu Antymajdan, mającego strzec Kreml przed kolorowymi rewolucjami, wystąpili ze szlachetną inicjatywą: będą sprzedawać laleczki po tysiąc rubli, a zebrane pieniądze przekażą na przedszkola Doniecka. Piękny gest, nieprawdaż? Przy bliższym zaznajomieniu się z akcją okazuje się wszelako, że nie są to zwyczajne laleczki, a laleczki magiczne, na dodatek odpowiednio uświadomione politycznie. Laleczki wudu są rozprowadzane przez Antymajdan w komplecie z igłami i naklejkami. Naklejki to twarze amerykańskich i ukraińskich liderów, którzy – jak twierdzi Antymajdan – doprowadzili do zmiany władzy w Kijowie.

Antymajdanowcy mają usta pełne prawosławnej pobożności, ciekawe, jak to zamierzają pogodzić z pogańskimi rytuałami magicznymi? W kulcie wudu nakłuwanie igłami woskowych laleczek to groźny zabieg magiczny, mający przyczynić szkodę wrogowi lub wręcz go uśmiercić. Cerkiew na razie nie zajęła stanowiska w sprawie koncepcji zwalczania wrogów poprzez praktyki czarnej magii.

Kierownictwo Antymajdanu zwołało dziś konferencję prasową, na której kategorycznie wyparło się jakichkolwiek związków z zamordowaniem Borysa Niemcowa. O tym, że sprawcami mogą być antymajdanowcy, pisał m.in. w ostrym tekście na blogu Aleksiej Nawalny: „Jak mówili klasycy teatru, jeśli w pierwszym akcie na scenie wiszą bandyci z Antymajdanu albo brodaci basmacze, to w trzecim akcie powinni zacząć strzelać”. Jeden z ideologów Antymajdanu, Nikołaj Starikow, stwierdził, że taką samą odpowiedzialność za rozpalanie atmosfery nienawiści ponoszą opozycjoniści, którzy są nietolerancyjni wobec ludzi o innych poglądach i ponadto są rusofobami. Jego zdaniem, Niemcow był pierwszą ofiarą Majdanu w Rosji (zauważmy, Majdanu, a nie Antymajdanu) i został zabity po to, by rozkołysać sytuację. Krótko mówiąc, jego zabójstwo to antyrosyjska prowokacja. Inny prowodyr antymajdanowców, motocyklista z Sewastopola, Aleksandr Załdostanow bez zbędnych wstępów ogłosił, że zamach na Niemcowa zorganizowały zachodnie służby specjalne.

A teraz coś z nieco innej beczki. A właściwie to jednak tej samej. Sześćdziesiąt dwa lata temu przestało bić wielkie serce towarzysza Stalina. W każdym razie oficjalnie za datę jego śmierci, wokół której ciągle pozostaje niemało zagadek, uznaje się 5 marca. Serce bić przestało, ale truchło wodza raz po raz wypada to z jednej, to z drugiej szafy, a jednocześnie uwzniośla miliony, odmraża marzenia o złudnych dokonaniach jego epoki kosztem milionów istnień zmielonych w żarnach machiny represji. Jeden z komentatorów dyskusji z okazji rocznicy napisał: „Ludzie wysławiający Stalina, darzący go szacunkiem, są jeszcze bardziej niebezpieczni niż sam Stalin, przecież to oni pisali donosy, rozstrzeliwali. Stalina łatwo jest pochować, wyleczyć naród – o wiele trudniej”. Na fali restauracji stalinizmu dokonano rzeczy niezwykłej: przeistoczenia muzeum poświęconego pamięci represjonowanych w muzeum pamięci… strażników GUŁagu. Jeśli Państwo nie wierzą w to, co przeczytali, to proszę przetrzeć oczy i przeczytać to zdanie jeszcze raz. Nie, to nie pomyłka.

