Archiwa tagu: separatyzm

Destabilizując Ukrainę, czyli przygody szarej eminencji Kremla

27 października. Na berlińskie narady o Ukrainie i Syrii Władimir Putin zabrał ze sobą swego doradcę Władisława Surkowa. Pojawienie się szarej eminencji Kremla w Niemczech wywołało małe tornado. Nazwisko Surkowa znajduje się wszak na europejskiej liście sankcyjnej. Strona rosyjska powiedziała tym samym wyraźnie: oto, co myślimy o tych waszych sankcjach, funta kłaków nie są warte.

Surkow został przez Putina posadzony 19 października przy stole w Berlinie, gdy w formacie normandzkim (Francja, Niemcy, Rosja, Ukraina) omawiano kwestie uregulowania sytuacji w Donbasie. Zresztą tak na marginesie – nic nowego w tej materii nie ustalono. Surkow ma w swojej oficjalnej tytulaturze przypisaną funkcję „doradca (asystent) do specjalnych poruczeń”. Strefą specjalną specjalnych poruczeń jest od ponad dwóch lat Ukraina, a zwłaszcza Donbas. Surkow po niezbyt długiej pauzie – został zesłany na kilkumiesięczną kwarantannę – powrócił na Kreml we wrześniu 2013 roku (pisałam o tym na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/09/25/kremlowski-dzial-personalny/) . Powrócił i zabrał się do tego, co lubił najbardziej: pisania scenariuszy zakulisowych gier. Jego nazwisko co rusz wypływało, gdy mowa była o zielonych ludzikach na Krymie i rosyjskiej wiośnie na wschodzie Ukrainy. Za koordynowanie działań na Krymie został odznaczony orderem.

Kilka dni po berlińskich rozmowach nieznana wcześniej grupa hakerów Cyberjunta (z Ukrainy) opublikowała w Internecie zawartość skrzynki mailowej Surkowa. A właściwie jego sekretariatu. W 2500 listach z lat 2013-2014 zawarta jest historia manipulacji Moskwy wokół wydarzeń na Ukrainie od rewolucji godności przez aneksję Krymu po projekt Noworosja. Autentyczność dokumentów potwierdziło kilka źródeł. Sekretarz Putina, Pieskow, pytany przez dziennikarzy, unikał jak ognia twardego potwierdzenia czy zaprzeczenia prawdziwości dokumentacji, łamiąc sobie głowę nad pokrętnymi sformułowaniami, które mogą oznaczać wszystko, a nie znaczą nic.

Ujawnione maile dowodzą, w jaki sposób Surkow działał, przygotowując reakcję Kremla na wydarzenia na Majdanie.

– Trzeba przekopać masę materiału, żeby znaleźć coś nowego i ciekawego – mówił w audycji Radia Swoboda Kiriłł Michajłow z grupy Conflict Intelligence Team. – Choć nie ma w tym czegoś superkompromitującego, o czym byśmy już nie wiedzieli. O tym, że Surkow zarządza Doniecką i Ługańską Republiką Ludową, wszyscy od dawna wiedzieli. Teraz po prostu mamy potwierdzenie. Rachunki, listy płac, nazwiska osób wyznaczonych do konkretnych działań. Ale tekstu w rodzaju: „Władisławie Jurjewiczu, zestrzeliliśmy boeing” nie ma.

W masie dokumentów, jakie spływały do skrzynki Surkowa w 2013 roku, zwraca uwagę licznie reprezentowana korespondencja dotyczącą zachowań ówczesnego prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowycza w związku z planowanym podpisaniem przezeń umowy stowarzyszeniowej z UE. Jak dziś wiemy, ostatecznie Janukowycz jej nie podpisał (podczas rozmów z Putinem został urobiony i przekupiony), co stało się powodem demonstracji w Kijowie. Potem przez skrzynkę przewijają się dokumenty analizujące sytuację na Krymie (jeszcze przed akcją zielonych ludzików). Potem Surkow prowadzi korespondencję z jednym z liderów Donieckiej Republiki Ludowej, Denisem Puszylinem. Nie ma wątpliwości, kto i na jakiej zasadzie brał udział w rozróbie na Krymie i potem na wschodzie Ukrainy – są m.in. listy uczestników specjalnych narad.

