Archiwa tagu: proces

Śmierć po raz drugi

15 maja. Dwunastu gniewnych ludzi – ława przysięgłych sądu w stanie Massachusetts – po szesnastu godzinach narad orzekło, że Dżochar Carnajew jest winien zarzucanych mu czynów, czyli zorganizowania i przeprowadzenia zamachu terrorystycznego na uczestników maratonu w Bostonie dwa lata temu. Łącznie 30 zarzutów, z których 17 zagrożonych jest najwyższym wymiarem kary. Carnajew został skazany na karę śmierci. Wyrok ma zostać ogłoszony przez sędziego niebawem. Jak donoszą media, niektórzy z przysięgłych podczas ogłaszanie werdyktu płakało.

Zdaniem obrony, która już zapowiedziała apelację, Dżochar stał się ofiarą trudnych warunków, w jakich dorastał, złożonej sytuacji rodzinnej i przemożnego wpływu starszego brata Tamerlana, ekstremisty, zafascynowanego terrorem.

Rodzina Carnajewów pochodzi z Czeczenii, przez wiele lat mieszkała w sąsiednim Dagestanie, wcześniej w Kirgizji, gdzie urodził się Dżochar. O kolejach losu, które sprowadziły braci Carnajewów do USA, o okolicznościach zamachu, pisałam w blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/04/20/czeczeni-w-bostonie/ i na łamach „Tygodnika Powszechnego”: http://tygodnik.onet.pl/swiat/kaukaz-zielonooki/y5v1t

W Rosji temat procesu Carnajewa nie znajdował się w centrum zainteresowania. Od czasu do czasu ukazywały się w mediach drobne wzmianki o toku rozprawy, zeznaniach świadków, poszczególnych etapach sądowego spektaklu. Jedynie Echo Moskwy na swej stronie internetowej zamieszczało regularnie sprawozdania z sali rozpraw.

Dżochar podczas procesu niemal przez cały czas milczał, zachowywał się tak, jak gdyby go to nie dotyczyło. Zaczął pękać kilka dni temu, gdy przed obliczem przysięgłych stanęli krewni – wtedy okazał emocje, nawet się rozpłakał. Natomiast gdy z rozdzierającymi relacjami występowali krewni ofiar wybuchu, siedział z pochyloną głową, nie słuchał, wyraźnie się nudził.

W Internecie można obejrzeć nagranie, na którym Dżochar pokazuje środkowy palec (https://www.youtube.com/watch?v=Vbk5ThYQJCM). Rzecz dzieje się trzy miesiące po zamachu, Dżochar Carnajew siedzi w areszcie. Nagranie wykorzystało w toku procesu oskarżenie: wulgarny gest Carnajewa miał dowodzić braku skruchy. Prokurator w słowie końcowym podkreślał szczególnie to, że oskarżony jest terrorystą, który nie żałuje swego czynu, skierowanego świadomie przeciwko Stanom Zjednoczonym jako „kara” za ich politykę w krajach islamskich.

Nadal nie wyjaśniono, czy Tamerlan Carnajew przechodził w 2012 roku szkolenia w Dagestanie w obozie radykałów, czy miało to wpływ na jego plany dokonania zamachu i czy dostał jakieś instrukcje odnośnie przygotowania Dżochara jako współpracownika, czy podjął tę decyzję samodzielnie. Prasa o tym pisała, ale stuprocentowego potwierdzenia nie uzyskano. Amerykańskie służby tłumaczyły swego czasu, że Tamerlan wyjechał ze Stanów i spokojnie wrócił, przecisnąwszy się przez sito kontroli dzięki temu, że jego nazwisko zostało zapisane w dokumentach inaczej niż w programie komputerowym (Carneyev/Tsarnaev), pomagającym w wyławianiu potencjalnych zradykalizowanych „bomberów”. W trakcie procesu obrona Dżochara Carnajewa sugerowała, że wycieczka Tamerlana do Federacji Rosyjskiej nie była przypadkiem – miało go tam rzekomo wysłać FBI jako agenta, który miał pozyskiwać informacje o zbrojnym podziemiu w Czeczenii. Czy tak było? Wyjaśnienie tych szczegółów wymagałoby współpracy amerykańskich i rosyjskich służb, tymczasem na to się nie zanosi. Dwa lata temu, gdy stosunki rosyjsko-amerykańskie nie były tak chłodne jak dziś, też nic ze współpracy nie wyszło. Teraz tym bardziej nie ma na co liczyć.

