Archiwa tagu: Putin

Cywilizowany balet rozwodowy

Zanim jeszcze papiery rozwodowe wylądowały oficjalnie w Urzędzie Stanu Cywilnego, małżonkowie Ludmiła i Władimir Putinowie poinformowali o zamiarze „zakończenia małżeństwa” telewidzów stacji Rossija 24, czyli cały świat.
„Prawie się nie widujemy, każde z nas ma oddzielne życie. To cywilizowany rozwód” – powiedzieli państwo Putinowie w przerwie spektaklu baletowego „Esmeralda”, który oglądali wspólnie w Wielkim Pałacu Kremlowskim. Już wspólne pojawienie się „na publikie” Ludmiły i Władimira Putinów było sensacją samą w sobie (ostatnio Rosjanie widzieli panią prezydentową rok temu podczas zaprzysiężenia męża), a tu jeszcze taki wystrzał! Ekipa telewizyjna, która przypadkiem akurat przechodziła z tragarzami, zapytała Putinów, jak im się podoba balet, a oni nagle wystąpili z bardzo osobistymi wynurzeniami o kryzysie w rodzinnym życiu. Było to tym bardziej zaskakujące, że prezydent zawsze bronił dostępu do swej prywatności jak twierdzy, uczynił swoje życie rodzinne tajemnicą za siedmioma pieczęciami, opryskliwie odpowiadał dziennikarzom, którzy dopytywali o żonę, o córki. A tu – bach!
Dlaczego państwo Putinowie postanowili się rozwieść na półtora miesiąca przed trzydziestą rocznicą ślubu? Bo Władimir Władimirowicz cały czas poświęca pracy, a Ludmiła Aleksandrowna nie lubi pokazywać się publicznie, ponadto nie lubi latać [ciekawe, przecież z zawodu jest stewardessą], no i dzieci wyrosły – tłumaczyli. Nieprzekonująco to zabrzmiało, choć z drugiej strony słuchy o tym, że małżeństwo prezydenta jest fikcją, hulały po Internecie od lat. Od czasu do czasu podgrzewane były jeszcze wrzutami o domniemanych związkach Putina z atrakcyjną sportsmenką Aliną Kabajewą albo fotografującą modelką Janą Łapikową.
Skoro syndrom pustego gniazda dopadł państwa Putinów już dawno, to czemu raptem zdecydowali się na oficjalny rozwód teraz? „Żeby nie frustrować wiernopoddanego ludu i nie prowokować ataków serca wśród załogi Urałwagonzawoda, można się było nie rozwodzić co najmniej do 2018 roku [końca obecnej prezydenckiej kadencji]” – snuje rozważania politolog Stanisław Biełkowski. No właśnie, pani Ludmiła mogła przecież nadal nie pojawiać się publicznie i nie latać prezydenckim samolotem, skoro się boi.
Więc dlaczego – dlaczego akurat teraz, kiedy Rosja po powrocie Putina na Kreml zasklepia się coraz bardziej w konserwatywnych wartościach? Wiadomość o rozwodzie pierwszej pary ewidentnie idzie pod prąd temu trendowi. Prawosławny aktywista Kiriłł Frołow określił wiadomość o zapowiadanym rozwodzie prezydenta jako „smutną”. Bo chociaż małżeństwo Putinów nie było pobłogosławione przez Cerkiew [w 1983 roku oficerowi KGB zapewne nawet przez myśl nie przeszło przysięganie przed ołtarzem w Cerkwi], to jednak para prezydencka to ludzie wierzący i decyzja o rozwodzie przeczy utrwalanej obecnie w Rosji prawosławno-patriotycznej ideologii budowanej na gruncie tradycyjnych wartości – podkreślił Frołow. Patriarcha Cyryl nie skomentował oficjalnie wiadomości o rozwodzie prezydenta, ale w przeszłości w wywiadach kilkakrotnie wypowiadał się przeciwko rozbijaniu rodziny. Coś tu się rozjechało. Bo z jednej strony wsparcie dla prawosławnych tradycji, a z drugiej – liberalna wolta z rozwodem. Kontrowersyjny pisarz, reżyser, dziennikarz Aleksandr Niewzorow uważa, że Putin nic sobie nie robi z opinii Cerkwi: „Władimir Władimirowicz działa równolegle, nie stykając się i nie przecinając ze wstecznictwem Cerkwi. Przecież cerkiewna ideologia, nie chcę jej nazywać wiarą, to nie element wewnętrznego życia człowieka, a instrument, którym Putin potrafi się świetnie posługiwać”.
Cherchez la femme – szemrzą w komentarzach media. Sekretarz prasowy Putina natychmiast ucina te spekulacje: w życiu Władimira Władimirowicza nie ma innej kobiety. Całe życie poświęca on pracy dla Rosji.
Socjologowie zastanawiają się, czy rozwód wpłynie na rankingi Putina. Większość jest zdania, że raczej nie. Rozwody są w Rosji stałym elementem społecznego pejzażu: blisko połowa zawartych małżeństw kończy się rozwodem. Inna sprawa, że od czasów Piotra I żaden z carów, genseków i prezydentów Rosji/ZSRR nie rozwodził się. Rankingi Putina i tak spadają – podkreślają inni komentatorzy. No i mogą spaść jeszcze bardziej po tej rozwodowej wieści. „Prezydent dużo ryzykuje – komentuje niemiecki dziennikarz Aleksander Rahr, zwykle bardzo przychylny Putinowi, autor kilku książek o nim. – Cerkiew raczej nie będzie tego głośno komentować. Ale ludzie nie odniosą się do rozwodu ze zrozumieniem. Rozwód głowy państwa zawsze jest ryzykiem, szczególnie w Rosji, gdzie osoba prezydenta uznawana jest za symbol nowej rosyjskiej państwowości”.
W rosyjskiej przestrzeni internetowej aż roi się od komentarzy, blogerzy piszą jeden przez drugiego, powstała już cała masa sytuacyjnych dowcipów. Pisarz Dmitrij Gubin wywodzi, że rozwód z Ludmiłą i symboliczne zaślubiny z Rusią oznaczają, że teraz już Putin zostanie na wieki: „Władimir Putin to małżonek dany nam na zawsze, dopóki śmierć nas nie rozłączy. To jego kardynalna decyzja. Nie możemy rozwieść się z Putinem”.
Może tak, może nie. Tak czy inaczej komunikat o prywatnym rozwodzie prezydenta może sygnalizować jakieś polityczne zmiany czy wydarzenia.

