Archiwa tagu: format normandzki

Destabilizując Ukrainę, czyli przygody szarej eminencji Kremla

27 października. Na berlińskie narady o Ukrainie i Syrii Władimir Putin zabrał ze sobą swego doradcę Władisława Surkowa. Pojawienie się szarej eminencji Kremla w Niemczech wywołało małe tornado. Nazwisko Surkowa znajduje się wszak na europejskiej liście sankcyjnej. Strona rosyjska powiedziała tym samym wyraźnie: oto, co myślimy o tych waszych sankcjach, funta kłaków nie są warte.

Surkow został przez Putina posadzony 19 października przy stole w Berlinie, gdy w formacie normandzkim (Francja, Niemcy, Rosja, Ukraina) omawiano kwestie uregulowania sytuacji w Donbasie. Zresztą tak na marginesie – nic nowego w tej materii nie ustalono. Surkow ma w swojej oficjalnej tytulaturze przypisaną funkcję „doradca (asystent) do specjalnych poruczeń”. Strefą specjalną specjalnych poruczeń jest od ponad dwóch lat Ukraina, a zwłaszcza Donbas. Surkow po niezbyt długiej pauzie – został zesłany na kilkumiesięczną kwarantannę – powrócił na Kreml we wrześniu 2013 roku (pisałam o tym na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/09/25/kremlowski-dzial-personalny/) . Powrócił i zabrał się do tego, co lubił najbardziej: pisania scenariuszy zakulisowych gier. Jego nazwisko co rusz wypływało, gdy mowa była o zielonych ludzikach na Krymie i rosyjskiej wiośnie na wschodzie Ukrainy. Za koordynowanie działań na Krymie został odznaczony orderem.

Kilka dni po berlińskich rozmowach nieznana wcześniej grupa hakerów Cyberjunta (z Ukrainy) opublikowała w Internecie zawartość skrzynki mailowej Surkowa. A właściwie jego sekretariatu. W 2500 listach z lat 2013-2014 zawarta jest historia manipulacji Moskwy wokół wydarzeń na Ukrainie od rewolucji godności przez aneksję Krymu po projekt Noworosja. Autentyczność dokumentów potwierdziło kilka źródeł. Sekretarz Putina, Pieskow, pytany przez dziennikarzy, unikał jak ognia twardego potwierdzenia czy zaprzeczenia prawdziwości dokumentacji, łamiąc sobie głowę nad pokrętnymi sformułowaniami, które mogą oznaczać wszystko, a nie znaczą nic.

Ujawnione maile dowodzą, w jaki sposób Surkow działał, przygotowując reakcję Kremla na wydarzenia na Majdanie.

– Trzeba przekopać masę materiału, żeby znaleźć coś nowego i ciekawego – mówił w audycji Radia Swoboda Kiriłł Michajłow z grupy Conflict Intelligence Team. – Choć nie ma w tym czegoś superkompromitującego, o czym byśmy już nie wiedzieli. O tym, że Surkow zarządza Doniecką i Ługańską Republiką Ludową, wszyscy od dawna wiedzieli. Teraz po prostu mamy potwierdzenie. Rachunki, listy płac, nazwiska osób wyznaczonych do konkretnych działań. Ale tekstu w rodzaju: „Władisławie Jurjewiczu, zestrzeliliśmy boeing” nie ma.

W masie dokumentów, jakie spływały do skrzynki Surkowa w 2013 roku, zwraca uwagę licznie reprezentowana korespondencja dotyczącą zachowań ówczesnego prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowycza w związku z planowanym podpisaniem przezeń umowy stowarzyszeniowej z UE. Jak dziś wiemy, ostatecznie Janukowycz jej nie podpisał (podczas rozmów z Putinem został urobiony i przekupiony), co stało się powodem demonstracji w Kijowie. Potem przez skrzynkę przewijają się dokumenty analizujące sytuację na Krymie (jeszcze przed akcją zielonych ludzików). Potem Surkow prowadzi korespondencję z jednym z liderów Donieckiej Republiki Ludowej, Denisem Puszylinem. Nie ma wątpliwości, kto i na jakiej zasadzie brał udział w rozróbie na Krymie i potem na wschodzie Ukrainy – są m.in. listy uczestników specjalnych narad.

