Archiwa tagu: opozycja

Sąd błotny

Procedura nękania i znęcania się nad uczestnikami antyputinowskiej demonstracji 6 maja 2012 roku na placu Błotnym w Moskwie trwała prawie dwa lata. Tego dnia doszło do przepychanek i starć uczestników manifestacji przeciwko powrotowi Putina na Kreml z policją, która – jak twierdzą po przeanalizowaniu materiałów wideo obrońcy praw człowieka – sprowokowała zajścia. Nikt wtedy nie zginął, nikt nie odniósł poważnych obrażeń.
Podczas rozprawy sędzia wysłuchiwała z uwagą zeznań policjantów, którzy ucierpieli w starciach, natomiast konsekwentnie odrzucała wnioski o dopuszczenie świadków obrony. Najbardziej sprawiedliwy i humanitarny sąd na świecie skazał kolejnych ośmioro oskarżonych na bardzo wysokie wyroki pozbawienia wolności: od czterech do 2,5 roku łagru dostało siedmiu oskarżonych, ósma osoba – młoda dziewczyna – dostała wyrok w zawieszeniu. Prokuratura żądała jeszcze wyższych wyroków, sędzia nieco tylko zmiękczyła karę.
Skazani to głównie młodzi i bardzo młodzi ludzie, wykształceni, samodzielni. Nie należą do grona najbardziej znanych aktywistów opozycji antyputinowskiej.
Wczoraj w Moskwie i Petersburgu odbyły się demonstracje poparcia dla skazanych, których uznano za więźniów politycznych. Na ulicach protestowało kilka tysięcy ludzi. Policja zatrzymała kilkaset osób. Wśród nich Aleksieja Nawalnego, któremu dziś wlepiono siedem dni aresztu administracyjnego za udział w niesankcjonowanym zgromadzeniu i wykrzykiwaniu haseł. A wlepiał sędzia Kriworuczko, którego nazwisko figuruje na „liście Magnitskiego”. Kilkoro innych aktywistów trafiło do aresztu na dziesięć dni.
„Dzień po tym, jak społeczność międzynarodowa dziękowała Rosji za zorganizowanie zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi, rosyjskie władze znów zademonstrowały światu realność rosyjskiego codziennego życia. Ten, kto decyduje się pokazać inne poglądy, musi się liczyć z konsekwencjami” – oświadczyła po wyroku Human Right Watch.
Przewodniczący komitetu organizacyjnego olimpiady powiedział w pożegnalnym przemówieniu, że w Soczi „Rosja pokazała nową twarz”. Można by powiedzieć, że w Soczi Rosja pokazała nie twarz, a maskę – piękną, lecz zwodniczą, nieprawdziwą, skoro już dzień po zamknięciu igrzysk władza ze ściśniętymi ze złości szczękami wysyła demonstrujących przeciw prezydentowi ludzi do łagrów. To jasny i czytelny sygnał: władza będzie z całą surowością karać tych, którzy odważą się na uliczne protesty. Prezydent Putin zwykł powtarzać, że nie ma żadnej możliwości wywierania nacisków na sąd, gdyż sądy w Rosji są niezawisłe. Czy ktokolwiek ma co do tego wątpliwości?
Dziennikarz Oleg Kaszyn, członek komitetu organizacyjnego demonstracji 2011-2012, jest rozgoryczony tym, że koszmarnym losem skazanych niesprawiedliwie ludzi Rosja się właściwie nie przejmuje. „Proces błotny nie podniósł nastrojów w kraju, nie był ważną cezurą w historii, nawet w porównaniu z głośnym procesem Pussy Riot proces błotny był bledszy i jako czynnik polityczny, i nawet jako informacja. To, co się dzieje na Ukrainie, powinno – wydawałoby się – skłaniać do porównań. Ale na dobrą sprawę nie ma czego porównywać. […] Być może obowiązująca umowa społeczna [władza rządzi, społeczeństwo nie włazi w politykę] nie daje i być może nigdy nie pozwoli Rosji przełamać wiecznej politycznej stabilności. Społeczną bazą Władimira Putina wcale nie są robotnicy z Niżnego Tagiłu, a przede wszystkim ta klasa, która protestowała na placu Błotnym – obywatele, gotowi płacić za swoje wyjście na plac wolnością innych ludzi”.