Putin i nieśmiertelność, część czwarta

Reinkarnacja tybetańskiego lamy o rosyjskich korzeniach, pogromca niezliczonych filmowych niegodziwców Steven Seagal jakiś czas temu postanowił zostać osobistym przyjacielem prezydenta Putina. Gruntem do utrwalania prawdziwej męskiej przyjaźni miało być wspólne zainteresowanie przedłużaniem życia. We wspomnianym w poprzednim odcinku posłaniu do Władimira Władimirowicza z 2011 roku Seagal stwierdził, że nieprzypadkowo zwraca się do rosyjskiego przywódcy: „Wiem, jak wiele uwagi poświęca pan sprawie wydłużenia życia i aktywnie pracuje nad poszukiwaniem rozwiązań tego problemu”.
Jednym z kanałów tych poszukiwań miałoby być wspieranie działalności stowarzyszenia „Rosja 2045”, którego Seagal jest gorącym orędownikiem. Na Youtube można obejrzeć prezentację celów Strategicznego Ruchu Społecznego „Rosja 2045” i sposobów ich realizacji (w języku rosyjskim, z napisami po angielsku). Można się z niej dowiedzieć o całym wachlarzu zagrożeń dla ludzkości, a prostym wyjściem jest: zamiast wydawać forsę na bieżączkę, lepiej ją z większym sensem wydać na badania nad nową ludzkością. Ludzkością wzmocnioną, ludzkością, która może się oprzeć wszelkim niebezpieczeństwom. Jednym słowem – na cyborgi.
Miesięcznik „Sowierszenno Siekrietno” dwa lata temu zamieścił obszerną publikację o ludziach udatnie kręcących lody na nieśmiertelności. W publikacji znalazła się też wzmianka, że stowarzyszenie „Rosja 2045” zabiega o rządowe subsydia. Czy je otrzymało? Do tych informacji autorzy opracowania nie dotarli (można mieć wątpliwości, czy w budżecie państwa znalazła się pozycja „badania nad nieśmiertelnością”). Według nich, inicjatorzy stowarzyszenia wielkie nadzieje pokładali też w ówczesnym prezydencie Dmitriju Miedwiediewie. Jeden z nich wystosował list otwarty do Miedwiediewa, w którym proponował założenie pod Moskwą miasta nauk przyszłości, gdzie czołowi uczeni pracowaliby nad formułą wydłużania życia. Za państwowe pieniądze, ma się rozumieć. Zdaniem autorów artykułu w „Sowierszenno Siekrietno” korporacja państwowa Rosnano w 2010 r., a więc rok przed założeniem stowarzyszenia „Rosja 2045”, wydzieliła 700 mln rubli na prace nad „tabletkę przeciw starzeniu się” według metodyki profesora Władimira Skułaczowa. Metodyka opiera się na przekonaniu profesora, że genotyp człowieka jest źle zaprogramowany, wystarczy więc wprowadzić korektę, przeprogramować i człowiek będzie żyć długo i szczęśliwie co najmniej 500-700 lat. Przedtem badania Skułaczowa finansował jeden z najbogatszych rosyjskich oligarchów, Oleg Deripaska. Potem na polecenie szefa Rosnano Anatolija Czubajsa – finansowa grupa Rostok. Komentatorzy, na których powołuje się miesięcznik, nie są zdziwieni, że rosyjscy krezusi czy wysocy urzędnicy państwowi dają pieniądze na podobne badania. „Powstało coś w rodzaju zjednoczonego frontu „Rosja nieśmiertelna”. Ciekawe, ile miliardów korporacja Rosnano przekręci na tej nieśmiertelności? To fantastyczny projekt, skazany na sukces”. Cóż, chętnych, by podessać się do państwowej kasy jest mnóstwo. Nie na takie fantasmagorie „piłowano babło” w putinowskiej Rosji.
Czy rzeczywiście na wsparcie badań nad nieśmiertelnością idą w Rosji duże pieniądze – czy to państwowe, czy prywatne? W dzisiejszym wpisie na blogu (strona Echa Moskwy – http://www.echo.msk.ru/blog/dio_genes/1066810-echo/) Roman Mamatow wyszczególnia w tabeli, kto spośród rosyjskich przedsiębiorców sponsoruje wieczne życie na Ziemi (wśród beneficjentów nie ma wszelako stowarzyszenia „Rosja 2045”, które zachowuje wielką aktywność w Internecie, pisze odezwy, listy otwarte do władz i mediów, prowadzi stronę internetową, na której zamieszcza informacje o swoich zabiegach). Mamatow przewrotnie kończy notkę tezą, że ci spośród niezadowolonych z władzy Rosjan, którzy chcą przeczekać putinowski system, robią błąd: jeśli tabletki na nieśmiertelność zostaną wynalezione w najbliższych latach, to Putin nie zejdzie ze sceny.
Wróćmy jeszcze do wątku przyjaźni Putina z Seagalem, wywołanej dwa lata temu apelem aktora o wsparcie najwyższych władz partyjnych i państwowych dla zabiegów o sprawność i nieśmiertelność. Putin i Seagal są rówieśnikami. W 2045 roku, kiedy to stowarzyszenie „Rosja 2045” obiecuje stworzyć syntetyczne moduły wiecznego życia, stuknie im 93 lata. Ale coś ostatnio Seagal zaniechał – przynajmniej w przestrzeni publicznej – apeli o wspólną pracę nad pokonaniem starzenia się i śmierci. Kiedy w marcu tego roku ponownie utrwalał w Moskwie przyjaźń z Władimirem Putinem, otwierali razem obiekt sportowy służący zawodnikom sambo i innych sztuk walki. O nieśmiertelności ani słowa. Tym razem ani słowa. Ale przecież to wieczny temat – na pewno jeszcze powróci.