Z ciekawostek warto zwrócić uwagę na to, że Surkow miał swoich ulubieńców, którym powierzał ważne przedsięwzięcia w rozkręcaniu Noworosji (Puszylin, Zacharczenko, Cariow). W tym gronie nie było jednej z najbardziej znanych postaci rosyjskiej wiosny, Igora Girkina vel Striełkowa. I oto w dniu, kiedy Cyberjunta zrobiła zrzut zhakowanej dokumentacji, Striełkow w Twitterze napisał z jadem: „Dopóki akcją na Ukrainie kieruje Surkow i jego marionetki, dopóty należy się spodziewać wyłącznie klęsk na każdym odcinku”. Cóż, Striełkow ostatnio walczy o szczątki uwagi niegdyś entuzjastycznej dla jego pomysłów, dziś chłodniej i nielicznej publiczności. Skandal z pocztą Surkowa był dla niego znakomitą okazją, aby o sobie przypomnieć. Choćby na krótko.

Hakerzy rządzą dziś światem – co rusz wyciągają z różnych szaf mniej lub bardziej zetlałe truposze. Truposze z szafy Surkowa są nie pierwszej świeżości, ale ich wartość polega na potwierdzeniu tego, co wyciekało już wcześniej z różnych szczelin. Cyberjunta zapowiada, że niebawem dorzuci nowsze materiały. Jak piszą rosyjscy internauci, kupcie sobie popcorn i wygodnie umośćcie się na kanapie – będzie na co popatrzeć.

Igor Siergiejewicz zmienia zawód

9 czerwca. Klub przywódców światowych mocarstw znów spotkał się w dawnym formacie G7, bez Rosji, która przez kilka lat była ósemką w tym gronie, ósemką z wiecznym znakiem zapytania, ósemką na wyrost, na zachętę. Brak zaproszenia na szczyt w Bawarii to salonowy komunikat: Władimirze Władimirowiczu, nie kupujemy pańskich łgarstw, pan będzie łaskaw zrewidować swoją agresywną politykę wobec Ukrainy i w ogóle, oddać Krym, wycofać wojsko i sprzęt ze wschodnich prowincji Ukrainy, przestrzegać postanowień Mińska-2, a wtedy pogadamy. Pogadamy o zdjęciu sankcji, których nikt nie potrzebuje, pogadamy o szczęśliwym powrocie złotej zasady business as usual. Na razie gadać nie ma o czym, a Obama nawet wspomniał o ewentualności wprowadzenia nowych sankcji w razie ewentualnego zaostrzenia sytuacji.

Czy ten prztyczek w nos podziała wychowawczo? Można mieć wątpliwości. W sztandarowych programach publicystycznych w rosyjskiej telewizji jeden z naczelnych kapłanów propagandy Władimir Sołowjow z lekceważeniem wobec uczestników szczytu G7 dowodził, że to wydarzenie bez znaczenia, jako że bez Rosji nie może być rozwiązany żaden z problemów, o których rozmawiano w Bawarii. Hm, ciekawy aksjomat. Sama Rosja jest problemem i na pewno potrafi problemów dostarczać. Dysponuje rzeczywiście potężnym potencjałem destrukcji. Czy istnieje pozytywny potencjał?

W programach Sołowjowa i jego kolegi Dmitrija Kisielowa (łącznie bite cztery godziny w wieczornym niedzielnym programie) wielokrotnie padało sformułowanie „wojna jądrowa”, „uderzenie jądrowe” itd. Zgromadzeni w studiu politycy i analitycy rozpatrywali taki wariant jako możliwą odpowiedź Rosji na rozmieszczenie w Wielkiej Brytanii amerykańskich rakiet średniego zasięgu. W opublikowanych w połowie maja badaniach Centrum Lewady na pytanie: „Jak pan/pani myśli, czy w razie wojny z Zachodem Putin może wydać rozkaz rosyjskim wojskowym, by jako pierwsi użyli broni atomowej?” 32% odparło, że jest to „wysoce prawdopodobne” lub „prawdopodobne”, 13% uznało ten wariant za nieprawdopodobny, a 42% za mało prawdopodobny. 39% uczestników sondażu powiedziało, że perspektywa użycia broni nuklearnej nie wywołuje u nich strachu. Telewizyjne seanse nienawiści, w których zapowiada się zamienienie paskudnego, zgniłego Zachodu w kupkę radioaktywnego popiołu, przynoszą owoce. ZSRR miał broń atomową, dwa razy do roku na placu Czerwonym prezentował kluchowate rakiety, mogące przenosić ładunki jądrowe, ale jednocześnie zapewniał, że miłuje pokój. Społeczeństwo miało wdrukowane do głów, że wojna jądrowa to totalna zagłada ludzkości. Takich pytań jak te w badaniu Lewady nie zadawano by, gdyby w tamtych czasach istniały sondaże. Ponure to wszystko.

