Archiwa tagu: Władimir Putin

Pomazaniec na fasadzie

Po Moskwie krążył ostatnio taki dowcip: „2 marca 2008 roku odbyły się wybory prezydenta Rosji, „za” głosowało 80 procent wyborców. Dzień później ogłoszono nazwisko wybrańca”. Dziś okazało się, że Putin jednak podjął męczącą decyzję wcześniej i wszem wobec ogłosił nazwisko kremlowskiego pomazańca na niespełna trzy miesiące przed planowanym głosowaniem.

Został nim Dmitrij Miedwiediew, prawnik z Petersburga, pierwszy wicepremier, nadzorujący Gazprom i projekty narodowe. Postać znana, wylansowana w pocie czoła przez posłuszne media w ciągu ostatnich dwóch lat. I jednocześnie postać bez wyrazu, niesamodzielna, lojalna wobec Putina, któremu zawdzięcza karierę. A więc postać obliczona albo na dłuższe trwanie „dwuwładzy”, kiedy formalnie prezydentem jest Miedwiediew, a faktycznie nadal rządzi Putin i jego otoczenie, albo tylko na okres przejściowy (jeżeli Putin zamierza wrócić na szczyty władzy wcześniej niż po upływie czterech lat – Miedwiediew prawdopodobnie skróci kadencję i „ustąpi” mu miejsce na tronie). Czy taki plan się uda? Wygląda na to, że duża część rosyjskich elit zgadza się na zaproponowaną przez Putina obsadę personalną tronu. Miedwiediew daje wiarygodne gwarancje utrzymania się członków „korporacji – Federacji” u żłobu. Niezadowoleni na pewno są i jest ich niemało (choćby „frakcja” zgrupowana wokół ambitnego Siergieja Iwanowa, drugiego wicepremiera, któremu też prorokowano karierę następcy). Co teraz zrobią? Pogodzą się z przegraną czy podejmą walkę?

Kluczem do sukcesu Miedwiediewa była jego bezbarwność i posłuszeństwo wobec patrona. Miedwiediew do tej pory nie wykazywał żadnych własnych ambicji politycznych. Był idealnym wykonawcą poleceń. Czy tak będzie zawsze? Nie wiadomo. Stuprocentowych gwarancji powodzenia planu i stuprocentowych gwarancji bezpieczeństwa nie może Putinowi dać nikt, nawet ktoś, kto jest połączony z nim polityczną pępowiną.

Prezydent ma w Rosji władzę potężną. Miedwiediew był prezentowany do tej pory jako łagodny, zeuropeizowany, wykształcony menedżer nowego typu. Choć należy do wąskiego kręgu współpracowników Putina, nie wywodzi się z KGB. Otrzymywał zadania pilnowania interesów grupy rządzącej (m.in. w Gazpromie) i dobrze się z nich wywiązywał. Jeśli brał udział w wojnach podjazdowych kremlowskich koterii o wpływy w najbardziej dochodowych sektorach, to robił to dyskretnie. O sektorze siłowym, kwestiach bezpieczeństwa, strategii, wielkiej polityki raczej się nie wypowiadał (miał tylko pamiętne wystąpienie podczas tegorocznego zjazdu bogaczy w Davos, kiedy zapewniał Zachód o przywiązaniu do demokracji, liberalizmu i wolnego rynku).

Jeśli Miedwiediew pozostanie przy swoim wizerunku ludzkiego władcy ds. socjalnych, gdzie w takim razie będzie realna siła? Kto faktycznie będzie zawiadywał państwem? Gdzie będzie tylne siedzenie, na którym ma zamiar zasiąść Putin, by sięgać do steru? Komu służyć będzie armia wyższych i niższych urzędników przyzwyczajona do jednego cara? Czy Putin pozostanie carem, a Miedwiediew będzie kimś w rodzaju szambelana? Czy Miedwiediew będzie miał w ogóle coś do powiedzenia? A może to Putin lada moment nie będzie miał nic do powiedzenia? I jeszcze jedno: czy dzisiejsze ogłoszenie nazwiska pomazańca jest ostateczną decyzją Kremla, kogo Rosjanie mają wybrać w marcu na prezydenta? Takie pytania można mnożyć w nieskończoność.

Poznaliśmy dziś nazwisko kremlowskiego kandydata na prezydenta, ale odpowiedzi na pytanie, kto i jak będzie rządził Rosją po wyborach, nadal nie znamy.