Putin i nieśmiertelność, część trzecia

Alchemicy XXI wieku z werwą poszukują nowego wcielenia kamienia filozoficznego. Ze złotem pozyskiwanym z ołowiu dali sobie spokój jakiś czas temu, obecnie największą pasją jest wypracowanie metody wydłużenia ludzkiego życia, co ma być etapem prowadzącym do nieśmiertelności.
Grupa takich alchemików w Rosji założyła w lutym 2011 roku Strategiczny Ruch Społeczny „Rosja 2045”. Na czele stanął niejaki Dmitrij Ickow, właściciel firmy Newmedia Stars, zarabiającej na internetowych gazetach. Celem ruchu jest inicjowanie i finansowanie badań naukowych nad sztucznym ciałem, wydłużeniem życia i nieśmiertelnością oraz nad stworzeniem nowej ideologii rozwoju ludzkości. Program „naukowy” ruchu obejmuje cztery etapy, końcowym akordem wysiłków ma być stworzenie do 2045 roku doskonałego cyborga – awatara (nanorobota), w którego przekształci się dzisiejszy niedoskonały człowiek. Animator ruchu alchemików Ickow zwrócił się do miliarderów, zajmujących czołowe pozycje na listach najbogatszych ludzi planety sporządzanych przez Forbesa, aby przeznaczyli wydatne datki na projekt „Awatar”. Jego zdaniem wyhodowanie sztucznego mózgu zdolnego do połączenia (wszczepienia) z ludzkim umysłem jest w zasięgu możliwości postępowej nauki. Tylko trzeba podsypać trochę grosza na prace prowadzone przez trzydziestu naukowców, wierzących w skuteczność i powodzenie projektu.
Według informacji w rosyjskiej Wikipedii, do ruchu należy ponad osiemnaście tysięcy ludzi, w tym uczeni, pisarze, artyści. Rosjanie mają w zwyczaju mawiać: każdy po swojemu wariuje.
Rosyjska Cerkiew uznała działalność „Rosji 2045” za sprzeczną z duchem chrześcijaństwa, państwowa komisja ds. zwalczania pseudonauki już dawno ochrypła od krytycznych wypowiedzi na temat tego projektu. Nie stanowi to dla zwolenników ruchu żadnej przeszkody – idą w swoją utopię jak w dym.
„Rosja 2045” od początku energicznie zabiegała o przychylność władz. „New York Times” pisał nawet o osobistym zainteresowaniu Władimira Putina programem wiecznego życia. Ickow wystąpił wtedy z ostrym dementi, ale osad, jak to się mówi, pozostał. Nie wiem, czy to ten osad, czy inne względy sprawiły, że w maju 2011 roku, kilka miesięcy po powołaniu ruchu „Rosja 2045”, apel do Władimira Putina (naówczas premiera) wystosował hollywoodzki gwiazdor Steven Seagal. Aktor, będący ponoć reinkarnacją jednego z wybitnych nauczycieli tybetańskiego buddyzmu, zaapelował, by Putin też przystąpił do „Rosji 2045”, projektu „będącego wspaniałym połączeniem nauki i duchowości”. „Dzięki nowoczesnym technologiom będzie można regenerować nie tylko pojedyncze organy, ale całe fragmenty ludzkiego ciała” – agitował Stiopa Seagal, licząc najwyraźniej, że takie dictum padnie na podatny grunt.
To był początek pięknej przyjaźni. Ale o tym – w kolejnej części nieśmiertelnego cyklu.

Putin i nieśmiertelność, część druga

W Iwołgińskim Dacanie w dalekiej Buriacji, imponującym kompleksie buddyjskich świątyń i siedzibie zwierzchnika lamaizmu dla obszaru Federacji Rosyjskiej, w szklanym sarkofagu znajduje się ciało Chambo Lamy Itigełowa. Wielki nauczyciel buddystów zmarł w 1927 r. podczas medytacji w pozycji lotosu w wieku 75 lat, jego ciało do dziś znajduje się w stanie nienaruszonym. Wyznawcy są przekonani, że Chambo Lama Itigełow nie zmarł, a nadal znajduje się w stanie medytacji i osiągnął stan Pustki Wszystkich Zjawisk.
W kwietniu Władimir Putin będąc z gospodarską wizytą w Buriacji (w Ułan Ude zwołał naradę w sprawie gospodarki leśnej) odwiedził dacan i – jak donosiły agencje informacyjne – niezmiernie interesował się tajemnicą wiecznego życia. W oficjalnym komunikacie Sanghi (buddyjskiej wspólnoty religijnej) szczególnie podkreślono, że Putin aż dwukrotnie zaszedł do pałacu, w którym znajduje się ciało Chambo Lamy Itigełowa – w trakcie zwiedzania dacanu oraz ponownie przed opuszczeniem go.
Nic nie wiadomo, by Władimir Władimirowicz od wizyty w gościnnej Buriacji wprowadził na stałe do swego rozkładu dnia medytacje w pozycji lotosu. Choć kto wie. Czego się nie robi dla nieśmiertelności. A o tym, że prezydent od lat interesuje się sposobami przedłużania życia, ćwierkają liczne kremlowskie i okołokremlowskie wróble.
W rosyjskiej Absurdopedii w haśle PUTIN WŁADIMIR znajduje się obszerny fragment poświęcony rozpowszechnionemu w Rosji mitowi o fizycznej nieśmiertelności Putina. „Lud wierzy w jego nieśmiertelność, gdyż rząd zawsze powtarzał, że Putin jest wieczny. Rozumie się, że Władimir Putin jest człowiekiem, a zatem wiecznie żyć nie może, jednak przyznanie się do tego było potężnym ciosem dla reputacji władzy w Rosji – piszą prześmiewcy z Absurdopedii. – Dla rozwiązania tego problemu, który nazwano Problemem XXI wieku, zostały zaprzężone najświatlejsze umysły spośród funkcjonariuszy służb specjalnych. Wreszcie znaleziono sposób – prosty i efektywny: odtąd wszyscy władcy Rosji będą nosić nazwisko WŁADIMIR PUTIN, które stanie się synonimem prezydenta, ale szerokim masom o tym nigdy nikt nie powie”.
Tyle żartów. Ale sprawa nieśmiertelności Władimira Putina ma i całkiem poważny wymiar. O tym – w następnym odcinku nieśmiertelnego cyklu.