Nawalny w zawiasach

Sąd wyższej instancji zawiesił wyrok sądu rejonowego w Kirowie wobec Aleksieja Nawalnego, najbardziej obiecującej twarzy pozasystemowej opozycji. Pięć lat w zawieszeniu – tak brzmi sentencja. O wygibasach wymiaru sprawiedliwości przed wrześniowymi wyborami mera Moskwy, w których Nawalny startował, pisałam przy okazji pierwszego procesu (http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/07/18/posadzic-nawalnego/ i http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/07/22/wypuscic-nawalnego/). Nawalny w wyborach tych zdobył 27 procent głosów – to był świetny rezultat, który uczynił z blogera polityka i pokazał, że już wiele na politycznej niwie potrafi. No i że trzeba się z nim liczyć.
A więc pięć lat w zawieszeniu – czy to wyrok kryminalny za czyny karygodne czy wyrok polityczny (bo eliminujący Nawalnego z udziału w wyborach – do momentu zatarcia wyroku będzie pozbawiony biernego prawa wyborczego)? Sąd nie zdjął z Nawalnego ciążących na nim zarzutów malwersacji, ale też nie wtrącił go do ciemnicy. Internetowa Gazeta.ru donosiła, że taka była wola kancelarii prezydenta – pono Kreml nie chciałby robić z Nawalnego Nelsona Mandeli, potrząsającego kajdanami. Dobre i to. Nawalny zapowiedział, że nie zamierza rezygnować z działalności politycznej. I stwierdził, że nie ma złudzeń, że jeśli wychyli się za bardzo, to władze zrobią użytek z dwóch innych „uszytych” dla niego spraw karnych.
„Sąd to tylko ogniwo w łańcuchu wydarzeń, pokazujących nie tylko degradację prawa w Rosji, ale wyjątkowy cynizm, z którym władze demonstrują wyższość decyzji politycznych nad prawem. Myślę, że wielu biznesmenów, którzy siedzą w więzieniu na podstawie sfabrykowanych dowodów winy, skazani w procesach opłaconych przez ich konkurentów, bacznie przyglądało się procesowi Nawalnego. Teraz zapewne ci ludzie stracili nadzieję: nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z politycznym kasynem. Sprawa Nawalnego rozsypała się już w pierwszej instancji, niemniej orzeczono wyrok skazujący. Teraz bez żadnych dodatkowych wyjaśnień wyrok zmieniono. To nie triumf prawa, a siła politycznego dyktatu. Cała rzecz pozostaje w ramach schematu „przykręcamy śrubę, luzujemy” – napisał w komentarzu w „Forbes” Aleksandr Morozow.
W komentarzach nie brakuje też głosów, że scenariusze sądowe pisane były przez Kreml i Nawalnego pospołu. Proces miałby być sposobem na uwierzytelnienie Nawalnego w oczach tych, którzy „nie lubią Putina” i pomóc mu zająć pozycję lidera opozycji. Trudno zweryfikować podobne teorie. Faktem jest natomiast, że Nawalny był i jest młotem na „zażrawszychsia” członków establishmentu. Wytropił i spektakularnie rozkręcił skandale wokół zagranicznych nieruchomości koryfeuszy rosyjskiej demokracji parlamentarnej czy głównego śledczego.
W przyszłym roku odbędą się wybory do moskiewskiego parlamentu, Mosgordumy. Sam Nawalny nie będzie mógł kandydować, ale już dziś mówi się o tym, że o mandaty zawalczą ludzie z tak zwanej listy Nawalnego. Miałaby to być próba zdyskontowania dobrego wyniku Nawalnego w wyborach mera i wykorzystania potencjału niezadowolenia ujawnionego podczas zeszłorocznych demonstracji ulicznych. Mówi się jeszcze i o tym, że wunderwaffe Nawalnego jest jego żona Julia.

