Jeszcze jeden bal u Szatana

22 lutego. Dzień po wygłoszeniu orędzia i w przeddzień Dnia Obrońcy Ojczyzny na stadionie Łużniki w Moskwie odbyła się wielka Z-patriotyczna feta, na której Putin ogłosił, że „cały naród to obrońcy ojczyzny”.

Łużniki były areną wielkiego putinowskiego spędu w zeszłym roku. Świętowano wtedy formalnie ósmą rocznicę przyłączenia do Federacji Rosyjskiej Krymu – 18 marca Kreml uznaje za datę wchłonięcia półwyspu. Mijał niecały miesiąc od rozpoczęcia inwazji. Już było wiadomo, że Blitzkrieg Putinowi nie wyszedł – Kijów się nie poddał, Zełenski nie uciekł, armia ukraińska stawia zaciekły opór. (Opisałam ów „bal u Szatana” w blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2022/03/19/bal-u-szatana/). Po roku od rozpoczęcia inwazji widać, że Putin zamierza nadal prowadzić tę koszmarną wojnę i przekuć ją w narzędzie polityczne, zapewniające mu wieczne trwanie na szczytach władzy. Chyba że znów coś pójdzie nie tak.

Z dużym opóźnieniem Putin zdecydował się na wygłoszenie orędzia przed połączonymi izbami parlamentu. W moskiewskim Gościnnym Dworze ustawiono półtora tysiąca krzeseł. Zasiedli na nich deputowani Dumy i senatorowie Rady Federacji, członkowie rządu, szefowie federalnych agencji, głowy wspólnot religijnych, a także weterani obecnej putinowskiej awantury w Ukrainie. To, o czym mówił Putin, spisałam w autorskiej rubryce „Rosyjska ruletka”: https://www.tygodnikpowszechny.pl/oredzie-putina-na-wschodzie-bez-zmian-182499.

Dziś tutaj uzupełnię ten wpis o kilka szczegółów. Przyglądałam się uważnie wierchuszce, która przybyła, aby wysłuchać wystąpienia Putina. Wśród zgromadzonych odnotowano kilka istotnych braków. Nie było „wiernego piechura Putina”, głowy Czeczenii Ramzana Kadyrowa. Podobno poleciał do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, często tam bywa, kręci jakieś geszefty, odbywa tajne misje, swoje i nieswoje. Ale że też odważył się nie przybyć do Moskwy w tak ważnym dniu, to ciekawe. Czeczenię reprezentowało dwóch zauszników Kadyrowa: Adam Delimchanow i Magomed Daudow. Ten ostatni prężył się latem ubiegłego roku w Donbasie, aby wykazać, że tylko czeczeńskie bataliony wojują jak należy. Ale chyba niewiele zwojował.

Nieobecny był i Jewgienij Prigożyn, zawiadujący wagnerowcami. Ostatnio się nadmiernie jak na nerwy Kremla rozbrykał. Nie dość, że znowu zaczął mocno krytykować ministerstwo obrony, to jeszcze wystąpił z oskarżeniem, że jego chłopaki specjalnie są „na głodzie”, jeśli chodzi o zaopatrzenie w amunicję. A jak nie mają czym strzelać, to masowo giną. W mediach społecznościowych opublikował bulwersujące zdjęcie przedstawiające stos trupów z równie bulwersującym opisem: ci żołnierze (wagnerowcy) mogliby nie zginąć, gdyby mieli amunicję. Ciekawe, co dalej z Prigożynem.