Putin i nieśmiertelność, część pierwsza

To się nazywa „Bezpośrednie połączenie” (Priamaja linia). Spontaniczne społeczeństwo w spontanicznym porywie zadaje najważniejsze pytania głowie państwa. A głowa państwa odpowiada. Również spontanicznie, ma się rozumieć. Dziś spektakl jednego aktora trwał 4 godziny 47 minut.
Pytania do Putina zostały skrupulatnie przesiane przez profesjonalne sito obsługi. Wazelina lała się z ekranu szerokim strumieniem. Lojalki i „czołobitne” przekazywano z miast i przysiółków jak Rosja długa i szeroka.
Ojciec narodu z troską pochylał się nad dochodami społeczeństwa, nad stanem dróg, nad walką z korupcją (a jakże). Było o listach Bieriezowskiego. Wedle słów Putina, zmarły niedawno oligarcha prośby o możliwość powrotu do Rosji skierował nie w jednym, ale nawet w dwóch listach przekazanych przez dwie różne osoby. Putin nie odpowiedział na nie. Cóż, rozdział zamknięty.
Było o jedynym słusznym podręczniku historii i o przywróceniu szkolnych mundurków (to dobry sposób zwalczania trendu do noszenia przez uczennice hidżabów – podkreślił prezydent).
Zapytany przez szefa rozgłośni Echo Moskwy Aleksieja Wieniediktowa o to, czy nie słyszy nutek stalinizmu w dzisiejszej Rosji, Putin odparł, że absolutnie nie ma powodu, by tak przypuszczać. W Rosji stalinizmu nie ma i nie będzie, społeczeństwo się zmieniło i nigdy na to nie pozwoli – oznajmił prezydent. Politycznych procesów w Rosji też nie ma. Ani represji wobec NGO. Nic z tych rzeczy nie ma. Na ulicy cicho sza i pod Kremlem cicho sza, nie ma Nawalnego i nie ma rokoszan 6 maja.
Lekkie ożywienie w rutynę niezmąconego spokoju wniósł były wicepremier i minister finansów Aleksiej Kudrin. Putin wyznał, że zapraszał wywalonego swego czasu z hukiem z rządu przez Dmitrija Miedwiediewa Kudrina z powrotem do ekipy, ale „ten wałkoń” odmówił. Wałkoń Kudrin, który na pewno zupełnie przypadkiem przechodził koło studia telewizyjnego z tragarzami i zasiadł skromnie na widowni, odpowiedział prezydentowi ad vocem: „Przez długi czas byłem osobą odpowiedzialną za gospodarkę [w rządzie], ale system półśrodków i półreform dzisiaj nie ma racji bytu. Rosja nigdy nie wyjdzie z uzależnienia od ropy. A ja nie chcę się zajmować ręcznym sterowaniem”. Specjalista od ręcznego sterowania nie przejął się repliką swojego byłego współpracownika.
Przyglądałam się mimice Władimira Władimirowicza. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ostatni lifting nie bardzo się udał. Twarz obrzmiała i zesztywniała. Ta „charakteryzacja” jeszcze bardziej potęgowała we mnie poczucie, że jestem widzem w koturnowym teatrze, w którym wszystkie role są rozpisane, puenta znana i ani zabawna, ani dramatyczna. Czy tak już zawsze będzie? Raz do roku statyczne przedstawienie w dziwnym gatunku political fiction? Zanosi się na nieskończone bisy. Przypomniałam sobie wygłoszone przez jednego z komentatorów wyznanie, że Putin pilnie śledzi doniesienia o możliwości wydłużenia życia. Coś musi być na rzeczy. Ale o tym bardziej szczegółowo – w następnym odcinku.

Rosja zmęczona Putinem?