Kreml bierze zakładników

Wyrok w uszytym z łachmanów nieprawdy procesie braci Nawalnych miał być ogłoszony 15 stycznia. Poobijana i rozbita rosyjska opozycja w portalach społecznościowych skrzykiwała się, by 15.1.15 przyjść na plac Maneżowy pod murami Kremla i poprzeć jednego z najważniejszych liderów, Aleksieja Nawalnego.

Przewidywano, że wyrok będzie skazujący, prokuratura prosiła o posadzenie Nawalnego na dziesięć lat, a on już ma na koncie – w również spreparowanym poprzednim procesie – jeden wyrok w zawieszeniu. Kombinacja cyfr 15.1.15 stała się powodem do blokowania stron, na których wiadomość o manifestacji się pojawiała. Opozycjoniści wymyślili więc inteligentną „zasłonę dymną”: 15 stycznia to dzień urodzin znanego pisarza, Aleksandra Gribojedowa, autora sztuki „Mądremu biada” i właśnie na urodziny komediopisarza zapraszali się nawzajem. To miała być największa od długiego czas demonstracja opozycji w Rosji.

Z ostrożnych szacunków wynikało, że na Maneżce, jak popularnie nazywa się plac, zbierze się kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Rozważano nawet takie warianty rozwoju sytuacji, czy Maneżka ma szanse stać się „Euro-Maneżką”. Władze najwyraźniej nie miały ochoty na sprawdzanie, czy ta manifestacja wypali. I stała się rzecz niesłychana: wczoraj nadeszła wieść, że wyrok zostanie ogłoszony już 30 grudnia. „Bo jest gotowy” – brzmiało oficjalne uzasadnienie. Rzecz w praktyce sądowej bez precedensu: zdarza się przesuwanie ogłoszenia wyroku na późniejsze terminy, ale na wcześniejszy – nie.

Dziś nim jeszcze w Moskwie się na dobre rozwidniło, sędzia Jelena Korobczenko przeczytała z kartki, że za zdefraudowanie środków koncernu Yves Rocher Aleksieja Nawalnego skazuje się na karę 3,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu, a jego brata Olega na 3,5 roku kolonii karnej. Cała sentencja wyroku nie była gotowa do odczytania (choć rzekomo miała być gotowa od wczoraj), ale kto by się tam przejmował drobiazgami.

Wina braci polegać miała na tym, że firma Olega świadczyła usługi kurierskie dla Yves Rocher i przy tej okazji dopuściła się jakoby malwersacji. Przy czym przedstawiciele rzekomo poszkodowanej francuskiej firmy przed sądem świadczyli, że żadnego uszczerbku z tego tytułu nie ponieśli. Polityczne powody procesu i wyroku są ewidentne: chodziło o uciszenie Aleksieja Nawalnego, który od dawna wyciąga członkom politycznej elity grzeszki korupcyjne, ukryte przed okiem fiskusa majątki, nazywa władzę „partią żulików i złodziei” itd. Wybrano metodę zaiste cyniczną i perfidną – nie skazano samego blogera, a jego brata, który nie zajmował się działalnością polityczną. Oleg ma dwoje małych dzieci, które teraz przez 3,5 roku będą się wychowywać bez ojca.

Chodziło o jeszcze jeden sygnał dla wszystkich: możesz się uczciwie zajmować czym tam sobie chcesz, ale jeśli zbliżysz się do krawędzi peronu, jeśli choć otrzesz się o działalność polityczną – ty albo ktoś, kto jest ci drogi – to możesz być pewien, że paragraf się na ciebie znajdzie. I nikt palcem nie kiwnie w twojej obronie. Sąd jest u nas sprawiedliwy, najsprawiedliwszy na świecie.