Tymczasem jednak eksperci dyskutują nad możliwością/prawdopodobieństwem wznowienia konfliktu konwencjonalnego. Na wschodzie Ukrainy. Zdaniem wielu ekspertów, formuła Mińska-2 wyczerpuje się, sytuacja jest patowa, Rosja zmierza ku wymuszeniu na Ukrainie i Zachodzie Mińska-3. Jednym ze środków wymuszania może być wznowienie ofensywy. Na Youtube można obejrzeć filmiki jak np. ten:  https://www.youtube.com/watch?v=BiAGMn4d7Ls Pociągi pancerne z czołgami, transporterami, haubicami jadą i jadą.

Tymczasem w tak zwanych Donieckiej i Ługańskiej Republikach Ludowych mamy nowe wzmożenie polityczne. Przedstawiciele samozwańczych władz obu nowotworów złożyli na ręce przedstawicieli OBWE propozycje odnośnie zmian w konstytucji Ukrainy: „niektóre regiony [Ukrainy] mające szczególny status są integralną częścią Ukrainy”. Zostało to powszechnie odczytane jako ustępstwo, przyznanie, że nie może być mowy o samodzielnym bycie „republik ludowych”. Gorący zwolennik rosyjskiej wiosny, rosyjskiego świata, projektu Noworosja, marszu na Kijów i generalnie mocnego uderzenia publicysta Jegor Chołmogorow nazwał te pomysły mocniej: „formułą kapitulacji”. W takim razie po co te czołgi przy granicy z Ukrainą?

Herosi zeszłorocznej rosyjskiej wiosny albo wycofali się na z góry upatrzone pozycje (zostali odwołani przez centralę w Moskwie do domu), albo zostali wyeliminowani strzałem w głowę, albo zostali wmontowani w quasi-państwowe struktury „republik ludowych” i są lansowani przez Rosję jako te siły, z którymi Kijów musi się dogadywać w sprawie statusu Donbasu.

Znowu sięgnę do badań Centrum Lewady. Tym razem badanie dotyczyło rozpoznawalności twarzy rosyjskiej wiosny oraz ich ewentualnego „zagospodarowania” w rosyjskiej polityce. 29% badanych powitałoby z radością aktywność tych person na rosyjskiej scenie politycznej (43% odnosi się do tego negatywnie).

Igor Siergiejewicz Girkin vel Striełkow jest najbardziej znaną postacią z orszaku watażków. Rozpoznaje go 27% Rosjan. Od zeszłego roku szuka zajęcia godnego własnych ambicji. Czasem udziela wywiadów, w których krytykuje politykę Kremla wobec Noworosji, czasem spotyka się z tymi, którzy chcą podsypać grosza na rzecz akcji wspomagających Noworosję, założył fundację, ożenił się. Jakie miejsce mógłby zająć na rosyjskiej scenie, zabetonowanej przez ekipę Putina? Czego oczekują od niego ci, którzy chcieliby go zobaczyć w rosyjskiej polityce? Podkręcenia amoku #Krymnasz i spółka? Rozpędzenia na cztery wiatry skorumpowanej i tracącej na atrakcyjności kliki rządzącej? Striełkow był częścią projektu Kremla, na razie trzyma się w ryzach, nie wzywa do wzięcia Kremla i przepędzenia stamtąd tchórzliwych zdrajców Noworosji. Bo też nadal nie on pisze kolejny rozdział swojej własnej historii.