Jak się okazuje, tak – Rosja jest zmęczona Putinem. Ale to dopiero po roku 2018. O co chodzi? O wyniki ostatnich badań opinii publicznej na temat ewentualnego przyszłego prezydenta po upływie bieżącej kadencji Putina, czyli po roku 2018.
Za tym, by po 2018 roku na szczycie piramidy władzy stanął ktoś inny niż obecny umiłowany przywódca, po prostu ktoś nowy – bez wdawania się w dywagacje, z jakiego będzie obozu politycznego, w sondażu Centrum Lewady, opowiedziało się 55 procent pytanych. Reelekcja Putina zadowoliłaby 22 procent respondentów, powrót na Kreml Dmitrija Miedwiediewa – 8 procent.
Kilka miesięcy temu pisałam o wznowieniu jednego z ulubionego tematu ekspertów i jasnowidzów, czyli „kto po Putinie”, w związku z nagłym mianowaniem na stanowisko ministra obrony Siergieja Szojgu, naczelnego ratownika Rosji (http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/11/12/operacja-nastepca-reaktywacja). Wtedy jak na komendę media zaczęły jałowe spekulacje, czy Szojgu to dobra kandydatura. Teraz nazwisko ministra pochodzącego z odległej Tuwy znowu wieńczy listę rozpatrywanych kandydatur. Aż 74 procent Rosjan wyraża do niego zaufanie. Według Lwa Gudkowa z Centrum Lewady, Siergieja Szojgu popiera konserwatywne skrzydło elektoratu Putina – ludzie w starszym wieku, mało wykształceni, słabo poinformowani, mieszkający na prowincji.
Dobrze na ogół zorientowani, co w kremlowskiej trawie piszczy, politolodzy Gleb Pawłowski i Igor Bunin od jakiegoś czasu mówią, że Putin ma „na wszelki wypadek” przygotowane kandydatury do przekazania schedy. Listy oczywiście nikt nie widział, w każdym razie nikt się nie przyznawał. Wszelako na giełdzie chodzą nazwiska z różnych porządków i różnych opcji. Oprócz Szojgu pojawia się nazwisko Aleksieja Kudrina, przez wiele lat ministra finansów i wicepremiera, autora programu oszczędzania w latach tłustych, wygryzionego z rządu przez Miedwiediewa, dalej wymienia się miliardera Michaiła Prochorowa, zapasowe lotnisko Kremla podczas ostatnich wyborów prezydenckich oraz Siergieja Sobianina, mera Moskwy, wielkiego niemowę, który wprawdzie zarządza Moskwą i nikomu na Kremlu nie wadzi, ale nic nie wskazuje na to, by się rwał na szczyty i umiał na tych szczytach postępować. Miedwiediewa na tej liście nie ma.
Tymczasem sami z siebie jeden po drugim już zaczęli się zgłaszać kandydaci na wyborach prezydenckich 2018. Jako pierwszy wyrwał się bloger, aktywista ruchu protestu, autor powiedzenia „partia oszustów i złodziei” na określenie Jednej Rosji, Aleksiej Nawalny. Właśnie czeka go proces o domniemane przewały przy wycinaniu lasu w obwodzie kirowskim.
Zaraz za nim pospieszył ze zgłoszeniem Dmitrij Diomuszkin, jeden z przywódców ruchu „prawdziwych Słowian”, głoszących wyższość rasy słowiańskiej nad innymi (w niedawnym wywiadzie przyznał się, że jak był mały, to wymalował cały żłobek w swastyki).
A dziś do tego grona dołączył Siergiej Mawrodi – autor największego szwindla po rozpadzie ZSRR: piramidy finansowej MMM, która oszwabiła 10-15 milionów naiwnych depozytariuszy. W 2007 roku został skazany za to na karę 4,5 roku pozbawienia wolności. Po wyjściu na wolność montuje kolejne piramidy, ale już z mniejszym powodzeniem. „Na pewno wystartuję w wyborach. To mój obywatelski obowiązek. MMM to dziś jedyna realna opozycja” – oznajmił Mawrodi.
Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki. Choć do wyborów jeszcze daleko i wszystko się może zdarzyć.

Antykorupcyjny przeciąg czy tylko show?

Jeśli nie możesz pokonać wroga, przyłącz się do niego – mówi znana maksyma. Prezydent Putin dojrzał już nawet do tego, żeby nie tylko przyłączyć się do wroga, ale nawet wziąć z jego rąk sztandar i stanąć na czele. O czym mowa? Państwo będziecie się śmiali – o walkę z korupcją.
Rosyjscy blogerzy – zrzeszeni, zinstytucjonalizowani, niezrzeszeni, pokorni i niepokorni – masowo wyciągają na światło dzienne, szczególnie w ostatnim czasie, fakty przekraczania przez deputowanych, ministrów, wysokich urzędników norm prawnych i etycznych. Zarobione „wysiłkiem ponad siły” (eufemistyczne określenie korupcji) ruble, skonwertowane na euro lub dolary, rosyjscy dygnitarze lokowali przez syte lata społecznego desinterresement na znienawidzonym Zachodzie. Pokupowali sobie przytulne mieszkanka w luksusowych apartamentowcach czy ustronne wille. Albo skrzętnie grosik do grosika składali na dyskretnych kontach bankowych.
Niektórzy z obnażonych dostojników łgali w żywe oczy z minami niewinnej putany, że nie mają nic wspólnego z małym mieszkankiem na Mariensztacie, o którym pisze jakiś „fiu-bździu” samozwańczy demaskator. Inni bez protestu i rozgłosu wycofywali się z arenki.
Prezydent Putin, który od kilku miesięcy pracuje nad skonsolidowaniem swojej bazy społecznej – konserwatywnie nastawionych prostych ludzi pracy – zabrał się więc do porządków w urzędniczej stajni Augiasza. Jeden z komentatorów napisał, że Putin patrzy na [stworzoną nawiasem mówiąc przez siebie] tak zwaną elitę z politowaniem i rozdrażnieniem jak na zapasionego psa, któremu już nawet nie chce się ruszyć z posłania. No cóż, dwór czyni króla. Demoralizacja elit nie pojawiła się przecież wczoraj, jest owocem kilkunastu lat dzielenia na „swoich” i „obcych”, przy czym „swoi”, a zwłaszcza „swoi bliscy”, mogli sobie pozwolić na dużo więcej niż gmin do „swoich” nienależący. „Swoi” mogli się obłowić. Kraść wedle rangi – mówiło się w carskiej Rosji. A w putinowskiej Rosji oficjalnej tabeli rang nie ma, więc każdy radził sobie jak mógł.
Jaki deszcz spadnie z tej chmury? Na razie przyjmowane są słuszne akty prawne. 2 kwietnia prezydent podpisał dwa dekrety wykonawcze do ustaw o przeciwdziałaniu korupcji oraz o kontroli zgodności wydatków urzędników państwowych z ich dochodami. Ustawy przewidują, że urzędnicy państwowi wszystkich szczebli, deputowani, a także szefowie korporacji państwowych nie mogą mieć kont za granicą. A w deklaracjach majątkowych wyżej wymienieni muszą wykazać nie tylko zagraniczne nieruchomości (które jako takie zakazane nie są), ale wskazać źródła ich finansowania. Prezydenckie ukazy dotyczą 1,3 miliona osób.
Szef prezydenckiej kancelarii Siergiej Iwanow oznajmił, że przez najbliższe pół roku będzie zbierał info o zagranicznych aktywach członków politycznej śmietanki. Ma powstać jednolity rejestr ich majątków. Termin złożenia deklaracji majątkowych przedłużono urzędniczej armii o trzy miesiące – do 1 lipca. „W walce z korupcją w Rosji nie ma i nie może być osób nietykalnych” – Iwanow wygłosił sentencję, którą teraz hafciarki wyszywają krzyżykami na kilimkach. Kilimki zawisną w urzędniczych gabinetach i będą przypominały ich właścicielom, że trzeba coś wymyślić, by się ratować. Sentencja Iwanowa w tłumaczeniu na język codzienności znaczy: „uwaga, uwaga! Koniec złudzeń, panowie, na każdego mamy haka”. A komu się nie podoba, kto uważa, że władza jest represyjna, że dzieje mu się krzywda, kto nie chce bezwarunkowo popierać projektów Kremla, to proszę opuścić życiodajne (a właściwie „życiodojne”) szeregi. Otwartym pytaniem pozostaje, jak się przyzwyczajeni do opływania w dostatki z renty korupcyjnej urzędnicy odniosą do genialnego planu pułkownika Krafta, pardon, Putina-Iwanowa. Już teraz w internecie można znaleźć porady, gdzie i jak bezpiecznie ulokować aktywa wycofane z zakazanych kont i dacz: należy kupować sztabki złota i dzieła sztuki. Ponadto oko Saurona można oszukać, rejestrując nieruchomości na małżonków i nieletnie dzieci.