Posadzić Nawalnego

Salę sądu w Kirowie Aleksiej Nawalny opuścił dziś w kajdankach. Podobnie jak sądzony razem z nim Piotr Oficerow. Sędzia odczytał sentencję wyroku: pięć lat kolonii karnej za machinacje przy sprzedaży 10 tys. metrów sześciennych drewna należącego do przedsiębiorstwa Kirowles na łączną sumę 16 milionów rubli (1,6 mln złotych) dla Nawalnego, cztery lata dla Oficerowa. Żadnych motywów politycznych w sprawie sędzia się nie dopatrzył, dowody przedstawione przez obronę uznał za nieprzekonujące, dowody przedstawione przez oskarżenie – za wystarczające, by wydać wyrok skazujący. Przy czym sędzia był zgodny z prokuraturą do tego stopnia, że werdykt słowo w słowo spisał z aktu oskarżenia, zmienił tylko jedną rzecz: w stosunku do tego, czego żądał prokurator, o rok skrócił wyroki obu oskarżonym.
Jeszcze wczoraj Nawalny został oficjalnie zarejestrowany jako kandydat w wyborach mera Moskwy. Dzisiejszy wyrok może być zaskarżony do sądu wyższej instancji, teoretycznie więc udział Nawalnego w wyborach jest możliwy, jeżeli wyższa instancja obecny wyrok skazujący uchyli. W najbliższym czasie sprawa udziału w wyborach się wyjaśni. Jeżeli wyrok się uprawomocni, to wszystko będzie jasne: Nawalny zgodnie z prawodawstwem nie będzie mógł startować w wyborach. Ani tych, ani żadnych.
Amnesty International wezwała do natychmiastowego uwolnienia Nawalnego i Oficerowa, na polityczny charakter rozprawy zwrócili uwagę amerykański ambasador w Moskwie i europejska minister spraw zagranicznych.
W Moskwie, Petersburgu i wielu innych miastach odbyły się wieczorem protesty przeciwko wyrokowi. Zebrało się kilka-kilkanaście tysięcy. „Kosmonauci”, jak określa się ubranych w kaski i kamizelki kuloodporne funkcjonariuszy specjalnych formacji policji, sprawnie zatrzymali ok. 60 osób w Moskwie, 30-50 osób w Petersburgu. Jeden z uczestników ulicznej akcji trzymał niewielki karton z napisem: „Nawalny przeszkadza im spokojnie kraść”. W skrócie to oddaje istotę sprawy. Inicjatywa Nawalnego „Rospil.ru” pokazywała czarno na białym, jak urzędnicy – ci bliscy tronu i ci trochę dalsi – rozkradają bez żenady państwowe pieniądze, jak się tuczą, jak omijają przepisy, jak wycierając sobie gębę patriotycznymi frazesami, kupują luksusowe mieszkanka na Florydzie, kształcą dzieci i trzymają korupcyjną rentę na bankowych kontach na opluwanym Zachodzie itd. Nawalny nadepnął na odcisk szefowi Komitetu Śledczego, Aleksandrowi Bastrykinowi. Ten główny Sherlock Holmes putinowskiej Rosji zakupił sobie po cichutku mieszkanie w Pradze, choć przepisy dotyczące urzędników państwowych zabraniały mu posiadania zagranicznych nieruchomości. Nawalny to wywąchał i podał do publicznej wiadomości. Bastrykin gęsto i nieprzekonująco się tłumaczył. Sprawę „Kirowlesu” dwukrotnie umarzano z powodu braku znamion przestępstwa. Na osobiste polecenie Bastrykina śledztwo wznowiono, kierując się starą wypróbowaną zasadą: „jest człowiek, musi znaleźć się paragraf”. Doprowadzono do procesu z pogwałceniem procedur i zdrowego rozsądku.