Z ciekawostek warto zwrócić uwagę na to, że Surkow miał swoich ulubieńców, którym powierzał ważne przedsięwzięcia w rozkręcaniu Noworosji (Puszylin, Zacharczenko, Cariow). W tym gronie nie było jednej z najbardziej znanych postaci rosyjskiej wiosny, Igora Girkina vel Striełkowa. I oto w dniu, kiedy Cyberjunta zrobiła zrzut zhakowanej dokumentacji, Striełkow w Twitterze napisał z jadem: „Dopóki akcją na Ukrainie kieruje Surkow i jego marionetki, dopóty należy się spodziewać wyłącznie klęsk na każdym odcinku”. Cóż, Striełkow ostatnio walczy o szczątki uwagi niegdyś entuzjastycznej dla jego pomysłów, dziś chłodniej i nielicznej publiczności. Skandal z pocztą Surkowa był dla niego znakomitą okazją, aby o sobie przypomnieć. Choćby na krótko.

Hakerzy rządzą dziś światem – co rusz wyciągają z różnych szaf mniej lub bardziej zetlałe truposze. Truposze z szafy Surkowa są nie pierwszej świeżości, ale ich wartość polega na potwierdzeniu tego, co wyciekało już wcześniej z różnych szczelin. Cyberjunta zapowiada, że niebawem dorzuci nowsze materiały. Jak piszą rosyjscy internauci, kupcie sobie popcorn i wygodnie umośćcie się na kanapie – będzie na co popatrzeć.

Krymskie wakacje dywersanta

16 sierpnia. Pod koniec ubiegłego tygodnia agencje informacyjne organizowały dodatkowe dyżury dla pracowników, obawiając się zaostrzenia sytuacji wokół Krymu, skąd napływały sensacyjne komunikaty i w związku z tym wielkiego zaognienia na linii Moskwa-Kijów.

Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji poinformowała w ubiegłym tygodniu w trybie ekstraordynaryjnym, że udaremniła dokonanie na Krymie zamachów terrorystycznych. Mieli ich dokonać dywersanci nasłani przez ministerstwo obrony Ukrainy. Podobno gdzieś wywiązała się strzelanina, zginął jeden z rosyjskich funkcjonariuszy, strzelaninie towarzyszyć miał ostrzał od strony Ukrainy. Propagandowe tuby Kremla donosiły gromko, że ukraińskie „grupy dywersyjno-terrorystyczne” miały za zadanie zdestabilizować sytuację na półwyspie, posiać panikę, wygnać tym samym turystów, poderwać planowane na wrzesień wybory parlamentarne.

Prezydent Putin zmarszczył czoło i oskarżył Ukrainę o „sięganie po terror”. No i orzekł, że w tej sytuacji spotkanie w „formacie normandzkim” (Ukraina, Francja, Niemcy, Rosja) podczas wrześniowego szczytu G20 nie ma sensu. Premier Rosji zawtórował w groźnym tonie, zapowiadając, że Rosja może zerwać stosunki dyplomatyczne z Ukrainą. Strona ukraińska powtarzała, że wszystko to nieprawda, prowokacje czystej wody etc. Niemniej prezydent Poroszenko wprowadził stan podwyższonej gotowości bojowej we wschodnich jednostkach. Przez media przewalały się w tę i z powrotem porównania historyczne do prowokacji gliwickiej z 1939 r.