Miszki Putina

Prezydent Putin jakoś nie cieszy się ze zwycięstwa w głosowaniu, cieszyć się więc muszą za niego w pocie czoła inni. Aktywiści proprezydenckich młodzieżówek „Nasi” i „Miejscowi” od dwóch dni balują za państwowe pieniądze w okolicach placu Czerwonego w Moskwie (mieszkańcy Moskwy klną na czym świat stoi, bo centrum Moskwy – i tak zwykle zakorkowane – stało się jednym wielkim korkiem), a dziś postanowili zorganizować jeszcze pożyteczną zabawę dla młodszych kolegów – tysiąca dzieci w wieku 8-15 lat z młodzieżowego ruchu „Miszki” (Misie). Imprezka na placu Błotnym odbyła się pod hasłem „Dziękujemy Putinowi za naszą stabilną przyszłość” . Dziwnie podobne to hasło do stalinowskiego „Dziękujemy Stalinowi za szczęśliwe dzieciństwo”. Wdzięczne dzieci postanowiły poprosić obiekt swej wdzięczności, prezydenta Putina, aby stanął na czele ich ruchu i został nie tylko liderem narodowym, ale jeszcze naczelnym Misiem Rosji.

Pomysłodawcy ruchu w wypowiedzi dla agencji TASS oznajmili, że „Miszki” są potrzebne, aby w przyszłości zrealizować osławiony plan Putina (tymczasem nadal trwają poszukiwania, gdzie znajduje się ów plan), „taka polityka młodzieżowa – wychowanie młodzieży w duchu patriotyzmu, wsparcie dla młodych talentów, edukacja – są nieodzowne, aby Rosja stała się światowym liderem”.

„Miszki” mają już swoją strukturę: drużynowy, który zorganizował dziesięć imprez z udziałem dzieci, otrzymuje tytuł „Niedźwiedź Wędrujący” (taki, który nie zapada w sen zimowy); drużynowy, który stworzył „jaczejkę” z dziesięciu podwórek, zostaje „Białym Niedźwiedziem”. Najwyższy w hierarchii jest „Niedźwiedź Brunatny” (czy ze względu na kolor koszuli?) – czyli, wedle słów aktywistów, megasuperniedźwiedź, który potrafi załatwić ważne problemy dzieci, np. zbudować plac zabaw.

Tak, plac zabaw jest rzeczywiście w dzisiejszej Rosji najważniejszą instytucją, wszyscy lubią się bawić i wszyscy się bawią, i nie zwracają uwagi, czy oczko już wypadło temu Misiu.
Należy przypuszczać, że prezydent Putin zgodzi się na oddolną inicjatywę „Miszek” i poprze ich starania. Prezydent Putin bardzo kocha dzieci. Kiedyś podczas spaceru po Kremlu w porywie pozytywnych uczuć pocałował w goły brzuszek chłopczyka Nikitę. Zdjęcia z tego pokazu czułości obleciały cały świat. Miłość prezydenta do dzieci objawia się też w popieraniu narodowego programu demograficznego. Dzieciom, którym już uda się przyjść w Rosji na świat (co wcale nie jest takie łatwe, zważywszy, że w 2006 roku dokonano tam 1 mln 407 tys. aborcji  przy liczbie urodzeń 1 mln 425 tys.), rzeczywiście trzeba pomagać, budować dla nich żłobki, przedszkola, szkoły, szpitale, karmić, odziewać, obuwać, a przede wszystkim kochać. O tym jednak szalejący po Moskwie aktywiści młodzieżówek nie myślą i nie mówią. Po prostu dziękują komu trzeba za szczęśliwą młodość.

Legitymacja Monomacha

Głosowanie, które odbyło się w Rosji 2 grudnia i które formalnie było wyborami do Dumy Państwowej, miało pomóc kremlowskim strategom i prezydentowi Putinowi w podjęciu decyzji, co dalej robić z problemem sukcesji władzy. W marcu 2008 roku powinny się odbyć wybory prezydenckie, w których Putin – jak chce konstytucja – po zakończeniu drugiej kadencji nie może już wystartować.

Ale czy to głosowanie cokolwiek rozstrzygnęło? Czy dało prezydentowi jakiekolwiek gwarancje bezpieczeństwa i podpowiedziało jedyny właściwy scenariusz postępowania? Wygląda na to, że nie, że hamletyzowanie Putina jeszcze się nie skończyło, że na Kremlu trwa męczący proces decyzyjny.

 

Wynik głosowania był zapowiadany, żadna niespodzianka nie utrudniła życia władzom. Może tylko trochę przesadzili z gorliwością szefowie niektórych republik, raportując o niewiarygodnie wysokiej frekwencji (np. Inguszetia – 98 proc., Kabardyno-Bałkaria – 94 proc.), czyniąc farsę wyborczą zabawną – a może tragiczną – ponad miarę. Średnią frekwencję wyliczono na poziomie 60 proc. Sterowana demokracja ma swoje sterowane wybory – zauważył Borys Sokołow, komentator jednej z gazet internetowych. – Toteż ich wynik nie jest ciekawy jako rezultat swobodnego wyboru elektoratu (głosowanie na pewno nie było wolne, komisje wyborcze skorygowały wynik w odpowiednim kierunku), a jako indykator tego, jaką Dumę chce mieć Kreml. Dylemat, czy wpuścić dwie czy więcej partii, został rozwiązany na korzyść wariantu z większą ilością ugrupowań, aby nie denerwować zbytnio Europy i Ameryki. Ma się rozumieć, wpuszczone zostały tylko te partie, które były całkowicie bezpieczne dla partii władzy.