Spośród licznych emocjonalnych wpisów na portalach internetowych i blogach, komentujących wyrok, jaki zapadł w Kirowie, zacytuję blogera Antona Nosika: „Możecie mnie wsadzić do więzienia za kradzież moskiewskiego powietrza, ogłosić, że jestem szwedzkim szpiegiem, ale ja jestem wolnym człowiekiem w wolnym kraju i tego mi nie odbierzecie. Nie jesteście w stanie zmusić normalnych ludzi do tego, by się bali, tak jak nie jesteście w stanie nikogo zmusić, by was szanowano, nikczemna sforo złodziei. A swoje plany przekształcenia Rosji w imperium strachu wsadźcie sobie w d…”. Pisarz Lew Rubinstein napisał, że trudno mu dziś znaleźć w bogatym języku rosyjskim słowa, które byłyby w stanie oddać temperaturę jego emocji i nie zmienić się w potok wulgaryzmów.
Zacytuję jeszcze wpis Aleksieja Germana juniora, reżysera, człowieka niespecjalnie zaangażowanego w politykę. Jego opinię można uznać za umiarkowane zdanie środowiska inteligencji: „O ile wcześniej pewna część inteligencji i nie tylko odnosiła się do Nawalnego sceptycznie, to teraz ci sami ludzie, kierując się zwyczajną przyzwoitością, będą go popierać. Na naszych oczach z postaci niejednoznacznej Nawalny staje się postacią mitologiczną”.
Natomiast prokremlowska publiczność lansowała w internecie hashtag #Sielworik [posadzili złodziejaszka] i cieszyła się, że Nawalnemu udowodniono przekręt. Jakże więc teraz będzie walczył dalej z nieprawidłowościami, skoro sam – w ich mniemaniu, rzecz jasna – przestał być rycerzem na białym koniu.
Władze coraz mocniej przykręcają śrubę. Proces za procesem, wyrok za wyrokiem. Nie ma przebacz. „Ten system uznaje za winnego każdego, kto jest przeciwko Putinowi. Wystarczy popaść w konflikt z urzędnikami, ale najniebezpieczniejsze jest wyjawienie sekretnych przestępczych powiązań biznesu i władzy” – napisał w komentarzu korespondent „The Times”. Nawalny zrobił i jedno, i drugie. Szef rozgłośni radiowej Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow przypomniał dzisiaj, że Nawalny miał czelność powiedzieć w jednym z wywiadów, że jeżeli on będzie u władzy, Putin będzie siedział.
To dopiero pierwsza odsłona: prokuratura dziś po południu nieoczekiwanie ogłosiła, że podaje apelację w sprawie aresztowania Nawalnego i Oficerowa. Może obaj zostaną wypuszczeni i do momentu rozpatrzenia sprawy w sądzie wyższej instancji będą odpowiadać z wolnej stopy. W przekładzie na język piłkarski – ogłoszono jeszcze dogrywkę. Choć to, kto komu strzeli karnego, jest jasne jak słońce.