Jak odczytać te krymskie komunikaty? Komunikat Putina był czytelny. Rosyjski prezydent znowu powrócił do wrogiej retoryki pod adresem Kijowa, nie użył wprawdzie słowa „junta”, ulubionego określenia usłużnych kremlowskich propagandystów, ale nadmienił, że Ukrainą rządzą ludzie, którzy „zagarnęli władzę”. Ważniejsza była ta część wypowiedzi, którą Putin skierował wprost do Zachodu. Zagranie to miało na celu pokazać, że Ukraina nie jest samodzielna, nie potrafi zrobić nic konstruktywnego. To był bezpośredni apel, aby ci, którzy wspierają obecne kijowskie władze, nacisnęli swego „klienta” i skłonili Kijów do „realnego uregulowania pokojowego”. Czyli do realizowania postanowień Mińska 2, w tym objęcia ukraińską jurysdykcją separatystycznych tzw. republik ludowych, ale wedle scenariusza Kremla, z zachowaniem marionetkowych reżimów; dopiero potem możliwe byłoby rozważenie, kto sprawuje kontrolę nad granicą ukraińsko-rosyjską. W ten sposób Moskwa zyskałaby fantastyczny instrument powstrzymywania wszelkich prozachodnich zapędów Ukrainy – tzw. republiki ludowe udaremniłyby każdy krok w stronę Zachodu. Strona ukraińska ostatnio powtarzała, że przywrócenie ukraińskiej jurysdykcji nad tzw. republikami ludowymi, wybory itd. będzie możliwe, ale dopiero po odzyskaniu kontroli nad granicą, a nie – jak chce Moskwa – bez tej kontroli odzyskania. I Zachód zaczął się tej argumentacji przysłuchiwać.

Prowokacją na Krymie Moskwa pokazała więc, że jest z tego obrotu spraw niezadowolona, że zaczyna się niecierpliwić. I jeżeli Zachód nie zechce wywrzeć nacisku na Kijów i przymusić „klienta” do postępowania zgodnego z rosyjskim scenariuszem, to może być znowu gorąco. Znowu wywalimy stolik, pokażemy pięść. Może nawet znów poleje się krew, znowu trzeba będzie szukać rozwiązań. Jak nie Mińsk 2, to Mińsk 3, 4, 5, aż do skutku. Przy czym Rosja podkreśla za każdym razem, że absolutnie nie jest stroną, jest tylko arbitrem. Ha.

Co jeszcze można wyczytać spomiędzy wierszy komunikatu Putina? Że jeśli akcja „dywersant na Krymie” nie przyniesie Rosji spodziewanych owoców, to trzeba będzie Zachodowi powtórzyć dobitniej, że Ukraina jest państwem wspierającym terroryzm, skompromitować Ukrainę w oczach społeczności zachodniej, wykazać, że władze w Kijowie z niczym sobie nie radzą, nie zasługują na zaufanie etc.

Czy to przekonujące? W oficjalnej wersji wydarzeń na Krymie tłuczonej przez rosyjską telewizję i inne prokremlowskie media są liczne luki, „niestykowki”, wszystko wygląda na zawczasu przygotowaną prowokację, pozbawioną przy tym ładu i składu.

Reakcja USA na te rewelacje była zresztą powściągliwa: Departament Stanu przypomniał, że uważa Krym za okupowane terytorium Ukrainy i czeka na uregulowanie sytuacji we wschodnich prowincjach objętych promoskiewską rebelią. Rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow zapewniał swojego niemieckiego kolegę podczas wczorajszego spotkania, że „Rosja ma twarde dowody”. Ale na razie nikt ich nie widział.

Rosyjski historyk profesor Walerij Sołowiej w audycji Radia Swoboda powiedział: „Wojny na dużą skalę pomiędzy Rosją i Ukrainą po tym wszystkim raczej nie będzie. Zostanie utrzymane status quo. Format normandzki ulegnie zawieszeniu. Rosja będzie czekać. To jej strategia. Poczeka w nadziei, że Ukraina sama się zawali pod ciężarem własnych problemów, że Zachód nie wytrzyma antysankcji i sam zdejmie sankcje [nałożone na Rosję], że w Ameryce zmieni się prezydent”.