Kreml pełen jest jak zwykle szeptów o podjazdowych wojnach pomiędzy najważniejszymi urzędnikami. Dlatego tak smaczny kąsek jak nieobecność w Gościnnym Dworze szefa administracji prezydenta Antona Wajno i zastępcy szefa administracji Siergieja Kirijenki, odpowiadającego za podporządkowanie terytoriów odebranych Ukrainie, wzbudził domysły. Czyżby wypadli z łaski? Wajno jest sprawnym administratorem, nie zdradzał do tej pory ambicji politycznych. Co innego Kirijenko, który był przecież już premierem (dawno temu, jeszcze za Jelcyna, krótko) i niewątpliwie chce błysnąć, odnieść sukces, zasłużyć na laury od Putina, dwoi się i troi, aby zabrane ziemie Ukrainy jak najszybciej zniewolić. Jesienią media ukraińskie i europejskie spekulowały, że Kirijenko może być następcą Putina. Nieobecność została zauważona. Podobnie jak brak mera Moskwy, Siergieja Sobianina. Ten absencję tłumaczył chorobą. Komentatorzy w mediach społecznościowych tradycyjnie nabijali się z utytułowanych słuchaczy, którym podczas podniosłego wystąpienia głowy państwa własne głowy opadały. Jak mówią bywalcy okołokremlowskich imprez, przed główną częścią oficjalną jest mały „beforek”, podczas którego można „priniat’ na grud’” małe sto gramów wódeczki albo koniaczku. Albo wielokrotność. No i potem się chce spać, duszno, monotonny głos mówcy i klient gotów. Liderem trendu nieodmiennie pozostaje Dmitrij Miedwiediew.

Dzisiaj na Łużnikach Putin postawił kropkę w orędziu. Ogłosił, że obrońcami ojczyzny są wszyscy Rosjanie, nawet dzieci. O ile w zeszłorocznym show, poprzedzającym inwazję, Putin uczynił odpowiedzialnymi za decyzje wojenne wszystkich swoich najbliższych współpracowników, to teraz krwią mają spływać w jego mniemaniu wszyscy jego poddani. Poddani zgromadzeni na trybunach stadionu przytupywali z zimna, machali masowo flagami Rosji i skandowali „Rosja” i „Putin”. Tło wystąpienia prezydenta stanowili wojskowi, nagrodzeni za udział w wojnie. A właściwie „specjalnej operacji wojskowej” – ta nazwa nadal obowiązuje w oficjalnej nomenklaturze.

A jeśli chodzi o dzieci, które wedle Putina też walczą, to na scenie w pewnym momencie pojawiła się grupka kilku- i kilkunastolatków. Powiedziano, że to dzieci z Mariupola. Tak, tego Mariupola, zrównanego z ziemią przez rosyjską armię. Dzieci przytulały się na polecenie prowadzących koncert do wojskowego, niejakiego „wujaszka Jury”, i dziękowały mu za uratowanie. Putinowskie odwracanie pojęć zyskało nowe, koszmarne oblicze. Wykorzystanie tych nieszczęsnych dzieci do uwierzytelniania podłej, kłamliwej propagandy powinno zostać uznane za kolejną zbrodnię wojenną putinowskiego reżimu.

Publiczność zabawiali sprawdzeni putinowscy estradowi weterani – Grigorij Leps, Dmitrij Diużew, grupa Lube i inni. Wystąpił też jak zwykle w takich imprezach Oleg Gazmanow. Było zimno, więc na scenie śpiewał w kurtce. Uważni obserwatorzy zauważyli, że sprytnie zalepił na przodzie kurtki naszywkę z logotypem producenta – kurtka pochodzi z kolekcji firmy Prada i kosztuje, bagatela, 340 tys. rubli. Nowicjuszem w gronie oddanych putinistów był raper Szaman, który lansuje przebój tej wojny „Ja russkij”. Młode pokolenie podryguje Z-patriotycznie przy tych rytmach.

Jeden komentarz do “Jeszcze jeden bal u Szatana

  1. Muchor

    Cóż, pozwolę sobie tylko na historyczną paralelę – w 1916 też jeszcze odbywały się patriotyczne wiece na których sławiono Cara Wszechrusi. I nawet wielka kontrofensywa była przeprowadzona, i nawet odniosła pewne sukcesy. A potem czas przyspieszył.

    Oczywiście, historia jeżeli się powtarza, to jako farsa. Teraz zresztą to już widać – całe to patriotyczne uniesienie jest dość żałosną próbą powtórzenia nastrojów Rosjan z okresu Wielikoj Oteczestwiennoj. Ale chyba sami Rosjanie nie dają się na to nabrać – może i nie protestują, ale raczej mają niepokój o przyszłość, niż poczucie zagrożenia przez wroga u bram?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *