Archiwa tagu: socjologia

Bez opozycji w kraju telewidzów

Telewizja to nasze okno na świat – mawiał Mordeczka z radiowej audycji Adama Kreczmara. Telewizja wszystko widzi, wszystko pokazuje, nie trzeba się ruszać z kanapy, nie trzeba zmieniać kapci na pantofle, wyściubiać nosa poza ściany własnego mieszkanka. Z ostatnich badań pracowni socjologicznej Centrum Lewady wynika, że Rosjanie nie tylko oglądają telewizję dla przyjemności, ale czerpią z niej wiedzę o kraju i świecie – dla 90 procent Rosjan telewizja jest głównym źródłem informacji (w Moskwie ten wskaźnik wynosi 93%), dla 53% telewizja jest jedynym źródłem informacji. Jedna trzecia Rosjan dociera jeszcze czasami też do treści przekazywanych przez inne media – prasę, radio, media internetowe. Ważnym źródłem informacji jest tradycyjna poczta pantoflowa. Z internetu korzysta 68 mln użytkowników, nie wszyscy czytają nowości – większość to użytkownicy Facebooka i jego rosyjskiego odpowiednika Vkontakte.

Badanie Lewady wykazało też, że od czasu rozpoczęcia kryzysu na Ukrainie zaufanie do programów informacyjnych państwowej telewizji znacznie wzrosło. Telewizja podaje przeżute danie – nie tylko „kartinkę”, ale komentarz do niej, coś w rodzaju katechizmu, obowiązującej wykładni.

Socjolodzy z Centrum Lewady uważają, że bezalternatywność przekazu informacyjnego jest jednym z filarów obecnego reżimu politycznego.

Na tym tle prezentuje się jeszcze jeden raport socjologów z Centrum Lewady – o podejściu społeczeństwa do opozycji. Socjolodzy zadali dwa pytania: czy w Rosji jest opozycja i czy jest potrzebna. 50% uczestników sondażu uznało, że opozycja jest (w 2012 r. – 66%), 57% uważa, że jest potrzebna (w 2012 r. – 72%), 23% pytanych zadeklarowało, że ich zdaniem opozycja w ogóle nie jest potrzebna, 20% nie potrafiło udzielić odpowiedzi. Na 2012 r. przypadły największe protesty społeczne epoki Putina, wtedy temat opozycji nie schodził z tapety. Dziś większość popiera poczynania Władimira Putina, z #Krymnasz na czele.

Ciekawą myśl wypowiedział w związku z powyższym Paweł Kazarin (http://nr2.com.ua/index.php/content/79-glavnye-temy/2035-chego-ne-uchel-igor-strelkov): Zajęcie Krymu było posunięciem na użytek polityki wewnętrznej. „Wszystko, co Rosja robi z Ukrainą to nie polityka zagraniczna Moskwy, a polityka wewnętrzna. Nawet historia z Krymem to w pierwszej kolejności sposób na zapanowanie nad sytuacją w kraju”. Nikt w Rosji nie zajmuje się wewnętrznymi problemami Rosji, nie zauważa dążeń opozycji pozasystemowej do zmiany systemu, nie ma dyskusji o alternatywie dla Putina. „Dla Rosji krymska epopeja to próba załatwienia problemów wewnętrznych: obronić się przed tymi, którzy myślą inaczej, wyrzucić ich poza nawias. Zwycięstwo Majdanu było policzkiem dla Kremla – ucieleśnieniem przegranej ich polityki, to mogło dać impuls wewnętrznym nastrojom”. Kazarin konstatuje, że po Krymie wszystko w Rosji się zmieniło.

Można powiedzieć, że zmieniło się to, co pokazuje na co dzień telewizja. A skoro coś pokazuje, to znaczy, że ludzie to widzą i w to wierzą. A jak czegoś nie pokazuje, to tego nie ma. Opozycji nie pokazuje.

Czego boją się Rosjanie

Pracownia socjologiczna WCIOM przeprowadziła doroczne badania opinii publicznej „Ranking zagrożeń 2013”. Pierwsze miejsce na liście zajął „napływ do Rosji imigrantów” (35%), kolejne lokaty: „upadek kultury, nauki i oświaty” (33%), „katastrofa ekologiczna” (28%), „zamachy terrorystyczne na ważne obiekty strategiczne” (28%), „wyczerpanie zasobów naturalnych” (25%), „pęknięcie w łonie rządzącej elity” (24%), „wymieralnie ludności z powodu zbyt małej liczby urodzeń” (23%).
Rosjanie już nie lękają się, że rozpadnie się państwo – taką obawę wyraziło 9% (w 2005 roku, kiedy ranking sporządzono po raz pierwszy, ta pozycja zebrała 34% głosów). Nie bardzo wierzą w możliwość wojny domowej (13%), niespecjalnie boją się epidemii (17%), lądowania kosmitów (19%), wojny z Zachodem (11%), konfliktów z najbliższymi sąsiadami (10%). Tylko 6% boi się, że do władzy w Rosji dojdą faszyści.
Pozycja „napływ imigrantów” pojawiła się w badaniu dwukrotnie: w 2005 roku i teraz. Osiem lat temu wskazało takie zagrożenie aż 58% respondentów. Przez kolejne lata pytania o to nie zadawano, choć problem przecież nie zniknął.
Temat „obcych” często gości na pierwszych stronach rosyjskich gazet. W 47-tysięcznym mieście Pugaczow doszło niedawno do buntu. Zaczęło się od bójki o dziewczynę, w wyniku której młody Czeczen zabił „miejscowego”. Ludzie wyszli na ulicę domagać się „sprawiedliwości”, omal nie doszło do linczu. Miasto dyszało żądzą odwetu na „czarnych”, jak pogardliwie nazywa się w Rosji przybyszy z Kaukazu. Tłum zablokował drogę. Do wysokich instancji popłynęły nawoływania o wysiedlenie z miasta wszystkich Czeczenów. To tylko jeden z wielu przykładów pokazujących, jak podgrzana jest atmosfera, jakie emocje wywołuje w Rosji temat imigrantów. A trzeba podkreślić, że wrogie nastawienie wobec „obcych” dotyczy nie tylko przybyszy spoza Rosji, ale też obywateli tego kraju: przede wszystkim mieszkańców Kaukazu Północnego. (W badaniu WCIOM nie określono, jakich „obcych” boją się u siebie Rosjanie).
Komentujący ten wynik badania eksperci twierdzą, że źródłem obaw stają się te zjawiska, z którymi człowiek styka się bezpośrednio lub o których często słyszy z mediów. Tak wielu uczestników sondażu wymieniło migrantów jako zagrożenie, bo temat jest ciągle obecny w przestrzeni publicznej. Podobnie rzecz się ma z sytuacją w oświacie (choćby głośna dyskusja o jednolitych egzaminach państwowych) czy nauce (awantura związana z narzucanymi odgórnie planami zreformowania Rosyjskiej Akademii Nauk).