Potargana biała wstążka

Tym razem OMON nie pałował. Wczorajszy wiec na placu Błotnym w Moskwie zgromadził około 25 tys. uczestników (MSW mówi o 8 tysiącach, organizatorzy – o 30-50 tys.). „Mniej niż by się chciało, więcej niż się spodziewałem” – powiedział wierny idei protestu pisarz Borys Akunin, jeden z oratorów zawsze przemawiających z trybuny. Większość „białowstążkowców” w komentarzach w blogach i na Twitterze zgodnie przyznawała, że zeszłorocznego entuzjazmu już nie ma, ale powody niezadowolenia nie zniknęły. Wychodzenie na ulicę pozostaje „symbolicznym aktem zademonstrowania swej niezgody wobec reżimu w bezpośrednim sąsiedztwie Kremla” (Gazeta.ru).
Data wiecu nie była przypadkowa: to pierwsza rocznica wielkiej akcji protestu w przeddzień inauguracji kolejnej kadencji prezydenckiej Władimira Putina. Tamta demonstracja była wyrazem niezadowolenia z powrotu Putina na Kreml, frustracji z powodu zawiedzionych nadziei na zmiany. Na skutek prowokacji (opozycja, która przeprowadziła własną analizę materiałów, twierdzi, że prowokacji dokonali nasłani kibole) doszło do przepychanek i starć z OMON-em. Zatrzymano kilkadziesiąt osób. Teraz uczestnicy tych wypadków po kolei są aresztowani i stawiani przed sądem. Dwóch otrzymało już kilkuletnie wyroki łagru (choć jeden z nich przyznał się do wszystkiego, co mu przedstawiono w akcie oskarżenia i skwapliwie współpracował ze śledztwem, najwyraźniej licząc na pobłażliwość).
Wczoraj na demonstracji niesiono portrety „więźniów placu Błotnego”. Obrona ich praw stała się głównym hasłem protestu. „Jeszcze niedawno temat więźniów politycznych był tematem peryferyjnym – zauważa moskiewski politolog Aleksiej Makarkin. – Było to związane z przeświadczeniem wielu sympatyków opozycji, że nie wszyscy są bez grzechu (władza jest oczywiście winna bardziej, ale i na jej przeciwnikach leży część odpowiedzialności) oraz że nic strasznego się nie stanie – ot, potrzymają ich trochę w areszcie, najwyżej kilka miesięcy, a na procesie dostaną wyroki w zawieszeniu albo jakiś minimalny wymiar kary. Jednakże gorliwość prokuratorów i śledczych (którzy nie dostrzegają winy i nie pociągają do odpowiedzialności żadnego z OMON-owców, którzy tłukli ludzi 6 maja ub.r. oraz ferują surowe wyroki) i podnosząca się w kraju konserwatywna fala sprawiły, że […] iluzje prysły: kara będzie surowa. I to właśnie wywołuje emocje i sprzeciw”.
Władza przykręca śrubę i coraz mocniej wykonuje zwrot ku wspomnianemu przez Makarkina konserwatyzmowi. Szuka poparcia u szerokich mas. Wygrzebuje z szafy, otrzepuje z naftaliny i krzyżuje tradycje sowieckie (np. przywrócenie tytułu Bohatera Pracy) i przedsowieckie (odwołanie się do Kozaków jako nosicieli prawdziwych rosyjskich wartości). Ciekawe, co się urodzi z takich krzyżówek? Wobec liderów zeszłorocznego protestu czy zatrzymanych podczas demonstracji 6 maja 2012 używa mocnego kija. Reszta ma patrzeć i odsunąć się od toru, by również nie dostać po głowie. Oficjalna propaganda od roku grzmi, że protesty były dziełem spiskowców, inspirowanych i zasilanych z zagranicy. NGO poddawane są kontroli, przykleja się im etykietkę zagranicznych agentów – a więc też ogranicza pole działalności, skoro ten sektor może sprzyjać kształtowaniu się postaw obywatelskich. Długa jest lista przyjmowanych pospiesznie ustaw zakazujących. Tu postawię kropkę, bo zakazy dotyczą tak wielu dziedzin, że przekracza to rozmiary blogowego postu.
Zacytuję jeszcze jednego moskiewskiego politologa, niegdyś kremlowskiego guru, od dwóch lat wolnego strzelca, Gleba Pawłowskiego: „Władza zabawia się z opozycją, utrzymując ją stale w napięciu – zamkną, nie zamkną. Niebezpieczeństwo tej sytuacji polega na tym, że władza przestała się zajmować innymi sprawami. Na oczach całego kraju jak nakręcona biega z łapką na muchy. Zwykli ludzie rwą sobie włosy z głowy z powodu podniesionych opłat komunalnych, stanu medycyny, edukacji czy ekonomicznego spadku. A władza zamiast na to zareagować, serwuje im na stół Nawalnego i Udalcowa. […] Obecnie nie ma żadnych wzajemnych stosunków pomiędzy społeczeństwem i władzą. Społeczeństwo nie ma przedstawicielstwa we władzach. Duma stała się czarodziejskim tworem, które nie ma związku ani z władzą, ani ze społeczeństwem. Takie specyficzne zoo. To samo można powiedzieć o Koordynacyjnej Radzie Opozycji. […] Takiej sytuacji można życzyć tylko wrogowi. Alternatywy nie widzę. Społeczeństwo jest w apatii. Myślę, że czeka nas smutny scenariusz. I zacznie się nie od akcji ulicznych, a od jakichś ekonomicznych katastrof, choć to nie stanie się prędko. A na razie tak sobie po cichu, spokojnie gnijemy”.
Nie podziela niepokoju Pawłowskiego (i wielu innych komentatorów) wicepremier Władisław Surkow, w przeszłości jeden z głównych urzędników Kremla i ideologów putinizmu. Podczas wystąpienia w Londynie streścił stanowisko najwyższych władz: „Czy naprawdę macie wrażenie, że po demonstracjach w grudniu 2011 roku stary system zawalił się? Nie, system pokonał opozycję. To fakt. System zaadaptował się do przejawów niezadowolenia społecznego. System zachował się twardo wobec ekstremistów. Ci, którzy uważali, że można bezkarnie bić policję, ponieśli zasłużoną karę. System jest odbiciem mentalności i duszy narodu rosyjskiego”.
Zdjęcia z wiecu można obejrzeć m.in. tutaj: http://www.gazeta.ru/politics/photo/miting_na_bolotnoi_ploshadi.shtml