Batman i inni

4 stycznia. W obwodzie ługańskim trwają walki w okolicach Stanicy Ługańskiej, separatyści prowadzą rozmowy z Kijowem w sprawie kolejnej wymiany jeńców, w stronę „Noworosji” jedzie jedenasty konwój z Rosji. „Noworosja” to był falstart – powiedział w szeroko cytowanym przez światowe media wywiadzie Aleksandr Borodaj, jeden z animatorów samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, 7 sierpnia złożył pełnomocnictwa ze wszystkich swoich samozwańczych „stanowisk” i wycofał się na z góry upatrzone pozycje w Moskwie. Projekt „Noworosja” nie czuje się dobrze. A centrala w Moskwie zajęta jest obecnie świętowaniem i nie zwraca uwagi na doniesienia z frontu.

A doniesienia są ciekawe. Towarzysz broni Borodaja, kultowy przywódca separatystów Donbasu, lew Słowiańska Igor Girkin vel Igor Striełkow, który podobnie jak Borodaj w sierpniu opuścił pole bitwy i szuka szczęścia pod słońcem Rosji, wezwał bojowników, by za jego przykładem co prędzej wyjechali z „Noworosji”. „W przeciwnym razie rozwiązanie będzie krwawe, bezsensowne i tragiczne”. Apel Striełkowa jest związany z głośnymi wypadkami pod Łutugińskiem, gdzie w wyniku strzelaniny zginął jeden z liderów „Noworosji”, Aleksandr Biednow, pseudonim „Batman”.

„Batman”, zwany również „San Sanyczem”, wiosną 2014 roku był jednym z prowodyrów „Rosyjskiej Wiosny” na wschodzie Ukrainy, zawodowy milicjant (sam mówił o sobie: „oficer specnazu MSW”), sprawnie organizował antymajdany i przejęcia budynków publicznych. 1 stycznia jechał z ochroną, został zastrzelony przez „ludową milicję”, przy próbie zatrzymania go na rozkaz miejscowej prokuratury; wraz z szefem zginęło też sześciu przybocznych. Taka jest wersja podawana przez prokuraturę; według innych źródeł zasadzkę na „Batmana” urządził rosyjski specnaz. Sądząc po publikowanych w sieci zdjęciach z miejsca wypadku, to była prawdziwa bitwa z użyciem ciężkiej broni.

Samozwańcza prokuratura ścigała „Batmana” i jego mołojców za porwania ludzi. Lokalna telewizja „Ługandy” nadaje teraz serię przyjemnych reportaży o działalności grupy szybkiego reagowania pod dowództwem Biednowa. Wynika z nich, że tak lubiani przez prezydenta Putina uprzejmi panowie w nabytych w sklepach z militariami mundurach zajmowali się przetrzymywaniem ludzi w nielegalnych więzieniach. Tam bili ich, torturowali i wymuszali okup. Wesoła grupa „San Sanycza” trudniła się grabieżą, najbardziej interesowały ich auta.

Ścigająca „Batmana” prokuratura i „ludowa milicja” są podporządkowane Igorowi Płotnickiemu, który „otwieczajet za bazar” w Ługańskiej Republice Ludowej, to znaczy jest szefem tego samozwańczego tworu. A „Batman” i jego drużyna chcieli działać na własny bandycki rachunek.

Striełkow ma o „zabójstwie” Biednowa wyrobione zdanie: chodziło o to, aby sprowokować bojowników i wywołać powstanie. Powstanie zostałoby, zdaniem Striełkowa, obwołane antynarodowym buntem, a to pociągnęłoby za sobą konsekwencje, „aż do utraty kontroli nad republikami ludowymi i przekazania ich Kijowowi pod pretekstem likwidacji bandytyzmu”.

Porachunki pomiędzy zwaśnionymi dowódcami separatystów należą do smutnego pejzażu „Noworosji”. Wypowiadanie posłuszeństwa wchodzi tu w modę. Dowódca DRG (grupa dywersyjno-wywiadowcza) „Rusicz” Aleksiej Milczakow oznajmił, że jego oddział nie będzie się od dziś podporządkowywał poleceniom władz Ługańskiej Republiki Ludowej. To jego reakcja na zabicie „Batmana”. Płotnickiego i spółkę nazwał nieprzyzwoitym słowem i zapowiedział, że będzie walczył i przeciwko nim, i „Ukrom”.