Niedaleko miasta Perm istniał w czasach stalinowskich i późniejszych jeden z największych łagrów, Perm-36. Siedzieli w nim tzw. polityczni, m.in. obywatele radzieccy, którzy chcieli zbiec na Zachód, po wojnie – członkowie ugrupowań walczących z reżimem sowieckim na Ukrainie, Litwie, Łotwie, Estonii, jeszcze w latach osiemdziesiątych osadzano tu dysydentów (siedzieli tu m.in. Władimir Bukowski, Wasyl Strus, Siergiej Kowalow). W 1996 roku na terenie byłej kolonii karnej otwarto muzeum historii represji politycznych Perm-36. Odtworzono baraki z czasów, gdy przetrzymywano tu więźniów, organizowano wystawy poświęcone losowi zeków. W 2014 r. komuniści zorganizowali w Permie demonstrację pod hasłem „Perm-36 to plucie w twarz naszym weteranom”, podkreślano, że nie godzi się upamiętniać „banderowców, gdy trwa wojna na Ukrainie”. Pretensje mieli nie tylko komuniści, ale ogarnięci quasi-patriotycznym amokiem #Krymnasz zwolennicy ostrej polityki wobec Ukrainy i wewnętrznej „piątej kolumny”. 3 marca muzeum Perm-36 zostało zamknięte. To znaczy zostało zlikwidowane w tej postaci, w jakiej trwało od 1996 r. Bo oto muzeum łapie drugi oddech i drugie życie: z ekspozycji zostaną usunięte wszelkie wzmianki o politycznych represjach i więźniach, a placówka będzie obecnie troszczyć się o pamięć tych, którzy byli w GUŁagu strażnikami. Pierwsza wystawa poświęcona będzie: metodom ochrony, technicznym sposobom przetrzymywania nacjonalistów, faszystów, zdrajców ojczyzny. Reżyser Aleksiej German junior napisał: „W Permie likwidują muzeum represji politycznych Perm-36. Planują urządzić tu Muzeum systemu penitencjarnego. To zadziwiający, cyniczny, niesłychany fakt. Takie jest nasze życie. Gdyby w Auschwitz otwarto muzeum dokonań SS, to byłoby mniej więcej to samo. Ludzie, którzy niszczą to muzeum, są pozbawieni wstydu i sumienia”.

W toczącej się intensywnie dyskusji po śmierci Niemcowa, ktoś napisał, że obecnie mamy w Rosji do czynienia ze sporem/konfliktem wnuków ofiar i wnuków tych, którzy tworzyli aparat represji. Jak widać na przykładzie „Permu-36”, wnukowie katów górą. Gorzko.

Marsz skazanych

2 marca. „Marsz skazanych” – tak jeden z rosyjskich blogerów nazwał wczorajsze zgromadzenie opozycji w Moskwie poświęcone pamięci zamordowanego Borysa Niemcowa. Przyszło 50 tys., może więcej. Najwięcej od czasu masowych demonstracji przeciwko sfałszowanym wyborom. Ludzie głównie szli w milczeniu, zadumie, od czasu do czasu wznoszono hasła „Rosja bez Putina”. Wśród uczestników była 87-letnia mama Borysa Niemcowa, Dina Jakowlewna, przeszła całą długą trasę. „Chcę być blisko ludzi” – powiedziała.

Wokół okoliczności śmierci Borysa Niemcowa mnożą się znaki zapytania, choć telewizja pokazała zapis z kamery. Z daleka, niewyraźny. Na tej podstawie niepodobna zidentyfikować sprawcę. Ale widać przebieg tragicznego zdarzenia. Przez most sunie masywna ciężarówka, zasłania od strony jezdni idących mostem Niemcowa i jego przyjaciółkę Annę Duricką. Po chwili zza ciężarówki wybiega mężczyzna i wsiada do podjeżdżającego jak po sznurku samochodu osobowego. Auto natychmiast odjeżdża. Natomiast ciężarówka stoi jeszcze około trzech minut i dopiero potem rusza. Wezwana telefonicznie policja przyjeżdża na miejsce zdarzenia po kilkunastu minutach. Stwierdza zgon Niemcowa. Duricka jest w szoku, nie widziała zamachowca, bo podszedł od tyłu, wystrzelił, odszedł i wsiadł po samochodu.