Oleg Nawalny został więc wzięty przez władze jako zakładnik. Aleksiej w sali sądowej pytał panią sędzię: „Jak pani nie wstyd? Za co go wsadzacie? Żeby mnie jeszcze bardziej ukarać?”. Później w mikroblogu napisał: „Ze wszystkich możliwych podłych rodzajów wyroków skazujących wybrali najpodlejszy […] Każdy sam decyduje o swoim losie, ale rodziny nikt sobie nie wybiera. Tymczasem ta złodziejska bestia bierze z listy twoich krewnych jakąś osobę, żeby zemścić się na tobie. Taka jest jakość materiału ludzkiego tych, którzy trzymają władzę w naszym kraju. I to główna przyczyna, dla której tej władzy nie powinno być”.

Zaskoczona manewrem wyprzedzającym władz opozycja przegrupowuje się, by demonstrację poparcia dla braci Nawalnych zorganizować na Maneżce już dziś wieczorem. Termin jest fatalny pod każdym względem. Po pierwsze, czasu jak na lekarstwo, po drugie – w przeddzień Nowego Roku ludzie są zajęci przygotowaniami do głównego rodzinnego święta – zakupy, prezenty; duża część już wyjechała poza Moskwę, duża część miała to w planach dziś-jutro. Mimo że szeregi potencjalnych demonstrantów się przerzedziły i tak – stan na godzinę 14 czasu polskiego – chęć udziału w manifestacji zadeklarowało już 10 tysięcy ludzi. Władze Moskwy czujnie zapowiedziały, że wyjście ze stacji metra w pobliżu Maneżki będzie dziś wieczorem zablokowane.

Nawalny w zawiasach

Sąd wyższej instancji zawiesił wyrok sądu rejonowego w Kirowie wobec Aleksieja Nawalnego, najbardziej obiecującej twarzy pozasystemowej opozycji. Pięć lat w zawieszeniu – tak brzmi sentencja. O wygibasach wymiaru sprawiedliwości przed wrześniowymi wyborami mera Moskwy, w których Nawalny startował, pisałam przy okazji pierwszego procesu (http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/07/18/posadzic-nawalnego/ i http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/07/22/wypuscic-nawalnego/). Nawalny w wyborach tych zdobył 27 procent głosów – to był świetny rezultat, który uczynił z blogera polityka i pokazał, że już wiele na politycznej niwie potrafi. No i że trzeba się z nim liczyć.
A więc pięć lat w zawieszeniu – czy to wyrok kryminalny za czyny karygodne czy wyrok polityczny (bo eliminujący Nawalnego z udziału w wyborach – do momentu zatarcia wyroku będzie pozbawiony biernego prawa wyborczego)? Sąd nie zdjął z Nawalnego ciążących na nim zarzutów malwersacji, ale też nie wtrącił go do ciemnicy. Internetowa Gazeta.ru donosiła, że taka była wola kancelarii prezydenta – pono Kreml nie chciałby robić z Nawalnego Nelsona Mandeli, potrząsającego kajdanami. Dobre i to. Nawalny zapowiedział, że nie zamierza rezygnować z działalności politycznej. I stwierdził, że nie ma złudzeń, że jeśli wychyli się za bardzo, to władze zrobią użytek z dwóch innych „uszytych” dla niego spraw karnych.
„Sąd to tylko ogniwo w łańcuchu wydarzeń, pokazujących nie tylko degradację prawa w Rosji, ale wyjątkowy cynizm, z którym władze demonstrują wyższość decyzji politycznych nad prawem. Myślę, że wielu biznesmenów, którzy siedzą w więzieniu na podstawie sfabrykowanych dowodów winy, skazani w procesach opłaconych przez ich konkurentów, bacznie przyglądało się procesowi Nawalnego. Teraz zapewne ci ludzie stracili nadzieję: nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z politycznym kasynem. Sprawa Nawalnego rozsypała się już w pierwszej instancji, niemniej orzeczono wyrok skazujący. Teraz bez żadnych dodatkowych wyjaśnień wyrok zmieniono. To nie triumf prawa, a siła politycznego dyktatu. Cała rzecz pozostaje w ramach schematu „przykręcamy śrubę, luzujemy” – napisał w komentarzu w „Forbes” Aleksandr Morozow.
W komentarzach nie brakuje też głosów, że scenariusze sądowe pisane były przez Kreml i Nawalnego pospołu. Proces miałby być sposobem na uwierzytelnienie Nawalnego w oczach tych, którzy „nie lubią Putina” i pomóc mu zająć pozycję lidera opozycji. Trudno zweryfikować podobne teorie. Faktem jest natomiast, że Nawalny był i jest młotem na „zażrawszychsia” członków establishmentu. Wytropił i spektakularnie rozkręcił skandale wokół zagranicznych nieruchomości koryfeuszy rosyjskiej demokracji parlamentarnej czy głównego śledczego.
W przyszłym roku odbędą się wybory do moskiewskiego parlamentu, Mosgordumy. Sam Nawalny nie będzie mógł kandydować, ale już dziś mówi się o tym, że o mandaty zawalczą ludzie z tak zwanej listy Nawalnego. Miałaby to być próba zdyskontowania dobrego wyniku Nawalnego w wyborach mera i wykorzystania potencjału niezadowolenia ujawnionego podczas zeszłorocznych demonstracji ulicznych. Mówi się jeszcze i o tym, że wunderwaffe Nawalnego jest jego żona Julia.