Tak więc partia władzy – Jedinaja Rossija, której listę wyborczą otwierał Putin, zdobyła 64 proc. głosów. Pozostałe przystawki – druga wykreowana przez Kreml partia Sprawiedliwaja Rossija, mocno przez Kreml wyciszeni komuniści, którzy nie zaryzykują wychylania się wbrew woli władcy oraz grający zawsze zgodnie z interesami Kremla Żyrinowski i jego LDPR – po około dziesięć. Teraz ta maszynka do głosowania, której przycisk znajduje się w administracji prezydenta, przegłosuje każdą ustawę czy zmianę w konstytucji, o ile taka będzie wola Kremla.

64 proc. to 315 foteli w Dumie. Konstytucyjna większość. Ale z drugiej strony to o siedem punktów procentowych mniej, niż zdobył w wyborach prezydenckich w 2004 roku prezydent Putin. Więc nie jest to wynik zwalający z nóg.

A głosowanie uczyniono przecież plebiscytem poparcia dla prezydenta. Pod takimi hasłami mobilizowano – czasem prośbą, czasem groźbą – wszystkich, którzy mają prawo głosu. Dobry wynik miał poszerzyć pole manewru dla Putina, który ciągle nie wie, jak rozwiązać podstawową łamigłówkę: przekazać władzę przy jednoczesnym jej zachowaniu. Jaki użytek będzie można zrobić z tego propagandowo rozdmuchanego balonu popularności? Trudno dziś o jednoznaczną odpowiedź. Nic jeszcze nie jest przesądzone.

Przed wyborami lansowano propagandowo ideę, że Putin powinien zostać „narodowym liderem” – duchowym i moralnym strażnikiem ludzi sprawujących władzę, czuwającym, by ci, którzy objęli po nim stery rządów, realizowali posłusznie wyznaczoną przez niego linię, nazwaną ogólnikowo „Planem Putina”. Głośno rozpychający się w społecznej świadomości ruch „Za Putina” agitował, aby Putin mógł zająć taką pozycję. W ostatnich dniach przed wyborami proprezydencki ruch dziwnie wyciszono, sam Putin też przestał powtarzać mantrę o „narodowym liderze”. Czy to oznacza, że Kreml zrezygnował z tego ryzykownego wariantu (ryzykownego, bo pozycja „narodowego lidera” jest łatwą do zgniecenia wydmuszką, w konstytucji nie ma zapisu o prerogatywach „narodowego lidera”, w sytuacji buntu elit Putin jako ajatollah nie ma żadnych narzędzi, by stać się arbitrem ponad sczepionymi w zwarciu buldogami)? Bardzo możliwe, że na razie pomysł z „narodowym liderem” wisi na ścianie wśród innych branych pod uwagę wariantów.

Co dalej? Trzeba poczekać przynajmniej kilka dni na decyzję Putina, czy przyjmie mandat parlamentarny czy z niego zrezygnuje. To trochę rozjaśni sytuację, jeśli chodzi o kolejne etapy skomplikowanej i niebezpiecznej operacji Sukcesja (głosowanie 2 grudnia było jej elementem, wcale nie najważniejszym i niczego na razie nie przesądziło). W grze ciągle jest kilka równoległych scenariuszy. Problem Putina polega jednak na tym, że żaden z tych scenariuszy nie jest doskonały, każdy niesie dla niego ryzyko. A jego „urządza” tylko plan, który da mu mocne gwarancje osobistego i majątkowego bezpieczeństwa.

A trzeba jeszcze dodać, że w trakcie kampanii wyborczej Putin mocno rozgrzał tych, którzy jeszcze nie wyleczyli kompleksów po utracie imperium (a imię ich legion). To niebezpieczna zagrywka i dla samego Putina. Ostra antyzachodnia retoryka, odcinanie się od demokracji jelcynowskiej, piętnowanie chaosu tamtej epoki i stylu bogacenia się oligarchów rozbudziło znowu wiele apetytów i nadziei. Z jednej strony wzrosły oczekiwania, że jednak nastąpi rozprawa z niesprawiedliwą prywatyzacją lat 90. (a na to Putin nie może sobie przecież pozwolić, bo gmach jego władzy stoi na układzie oligarchicznym), z drugiej – wyraźnie euforię wywołuje perspektywa odzyskania przez Rosję pozycji mocarstwa, z którym wszyscy się liczą i którego wszyscy się boją  – nieważne, czy to możliwe, czy nie i jakimi środkami ową potęgę się zdobędzie (a zapowiedź wojowania z resztą świata to też niebezpieczny trick – Putin nie może sobie pozwolić na zerwanie z Zachodem, bo jednym z ważnych filarów gmachu jego władzy są interesy robione z zagranicą).