Nowy obywatel w spodniach szerokich

Śpiączkę noworoczną w Rosji zakłócił w tym roku nowy obywatel Federacji Rosyjskiej – Gerard Depardieu. Albo, jak już powykręcali na rosyjski ład jego nazwisko komentatorzy: Żerar Renewicz Depardiewski.
Zwykle zajęte w okresie świątecznym okolicznościowymi hulankami i prostacką rozrywką albo pogrążone w drzemce rosyjskie media tym razem miały rzucony na pożarcie jeden świeży, fascynujący temat: oto salwujący się przed perspektywą płacenia we Francji wysokich podatków aktor Gerard Depardieu postanowił przyjąć rosyjskie obywatelstwo. Skala podatkowa w Rosji jest wobec zapowiadanych we Francji 75 procent wyjątkowo atrakcyjna: liniowy podatek dla osób fizycznych wynosi 13 procent (dla rezydentów, tzn. tych, którzy przebywają w Rosji przynajmniej 183 dni w roku) lub 30 procent (dla nierezydentów). Jeśli zatem grażdanin Depardieu zdecydowałby się rozliczać z rosyjskim fiskusem, mógłby nieźle przyoszczędzić. Sam zainteresowany zapewniał, że wcale nie chodziło mu o podatki, a obywatelstwo innego kraju postanowił przyjąć, gdyż poczuł się obrażony przez premiera Francji kąśliwymi uwagami.
Prezydent Putin kąśliwych uwag pod adresem aktora nie wygłaszał, co więcej – zaprosił francuskiego artystę o szerokiej rosyjskiej duszy, by na oczach całego świata stał się prawdziwym, zapisanym w urzędzie, Rosjaninem. Możliwość przyznania rosyjskiego obywatelstwa Francuzowi Depardieu prezydent zapowiedział podczas tasiemcowej konferencji prasowej pod koniec grudnia. I jak to w bajkach bywa, Depardieu znalazł w trybie natychmiastowym „cichą przystań, non iron i wikt” w Rosji. Wyznania miłosne Depardieu pod adresem Rosji zostały w Rosji przyjęte z rezerwą, ale przyjęte, natomiast wyznania miłości do Putina wzbudziły liczne sardoniczne komentarze i zapytania, czy na skutek nadużywania mocnych trunków grażdaninowi Depardieu w główce się nie pomieszało. Media niechętne Putinowi nazywają francuskiego, a właściwie już rosyjskiego aktora „nowym błaznem Putina”.
Od kilku dni codziennie media dostarczają nowej pożywki. Oto Depardieu przybył do Soczi po paszport. Spotkał się z Putinem. Buzi, goździk, klapa, obnimka, paszport. Drug Żerar pojechał do Republiki Mordwa, w tradycyjnej wyszywanej koszuli śpiewał i pląsał. I wyciągał ze spodni szerokich, przed światem rozkładał – ładunku bezcennego fracht. Rosyjski paszport. Majakowski pisał wprawdzie o sowieckim paszporcie, ale słynny wiersz doskonale pasuje i do dzisiejszych realiów. Czytajcie, zazdrośćcie.
Władze Republiki Mordwa wręczyły gościowi klucze od mieszkania w Sarańsku i zaproponowały posadę ministra kultury republiki. Depardieu jakoś się nie pali do osiedlania w dalekiej republice, słynącej z licznych kolonii karnych (w jednej z nich siedzi Nadia Tołokonnikowa z Pussy Riot). Propozycje zatrudnienia lub zamieszkania sypią się jak z rękawa. Dzisiaj dyrektor teatru dramatycznego z miasta Tiumeń zgłosił, że ma w trupie teatralnej wakat dla aktora. Pensja wynosi 16 tys. rubli, z wysługą lat i dodatkami – 23 tys.
Depardieu uzyskał obywatelstwo rosyjskie w trymiga, z pominięciem procedur. Rzecznik prezydenta, Dmitrij Pieskow kilka dni temu tłumaczył nadzwyczajny tryb przyznania obywatelstwa Żerarowi Renewiczowi jego nadzwyczajnymi zasługami dla rosyjskiej kultury. Depardieu zagrał w rosyjskich filmach dwie role – kilkanaście lat temu w „Zazdrości bogów” i niedawno w „Rasputinie”. Zasługi jak zasługi. Nie o zasługi tu jednak chodziło, a o polityczne show. O pokazanie, że rosyjskie obywatelstwo jest przedmiotem pożądania nie tylko dla dziesiątków byłych obywateli Związku Radzieckiego, ale nawet dla gwiazd francuskiego ekranu.
„Być może na zwykłym rosyjskim szaraczku PR władz na krótką metę zrobi wrażenie – napisała w redakcyjnym komentarzu internetowa „Gazeta”. – Ale w oczach reszty świata Rosja jest krajem, który cynicznie handluje nawet obywatelstwem w koniunkturalnych, propagandowych celach. Nikt na świecie nie odebrał show z rosyjskim obywatelstwem Depardieu jako triumfu rosyjskiej polityki. […] Kraj, z którego wyjechało na zawsze kilka milionów ludzi, tracący potencjał intelektualny, po raz kolejny pokazał, jak lekceważy swoich obywateli. […] Depardieu we Francji nie jest prześladowany, chyba że za szykanę uznać pociągnięcie go do odpowiedzialności za prowadzenie samochodu po pijanemu”.
Nie wiadomo, jak długo potrwa rosyjska odyseja Gerarda Depardieu i jakie jeszcze splendory i zgryźliwości nań spłyną. Zresztą aktor oznajmił, że zamierza nadal ubiegać się też o obywatelstwo Belgii.