Posadzić Nawalnego

Salę sądu w Kirowie Aleksiej Nawalny opuścił dziś w kajdankach. Podobnie jak sądzony razem z nim Piotr Oficerow. Sędzia odczytał sentencję wyroku: pięć lat kolonii karnej za machinacje przy sprzedaży 10 tys. metrów sześciennych drewna należącego do przedsiębiorstwa Kirowles na łączną sumę 16 milionów rubli (1,6 mln złotych) dla Nawalnego, cztery lata dla Oficerowa. Żadnych motywów politycznych w sprawie sędzia się nie dopatrzył, dowody przedstawione przez obronę uznał za nieprzekonujące, dowody przedstawione przez oskarżenie – za wystarczające, by wydać wyrok skazujący. Przy czym sędzia był zgodny z prokuraturą do tego stopnia, że werdykt słowo w słowo spisał z aktu oskarżenia, zmienił tylko jedną rzecz: w stosunku do tego, czego żądał prokurator, o rok skrócił wyroki obu oskarżonym.
Jeszcze wczoraj Nawalny został oficjalnie zarejestrowany jako kandydat w wyborach mera Moskwy. Dzisiejszy wyrok może być zaskarżony do sądu wyższej instancji, teoretycznie więc udział Nawalnego w wyborach jest możliwy, jeżeli wyższa instancja obecny wyrok skazujący uchyli. W najbliższym czasie sprawa udziału w wyborach się wyjaśni. Jeżeli wyrok się uprawomocni, to wszystko będzie jasne: Nawalny zgodnie z prawodawstwem nie będzie mógł startować w wyborach. Ani tych, ani żadnych.
Amnesty International wezwała do natychmiastowego uwolnienia Nawalnego i Oficerowa, na polityczny charakter rozprawy zwrócili uwagę amerykański ambasador w Moskwie i europejska minister spraw zagranicznych.
W Moskwie, Petersburgu i wielu innych miastach odbyły się wieczorem protesty przeciwko wyrokowi. Zebrało się kilka-kilkanaście tysięcy. „Kosmonauci”, jak określa się ubranych w kaski i kamizelki kuloodporne funkcjonariuszy specjalnych formacji policji, sprawnie zatrzymali ok. 60 osób w Moskwie, 30-50 osób w Petersburgu. Jeden z uczestników ulicznej akcji trzymał niewielki karton z napisem: „Nawalny przeszkadza im spokojnie kraść”. W skrócie to oddaje istotę sprawy. Inicjatywa Nawalnego „Rospil.ru” pokazywała czarno na białym, jak urzędnicy – ci bliscy tronu i ci trochę dalsi – rozkradają bez żenady państwowe pieniądze, jak się tuczą, jak omijają przepisy, jak wycierając sobie gębę patriotycznymi frazesami, kupują luksusowe mieszkanka na Florydzie, kształcą dzieci i trzymają korupcyjną rentę na bankowych kontach na opluwanym Zachodzie itd. Nawalny nadepnął na odcisk szefowi Komitetu Śledczego, Aleksandrowi Bastrykinowi. Ten główny Sherlock Holmes putinowskiej Rosji zakupił sobie po cichutku mieszkanie w Pradze, choć przepisy dotyczące urzędników państwowych zabraniały mu posiadania zagranicznych nieruchomości. Nawalny to wywąchał i podał do publicznej wiadomości. Bastrykin gęsto i nieprzekonująco się tłumaczył. Sprawę „Kirowlesu” dwukrotnie umarzano z powodu braku znamion przestępstwa. Na osobiste polecenie Bastrykina śledztwo wznowiono, kierując się starą wypróbowaną zasadą: „jest człowiek, musi znaleźć się paragraf”. Doprowadzono do procesu z pogwałceniem procedur i zdrowego rozsądku.
