Archiwa tagu: broń jądrowa

Igor Siergiejewicz zmienia zawód

9 czerwca. Klub przywódców światowych mocarstw znów spotkał się w dawnym formacie G7, bez Rosji, która przez kilka lat była ósemką w tym gronie, ósemką z wiecznym znakiem zapytania, ósemką na wyrost, na zachętę. Brak zaproszenia na szczyt w Bawarii to salonowy komunikat: Władimirze Władimirowiczu, nie kupujemy pańskich łgarstw, pan będzie łaskaw zrewidować swoją agresywną politykę wobec Ukrainy i w ogóle, oddać Krym, wycofać wojsko i sprzęt ze wschodnich prowincji Ukrainy, przestrzegać postanowień Mińska-2, a wtedy pogadamy. Pogadamy o zdjęciu sankcji, których nikt nie potrzebuje, pogadamy o szczęśliwym powrocie złotej zasady business as usual. Na razie gadać nie ma o czym, a Obama nawet wspomniał o ewentualności wprowadzenia nowych sankcji w razie ewentualnego zaostrzenia sytuacji.

Czy ten prztyczek w nos podziała wychowawczo? Można mieć wątpliwości. W sztandarowych programach publicystycznych w rosyjskiej telewizji jeden z naczelnych kapłanów propagandy Władimir Sołowjow z lekceważeniem wobec uczestników szczytu G7 dowodził, że to wydarzenie bez znaczenia, jako że bez Rosji nie może być rozwiązany żaden z problemów, o których rozmawiano w Bawarii. Hm, ciekawy aksjomat. Sama Rosja jest problemem i na pewno potrafi problemów dostarczać. Dysponuje rzeczywiście potężnym potencjałem destrukcji. Czy istnieje pozytywny potencjał?

W programach Sołowjowa i jego kolegi Dmitrija Kisielowa (łącznie bite cztery godziny w wieczornym niedzielnym programie) wielokrotnie padało sformułowanie „wojna jądrowa”, „uderzenie jądrowe” itd. Zgromadzeni w studiu politycy i analitycy rozpatrywali taki wariant jako możliwą odpowiedź Rosji na rozmieszczenie w Wielkiej Brytanii amerykańskich rakiet średniego zasięgu. W opublikowanych w połowie maja badaniach Centrum Lewady na pytanie: „Jak pan/pani myśli, czy w razie wojny z Zachodem Putin może wydać rozkaz rosyjskim wojskowym, by jako pierwsi użyli broni atomowej?” 32% odparło, że jest to „wysoce prawdopodobne” lub „prawdopodobne”, 13% uznało ten wariant za nieprawdopodobny, a 42% za mało prawdopodobny. 39% uczestników sondażu powiedziało, że perspektywa użycia broni nuklearnej nie wywołuje u nich strachu. Telewizyjne seanse nienawiści, w których zapowiada się zamienienie paskudnego, zgniłego Zachodu w kupkę radioaktywnego popiołu, przynoszą owoce. ZSRR miał broń atomową, dwa razy do roku na placu Czerwonym prezentował kluchowate rakiety, mogące przenosić ładunki jądrowe, ale jednocześnie zapewniał, że miłuje pokój. Społeczeństwo miało wdrukowane do głów, że wojna jądrowa to totalna zagłada ludzkości. Takich pytań jak te w badaniu Lewady nie zadawano by, gdyby w tamtych czasach istniały sondaże. Ponure to wszystko.

Tymczasem jednak eksperci dyskutują nad możliwością/prawdopodobieństwem wznowienia konfliktu konwencjonalnego. Na wschodzie Ukrainy. Zdaniem wielu ekspertów, formuła Mińska-2 wyczerpuje się, sytuacja jest patowa, Rosja zmierza ku wymuszeniu na Ukrainie i Zachodzie Mińska-3. Jednym ze środków wymuszania może być wznowienie ofensywy. Na Youtube można obejrzeć filmiki jak np. ten:  https://www.youtube.com/watch?v=BiAGMn4d7Ls Pociągi pancerne z czołgami, transporterami, haubicami jadą i jadą.