Do napaści na Niemcowa doszło w szczególnym miejscu, niedaleko Kremla, pod jego murami. To nie ciemna brama, gdzie łatwo zasadzić się na ofiarę i skryć niezauważenie pod osłoną nocy, a znajdujące się na widoku publiczne miejsce. Na dodatek strzeżone pilnie jak źrenica oka. To Kreml, tu nic nie może się stać. Jeden z komentatorów wspominał, że kiedyś umówił się z ekipą telewizyjną na tym feralnym moście, po kilku minutach panowie w skórzanych kurtkach podeszli i agresywnie domagali się odpowiedzi na pytanie, co tu robi kamera i że tu nie wolno itd. Tymczasem do Niemcowa oddano strzały, kilka minut stała ciężarówka i nic. Nikt nie zareagował, nie przyleciał z Kremla sprawdzać, co się stało. Kamery Federalnej Służby Ochrony skierowane były na Kreml, a nie okolice („Kommiersant” podał dziś wiadomość, że kamery były wyłączone).

Nad autorstwem tego cynicznego mordu w mediach toczą się ostre debaty. Programy publicystyczne dwóch najpopularniejszych kanałów rosyjskiej telewizji poświęcone były sprawie zabójstwa Niemcowa. Kremlowskie gadające głowy na wyprzódki kreowały teorie, wyjaśniające wydarzenie w sposób przystępny i zgodny z dotychczasową linią propagandy. Siergiej Markow wypalił, że jego zdaniem to robota Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, która zamieniła się w organizację przestępczą. Na jakiej podstawie? Podstaw nie trzeba, przecież to każde dziecko wie. Czujność zachował też deputowany Wiaczesław Nikonow, prywatnie wnuk Mołotowa – on sięgnął palcem wskazującym dalej: w jego opinii zamach zorganizowały amerykańskie służby specjalne. Bo Zachód wszelkimi sposobami chce rozpalić w Rosji kolorową rewolucję, by obalić Putina, a sankcje, izolacja Rosji – to jest obliczone przez USA na rozbicie jedności, podział, osłabienie Rosji.

Anton Czernin przeanalizował tę światłą wersję: „Załóżmy na chwilę, że winna jest długa ręka CIA albo Ukraińcy, albo spisek samej opozycji, która chciała z Niemcowa uczynić sakralną ofiarę. Lecz cóż się okazuje – że w najpilniej strzeżonym miejscu Moskwy, tuż przy placu Czerwonym, dwa kroki od siedziby Federalnej Służby Bezpieczeństwa i Federalnej Służby Ochrony, pod czułym okiem dziesiątków kamer wraża CIA robi co chce. Śledczą, kogo chcą, strzelają, do kogo chcą, a nasze organa nie reagują”.

W wyżej wymienione wersje nie wierzą przedstawiciele opozycji. Borys Sokołow w internetowych Graniach napisał: „Wersja pierwsza. Zabójstwo Niemcowa to taka sama zbrodnia stanu jak zabójstwo Aleksandra Litwinienki, a polecenie mogła wydać tylko najważniejsza osoba w państwie. Wersja druga – opozycjonistę zabili jacyś radykalni zwolennicy Antymajdanu, żeby nie dopuścić Majdanu w Rosji i zrobić Putinowi przyjemność”.

Sam Władimir Putin zasugerował swoją wypowiedzią, że to zabójstwo jest prowokacją. A jego rzecznik dopełnił, że Kreml ponosi więcej szkód w wyniku tej zbrodni, niż pożytków, bo Niemcow nie stanowił żadnego zagrożenia dla władz, więc motywów do zabijania żadnych nie miał. Podobną myśl Putin wypowiedział w 2006 roku po zabójstwie Anny Politkowskiej – że jej śmierć bardziej szkodzi władzy niż jej artykuły.