Wazeliniarz roku 2012

„W czasie walki Fiodora Jemieljanienki miałam szczęście siedzieć obok Władimira Władimirowicza [Putina] przy samym ringu. Od prezydenta bucha taka energia! Kobiecej intuicji nie da się oszukać!” – taki wazeliniarski pean wygłosiła mistrzyni świata w boksie Natalia Ragozina.
Zaangażowana sportsmenka wpisała się znakomicie w rozwijającą się w niektórych kręgach gałąź twórczości „ku czci wodza”. Ten gatunek z roku na rok przybiera coraz bardziej barokowe formy, zatem tworząca doroczny ranking lizusów gazeta „Kommiersant” miała w tym roku w czym wybierać. Tak na marginesie – Ragozina mówiła o spotkaniu z Putinem na pamiętnej walce mistrza Jemieljanienki. Pamiętnej, bo to właśnie wtedy Putin został po raz pierwszy głośno wygwizdany przez zgromadzoną publiczność, gdy wyszedł na ring pogratulować zwycięstwa Jemieljanience i zaczął uprawiać agitkę. Bo też miniony rok pokazał, że w Rosji kwitnąć może nie tylko wazeliniarstwo i dostarczył mnóstwa materiału do rankingu wypowiedzi czy haseł antyputinowskich. Niesione podczas masowych demonstracji ulicznych transparenty czy napisy na pomysłowych kostiumach były znakomitą reakcją na wydarzenia polityczne w kraju: np. „Nie kołyszcie łódką, naszemu szczurkowi robi się od tego niedobrze” – brzmiało hasło wymyślone przez pisarza Dmitrija Bykowa. Rozwinęła się też twórczość internautów, komentujących demonstracje i reakcje władz. Każdy spektakularny wyczyn władz – cuda nad urną, pałowanie demonstracji, proces Pussy Riot, lot Putina na czele stada żurawi – był inspiracją do napisania wierszyka czy narysowania dowcipu rysunkowego.
Ale wróćmy do tytułowego wazeliniarstwa. Z uwzględnionych przez „Kommiersanta” pereł wiernopoddaństwa warto przytoczyć kilka najbardziej kuriozalnych przykładów czołobitności w wykonaniu polityków, artystów, sportowców.
„Zawsze byłem za nim [Putinem], jestem i będę. Dlatego że długo żyłem i czekałem, kiedy nastanie władza, która da mi możliwości, które chciałbym mieć. On jest poważnym reprezentantem naszego kraju, kompetentnym w wielu dziedzinach. Ma ogromne doświadczenie. Może mówić z Niemcami po niemiecku, z Anglikami po angielsku. Za naszych poprzednich [przywódców] było mi wstyd za granicą. A teraz mogę zadzierać nos do góry, dlatego że w światowej polityce nie ma jemu równych”. Michaił Bojarski, aktor z Petersburga, nie wiedzieć czemu zawsze chodzący w czarnym kapeluszu.
„Wydaje mi się, że słowa Putin i Rosja rymują się”. Igor Szadchan, reżyser dokumentalista, autor filmów o Putinie, nieoficjalnie nazywany „nadwornym reżyserem”.
„Pomyślcie, przecież Putin jest pierwszym przywódcą Rosji od Mikołaja Romanowa, który doszedł do władzy w stu procentach legalnie. Co więcej, w stu procentach tę władzę legalnie utrzymuje”. Władimir Medinski, minister kultury.
„Putin to silny człowiek. Jest prawdziwym patriotą, wie wszystko o Rosji. Przy czym emocje nie są mu obce – Putin potrafi być sentymentalny”. Denis Macujew, pianista.
„Bardzo szanuję tego człowieka i nie rozumiem tych, którzy Putinowi zazdroszczą, przecież on wykonuje piekielną robotę”. Edgar Zapaszny, treser dzikich zwierząt w cyrku.
I na koniec wypowiedź jednego z najbogatszych ludzi Rosji, Arkadija Rotenberga: „Przyjaźń nigdy nikomu nie zaszkodziła. Ale ja bardzo szanuję tego człowieka [Putina] i uważam, że naszemu krajowi sam Bóg go zesłał”. Ta przyjaźń rzeczywiście nigdy nie przeszkadzała panu Rotenbergowi i jego bratu w robieniu interesów. Rotenberg zajmuje 94. miejsce na liście najbogatszych Rosjan z majątkiem wynoszącym 1 mld dolarów.
Satyryk Michaił Zadornow przypomniał w podsumowaniu roku o pewnym mnichu, który śmiało może zostać wpisany na listę wazeliniarzy roku. Podczas powitania w klasztorze Walaam pocałował on Putina w rękę: „Dzięki temu współpracownicy kancelarii prezydenta dowiedzieli się, że Putina można całować jeszcze i po rękach” – skomentował Zadornow.
Szanowni Czytelnicy, życzę pomyślności w Nowym Roku – zdrowia, wielu powodów do satysfakcji, harmonii i szczęścia.