Milczakow jest znany jako wyjątkowo „uprzejmy” zielony człowieczek. Dwa lata temu publikował w internecie wezwania do zarzynania bezdomnych, dzieci i szczeniąt (wezwania ilustrował drastycznymi scenami ze swoim udziałem). W „Nazipedii” jest przedstawiany jako kibic (może raczej kibol) petersburskiego klubu Zenit. We wrześniu Milczakow chwalił się wstrząsającymi zdjęciami wykonanymi na wschodzie Ukrainy. O jego czynach można poczytać na jego profilu Vkontakte. Milczakow cytuje Putina: „Ci, którzy dobrowolnie spełniają swój obowiązek na Ukrainie, nie są najemnikami”.

Ciekawych prezydent Putin ma popleczników. Kilka dni temu bojownicy formacji „Kozacka Gwardia Narodowa” Ługańskiej Republiki Ludowej zamieścili na kanale Youtube apel do Władimira Władimirowicza. Apel jest de facto donosem na Płotnickiego, który ma handlować węglem, a pieniądze kłaść sobie do kieszeni. Herszt tej bandy, niejaki „Batia” pyta prezydenta Rosji prostymi kozackimi słowy: „Chciałbym zapytać Rosję, jak długo jeszcze tacy Płotniccy, parchy nie wiadomo skąd, będą nas okradać?”. Kochający prawo „Batia” informuje Kreml – gdyby Kreml jeszcze tego nie wiedział – że „Gumanitarka” z poprzednich konwojów została rozkradziona i sprzeniewierzona przez władze.

Ten konwój, który właśnie jedzie, pewnie podzieli losy poprzednich. Chyba że wcześniej wszyscy „ci, którzy dobrowolnie spełniają swój obowiązek na Ukrainie”, się tam nawzajem wystrzelają.

Opera za milion

Eksportowy sopran z Krasnodaru, śpiewająca na renomowanych światowych scenach operowych Anna Netrebko, nieoczekiwanie wystąpiła w nowej roli. Podczas uroczystości przekazania donieckiemu teatrowi opery i baletu czeku na milion rubli sfotografowała się na tle flagi „Noworosji”. Flagę przyniósł na imprezę Oleg Cariow, jeden z polityków kręcących separatystyczne lody na wschodzie Ukrainy. Cariow – były deputowany ukraińskiej Rady Najwyższej – jest dyżurną gadającą głową we wszystkich politycznych talk show rosyjskiej telewizji państwowej. Jeździ po Rosji i zbiera fundusze i co tam jeszcze może na projekt „Noworosja”.

Po uroczystości pytana przez dziennikarzy o przyczyny wspierania separatystów opiernaja diwa wyznała, że nie zna się na polityce (uchyliła się od odpowiedzi na pytanie, czy Krym jej zdaniem należy do Ukrainy czy do Rosji), a milion rubli dla Doniecka to wyraz jej solidarności ze śpiewającymi pod bombami kolegami. Dowcipni internetowi komentatorzy natychmiast zaczęli wymieniać opinie, na co pójdzie ten „melon” rubli, najczęściej brzmiało przypuszczenie, że na wódzię dla separatystów. Gazeta internetowa Grani.ru zwróciła uwagę, że Netrebko całkiem nieźle radzi sobie nie tylko na scenie operowej, ale także politycznej: w 2012 roku była mężem zaufania kandydata na prezydenta, Władimira Władimirowicza Putina. Dała się też namówić do odśpiewania hymnu Rosji podczas uroczystości otwarcia igrzysk w Soczi. Może się doczekamy, że w ślad za Josifem Kobzonem i Wiką Cyganową zacznie śpiewać liczne hymny „Noworosji” (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/11/29/noworosja-tanczy-i-strzela/).