To chyba zbyt optymistyczna ocena. W rosyjskiej strategii faktycznie jest czekanie, ale jest też niecierpliwość, jest też liczenie na to, że jakaś mała (a w razie potrzeby nawet większa) prowokacja przyniesie duże zyski, że kropla dyplomacji Ławrowa wydrąży wreszcie jakiś choćby maleńki rozstęp w skale. Jeśli jeszcze nie teraz, to może za chwilę, kiedy zmieni się konstelacja polityczna na amerykańskim nieboskłonie, a fala migracyjna mocniej podmyje jedność Europy. Wyrażone przez Putina niezadowolenie z formatu normandzkiego to niezadowolenie z postawy europejskich partnerów – Niemiec i Francji. Może to pierwszy akord w symfonii zmysłów, jaką Putin chce skomponować z udziałem przyszłego prezydenta USA (wreszcie porozmawiamy jak równy z równym o nowym podziale stref wpływów, o losach świata całego, w tym Ukrainy, ale już bez pałętających się pod nogami niepoważnych Europejczyków). Poza tym są jeszcze wykonywane bez reporterskich fleszy „małe robótki” stricte wojskowe: ćwiczenia Kaukaz 2016, tworzenie i wyposażanie nowych jednostek wzdłuż granicy z Ukrainą itd. To też część rosyjskiej strategii.

Poza tym Rosja ma jeszcze inne fortepiany, na których będzie grać, i to głośno. Ciąg dalszy nastąpi.

Jeńców nie bierzemy

24 stycznia. „Przy ostrzale Mariupola zginęło piętnaście osób, 76 zostało rannych” – podaje MSW Ukrainy i oskarża separatystów o atak na osiedle mieszkalne w tym mieście. Władze Donieckiej Republiki Ludowej odżegnują się od udziału w ostrzale Mariupola. Trzech cywilów zginęło dziś w Donieckiej Republice Ludowej. Separatyści zajęli miejscowość Krasnyj Partizan. Ukraina oskarżyła separatystów o 27 przypadków naruszenia rozejmu. Prezydent Rosji oskarżył władze Ukrainy o naruszenie warunków przerwania ognia i rozpoczęcie działań bojowych w Donbasie. To tytuły depesz z ostatnich godzin. Wiadomości o zaostrzaniu się sytuacji na wschodzie Ukrainy i przejściu separatystów do natarcia jest coraz więcej.

Wczoraj samowładny szeryf donieckich separatystów Aleksandr Zacharczenko zapowiedział, że jego ludzie będą się bić, żadnych rozmów o rozejmie ani też żadnych rozejmów nie będzie. Zadanie postawił jasno: odbić z rąk Ukraińców wszystkie kontrolowane przez siły rządowe tereny obwodu donieckiego, „aż do granicy”. Zapowiedział też, że po ostrzale przystanku autobusowego w Doniecku nie będzie brał jeńców [na przystanku zginęło kilkunastu cywili; obie strony wzajem oskarżają się o autorstwo ostrzału; strona ukraińska wskazuje, że do tragedii doszło 15 km od najbliższego stanowiska ogniowego sił rządowych, a zatem śmierć cywili spowodowali nie oni].

O tym, jak traktowali jeńców donieccy watażkowie, można napisać niejeden thriller. Ostatnio dopisano w tej księdze nowy wstrząsający rozdział. 22 stycznia odbył się na ulicach Doniecka kolejny „marsz hańby”: prowadzono wziętych do niewoli „cyborgów” z legendarnego lotniska w Doniecku. Zapis tej hańby (czyja to hańba, nie ma wątpliwości) można obejrzeć na kanale youtube https://www.youtube.com/watch?v=0ei7jor652E

Prezydent Putin zebrał Radę Bezpieczeństwa i opowiedział o swojej pokojowej inicjatywie skierowanej do Petra Poroszenki. Mianowicie wystosował list, w którym Rosja domagała się wycofania przez Ukrainę ciężkiego sprzętu na taką odległość, by ukraińskie armaty nie mogły razić celów w miejscach, w których znajdują się cywile. Poroszenko, stwierdził Putin, nie odpowiedział. I oto mamy rezultat, mówi Putin: giną cywile. O podciągnięciu w rejon walk nowych kolumn sprzętu wojskowego wszelkiego autoramentu i nowych falang zielonych ludzików Putin nic nie powiedział. W każdym razie przed kamerą.