Tymczasem w tak zwanych Donieckiej i Ługańskiej Republikach Ludowych mamy nowe wzmożenie polityczne. Przedstawiciele samozwańczych władz obu nowotworów złożyli na ręce przedstawicieli OBWE propozycje odnośnie zmian w konstytucji Ukrainy: „niektóre regiony [Ukrainy] mające szczególny status są integralną częścią Ukrainy”. Zostało to powszechnie odczytane jako ustępstwo, przyznanie, że nie może być mowy o samodzielnym bycie „republik ludowych”. Gorący zwolennik rosyjskiej wiosny, rosyjskiego świata, projektu Noworosja, marszu na Kijów i generalnie mocnego uderzenia publicysta Jegor Chołmogorow nazwał te pomysły mocniej: „formułą kapitulacji”. W takim razie po co te czołgi przy granicy z Ukrainą?

Herosi zeszłorocznej rosyjskiej wiosny albo wycofali się na z góry upatrzone pozycje (zostali odwołani przez centralę w Moskwie do domu), albo zostali wyeliminowani strzałem w głowę, albo zostali wmontowani w quasi-państwowe struktury „republik ludowych” i są lansowani przez Rosję jako te siły, z którymi Kijów musi się dogadywać w sprawie statusu Donbasu.

Znowu sięgnę do badań Centrum Lewady. Tym razem badanie dotyczyło rozpoznawalności twarzy rosyjskiej wiosny oraz ich ewentualnego „zagospodarowania” w rosyjskiej polityce. 29% badanych powitałoby z radością aktywność tych person na rosyjskiej scenie politycznej (43% odnosi się do tego negatywnie).

Igor Siergiejewicz Girkin vel Striełkow jest najbardziej znaną postacią z orszaku watażków. Rozpoznaje go 27% Rosjan. Od zeszłego roku szuka zajęcia godnego własnych ambicji. Czasem udziela wywiadów, w których krytykuje politykę Kremla wobec Noworosji, czasem spotyka się z tymi, którzy chcą podsypać grosza na rzecz akcji wspomagających Noworosję, założył fundację, ożenił się. Jakie miejsce mógłby zająć na rosyjskiej scenie, zabetonowanej przez ekipę Putina? Czego oczekują od niego ci, którzy chcieliby go zobaczyć w rosyjskiej polityce? Podkręcenia amoku #Krymnasz i spółka? Rozpędzenia na cztery wiatry skorumpowanej i tracącej na atrakcyjności kliki rządzącej? Striełkow był częścią projektu Kremla, na razie trzyma się w ryzach, nie wzywa do wzięcia Kremla i przepędzenia stamtąd tchórzliwych zdrajców Noworosji. Bo też nadal nie on pisze kolejny rozdział swojej własnej historii.

Konkurs na scenariusz

Prognozy rozwoju sytuacji w Rosji w stanie postkrymskich turbulencji należą do sportów ekstremalnych. Racjonalna analityka wzięła urlop na żądanie. Głos w sprawie politycznych przepowiedni zabierają psychologowie. „To, co się stanie w Rosji i z Rosją, zależy od tego, co ma w głowie jeden człowiek” – usłyszałam niedawno od rosyjskich kolegów po fachu.

Andriej Mowczan, komentator polityczny i finansista, zaproponował czytelnikom grę: „Przepowiedz przyszłość Rosji emocjonalnie”. W warunkach, gdy tradycyjne narzędzia naukowe wylądowały na półce, rzeczowych argumentów nikt nie słucha, pora sięgnąć po intuicję i puścić wodze fantazji – stwierdził Mowczan. „Nie odpowiadam za żadne słowo, które zamieszczam w mojej prognozie. W ogóle nie uważam, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz, ale z drugiej strony wcale się nie zdziwię, jeżeli się spełni” – zastrzegł. Swoje dywagacje zamieścił na stronie Snob.ru.