Jak wielu prawdziwych patriotów Rosji i Anna Netrebko ma podwójne obywatelstwo: rosyjskie i austriackie. MSZ Austrii po opublikowaniu zdjęcia śpiewaczki z flagą nowotworu oświadczył, że takie focie mogą zostać wykorzystane w celach propagandowych. Netrebko jest twarzą kampanii reklamowych linii lotniczych Austrian Airlines, przedstawiciel AA napisał w Twitterze, że firma zawsze dystansowała się od ekstremalnych poglądów politycznych. Kontrakt Netrebko zakończył się z końcem listopada, o jego prolongacie nic nie słychać.

Głupia sprawa. Pani Anna, zdaje się, nie trafiła w czas. Bo wiele też wskazuje na wycofywanie się przez Kreml z projektu Noworosja. A przynajmniej na czasowe przymrożenie (w sensie przenośnym i niestety również dosłownym) konfliktu na wschodzie Ukrainy. Kremlowskie wróble ćwierkają, że patron projektu Władisław Surkow wymienia kadry (odwołuje „bohaterów” nieudanej wiosny, z kremlowskiej administracji odeszło dwóch wysokich urzędników zajmujących się „Noworosją”) i zmienia kurs. Po ogłoszeniu przez Kijów decyzji o zawieszeniu zobowiązań socjalnych, działalności banków itd. na terytoriach kontrolowanych przez separatystów, Moskwa zaczęła dziwne manewry, wskazujące na to, że nie ma zamiaru dokładać do tego kiepskiego interesu. Inicjowane są kolejne rozmowy w Mińsku z udziałem separatystów. Moskwa znowu rozpoczyna partię na kilku szachownicami: z jednej strony wypuszcza w świat gołębie pokoju, z drugiej – przez nieszczelną granicę ładuje na wschód Ukrainy dziesiątki sztuk sprzętu wojskowego. Chyba nie będą występować w operze.

Lepszy rosyjski stół

Krym nie był deserem, był przystawką. I to przystawką, która niezmiernie zaostrzyła narodowe apetyty. Nie słodkie rodzynki i wanilia, a gorzkie migdały, pieprz i ostra papryka znacznie lepiej odpowiadają wojowniczym nastrojom w Rosji, wzbudzonym „małą zwycięską”, a na dodatek bezkrwawą wojną na Krymie. Mniejsza o przyprawy, chodzi o to, by znów zasiąść przy „lepszym rosyjskim stole”. Przy stole, przy którym zapadają najważniejsze decyzje. W Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych Rosja poniosła klęskę w głosowaniu nad rezolucją potępiającą aneksję Krymu? Ha! Obama nazwał Rosję regionalnym mocarstwem? Och! Nie będzie już grupy G8? Pff… W takim razie wywracamy tamte stoliki i stawiamy własny.

Teraz wielka rosyjska machina państwowa – od MSZ, przez Dumę, delegację do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gazowników, dziennikarzy, ideologów, propagandystów i pomniejszych ideowych wolontariuszy niewidzialnego frontu po generalicję i zaciągi prorosyjskich tituszek rozrabiających we wschodnich obwodach Ukrainy – trudzi się nad zestawieniem odpowiednio przyprawionego głównego dania przy tym stole.
Co więcej – minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow już sprasza gości. Rosyjska dyplomacja staje na głowie, żeby uzmysłowić całemu światu, jak bardzo źle się dzieje na Ukrainie, którą koniecznie trzeba sfederalizować, której trzeba dać nową federacyjną konstytucję. I to szybko, już, już. Federacyjna mantra powtarzana jest we wszystkich programach publicystycznych i (dez)informacyjnych rosyjskiej telewizji, w codziennych trwożnych oświadczeniach MSZ Rosji, rozpisywana na głosy w gazetach, blogach, forach internetowych. Patriotyczna piana uderza do rosyjskich głów, mąci umysły, podgrzewa nastroje społeczne. To temat na oddzielną rozprawę. Wróćmy do federacyjnych baranów dla Ukrainy.
No bo jeśli nie federalizacja od zaraz, to na razie kontrolowany chaos na wschodzie. Rozdmuchiwany do histerii przez rosyjskie media. Chodzi o wytworzenie wrażenia zamętu przed 25 maja.
Wybory prezydenckie na Ukrainie? Jakie wybory? Bez federacyjnej konstytucji? Mowy nie ma. Te wybory będą nielegalne – trąbią propagandowe tuby Kremla. Mieszkańcy wschodnich regionów – przekonują – nie chcą władzy Kijowa, zobaczcie: ruszyli się, ogłosili własne republiki – doniecką, ługańską, charkowską. Proszę bardzo, zuchy! I niech ukraińskim władzom w głowie nie postanie użyć siły wobec tych, którzy zajęli budynki użyteczności publicznej i wywiesili na nich flagi obcego państwa. A więc w zamyśle Moskwy, podsycany umiejętnie separatystyczny chaos na wschodzie ma uniemożliwić wybranie prezydenta, którego legalność trudno będzie podważyć. A wśród startujących liczących się kandydatów nie ma człowieka Moskwy. Rosja szyje grubymi nićmi. Jest mocno zdeterminowana. Argumentacja kupy się nie trzyma, ale to nie szkodzi. Wobec tego krzyczmy jeszcze głośniej: Rosjanie są gnębieni przez banderowską juntę, trzeba im udzielić pomocy, a co najmniej sfederalizować Ukrainę!