Rosyjska propaganda zaraz zakrzyknęła: Poroszenko odrzucił pokojowy plan Putina. Putin w szatach niosącego gałązkę oliwną wygląda nieprzekonująco na tle wysyłanych na linię rozejmu-frontu rosyjskich wojsk, bez wsparcia których separatyści nie byliby w stanie walczyć. Pokaz wspinaczki na szczyty obłudy i cynizmu Władimir Władimirowicz prezentował w wojnie z Ukrainą już niejednokrotnie, kolejny akt tego politycznego sztuczydła już nikogo nie dziwi.

„Gdyby Putin faktycznie chciał pokoju na wschodzie Ukrainy, to miałby jeden jedyny plan pokojowy, z gwarantowanym pozytywnym zakończeniem – pisze w blogu deputowany partii Jabłoko z Petersburga, Borys Wiszniewski. I dalej wylicza: – wycofać z Ukrainy wysłanych tam żołnierzy specnazu, najemników, „urlopowiczów” i „ochotników” wraz z bronią i ciężkim sprzętem; – zamknąć granicę dla tych, którzy się rwą powojować; – zaprzestać werbowania „ochotników” w Rosji; – zaprzestać wysławiania „pospolitego ruszenia Donbasu” w rosyjskich mediach, wymyślania ukraińskich faszystów i przestać kłamać w żywe oczy […], że „walczymy z Ameryką na terytorium Ukrainy”. Gdyby ten plan został wprowadzony w życie, po separatyzmie w Donbasie w ciągu tygodnia nic by nie zostało, […] przestaliby ginąć i cywile, i wojskowi”.

Skoro jednak żadnego z tych punktów Putin nie realizuje, to znaczy, że nie chce, by cywile i żołnierze przestali ginąć. A czego chce? Z przecieków z Kremla wynika, że chodzi o przymuszenie Poroszenki do zgody na nową turę rozmów. Rozjątrzony Donbas to jeden z instrumentów nacisku. Moskwa najwyraźniej nie ma ochoty realizować porozumień mińskich z września ubiegłego roku i znów rozpycha się militarnymi i dyplomatycznymi łokciami, próbując uchwycić nowe przyczółki, by móc targować się z Kijowem i Zachodem. Putin był bardzo rozczarowany tym, że nie doszło do planowanego na 15 stycznia szczytu w „formacie normandzkim” z jego osobistym udziałem. Zaostrzenie sytuacji na wschodzie Ukrainy to próba wywarcia presji na Zachód – jak nie chcecie, żeby na Ukrainie lała się krew, to ugłaskajcie Władimira Władimirowicza, porozmawiajcie z nim.

Jeśli chodzi o wewnętrznych rozmówców Putina, to ciekawe wieści z hermetycznego pudełka, w którym siedzi putinowskie biuro polityczne, zamieścił „Bloomberg” (http://www.bloomberg.com/news/2015-01-22/putin-said-to-shrink-inner-circle-as-ukraine-hawks-trump-tycoons.html). Według ustaleń dziennikarzy, najbliższymi „k tiełu” mają być przedstawiciele resortów siłowych – czekiści i minister obrony Szojgu. Autorzy sugerują, że najbogatsi cywilni putinowcy, którzy wiele stracili w wyniku pogorszenia koniunktury, są coraz bardziej niezadowoleni z tego, że Putin wspiera separatystyczną awanturę na Ukrainie. W związku z tym Putin się od nich odgrodził i gada tylko z tymi, którzy chcą wojować u sąsiada. Podobno prezydent jest coraz bardziej podejrzliwy wobec swoich przyjaciół, którzy wzbogacili się dzięki bliskiej znajomości z nim, a teraz cierpią na skutek zachodnich sankcji. Woli towarzystwo sprawdzonych genossen z instytucji na trzy litery, którzy nie podtykają mu pod nos sprawozdań o kryzysie w gospodarce, nie wzywają, by się opanował i zaczął polubownie rozmawiać z Europą, bo w przeciwnym razie kryzys będzie katastrofalny. Przytakują i snują plany o Noworosji od morza do morza. Ciekawe, która z drużyn kremlowskich buldogów weźmie górę.