Rosja znowu w sądzie

Pierwsza rozprawa Aleksieja Nawalnego przed sądem w Kirowie trwała 45 minut. Obrońcy oskarżonego poprosili o kilka dni na zapoznanie się z dokumentacją sprawy. Rozprawę odroczono więc do 24 kwietnia. Tłum dziennikarzy i sympatyków Nawalnego nie zdołał się dostać do sali rozpraw, szumny mityng odbywał się spontanicznie pod siedzibą sądu.
Nawalny jest najbardziej znaną twarzą opozycji pozasystemowej, w swoich publikacjach na blogu i w portalach internetowych Rospil.ru i innych tropi nieprawidłowości w funkcjonowaniu biurokracji i przewały finansowe oraz liczy majętności skorumpowanych bonzów. To na niego patrzą z nadzieją uczestnicy demonstracji ruchu białej wstążki. On sam nie ukrywa, że ma ambicje polityczne: kilka dni temu zapowiedział, że chce zostać prezydentem.
Według wersji śledztwa, w 2009 roku będąc doradcą gubernatora obwodu kirowskiego Nawalny miał zmusić szefa firmy Kirowles do zawarcia niekorzystnego kontraktu. Firma miała na tym stracić kilka-kilkanaście milionów rubli. „Śmieszne pieniądze. Nawet gdyby Nawalny rozkradł cały las obwodu kirowskiego, to urządzono by mu rutynowy proces [na niższym szczeblu], a centralny aparat Komitetu Śledczego [powołanego, by prowadzić najważniejsze śledztwa w kraju] nie zwróciłby na takie coś uwagi. Powodem, dla którego jednak zwrócił uwagę, było nazwisko Nawalnego” – pisze w komentarzu portal Polit.ru.
W sprawie domniemanych machinacji wokół firmy Kirowles dochodzenie wszczynano kilka razy. Po raz pierwszy, kiedy Nawalny pojawił się na firmamencie z rewelacjami o rozkradaniu państwowych pieniędzy przy realizacji wielkich kontraktów przez Transnieft’. Śledczy kopali, kopali, ale się niczego nie dokopali, sprawę umorzono „z braku znamion przestępstwa”. W zeszłym roku – po wielkich demonstracjach antyputinowskich, w których Nawalny brał aktywny udział – ponownie do sprawy powrócono. Sam szef Komitetu Śledczego Aleksandr Bastrykin w lipcu ub.r. urządził piekło podwładnym za zaniedbania, ci zabrali się ochoczo do roboty, niedostrzeżone uprzednio „znamiona przestępstwa” dostrzegli i wysmażyli akt oskarżenia. Nawalny też nie pozostał dłużny i wyciągnął Bastrykinowi posiadanie cichego mieszkanka w Czechach, gdzie główny śledczy Federacji Rosyjskiej ubiega się o prawo stałego pobytu, czego jako urzędnik państwowy nie powinien robić. (Więcej o tym: http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/07/31/bloger-kontra-czeski-szpieg/)
To, że proces Nawalnego jest procesem politycznym, nie ulega wątpliwości dla rzeszy jego zwolenników i większości komentatorów prasowych. Niektórzy porównują go do procesu Chodorkowskiego. Oliwy do politycznego ognia dolał w zeszłym tygodniu rzecznik Komitetu Śledczego Władimir Markin, który oznajmił, że „góra” ma dosyć Nawalnego, który ją drażni. No i stąd ten proces. Ponadto Markin insynuował, że podczas studiów w Ameryce Nawalny mógł zostać zwerbowany przez służby specjalne.
Władze rzeczywiście są zniecierpliwione. Neutralizacja przywódców opozycji, nękanie czy prześladowanie uczestników demonstracji (więźniowie 6 maja), naloty na NGO – to elementy kampanii, karczującej „niepożądane elementy”.
W kampanii przeciwko Nawalnemu dla każdego coś miłego: Nawalny złodziej oraz Nawalny szpieg to hasła dla szerokiej publiczności, która nie czyta niszowych gazet i nie zagląda do Internetu (Nawalny ignorowany przez długi czas przez „podkabłuczną” telewizję, teraz jest obiektem jej zainteresowania; ale przedstawiany jest wyłącznie w czarnych barwach), natomiast teza Nawalny – projekt Kremla przeznaczona jest dla grona jego zwolenników, by podważyć zaufanie.
Nawalny opublikował w Internecie wszelkie dostępne dokumenty związane ze sprawą Kirowlesa http://navalny.livejournal.com/788038.html. Jego zdaniem, oskarżenie kupy się nie trzyma.
Komentarze oscylują wokół linii: posadzą – nie posadzą. Jeśli skażą – to na jaki wyrok: realny czy w zawiasach. Jeśli Nawalny zostanie skazany, to nie będzie mógł wystartować w wyborach. Sekretarz prasowy prezydenta pospieszył zapewnić, że Władimir Władimirowicz nie zamierza obserwować procesu Nawalnego. No pewnie, dlaczego miałby obserwować, skoro ma na głowie sprawy wagi państwowej. A może nie jest ciekawy, bo już zna wynik?