PutinJeDzieci

Hashtag #PutinJestDietiej (PutinJeDzieci) zajmuje pierwsze miejsce we wpisach rosyjskojęzycznego Twittera. Miłujący dzieci prezydent Rosji podpisał dzisiaj przyjętą w ekspresowym tempie „ustawę Dimy Jakowlewa”, zakazującą adopcji rosyjskich dzieci przez Amerykanów. To zadziwiająca odpowiedź na przyjęcie przez USA „listy Magnitskiego”, zakazującej osobom odpowiedzialnym za śmierć audytora Hermitage Capital Siergieja Magnitskiego wjazdu do Stanów i przewidującej areszt ich amerykańskich aktywów [o „liście” i o reakcji Dumy Państwowej pisałam we wcześniejszych wpisach]. Ustawa zostanie jeszcze w tym roku opublikowana przez urzędową „Rossijską Gazietę” i wejdzie w życie 1 stycznia 2013.
Drugie miejsce na liście najpopularniejszych hashtagów zajmuje #PutinPoddierżywajetSirot (PutinWspieraSieroty), wylansowany przez prokremlowskich użytkowników, popierających podpisany też dziś dekret prezydenta o poprawie sytuacji sierot.
Sprawa przyjęcia ustawy od kilku dni jest tematem numer jeden rosyjskich mediów i portali internetowych.
Wczoraj „ustawę Dimy Jakowlewa” przegłosowała Rada Federacji, izba wyższa rosyjskiego parlamentu (albo, jak ostatnio modnie jest mówić i pisać w rosyjskich komentarzach nieprzychylnych wobec władz: tak zwanego parlamentu). Komentator gazety „Moskowskij Komsomolec” Stanisław Biełkowski napisał, że przewodnicząca Rady Federacji Walentina Matwijenko rozmawiała pono w przeddzień z Putinem, prosiła o pozwolenie na… nieprzyjmowanie ustawy. Ale Putin się pono nie zgodził. To, co mówili wczoraj senatorowie, ścigający się w wazeliniarskich, serwilistycznych do bólu słowach poparcia dla „słusznej linii naszej władzy” i wieszający wszystkie psy na niegodziwych władzach USA, trudno nazwać dyskusją. To był festiwal wiernopoddaństwa. Pięciu senatorów nawet zagłosowało na odległość, jeden ze szpitalnego łóżka, żeby tylko nikt na Kremlu nie pomyślał, że ten chory senator jest przeciwko wspaniałej ustawie, która ma nauczyć rozumu „Pindosów”. Komentator portalu Politcom.ru Aleksandr Iwachnik zauważa nielogiczność działań strony rosyjskiej: „Jeśli ustawa [Dimy Jakowlewa] jest polityczna odpowiedzią na bez wątpienia polityczny „akt Magnitskiego”, to co mają z tym wspólnego dzieci? Jeżeli ustawa ma na celu rozwiązanie humanitarnego problemu sierot, to jaki to ma związek z amerykańską ustawą, która dotyczy tylko wąskiego kręgu rosyjskich urzędników i siłowików?”. Osiemnastu (według innych źródeł – dziewiętnastu) członków izby wyższej nie przybyło na posiedzenie. Bez podania przyczyn. Biełkowski publikuje ich nazwiska i obiecuje, że spełni za ich zdrowie noworoczny toast. „Nie jesteście bohaterami, ale przynajmniej przyzwoicie się zachowaliście. A to już dużo w dzisiejszej sytuacji” – uzasadnia swój toast. A tutaj można obejrzeć zdjęcia z Rady Federacji – zaraz po głosowaniu nad ustawą senatorów zabawiali muzykanci i błaźni: http://kommersant.ru/Doc/2099055
Skomplikowane logiczne-nielogiczne figury wykonał rzecznik praw dziecka Paweł Astachow, który poparł przyjęcie ustawy: „Uważam, że zagraniczna adopcja jest dla kraju szkodliwa. Bo im więcej naszych dzieci adoptują cudzoziemcy, tym mniej wysiłków dokładamy w tym kierunku sami”. W porzo, ale co panu Pawłowi Astachowowi przeszkadzało do tej pory działać w słusznym ze wszech miar kierunku poprawy losu skrzywdzonych dzieci?
Rosyjscy deputowani powoływali się na amerykańskie statystyki: w ciągu dwudziestu lat w Stanach zginęło/zmarło tragicznie dziewiętnaścioro dzieci z Rosji. Nie ma oczywiście usprawiedliwienia dla tych, którzy przyczynili się do śmierci nieszczęsnych dzieci. To w ogóle nie powinien być argument w politycznych przepychankach na linii Moskwa-Waszyngton. Skoro jednak rosyjscy deputowani zapalczywie szermowali tym argumentem, to przeciwnicy ustawy wyciągnęli kontrargumenty z tego samego podwórka: w rosyjskich domach dziecka i internatach przebywa 119 tysięcy dzieci, które czekają na adopcję; wnioski o adopcję złożyło 18 471 osób (przy czym wszyscy wnioskodawcy chcą adoptować zdrowe dziecko). To jedna strona medalu. Druga jest jeszcze bardziej poruszająca: w ciągu piętnastu lat (od momentu rozpadu ZSRR do 2006 r.) w Rosji zginęło 1220 adoptowanych dzieci. Ośrodek badania opinii publicznej FOM podał dwa dni temu, że 56% Rosjan popiera „ustawę Dimy Jakowlewa”, 21% jest przeciwnych, a 23% nie ma zdania. Przy tym jednak 53% badanych stwierdziło, że przepisy dotyczące adopcji przez cudzoziemców należy zaostrzyć, ale nie należy całkowicie jej zakazywać, za wprowadzeniem pełnego zakazu opowiedziało się 22%.
I jeszcze jedno – koincydencja to, czy nie: dzisiaj Kościół katolicki obchodzi Dzień Niewinnych Dzieci Betlejemskich na pamiątkę Rzezi Niewiniątek.
I również dzisiaj twerski sąd rejonowy w Moskwie uniewinnił Dmitrija Kratowa, oskarżonego z artykułu 293: niedopełnienie obowiązków, wskutek czego doszło do nieumyślnej śmierci człowieka. Tym człowiekiem był Siergiej Magnitski.