Gra jest wciągająca. Prognoza obejmuje bliższą i dalszą przyszłość. Do 2018 roku Mowczan przewiduje stabilny kurs narodowo-feudalny, wzmocnienie ideologii fałszywego patriotyzmu, stagnację gospodarki przy wysokiej inflacji, zmniejszanie się rezerw, ubożenie społeczeństwa. Krym nasz, choć nikt na świecie tego nie uznał. Noworosja ssie dotacje z Kremla. Ukraina odgrodziła się murem. Po 2018 roku (kolejne wybory prezydenckie) Putin już nie będzie prezydentem, a oberwodzem, na urząd prezydenta zostanie wyznaczony następca. Rezerwy się kończą, czas na represje, władza wprowadza zakazy dotyczące wszystkiego – działalności gospodarczej, korzystania z Internetu, wyjazdów zagranicznych, Rosja w ścisłej izolacji. Krym nasz, ale nadal nikt go nie uznał. Anschluss Noworosji, Ukraina nie reaguje. Lata 2024-2028. Putin nadal jest oberwodzem, prezydentem – kolejny pomazaniec. Zakulisowe rozmowy ze światem o gwarancjach dla Putina, by mógł odejść w spokoju. Rosja zwraca się ku Zachodowi twarzą, następuje cenowa terapia szokowa, stopniowy powrót do wolnego rynku. Krym wraca w skład Ukrainy. Noworosji nikt nie chce, zostaje więc w Rosji. Po 2028 roku i kolejnym kryzysie finansowym Rosja się rozpada. Rozpad jest mniej więcej aksamitny, nierosyjskie republiki zostają narodowymi państwami, rosyjskie terytorium też się rozpada: na kraj syberyjski, moskiewski i krasnodarski. Do 2050 roku moskiewskie państwo rosyjskie integruje się z Europą, Daleki Wschód i Syberią są częściami bądź satelitami Chin. Rosja + UE = wielki rozwój.

Rękawicę rzuconą przez Mowczana podjął politolog Aleksandr Szmielow z Moskiewskiej Szkoły Edukacji Obywatelskiej. Zarysował trzy scenariusze: optymistyczny, neutralny i pesymistyczny. Zanim przejdę do omówienia scenariuszy Szmielowa, zacytuję jego wstęp do prognoz. „Każdy sukces Ukrainy będzie odbierany jako sygnał dla potencjalnych [separatystów] z Syberii, wybrzeży Oceanu Spokojnego czy Kozaków: a co, my jesteśmy od nich gorsi? W związku z realnym pojawieniem się ustawy o odpowiedzialności karnej za wezwania do separatyzmu, […] od razu powiem: ja nie tylko nie wzywam do rozpadu, ale nie chcę go, jestem gotów zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby to się nie zdarzyło. Potencjalna Moskowia będzie bowiem ponurym, ubogim i depresyjnym miejscem, bez surowców, bez przemysłu, z jednym przeludnionym miastem, dzikimi kompleksami byłej metropolii”.

Jaki będzie optymistyczny wariant rozwoju sytuacji według Szmielowa? Kryzys, przejadanie rezerw, wypłukiwanie się entuzjazmu #krymnasz, wzrost nastrojów protestacyjnych, demonstracje; pojawiają się nowi liderzy opozycji. Władza rozprawia się z protestującymi. W stulecie zrzeczenia się tronu przez Mikołaja II Putin ma widzenie (widzi męczenników Romanowów zamordowanych przez bolszewików) i też zrzeka się tronu, pardon, prezydentury, wstępuje do klasztoru. Nowy prezydent przeprowadza niezbędne reformy. Rosja przystępuje do koalicji z Zachodem i Izraelem – razem będą tępić raka wojującego islamizmu. Sojusz z czasem przekształca się w ponadnarodowy twór na kształt pozaeuropejskiej UE.