Białe róże na kamieniu

Władze Moskwy nie wydały zezwolenia na marsz protestu organizowany przez opozycję na Łubiance. Mimo to akcja się odbyła, choć przebieg miała inny od pierwotnie planowanego ze względu na ów brak sankcji – zamiast marszu było składanie kwiatów na poświęconym pamięci ofiar reżimu totalitarnego Kamieniu Sołowieckim na placu Łubiańskim.
Michaił Dmitrijew i jego Centrum Badań Strategicznych jesienią tego roku przeprowadzili sondaż dotyczący poparcia dla protestów w Moskwie – to było 15%. Mało i niemało: w warunkach Moskwy to prawie milion ludzi. Dziś na placu Łubiańskim było według różnych ocen od siedmiuset osób do dziesięciu tysięcy (według znanej zasady: organizatorzy zawyżają, policja zaniża, a prawda leży gdzieś, nie wiadomo gdzie). Akcja przebiegła spokojnie. Zatrzymano do wyjaśnienia 69 osób, część po przeprowadzeniu rozmów jeszcze tego samego dnia wypuszczono.
Dlaczego władze miasta nie wydały zgody na marsz? Oficjalnie dlatego, by pochód nie zablokował ruchu kołowego w centrum Moskwy. Hm… Nestorka dysydentów, szefowa Moskiewskiej Grupy Helsińskiej, Ludmiła Aleksiejewa powiedziała: „Tak, [protestujący] będą przeszkadzać w ruchu. A ja wczoraj jechałam z zaułka Spiridonowskiego do placu Tagańskiego dwie godziny. Dlaczego? Dlatego że z Kremla rozjeżdżały się samochody [z notablami] po prezydenckim orędziu do Zgromadzenia Federalnego. Z takiego powodu u nas zawsze zamkną ruch i sobie nie żałują, a kiedy obywatele idą, to się denerwują i nie puszczają”.
Po tym, jak władze miasta zdecydowały, że zezwolenia na zgromadzenie nie wydadzą, komitet organizacyjny podzielił się na co najmniej dwa obozy. Jedni wzywali do przyjścia mimo wszystko – „jesteśmy wolnymi ludźmi i możemy chodzić gdzie chcemy”. Inni – stanowczo odradzali przychodzenie w obawie o prowokacje. I jedni, i drudzy prosili potencjalnych uczestników o spokój. Przyszło ostatecznie wcale nie tak mało, jak na ten stan niedookreślenia i zawieszenia, który od jakiegoś czasu panuje w szeregach niezadowolonych i Radzie Koordynacyjnej opozycji. Potencjał ulicznego protestu wyczerpał się – rok temu paliwem było oburzenie z powodu manipulacji wyborczych, chęć pokazania, że ma się tej władzy dosyć, dosyć, po trzykroć dosyć. Teraz oczywiście ci, co mieli tej władzy dosyć, nadal mają jej dosyć. Lecz przez ten rok „przyszło życie zwykłe i swą robótkę zrobił czas”, i przyniósł trochę rozczarowania nieskutecznością protestu ulicznego, i trochę obaw o to, że gdy władza stosuje wybiórcze uderzenia wobec oponentów, to może paść akurat na ciebie, i trochę dyskusji wokół wiecznego rosyjskiego pytania „co robić” (o tych dyskusjach na pewno warto napisać oddzielnie i wyjaśnić, na czym rzecz polega – to może w którymś z następnych odcinków). A władza? Władza przez ten rok też wykonała kilka zygzaków i nie jest już tym samym pewnym siebie i jedynie słusznej swej racji samcem alfa.
Jak napisał w „Nowej Gazecie” socjolog Kiriłł Rogow, „słabnący Putin nie dopuścił do wzmocnienia i konsolidacji opozycji i tym samym stworzył sytuację patową”. Jeszcze raz powtórzę to, co już pisałam na blogu przy innych okazjach: powody niezadowolenia pozostały, nie zniknęły. Rogow wskazuje na ciekawy aspekt: „Czego domagają się dzisiaj ci, którzy rozczarowali się co do Putina i jego reżimu? W odróżnieniu od liberalnej inteligencji ci ludzie nie uważają epoki putinowskiej za epokę błędów i zgnilizny. Uważają, że było nieźle. Ale chcą iść dalej. Przejść od putinowskich operacji specjalnych i samodzierżawia, od nadmiernej centralizacji i ekstralegalności ku normalności – do legalności i równowagi. I czują, że Putin, który chce prostego odtworzenia stworzonego przez siebie modelu i trwania w nieskończoność, nie może iść naprzód, nie może im zapewnić tej normalności. Jednak idee opozycji polegające na zmieceniu z powierzchni ziemi wszystkiego, co stworzył Putin […] wydają im się jeszcze większym złem niż Putin, który choć nie może już zapewnić rozwoju społeczeństwa, to nie stanowi dla tego społeczeństwa wielkiego zagrożenia dziś”.