W studiu wyborczym pierwszego programu rosyjskiej telewizji po ogłoszeniu wstępnych wyników w niedzielny wieczór dyskutanci – politycy, politolodzy, ludzie kultury – zachłystywali się zwycięstwem Putina, który potrafił przekonać Rosjan, że jest im dobrze i obiecał, że niebawem Rosja znajdzie się w pierwszej światowej lidze. Podczas tego programu zostało dobitnie sformułowane zamówienie społeczne wobec człowieka, który będzie rządzić Rosją (wczoraj za idealnego kandydata zgodnym chórem uważano Putina, ale obsada personalna może ulec zmianie): Rosja musi być wielka. Kto będzie mógł spełnić te marzenia, tego pokochamy. Temu damy legitymację i czapkę Monomacha.

Fajna kurtka ajatollaha

W Rosji trwa ożywiona dyskusja, jak pozostawić umiłowanego przywódcę dożywotnio na tronie i jednocześnie zachować wierność literze konstytucji, która przewiduje tylko dwie z rzędu kadencje głowy państwa. Jeden z natchnionych członków partii Jedinaja Rossija, niejaki Sułtygow (ciekawa postać swoją drogą, może przy innej okazji warto o nim napisać parę słów) wystąpił z płomiennym apelem, wzywającym do uznania Putina za „narodowego lidera Rosji”. Taki lider byłby fundamentem „nowej konfiguracji władzy” – głosi Sułtygow. Decyzję w tej sprawie miałby podjąć zaraz po wyborach parlamentarnych (2 grudnia) kolejny dziwny byt:  Obywatelski Sobór. Delegaci soboru powinni złożyć przysięgę wierności liderowi. A lider miałby rządzić Rosją długo i szczęśliwie.

Publicyści i politolodzy rosyjscy zaczęli na serio oceniać tę inicjatywę, co może świadczyć tylko o jednym: każdy pomysł – nawet tak „odjechany” jak pomysł Sułtygowa – jest brany pod uwagę jako możliwy scenariusz rozwiązania „problemu 2008”, czyli co zrobić z Putinem (co Putin ma zrobić ze sobą), gdy zakończy się jego druga kadencja.

O tym, co ma ze sobą zrobić, powiedział wczoraj trochę sam „narodowy lider Rosji” in spe. Podczas spotkania z budowniczymi dróg pod Krasnojarskiem prezydent Putin ogłosił, że jeśli Jedinaja Rossija, której listę wyborczą otwiera, zdobędzie w grudniowych wyborach dużo głosów, to on odczyta to jako poparcie dla siebie. To natomiast da mu „moralne prawo, aby pytać tych ludzi, którzy zasiądą w Dumie i w rządzie, jak są realizowane wyznaczone przez nas teraz plany”.

Prezydent przyjechał z gospodarską wizytą na Syberię, by przyjrzeć się stanowi dróg (w tym dróg żelaznych), uniwersytetów i umysłów miejscowej elity. Miał na sobie cudnej urody czarną kurtkę z paskiem i kapturem, obszytym jeszcze większej urody futerkiem. Kiedy był małym chłopcem, musiał marzyć po nocach o takiej kurtce. Sama bym marzyła, gdybym kiedykolwiek była małym chłopcem. Prezydent rozmawiał z drogowcami długo, przy herbacie i maślanych bułeczkach. I podczas ekwilibrystycznych wywodów o roli partii w życiu kraju siedział przy stole w kurtce. Nie rozstał się z nią ani na chwilę.

Prezydent Putin na początku pierwszej kadencji z upodobaniem przymierzał rozmaite stroje – kaski pilota naddźwiękowca, tubietiejki narodów Wschodu, dżudogę. Dziś najwidoczniej przyszedł czas na kurtkę. Kurtkę narodowego lidera Rosji, który ma moralne prawo do zaglądania do kuchni politycznej swego kraju w każdej chwili, już po złożeniu prezydenckich pełnomocnictw. Mandatem takich rządów ma być ogólnonarodowy zachwyt wyrażony w głosowaniu 2 grudnia. Ciekawe, jakie zręby systemu politycznego wyłonią się w Rosji po „operacji specjalnej WYBORY”.