Niczego sobie optymizm. A scenariusz neutralny? W tym wariancie też jest kryzys, ale Putin trwa i przykręca śrubę. Wreszcie naród się buntuje. „Jakieś wydarzenie w końcu staje się kroplą przepełniającą puchar: ustawa ustanawiająca karę kamienowania za seks pozamałżeński albo prawo pierwszej nocy dla sekretarzy lokalnych jaczejek Jednej Rosji, albo apopleksja, która trafia wodza”. W rezultacie Rosja rozpada się na kilka części. Część terytoriów odbiera Ukraina, stosując metodykę „uprzejmych ludzi”, część – Chiny. Powstaje kilka Rosji – twerska, nadwołżańska, ussuryjska. Po 15 latach jedno z państewek rzuca hasło „zbierania ziem ruskich”. Na czele staje Igor Striełkow, rusza z krucjatą, podbija „twerów”, „sybirów”, „samarów”. W rezultacie do 2050 roku Rosja jest jednym wielkim polem bitwy wszystkich ze wszystkimi.

Neutralne wodzenie się za czuby? A gdzie są w tym czasie arsenały jądrowe? Wolę nie wiedzieć, jak w takim razie wygląda scenariusz pesymistyczny. Z reporterskiego obowiązku relacjonuję. Po krótkim rozejmie wznawiają się walki na wschodzie Ukrainy. Rosja uznaje Noworosję i Naddniestrze jako niepodległe państwa. Po śmierci prezydenta Nazarbajewa w Kazachstanie zaczyna się „rosyjska wiosna”, potem w Estonii i na Łotwie. Telewizja nadaje seanse nienawiści do Zachodu, Zachód wprowadza nowe sankcje. W którymś z krajów bałtyckich dochodzi do walk rosyjskiej armii i sił NATO. Rosja przegrywa, Kreml rozumie, że jeśli nie zastosuje broni jądrowej, amerykańscy żołnierze wkroczą do Moskwy. Obowiązuje hasło „Lepiej umrzeć na stojąco, niż żyć na kolanach”. Sondażownie dostarczają wyniki badań opinii publicznej: 84% społeczeństwa jest za tym, by Putin przycisnął czerwony guziczek. „Putin występuje z orędziem do narodu: tak, przyjdzie nam umrzeć, bo choć umierać nie chcemy, to nie możemy dopuścić do triumfu naszych wrogów, nigdy nie żałowaliśmy ofiar dla naszych zwycięstw i teraz też nie pożałujemy. Putin przy burzy oklasków naciska guzik, schodzi do bunkra. I tyle. Dalej nie ma już nic”.

Niedawno czytałam wariant tego pesymistycznego scenariusza w analizie antyputinowskiego politologa Andrieja Piontkowskiego „W stronę czwartej światowej” (http://www.svoboda.org/content/article/26654183.html). Piontkowski nie nazywał tego scenariuszem pesymistycznym, poddawał pod dyskusję pogląd, czy Putin może się zdecydować na świadomą prowokację wobec któregoś z państw bałtyckich – członków NATO. Miałby to byś stres-test dla Sojuszu. W ujęciu Piontkowskiego, nie chodziłoby o wywołanie globalnego konfliktu nuklearnego z USA, a „ograniczone użycie małych ładunków” w razie czego. A jeżeli, jak prognozuje Piontkowski, Zachód ugnie się pod atomowym szantażem Moskwy, to będzie to oznaczać „koniec NATO, koniec USA jako światowego hegemona i gwaranta bezpieczeństwa Zachodu, a jako rezultat polityczne dominowanie putinowskiej Rosji nie tylko na obszarze „russkiego mira”, ale i na całym kontynencie europejskim”.

Jak widać, pesymizm niejedno ma imię. Ciekawa jestem dalszych odsłon gry zainicjowanej przez Andrieja Mowczana. Czy inni uczestnicy tez zobaczą jako jedyny możliwy do przewidzenia scenariusz rozpad Rosji? A może wywróżony jeszcze kilka miesięcy temu przez kremlowskiego kapłana ds. mediów Dmitrija Kisielowa „jądrowy popiół” pokryje nas wszystkich? To znaczy oprócz Putina, który zejdzie do bunkra.