Dziennikarz internetowej gazety „Jeżedniewnyj Żurnał” Igor Jakowienko przypomniał, że Kreml jednak miał powody, by zauważać Niemcowa i go nie lubić. „Niemcow zajmował się edukowaniem zachodniej elity politycznej w sprawie reżimu Putina i Putina osobiście. „Listę Niemcowa”, którą przekazał on do Europarlamentu jako uzupełnienie „Listy Magnitskiego”, otwierało nazwisko Putina. Putin o tym wiedział i pamiętał. Putin nienawidził Niemcowa tak, jak może nienawidzić mały, nieatrakcyjny, niewysoki mężczyzna wysokiego, silnego, wesołego i mądrego przystojniaka”.

Niemcow pracował ostatnio nad raportem o udziale rosyjskich wojskowych w wojnie na wschodzie Ukrainy. To na pewno nie był podarek dla Kremla, który w zaparte twierdzi, że nie jest stroną konfliktu i pcha się być rozjemcą.

Jutro pogrzeb Borysa Niemcowa. Władze stanowczo odmówiły wypuszczenia na uroczystości Aleksieja Nawalnego, który siedzi w areszcie. Niemcow zostanie pochowany na cmentarzu Trojekurowskim, tym samym, na którym w 2006 roku spoczęła Anna Politkowska.

Śmierć na Kamiennym Moście

27 lutego. Są takie rzeczy, które się nie mieszczą w głowie. Dzisiaj późnym wieczorem w Moskwie został zabity jeden z najbardziej znanych rosyjskich opozycjonistów, Borys Niemcow. Przechodził przez Kamienny Most, według jednej z wersji napastnicy wyskoczyli z auta, oddali cztery strzały i zbiegli; według innej – do Niemcowa oddano siedem strzałów z przejeżdżającego samochodu. Ani śledztwo, ani współpracownicy Niemcowa nie wysuwają na razie żadnych sugestii co do sprawstwa zabójstwa. Szef rozgłośni Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow napisał w Twitterze: „Został zabity w odległości stu metrów od Kremla, w strefie chronionej, znajdującej się w zasięgu kamer”.

Środowisko opozycyjne, szykujące na niedzielę 1 marca marsz „Wiosna” w Moskwie, jest do głębi wstrząśnięte. Niemcow był jednym z najbardziej aktywnych działaczy pozaparlamentarnej opozycji antyputinowskiej. Kilka lat temu opracował raporty (Itogi) dotyczące nieudolnych rządów Putina i spółki, badał korupcję, piętnował niekompetencję urzędników i bliskich współpracowników prezydenta, organizował akcje ulicznego protestu. Należał do ścisłego grona kierowniczego ruchu Solidarność i partii Parnas.

Niemcow pojawił się na scenie politycznej w latach dziewięćdziesiątych, był gubernatorem obwodu niżnonowogrodzkiego, bodaj najmłodszym gubernatorem w Federacji Rosyjskiej. Został dostrzeżony przez prezydenta Jelcyna i zaproszony do grupy „młodych reformatorów”, był wicepremierem. Po objęciu urzędu prezydenta przez Putina, przeszedł do opozycji, krytykował Putina za autorytarne metody rządzenia, tworzenie systemu kleptokracji, wspieranej przez służby specjalne. Na długiej liście zarzutów wobec Putina Niemcow umieszczał tragedię na Dubrowce, Biesłan, a ostatnio rozpętanie wojny na Ukrainie.

Dziennikarka Ksienia Sobczak napisała w Twitterze: „odpowiedzialność za to spoczywa na wszystkich „sołowjowach” i „ziejnałowach” [Sołowjow, Ziejnałowa – kapłani telewizyjnych seansów nienawiści], którzy codziennie kłamią i podburzają. Na każdym, kto jest dźwignią tej wojny ideologicznej”. A Rustem Adagamow dodał: „To pierwsza ofiara Antymajdanu”.