Spośród licznych emocjonalnych wpisów na portalach internetowych i blogach, komentujących wyrok, jaki zapadł w Kirowie, zacytuję blogera Antona Nosika: „Możecie mnie wsadzić do więzienia za kradzież moskiewskiego powietrza, ogłosić, że jestem szwedzkim szpiegiem, ale ja jestem wolnym człowiekiem w wolnym kraju i tego mi nie odbierzecie. Nie jesteście w stanie zmusić normalnych ludzi do tego, by się bali, tak jak nie jesteście w stanie nikogo zmusić, by was szanowano, nikczemna sforo złodziei. A swoje plany przekształcenia Rosji w imperium strachu wsadźcie sobie w d…”. Pisarz Lew Rubinstein napisał, że trudno mu dziś znaleźć w bogatym języku rosyjskim słowa, które byłyby w stanie oddać temperaturę jego emocji i nie zmienić się w potok wulgaryzmów.
Zacytuję jeszcze wpis Aleksieja Germana juniora, reżysera, człowieka niespecjalnie zaangażowanego w politykę. Jego opinię można uznać za umiarkowane zdanie środowiska inteligencji: „O ile wcześniej pewna część inteligencji i nie tylko odnosiła się do Nawalnego sceptycznie, to teraz ci sami ludzie, kierując się zwyczajną przyzwoitością, będą go popierać. Na naszych oczach z postaci niejednoznacznej Nawalny staje się postacią mitologiczną”.
Natomiast prokremlowska publiczność lansowała w internecie hashtag #Sielworik [posadzili złodziejaszka] i cieszyła się, że Nawalnemu udowodniono przekręt. Jakże więc teraz będzie walczył dalej z nieprawidłowościami, skoro sam – w ich mniemaniu, rzecz jasna – przestał być rycerzem na białym koniu.
Władze coraz mocniej przykręcają śrubę. Proces za procesem, wyrok za wyrokiem. Nie ma przebacz. „Ten system uznaje za winnego każdego, kto jest przeciwko Putinowi. Wystarczy popaść w konflikt z urzędnikami, ale najniebezpieczniejsze jest wyjawienie sekretnych przestępczych powiązań biznesu i władzy” – napisał w komentarzu korespondent „The Times”. Nawalny zrobił i jedno, i drugie. Szef rozgłośni radiowej Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow przypomniał dzisiaj, że Nawalny miał czelność powiedzieć w jednym z wywiadów, że jeżeli on będzie u władzy, Putin będzie siedział.
To dopiero pierwsza odsłona: prokuratura dziś po południu nieoczekiwanie ogłosiła, że podaje apelację w sprawie aresztowania Nawalnego i Oficerowa. Może obaj zostaną wypuszczeni i do momentu rozpatrzenia sprawy w sądzie wyższej instancji będą odpowiadać z wolnej stopy. W przekładzie na język piłkarski – ogłoszono jeszcze dogrywkę. Choć to, kto komu strzeli karnego, jest jasne jak słońce.