Przepraszam, dlaczego tu biją?

Na tydzień przed wyborami parlamentarnymi, które kremlowscy inżynierowie dusz przekształcili w plebiscyt poparcia dla kursu prezydenta, mocarny lider, kreowany na narodowe polityczne bóstwo, Władimir Władimirowicz Putin postanowił wziąć pod obcas uczestników Marszy Niezgody. Dlaczego?

Czyżby kilkuset inteligentów i kilkunastu działaczy opozycyjnych partii, pozbawionych możliwości przekroczenia wysokiego, siedmioprocentowego progu wyborczego zagrażało podstawom rosyjskiego tronu? Dlaczego brutalnie pacyfikuje się pokojowe demonstracje przeciwników władz?

To już nie pierwsza spałowana manifestacja „Innej Rosji” – przedtem też kilka razy pokazowo chłopcy-zomowcy (w Rosji zwani omonowcami) rozpędzali protestujących, przemawiając im do świadomości pałami i aresztowaniami. Może to kolejna poglądowa lekcja, jak zostaną potraktowani ci, którym nie podoba się w kraju szczęśliwego putinizmu. Może chodzi o to, aby na następną manifestację przyszło już mniej chętnych?

W putinowskiej Rosji dawno nastąpiło pomieszanie pojęć. Wedle obowiązującego rozumowania, ten, kto krytykuje władze, w istocie krytykuje państwo. Władza równa się państwo. A zatem ten, kto występuje przeciwko władzy, ten niszczy państwowość rosyjską, ten nie jest patriotą i automatycznie zmienia się w sprzedawczyka i zdrajcę.

Putin próbuje pokazać swoim potencjalnym wyborcom, że wynik jego rządów jest jednoznacznie pozytywny, że wszyscy są zadowoleni i że wszyscy go popierają. Wszyscy! Niech nikt nie zmąci tego święta! Nikt nie ma prawa do refleksji ani protestu.

 

Sekretarzom generalnym KPZR też przeszkadzało wszelkie wolnomyślicielstwo. Osiem osób, które wyszły na Plac Czerwony w sierpniu 1968 roku, aby zaprotestować przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, stanowiło śmiertelne zagrożenie dla monolitu socjalistycznej sowieckiej szczęśliwości. Protestujący zostali natychmiast zatrzymani, zanim jeszcze rozwinęli plakat, a potem przez długie lata byli prześladowani za poglądy.

Na podobnej zasadzie dzisiaj ci, którzy protestują na ulicach (w podtekście komentarzy posłusznych dziennikarzy, oficjeli i samego Putina plącze się myśl, że to są wynajęci za zachodnie pieniądze zawodowi zadymiarze, którzy chcą wzniecić kolorową rewolucję), też stanowią śmiertelne zagrożenie dla rozdętego propagandowo, wirtualnego uwielbienia dla „narodowego lidera”.

 

Jednak nadal ciśnie mi się na usta pytanie, dlaczego Putin – skoro czuje się tak silny, taki bezalternatywny, taki wielbiony – tłucze na ulicach opozycję? Po co aż tak ostro? Ta opozycja nie stanowi realnego zagrożenia dla wszechwładzy Kremla. A może to świadczy o tym, że „narodowy lider” wcale nie jest przekonany ani o swej sile, ani o powszechnym uwielbieniu? I na wszelki wypadek niszczy w zarodku wszystko, co mogłoby się rozplenić i przekształcić w niebezpieczną chorobę oprotestowania jego legitymacji władzy?

Putin ciągle plącze się w zeznaniach i miota. Wiele wskazuje na to, że najważniejszy dziś polityczny dylemat w Rosji: co z Putinem po zakończeniu drugiej kadencji, nie znalazł jeszcze rozwiązania.

Na razie biją.