Popatrzmy jeszcze, nad czym trudzi się minister Ławrow, kogo chce posadzić przy tym lepszym rosyjskim stole. Otóż, dyplomaci z Rosji, USA i UE, a Ukrainę mają przy nim reprezentować przedstawiciele Kijowa i… wschodnich regionów. Zadziwiająca koncepcja. Któż ze wschodu miałby mieć mandat do takich rozmów i na jakiej podstawie ( bo jednocześnie Rosja podkreśla, że do stołu nie zaprasza oligarchów, pełniących obowiązki gubernatorów z nadania nowych władz w Kijowie)? Ponadto Rosja chce się zawczasu zapoznać z przygotowywanym projektem ukraińskiej konstytucji – zapowiada Ławrow. Dlaczego? Bo Rosja nie chce uprawomocnić swoją obecnością konstytucji, której wcześniej nie widziała – mówi Ławrow. Pozostaje zadać pytanie: a po co Rosja chce oglądać na którymkolwiek etapie konstytucję obcego państwa? I jeszcze jedno: dlaczego Rosja, która separatyzm czeczeński brutalnie rozjechała czołgami, teraz tak zażarcie kibicuje grupkom separatystów, szturmujących siedziby władz w Doniecku czy Ługańsku? I kim są ci separatyści, którzy zyskali sympatię Moskwy, programowo zwalczającej separatyzm? To kolejny temat na oddzielną rozprawę. I jeszcze: gdyby separatyści opanowali jakiś budynek rządowy w jakimś rosyjskim mieście, czy rosyjskie władze zachowałyby spokój, nie używały siły etc. (dla ułatwienia dodam, że przepychanki na ulicach Moskwy w przeddzień inauguracji prezydenta Putina dwa lata temu zakończyły się aresztowaniami, a potem wysokimi wyrokami łagru dla tych, którzy rzekomo stawiali opór policji, łojącej pokojowych demonstrantów pałami, cóż dopiero mówić o próbach zajęcia budynków rządowych).

Łamańce ministra Ławrowa mają najwyraźniej przekonać zagranicznych partnerów, by Moskwa mogła mieć decydujący głos w sprawach uregulowania kryzysu ukraińskiego – to znaczy by mogła umeblować ukraiński dom wedle własnego gustu. Zabiegi dyplomatyczne to może się okazać za mało. Szef komitetu ds. obronności Rady Federacji przypomniał, że pan prezydent ma już od dawna w szufladzie zgodę izby na użycie sił zbrojnych za granicą w obronie ludności rosyjskojęzycznej. Jeszcze z tego prawa nie skorzystał, ale przecież w każdej chwili może. Ponadto Kreml jak zwykle sprawnie posługuje się gazrurką – codziennie ogłasza komunikat o rosnących cenach gazu dla Ukrainy i podlicza rosnące długi.
Te dania na lepszym rosyjskim stole nie wyglądają zbyt zachęcająco. Niestrawność po nich wysoce prawdopodobna.